Wpisy archiwalne w kategorii

tam i z powrotem

Dystans całkowity:23118.73 km (w terenie 6486.68 km; 28.06%)
Czas w ruchu:1325:59
Średnia prędkość:17.44 km/h
Maksymalna prędkość:67.50 km/h
Suma podjazdów:128130 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:147 (79 %)
Suma kalorii:971214 kcal
Liczba aktywności:427
Średnio na aktywność:54.14 km i 3h 06m
Więcej statystyk

Na myjnię ;)

Sobota, 28 października 2017 · Komentarze(2)
Szybki wypad na myjnię, rower jest strasznie usyfiony, a jest szansa, że w weekend do niego zajrzę :)

Trzeba chwilę odczekać na myjni
Trzeba chwilę odczekać na myjni © amiga

Akcja na Ochojcu
Akcja na Ochojcu © amiga

Silesia Marathon

Niedziela, 1 października 2017 · Komentarze(5)
Niedzielny poranek, po długiej przerwie od rowera... Pewnie gdyby nie wyjazd na Silesia Maraton to pewnie i tak gdzieś bym się urwał na rowerze. Trochę męczy mnie przeziębienie, w zasadzie jego początek, ale... kilku znajomych i Darek biorą udział w maratonie. Pakuję aparat do plecaka, coś do jedzenia na drogę i... ruszam. Przed 9 jestem w okolicach Katowickiego ronda, czekam, po kilku minutach mijają mnie pierwsi zawodnicy... jakąś minutę za nimi pojawia się peleton... Co jakiś czas ktoś mi kiwa :)... 

Czołówka zawodników w okolicy ronda w Katowicach
Czołówka zawodników w okolicy ronda w Katowicach © amiga
Peleton Silesia Marathonu
Peleton Silesia Marathonu © amiga
Podobno ponad 2000 ludzi biegło na dystansie 42,195 km, a ponad 6000 osób na wszystkich dystansach
Podobno ponad 2000 ludzi biegło na dystansie 42,195 km, a ponad 6000 osób na wszystkich dystansach © amiga
Artur w peletonie :)
Artur w peletonie :) © amiga
Jest i Darek :)
Jest i Darek :) © amiga
Po chwili zbieram się i jadę na Muchowiec, drogą na krechę, by dotrzeć tam przed zawodnikami... nie doceniłem jednak tempa, gdy melduję się przy lotnisku, czołówka już dawno przebiegła. Jednak interesują mnie "zające", to za tymi konkretnymi wiem, że mogę oczekiwać znajomych... Peleton rozciągnął się... to dobrze, prościej "wyizolować" zawodników :)... 
Na Muchowcu peleton już się rozciągnął
Na Muchowcu peleton już się rozciągnął © amiga
Chwilami za kolejnymi zającami pojawia się większa liczba biegaczy :)
Chwilami za kolejnymi zającami pojawia się większa liczba biegaczy :) © amiga
Dawid właśnie mija moje stanowisko :)
Dawid właśnie mija moje stanowisko :) © amiga
Darek na zakręcie :)
Darek na zakręcie :) © amiga
Mija mnie po raz drugi dzisiaj Darek :), jest nieźle, jakieś 7 km za nim :)... Przyglądam się mapie, by nie jechać w peletonie, to nie ma sensu... poza tym pewnie służby by mnie usunęły z trasy... ale... mogę pojechać przez las na Giszowiec i dalej na Nikiszowiec :)... Wg rozpiski zająca który mnie najbardziej interesuje mam... 50 minut na dojazd, zdążę ;)... Od Giszowca jadę chodnikiem... nie ma opcji by pchać się pod prąd biegnących... Po raz kolejny widzę Darka :), to już 15 kilometr.... 
Dobiegając do Nikiszowca
Dobiegając do Nikiszowca © amiga

"Wybieg" z Nikisza © amiga
Teraz zawodników czeka dość nieciekawy odcinek, przez fragment Giszowca i drogę przy Mysłowicach, ale do Katowic mają wrócić przez Janów. Jadę na skróty, ustawiam się w Szopienicach... i czekam... Spotykam Adama z Etisoftu, chwilę rozmawiamy, czekamy na Darka... w końcu jest mija nas, robimy kolejne zdjęcia..., Adam ucieka na Stadion Śląski gdzie za około godzinę będzie finisz półmaratonu, a ja dalej podążam śladem Darka, a raczej wyprzedzam jego ślad... 
Kurtyna wodna w Szopienicach
Kurtyna wodna w Szopienicach © amiga
Po raz kolejny spotykamy się w Dąbrówce Małej, tym razem chwilę jadę koło niego, możemy zamienić kilka zdań... widać już zmęczenie, ale dalej biegnie... nie poddaje się... Jeszcze tylko 10 km... do mety... Ustawiam się w centrum Siemianowic Śląskich, przy jednej z bramek... Kolejne kilka zdjęć... i powolutku kieruję się do parku Śląskiego... 
Jedna z bramek w Siemianowicach Śląskich
Jedna z bramek w Siemianowicach Śląskich © amiga
Odliczam kolejne km... do mety coraz bliżej... jadę więc pod stadion... tutaj trafiam na jakiegoś stukniętego służbistę, gościa z ochrony, masakra... a gdzie pan jedzie, po co... a dlaczego... robił wrażenie jakby jeszcze wczoraj leżał pod sklepem z alkoholem... na szczęście pyskówka nie trwała zbyt długo, ustawiam się i czekam na Darka... jest dobiegł... Pokonał cały morderczy dystans... 
Już w Parku Śląskim
Już w Parku Śląskim © amiga
Jeszcze kilkaset metrów i będzie meta
Jeszcze kilkaset metrów i będzie meta © amiga

Już po wszystkim możemy zamienić kilka zdań, Spotykam się też z Adasiem i jego rodziną... mija dobre pół godziny zanim się rozstaję z wszystkimi i jadę do domu... 
Dzień miło spędzony, chociaż czuję, że to odchoruję... ale co tam :) Warto było :)
Gratulacje dla wszystkich uczestników.... 

Na myjnię ;)

Sobota, 30 września 2017 · Komentarze(1)
Po długiej przerwie, szkoleniowej, w końcu na chwilę wskakuję na rower, dziś w planie tylko myjnia.

Coś jest jednak nie tak, mam wrażenie, że coś mnie łapie, jakieś przeziębienie, na szkoleniu kilka osób kichało... chyba się na to załapałem... ech.. 

