Wpisy archiwalne w kategorii

do 34km

Dystans całkowity:73100.96 km (w terenie 11237.08 km; 15.37%)
Czas w ruchu:3228:23
Średnia prędkość:22.64 km/h
Maksymalna prędkość:170.00 km/h
Suma podjazdów:262950 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:171 (92 %)
Suma kalorii:2777597 kcal
Liczba aktywności:2354
Średnio na aktywność:31.05 km i 1h 22m
Więcej statystyk

zmęczenie poweekendowe

Poniedziałek, 5 sierpnia 2013 · Komentarze(1)
KULT - Krew Boga


Poniedziałkowy poranek, jak mi się nic nie chce, wstaję z dużym opóźnieniem, jestem zmęczony, zupełnie nie mam ochoty na jazdę, na te trzy dychy do Gliwic...
W końcu udaje się jednak pozbierać jest 7:30..., masakra, lecę po szosach, szkoda czasu, dobrze, że nie ma jakiś wielkich upałów, tylko 20 stopni...
Na szczęście na drogach w zasadzie pusto, prawie nie ma samochodów, można nieco przycisnąć, chociaż i to idzie mi opornie... 4 godziny snu to jednak za mało... :), będę musiał to odrobić po powrocie...

Pustynia Błędowska - fotosketcher © amiga

szosami, nieco dookoła

Poniedziałek, 5 sierpnia 2013 · Komentarze(4)
HAPPYSAD - Odpocznijmy


Powrót z pracy, specjalnego planu nie ma, zdzwaniam się z Darkiem, jest w Rudzie Śląskiej niedaleko Plazy, rower w serwisie, a co mi tam, podjadę, niewiele mi to zmieni, poza tym, że będę leciał po szosach…
Wychodzę z firmy, od razu dostaję w pysk gorącym powietrzem… Spora różnica temperatur, potrzebuję chwili, aby się przyzwyczaić. Jakoś dam radę…, chyba :)
Ruszam i wg plany lecę przez Sośnicę, Kończyce, Bielszowice i powoli kieruję się na Plazę. Posżlo to dość składnie, dojazd zajął mi 38 minut :).
Na miejscu spotkanie z Darkiem i jego rodziną, mamy 40 min czasu, serwis się nie spieszy, zresztą lepiej aby robili wolniej, ale dobrze…
Grubo po 18:00 żegnamy się i jadę w kierunku Katowic, zastanawiam się którędy i decyduję się jednak na przejazd przez Wirek, czyli w zasadzie wracam na trasę DPD w wersji szosowej, tyle, że piekło zaczyna się kończyć. Temperatura wyraźnie spadła… jest przyjemnie :).
W Kochłowicach czuję, że rower zaczyna mi pływać, podejrzewam panę…, spoglądam na tylne kolo, bicie jak diabli, zatrzymuję się szukam przyczyny…, zerwałem szprychę… shit… teraz?
W trasie niewiele z tym zrobię, dobrze, że tylko jedną, więc powoli toczę się do domu, odliczam kolejne kilometry 10, 9, 8, 7, 6… max godzina z buta w razie czego, ale rower jedzie dalej… 5, 4, 3, 2, 1…, dotarłem. Wieczorem czeka mnie zabawa z kołem…, serwisu nie uświadczę o tej porze…


Logo BS na firmowej koszulce :) © amiga

Dzień piąty...

Piątek, 2 sierpnia 2013 · Komentarze(8)
Agnieszka Chylińska - Zła, zła, zła


Piąteczek, raniutko…
Ruszam kilka minut po 7:00, początkowo zakładam, że pojadę szosami, jednak jak prawie zawsze, skręcam do lasu, tyle, że nie w Panewnikach, a nieco dalej na ul. Księżycową w Rudzie Śląskiej, dawno tędy nie jechałem, a jeżeli już to z drugiej strony, trochę po omacku, trochę na czuja, trochę na azymut przebijam się w kierunku Wirka, Halemby w każdym bądź razie gdzieś na granicy tych 2 dzielnic. Po drodze chwila przy jednym ze stawów i kilka km dalej przy wylocie na ul. Panewnicką… zaskoczył mnie system zraszania drogi dojazdowej na hałdę :). Musiałem się zatrzymać i zrobić fotę.
Od jakiegoś czasu próbuję też ponownie przyzwyczaić się do okularów, w zasadzie w moim przypadku mają pełnić tylko rolę ochronną przed kamieniami, owadami, więc szkła bezbarwne… Problemem nie są same okulary, tylko to, że o nich nie pamiętam. I niewiele brakowało a ruszając dalej z Panewnickiej pożegnałbym się z nimi na zawsze. Przypomniałem sobie o nich kilkaset metrów dalej, Tyle jeszcze mogę się wrócić :). Leżały w pobliskiej trawie. Podnosząc rower musiały spaść :). Próby wiązania na sznurku, przyczepiana do czegoś, kładzenia na plecaku, rowerze nie zmieniają niczego. Wszystkie sposoby prędzej czy później zawodzą… Te to w sumie 10-11 okulary w ciągu 3 lat….,
Zjeżdżając nieco dalej ul Nowy Świat wbijam się a czerwoną rowerówkę i już prawie normalnie docieram do granicy Zabrza, chwila wahania i… jadę przez Kończyce nad A4-ką, tyłem, na Makoszowy, lasek Makoszowski i jestem w Gliwicach.
Piękny poranek.
Miłego dnia :)


Staw księżycowy w lesie © amiga


Czas na ochłodę © amiga

hica...

