Powrót do domu nieco okrężną drogą. Pojechałem ponownie trasą sprzed kilku dni która tak mi się podobała, dzisiaj dodatkowo ją zmodyfikowałem, bo okolica piękna. Jazda tamtędy to czysta przyjemność, jednak w nieznanym terenie trochę kluczyłem, widać to na śladzie GPS. Postaram się go wrzucić jeszcze dzisiaj ;). Krótka przerwa nad jednym z mijanych stawów
Wyjazd z pracy ok 16:30. Wracając miałem ochotę pojeździć, zadowolony byłem też z tego, że mam pod ręką rower. Wsiadłem i od razu było mi lepiej ;) Droga powrotna prowadziła przez Sośnicę i hałdę Makoszowy, dalej kierunek Halemba wersja leśna (po szlakach i drogach rowerowych). Po drodze zatrzymałem się na chwilę przy małym rozlewisku, ostatnio zauważyłem, że jest tam masa ptactwa, tym razem miałem ze sobą właściwy obiektyw więc mogłem trochę popstrykać :)
Jadąc dalej trafiłem na .... "przekopaną" drogę, jazda po niej była niemożliwa. Tydzień temu gdy tu jechałem droga była przejezdna ... Komuś to chyba przeszkadzało, a może będzie z czasem lepiej ? Przeprowadziłem przez ten odcinek rower i dalej ponownie go dosiadłem, można było jechać ... :)
Dojeżdżając do Panewnik, jakoś tak mnie poniosło i zahaczyłem o Starganiec - leśny staw/kąpielisko w pobliżu Mikołowa. Droga była ... hmmm taka inna ...
Powrót z pracy klasycznie trochę inny. Czasu miałem zdecydowanie więcej, pogoda rewelacyjna. Nie spieszyłem się :) Po kilku min jazdy pierwszy przystanek na cmentarzu Hutniczym w Gliwicach. Pochowany jest tu m.inn. John Baildon - szkoda tylko, że miasto zapomniało trochę o tym miejscu :(.
Kolejny przystanek dopiero w Rudzie Śląskiej. Przejeżdżając obok ....rozlewiska wrażenie zrobił na mnie śpiew ptaków w tym miejscu. Muszę wziąć z domu dłuższy obiektyw i porobić trochę zbliżeń :) Z tym co miałem mogłem pobawić się w panoramki :)
Nie tak dawno temu dowiedziałem się, że pierwotnie została postawiona na mogiłach żołnierzy Szwedzkich poległych w tym miejscu podczas jeden z bitew wojny 30 letniej, Po wojnie kapliczkę przebudowano i wmurowano tabliczkę upamiętniającą powstańców poległych w II i III powstaniu Śląskim :)
Dzisiaj pobudka o 4:30 - tylko po co. Bydzik darł się co kilka min do 5:30 ... W końcu zwlekłem się z łóżka. Pozbierałem się i .... zacząłem kombinować, jechać na rowerze, czy sobie odpuścic ... Głupio byłoby po takich zapowiedziach olać sprawe. Na bikestats-ie będzie wstyd. W końcu przygotowałem rower, zrobiłem przegląd plecaka - usuwając z niego wszystkie zbędne drobiazgi. Zostały tylko najpotrzebniejsze elementy: notebook, aparat, 2 analogowe mapy, woda mineralna, i coś do przebrania :) Wyjechałem ok 6:30, pierwotnie trasa prowadziła przez piotrowice, ligotę, panewniki wszystko szosami. Dopiero w Panewnikach wjechałem do lasu w przez nie dojechałem do Rudy Śląskiej. Tam krótki postój przy elektrowni Halemba.
i po kilku min. ruszyłem dalej w drogę. Wjeżdżając do miasta oczywiście musiałem pochrzanić nieco drogę, na szczęście niewiele miałem do nadrobienia. Jadąc dalej okazało się, że wylądowałem na Hałdzie i drogi praktycznie nie ma dalej.
Ślady opon wskazywały jednak, że ludzie korzystają z tego miejsca i skracają sobie tędy trasę do widocznej na zdjęciu drogi :). Nie ryzykowałem zjazdu, sprowadziłem rower na dół i .... ruszyłem dalej. Szybki przejazd przez Kończyce, zahaczyłem o Sośnicę i tam niespodzianka w lesie. Droga urywa się nagle, a w poprzek są tory i przejazdy niema.
