Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2012

Dystans całkowity:1961.17 km (w terenie 330.00 km; 16.83%)
Czas w ruchu:80:06
Średnia prędkość:24.48 km/h
Maksymalna prędkość:52.54 km/h
Suma podjazdów:370 m
Maks. tętno maksymalne:207 (112 %)
Maks. tętno średnie:156 (84 %)
Suma kalorii:79003 kcal
Liczba aktywności:52
Średnio na aktywność:37.71 km i 1h 32m
Więcej statystyk

Szybki szpil

Wtorek, 25 września 2012 · Komentarze(0)
Machinae Supremacy - Sidology Episode 2 Trinity


Jeszcze jeden krótki wypad do kumpla podrzucić mu przenośną nagrywarkę DVD. Specjalnie nie ma się więc co rozpisywać.

Do wpisu dołączam 2 część Sigology z coverami kawałków z C64. Miłego słuchania.

Mocno nostalgicznie

Wtorek, 25 września 2012 · Komentarze(7)
Machinae Supremacy - Sidology Episode 1 - Sid Evolution


Powrót do domu głównie po drogach, lekki katar i podniesiona temperatura wciąż dają się we znaki. Na szczęście pogoda dopisałe, jest ciepło, da się jechać na krótko, co oczywiście wykorzystuję ładując długie ciuchy do plecaka ;).

Już w Panewnikach coś mnie podkusiło i skręciłem na Starganiec, chwilę usiąść, przemyśleć kilka spraw, zastanowić się, a może spotkać kogoś znajomego? Kto wie.
Spędzam tam dłuższą chwilę, magiczne jest to miejsce, o tej porze dnia, o tej porze roku, dalej przyciąga mnie jak magnes....

Starganiec wieczorkiem © amiga


Zachód słońca nad Stargańcem © amiga


Ostatnio było poważnie więc może dzisiaj coś prostszego. Już ładne kilkanaście lat temu natknąłem się na bazę kawałków (muzyki) z C64, jest rozbudowywana do dzisiaj. Dla zainteresowanych podaję linka www.hvsc.c64.org do pobrania ok. 65MB -kilkadziesiąt tysięcy utworów, tworzonych na tym komputerku. Do odtworzenia potrzebny jest odpowiedni plugin pod używanego playera lub sidplayer (wszystko dostępne jest na podanej wyżej stronie – zakładka SID PLAYERS).

Reyn vs Martin Galway - Wizball


W przeciwieństwie do tego co oferują współczesne karty dźwiękowe C64 używał generatora dźwięku układu SID (w zasadzie były 2 modele – 6581 i nowszy 8580), więcej można przeczytać m.inn. na Wikipedii.
Cokolwiek by nie pisać/mówić lubię od czasu do czasu posłuchać tego starego jedynego w swoim rodzaju brzemienia, coś co trzeba lubić, coś co pewnie nie każdemu się spodoba, coś co każdy odbiera inaczej. Zamiast się rozpisywać proponuję posłuchać kilku z nich:
Yie_Ar_Kung_Fu.sid (Galway_Martin) - 19 subsong – MagneticFiels w wersji na C64
Dutch_Breeze_Mix-E-Load.sid (20CC)
Dutch_Breeze_Flip_the_Flop.sid (Ouwehand_Reyn)
Sanxion.sid (Hubbard_Rob)
Last_Ninja_3.sid (Ouwehand_Reyn) – 2 subsong
Last_Ninja_4_intro.sid (Feekzoid)
Battle_Valley.sid (Tel_Jeroen)
Star_Paws.sid (Hubbard_Rob)
Cannon_Fodder.sid (sampel na 4 bitach)
Oxygene_IV.sid (Feekzoid) (sampel na 4 bitach)
Wiele utworów składa się z kilku subsongów które zmienia się różnie w zależności od użytego playera, w winampie jest to przycisk przejścia do kolejnego utworu.
Top 20 countdown of C64 music awesomeness