Ciekawe kto nim przyjechał?
Ciekawe kto nim przyjechał? © amiga
Plastuś w parku w Łodzi
Plastuś w parku w Łodzi © amiga

Na myjnię ;)

Sobota, 16 września 2017 · Komentarze(0)
Krótka sobotnia przejażdżka na pobliską myjnię... 

Domaga się już mycia
Domaga się już mycia © amiga
Syf spłukany
Syf spłukany © amiga

Śladami Hubala w doborowym towarzystwie :)

Niedziela, 10 września 2017 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Ten dzień zapowiadał się nijak... Jeszcze dzień wcześniej myślałem, że spędzę go w pracy... Jednak udało się... dzień mogę wykorzystać tak jak chcę. W sobotę skręcam sobie kostkę, zaliczam urodziny i o 3:00 w niedzielę mogę się obudzić i przygotować do wyjazdu. 

Około 4:30 wsiadam do pociągu, po drodze kilka razy ucinam komara ;) 

Trochę po 7 wysiadam w Moszczenicy... Teraz pozostało dojechać do Tomaszowa rowerem. Dostaję informację, że Karolina wyjedzie mi na spotkanie. Powinniśmy się spotkać w okolicach Wolborza. 

W pociągu
W pociągu © amiga

Jako, że przed wyjazdem niewiele jadłem, czuję, że czegoś mi brak, na szczęście w Moszczenicy jest odpowiedni sklep :), Nieźle zaopatrzony, są także Hot-Dogi z których korzystam :) Po krótkim posiłku jadę na w kierunku Wolborza, jest zadziwiająco ciepło, staję jeszcze raz, pozbywam się jednej warstwy, jadę na krótko :). W Wolborzu szybka fota i kieruję się na Chorzęcin gdzie z daleka widzę lecącego Czarnego Bociana :). Witamy się i ustalamy szybki plan dojazdu na miejsce zbiórki z pozostałymi uczestnikami wycieczki :) 

Kościół św. Mikołaja w Wolborzu
Kościół św. Mikołaja w Wolborzu © amiga

Mam ze sobą najlepszego przewodnika po Tomaszowskiej ziemi więc nie muszę zaglądać na mapę, wiem, że dojedziemy na miejsce, na czas.... Trasa miejscami jest mi znajoma, ale... są odcinki gdzie nie mam pojęcia gdzie jestem ;). Zaskakuje mnie miejsce w którym wjeżdżamy do Tomaszowa, zresztą sama droga przez Tomaszów również zaskakuje. Jedziemy "obwodnicą", ruch na drogach jest tu sporo mniejszy, nie ma świateł i innych spowalniaczy :). Wkrótce docieramy w okolice Skansenu...

Andrzej i Mariusz już na nas czekaną  :) Chwila powitania i... pora zapoznać się z trasą nakreśloną przez Karolinę :)
Zaskakuje ilość szutrów, szlaków leśnych, cisza i spokój panujący tutaj. Długi przelot w kierunku Poświętnego przez Wąwał, Jeleń (gdzie zaskakuje nas ilość żołnierzy. Wyglądają jak leśni od Macierewicza, tyle, że wyposażeni się w kulki z farbą... ), Sługowice, Brzustów, Dębę. Tam zaczyna się Ścieżka Edukacyjno-Historyczna  "Śladami Oddziału Majora Hubala" na którym nam zależało. Do Poświętnego poruszamy się właśni nim zatrzymując się przy ciekawych miejscach. 

Krótka przerwa na szlaku
Krótka przerwa na szlaku © amiga
Może będą grzyby?
Może będą grzyby? © amiga
Początek szlaku Hubala
Początek szlaku Hubala © amiga

Chyba najbardziej wyróżnione jest miejsce Hubalowej WigiliiHubalowej Wigilii, stajemy tam na nieco dłuższy popas, najwyższa pora coś zjeść, czegoś się napić, troszkę odpocząć :) Spoglądamy na zegarki, dojechaliśmy w niezłym czasie... Po kilkunastu minutach ruszamy do Poświętnego. 

Miejsce gdzie stała leśniczówka Bielawy
Miejsce gdzie stała leśniczówka Bielawy © amiga
Jest gdzie przysiąść
Jest gdzie przysiąść © amiga
Przy historycznym miejscu
Przy historycznym miejscu © amiga
Dookoła miejsca na ognisko
Dookoła miejsca na ognisko © amiga

O wejściu na teren kościoła nie ma mowy, trwa nabożeństwo, troszkę szkoda, ale cóż... nieco dalej zaskakuje tablica informacyjna ze szlaku "Filmowego Łódzkiego" z którego dowiadujemy się ile filmów było kręcone w tym miejscu  m.in. "Jak rozpętałem II Wojnę Światową" :). W zasadzie każdy tytuł zaskakuje, bo jak gdzie... czemu nie rozpoznaliśmy tych kadrów... ;) Kino, film.... rządzą się jednak swoimi prawami. Na pewne rzeczy nie zwraca się uwagi, a czasami nie są tak opczywiste... Dopiero gdy ktoś pokaże nam je palcem... 

Na szlaku filmowym w Poświętnym

Na szlaku filmowym w Poświętnym © amiga
Poświętne - Parafia rzymskokatolicka św. Filipa Neri i św. Jana Chrzciciela
Poświętne - Parafia rzymskokatolicka św. Filipa Neri i św. Jana Chrzciciela © amiga


Cóż... żegnamy się z Poświętnem i ruszamy dalej, w kierunku Inowłodza ale wcześniej jest Szaniec "Hubala"
Okazuje się, że w rowerze Karoliny zerwała się linka blokady amortyzatora, dzięki temu mamy kolejny nieco dłuższy postój. Po inwentaryzacji plecaka, okazuje się, że mam odpowiednią linkę, ale nie mam odpowiedniego Imbusa, w moim "multi-toolu" producent nie przewidział tak małego rozmiaru. Na szczęście Mariusz ma :), po 5 minutach rower jest sprawny i możemy jechać dalej ;)

Szaniec Hubala
Szaniec Hubala © amiga
Przy Szańcu Hubala
Przy Szańcu Hubala © amiga

Docieramy do Fryszerki gdzie zatrzymujemy się w Starym Młynie w którym znajduje się smażalnia ryb. Kupujemy to co jest świeże, Pstrągi :) z własnej hodowli... Porcje są olbrzymie. Gdy płacimy za ryby, zastanawiamy się po co ktoś przyjeżdża tutaj by kupić Pangę? Nie dość, że to nie nasza ryba, to na dokładkę mrożona, dostarczana z.... diabli wiedzą skąd... Sens przyjeżdżania do tego miejsca po coś takiego to moim zdaniem pomyłka. W knajpce minęła nam godzinka ;) 

