17:40... i dopiero wychodzę z firmy... oj przeciągnęło się trochę... Myślałem, że może uda się pojechać lasem, ale już nie teraz, czuję zmęczenie... Jak najszybciej chcę się znaleźć w domu... Gnam więc trasą prawie identyczną do tej porannej, jednak samo kręcenie idzie mi średnio. Kumpel namawiał mnie na spinning... w czwartek... kto wie..., w końcu muszę się kiedyś tam wybrać... i sprawdzić co to jest warte... może jeżeli zaskoczy będzie jakaś alternatywa dla normalnego rowera? Bo ten zwykły w domu... jakoś mi nie leży... ciężko mi się przekonać do tego, a z tego co mówi kilka osób, to może to mieć sens... Ważne jest dla mnie czy wytrzymam 60 minut, bo normą jest to, że po 20-30 minutach zaczyna mi się nudzić... Nie pomaga muzyka, filmy, audiobooki... Może więc w grupie coś z tego wypali? Jednak jest jeden warunek, w czwartek nie może padać, bo wjazd na mokro na siłownię ma średni sens... W trakcie dnia udało się rozwiązać problem łatek... w końcu jeden sklep ma to co potrzebuję, przy okazji kupiłem podstawkę do starej Sigmy 1609 na drugi rower i czujnik kadencji, ciekawe jak szybko kręcę... wydaje mi się że jestem wolno kadencyjny, owszem mogę się rozkręcić, ale na podjazdach dalej wolę wyższe przełożenia... Kilka prób zmiany tego stanu rzeczy do niczego nie prowadziła... pozatym, że odechciewało mi się jazdy...
Ten rok cały jest pod wezwaniem wizyt u kolejnych medyków.... Dzisiaj kolejna wizyta... na szczęście wiem, że będzie krótka. Jadę tam rowerem po cywilu.... Oczekiwanie na lekarza trwa ok 15 minut, wizyta 10... 5 minut dojazd do domu... teraz się przebrać i do Gliwic...
Wyjeżdżam po 9:00.. pewnie przed 10;00 nie dotrę, daję tylko znać... i tyle... Na drogach niewielki ruch, większość osób już siedzi w firmach, zakładach, chyba, że ktoś jest kurierem ;P
Gnam szosami... spieszy mi się... spoglądam na zegarek.... ładnie... sam dojazd do Gliwic to zaledwie 1:01 ;), nie pamiętam kiedy tak dobrze mi poszło... :)
16:45 - siedzę na rowerze, ruszam... jest względnie ciepło... około 10 stopni... ruszam na Makoszowy, tam wita mnie zamknięty przejazd kolejowy, na szczęście już jedzie pociąg, więc po chwili przejazd jest otwarty i mogę ruszyć dalej, odwiedzam stawy makoszowskie, o kręcę się trochę po lesie po ścieżkach. Mijam kolejne dzielnice... na Halembie krótka przerwa przy sklepie... kupuję kolę zerówkę... muszę się napić... Do domu już niedaleko... ech... kiedy będę miał czas i ochotę a najlepiej pogodę na to by pogonić dłuższymi trasami... ? W domu kąpiel... i chyba pora zacząć weekend... muszę dać odpocząć ramieniu, znowu zaczęło mnie rwać, wiem, że nie mogę przeginać... 2 dni zawsze pozwalają mu się nieco zregenerować.
7:06 - rusza...pogoda na początku nie
rozpieszcza, jakieś 6 stopni.. jednak im bliżej jestem Gliwic tym ładniej się
robi, poza małym szczegółem, na niebie sporo chmur…
Widać jednak, że coś tam nieśmiało świeci… słońce próbuje przebić się przez chmury... ciekawe jaki będzie wieczór… Pewni mi
odbije i pojadę znowu lasem… chociaż kto wie…
Wczoraj dotarł do domu jeszcze jeden zakup... opony... Tym razem wybór padł na Kedny Kross Supreme 28x35C, bieżnik mają słuszny, jednak jeszcze ich nie zakładam, oryginalne opony Gianta są niezłe, tyle, że to slicki i już niedługo nie będą nadawały się na wyjazdy rowerem...
Pomimo tego, że jest ciemno a i temperatura spadała w ciągu ostatnich kilku dni decyduję się na przejazd lasami, droga... podobna jak w ostatnim okresie... powoli zaczyna nudzić ;), tzn lasek makoszowski, później Makoszowy, stawy i pędzę na Kończyce i dalej na Halembę... jeszcze trochę, jeszcze kawałek i za Halembą znowu pakuję się na Hałdę stad mam ok 10km do domu... nie zatrzymuję się, nie mam takiej potrzeby, za to las daje mi sporo...
Czuję zmęczenie, ale o to chodzi... a może to już przemęczenie..?
Ciekawe jak się dzień jutro ułoży, bo z rana czeka mnie wizyta w pobliskiej przychodni...
Po powrocie z Wisły zabrałem się jeszcze za mały remont roweru, wymieniłem lejący się hamulec na nowy, który nadszedł w między czasie... Dzisiaj pierwszy test i jest nieźle...stary został wyczyszczony i zostawiony na części na... kiedyś tam...