Zastanawiam się czemu dalej mi się to podoba, czemu lubię do tego wracać, może dlatego, że w tamtych latach byłem związany z demo sceną, Może dlatego, że nazwy takie jak Quartet, FAIRLIGHT, Legend, Taboo znaczyły dla mnie wiele, może dlatego że nazwiska takie jak Klaudiusz Dybowski czy Marek Pampuch do dzisiaj coś dla mnie znaczą? A może dlatego, że w tamtych czasach poznawałem co to jest komputer, co można z nim zrobić i.. całkiem nieźle sobie z tym radziłem.
Zespół z początku wpisu Machinae Supremacy do dzisiaj wykorzystuje syntezatory oparte o układ dźwiękowy, który znajdował się wewnątrz Commodorka. Ich starsze płyty to w zasadzie covery utworów żywcem przeniesionych z C64, nowsze płyty zawierają już wokal, a generatory SID zeszły na dalszy plan, ale dalej są słyszalne. Warto zapoznać się z ich dyskografią, naprawdę świetnie grają.
I już na sam koniec, link do YT gdzie można przypomnieć sobie jak wyglądały gry w latach 80 początku 90. Ech łezka się w oku kręci…
100 Commodore 64 games in 10 minutes!

Miłego Wieczorka.

900h :), wtorkowo, chorobowo,

Wtorek, 25 września 2012 · Komentarze(11)
Cela nr 3 - Nuda


Jadę do pracy znowu z lekkim opóźnieniem, jest 7:20, a obiecałem sobie, że wstanę wcześniej, ale… nie ze mną te numery, budzik jedno a przyzwyczajenie swoje :). Nie ma lekko.
W chwili wyjazd +15 stopni- ciepło, nawet bardzo. Cieszy mnie to ale, lekko kropi deszcz, przeziębienie dale się już solidnie we znaki, więc nie wygłupiam się, ubieram nieco więcej, biorę prochy i ruszam. Prawie przez całą drogę wredny wiatr chyba z północnego-zachodu, chwilami podmuchy wybijały mnie z rytmu… .
Spocony i wykończony jakoś dojeżdżam do Gliwic, szybki prysznic i mogę zasiąść za sterami, mogę zabrać się za pracę…
Dzisiaj zauważyłem, że stuknęło mi 900h na rowerze na BS :). Może uda się dociągnąć w tym roku do 1000h :), mam taką nadzieję. Jedynie opady śniegu i siarczysty mróz może pokrzyżować mi plany, ale dalej liczę na piękną złotą jesień.