A może rybkę?
A może rybkę? © amiga
W starym młynie
W starym młynie © amiga
Pychota :)
Pychota :) © amiga
W końcu wsiadamy na rowery, nieco dalej odwiedzamy jeszcze jeden drewniany młyn, i kierujemy się do Inowłodza, gdzie podjeżdżamy do sklepu, pora na uzupełnienie zapasów :)
Jako że w pobliżu są jeszcze 2 interesujące nas miejsca to również i tam podjeżdżamy. To Cmentarz Żydowski a raczej to co z niego zostało oraz Cmentarz z I wojny światowej. 
Kolejny stary młyn :)
Kolejny stary młyn :) © amiga
Macewy na starym cmentarzy w okolicach Inowłodza
Macewy na starym cmentarzy w okolicach Inowłodza © amiga
Droga na stary cmentarz wojskowy w okolicach Inowłodza
Droga na stary cmentarz wojskowy w okolicach Inowłodza © amiga

Czas niestety płynie bardzo szybko, tak więc decydujemy się, na szybszy ale gorszy wariant szosowy po drodze 48. Na szczęście jest niedziela, ruch sporo mniejszy, nie ma tirów.... Gnamy w kierunku Tomaszowa i dalej na Skrzynki by podjechać do wysadzonych bunkrów. Trochę zajmuje nam odszukanie ich, drzewa skutecznie je maskują ;)

Same bunkry trochę zaskakują, informacji na necie jest niewiele, coś znajduje się tutaj: Łódź i okolice. Dla miłośników militariów - pamiątki po I i II wojnie światowej.

Fragment pozwolę sobie zacytować :)

Skrzynki. Tajemnicze bunkry

W lesie pod Skrzynkami, w pobliżu linii kolejowej zachowała się grupa tajemniczych bunkrów. Stoją na podmokłym terenie, także trudno do nich dotrzeć podczas mokrej wiosny. Kompleks składa się z czterech bunkrów typy Regelbau 102v i kilku niewielkich betonowych fragmentów, dobrze widocznych jedynie zimą. Bunkry 102v mogły łącznie pomieścić kilkudziesięciu żołnierzy piechoty. Składały się z komory oraz otworu strzelniczego na wysokości wejścia. Nie miały żadnego uzbrojenia, były jedynie zabezpieczeniem dla żołnierzy. Tym bardziej dziwi fakt postawienia schronów w lesie, dość daleko od dowództwa "Oberost" w Spale i okolicznych bunkrów linii Pilicy. Tak niewielka ilość żołnierzy nie mogła w żadnym wypadku przeciwstawić się naporowi wojsk radzieckich. Po wojnie wszystkie bunkry zostały wysadzone w powietrze, jak głosi wieść, przez pracowników Niewiadowa testujących materiały wybuchowe. Jeden schron zachował się jednak w przyzwoitym stanie i można wejść do środka.
Pozostały tylko ruiny
Pozostały tylko ruiny © amiga
Bunkry w okolicach Skrzynek
Bunkry w okolicach Skrzynek © amiga
Pomimo tego, że zniszczone, to robią wrażanie
Pomimo tego, że zniszczone, to robią wrażanie © amiga
Grzyby mają się dobrze
Grzyby mają się dobrze © amiga

Zbliża się 17, pora wrócić pod Skansen, gnamy na złamanie karku, najkrótszą drogą, stajemy na chwilę przy zabytkowym młynie w Komorowie, to... nasz ostatni punkt dzisiaj. Kilkanaście minut później meldujemy się na parkingu przy "Skansenie Rzeki Pilicy". Pakujemy rowery do samochodów. Mariusz zaoferował chęć podwiezienia mnie do Koluszek :) - dzięki... 

Przy młynie w Komorowie
Przy młynie w Komorowie © amiga
Młyn w Komorowie
Młyn w Komorowie © amiga

Wkrótce żegnamy się z Uroczą Karoliną. Dzięki za ten dzień, za wycieczkę.

Andrzej rusza pierwszy, my z Mariuszem chwilę później... to Był dobrze spędzony dzień, w miłym towarzystwie. Dobrze jest się spotkać w nieco większej grupie od czasu do czasu... Prognozy pogody na niedzielę przez długi czas wieściły ulewy, jednak dzień okazał się ciepły, przyjemny... zresztą jak zawsze w Tomaszowie :)

Uśmiechnięta Karolina :)
Uśmiechnięta Karolina :) © amiga

Opis Karoliny

Opis Mariusza


Ps. Jeszcze raz dziękuję wszystkim za wspólnie spędzony dzień :)

Z buta i na kijkach po okolicy

Niedziela, 6 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Weekend totalnie bez roweru, po kilku dniach odczuwam delikatny dyskomfort w lewej ręce, tej kurującej się po złamaniu. Po 3 dniach aktywnej rehabilitacji w szpitalu, wyszło mi z tego, że kije mogą mi pomóc. Powinny rozruszać nadgarstek. Wychodząc trochę się boję o "uderzenia" generowane przez kije. Niesłusznie, amortyzacja zaskakuje, pierwsza w samych kijach (system antishock), druga w rękawiczce, która tłumi wszystkie uderzenia :)... Dłonie pracują w osi z którą mam największy problem przy poruszaniu. Początkowo wydaje mi się, że jest coś nie tak, jednak po kilku minutach wszystko już jest w porządku... 

Wycieczka wyjątkowo krótka, początkowo planowałem coś około 20 km... jednak wiem, że ma padać, co jakiś czas sprawdzam radary meteo. Wyszedłem około 9. Mam 2 godziny... Więc w rachubę mam góra 2 godziny. Skracam trasę w kilku miejscach. Gdy dochodzę już z powrotem do Ochojca zaczyna kropić... Zdążyłem...  