Ominąłem to miejsce, przeszedłem nieco dalej gdzie skarpy były zdecydowanie mniejsze. I już bez większych przygód dojechałem do pracy.
Droga powrotna w zasadzie była bardzo podobna. Skorygowałem ją w kilku miejscach, omijając hałdę w Rudzie Śląskiej, a dojeżdżając do Katowic zachciało mi się zahaczyć o Starganiec. Nie znając specjalnie drogi trochę kluczyłem nadrabiając kilka km, ale w końcu trafiłem na właściwe miejsce. Ze Stargańca powrót do Piotrowic, tam krótki postój na stacji PKP
Mniej więcej na 10 km przed domem, czułem już spore zmęczenie. Dziwnie bolały mnie dłonie, ale raczej nie od nacisku tylko od drgań. Dopiero w domu zauważyłem, że ktoś zablokował mi amortyzator i wszysytkie drgania były przenoszone bezpośrednio na dłonie. Ech.... szkoda gadać. Czy jutro pojadę ponownie ? Jeszcze nie wiem. Jeżeli dzisiaj uda mi się zrobić wszystko co zaplanowałem to pewnie tak, jeżeli nie to pojadę pociągiem a rano jeszcze trochę popracuję. Zobaczymy. W każdym bądź razie nie jest to moja ostatnia wizyta w pracy na "bajku", a wybrana trasa w zasadzie była bardzo przyjemna :)
Dzisiaj słońce pięknie świeciło, na dworze zrobiło się przyjemnie, ciepło więc trocę przed 14:00 umówiłem się z Piotrkiem na małą wycieczkę rowerową po okolicy. Po ostatnim wypadku zaopatrzyłem się w nakolanniki. Trzeci raz cie chciałbym przywalić prawym kolanem o coś twardego. Pewnie przez kilka tygodni bedę wspominał poprzednią wycieczkę ilekroć stanę na prawej nodze :) Ale zajmijmy się wycieczką. Pierwotnie wybraliśmy się w kierunku Murcek tam odbiliśmy w kierunku Giszowca i zawróciliśmy nad stawem Janina
i przez okoliczne lasy pojechaliśmy na dolinę 3 stawów. Okazało się, że organizowany jest tam dzisiaj maraton. Specjalnie nie mieliśmy ochoty czekać na zwycięzcę więc wybraliśmy się w dalszą drogę
Następnie ul. Chorzowską dotarliśmy do SSC i dalej do parku Chorzowskiego. Jako że czas mnie specjalnie nie gonił, zrobiliśmy małą rundkę wokoło parku. Odwiedziliśmy m.inn Panletarium
przy okazji sprawdziliśmy jak idą przygotowania do jutrzejszych zawodów rowerowych w Parku. Jadąc dalej zahaczyliśmy o (prze)budowę stadionu Śląskiego. Widać postępy od ostatniej mojej wizyty w tym miescu. Szkoda że Euro ominie Górny Śląsk. Trudno.
Tym razem obyło się bez niemiłych przygód, pewnie wstrzymam się jeszcze przez jakiś czas z przejściem na pedały SPD. W chwili obecnej pewnie miałbym większe obrażenia grzmocąc o asfalt bez wyrobionych odruchów wypinania się z nich :) W każdym bądź razie okazało się ponownie, że jazda na rowerze sprawia mi mniejszy ból niż chodzienie i ... tego bedę się trzymał, a w poniedziałek do pracy na rowerku :)
Dzisiaj w końcu udało się „protestować” nowy nabytek. Pierwotnie wybrałem się sam na dolinę 3 stawów. Temperatura ujemna, ale w słońcu było całkiem przyjemnie. Na drzewach osadziła się szadź i droga przez las była bajkowa.
Krótka wizyta przy lotnisku
I miejsce docelowe. Jeden z 3 stawów
Wracając zahaczyłem o Giszowiec i tam w pobliżu stawu Barbara strzeliłem fotkę Rowerkowi – w końcu trzeba dać jego zdjęcie na bloga
Gdy wróciłem do domu wyglądając trochę jak błotny potwór przyjechał Piotrek z propozycją wspólnej „przejażdżki” na … Dolinę 3 Stawów. Wiele się nie namyślający pozbierałem się i pojechałem. Jako że było już później to na drogach pojawiło się sporo więcej rowerzystów, rolkarzy i pieszych. Przy jednym ze stawów trwały zawody wędkarskie.