Wspomnieniowo - podjazd na Salmopol © amiga

Pod prąd

Poniedziałek, 24 września 2012 · Komentarze(2)
KSU - Idź pod prąd


Jezioro Żywieckie © amiga


Miało być dzisiaj o czymś zupełnie innym jednak chyba warto poruszyć ten temat.
Czasami zdarza się że oceniamy kogoś po pozorach, po tym jak go postrzegamy, nie mając o nim zielonego pojęcia, nie znając go. Sam zresztą wpadam w takie pułapki, staram się ich unikać ale to nie jest dobre wytłumaczenie. Dopiero chwila rozmowy, nagle otwiera oczy, człowiek awansuje od zera do bohatera. Wydawało mi się, że jestem już od dawna wolny od takich zachowań, a jednak…, mnie też się zdarza. Całe szczęście, że nie zdążyłem zabrnąć dalej, że w jakiś sposób nie skrzywdziłem jej, swoją opinią, swoją wypowiedzią… uff. Miałem jakąś taką potrzebę wyrzucenia tego z siebie.
Dawno, dawno temu gdy jeszcze chodziłem do szkoły średniej miałem okazję pracować z osobami niepełnosprawnymi i już wtedy odkryłem, że nie warto oceniać ludzi po pozorach, po wyglądzie zewnętrznym. Często okazywali się wspaniałymi ludźmi, którzy zostali skrzywdzenie przez los, przez innych ludzi, czy ulegli wypadkowi. Na dokładkę mają niesamowity dystans do siebie do swojego otoczenia, potrafią się z tego śmiać, potrafią się śmiać z siebie ze swoich ułomności. Od nich nauczyłem się tego samego, wydaje mi się, że potrafię się z siebie nabijać, że potrafię mieć jakiś zdrowy dystans do swojej osoby, znam swoje wady i chyba zalety.
Mistrzostwem świata w tej dziedzinie są dla mnie Anglicy i ich poczucie humoru, zresztą wychowałem się na Monty Pythonie, a tam jest wszystko co lubię, co kocham. Pełny absurdu humor.
My Polacy (oj jak górnolotnie) chyba jeszcze do tego nie dorośliśmy, wielokrotnie spotykam się z pewną schizofrenią w postępowaniu, mówimy jedno a zachowujemy się inaczej. Nie uwłaczając osobą wierzącym, szlag nie trafia jak widzę ludzi teoretycznie wierzących, latających co niedziela do kościoła, a już po wyjściu z mszy już zachowują się inaczej, już zaczynają kombinować, obgadywać, komu by tu wsadzić kij w plecy… Bigoteria. Nienawidzę tego, i chyba są to jedyni ludzie których staram się unikać. Przy czym absolutnie nie mam nic do ludzi faktycznie postępujących wg norm narzuconych przez wiarę. Sam jestem totalnie niewierzący, tzn. wierzę tyle, że w naukę, w postęp, po prostu pochodzę z epoki cyfrowej i stara wiara jakoś mi nie po drodze, tym bardziej, że miałem okazję zapoznać się z biblią i kilkoma opracowaniami różnej maści i… jakoś to się kupy nie trzyma. Po prostu trzeba w to wierzyć, a ja tego nie potrafię, nie trafiają do mnie dogmaty, za to mam po drodze z aksjomatami :).
Czytając dzisiaj wpis na blog handbikerki można przeczytać o dość perfidnych zachowaniach „pełnosprawnych” względem współuczestników – coś tu się chyba komuś po…o. Gdzie my żyjemy? Cytując pewnego polityka „Polska to dziki kraj”… i coś w tym jest. Musi jeszcze wymrzeć kilka pokoleń (w tym moje), musi nastać czas pokolenia 2000, ludzi którzy nie posiadają bagażu naszych doświadczeń, naszych uprzedzeń.

Monty Python - Olimpiada głupków

Starczy, na dzisiaj….

Porankowo, dopracowo...

Poniedziałek, 24 września 2012 · Komentarze(3)
Fabryka Zabawek - Flying Around


Kolejny rześki poranek, może nie taki jak piatek, ale te +9 to nie szczyt moich marzeń. Na dokładkę czuję, że w weekend się trochę załatwiłem. Podwyższona temperatura świadczy o tym dobitnie. Łykam prochy i powoli się zbieram, do pracy czas. Wyjeżdżam wyjątkowo późno 7:30, o odrabianiu w trasie mogę zapomnieć, wiem jak źle się kręci będąc przeziębionym. Na szczeście nie jestem zobligowany do dotarcia do Gliwic na konkretną godzinę.

Powrót będzie chyba w lepszych warunkach, mabyćgrubo ponad 20 stopni :)

Leśne ścieżki © amiga

AZS MTB Zabrze

Niedziela, 23 września 2012 · Komentarze(7)
Piotr Rogucki - Jesień


Niedziela, budzę się wcześnie, za wcześnie, ale jakoś tak już mam wprogramowane, że 6:00 to moja godzina. Powoli budzą się pozostali domownicy, kawa, herbata, śniadanie i powoli trzeba się zbierać w końcu czeka nas dzisiaj maraton MTB w Zabrzu. Pierwotnie zapisałem się na zawody dla "profesjonalistów" jednak po rozmowie i wstępnych oględzinach trasy stwierdzam, że nie jestem jeszcze, aż tak bardzo poryty, muszę jeszcze nad tym popracować, wybieram wariant dla amatorów. Mniejsza szansa na uszkodzenie.

Poranek rześki, poniżej 10 stopni, a my (Igor, Wiktor) na rowerkach ruszamy w kierunku Rokitnicy. Na miejscu dołącza do nas Anetka, a nieco później Ania i Olek.