Lewa ręka jakby mniej bolała, wiec coś czuję, że będę to powtarzał w najbliższym okresie :)
Staw w Ochojeckim lesie
Staw w Ochojeckim lesie © amiga
Kapliczka w lesie w okolicach Murcek
Kapliczka w lesie w okolicach Murcek © amiga

Po bardzo długiej przerwie

Wtorek, 1 sierpnia 2017 · Komentarze(6)
Minęło 1.5 miesiąca od ostatniej jazdy, od złamania kości promieniowej i pęknięcia łokciowej. Około 12:00 opaska sztywna została zdjęta. Reka, masakra, jeszcze boli, wychudzona, zawias nie ma pełnego zakresu ruchów. Mięśnie nie pracują jak kiedyś. Od jutra rehabilitacja. 
Rękawica Dziadka Mroza ;)
Rękawica Dziadka Mroza ;) © amiga

Od kilku dni przygotowuję się do wejścia na rower, na górala. Jest lepiej amortyzowany, szersze koła też robią swoje. Ręka ląduje w ortezie. Jadę na krótką przejażdżkę do znajomego około 3 km dalej. Jest okazja sprawdzić czy mogę już kierować... 
Ręka musi być jeszcze zabezpieczona
Ręka musi być jeszcze zabezpieczona © amiga
Wrażenie są pozytywne, chociaż osłabiona lewica powoduje, że początkowo rower ucieka mi na boki... Musze się przyzwyczaić do nowej sytuacji... Wybór ortezy trafiony. Zabezpiecza rękę od spodu, z boków... jest nieźle. Prawdziwy test dopiero jutro... 

Wycieczkowo do Wisły z zaliczeniem gleby

Poniedziałek, 19 czerwca 2017 · Komentarze(10)
Upłynęło już trochę wody w Wiśle od tej wycieczki, trzeba jednak uzupełnić wpis..., tym bardziej, że nie wiadomo kiedy będzie kolejny....

Jest poniedziałek, mam wolne, dzień zapowiada się ciepły, przyjemny, jutro jadę na krótko do pracy, a później szkolenie w Warszawie. Rowera nie będę widział przynajmniej kilka dni. Kierunek wybrany w ostatniej chwili... Wisła.

Ruszam około 7:00, jest jeszcze chłodno w cieniu, chwilami po 15 stopni, ale w słońcu jest przyjemnie. Kierunek Wilkowje, Żwaków, Paprocany. Sporo szutrów na początku, trochę we znaki daje się chłód i wilgoć w lasach, ale wiem, że wracając będę szukał takich miejsc...;)

Bocian w Wilkowyjach
Bocian w Wilkowyjach © amiga
Uwielbiam takie ścieżki
Uwielbiam takie ścieżki © amiga

W Kobiórze jadę nieco inaczej niż zwykle, tracę szlak, jest źle oznaczony, trafiam za to nad urokliwy staw, muszę zawrócić i odszukać żółty rowerowy ;), udaje się, do Pszczyny nie mam żadnych problemów, jadąc ścieżkami zaskakuje mnie tak mała liczba rowerzystów, tyle, że po chwili przypominam sobie, że to dzień roboczy... ludzie siedzą w pracy.... To ja mam inaczej ;)
Chyba coś pokręciłem ;) droga skończyła mi się stawem ;)
Chyba coś pokręciłem ;) droga skończyła mi się stawem ;) © amiga
Park i pałac w Pszczynie
Park i pałac w Pszczynie © amiga
Na zaporze w Goczałkowicach
Na zaporze w Goczałkowicach © amiga
Za Goczałkowicami zaczynają się szlaki których, za dobrze nie znam, mniej więcej wiem gdzie się kierować, ale nic więcej... raz pakuję się na drogą prowadzącą wprost do zalewu ;)... Była asfaltowa, w przeciwieństwie do tej właściwej. Odpuszczam sobie Rudziczkę, nie mam ochoty na darmo zaliczać górkę, bo ani widoków jakiś oszałamiających nie ma, ani sama miejscowość nie jest urokliwa... Byłem, widziałem i jak nie będę miał jakiegoś wyraźnego celu to tam się nie wybieram ;)
Zawsze gotów do obrony kraju
Zawsze gotów do obrony kraju © amiga
Intryguje mnie po co ta stacja, dookoła las
Intryguje mnie po co ta stacja, dookoła las © amiga
Pomnik pomiędzy rozlewiskiem
Pomnik pomiędzy rozlewiskiem © amiga
Od Skoczowa jadę na Brenną, dopiero nieco dalej odbijam na Górki Małe, lubię tędy jeździć... droga spokojna, trochę się pnie, ale widoki... to właśni dla nich lubię się pomęczyć. 
Góry już widać
Góry już widać © amiga
Płynie Wisła płynie
Płynie Wisła płynie © amiga
Na spokojnie docieram do Wisły, jest dopiero południe, pora coś zjeść, w centrum zamawiam szaszłyk. ten okazuje się około 30dkg mięsa z 2 krążkami cebuli ;), drogie danie i ... nie za dobre.
Pociąg powrotny jedzie dopiero za kilka godzin, coś trzeba zrobić, jadę więc na Salmopol, byłem tam rok temu z Darkiem, tyle, że coś mnie męczy, to chyba ten obiad... za dużo? Coś nie tak z mięsem... jeszcze nie zaczął się podjazd a mam dość, ale... jak już obrałem ten kierunek to jadę ;)
Zdecydowanie odradzam jedzenie w tym miejscu, nie dość że drogo, to nijakie to coś jest
Zdecydowanie odradzam jedzenie w tym miejscu, nie dość że drogo, to nijakie to coś jest © amiga
Wisła w centrum Wisły
Wisła w centrum Wisły © amiga
Jak dzisiaj jest tutaj pusto
Jak dzisiaj jest tutaj pusto © amiga
Skocznia im. Adama Małysza w Wiśle Malince
Skocznia im. Adama Małysza w Wiśle Malince © amiga
W drodze na Salmopol
W drodze na Salmopol © amiga
Od czasu do czasu między drzewami widać dolinki i okoliczne górki
Od czasu do czasu między drzewami widać dolinki i okoliczne górki © amiga
Na szczycie Salmopolu
Na szczycie Salmopolu © amiga
Dojazd na szczyt zajmuje mi sporo czasu, ledwo żyję, jeszcze ta temperatura > 30 stopni... Ze szczytu kieruję się do Szczyrku i dalej na Bielsko, to ostatnie przyprawia mnie o zawrót głowy, trochę sprawę ratują DDRki, ale to nie załatwia wszystkiego... 
Szaszłyk dalej mnie męczy, ale mam ochotę na lody, najlepiej kwaśne ;) W centrum Szczyrku krótka przerwa, lody obłęd, sorbet kilka smaków... wszystko kwaśne, rewelacja... :) Teraz mogę jechać dalej...
Zjazd do Szczyrku
Zjazd do Szczyrku © amiga
Pora na coś kwaśnego
Pora na coś kwaśnego © amiga
Skocznia w Szczyrku
Skocznia w Szczyrku © amiga
Bielsko to tak jak się spodziewałem walka na drogach, jedynie centrum jako tako poszło, obrzeża to horror, podobnie jak przejazd przez Czechowice-Dziedzice... ale trzeba to zrobić. Do domu coraz bliżej... W Goczałkowicach trochę para schodzi, w końcu znam już szlak do domu, zostało około 40 km :)... kierunek Pszczyna... 
Staw w Goczałkowicach-Zdroju
Staw w Goczałkowicach-Zdroju © amiga
Wjeżdżam na drogę wzdłuż wodociągu i... na progu zwalniającym zaliczam glebę..., boli... dostałem m.in. w splot słoneczny. Nikogo w okolicy nie ma... mija dobre kilkanaście sekund zanim oddycham normalnie, widzę zadrapania na łokciu, coś drobnego na kolanach.. rower cały... Cóż... do domu jakoś dojadę... to max 2 godziny spokojnym tempem...
Wsiadam na rumaka... i ... coś jest nie tak. Lewy nadgarstek rwie, każdy wybój to jakaś masakra... Z jedną ręką na kierownicy jadę około km... tak się nie da. Nadgarstek lekko puchnie...
Odpalam nawigację, sprawdzam który dworzec pkp mam najbliżej... - Pszczyna  około 3km... tam się kieruję, jeszcze chwilę jadę, ale nie mogę... boli jak diabli...schodzę z rowera i go prowadzę
Przeklęte progi zwalniające
Przeklęte progi zwalniające © amiga
Po drodze zaliczam aptekę, kupuję altacet, bandaż, wodę utlenioną, coś jeszcze smaruję tylko nadgarstek i lecę na dworzec. Pociąg przyjeżdża po około 5 minutach. Mam problem by wsadzić rower do pociągu... lewą ręką nie jestem w stanie się przytrzymać...
Wewnątrz zaczynam się opatrywać, pomimo tego, że było sporo ludzi ruszył się tylko około 20 letni chłopak - punk... pomógł mi zawinąć prawy łokieć...
Mija kilkadziesiąt minut...Dojeżdżam do Piotrowic... wysiadam, znowu problem z przytrzymaniem się... 
Rower prowadzę, nie próbuję wsiadać...
W domu szybki prysznic, mycie z użyciem jednej ręki i lecę do szpitala....