Ryby mają dzisiaj prze...e .
Chwila odpoczynku i ruszamy dalej. Zatrzymaliśmy się obok pobliskiego Lidla tankując napoje energetycznie i zapychając się batonami, na pobliskiej ławeczce. Zregenerowaliśmy siły i ruszyliśmy w drogę powrotną. Przez całą trasę starałem się zwracać uwagę na rzeczy które wymagają doregulowania. Pewnie i tak na to za wcześnie – w końcu wszystko nowe i „niedotarte”, ale czasami miałem problem ze zmianą przerzutek, być może było tylko przewrażliwienie, a może nieprzyzwyczajenie do nowego sprzętu. Drugi drobiazg to w trakcie wyprawy czułem ból w nadgarstkach. Tym razem może to być zmiana geometrii rowera, w końcu poprzedni był „nieco” inny. Pewnie minie jeszcze kilkanaście dni zanim w pełni poznam „rowerek”.
Cieszę się, że w końcu udało mi się oderwać od rzeczywistości i problemów, a w ciągu ostatnich 2 dni nastąpiła spora ich kumulacja, ale rowerek spełnił wszystkie oczekiwania i to ze sporą nawiązką. Z doładowanymi bateriami mogę zacząć kolejny tydzień pracy.
Dzisiejszy wyjazd był dziwny. Potrzebowałem wymienić płytę główną w klonie (pc-cie) znajomego. Najbliżej udało mi się ją znaleźć w Mikołowie. Więc nie namyślając się długo umówiłem się z gościem na ok 15:00, przejrzałem googleearth i kilka znajomych foto-blogów wyznaczyłem kilka punktów i w drogę. Zabrałem ze sobą Piotrka (po krótkich negocjacjach zgodził się za Colę i kebaba ;), a co niech też się pomęczy :) Droga miała być prosta łatwa i przyjemna, w końcu to mój 2 wyjazd po zimie, prowadziła częściowo znajomymi trasami tzn. kierunek Starganiec później nieco w bok w kierunku Rudy, zresztą nieważne ;) W końcu trasa jest na mapce :)
Ważne jest natomiast to, że częściowo trasa okazała się piesza, masa błota i czasami piachu skutecznie nas spowalniała. Nie zawsze było tak źle, a widoki rekompensowały wysiłek.
Pierwszy z zaplanowanych punktów to wapienniki pod Mikołowem. Wyglądają ciekawie,
szczególnie w środku ;)
Dalej krótki rekonesans w kamieniołomie.
Chyba tam wrócę nazbierać kamieni do akwarium :) W planach była jeszcze opuszczone koszary wojskowe, ale ze względu na czas musieliśmy ominąć ten punkt i pognaliśmy po odbiór płyty. Wracaliśmy najkrótszą drogą przez centrum Mikołowa i Podlesie.
A teraz z innej beczki. Cieszę się że udało mi się dzisiaj wyrwać i trochę pojeździć. Po całym ciężkim tygodniu potrzebowałem się wyluzować i szukałem jakiegoś towarzystwa. "Wyluzowanie" zacząłem wczoraj, od ... odwiedzin dawno niewidzianego kumpla. Skończyło się ok 24:00 gdy obaj mieliśmy już po kilka promili we krwi, a jako że jest "maniakiem" rowerów skutecznie mnie urabiał :), (obejrzeliśmy kilka filmów z downhill-u i paru innych dyscyplin rowerowych). Z drugiej strony … specjalnie się przed tym nie broniłem, a dzięki miło spędzonemu wieczorowi dzisiaj wybrałem się do Mikołowa. Ot i cała historia :) Czuję się zmęczony ale i szczęśliwy ?
Po ponad tygodniu przerwy wreszcie mam czas aby wsiąść na rower i gdzieś pojechać. Ruszamy ok 9:00 bez większego planu. W zasadzie jedyny punkt do realizacji to sklep zoologiczny na ul. Andrzeja. (polecam go wszystkim). Rano tel. do Piotrka, trochę niechętnie, ale jedzie ze mną, wygląda niewyraźnie, wczoraj balował ;) Początkowo jedziemy przez las, kierujemy się na Muchowiec i po drodze pierwsza mała przeszkoda. W poprzek ścieżki rowerowej stoi pociąg towarowy
Stajemy więc i czekamy, .... mija 5 min, 10, 15 a pociąg jak stał tak stoi. Postanawiamy go obejść, po kilku kolejnych min. jesteśmy już z drugiej strony. Chwilę później widzimy, że pociąg się jednak łaskawie ruszył. Tak jakby nie mógł tego zrobić 10 min wcześniej ;). W między czasie korygujemy plan podróży i kieryjemy się do parku Kościuszki. Kolejne krótkie foto-pauzy przy kościele św. Michała
i chwilę później koło Wieży Spadochronowej.