Piękne pogoda © amiga


Początkowo zapisujemy się w biurze zawodów i czekamy na kolejne starty, pierwszy na trasę rusza Igorek. Już na początku widać, kto tu jest najlepszy, od razu wychodzi na prowadzenie...

i wystartowali © amiga


wracając z trasy, ma już taką przewagę, że nie musi się spieszyć, ale daje z siebie wszystko, do końca walczy.

Trzeba się spieszyć © amiga


Efekt? Drugi zawodnik w jego kategorii przyjeżdża za stratą ok 4 minut. Sporo.

kolejny zawodnik na trasie © amiga


Nieco później na trasę rusza Wiku, w jego kategorii już nie ma takich dysproporcji, chyba był to najbardziej dynamiczny start w całych zawodach, nie wiem jak jechali, na trasie, ale całość zrobili w rekordowym czasie. Po 9 minutach pierwsi zawodnicy docierają na metę, po 10 było już po wszystkim.

tym razem zawodniczki © amiga
]

Mały zgrzyt na trasie i niestety nie udaje się dotrzeć w pierwszej trójce, ale i tak wielkie brawa, do końca dawał z siebie wszystko.

Teraz mamy nieco więcej czasu, godzinę później startuje Ania i nie m konkurencji, sama mówi, że jakoś dziwnie się z tym czuje, ale z tego co było widać, to na trasie maratonów MTB jest bardzo mało kobiet. W każdej kategorii wyglądało to podobnie. Może kobiety stały się już za wygodne? Wolą samochody?
nie ma konkurencji... © amiga

Aniuta - tuż po wyścigu © amiga


Kolejna przerwa, mój i Olka przejazd trasą maratonu rozpoczyna się dopiero o 14:00, w tym czasie zdążyliśmy się przegłodzić, wyschnąć, więc uzupełniamy braki w "maratonowej" stołówce. Poza żurkiem, reszta jest zjadliwa ;)

Skrzat leśny? © amiga


ale numer... © amiga


Coco75 - chwila odpoczynku © amiga


a był taki piekny, czyściutki © amiga


W końcu nastaje nasz czas, startujemy w największej grupie, widać, że nie będzie łatwo, na pierwszej linii sami wyjadacze. Trasa wbrew pozorom daje się we znaki, tarka zakończona rowem z błotem i gałęziami działa dziwnie, część zawodników ma problemy, a tym ja, spada mi łańcuch. W efekcie tracę sporo czasu, po szybkiej reparacji ruszam dalej i pozostaje mi tylko gonić pozostałych, powoli odrabiam straty (wyprzedzam kilku zawodników) jednak szans na pudło nie ma (za krótka trasa, nie ma gdzie tego nadrobić). Trudno. Kończę na 6 miejscu :(.

O 16:00 następuje długo oczekiwana koronacja.

koronacja © amiga


Król jest tylko jeden © amiga


Mistrz Zabrza © amiga


Królowa MTB © amiga


Więc mamy 2 zwycięzców i obojgu należą się wyrazy uznania.
Było świetnie, fantastyczny rowerowy weekend, może nie było dużo kręcenia, ale za to intensywnie. Za rok planuję dołączyć do listy zwycięzców :), a teraz mam czas na treningi.

W domu ląduję dopiero o 21:00. Mam tylko 2 marzenia, pierwsze to kąpiel, drugie to łóżko, więcej do szczęścia mi nie potrzeba.

po lesie na helenkę.

Sobota, 22 września 2012 · Komentarze(2)
Piotr Rogucki - Ballada o Próżności


Sobota samo popołudnie (15:30), pora się zbierać, mam trochę czasu, więc jadę sobie opłotkami po terenie w kierunku Zabrza, coś mnie znowu ciągnie do Stargańca, jest to mój punkt pierwszy na trasie.

