Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2012

Dystans całkowity:1715.42 km (w terenie 560.00 km; 32.65%)
Czas w ruchu:81:40
Średnia prędkość:21.01 km/h
Maksymalna prędkość:57.40 km/h
Maks. tętno maksymalne:226 (122 %)
Maks. tętno średnie:157 (85 %)
Suma kalorii:91502 kcal
Liczba aktywności:43
Średnio na aktywność:39.89 km i 1h 53m
Więcej statystyk

Po pracowo, po hałdowo

Poniedziałek, 25 czerwca 2012 · Komentarze(10)
Hasiok & Maciej Maleńczuk - Synu


Powrót z pracy ok 17:00, jednak po ostatnich 2 wycieczkach w Beskidy coś brakowało mi gór, chyba już do końca mi odbiło ;P
Droga mogła więc prowadzić tylko w jednym kierunku, na hałdę w Sośnicy. Pogoda idealna, ciepło, słonecznie, na niebie piękne chmurki. Wjeżdżam na sam szczyt hałdy i... spotykam równie szalonego bikera, równie chorego jak ja na cyklozę, rozmawiamy ponad 30min., przy okazji podziwiając rozciągającą się z tego miejsca panoramę okolicy, Jeżeli dobrze rozpoznaję poszczególne charakterystyczne budowle to widać stąd Mikołów, elektrownię Halemba, kopalnię Wirek, elektrownię Zabrze, Gliwicką wieżę Eiffla, Elektrownię Łaziska, prawdopodobnie kopalnię Szczygłowice, kominy kopalni Wujek w Katowicach, i wiele innych tego typu obiektów. Widoczność jest dobra ale nie idealna, promień widoczności to ok 30-35km, z rozmowy z spotkanym rowerzystą wynika, że przy dobrej widoczności można zauważyć elektrownię Jaworzno i ... pasmo Beskidów. Szkoda, że nie dzisiaj, coś mi się zdaje, że zacznie częściej odwiedzać szczyt tej hałdy.
Poniżej kilka fot i panoram z tego miejsca. Ze względu na to że photobikestats ma ograniczenie na rozdzielczość plików graficznych wrzucam linki do picasawebalbum gdzie znajdują się duże ich wersje, myślę, że warto pociągnąć te kilka mb.

Panorama 1

Panorama 2


Spotkany na hałdzie biker © amiga


Widok z hałdy w Sośnicy © amiga


Widok z hałdy w Sośnicy - inny kierunek © amiga


Elektrownia Zabrze © amiga



Kopalnia Makoszowy © amiga

Dopracowo poBeskidowo

Poniedziałek, 25 czerwca 2012 · Komentarze(14)
Evanescence - What You Want


Rano pobudka, leje, masakra, jakieś 20 min przed 7:00 deszcz przestaje padać, humor mi się poprawia, jadę na rowerze. Po bezrowerowym weekendzie będzie jakaś odmiana. Po drodze sporo kałuż i błota, niemniej i tak jest nieźle. Uszkodzony w piątek staw powoli dochodzi do stanu używalności, pewnie jeszcze to chwile potrwa, ale najważniejsze, że nie przeszkadza to w jeździe na rowerze :)

Sobota upłynęła pod znakiem urodzinowej imprezki rodzinnej, jednak niedziela wyszła dość spontanicznie. Wybrałem się w Beskidy tym razem pieszo, nie zależało mi na czasie i wyczynach, chciałem chwilę odpocząć, porozmawiać z kimś, tak po prostu miło spędzić weekend.

W Ustroniu chwila przerwy na małą konsumpcję i w drogę, kierunek Mała Czantoria, droga dość czasochłonna, wg mapy zajmie min. 2 godziny, są fragmenty łatwiejsze ale i takie, które wymagają więcej włożonego wysiłku. Jednak widoki rozciągające się ze szczytów rekompensują wszystko.

