Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2013

Dystans całkowity:1795.13 km (w terenie 467.50 km; 26.04%)
Czas w ruchu:87:15
Średnia prędkość:20.57 km/h
Maksymalna prędkość:61.41 km/h
Suma podjazdów:12263 m
Maks. tętno maksymalne:190 (103 %)
Maks. tętno średnie:161 (87 %)
Suma kalorii:68855 kcal
Liczba aktywności:35
Średnio na aktywność:51.29 km i 2h 29m
Więcej statystyk

miało być krótko i szybko...., a wyszło jak wyszło...

Poniedziałek, 12 sierpnia 2013 · Komentarze(4)
Czeslaw Śpiewa & Mela Koteluk - Piesn O Szczęściu


Dzień po Śnieżce, budzę się o 6:00, wszyscy śpią..., zastanawiam się co robić..., wstępnie umówiliśmy się na ok 9:00.... Co tu robić...?

Wodospady na Jodłówce © amiga


Zbieram się i wychodzę..., powłóczę się po górach..., map nie mam, ale mam kompas i... endomondo..., więc jakoś dam radę...
W Borowicach wbijam się na żółty szlak..., idę pod górkę, przy okazji sprawdzam przejezdność tej ścieżki..., w zasadzie to jego brak... całość jest usiana głazami, korzeniami, na dokładkę chwilami prowadzi środkiem potoku... za to miejsce do focenia genialne...

Pięknie tutaj jest o poranku © amiga


Wspinam się w górę, nie spieszy mi się, nie poszedłem w góry aby się ścigać..., chcę chwilę odpocząć..., odprężyć się po wczorajszym uphillu...

Idealne środowisko dla mchów © amiga


W oddali słyszę pracujących leśników, wycinka drzew, dochodzę do jakiejś ścieżki i już widzę, że nieopodal trwa faktycznie praca... skręcam na południowy wschód... mijam jakieś skałki (później się okazuje, że to szczyt Jeleńca)...

Jeszcze jeden wodospad © amiga


idę dalej, spoglądam na zegarek, chyba pora zmienić kierunek.... na czuja wybieram ścieżki i schodzę w dół. Endomondo pokazuje mi że jestem coraz bliżej punktu z którego wyszedłem, w

Panorama z Jeleńca © amiga


końcu trafiam na zielony szlak który prowadzi prawie wprost do miejsca gdzie mieszkamy..., zdążyłem... jest przed 9:00. Na miejscu dowiaduję się, że Darek w chwili wyjścia już nie spał..., ech..., tośmy się dogadali :)
Za to po śniadaniu..., postanawiamy pojechać gdzieś na rowerze z Wiktorem i Igorkiem... Początkowy plan jest niby banalny, ma być krótko i żadnego hardcoru..
Ruszamy, początkowo jedziemy na wschód, gdzieś tam ma być ścieżka która wyprowadzi nas na niebieski szlak..., plątanina ścieżek, nie ma jednak nic wspólnego z tym co jest na mapie i w efekcie zjeżdżamy do Borowic... cóż, na powrót jeszcze za wcześnie... odbijamy szosami w kierunku Karpacza, odnajdujemy nasz niebieski szlak i udajemy się do kaplicy św. Anny (najstarszej murowanej budowli na terenie Polski) i dobrego źródełka (lub jak kto woli źródełka miłości).

Chwila postoju © amiga


Po drodze czeka na nas solidny zjazd a wracając podjazd, na 100m nachylenie wynosi ok 17% przynajmniej tak twierdzi mój licznik.