Po 5 godzinach spędzonych w szpitalu dowiedziałem się, że mam złamany koniec kości promieniowej z przemieszczeniem grzbietowym, pęknięcie końca dalszego kości łokciowej... założona szyna gipsowa... i informacja, że przez 6 tyg... raczej nie pojeżdżę :(

Niedzielne Katowice

Niedziela, 18 czerwca 2017 · Komentarze(5)
Jest niedziela, początek dnia... nie zapowiada się ciekawie, na niebie sporo chmur, jeszcze około 5 rano padało. Tyle, że około 7 zaczyna coś się poprawiać, temperatura wyraźnie się podnosi... 
Około 10:00 nosi mnie, wsiadam na rower i ruszam... plan... bez planu, po diabła mi plan. zobaczę gdzie mnie rower zawiezie. Ruszam początkowo do pobliskich lasów, tyle, że po opadach jest miejscami ślisko, chyba na tą chwilę to nie najlepsza opcja, krążę po okolicy i wyjeżdżam na Giszowcu, w sumie to dobry punkt wyjścia..., czy raczej wyjazdu dalej... 

Jedno z miejsc postojowych w Ochojeckim lesie
Jedno z miejsc postojowych w Ochojeckim lesie © amiga
W
W "centrum" Giszowca © amiga
Korci by podjechać na Nikiszowiec, w końcu jestem bardzo blisko, ale... opcja przez Janów, przez Bolinę jest niewskazana po opadach, tam na krótkim odcinku będzie bagno... wiec, jadę szosą, coś czego nie lubię, droga "normalnie" jest dość ruchliwa, ale w końcu mamy niedzielę rano, wiec liczę na to, że sporo osób jeszcze się przewraca z boku na bok. Chyba tak też jest, dzięki temu dość szybko docieram na Nikisz. Miejsce rewelacyjne, ale... wprowadziłbym tutaj całkowity zakaz wjazdu samochodami, czy raczej pojazdami silnikowymi. 2 ciągi samochodów po obu stronach dróg, zawalone blaszakami podwórka wyglądają obleśnie w tym miejscu. Tyle, że coś z autami trzeba by zrobić. Pobliska kopania Wieczorek jest już likwidowana, myślę, że spokojnie na części terenu można by zrobić zamknięty parking dla mieszkańców. Obstawiam jednak, że władze mają to głęboko w poważaniu. Jakiś czas temu rozbroiło mnie gdy Katowice pochwaliły się, że na 1000 mieszkańców mamy więcej samochodów niż w Berlinie, czy Paryżu. To akurat nie jest powód do chwały. W dużych miastach na zachodzie raczej ucieka się od aut, w zamian stawiając na komunikację publiczną. Ta kuleje. Nie rozwijane są nowe nitki tramwajowe, autobusy stoją w korkach, o metrze nie ma mowy (szkody górnicze), a z kolejną miejską już dawno się pożegnaliśmy. W zamian Katowiczanie rano i wieczorem stoją w korkach... 
Wjazd na Nikisz... powinien być zakaz parkowania i wjazdu samochodów
Wjazd na Nikisz... powinien być zakaz parkowania i wjazdu samochodów © amiga
Nikiszowiec w porze
Nikiszowiec w porze "mszowej" © amiga
Kościół św Anny na Nikiszu
Kościół św Anny na Nikiszu © amiga
Cisza, spokój, pewnie za 2-3 godziny będzie tutaj pełno ludzi
Cisza, spokój, pewnie za 2-3 godziny będzie tutaj pełno ludzi © amiga
Pod
Pod "Arkadami" © amiga
Dzisiaj z okazji niedzieli, zamiast przez las na 3 stawy jadę na Szopienice, w dzień powszedni to samobójstwo, wieczorem podobnie, ale mamy niedzielne południe ;) Przypomina mi się coś... w pobliżu Selgrosa, gdzieś tam w którejś z uliczek coś jest, ale nie pamiętam co... (mapy tej okolicy przeglądałem dawno, dawno temu). Cóż... wjadę i poszukam. Najbardziej obiecująca jest ul. Krakowska, nie wiem c czemu po głowie mi chodzi najstarszy drewniany budynek w Katowicach. Czyżby to miało być to miejsce? Jadę i obserwuję okolicę... 
Trafiam na Zameczek Prittwitz, więc dobrze kojarzyłem tylko nie drewniany, a murowany...  ;)
Zameczek Prittwitz
Zameczek Prittwitz © amiga
Tablica informacyjna
Tablica informacyjna © amiga
Gdy wracam na szlak do centrum Szopienic, przypominam sobie o wieży wodnej i budynku dyrekcji huty Uthemann, ostatnio byłem tam kilka lat temu, zresztą chyba nie ma większego sensu jeździć tu co chwilę, tym bardziej, że zbyt wiele się tu nie dzieje... czas się zatrzymał po wyburzeniu większości budynków, pieców... jest wielka łąka i 2 budowle... kilka lat temu spaliła się zabytkowa wieża, widzę, że ją odbudowano, ale co z tego skoro dalej nie ma pomysłu co dalej z tym miejscem. Może warto zrobić z tym miejscem coś podobnego jak w "Nowych Gliwicach"? Może odmieniłoby to same Szopienice? Tutaj nikt spoza dzielni nie jeździ w nocy, nie szlaja się po ulicach, bo mogą go przefasonować... ;) Problemem jest także wyrzucanie do Szopienic tzw. marginesu społecznego. Są ulice które szokują tym, że na nich nikt nie parkuje, pomimo tego, że nie ma zakazu... tutaj jeździ się po prostu szybciej, zostawienie samochodu jest równoznaczne z jego rozbiórką ;)