Na Stargańcu zmiany, zmiany, zmiany © amiga



na jagody.... © amiga


Długo nie zostaję, o tej porze roku, szybko już zaczyna się ścieniać, więc nie ma czasu na kontemplowanie ciszy. Ruszam dalej i poprzez lasy Panewnickie, ląduję w Rudze Śląskie w okolicach Radoszowy. Odnajduję jeden z bunkrów należących do okolicznych umocnień, chwila sesji i ruszam dalej.

A jednak są bunkry © amiga


W niemczech, francji był by atrakcją turystyczną... © amiga


Tym razem dojeżdżam do centrum Zabrza, jeszcze mała sesja, przy Pstrowskim i czas mi się powoli kończy, przed sobą mam jeszcze ok 10km po szosach, szczęśliwie ruch jest tylko symboliczny, więc mogę jechać tak jak lubię, nie przejmując się niedzielnymi kierowcami.

Patrzy z góry i nadziwić się nie może... © amiga

W końcu osiągam Helenkę, tutaj na mnie już czekają, jest czas by porozmawiać, ochłonąć, i zresetować się przed kolejnym tygodniem :) i przygotować się psychicznie do maratonu MTB.

weeeekend.... i HDR

Piątek, 21 września 2012 · Komentarze(11)
Tuwim dla dorosłych- Całujcie mnie wszyscy w dupę


Jest piątek, koniec pracy w tym tygodniu, chyba mam dość, chwilowo, totalne przemęczenie. Dzisiaj rześki poranek i chłodne popołudnie, lecz cóż zrobić, w końcu to przedostatni dzień lata, od niedzieli mamy kalendarzową jesień. Jeszcze miesiąc może półtora i drzewa będą gołe, przymrozki będą na porządku dziennym i czeka nas zima. Cykl w przyrodzie się zamknie.
Droga do domu pokręcona, ile się dało tyle w terenie :). Coś jednak jest nie tak, czuję się źle, może dopada mnie przeziębienie ale wracałem z podwyższoną temperatutą. W domu marzę już tylko o jednym, władować się do ciepłego łóżka.

Ścieżka rowerowa inny kadr © amiga


Prognozy na weekend są takie sobie, sobota w deszczu, niedziela nieco lepiej, a ja znowu na rowerze, znowu w drodze, znowu będę się poruszał na jednośladzie po Śląsku. Mam jednak jeszcze ochotę na wypad rowerowy w Beskidy, zobaczymy jak się ułoży najbliższe kilka tygodni, może się uda coś wykręcić. W najgorszym wypadku część trasy pokona pociągiem, ale jakieś takie to niepodobne do mnie :).
Starczy tego narzekania, w końcu zaczyna się w weekend, jutro rano lekkie odgruzowania mieszkania, trzeba się zająć akwarium (strasznie je zaniedbałem), później wypad z siostrą do qzynki, a wieczorem…, a wieczorem czas na rower i do Zabrza, będzie okazja znowu pogadać, znowu oderwać się od wszystkich problemów, zapomnieć o świecie, spędzić miło czas. Chyba znowu potrzebuję lekkiej odskoczni.
Cały czas wracam do mojego wypadu do Francji, już ileś razy oglądałem zdjęcia, dalej jestem zachwycony tym krajem, tym klimatem, tymi ludźmi. To jest niesamowite jak można być dumnym z miejsca gdzie mieszkamy. Jak spotykam się z ludźmi w Polsce to mam wrażenie, że gdzieś w nas dalej siedzą kompleksy, że kraj jest g…o warty, że jesteśmy zaściankiem europy, że jest szaro, buro i nijako. Na dokładkę dalej z jakiegoś powodu nienawidzimy wszystkich sąsiadów wokoło, Niemców, „Ruskich”, czy nawet Czechów. Jakieś dalej to takie dziwne, jakieś jest mi to obce, ale może jestem inny? Z „Ruskimi” przeprosiłem się dawno temu, myślę, że oni mają większe kompleksy w stosunku do nas ;), z Niemcofobii wyleczyłem się na koncercie „Die Toten Hosen”, nawet język wydaje mi się od tego czasu jakiś taki bardziej ludzki, a do Czechów nic nie mam, mają świetne filmy i bajki :). Będąc we Francji pozbyłem się więc resztek kompleksów, spokojnie mogę podjąć się dowolnego zadania, czynności, wiem że to zrobię, potrafię, a jak nie potrafię to jestem w stanie się tego szybko nauczyć. Niby duperela, ale dotyczy to większości Polaków, jesteśmy jakoś w stanie dostosować się do wszystkiego, jesteśmy jacyś tacy elastyczni, jeszcze. Widać już objawy tego iż stajemy się wygodni, że zamiast zrobić coś samemu, coś co potrafimy, to szukamy gotowego rozwiązania, bądź kogoś kto nas wyręczy.