Kaplica św. Anny © amiga


Chwila zastanowienia co dalej i.... jedziemy do Karpacza...,kilka km pod górkę i docieramy do pierwszego sklepu..., zaopatrujemy się w ciastka, lody, napoje i... dobre 30 min odpoczywamy. Najwyższa pora wracać... przed nami krótki podjazd drogą chomontową chwila przerwy na Jeleńcu

Pora na odpoczynek © amiga


Nawet nieco dłuższa © amiga


W zasadzie to bardzo długa :) © amiga


i szybki zjazd do Borowic... Powinno nam to zająć 15-20 min... tyle, że... już na pierwszym krawężniku Wiku łapie gumę...,

Pierwsza pana © amiga


stajemy zmieniamy dętkę i ruszamy..., a w zasadzie to chcemy ruszyć gdy okazuje się, że Igorek również ma mało powietrza na dole koła..., dzielnie wymienia dętkę i możemy ruszać,

Drugi wymuszony postój © amiga


kilkaset metrów niżej spotykamy Wiktora z kolejnym snejkiem...., dętka przedziurawiona...,

Nie ujechaliśmy daleko © amiga


stajemy wymieniamy i ruszamy..., pod koniec zjazdu Igorek znowu ma mało powietrza.... ech..., kolejna przerwa, zaczynamy łatać i... trafia się kolarz, z rozmowy wynika, że Holender... złapał kapcia.., na pożyczonym rowerze, jest bez narzędzi, dętek łatek..., próbujemy mu pomóc, jednak dziura jest tuż przy wentylu, nie ma szans... W efekcie wskazujemy mu najkrótszą drogę do

Dętki się skończyły, trzeba łatać © amiga


Karpacza... a sami powoli zbieramy się i wracamy do Borowic... Dzień z przygodami..., Igorek długo go zapamięta, w końcu to jego urodziny :)

Uphill Śnieżka 2013

Niedziela, 11 sierpnia 2013 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Sofa - Hardkor I Disko


Minęły 2 dni od przyjazdu w okolice Karpacza, wczoraj zupełny luz, bez roweru, jedynie krótki wypad po okolicy, coś zwiedzić, coś zobaczyć, a dzisiaj.... dzisiaj czeka mnie/nas, bo w końcu jedziemy z Darkiem, uphill na Śnieżkę. Nie wiem jak będzie, wiem jedno, czuję jeszcze efekt piątkowego dojazdu, jeszcze nie odpocząłem, a czeka mnie 14km pod górkę....

W bazie Uphillu © amiga


Wyjeżdżamy dość wcześnie odstawiamy rodzinę Darka na czerwony szlak z misją dotarcia na szczyt przed nami :), a sami kierujemy się na miejsce startu. Już na miejscu chwila na przygotowanie, jednak pierwsza myśl, to... mam ochotę na coś do zjedzenia..., kieruję się na najbliższego sklepu, jest żabka :), szybkie zakupu i wracam, wychodząc trafiam na qmpla z pracy Maćka..., przyjechał tutaj dokładnie w tym samym celu, najechać na Śnieżkę, już się rozgrzewa, a ja, a my jeszcze w lesie... Chwila rozmowy i uciekam, trzeba przygotować rower, siebie... i chociaż kawałek się przejechać...

Chwila przed startem © amiga


Udaje się rzejechać ok 4km..., pora wrócić na start..., dochodzi godzina S..., ruszamy, początkowo pilotowani przez samochód dojeżdżamy do centrum Kapracza, pod Bachusa, otrzymujemy ostatnie namaszczenie i możemy ruszać..., 14km walki z samym sobą.

Wiem, że początek jest dość spokojny po asfalcie, wiem jednak, że od Wangu zacznie się droga krzyżowa. Więc nie wygłupiam się, nie cisnę, to nie czas na śmierć już na początku.

Dojeżdżamy do Wangu, teraz ostro pod górkę, nierówno ułożone kamienie granitowe zabijają, sporo osób zsiada z rowerów, kawałek dalej dołączam do nich..., czuję, że to nie jest mój dzień, przegiąłem w piątek...

Pięknie tutaj © amiga


W końcu to ma być podjazd a nie podejście, po kilkunastu krokach wsiadam na rower i jadę dalej, podjazd wysysa wszystkie siły, nierównomierne podskoki bike-a na wertepach wybujają z rytmu, szukam czegoś bardziej płaskiego, staram się wyszukiwać chociaż kilku cm gładkiej powierzchni, jest tego niewiele i zawsze w końcu trafiam na kamień, lub rowek pomiędzy nimi...., męczy nie to...

