Dokonało się ...
Niedziela, 12 września 2010
· Komentarze(5)
Kategoria tam i z powrotem, do 68km, Awaryjnie
W końcu dzienna trasa, na dokładkę przejechałem od dłuższego czasu planowany odcinek. Większość trasy po drogach rowerowych i szosach. Tym razem nie wygłupiałem się wybierając wąskie dróżki. Ostatnio miałem okazję przekonać się, że może się to skończyć nieciekawie.
Po wczorajszych deszczach teren na trasie miejscami był bardzo podmokły szczególnie w okolicach Mysłowic-Kosztowy dało się to we znaki. Rower zapadał się w błocie. W sumie na całej trasie ok kilometr prowadziłem rower, o jeździe nie było mowy.
Wyruszyłem oczywiście z Ochojca dość późno - ok 10:30. Droga do Lędzin prowadziła przez kolejne rezerwaty przyrody, las miejscami robił wrażenie.
Do granicy miasta (Lędzin) przejechałem ok 18km (licznik jednak obsługuje wartosci > 17km), przedmieście wyglądało jak Ochojec jeszcze 20-25 lat temu - wiejskie klimaty, rewelacja ;).
Po krótkim odpoczynku przy pomniku Weteranów Powstań Śląskich
nadeszła pora na powrót, wybrałem trasę przez Mysłowice-Kosztowy obok masztu nadajnika TV.
Podjeżdżając, a w zasadzie podchodząc bliżej wrażenie robią potężne kotwy:
.
Dalsza trasa prowadziła przez Wesołą i tamtejszy staw/kompielisko, dzisiaj miejsce to robiło trochę ponure wrażenie, pewnie wpływ miała na to pogoda. Odpocząłem kilka min, pożeganłem się ze stawem i w drogę.
Kierowałem się na drogą na Giszowiec, po drodze usieszyła mnie tabliczka informująca, że cywilizacja jest tuż, tuż...
Szybki przejazd przez osiedla na giszowcu i kurs na Rybaczówkę. Tam spotkanie z Piotrkiem, kolejna chwila odpoczynku, tym razem pozwoliłem sobie na piwo. Reszta trasy znajoma, jazda na pamięć, zajęła mi 15/20 min.
Myślę, że trasę ta pokonam w przyszłości jeszcze wiele razy, jest rewelacyjna, chociaż nieco wymagająca.
Wyjeżdżając z domu zapomniałem o plecaku, więc nie miałem ze sobą aparatu nie mówiąc o czymś do picia. Pierwszy "wodopój" zaliczyłem na 24 kilometrze trasy w Lędzinach. Jakimś cudem był otwarty mały sklep mięsny (przynajmniej tak pisało na szyldzie), w środku można było kupić prawie wszystko poczynając od napojów, a kończąc na bateriach ;).
Na trasie tylnie klocki hamulcowe uległy anihilacji (ostatnio zdecydowanie za dużo jest błota), diabli też wzięli ostatnio reperowany tylni błotnik. Został na Kosztowach. Jutro więc czeka mnie wizyta w sklepie rowerowym ;)
Po wczorajszych deszczach teren na trasie miejscami był bardzo podmokły szczególnie w okolicach Mysłowic-Kosztowy dało się to we znaki. Rower zapadał się w błocie. W sumie na całej trasie ok kilometr prowadziłem rower, o jeździe nie było mowy.
Wyruszyłem oczywiście z Ochojca dość późno - ok 10:30. Droga do Lędzin prowadziła przez kolejne rezerwaty przyrody, las miejscami robił wrażenie.
Do granicy miasta (Lędzin) przejechałem ok 18km (licznik jednak obsługuje wartosci > 17km), przedmieście wyglądało jak Ochojec jeszcze 20-25 lat temu - wiejskie klimaty, rewelacja ;).
Po krótkim odpoczynku przy pomniku Weteranów Powstań Śląskich
nadeszła pora na powrót, wybrałem trasę przez Mysłowice-Kosztowy obok masztu nadajnika TV.
Podjeżdżając, a w zasadzie podchodząc bliżej wrażenie robią potężne kotwy:
.
Dalsza trasa prowadziła przez Wesołą i tamtejszy staw/kompielisko, dzisiaj miejsce to robiło trochę ponure wrażenie, pewnie wpływ miała na to pogoda. Odpocząłem kilka min, pożeganłem się ze stawem i w drogę.
Kierowałem się na drogą na Giszowiec, po drodze usieszyła mnie tabliczka informująca, że cywilizacja jest tuż, tuż...
Szybki przejazd przez osiedla na giszowcu i kurs na Rybaczówkę. Tam spotkanie z Piotrkiem, kolejna chwila odpoczynku, tym razem pozwoliłem sobie na piwo. Reszta trasy znajoma, jazda na pamięć, zajęła mi 15/20 min.
Myślę, że trasę ta pokonam w przyszłości jeszcze wiele razy, jest rewelacyjna, chociaż nieco wymagająca.
Wyjeżdżając z domu zapomniałem o plecaku, więc nie miałem ze sobą aparatu nie mówiąc o czymś do picia. Pierwszy "wodopój" zaliczyłem na 24 kilometrze trasy w Lędzinach. Jakimś cudem był otwarty mały sklep mięsny (przynajmniej tak pisało na szyldzie), w środku można było kupić prawie wszystko poczynając od napojów, a kończąc na bateriach ;).
Na trasie tylnie klocki hamulcowe uległy anihilacji (ostatnio zdecydowanie za dużo jest błota), diabli też wzięli ostatnio reperowany tylni błotnik. Został na Kosztowach. Jutro więc czeka mnie wizyta w sklepie rowerowym ;)