Niedzielny poranek, po długiej przerwie od rowera... Pewnie gdyby nie wyjazd na Silesia Maraton to pewnie i tak gdzieś bym się urwał na rowerze. Trochę męczy mnie przeziębienie, w zasadzie jego początek, ale... kilku znajomych i Darek biorą udział w maratonie. Pakuję aparat do plecaka, coś do jedzenia na drogę i... ruszam. Przed 9 jestem w okolicach Katowickiego ronda, czekam, po kilku minutach mijają mnie pierwsi zawodnicy... jakąś minutę za nimi pojawia się peleton... Co jakiś czas ktoś mi kiwa :)...
Już po wszystkim możemy zamienić kilka zdań, Spotykam się też z Adasiem i jego rodziną... mija dobre pół godziny zanim się rozstaję z wszystkimi i jadę do domu... Dzień miło spędzony, chociaż czuję, że to odchoruję... ale co tam :) Warto było :) Gratulacje dla wszystkich uczestników....
Ten dzień zapowiadał się nijak... Jeszcze dzień wcześniej myślałem, że spędzę go w pracy... Jednak udało się... dzień mogę wykorzystać tak jak chcę. W sobotę skręcam sobie kostkę, zaliczam urodziny i o 3:00 w niedzielę mogę się obudzić i przygotować do wyjazdu.
Około 4:30 wsiadam do pociągu, po drodze kilka razy ucinam komara ;)
Trochę po 7 wysiadam w Moszczenicy... Teraz pozostało dojechać do Tomaszowa rowerem. Dostaję informację, że Karolina wyjedzie mi na spotkanie. Powinniśmy się spotkać w okolicach Wolborza.
Jako, że przed wyjazdem niewiele jadłem, czuję, że czegoś mi brak, na szczęście w Moszczenicy jest odpowiedni sklep :), Nieźle zaopatrzony, są także Hot-Dogi z których korzystam :) Po krótkim posiłku jadę na w kierunku Wolborza, jest zadziwiająco ciepło, staję jeszcze raz, pozbywam się jednej warstwy, jadę na krótko :). W Wolborzu szybka fota i kieruję się na Chorzęcin gdzie z daleka widzę lecącego Czarnego Bociana :). Witamy się i ustalamy szybki plan dojazdu na miejsce zbiórki z pozostałymi uczestnikami wycieczki :)
Mam ze sobą najlepszego przewodnika po Tomaszowskiej ziemi więc nie muszę zaglądać na mapę, wiem, że dojedziemy na miejsce, na czas.... Trasa miejscami jest mi znajoma, ale... są odcinki gdzie nie mam pojęcia gdzie jestem ;). Zaskakuje mnie miejsce w którym wjeżdżamy do Tomaszowa, zresztą sama droga przez Tomaszów również zaskakuje. Jedziemy "obwodnicą", ruch na drogach jest tu sporo mniejszy, nie ma świateł i innych spowalniaczy :). Wkrótce docieramy w okolice Skansenu...
Andrzej i Mariusz już na nas czekaną :) Chwila powitania i... pora zapoznać się z trasą nakreśloną przez Karolinę :) Zaskakuje ilość szutrów, szlaków leśnych, cisza i spokój panujący tutaj. Długi przelot w kierunku Poświętnego przez Wąwał, Jeleń (gdzie zaskakuje nas ilość żołnierzy. Wyglądają jak leśni od Macierewicza, tyle, że wyposażeni się w kulki z farbą... ), Sługowice, Brzustów, Dębę. Tam zaczyna się Ścieżka Edukacyjno-Historyczna "Śladami Oddziału Majora Hubala" na którym nam zależało. Do Poświętnego poruszamy się właśni nim zatrzymując się przy ciekawych miejscach.
Chyba najbardziej wyróżnione jest miejsce Hubalowej WigiliiHubalowej Wigilii, stajemy tam na nieco dłuższy popas, najwyższa pora coś zjeść, czegoś się napić, troszkę odpocząć :) Spoglądamy na zegarki, dojechaliśmy w niezłym czasie... Po kilkunastu minutach ruszamy do Poświętnego.
O wejściu na teren kościoła nie ma mowy, trwa nabożeństwo, troszkę szkoda, ale cóż... nieco dalej zaskakuje tablica informacyjna ze szlaku "Filmowego Łódzkiego" z którego dowiadujemy się ile filmów było kręcone w tym miejscu m.in. "Jak rozpętałem II Wojnę Światową" :). W zasadzie każdy tytuł zaskakuje, bo jak gdzie... czemu nie rozpoznaliśmy tych kadrów... ;) Kino, film.... rządzą się jednak swoimi prawami. Na pewne rzeczy nie zwraca się uwagi, a czasami nie są tak opczywiste... Dopiero gdy ktoś pokaże nam je palcem...