Tak z ciekawostek w tekście wiersza tuwima w wykonaniu przezacnych aktorów brakuje przedostatniej strofy, więc pozwolę sobie ją zacytować


...
Item ględziarze i bajdury,
Ciągnący z nieba grubą rętę,
O, łapiduchy z Jasnej Góry,
Z Góry Kalwarii parchy święte,
I ty, księżuniu, co kutasa
Zawiązanego masz na supeł,
Żeby ci czasem nie pohasał,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
...




Dzisiaj czytając na blogu Kosmy, właścicielka przyznała się, że nie do końca wie co to jest HDR, więc postanowiłem to trochę przybliżyć. Nie czepiam się, ale warto czasami czegoś się dowiedzieć.

HDR – na początek trochę teorii (za wikipedią)

High dynamic range imaging – technika w fotografii polegająca na wykonaniu kilku ekspozycji tego samego kadru, z których część jest niedoświetlona, a pozostała część prześwietlona. Pozwala ona otrzymać obraz sceny charakteryzujący się dużą rozpiętością tonalną.
Używając tej techniki najczęściej robi się trzy do pięciu fotografii (czasami więcej – w zależności od rozpiętości tonalnej kadru oraz dynamiki aparatu) z poprawnie naświetlonymi cieniami, elementami pośrednimi oraz światłami, z różnicą np. 2 EV (może być 1 albo nawet 3), a następnie łączy się obrazy w jeden plik. W celu pozyskania źródłowych fotografii stosuje się metodę bracketingu lub wywołuje plik RAW z różnymi parametrami.

Starczy teorii teraz ja :)

W skrócie chodzi o to, że nasze oko/mózg inaczej postrzega otaczającą nas rzeczywistość niż matryca czy film w aparacie. Będąc w np. w budynku z oknami widzimy dobrze zarówno to co jest wewnątrz jak i to co jest za oknem pomimo tego, że w środku panuje półmrok a na zewnątrz jest piękny słoneczny dzień. Robiąc zdjęcie aparatem nie da się ustawić parametrów tak aby na jednym zdjęciu zobaczyć to co widzieliśmy, bo… albo okno jest prześwietlone (biała plama), albo wnętrze to jedna czarna plama.

Istnieją aparaty/kamery które sobie z tym radzą, ale robią to na 2 sposoby. Pierwszy polega na zrobieniu od 2-3 (czasami do 7) zdjęć i poskładaniu wszystkiego w aparacie. Druga lepsza metoda wykorzystywana jest też w kamerach. Wewnątrz znajduje się kilka matryc (najczęściej 2) które rejestrują obraz jeden prześwietlony, drugi niedoświetlony, a wewnętrzne oprogramowanie składa to do kupy. Wadą pierwszego rozwiązania jest to, że w zasadzie powinno się robić zdjęcia ze statywu i unikać obiektów które się nie przemieszczają, inaczej powstanie efekt tzw. duchów, czy rozmyć, nieostrych fragmentów obrazu, inna problem polega na tym, że wewnętrzne oprogramowanie z reguły średnio sobie radzi z przetwarzaniem tak dużych ilości danych i najczęściej upraszcza ją.

Druga z tych metod wiąże się z kosztami, aparaty czy kamery korzystające z kilku matryc są najczęściej koszmarnie drogie.

