Dzień piąty...
Piąteczek, raniutko…
Ruszam kilka minut po 7:00, początkowo zakładam, że pojadę szosami, jednak jak prawie zawsze, skręcam do lasu, tyle, że nie w Panewnikach, a nieco dalej na ul. Księżycową w Rudzie Śląskiej, dawno tędy nie jechałem, a jeżeli już to z drugiej strony, trochę po omacku, trochę na czuja, trochę na azymut przebijam się w kierunku Wirka, Halemby w każdym bądź razie gdzieś na granicy tych 2 dzielnic. Po drodze chwila przy jednym ze stawów i kilka km dalej przy wylocie na ul. Panewnicką… zaskoczył mnie system zraszania drogi dojazdowej na hałdę :). Musiałem się zatrzymać i zrobić fotę.
Od jakiegoś czasu próbuję też ponownie przyzwyczaić się do okularów, w zasadzie w moim przypadku mają pełnić tylko rolę ochronną przed kamieniami, owadami, więc szkła bezbarwne… Problemem nie są same okulary, tylko to, że o nich nie pamiętam. I niewiele brakowało a ruszając dalej z Panewnickiej pożegnałbym się z nimi na zawsze. Przypomniałem sobie o nich kilkaset metrów dalej, Tyle jeszcze mogę się wrócić :). Leżały w pobliskiej trawie. Podnosząc rower musiały spaść :). Próby wiązania na sznurku, przyczepiana do czegoś, kładzenia na plecaku, rowerze nie zmieniają niczego. Wszystkie sposoby prędzej czy później zawodzą… Te to w sumie 10-11 okulary w ciągu 3 lat….,
Zjeżdżając nieco dalej ul Nowy Świat wbijam się a czerwoną rowerówkę i już prawie normalnie docieram do granicy Zabrza, chwila wahania i… jadę przez Kończyce nad A4-ką, tyłem, na Makoszowy, lasek Makoszowski i jestem w Gliwicach.
Piękny poranek.
Miłego dnia :)
Staw księżycowy w lesie© amiga
Czas na ochłodę© amiga