Kierujemy się na ul. Andrzeja i tu niestety przykra niespodzianka, główny punkt trasy (sklep zoologiczny) jest dzisiaj zamknięty. Po chwili namysłu postanawiamy pojechać dalej, przez Rynek (a przynajmniej tak się nazywa węzeł komunikacyjny w sercu Katowic), kolejna fota koło pomnika Harcerzy
i jedziemy dalej. Sprawdzić czy dalej stoją szynkany przy SSC.
Więcej zdjęć tego miejsca w proteście nie robię, przynajmniej do czasu, gdy będzie ścieżka rowerowa wróci na swoje miejsce, a w zasadzie do czasu gdy zostaną zdjęte idiotyczne zakazy. Dalej mijamy Dąb (taka dzielnica Katowic - podobno najstarsza :) i wkrótce wjeżdżamy na terem WPKiW. W wielu miejscach trwają remony, głównie powstają nowe ścieżki wokół wesołego miasteczka. Wygląda to zachęcająco, ale szkoda, że tak późno. W każdym bądź razie jedziemy dalej wokól parku. Zatrzymujemy się kolejno przy stacji Elki,
Planetarium
i stadionie Śląskim
Remont robi wrażenie, wygląda tak jakby cały stadion postawili od nowa, a nie tylko modyfikowali jedną z trybun i robili zadaszenie.
Meczy Euro tu nie będzie, ale na inne imprezki pewnie się wybiorę. Jeszcze tylko 2 lata czekania ;) Chwila przerwy przy żyrafie
i jedziemy dalej przez os.tysiąclecia, kierujemy się na Załęże, Ligotę ... i tu kolejna niespodzianka, kolejny pociąg,
na szczęście ten się porusza i wkrótce możemy jechać dalej.
Dojeżdżając do Ochojca zaliczamy jeszcze Lidl-a i później szybko na browara do Piotrka,a później powrót do domu ;)
Wyruszamy późno, jest po 12:00. Czasu będzie trochę mało, nic to, pojedziemy szybciej ;). Początkowo jedziemy w kierunku Kostuchny, dalej wjeżdżamy w las i kierujemy się na Tychy, później Imielin. Trasa jest stosunkowo łatwa w większości z górki, okolica to w różnego rodzaju rezerwaty. Zatrzymujemy się dopiero w Hamerli.
Urok tego miejsca jest powalający, więc nie odmawiamy sobie kilku fotek, uszczuplamy w między czasie zawartość naszych bidonów, i plecaków. Jedziemy dalej i wkrótce przejażdżamy nad Wschodznią obwodnicą GOP.
Szybki przelot przez miasto i ponownie wjeżdżamy w las, i tutaj czeka nas niemiła niespodzianka ...
dalsza część zaplanowanej trasy jest hmmm ... chyba dla rowerów wodnych. Spoglądamy na mapę i okazuje się, że obok jest jeszcze jedna droga, a dokładniej to szlak turystyczny, który prowadzi w interesującym nas kierunku, szybko zawracamy i wkrótce dojeżdżamy na szlak. I tu po raz kolejny trafiamy na coś takiego:
Nauczeni przykrymi doświadczeniem z nieco mniejszych kałuż, postanawiamy ominąć rozlewisko przez pobliskie pole. O jeździe oczywiście nie ma mowy, prowadzimy rowery, wkrótce okazuje się, że ziemia jest tu "nieco" rozmokła, na dokładkę niedwano rolnik rozrzucił gnój na polach. Brudni i śmierdzący wychodzimy na drogę z drugiej strony rozlewiska.
Jedziemy dalej, droga to głębokie koleiny wypełnione błotem i wodą, w oddali widać hałdę kopalni Ziemowit, więc kierujemy się na nią i wkrótce wyjeżdżamy na normalną asfaltową drogę (już zapominaliśmy jaka to przyjemnośc jechać po czymś takim :).