Zbliżamy się do Strzechy Akademickiej, walczę z samym sobą, walka jest nierówna, pot leje się ze mnie gęsto..., chwila odpoczynku, uzupełnienie płynów..., mało, ale trzeba ruszać, czas ma znaczenie..., ciężki podjazd, masakra....

Kamienisty podjazd © amiga


Zbliżam się do Domu Śląskiego, chwila odpoczynku, delikatny zjazd, tego było mi potrzeba, jednak.... wiem że za chwilę zacznie się kolejny morderczy odcinek... ostatni odjazd, ostatni kilometr...

Jeszcze walczę © amiga


Prędkość spada do ok 6-7km/h, droga pnie się w górę, mijam bikerów, za chwilę sytuacja odwraca się... i tak aż do samego szczytu, wszyscy walczą, zostało ok 200m, natykam się na [http://igor03.bikestats.pl]Igorka[/url], kawałek dalej na [http://anetka.bikestats.pl]Anetkę[/url] i na końcu [http://wrk97.bikestats.pl]Wiktora[/url]. Ostatnie 50m jest strome..., w końcu odpuszczam, prędkość spada do 4-5km/h – szybciej chodzę... więc..., cóż...

Walka do ostatniej chwili © amiga


Jestem na mecie, dostaję pamiątkowy medal, coś do zjedzenia i... idę się przebrać, ubranie całe przemoczone.... jakbym pływał a nie jechał na rowerze...

Darek jedzie do końca © amiga


Chwilę odpoczywam, dociera Darek, rozmawiamy, wymieniamy się wrażeniami, dostajemy sms-y z czasami i... szok, prawie identyczne jak w zeszłym roku... hmmm.... wydawało mi się że jest gorzej niż rok temu, dalej odczuwam skutki dojazdu do Karpacza..., zresztą pierwsze 30 minut potrzebowałem na przyzwyczajenie mięśni do wytężonej pracy do pchania roweru pod górke...

Obowiązkowa fota na szczycie © amiga


Kilkoro nas tutaj dotarło © amiga


Niemniej zadowolony jestem, że dotarłem, że udało się wjechać, mam też nauczkę na przyszły rok..., nie przeginać przed uphillem ;). Swoją drogą, widoki warte są każdego wysiłku..., w końcu to tylko 1:37 godziny ;)

Widoki zapierają dech © amiga


Widoki rekompensują wszystko © amiga


Pozostał zjazd, w zaszłym roku czułem, że jest chyba gorszy niż podjazd, te 10km kamoli do pokonania...., dojeżdżając do asfaltu słychać odgłosy ulgi z każdej strony..., chyba wszyscy mają dość.

Już na zjeździe © amiga


Dekoracja kategorii +100 © amiga

Na urlopik....

Piątek, 9 sierpnia 2013 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Maria Sadowska - Rewolucja


Piątek... minęła północ... zaspałem...
Miałem wyjechać o godzinie 0:00, a budzik nie był w stanie mnie ruszyć..., w efekcie wyjeżdżam ok 1:30. Późno...
Plan dość ambitny jak na mnie... przejazd z Katowic do Jeleniej Góry, w zasadzie w okolice tego miasta, gdzieś tam będzie na mnie czekać kwatera.., a w niedzielę wjazd na Śnieżkę...
Gdzieś po głowie chodzi mi myśl, czy organizm się zregeneruje w ciągu 1 dnia po takiej drodze..., ale cóż...
W końcu ruszam, na plecach niewiele..., same najpotrzebniejsze rzeczy, kilka ciuchów, jakieś jedzenie, aparat,... netbook... w sumie ok 10kg :)
Ciemno dookoła, a ja mknę pustymi ulicami Górnego Śląska, do Gliwic wszystko idzie jak z płatka, zresztą znam tą trasę z codziennych wyjazdów, więc nic mnie raczej nie zaskoczy...., a jednak, w Gliwicach zamiast w okolice Szarej jadę bezpośrednio na centrum..., trafiam na jakieś objazdy związane z budową DTŚki, przez chwilę zastanawiam się gdzie jestem..., spoglądam na kompas i wybieram drogi które mają mnie wyprowadzić na zachód..., w końcu wyjeżdżam w okolicy Politechniki Śląskiej, teraz jest już prościej..., aż do Kleszczowa długa prosta, tam odbijam na Rudno, później Rudziniec i Ujazd. Kieruję się na Leśnicę, samo miasto mnie nie interesuje, ale w pobliżu jest góra św Anny, korci mnie aby podjechać ją po raz drugi w tym roku.... :)