Cóż... żegnamy się z Poświętnem i ruszamy dalej, w kierunku Inowłodza ale wcześniej jest Szaniec "Hubala" Okazuje się, że w rowerze Karoliny zerwała się linka blokady amortyzatora, dzięki temu mamy kolejny nieco dłuższy postój. Po inwentaryzacji plecaka, okazuje się, że mam odpowiednią linkę, ale nie mam odpowiedniego Imbusa, w moim "multi-toolu" producent nie przewidział tak małego rozmiaru. Na szczęście Mariusz ma :), po 5 minutach rower jest sprawny i możemy jechać dalej ;)
Docieramy do Fryszerki gdzie zatrzymujemy się w Starym Młynie w którym znajduje się smażalnia ryb. Kupujemy to co jest świeże, Pstrągi :) z własnej hodowli... Porcje są olbrzymie. Gdy płacimy za ryby, zastanawiamy się po co ktoś przyjeżdża tutaj by kupić Pangę? Nie dość, że to nie nasza ryba, to na dokładkę mrożona, dostarczana z.... diabli wiedzą skąd... Sens przyjeżdżania do tego miejsca po coś takiego to moim zdaniem pomyłka. W knajpce minęła nam godzinka ;)
Czas niestety płynie bardzo szybko, tak więc decydujemy się, na szybszy ale gorszy wariant szosowy po drodze 48. Na szczęście jest niedziela, ruch sporo mniejszy, nie ma tirów.... Gnamy w kierunku Tomaszowa i dalej na Skrzynki by podjechać do wysadzonych bunkrów. Trochę zajmuje nam odszukanie ich, drzewa skutecznie je maskują ;)
W lesie pod Skrzynkami, w pobliżu linii kolejowej zachowała się grupa tajemniczych bunkrów. Stoją na podmokłym terenie, także trudno do nich dotrzeć podczas mokrej wiosny. Kompleks składa się z czterech bunkrów typy Regelbau 102v i kilku niewielkich betonowych fragmentów, dobrze widocznych jedynie zimą. Bunkry 102v mogły łącznie pomieścić kilkudziesięciu żołnierzy piechoty. Składały się z komory oraz otworu strzelniczego na wysokości wejścia. Nie miały żadnego uzbrojenia, były jedynie zabezpieczeniem dla żołnierzy. Tym bardziej dziwi fakt postawienia schronów w lesie, dość daleko od dowództwa "Oberost" w Spale i okolicznych bunkrów linii Pilicy. Tak niewielka ilość żołnierzy nie mogła w żadnym wypadku przeciwstawić się naporowi wojsk radzieckich. Po wojnie wszystkie bunkry zostały wysadzone w powietrze, jak głosi wieść, przez pracowników Niewiadowa testujących materiały wybuchowe. Jeden schron zachował się jednak w przyzwoitym stanie i można wejść do środka.
Zbliża się 17, pora wrócić pod Skansen, gnamy na złamanie karku, najkrótszą drogą, stajemy na chwilę przy zabytkowym młynie w Komorowie, to... nasz ostatni punkt dzisiaj. Kilkanaście minut później meldujemy się na parkingu przy "Skansenie Rzeki Pilicy". Pakujemy rowery do samochodów. Mariusz zaoferował chęć podwiezienia mnie do Koluszek :) - dzięki...
Wkrótce żegnamy się z Uroczą Karoliną. Dzięki za ten dzień, za wycieczkę.
Andrzej rusza pierwszy, my z Mariuszem chwilę później... to Był dobrze spędzony dzień, w miłym towarzystwie. Dobrze jest się spotkać w nieco większej grupie od czasu do czasu... Prognozy pogody na niedzielę przez długi czas wieściły ulewy, jednak dzień okazał się ciepły, przyjemny... zresztą jak zawsze w Tomaszowie :)
Weekend totalnie bez roweru, po kilku dniach odczuwam delikatny dyskomfort w lewej ręce, tej kurującej się po złamaniu. Po 3 dniach aktywnej rehabilitacji w szpitalu, wyszło mi z tego, że kije mogą mi pomóc. Powinny rozruszać nadgarstek. Wychodząc trochę się boję o "uderzenia" generowane przez kije. Niesłusznie, amortyzacja zaskakuje, pierwsza w samych kijach (system antishock), druga w rękawiczce, która tłumi wszystkie uderzenia :)... Dłonie pracują w osi z którą mam największy problem przy poruszaniu. Początkowo wydaje mi się, że jest coś nie tak, jednak po kilku minutach wszystko już jest w porządku...