Po przedłużonym weekendzie ciężko mi się pozbierać... wyjeżdżam ok 7:15, 8 stopni... bezchmurnie... jest nieźle... Gnam do Gliwic tam na 9:00 jestem umówiony w serwisie, mają mi wymienić szprychy w przednim kole..., nie tak dawno temu strzeliły mi 2 oryginalne, zastąpiłem je w domu jakimś zapasem, ale już pora... kolejne polecą pewnie lada chwila..
Jakoś dziwnie dobrze mi się jedzie, może to pogoda, może wyjazd do Wisły coś dał? Nie wiem... Rekordu nie zrobię, bo to nie pora na to... jednak czas jest naprawdę przyzwoity... może to jakaś jaskółka tego, że zaczynam wracać do jako takiej formy? Ramię dalej się odzywa... jednak nie jest to już aż tak bardzo dokuczliwe. Wyjazd do Wisły potwierdził mi że mogę jechać ciągiem 4 godziny.... :)
W chwili gdy ruszam już robi się ciemno, zupełnie mi to
nie przeszkadza, po prostu chcę się znaleźć w lesie… Większość liści już
opadła… na duktach leśnych sporo wody, nie mam pojęcia skąd się wzięło tyle wody, bo w końcu jak i kiedy, tym
bardziej, że już dość długo nie padało. Być może same liście chronią przed
odparowaniem wody… Ciężko się jedzie po takiej breji… tym bardziej że w
kilku miejscach muszę jechać w 20 cm koleinach po samochodach…
Zanim
wjechałem do lasu zastanawiałem się czy nie przeskoczyć przez zamek Chudowie,
bo nadłożył bym może 5-7 km tyle, że w całości po szosach… jednak zdecydowałem
się na teren.
Chudów zostawię sobie na jakiś cieplejszy dzień, tylko kiedy? Zima już za pasem... prognozy wskazują na ochłodzenie się w najbliższym czasie...
Przednie koło po wymianie szprych prowadzi się rewelacyjnie, żadnego bicia, żadnych odchyleń... bajka... czemu tyle czekałem na to... Cóż... dzisiaj była okazja sprawdzić szprychy w ciężkich warunkach :)
Dzisiaj dotarły części zapasowe do roweru, ale poczekają aż zużyją się te założone w tej chwili... od nowości... Do wymiany idzie cały napęd... Kaseta i łańcuchy na identyczne bo się sprawdziły..., za to korba będzie nieco lepsza Truvativ Firex... + oczywiście drobiazgi... typu kółka do przerzutek... Ale zostaje to w tej chwili wrzucone do magazynu.... jak już się nie będzie zupełnie dało jechać na tym napędzie to wtedy wymienię na nowy. a ten który mam dostałem razem z rowerem, w chwili jego zakupu ponad 10000km temu :) Więc jest już rekordzistą
Pogoda się zepsuła.. z rana mgła i siąpi delikatny deszczyk...
Od jakiegoś czasu coś mi się dzieje z hamulcem, przy klamce zauważyłem ślad po wyciekającym oleju... prawie na bank poleciała uszczelka. Gmerając na necie natrafiłem na coś identycznego... wymienię klamkę, a może cały tylny hamulec i tyle... Koszt całości to jedyne 80zł... nie ma nad czym się zastanawiać... Może w poniedziałek dotrą? Może...
Muszę też rozejrzeć się za oponami... Continentale są niby dobre, ale już jeden wyzionął ducha... może kendy? Muszę popatrzeć co jest, w okolicznych sklepach nawet się nie pytam... Koła 28" to dla nich zagadka... wiedzą ze są, ale wydaje im się, że jeździ się na tym tylko po szosach w idealnych warunkach, gdy jest ciepło i sucho...
Wracam do domu... jest 16:30... pogoda taka sobie... w zasadzie trochę do bani bo pada..., jednak muszę gdzieś się wyżyć... jadę na Makoszowy, do lasu... tama mała niespodzianka, zamknięty przejazd kolejowy... chwilę czekam, ale to nie ma sensu, zawracam kawałek i pcham się na Kończyce dopiero tam za zjazdem na A4 skręcam w las... Ominąłem stawy Makoszowskie i kilka innych miejsc które ostatnio odwiedzałem, jednak dzisiaj to nie czas na to... Pogoda zniechęca...
Całkiem sporo błota... wszędzie.
Gdy dojeżdżam do Piotrowic postanawiam odszukać pewne muzeum... Pamiętam, że adres to ul Traktorzystów 5... Skręcam i szukam odpowiedniego budynku... Jest... to "Muzeum najmniejszych książek świata" ostatni raz byłem tam... 25 lat temu... aż wstyd się przyznać...
Wyjeżdżam bardzo późno jest koło 7:20... Dobrze zacząłem tydzień, wyjeżdżając przed 7... szkoda gadać... może to tylko zmęczenie?
Dzień za to zapowiada się dość ładny, na niebie żadnych chmur... W chwil wyjazdu jest 14 stopni... ciepło... dzisiaj już nie popełniam tego samego błędu jak wczoraj... ubieram się lżej... :) Profilaktycznie jedna bluza wędruje do plecaka. Tak na wszelki wypadek. Ciężko wyczuć co będzie wieczorem... prognozy wskazują, że nie powinno się wiele zmienić.