Pozostałości po hucie Uthemanna w Szopienicach
Pozostałości po hucie Uthemanna w Szopienicach © amiga
Budynek dyrekcji Huty Uthemann
Budynek dyrekcji Huty Uthemann © amiga
To też jakiś budynek po hucie...Uthemann?
To też jakiś budynek po hucie...Uthemann? © amiga
Trochę na uboczu, trochę zaniedbany... a szkoda
Trochę na uboczu, trochę zaniedbany... a szkoda © amiga
No to trzeba uważać ;)
No to trzeba uważać ;) © amiga
Jadąc po Szopienickich ulicach, kierują się na staw Morawa, ale... zmieniam plan, zauważam znak informujący o cmentarzu ewangelickim, na miejscu okazuje się, że to nic ciekawego... za to tyłami docieram na Borki, tram są 2 miejsca, które mogą mnie interesować, pierwsze to stary szpital psychiatryczny, drugie to wieża wodna. O ile szpital jest w tej chwili mało fotogeniczny - trwa remont, o tyle wieża jak zawsze robi wrażenie. Ubolewam nad tym, że dalej nie wiadomo co zrobić, jak zagospodarować te budowle. Kawiarnia, restauracja, punkt widokowy? Ale w komplecie z wieżą pewnie właściciel powinien dostać też trochę terenu obok i zielone światło by coś z tym zrobić. Zdaje się że kilak wież poszło za grosze.... w cenie po kilka tys.zł... ale przy okazji nie umożliwiono im wyremontowania, czy poprowadzenia drogi pod wieżę, zrobienia parkingu... rzucano też kłody przy opcji remontu... bo to zabytek... w efekcie kilka wież już jest historią... 
Borki - wieża wodna
Borki - wieża wodna © amiga
Wieża obfocona więc wracam do centrum, wbijam się na tzw bulwary Rawy... dalej wydaje mi się, że ktoś lekko nadużył tej nazwy... a rowerzystów na dalszych odcinkach władze mają gdzieś... brak opcji zjazdy, trzeba dymać po schodach... widzę też, że pomysły oczyszczenia Rawy, dalej są tylko pomysłami... a szkoda.
Rawa i jej bulwary
Rawa i jej bulwary © amiga
Bulwary opuszczam w samym centrum, przejeżdżam tuż obok Muzeum Śląskiego, Spodka, przez rondo... a raczej pod nim i kieruję się, na park w Chorzowie. Boję się, że tysiące spacerowiczów skutecznie mnie wygonią z tego miejsca, ale na tych bardziej bocznych drogach dookoła parku jest nieźle, da się jechać. Spora pętelka i wyjeżdżam na os.Tysiąclecia.
Teren po kopalni Katowice, obecnie to muzeum Śląskie
Teren po kopalni Katowice, obecnie to muzeum Śląskie © amiga
Centrum Katowic
Centrum Katowic © amiga
Całkiem ładne. szkoda, ze tylko na niewielkim obszarze są takie oznaczenia
Całkiem ładne. szkoda, ze tylko na niewielkim obszarze są takie oznaczenia © amiga

"Wesołe miasteczko" reaktywacja ;) © amiga
Staw Maroko przy tałzenie
Staw Maroko przy tałzenie © amiga
Pozostało tylko jakoś wyjechać w kierunku Kokocińca, tutaj wydaje się, że najlepsza opcja to przejazd przez Załęską Hałdę... zauważam na jej szczycie miejsce postojowe, nie wiem czemu go wcześniej nie widziałem, a może po prostu go nie było gdy ostatni raz tędy jechałem ;) Kokociniec jest mi jeszcze z jednego powodu potrzebny, wiem, że tam jest kilka sklepów, a pić mi się niemiłosiernie chce.... ze sobą nie wziąłem oczywiście nic, poza kasą ;) Ale to ostatnie pozwoliło mi na małe zakupy w Żabce ;), baton proteinowy i pepsi rozwiązały sprawę. 
Miejsce postojowe na Załęskiej Hałdzie
Miejsce postojowe na Załęskiej Hałdzie © amiga
Do domu coraz bliżej, ale jeszcze w planie jest do odwiedzenia Starganiec, daleko nie ma, jadę szosą, będzie szybciej, na miejscu przerwa, chyba pierwsza ciut dłuższa, prawie 10 minut :), wszystkie poprzednie to jedynie chwila na fotę ;), tej oczywiście i na Stargańcu nie brakło. 
Na Stargańcu
Na Stargańcu © amiga
Chwila przerwy
Chwila przerwy © amiga
Do domu mam około 6 może 7 kilometrów. droga przez las.... zastanawiam się czy nie podjechać na myjnię, ale nie... jeszcze nie dzisiaj. Może jutro... ;) W sumie wyszła całkiem ciekawa wycieczka, nieco inna niż zwykle, kilka zupełnie nowych ścieżek, miejsc odwiedzonych... 


Bożocielnie na jurze z Karoliną :)

Czwartek, 15 czerwca 2017 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Czwartek, Boże Ciało..., dzień wolny, prognozy od jakiegoś czasu wskazywały, że będzie to ciepły dzień, prawie bezwietrzny... Od jutra w Polsce będzie lało, padało, wiało... szkoda, bo na ten weekend od dłuższego czasu mieliśmy plany, tylko co to za przyjemność marznąć w zimnym deszczu? Decyzja była trudna, nie ma co wypuszczać się za daleko. Za to... pod rozwagę mieliśmy 2 lokalizacje, okolice Częstochowy i Kielc... W zasadzie w ostatniej chwili została podjęta decyzja Częstochowa. 