Widok z małej Czantorii © amiga


W drodze na Dużą Czantorię © amiga


Moje piekne Beskidy © amiga


Widok na Równicę © amiga


Panorama na Dużą Czantorię © amiga


W trakcie wycieczki kilkanaście krótkich i nieco dłuższych przerw związanych głównie z foceniem, ale i chwilami odpoczynku, podziwianiem widoków i otaczającej przyrody, przerwami na posiłki, zresztą widok "pól" jagodowych skutecznie opóźniał marsz ;P.

Można się najeść © amiga


Pod Wielką Czantorią postój w polskim schronisku z bardzo specyficznym klimatem, obsługa to 2 nap...ych górali, ledwo mówiących, uje...ych wszystkim co gotowane było w ciągu ostatniego tygodnia. Przypomina to bardziej mordownię ze schyłku komuny niż schronisko. Jedynie piwo robi wrażenie bezpiecznego, nieskażonego. Ciekawe czy szklanka była czysta, zapomniałem o to poprosić ;P

(a można było przejść 50m i zatrzymać się w pięknym schronisku po czeskiej stronie, jaki człowiek jest głupi ;)

i conieco wypić :) © amiga


Czas ruszać dalej, do szczytu niedaleko, nieco później kusi, aby zjechać kolejką, będzie łatwiej, ale do zejścia czerwonym szlakiem też ciągnie.

Wieża widokowa na Czantorii © amiga


Podróż w dół po stoku narciarskim (czerwony szlak) potrafi dostarczyć niezapomnianych wrażeń, chwilami jest niesamowicie strono, coś takiego kojarzy mi się tylko ze Stożkiem :), chyba był to najtrudniejszy fragment całej wycieczki, jeden niewłaściwy krok pewnie wystarczyłbym do tego, aby zejście potrwało 5 min a nie 60 ;P

Najwyższa pora zejść © amiga


Czerwonym szlakiem w dół © amiga


Na dole chwila odpoczynku w knajpce w pobliżu wyciągu, dziwnie pusto tu dzisiaj, gdy byłem w niej w zimie tętniła życiem, dzisiaj robi wrażenie opuszczonej.

Chwila odpoczynku © amiga

W tym tygodniu już zero sportu

Piątek, 22 czerwca 2012 · Komentarze(5)
Maleńczuk - Twarze przy barze


W weekend totalny odpoczynek od uprawiania jakichkolwiek sportów, organizm musi się zregenerować.
Po raz ostatni w tym tygodniu bieganie zaliczone, jednak od ok 40 min czuję silny ból w prawym stawie biodrowym, na chwilę staję za potrzebą i mam problem z ruszeniem, kuleję na prawą nogę, 2-3 min takiego kuśtykania i mogę biec dalej. Jednak cały czas czuję ból. Chyba coś nadwyrężyłem, co to okaże się jutro. Mam nadzieję, że to nic poważnego i dalej będę jeździł na rowerze :)

Odległość: 14,77
Czas: 1:55

HR Max; 194
HR AVG: 141
Spalone kalorie: 1964

Koniczynowe pole

Piątek, 22 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Kuba Nycz - Kołysanka dla chłopaków


Wyjazd z pracy ciut przed 17:00, nie chce mi się dzisiaj długo siedzieć, nie mam ochoty. Za to ciągnie mnie do lasu, ciągnie mnie znowu do gór, najbliższa to hałda na Sośnicy więc, wybór mógł być tylko jeden. Jadę maksymalnie jak tylko się da terenem, jednak nie mogę zbytnio przegiąć z czasem, mam wieczorem coś jeszcze do zrobienia. Pomiędzy Rudą Śląską Halembą. a Zabrzem Kończyce zatrzymuję się na chwilę (nawet nieci dłuższą) - to okolice ul. Piaskowej. Rok temu posprzątali tu po małej hałdzie, dzisiaj cały teren jest obsadzony młodziutkimi drzewkami, ale to co zwraca moją uwagę to niesamowity zapach, zapach kwitnących koniczyn. Jestem na środku tego pola, dawno nie czułem czegoś tak przyjemnego, najchętniej położył bym się tutaj i obejrzał zachód słońca. Musi to być pięknie, w zasadzie teraz też jest pięknie.

