6:51... a ja już na rowerze... Po weekendzie bezrowerowym... niestety... dzisiaj cieszy jazda do pracy, tym bardziej, że nie jest gorąco, że nie ma 33 stopni... jak wczoraj... gdzie można było się zagotować, a jedyną sensowną porą na wyjazd był świt...
Jakimś cudem wyszedłem wcześniej niż zwykle, może niewiele... ale zawsze... na drogach mokro... po wczorajszej kilkunastominutowej burzy i kilkukrotnych opadach nocnych... Większość i tak już odparowała, ale w wielu miejscach pozostały kałuże, służby miejskie usunęły już resztki gałęzi... które tu i ówdzie znalazły się na drogach...
Obawiałem się, że w wielu miejscach mogą leżeć połamane drzewa, jednak... chyba 2 tygodnie temu to co miało się złamać już się złamało...
Na drogach za to spokojnie... niektóre miejsca, m.in.. ul. Panewnicka zaskoczyła zupełnym brakiem samochodów... czy to efekt strachu przed jazdą po burzy, czy może wakacje, a może to też wcześniejsza niż zwykle pora.... być może wszystko razem do kupy...
Jedyne większe kałuże standardowo nie do wyminięcia znajdowały się w Kochłowicach na rowerówce..., dalej twierdzę, że jakiś idiota projektuje dla tego miasta DDR-y... chyba tylko po to aby ładnie wyglądało w papierach... to ni jedyna taka zepsuta inwestycja w Rudzie Śląskiej... takich na siłę robionych DDRów jest więcej chociaż i Katowice z rowerówkami wyglądają dobrze tylko na mapie.... Może jeszcze jedno pokolenie musi minąć by to się zmieniło... a może jakiś "normalny" prezydent musiałby się trafić, a nie tylko taki który stawia kolejne markety, kombinuje jak przez las pociągnąć tramwaj... cóż...
Całą drogę za to miałem okazję walczyć z północno-zachodnim wiatrem, może chociaż powrót będzie szybszy....
17:05 - dopiero wyjeżdżam... Jest gorąco...nawet bardzo... termometr pokazuje 32 stopnie... Gdy jadę ulicami zaczynam się gotować, chcę wjechać do lasu... Gnam na Makoszowy... tam chcę odbić na stawy... jednak już gdy mam skręcać w ul. Piotra Skargi, zmieniam plan... i to kompletnie... Prognoza pogody raczej wskazuje na to, że jutro i pojutrze wiele nie podziałam na rowerze...
Jadę przez Chudów... Co prawda będzie więcej szos... mniej lasów... ale trudno... Zastanawiam się co dalej... Zamek odpuszczam... dzisiaj niewiele tam się dzieje, wczoraj był zlot motocykli... ale dzisiaj... pustki... chyba że odwiedzę Teklę ;P
ale nie... jadę na Paniówki i dalej kawałek na Borową Wieś żółtym szlakiem.... tam kilka przerw.. przy knajpce przy DK44
7:15... wsiadam na rower i ruszam... jest słonecznie, jest pięknie, wiatr.... hmmm... ciężko mi go wyczuć.... po jeździe, po czasie podejrzewam, że mam go w plecy... w firmie gdy po dojechaniu to sprawdzam okazuje się, że jednak wiało z zachodu, ale było to tak nieznaczne.... że w zasadzie pomijalne.... Czyli nie pomagał, ale też zupełnie nie przeszkadzał... :)
Z rana mogłem po kilku dniach zdjąć błotniki, chyba się nie przydadzą... na szosach w zasadzie nie ma śladu po deszczach (poza Kochłowicami)... Na skrzyżowaniu ul. Królewskiej tamy i Błogosławionego Czesława, na nowym zjeździe DTŚki... cieszą mnie postępy prac... jeszcze chwila... i będzie tutaj normalne rondo :)
Gdy ruszam spod firmy zegarek pokazuje 17:15.... jest duszno... jest ciepło.... i jest dzień po opadach... Dzisiaj już potrzebuję wjazdu w las... Hałdę na Sośnicy odpuszczam, tam Bóg wie co w tej chwili jest... może się osunęła jak to często czyni po większych opadach? Nie mam ochoty ego sprawdzać...
Jadę przez Makoszowy... w kierunku tamtejszych stawów, na chwilę zatrzymuję się przy sklepie, szybkie zakupy... i ruszam dalej.... W niektórych miejscach jest sporo wody i błota... jednak i tak mniej niż można by podejrzewać... za to jest jeszcze bardziej duszno niż w mieście... wszystko dookoła paruje....
Na dolinie Jamny mała przerwa... konsumuję to co wiozę ze sobą z Zabrza.... w między czasie odbieram telefon... w sumie mija mi tutaj dobre 20 minut... tylko jedna mucha końska mnie użarła... ;P w trakcie przerwy....
Ruszam dalej... ostatnie 10 km ... mija dość szybko.... W domu marzę o kąpieli pot leje się ze mnie litrami...
Z rana gdy wstałem… termometr pokazywał 18 stopni.. ciepło… ruszyłem w drogę na krótko, wiatr jakby zelżał… pomimo tego że dmuchał z
zachodu specjalnie to nie przeszkadzało… Początkowo miałem wrażenie, że jednak
jest chłodniej, ale po 10 minutach było mi gorąco... chyba się rozgrzałem, po kilku dniach pluchy w końcu świeci słońce... nie pada, jest sucho.... Sucho poza krótkimi fragmentami w Kochłowicach na rowerówce gdzie normą jest że woda utrzymuje się na niej przez tydzień po opadach....