Z rana pakuję się w pociąg, wysiadam nieco przed Częstochową w Korwinowie, to lepsze miejsce jeżeli chodzi o wylot na Olsztyn, tak mi się wydawało, tyle, że dojazd na miejsce spotkania, przy skrzyżowaniu z DK46, część drogi to jakiś obłęd, jadę po chodniku wzdłuż jedynki, psychika i znaki nie pozwalają mi wjechać na drogę. Ktoś tutaj o czymś zapomniał, nie tylko o rowerzystach, ale i o pieszych... 

Na miejsce spotkania z Karoliną docieram w chwili gdy i Ona tam wjeżdża... rozmawiamy kilka minut... może nawet kilkanaście, szybka wizyta na stacji i... ruszamy, początkowo DK46, za wiaduktem nad koleją, pojawia się rowerówka, piękna równa asfaltówka, o 9:30 prawie zero ludzi :) tak to można jechać :) Za stacją benzynową odbijamy na Skrajnicę i dopiero stamtąd wjeżdżamy do Olsztyna. W centrum kilka minut na focenie... i ustalenie dalszej trasy. Czasu specjalnie dużo nie ma, fajnie by było zahaczyć o Złoty Potok, może coś jeszcze... zobaczymy.... Z Olsztyna będziemy się kierować na Siedlec... a którędy? To wyjdzie w praniu, wiemy jedno, trzeba unikać piachu... 

Widać już zamek w Olsztynie
Widać już zamek w Olsztynie © amiga

Rynek w Olsztynie
Rynek w Olsztynie © amiga
Karolina przegląda zdjęcia
Karolina przegląda zdjęcia © amiga
Uśmiech jak zawsze od ucha do ucha :)
Uśmiech jak zawsze od ucha do ucha :) © amiga
Gdy opuszczamy centrum Olsztyna (w sumie to tam niewiele więcej jest poza centrum ;), wjeżdżamy na szlak, przy parkingu przed Sokolimi Górami, trochę terenu nie zawadzi, a na odległości możemy sporo zaoszczędzić, tylko czy to samo będzie z czasem? Wiem, że ta część jury potrafi być zdradliwa, wiem, by unikać czerwonego szlaku... pamiętam to jeszcze z Transjury, gdzie pierwsze 100 km było po piachu... 
Szlak nieco zaskakuje, owszem jest trochę piachu, nawet chwilami są nieco większe jego łachy, jednak da się przez to przejechać na cienkich kołach. Nie zmienia to faktu, że gdy wyjeżdżamy na asfalt, to czujemy ulgę... Lubię teren, tyle, że niekoniecznie piaszczysty ;)
Przy rezerwacie Sokole góry
Przy rezerwacie Sokole góry © amiga
Czerwone maki... na jurze
Czerwone maki... na jurze © amiga