Kilkanaśnie minut później osiągamy cel najszej podróży - Zbiornik Dziećkowice. Z podsłuchanych rozmów wynika, że jutro mają się odbyć zawody i dzisiaj trwają trenigni/przygotowania do tego wydarzenia.
Fotografujemy też wędkarzy
chyba nie mają nic przeciwko temu ;). Wkrótce wsiadamy na rowery i podjeżdżamy z innej strony zbiornika, Przez ok 4-5km jedziemy po piasku wymieszanym z igłami z pobliskich drzew, na dokładkę co jakiś czas przejeżdżamy przez błoto. Koła są oblepione wszystkim przez co jechaliśmy, a rowery ważą kilka kg więcej. W pobliżu zjazdu w kierunku Mysłowic, robimy przerwę.
20 km wcześniej skończyła nam się woda, batony itp. nie braliśmy zbyt wiele ze sobą zakładając, że po drodze coś dokupimy, niestety wszystkie sklepy były już zamknięte. Nie zastanawiając się wiele ruszamy dalej szukając jakiegoś otwartego sklepu. Znajdujemy go dopiero wpobliżu centrum Mysłowic, robimy zakupy i w jednej chwili pochłaniamy zakupioną paszę i napoje.
Odpoczywamy przy pomniku kilkanaście min. Ruszamy dalej. Zatrzymujemy się na chwilę przy stawie na Wesołej, a dalej już szybko przez Giszowiec, jedziemy przez las w kierunku Ochojca. Drogę oświetla nam księżyc
i oczywiście lampki rowerowe, bez nich byłoby trudno. Po powrocie jak zawsze siadamy na chwilę u Piotra w "ogrodzie", pijemy piwko i po godzinie rozchodzimy się.
Wyjazd póżniej niż pierwotnie planowaliśmy, ok 11:00, ale trudno. Jedziemy w kierunku stargańca, trasa niby znana, ale jadąc w dzień wygląda jakoś inaczej, pierwszy krótki postój pod starą wieżą ciśnień
robimy zdjęcia i ruszamy dalej. W lesie zatrzymujemy się jeszcze kilka razy przy kolejnych pomnikach
poświęconym zamordowanym przez Hitlerowców, Obrońcom Wierzy Spadochronowej. Dojeżdżamy do Stargańca i robimy sobię kolejną przerwę tym razem dłuższą.
Kilkanaście minut później opuszczamy staw i ruszamy dalej. Kolejna krótka przerwa dopiero na hałdzie w Halembie.
Bojąc się utonięcia w popiole
wracamy na szlak i wkrótce wjeżdżamy do miasta. Po drodze mijamy park z kolejnym pomnikiem, standardowo zatrzymujemy się na kilka minut, robimy zdjęcia
i jedziemy dalej. Wjeżdżamy do kolejnego lasu, mijamy kolejne stawy
i wkrótce dojeżdżamy do Borowej Wsi,
a nieco później do Paniówek. Tam odbijamy na Chudów. Po przyjeździe na miejsce mamy wielką ochotę na Piwo.
Odpoczywamy kilkanaście minut i ruszamy tym razem pieszo na mały obchód okolicy, robiąc kolejne zdjęcia.
Na koniec naszego pobytu posilamy się w przyzamkowej knajpce i powoli zbieramy się w drogę powrotną. Pierwotnie kierujemy się na Bujaków, a później w kierunku Mikołowa. O ile droga do Chodowa była przyjemna to w drugą stronę przez większośc trasy mieliśmy pod górę, na dokładkę oznaczenia szlaków w wielu miejscach były nieczytelne, bądź zostały usunięte przy okazji wymiany słupów elektrycznych. Posiłkując się mapa i GPS-em docieramy w końcu na rynek w Mikołowie. Tutaj zostajemy ok 30 minut.
Rynek robi wrażenie, w ciągu ostatnich lat miasto sporo zainwestowało w tym miejscu, ale efekt jest powalający (może kiedyś w Katowicach, też będziemy mieli Rynek ?). Żegnamy się z Mikołowem - ostatnie zdjęcie
i ruszamy dalej przez Zarzecze, Podlesie i Piotrowice do Ochojca. Po powrocie kolejny browar i rozchodzimy się do domów.