Piątek, 2 sierpnia 2013 · Komentarze(4)
pARTyzant - "Janosik" (Katowice-28.09.12)


Wyjeżdżam z firmy później niż zakładałem, niż myślałem, ale... powodów trochę było. Na zewnątrz upał, wróciły temperatury >30 stopni, nie wróży to dobrze występowi na Dębowym Oriencie, cóż, nikt nie mówił, że będzie lekko.
Tyle, że przy takiej temperaturze nie chce mi się jechać szosami, chcę chociaż trochę cienia, więc nieco więcej terenem, lasami, jadę bardzo podobną drogą jak ta poranna. Tyle, że zamiast przez węzeł w Kończycach jadę przez hałdę w Sośnicy. Na całej długości mało ludzi, wychodzą tylko Ci co muszę, reszta siedzie w domach, sączy zimne napoje, je lody...
Tyle, że to już nie dla mnie, dzień bez roweru jest dniem straconym. Krótka przerwa w Panewnikach i nieco dalej w Piotrowicach gdzie spotykam qmpla, szybki Kebab i jedziemy kawałek dalej, skręcam do domu a Robert jedzie na Gniotek, przez Podlesie i Zarzecze.

W domu znalazłem informację o kolejnej Gitarowej OFFensywie na jesieni. Będzie się działo, na bank idę :)

Miłego weekendy i do zobaczenia jutro gdzieś na trasie Dębowego Orientu


Partyzant - Krzysztof Toczko © amiga

Poranek dnia czwartego...

Czwartek, 1 sierpnia 2013 · Komentarze(1)
Ania Dąbrowska - Bang Bang


Kolejny poranek… :), na zewnątrz dość przyjemnie ok. 17 stopni… Ruszam, jadę, początkowo szosami, później skręcam na ścieżki leśne, „mojej” trasy trzymam się w zasadzie, aż do podnóża hałdy w Sośnicy, tam zamiast jak zwykle trzymać się niebieskiego szlaku wybieram bardziej hardcorowy wariant. Skręcam w lewi i chwilę później w wąską ścieżkę prowadzącą na koronę hałdy… licznik wskazuje nachylenie na całym odcinku od 11-15%, jednak to tylko 200-250m…, niemniej można się lekko zmęczyć, przygotować na coś bardziej wymagającego, co czeka mnie już za trochę ponad tydzień… Pięknie rozpoczęty dzień, teraz można już zabrać się za pracę, poranna porcja endorfin została dostarczona :)

Przepust pod A4 w okolicach hałdy © amiga


Droga prowadząca z hałdy w Sośnicy © amiga


Przed chwilą nią jechałem... nachylenie wg licznika od 11-15% :) © amiga

powrót

Czwartek, 1 sierpnia 2013 · Komentarze(4)
Nancy Sinatra Bang Bang


Wpis szybki, niestety czasu specjalnie nie ma, a zaległości nie lubię mieć, w zastraszającym tempie się nawarstwiają.

Wyjazd ok 17:00, późno, miało być wcześniej, ale... kilka zdań z jednym, kilka z drugim i czas gdzieś przeciekł....
Ruszam początkowo szosami, będzie szybciej i w zasadzie jest, tyle, że w Makoszowach decyduję się na przejazd terenem. Nie stracę wiele, a przynajmniej będę jechał ścieżkami, dróżkami które lubię... Trochę zabawy na delikatnych podjazdach, ale to nie to.... co w górach... tam jeździ się inaczej, próbuję powalczyć z tętnem, ciężko jest mi utrzymać coś powyżej 150 uderzeń na min..., w zasadzie nie wiem co musiałbym w tej chwili zrobić na trasie do domu, chyba tylko biec z rowerem i workiem kartofli na plecach.... Cóż... chyba się uzależniłem, potrzebuję już czegoś więcej...
Do domu dojeżdżam w takim sobie czasie, wpis, coś zjeść i muszę się zająć projektem ebt
Miłego wieczora...


Beskid Śląski :) - fotosketcher © amiga

Dzień trzeci...