Jedziemy przez Zrębice, w drewnianym kościółku trwa msza, masa ludzi, nie będziemy przeszkadzać, chociaż szkoda, że nie udało się wejść do środka, czy zrobić foty z zewnątrz. Będzie powód by tutaj wrócić ;) Część dróg którymi się poruszamy jest mi dziwnie znajoma, gdy przejeżdżamy koło kamiennego płotu prowadzącego na Siedlec poznaję to miejsce, za płotem jest pustynia Siedlecka, kiedyś  tam był umieszczony jakiś punkt kontrolny, na jakimś RNO, ale za diabła nie mogę sobie przypomnieć co to było, wydaje mi się, że chodzi o którąś z edycji Odysei, głowy za to nie dam ;)
Zrębice - Kaplica św. Idziego
Zrębice - Kaplica św. Idziego © amiga
Krzyż, przy źródełku św. Idziego
Krzyż, przy źródełku św. Idziego © amiga
Źródełko św. Idziego? Jakoś inaczej je sobie wyobrażałem
Źródełko św. Idziego? Jakoś inaczej je sobie wyobrażałem © amiga
Może ktoś chętny na kupno Piekła?
Może ktoś chętny na kupno Piekła? © amiga
W Siedlcu czy Siedlecu (?) kombinujemy przez chwilę z czarnym szlakiem pieszym dojeżdżamy do kamieniołomu Warszawskiego i wycofujemy się rakiem, to był zły pomysł, wracamy na asfalt. kierujemy się na Bramę Twardowskiego i dalej na Diabelskie mosty :). Kilka fot, kierunek Trzebniów... jedziemy czerwonym szlakiem, tyle, że odkrywany, po jakimś czasie, że to nie ten czerwony, w zamian zbliżamy się do Żarek... cóż. Pomyłka w sumie bez konsekwencji, w końcu to nie maraton, a może coś z tego będzie dobrego. Zaskakuje za to czerwony rowerowy, pamiętam, że było tutaj masę piasku, a w większości jedziemy idealnymi asfaltami... Docieramy wkrótce do Żarek. 
Bramki - droga do Bramy Twardowskiego
Bramki - droga do Bramy Twardowskiego © amiga
Tabliczka informacyjna
Tabliczka informacyjna © amiga
Brama Twardowskiego
Brama Twardowskiego © amiga
Czerwony rowerowy zaskakuje, ostatnio gdy tędy jechałem był piach
Czerwony rowerowy zaskakuje, ostatnio gdy tędy jechałem był piach © amiga
Samo miasto do tej pory traktowałem jako przelotowe, nie warte przerwy, zatrzymania się w nim, chyba, że po krótkie zakupy w sklepie. Dzisiaj mile mnie zaskoczyło, bo okazuje się, że znajduje się tutaj Sanktuarium, synagoga, kirkut, kościółek drewniany, młyn zamieniony obecnie na muzeum i... coś co mnie rozłożyło na łopatki - zespół stodół. Nazwa nijaka nie oddaje tego co zastaje się na miejscu... to kilkadziesiąt kamiennych stodół w centrum miasta, na dość sporym terenie... Wydaje się, że to miejsce umarło, bądź umiera, w każdym bądź razie nie ma pomysłu jak je wykorzystać, a jakby na to nie patrzeć to skansen w samym środku miasta :)
Sanktuarium Matki Bożej Leśniowskiej w Żarkach
Sanktuarium Matki Bożej Leśniowskiej w Żarkach © amiga
Zabudowania na terenie sanktuarium
Zabudowania na terenie sanktuarium © amiga
Zespół zabudowań stodół w Żarkach
Zespół zabudowań stodół w Żarkach © amiga
Młyn w Żarkach
Młyn w Żarkach © amiga
Synagoga w Żarkach
Synagoga w Żarkach © amiga
Kościółek św. Barbary w Żarkach
Kościółek św. Barbary w Żarkach © amiga
Na terenie kirkutu w Żarkach
Na terenie kirkutu w Żarkach © amiga
Kirkut w Żarkach
Kirkut w Żarkach © amiga
Spory cmentarz Żydowski
Spory cmentarz Żydowski © amiga
Połamane macewy wkomponowane w mur
Połamane macewy wkomponowane w mur © amiga
Kwiaty rosną wszędzie
Kwiaty rosną wszędzie © amiga
Przyroda upomniała się o to miejsce
Przyroda upomniała się o to miejsce © amiga
Powoli  wyjeżdżamy z Żarek, jedziemy śladem procesji, tuż przed sanktuarium jej końcówka wchodzi na jego teren. Minuta przerwy i możemy jechać dalej. Zahaczamy o Strażnicę Przewodziszowicką, tam w miejscu postojowym pałaszujemy pyszną domową pizze :).
Po obiedzie jedziemy dalej, kierunek pustelnia, która trochę zaskakuje, a raczej rozczarowuje, pustelnia to dość okazały kościółek, klasztor, połączony z czymś na kształt hotelu, tuż za trafiamy na miejsce gdzie można kupić dewocjonalia i kawę :). To ostatnie jest nam potrzebne... :) W ciągu minuty znika w naszych brzuchach... 
Pachnąca droga :)
Pachnąca droga :) © amiga
Strażnica Przewodziszowicka
Strażnica Przewodziszowicka © amiga
Poziomki zaczęły się czerwienić
Poziomki zaczęły się czerwienić © amiga
W pobliżu pustelni w Żarkach
W pobliżu pustelni w Żarkach © amiga
Najedzeni i napici źle zjeżdżamy i zamiast odbić na Trzebniów, wracamy w okolice kol. Czatachowej. wracać nie ma sensu, jedziemy więc tym samym szlakiem do Ostrężnika i dalej na Diabelskie Mosty, stąd już niedaleko do Złotego Potoku, główna droga jest obrzydliwa jak zawsze w tym miejscu wiec uciekamy nieco na bok, na czarny szlak rowerowy który doprowadza nad do tylnego wejścia do pałacu Raczyńskich. Po raz kolejny robimy kilka zdjęć, przyznam się, że pierwszy raz podjechałem tak blisko pod pałac, najczęściej zdjęcia robiłem znad pobliskiego stawu, a wjeżdżałem na teren główną bramą... 
Krajobraz rodem z Windowsa XP ;)
Krajobraz rodem z Windowsa XP ;) © amiga
Całkiem przyzwoity szlak
Całkiem przyzwoity szlak © amiga
Strażnica/Zamek i jaskinia Ostrężnik
Strażnica/Zamek i jaskinia Ostrężnik © amiga
Pałac Raczyńskich w Złotym Potoku
Pałac Raczyńskich w Złotym Potoku © amiga
Czas ucieka, musimy dotrzeć w okolice Olsztyna za około 90 minut... niby niedaleko, jednak obawiam się, że może wyskoczyć nam jakaś niespodzianka, w postaci piaskownicy... więc im szybciej wyjedziemy tym lepiej. Na wprost pałacu znajduje się szlak Maryjny ;) lub jak kto woli Czerwony Pieszy szlak Orlich Gniazd lub  Droga Klonowa ;)... do wyboru do koloru... Nawierzchnia dość nieprzyjemna, sporo kamieni, rowerami nieco rzuca... jednak da się po tym jechać. Gdy docieramy w pobliże Siedlca, decyzja mogła być tylko jedna, asfalt więc wracamy na szlak którym wcześniej już jechaliśmy, to tylko kilka km, a powinno nam to nieco przyspieszyć przejazd. Ponownie jedziemy przy pustyni Siedleckiej i Zrębice... mamy tym razem nieco szczęścia...  kościółek jest pusty i otwarty, tzn częściowo otwarty, wewnątrz są zamknięte przeszklone drzwi... ale widać wnętrze :)
Kościół św. Idziego w Zrębicach
Kościół św. Idziego w Zrębicach © amiga
Wewnątrz Kościoła św. Idziego
Wewnątrz Kościoła św. Idziego © amiga
Końcówka wycieczki to czerwony rowerowy, aż do samego Olsztyna, tam mamy chwilę by odsapnąć, pakujemy rowery i zostaję podwieziony do Częstochowy. 
Skałki w okolicy Olsztyna
Skałki w okolicy Olsztyna © amiga
Piachy też się trafiają
Piachy też się trafiają © amiga
Po drugiej stronie jest zamek w Olsztynie
Po drugiej stronie jest zamek w Olsztynie © amiga
Szczęśliwa Karolina po przejechaniu kolejnej piaskownicy
Szczęśliwa Karolina po przejechaniu kolejnej piaskownicy © amiga
Na brak piasku nie możemy narzekać
Na brak piasku nie możemy narzekać © amiga
Wieża zamkowa na skale
Wieża zamkowa na skale © amiga
Po pożegnaniu jadę dalej sam, do dworca niedaleko, ale rowerówka wzdłuż Alei Niepodległości to jakiś żart... są miejsca gdzie jeden rower ma problem by się zmieścić pomiędzy płotem, a słupami... to jakiś obłęd... To jest jeden z tych powodów dla których uważam, że rowerówki powinno się zlikwidować. Są niebezpieczne. 
Głupie pomysły na drogi pieszo-rowerowe w Częstochowie - wydaje mi się, że nie spełnia żadnych wymogów
Głupie pomysły na drogi pieszo-rowerowe w Częstochowie - wydaje mi się, że nie spełnia żadnych wymogów © amiga
Wkrótce docieram do dworca PKP, okazuje się, że mam sporo czasu, ląduję więc u pobliskiego chińczyka... jedzenie jak zawsze pycha... 
Dworzec PKP w Częstochowie
Dworzec PKP w Częstochowie © amiga
Do domu docieram po 21... zaczęło się ściemniać... jakoś mi to nie przeszkadza. 
Dzień spędzony aktywnie, w Towarzystwie Karoliny. Jak zawsze było to niesamowite spotkanie. Mam nadzieję, że Cię nie zanudziłem ;) Szkoda tylko, że prognozy na weekend pokrzyżowały nam plany... ale... co się odwlecze to nie uciecze :)