Jest jeszcze jedna metoda z której sam korzystam czasami (najczęściej nie robię HDRów, ostatni raz chyba rok temu, może jeszcze wcześniej…, najczęściej korzystam z samego mapowania tonów na 14 bitowych plikach RAW(surowa kopia danych z matrycy bez żadnej ingerencji przez oprogramowanie aparatu)), robię 3 zdjęcia korzystając z opcji Braketingu w aparacie, a następnie obrabiam je na komputerze w programie Machinery HDR (takich programów jest na rynku przynajmniej kilkanaście, najbardziej znany jest chyba Photomatix).

Takie 3 zdjęcia ładuję do programu który je łączy w jedno zawierające pełną informację o obrazie w miejscach niedoświetlonych i prześwietlonych, jednak przestrzeń kolorów (liczba kolorów na pojedynczą składową) jest zbyt duża aby wyświetlić to na czymkolwiek, nie istnieją takie monitory, drukarki. One operują najczęściej na 8-bitowej przestrzeni kolorów (256 odcieni na składową (czerwoną, zieloną i niebieską)), a HDR często opiera się na przestrzeniach 16 i 32 bitowych (odpowiednie 65536 i 16777216 odcieni na pojedynczą składową koloru).

Dlatego też robi się mapowanie (rzutowanie) tonów przestrzeni 14, 16, 32 bitowej na 8 bitową, dzięki temu można uzyskać bardzo naturalny efekt zbliżony do tego co widzieliśmy.

Dwa przykłady zdjęć, być może to pokaże lepiej o co mi chodzi (foty dzisiejsze)

1. Starganiec
Zdjęcie normalne, takie jak robi się zwykle
Starganiec normalne © amiga

Zdjęcie niedoświetlone
Starganien niedoświetlone © amiga

Zdjęcie prześwietlone
Starganiec prześwietlone © amiga

Poskładany HDR z rzytowaniem na przestrzeń 8 bitową – w zasadzie nic ciekawego, ale jak pisałem nie istnieje sprzęt który jest w stanie wyświetlić HDR-a
Starganiec HDR © amiga

HDR po mapowaniu tonów na przestrzeń 8 bitową
Starganiec tone mapping © amiga

Zdjęcie posiada jeszcze 2 wady, po pierwsze jest krzywe, po drugie jest źle wykadrowane, więc pozwoliłem sobie skorygować te 2 błędy w programie Picasa.
Starganiec wersja końcowa © amiga

Dzięki takiej obróbce mamy piekne niebo a jednocześnie widać wszystko co było w ciemnych partiach zdjęcia

2. Ścieżka rowerowa w Katowicach
Znowu zdjęcie normalne
Ścieżka rowerowa normalna © amiga

Zdjęcie niedoświetlone
Ścieżka rowerowa niedoświetlona © amiga

Zdjęcie prześwietlone
Ścieżka rowerowa prześwietlona © amiga

Poskładany HDR – i znowu nic ciekawego
Ścieżka rowerowa HDR © amiga

Wersja po mapowaniu tonów na przestrzeń 8 bitową
Ścieżka rowerowa tone mapping © amiga

I wersja ostateczna po wykadrowaniu
Ścieżka rowerowa - wersja ostateczna © amiga


Uff. Starczy na dzisiaj. Miłego weekendu.
ps. Naprawdę się nie czepiałem ;)

Ciesz się, dzisiaj ciesz :)

Piątek, 21 września 2012 · Komentarze(6)
Akurat - Cieszę Się


Poranek rześki :), na termometrze za oknem +2, jest mgliście. Odkopuję czapeczkę rowerową, ubieram się w kilka warstw wszystkiego i... w drogę, nie ma na co czekać. Trzeba dojechać pokręcić te 30km :).

Wbrew pozorom jechało się bardzo przyjemnie i co z tego, że chłodno, że jakoś nieco wolniej, po prostu sprawiało mi to przyjemność :), na dokładkę mamy piątek, jeszcze kilka godzin i zaczyna się weekend. Kolejny dłuuugi weekend, dla mnie długi. Znowu będzie się działo, oba dni mam już obłożone od rana do późnego wieczora.