Po kilku dniach pogoda zaczęła się poprawiać, pojawiło się nawet słońce na niebie..., gdy ruszałem było dość przyjemnie... Przez jakiś czas rozważałem czy by nie wjechać w las... pewnie będzie masa błota... ale rower i tak nadaje się do mycia... więc zrobię to na dzielnicy już po powrocie. W Zabrzu słyszę metaliczny dźwięk... brzdęknięcie... domyślam się co to... spoglądam na tylne koło... jest bicie... pękła szprycha... Chwila namysłu... czy mam taką w domu? Nie wiem...
Zmiana planów... jadę szosami i zaliczę rowerowy w Kochłowicach jest otwarty do 19... chyba... W Zabrzu na chwilę staję przy Biedronce... muszę wziąć kasę z bankomatu... bo nie pamiętam czy mają tam terminal... Krótka przerwa i oglądam koło... strzeliła tylko jedna... koła i tak są już na dojechaniu... wiec więcej z nimi nie będę robił... nowe obręcze czekają... na dogodny moment...
Dalsza trasa już ostrożnie, bez gnania.. chciałbym jednak dojechać a nie dojść... do domu... zerwanie kolejnych szprych może mi to uniemożliwić...
W Kochłowicach jestem o 18:45... pakuję się do sklepu... są szprychy takie jakie potrzebuję... tzn... o takiej długości... tyle, że to te najtańsze... za 50 groszy Spoke... Nie lubię ich... bo wytrzymują u mnie do 3 miesięcy... ale jak wspomniałem koła są na dojechaniu... więc to nie robi w tej chwili różnicy.... Kupiłem 10... - zaszalałem ;p
W Piotrowicach krótka przerwa.... na myjni... rower jest totalnie zasyfiony po 3 dniach jazdy w deszczu... po mokrych drogach... a jak mam coś przy nim robić... to... lepiej by się nie sypało z niego.... 2 minuty mycia i wygląda jak nówka ;P
W domu po powrocie... wymiana szprychy zajmuje mi godzinę... to... sama wymiana może minutę, ale rozebranie koła... i poskładanie wszystkie go pozostałe 59 minut
Nadeszła środa… wietrzna środa… i chyba trochę deszczowa…
pogoda zmienia się jak w marcu…. Raz świeci słońce, a 10 minut później kropi
deszcz, a wszystko to przy bardzo silnym wietrze z zachodu….
Wyjeżdżając z
rana miałem pod górkę… chociaż muszę przyznać, że było przyjemnie…
nawet te niewielkie opady specjalnie nie przeszkadzały… z Jednej strony lubię
taką pogodę, z drugiej wiem, że będę walczył z wiatrem….
W Gliwicach na dość paskudnym skrzyżowaniu Królewskiej Tamy i Błogosławionego Czesława robią rondo… w
końcu zostały wysłuchane moje modły… to miejsce było cholernie niebezpieczne,
ileś razy widziałem tam wypadki… a wszystko ze względu na to że w jednym
miejscu łączy się kilka dróg… cześć ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego kto ma
pierwszeństwo… i jest bardzo różnie… Przy okazji budowy DTŚki w końcu powstało
tutaj rondo z prawdziwego zdarzenia… będzie bezpieczniej… bo już jego istnienie
wymusi na kierowcach zmniejszenie prędkości… myślę, że za tydzień już zostanie
oddane do użytku…
Wyjechałem dość późno jest 17:30 gdy wsiadam na rower, wyczekałem na to by minęły nas
deszczowe chmury… lało solidnie… Na drogach jest mokro… nawet bardzo…. O wjeździe na leśne ścieżki nawet nie myślę, pewnie pływałbym w bagnie, w błocie... Pozostała jazda
szosami, na początku miałem założoną przeciwdeszczówkę… tyle, że było tak
gorąco, tak duszno… iż już po kilku km musiałem stanąć na przystanku
autobusowym i wrzucić ją do plecaka… inaczej bym się zagotował w środku… Jadąc dalej już na krótko było przyjemnie... na całej trasie nie spadła na mnie kropla deszczu :) Za to rower wygląda tragicznie... nazbierał masę piachu... Trzeba będzie go spłukać... może jutro z rana?
Pogoda mieszana… z rana gdy wstałem padało…
spojrzałem na radary meteo… była tylko jedna większa chmura deszczowa… po 30
minutach było po ulewie… z tego co widziałem miałem około godzinne okienko… a
następna chmura była jeszcze daleko… przy czym wszystko to co po okolicy się
pojawiało to przelotne deszcze, raczej nic wielkiego… Niemniej ubrałem dzisiaj
przeciwdeszczówkę… bardziej na wszelki wypadek… Ruszyłem po 7:20... i... wszystko byłoby w porządku gdyby nie silny zachodni wiatr... W trakcie jazdy tuż przed Gliwicami zaczyna delikatnie kropić... ale mam już niedaleko... :)
Z pracy wyjeżdżam dość późno.. jest 16:46... cały dzień jest nijaki, to pada, to znowu chwila przerwy, ogólnie wszędzie pełno wody... Pozostał silny zachodni wiatr, teoretycznie powinien pomagać, i coś w tym jest chociaż wolałbym by było nieco inaczej. Opalenizna dalej pali, jednak mokra od deszczu wiatrówka skutecznie łagodzi poparzenia... i bąble po paskudnych muchach... To chyba jedyna zaleta takiej pogody... Prognozy wskazują, że kolejne 2 może 3 dni będą podobne... wiele się nie zmieni... Na dokładkę siedząc na siodełku wiercę się, nie mogę znaleźć jakiegoś jednego miejsca które by mnie nie bolało... W sumie powinienem być już dostatecznie obity by takie problemy nie występowały... A jednak...