Leśnica - widok z góry św. Anny © amiga


Zaczyna świtać..., dzień się wyraźnie skrócił, wschód słońca w okolicach 5:00. Prawdę powiedziawszy liczyłem na ładniejsze widoki, jednak słońce niespecjalnie chciało wyjść zza chmury, przy kościele spędzam kilkanaście minut, jest w końcu chwila aby coś zjeść, aby chwilę odpocząć.

Ale tutaj pusto © amiga


Jest niesamowicie pusto, nie ma ludzi, turystów, jarmarku...., pewnie kiedyś zdecyduję się ponownie na odwiedzenie tego miejsca o tej porze :)
Starczy..., koniec przyjemności, trzeba jechać dalej..., kieruję się przez Ligotę Dolną do Gogolina, wieki tutaj nie byłem..., a że jest w pobliżu to czemu nie...?

Wózek górniczy w Gogolinie © amiga


W ciągu godziny jestem na miejscu, ponownie robię chwilę odpoczynku, miasto robi wrażenie wyludnionego, ale może to ta pora?

Pora na chwilę odpoczynku © amiga


Kilka fot i ruszam dalej, ignoruję pomnik Karolinki, jest paskudny, mijam go bokiem i ruszam na Krapkowice leżące tuż obok. Odbijam na Mosznę, interesuje mnie tamtejszy zamek, ostatnio widziałem go ze 4-5 lat temu, a warto go odwiedzić... i zapoznać się z jego historią...

Główna brama wjazdowa do parku w Mosznie © amiga


Zawsze robi na mnie wrażenie © amiga


Wyjeżdżając spod zamku mylę kierunki i zamiast na północny-zachód jadę na południe, coś mi jednak nie pasuje, zatrzymuje się sprawdzam kierunki, spoglądam na mapę i koryguję trajektorię :)

Jadę na Korfantów, później Jasienicę Dolną, w końcu ląduję w okolicach Nysy, zatrzymuję się na stacji Shella, najwyższa pora na coś ciepłego, a stacja jest po drodze i mają Hot-Dogi, przy okazji kupuję 2 mapy dla tirów woj. Opolskiego i Dolnośląskiego. Te które zabrałem z domu, skończyły się jakieś 20 km temu, teraz jechałem trochę na czuja wspomagając się endomondo. Mapy w skali 1:250000, ale z grubsza powinny wystarczyć do określenia pozycji, kierunku w którym się poruszam. Zresztą na wszelki wypadek mam ze sobą listę miejscowości przez które powinienem przejechać.

Trochę zniszczony © amiga


Zostawiam za sobą stację, kieruję się przez Sękowice, Goraszowice, Grądy, Siedlec, Białowieżę, Lipnik, Niedźwiedź. Zaczynają się górki, jest też trochę terenu, zaczynam zwalniać, chwilami teren dobija, ale cóż, to najkrótsza droga z punktu A do punktu B.

Wiadukt w Białowieży © amiga


Dojeżdżam do Ząbkowic Śląskich, jedyne o czum marzę to jak najszybciej opuścić miasto, nie lubię poruszać się w nieznanej plątaninie ścieżek, ulic, dróg, prowadzących gdzieś....
Za Ząbkowicami coraz więcej pagórków, dolinek,

kieruje się na Pilawę Górną, później Dolną tym razem potrzebuję czegoś bardziej normalnego do zjedzenia, staję w przydrożnej knajpce, jem, zupa borowikowa, jakieś kotlety ziemniaki i... piwo bezalkoholowe...