Wycieczka wyjątkowo krótka, początkowo planowałem coś około 20 km... jednak wiem, że ma padać, co jakiś czas sprawdzam radary meteo. Wyszedłem około 9. Mam 2 godziny... Więc w rachubę mam góra 2 godziny. Skracam trasę w kilku miejscach. Gdy dochodzę już z powrotem do Ochojca zaczyna kropić... Zdążyłem...
Upłynęło już trochę wody w Wiśle od tej wycieczki, trzeba jednak uzupełnić wpis..., tym bardziej, że nie wiadomo kiedy będzie kolejny....
Jest poniedziałek, mam wolne, dzień zapowiada się ciepły, przyjemny, jutro jadę na krótko do pracy, a później szkolenie w Warszawie. Rowera nie będę widział przynajmniej kilka dni. Kierunek wybrany w ostatniej chwili... Wisła.
Ruszam około 7:00, jest jeszcze chłodno w cieniu, chwilami po 15 stopni, ale w słońcu jest przyjemnie. Kierunek Wilkowje, Żwaków, Paprocany. Sporo szutrów na początku, trochę we znaki daje się chłód i wilgoć w lasach, ale wiem, że wracając będę szukał takich miejsc...;)
Po 5 godzinach spędzonych w szpitalu dowiedziałem się, że mam złamany koniec kości promieniowej z przemieszczeniem grzbietowym, pęknięcie końca dalszego kości łokciowej... założona szyna gipsowa... i informacja, że przez 6 tyg... raczej nie pojeżdżę :(
Jest niedziela, początek dnia... nie zapowiada się ciekawie, na niebie sporo chmur, jeszcze około 5 rano padało. Tyle, że około 7 zaczyna coś się poprawiać, temperatura wyraźnie się podnosi... Około 10:00 nosi mnie, wsiadam na rower i ruszam... plan... bez planu, po diabła mi plan. zobaczę gdzie mnie rower zawiezie. Ruszam początkowo do pobliskich lasów, tyle, że po opadach jest miejscami ślisko, chyba na tą chwilę to nie najlepsza opcja, krążę po okolicy i wyjeżdżam na Giszowcu, w sumie to dobry punkt wyjścia..., czy raczej wyjazdu dalej...
Czwartek, Boże Ciało..., dzień wolny, prognozy od jakiegoś czasu wskazywały, że będzie to ciepły dzień, prawie bezwietrzny... Od jutra w Polsce będzie lało, padało, wiało... szkoda, bo na ten weekend od dłuższego czasu mieliśmy plany, tylko co to za przyjemność marznąć w zimnym deszczu? Decyzja była trudna, nie ma co wypuszczać się za daleko. Za to... pod rozwagę mieliśmy 2 lokalizacje, okolice Częstochowy i Kielc... W zasadzie w ostatniej chwili została podjęta decyzja Częstochowa.
Z rana pakuję się w pociąg, wysiadam nieco przed Częstochową w Korwinowie, to lepsze miejsce jeżeli chodzi o wylot na Olsztyn, tak mi się wydawało, tyle, że dojazd na miejsce spotkania, przy skrzyżowaniu z DK46, część drogi to jakiś obłęd, jadę po chodniku wzdłuż jedynki, psychika i znaki nie pozwalają mi wjechać na drogę. Ktoś tutaj o czymś zapomniał, nie tylko o rowerzystach, ale i o pieszych...
Na miejsce spotkania z Karoliną docieram w chwili gdy i Ona tam wjeżdża... rozmawiamy kilka minut... może nawet kilkanaście, szybka wizyta na stacji i... ruszamy, początkowo DK46, za wiaduktem nad koleją, pojawia się rowerówka, piękna równa asfaltówka, o 9:30 prawie zero ludzi :) tak to można jechać :) Za stacją benzynową odbijamy na Skrajnicę i dopiero stamtąd wjeżdżamy do Olsztyna. W centrum kilka minut na focenie... i ustalenie dalszej trasy. Czasu specjalnie dużo nie ma, fajnie by było zahaczyć o Złoty Potok, może coś jeszcze... zobaczymy.... Z Olsztyna będziemy się kierować na Siedlec... a którędy? To wyjdzie w praniu, wiemy jedno, trzeba unikać piachu...