Poranne zorze... © amiga


troszkę mgliście © amiga

Telewizyjne Technikum Rolnicze

Czwartek, 20 września 2012 · Komentarze(15)
Acid Drinkers - Hit the Road Jack


Powrót z pracy po 16:30, mogło być wcześniej, ale coś mnie zatrzymało, trzeba było coś dokończyć zamknąć. Nieco cieplej niż ranem, ale te +11 to nie jest komfortowa temperatura do kręcenia, dalej czuję jakieś zmęczenie, mam wrażenie, że zbliża się przeziębienie, chyba pora temu zaradzić... tak na wszelki wypadek.
Mam nadzieję że jutro będzie już ok.
Powrót z pracy nieco pokręconą drogą, ale co z tego, miałem ochotę chociaż na chwilę wjechać do lasu, ciągle tylko te szosy i szosy... ;P

Wieczorkiem na Wirku © amiga


Tak mnie wzięło dzisiaj na wspominki, gdzieś na Youtube trafiłem na kawałek Reya Charlesa – „Hit the Road Jack” i nastroiło mnie to trochę sentymentalnie. Z jakiegoś powodu pierwsze skojarzenie mam z „Telewizyjnym Technikum Rolniczym” (takie skrzywienie chyba genetyczne) – ciekawe ile osób jeszcze toto pamięta?
Gdy człowiek wstał zbyt wcześnie to w zasadzie można było obejrzeć tylko tą pozycję w TV, więc chłonęło się informacje o kiszeniu zielonki ;). Pewnie niewiele mi z tego zostało do dzisiaj i diabli wiedzą kiedy to się ujawni.
Ze starych programów warty przypomnienia jest jeszcze Zwierzyniec z niesamowitym Michałem Sumińskim, czy „Zrób to sam” z Adamem Słodowym – polskim MacGyverem :). Wielkiego wyboru w TV wtedy nie było, więc się oglądało takie pozycje, dzisiaj pewnie przepadłyby w gąszczu takich „śmieci” jak „gwiazdy dają po lodzie”, „nie mam talentu” czy inne „BygMothery”.
Z tamtych programów coś zawsze zostawało, człowiek czegoś się uczył. A w tej chwili TV to już tylko rozrywka, przeplatana papką informacji z której nic nie wynika, ważne tylko kto zabił, kogo zgwałcili i ile zarabia prezydent. A co mnie to obchodzi? Czy jest to w jakiś sposób dla mnie ważne, przydatne? Oczywiście, że nie, już chyba wolę zajmować się „kiszeniem zielonki”. Będzie jak znalazł gdy skończy się świat (najbliższy koniec świata już w grudniu, więc warto się przygotować).
Coś mnie trafia jak widzę dzieci ślęczące przed TV i oglądające te bzdury, rodziców przymykających na to oko, nie przekazujących cennej informacji, że to co tam widać to nie rzeczywistość, to… hmmm… „virtual reality”, do którego się już przyzwyczailiśmy, którą zaczęliśmy akceptować. Fuj…
Może warto czasami wyjść na spacer, do ogrodu, parku, coś pozwiedzać, poznać, czy nawet poczytać lub obejrzeć jakiś sensowny film. I dlatego będę przyklaskiwał takim inicjatywom jak choćby ostatni BSOrient, czy rajd przygodowy w Katowicach, gdzie można było się spotkać ze znajomymi i nieznajomymi, poznać ciekawych ludzi mających swoją pasję i mających w poważaniu co ludzie powiedzą . Powoli jest jedyna alternatywa, aby nie wpaść w tryby systemu, aby nie zrobić sobie kisielu z mózgu i by nie postrzegać świata przez pryzmat wielkich firm, koncernów….
Polecam do obejrzenia film z 1936 roku Dzisiejsze czasy z Charlie Chaplinem.

myślę, w zasadzie pomimo upływu prawie 80 lat i zostawiam to do przemyślenia.