Wielki ptak © amiga


Od jakiegoś czasu po lewej stronie widzę góry, poruszam pięknie, projektując drogę zastanawiałem się czy nie pojechać bardziej górami, jednak wiem czego spodziewać się w okolicach Jeleniej Góry, jak przegnę to podjazdy mnie w końcu zabiją...
Obiad zjedzonym, jadę dalej mijam wielkim łukiem Świdnicę, na dzisiaj mam dość miast, gdzieś na horyzoncie zaczyna błyskawic, nie wróży to zbyt dobrze.

W końcu ustrzeliłem swojego © amiga


Kieruję się na Mokrzeszów, jednak patrząc na ruch na drodze ze Świdnicy w kierunku Świebodzic, postanawiam odpuści, nieco nadłożyć drogi i pojechać przez Milikowice. Skręcam na Ciernie i Świebodzice, zaczyna padać, staję przy sklepie. Pogoda się załamuje, to... koniec na dzisiaj mam dość...., do celu zostało ok 70km, ale chyba lepiej odpuścić... niż walczyć z aura... Dzwonię po wóz techniczny, chwila rozmowy z Darkiem i chwilę czekam.... obserwuję oberwanie chmury, lejące się strugi deszczu, płynące ulicą rzeki i ten darmowy spektakl światło-dźwięk....
Sklep pod ręką więc mam chwilę na uzupełnienie elektrolitów, zjedzenie czegokolwiek....,po kilkudziesięciu minutach dojeżdża Darek, chwila rozmowy i pakuję rower na samochód...
Jedziemy na kwaterę do Borowic...

Strumień górski © amiga

Powrót.... przez Mikołów i piątkowy plan

Środa, 7 sierpnia 2013 · Komentarze(9)
Pudelsi - Uważaj na niego


Wczorajszy powrót zupełnie dookoła, zamiast na wprost, jadę na Mikołów, początkowo szosami, później lasami, wyjeżdżam w Mikołowie i lecę do qmpla, dobra godzina na miejscu, czas mija na rozmowie i …. ruszam razem na Ochojec, tyłami, częściowo po lasach, a końcówka ponownie szosami... Temperatura powoli zaczęła spadać..., zrobiło się dość przyjemnie...

W niedzielę szykuje się Uphill na Śnieżkę, jakoś trzeba tam dojechać... więc plan prosty, jadę w okolice Jeleniej Góry na rowerze, wstępny plan obejmuje wschód słońca na górze św. Anny, po drodze kilka zamków pałaców, przy czym sama trasa będzie korygowana już w drodze. Z grubsza chciałbym na ok 20:00 dotrzeć na miejsce. Poniżej rozrysowany ślad/plan przejazdu. Może w okolicy warto coś zobaczyć dołożyć kilka km...? Z chęcią zapoznam się z sugestiami... Z grubsza wyjazd po północy...


Wiatrak w skansenie w Chorzowie - fotosketcher © amiga


Czwartek i sobota z grubsza mają być bezrowerowe... :)

ostatni dzień pracy...

Środa, 7 sierpnia 2013 · Komentarze(5)
Czesław Mozil - Żaba tonie w betonie


Poranek…. Środa…, znowu mi się nie chce jechać, długo się zbieram, wychodzę również późno, może tragedii nie ma ale… początkowo myślę o jeździe po szosach…, na myśleniu jednak się kończy. Szybki wjazd w teren w Panewnikach i… tyle. Reszta trasy po ścieżkach, szutrach, hałdach. Zachciało mi się nawet wtaczać na szczyt hałdy w Sośnicy, co nie robię zbyt często, ze względu na czas…
A może nastroił mnie do tego urlop, zaczynający się jutro i czekający mnie Uphill na Śnieżkę :)? W firmie melduję się krótko po 8:30…, poszło nieźle…, powrót już nie będzie taki bajtowy, temperatury mają przekroczyć 30 stopni… chyba będę musiał uzbroić się w spory zapas wody :)


Dinozaur... - fotosketcher © amiga

znowu nie wprost...