Środa, 31 lipca 2013 · Komentarze(8)
Led Zeppelin - Good Times Bad Times


Kolejny dzień, kolejny dojazd do pracy, rano tylko 17 stopni, przyjemnie...
Zbieram się i ruszam, jestem spóźniony, chyba pociągnę szosami, korci jednak w Kochłowicach czerwona rowerówka, może jednak wjechać :)
Nie, nie dzisiaj..., lecę do pracy, dzisiaj sporo jest do zrobienia, odpuszczam nawet Tour de Pologne, pomimo tego, że przejeżdża dzisiaj przez Katowice... trudno, nie pierwszy i nie ostatni...

Czeka mnie wizyta w serwisie..., muszę kupić nowy suport, zastanawia mnie czy kupić klucz do suportu i zrobić to wieczorem samemu, czy jednak... zlecić wymianę serwisowi w Gliwicach...
Z jednej strony tracę cenny czas, z drugiej... kasę? Co lepsze?
Za to na szosach dzisiaj pustki..., w wielu miejscach żywego ducha, co jest dość dziwne, a może nie..., w końcu trwają wakacje... :)

Wapiennik w Mikołowie - fotosketcher © amiga

Dzień drugi....

Wtorek, 30 lipca 2013 · Komentarze(4)
HAPPYSAD "MILOWY LAS"


Dzisiaj nieco chłodniej... w sumie mniej o ponad 15 stopni... :), jest przyjemnie, co z tego, że pada...
Ubieram przeciwdeszczówkę i ruszam, dzisiaj ponownie szosy o poranku.
W Panewnikach nie wytrzymuję, zdejmuję kurtkę, jest za gorąco, a deszcz gdzieś zniknął..., tyle, że pozostał silny zachodni wiatr... mam jazdę od górkę... Po minięciu Kochłowic przez dobre kilka minut wieje tak silnie, że mam problem ze zmuszeniem dwukołowca do mozolnego zjazdu z górki... dawno tak nie miałem... :)
W przyzwoitym czasie ponownie docieram do Gliwic, szybka kąpiel i do pracy..., jeszcze tylko kilka dni... i będę mógł się wyszaleć.



Wyciągnięta lewa ręka sygnalizuje skręt w... prawo? © amiga

Poniedziałek rano

Poniedziałek, 29 lipca 2013 · Komentarze(0)
Jacek Kaczmarski, Przemysław Gintrowski, Zbigniew Łapiński - Modlitwa o wschodzie słońca


Poniedziałkowy poranek, za oknem +25, zbieram się bardzo późno, to wyklucza szwędanie się po lasach, wybieram przejazd szosami. Dobrze, że jeszcze nie jest gorąco, to w zasadzie niezła temperatura na wycieczki rowerowe :)
Zaczynam czuć, że suport dogorywa, pora go wymienić lub zmienić łożyska... Oba rozwiązania mają swoje zalety. Pierwsze bo suporty Shimano wytrzymują więcej niż łożyska 6805 2RS, z drugiej strony koszt łożysk jest kilka razy mniejszy, tyle, że do tego muszę doliczyć w obu przypadkach serwis, więc już nie jest tak różowo. Łożyska wytrzymują ok 3000km. Niewiele... Korci mimo wszystko suport XTR niby nie powinno być specjalnej różnicy, ale z doświadczenia mogę już powiedzieć że wytrzymuje sporo, ten ostatni dał radę 12000km.
Pewnie w przyszłym tygodniu trzeba będzie się tym zająć..., dzisiaj nie mam ani czasu, ani melodii, a ta kilka dni przetrwam... jeszcze..

Park Zadole © amiga

pali jak diabli....

Poniedziałek, 29 lipca 2013 · Komentarze(2)
Exodus - The Sun Is My Destroyer


Powrót z pracy w niemiłosiernym upale. Rusza, tyle, że nie chcę jechać szosami, ugotuję się żywcem. Z pracy zabieram więcej wody. W sumie mam przy sobie 2.5 litra wody, chyba dojadę...
Skręcam w lasku Makoszowskim, jest ciut lepiej, dalej tyłem przez Makoszowy, las prowadzący na Halembę. Gdzieś po drodze czuję, że rower zaczyna mi pływać, coś jest nie tak. Złapałem panę... powietrze delikatne ucieka, zatrzymuję się na kilka sekund, sprawdzam stan... nie jest dobrze, ale w ciągu kilku chwil pojawia się banda latających krwiopijców. Trzeba uciekać...., do wyjazdu mam może 1.5 km, spróbuję..

Wyjeżdżam w okolicach ogródków działkowych, odwracam rower, zdejmuję koło, wymieniam dętkę, pompuję... Żar leje się z nieba, a ze mnie spływają rzeki potu, masarka... prawie na miejscu znikają 2 litry wody, jednak dobrze, że ją wziąłem ze sobą...

Gdy wszystko jest na swoim miejscu ruszam dalej, starczy mi już tej patelni, zanurzam się w lasach i wyjeżdżam dopiero w Katowicach... jeszcze chwila i już w domu. Mogę odpocząć, mogę się ochłodzić...

Małe kuku © amiga