Wpisy archiwalne w kategorii

do 68km

Dystans całkowity:12663.22 km (w terenie 3720.00 km; 29.38%)
Czas w ruchu:654:42
Średnia prędkość:19.34 km/h
Maksymalna prędkość:63.76 km/h
Suma podjazdów:65222 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:156 (84 %)
Suma kalorii:544565 kcal
Liczba aktywności:272
Średnio na aktywność:46.56 km i 2h 24m
Więcej statystyk

Always look on the bright side of life ...

Czwartek, 16 września 2010 · Komentarze(4)
Dzisiejsza trasa miała być wyjątkowo krótka.
Po wymianie łańcucha (firmy SRAM ze spinką) pobawiłem się m.inn. wyregulowaniem
przerzutek więc chciałem pierwotnie sprawdzić czy czegoś nie namieszałem, a po drugie wyjazd był po godzinie 21:00 - trochę późno na eskapady, tym bardziej, że jutro jest "dopiero" piątek i trzeba trochę popracować. W drogę zabrałem wsparcie w postaci Piotrka.
Pierwonie trasa prowadziła wokół osiedla Odrodzenia częściowo przez Las,
jednak gdy trasę przecięło nam stado dzików, zdecydowaliśmy się na nieco inną droge. Skręciliśmy w kierunku Kostuchny, dalej Podlesie i powrót przez Piotrowice, jako że poszło to coś nad wyraz sprawnie zdecydowaliśmy się nieco wydłużyć przejażdżkę. Po szybkim przelocie przes Ochojec, skierowaliśmy się na Brynów i dalej do parku Kościuszki. Po krótkim odpoczynku obok kościła św. Michała pojechaliśmy dalej, w kierunku wieży spadochronowej (po drodze kolejne spotkanie z dzikami - tym razem tylko 2), dalej w kierunku kopalni Wujek i przez Ligotę (os. Zadole) powrót do domu.
Rowerek przez całą drogę spisywał się rewelacyjnie, mam nadzieję, że tym razem podziała nieco dłużej ;).
Inna sprawa, że coraz bardziej podoba mi się grzebanie przy rowerze. Kiedyś wydawało mi się to śmieszne, gdy ktoś w weekend szedł do garażu by tam rozebrać malucha i poskładać go ponownie. Teraz sam zaczynam w podobny sposób grzebać przy rowerze, a jeszcze miesiąc temu miałbym problemy z ponazywaniem części w rowerze. Tak więc awarie na coś się przydały. ;)

Dokonało się ...

Niedziela, 12 września 2010 · Komentarze(5)
W końcu dzienna trasa, na dokładkę przejechałem od dłuższego czasu planowany odcinek. Większość trasy po drogach rowerowych i szosach. Tym razem nie wygłupiałem się wybierając wąskie dróżki. Ostatnio miałem okazję przekonać się, że może się to skończyć nieciekawie.
Po wczorajszych deszczach teren na trasie miejscami był bardzo podmokły szczególnie w okolicach Mysłowic-Kosztowy dało się to we znaki. Rower zapadał się w błocie. W sumie na całej trasie ok kilometr prowadziłem rower, o jeździe nie było mowy.
Wyruszyłem oczywiście z Ochojca dość późno - ok 10:30. Droga do Lędzin prowadziła przez kolejne rezerwaty przyrody, las miejscami robił wrażenie.

Do granicy miasta (Lędzin) przejechałem ok 18km (licznik jednak obsługuje wartosci > 17km), przedmieście wyglądało jak Ochojec jeszcze 20-25 lat temu - wiejskie klimaty, rewelacja ;).
Po krótkim odpoczynku przy pomniku Weteranów Powstań Śląskich

nadeszła pora na powrót, wybrałem trasę przez Mysłowice-Kosztowy obok masztu nadajnika TV.

Podjeżdżając, a w zasadzie podchodząc bliżej wrażenie robią potężne kotwy:
.
Dalsza trasa prowadziła przez Wesołą i tamtejszy staw/kompielisko, dzisiaj miejsce to robiło trochę ponure wrażenie, pewnie wpływ miała na to pogoda. Odpocząłem kilka min, pożeganłem się ze stawem i w drogę.

Kierowałem się na drogą na Giszowiec, po drodze usieszyła mnie tabliczka informująca, że cywilizacja jest tuż, tuż...

Szybki przejazd przez osiedla na giszowcu i kurs na Rybaczówkę. Tam spotkanie z Piotrkiem, kolejna chwila odpoczynku, tym razem pozwoliłem sobie na piwo. Reszta trasy znajoma, jazda na pamięć, zajęła mi 15/20 min.
Myślę, że trasę ta pokonam w przyszłości jeszcze wiele razy, jest rewelacyjna, chociaż nieco wymagająca.
Wyjeżdżając z domu zapomniałem o plecaku, więc nie miałem ze sobą aparatu nie mówiąc o czymś do picia. Pierwszy "wodopój" zaliczyłem na 24 kilometrze trasy w Lędzinach. Jakimś cudem był otwarty mały sklep mięsny (przynajmniej tak pisało na szyldzie), w środku można było kupić prawie wszystko poczynając od napojów, a kończąc na bateriach ;).
Na trasie tylnie klocki hamulcowe uległy anihilacji (ostatnio zdecydowanie za dużo jest błota), diabli też wzięli ostatnio reperowany tylni błotnik. Został na Kosztowach. Jutro więc czeka mnie wizyta w sklepie rowerowym ;)