Wtorek, 6 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Renata Przemyk i Kasia Nosowska - Kochana


Powrót z pracy klasycznie nieco później niż zwykle, lecę po terenie, przez hałdę. Krótko przed wyjazdem zdzwaniam się z qmplem, umawiamy się gdzieś po drodze… To gdzieś wypada mi na podlesiu, wyjeżdżam mu naprzeciw, jest trochę czasu na pogadanie, dawno się nie widzieliśmy…
Chwilę kręcimy razem, gdzieś po drodze zatrzymujemy się na nieco dłużej…, umawiamy się na jutro…, tylko co z tego wyjdzie to czas pokaże…, nie wiem jak do końca ułoży mi się dzień. Do domu docieram późno, a co… :)


Zebry Opolskim Zoo - fotosketcher © amiga

Wtorkowy poranek

Wtorek, 6 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Hey - Cisza, ja i czas


Wtorek, udaje mi się wyjechać nieco wcześniej niż wczoraj… w sumie to cieszy, ale oczywiście jak ma się nieco więcej czasu to człowieka nosi i jedzie lasami, dopiero w Makoszowach decyduję się na odcinek szosowy, zamiast przejazd hałda, w zasadzie nie wiem czemu… przez hałdę jest nieco krócej, tyle, że wolniej… Czas w zasadzie chyba bardzo podobny… Zresztą nieważne.
Wczoraj wieczorem skończyło się walką z zerwaną szprychą, chwila zabawy i mam dawcę… stare koło, ze szprychami DT Swiss-a, wykręciłem jedną wygląda nieźle… mało tego stan nypli jest lepszy niż w kole biorcy… Chyba przegiąłem z jazdą w deszczu, po bagnach…, ale cóż…
Założenie szprychy zajęło kilka minut, kolejne kilka to wycentrowanie koła, może nie jest idealne, ale da się jechać…, może jak będę miał w najbliższym czasie chwilę czasu to podrzucę rower do serwisu…, może a jak nie to cóż, zrobię to po powrocie z urlopu…
Przy okazji natchnęło mnie i wyczyściłem resztę roweru, głupio tak mieć jedno koło czyste i zakurzoną całą resztę..., czyszczenie zajęło mi grubo ponad godzinę… ech…
Za to pierwsza przejażdżka do pracy jak najbardziej pozytywna, szprycha trzyma, nie ma bicia, koło sprawne.


Na jurze - fotosketcher © amiga

szosami, nieco dookoła

Poniedziałek, 5 sierpnia 2013 · Komentarze(4)
HAPPYSAD - Odpocznijmy


Powrót z pracy, specjalnego planu nie ma, zdzwaniam się z Darkiem, jest w Rudzie Śląskiej niedaleko Plazy, rower w serwisie, a co mi tam, podjadę, niewiele mi to zmieni, poza tym, że będę leciał po szosach…
Wychodzę z firmy, od razu dostaję w pysk gorącym powietrzem… Spora różnica temperatur, potrzebuję chwili, aby się przyzwyczaić. Jakoś dam radę…, chyba :)
Ruszam i wg plany lecę przez Sośnicę, Kończyce, Bielszowice i powoli kieruję się na Plazę. Posżlo to dość składnie, dojazd zajął mi 38 minut :).
Na miejscu spotkanie z Darkiem i jego rodziną, mamy 40 min czasu, serwis się nie spieszy, zresztą lepiej aby robili wolniej, ale dobrze…
Grubo po 18:00 żegnamy się i jadę w kierunku Katowic, zastanawiam się którędy i decyduję się jednak na przejazd przez Wirek, czyli w zasadzie wracam na trasę DPD w wersji szosowej, tyle, że piekło zaczyna się kończyć. Temperatura wyraźnie spadła… jest przyjemnie :).
W Kochłowicach czuję, że rower zaczyna mi pływać, podejrzewam panę…, spoglądam na tylne kolo, bicie jak diabli, zatrzymuję się szukam przyczyny…, zerwałem szprychę… shit… teraz?
W trasie niewiele z tym zrobię, dobrze, że tylko jedną, więc powoli toczę się do domu, odliczam kolejne kilometry 10, 9, 8, 7, 6… max godzina z buta w razie czego, ale rower jedzie dalej… 5, 4, 3, 2, 1…, dotarłem. Wieczorem czeka mnie zabawa z kołem…, serwisu nie uświadczę o tej porze…


Logo BS na firmowej koszulce :) © amiga

zmęczenie poweekendowe

Poniedziałek, 5 sierpnia 2013 · Komentarze(1)
KULT - Krew Boga


Poniedziałkowy poranek, jak mi się nic nie chce, wstaję z dużym opóźnieniem, jestem zmęczony, zupełnie nie mam ochoty na jazdę, na te trzy dychy do Gliwic...
W końcu udaje się jednak pozbierać jest 7:30..., masakra, lecę po szosach, szkoda czasu, dobrze, że nie ma jakiś wielkich upałów, tylko 20 stopni...
Na szczęście na drogach w zasadzie pusto, prawie nie ma samochodów, można nieco przycisnąć, chociaż i to idzie mi opornie... 4 godziny snu to jednak za mało... :), będę musiał to odrobić po powrocie...

Pustynia Błędowska - fotosketcher © amiga

Powrót do domu po Dęb0wym 0riencie

Niedziela, 4 sierpnia 2013 · Komentarze(1)
JACEK KACZMARSKI - Na starej mapie krajobraz utopijny


Niedziela, znowu czas zleciał, w sumie cieszę się że nie pojechałem wczoraj prosto do domu, że znalazłem się w Zabrzu, była chwila aby odreagować, aby porozmawiać, liczyłem na to, że emocje w końcu puszczą.

Trzeba jednak wracać do domu, wszystko co dobre kiedyś się kończy… (zresztą to złe też zawsze mija, pewnie za jakiś czas będziemy wspominać z uśmiechem dymanie po plaży w Błędowie :).

Kończy się pierwsza połowa meczu Górnika Zabrze z Piastem Gliwice, może uda mi się zdążyć na drugą połowę? Czasu niewiele…., jadę nieco inaczej niż zwykle, wbijam się dość szybko na niebieską dookólną rowerówkę Zabrzańską…., jechałem tym fragmentem może raz, ale… dzisiaj sobie „poszaleję”. Temperatury nieco spadły jest niecałe 25 stopni :), idealna temperatura do jazdy.

Zatrzymuję się przy 2 wiaduktach/przepustach, chwila na focenie….

Przepust pod DK88 © amiga


Wiadukt kolejowy © amiga


I jadę dalej…. Czas leci…
W końcu wyjeżdżam przy stadionie w Zabrzu, uff…. Zdążyłem, mecz jeszcze trwa… :).

Zdążyłem na drugą połowę © amiga


Stoję kilka minut, coraz więcej kibiców, może pseudokibiców, trzeba ruszać dalej.
Skręcam na ul czołgistów… i niespodzianka jest mały zator, wjeżdżam na chodnik…., nie będę stał…, okazuje się, że zator powoduje policja – kierowców czeka dmuchanko…, mnie jakoś ignorują…. Dalej już prawie standardzik popracowy, lecę przez całą długość Kończyc i wjeżdżam na leśną ścieżkę.
Czuję że tutaj padało, drogi są mokre, panuje zaduch…, ale już na Halembie jest suchutko…., tak jak na pozostałym odcinku do Katowic….

Dopadam klamki… wpycham rower do domu i… lecę do sklepu, muszę kupić jakąś wodę, kole…, cokolwiek byle było mokre…

Chyba chwilę wcześniej padało © amiga