Kwitnąca koniczyna © amiga



Pole koniczyn © amiga

Idealna pogoda do jazdy

Piątek, 22 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Oddział Zamknięty - Obudź się


Dzisiaj z pobudką miałem problem, spałem jak zabity, obudziłem się sporo po czasie, czytaj 45 min. później niż zwykle. Mycie, sniadanie i wypad do pracy. Dzisiaj chłodniej, jedzie się lepiej, jedzie się lekko, jedzie się inaczej niż w czasie ostatnich skwarów. W zasadzie to idealny czas na wypad w góry, a ja znowu w pracy z nikłymi szansami na wyjazd w weekend, w sobotę na 100% nigdzie nie pojadę, ale może w niedzielę uda mi się urwać kilka godzin.


Koszenie trawy w Lasku Makoszowskim © amiga


walczący z trawami © amiga

Pięknie, słonecznie

Czwartek, 21 czerwca 2012 · Komentarze(10)
Maciek Maleńczuk & Yugopolis - Gdzie są przyjaciele moi


Powrót z pracy nieco nietypowy, wyjątkowo wybrałem możliwie najkrótszą trasę, na dokładkę staram się nie pędzić, mam zrzucone 1-2 przełożenia, organizm musi się zregenerować, muszę dać mu na to czas. Pewnie sobota będzie wolna od rowerka - w czerwcu będzie to taki drugi dzień ;). W końcu nie mogę dopuścić do przetrenowania, a jeden dzień przerwy dobrze mi zrobi.

Poniżej 2 fotki trzaśnięte na ul Bałtyckiej w Katowicach jakiemuś spalonemu samochodzikowi.

Jakiś zapalony taki © amiga


Wypalił się od środka ? © amiga

Deszczową porą

Czwartek, 21 czerwca 2012 · Komentarze(12)
KAZIK NA ŻYWO - Plamy na słońcu


Dzisiaj normalny dzień roboczy, rano mam problem z wstaniem, bolą mnie mięście ramion i czuję, że mam kręgosłup ;). Zbieram się ok 7:00 i ruszam, na zewnątrz plucha, dawno już nie padało, jednak dzisiaj jest to balsam na moje spalone wczorajszym słońcem ciało, jest mi dobrze. Mogę tak jechać, i jechać, ale dzisiaj nie będę robił kolejnej 200 (muszę się zadowolić 30km do pracy). Organizm musi się przyzwyczaić do takich numerów, chociaż chyba już przyjął do wiadomości, że nie ma ze mną lekko ;P

Znowu leje, a było tak pięknie © amiga


Chociaż raz ;) © amiga


Dzisiaj małe podsumowanie wyjazdu i wygląda na to, że w sumie wypiłem ok 12 litrów napojów (90% woda + 10% Cola), jadłem może z 8-9 razy, nic mi nie jest, żadnego odwodnienia, żadnego przetrenowania, jest ok. Co prawda po wczorajszym przejeździe wpadł mi pomysł, żeby jeszcze się przebiec, ale na szczęście zapaliła się ostrzegawcza kontrolka - "Nie przeginaj" - jeszcze nie ;P

Katowice->Wisła->Salmopol->Szczyrk->Katowice

Środa, 20 czerwca 2012 · Komentarze(33)
Lady Pank - Wspinaczka, czyli historia pewnej rewolucji


Dzisiaj dzień inny niż wszystkie, mam wolne, od dawna planowałem wyjazd, kilkukrotnie we wcześniejszych wpisach wspominałem, że brakuje mi gór, brakuje mi Beskidów, brakuje mi wycieczek jakichkolwiek i w jakiejkolwiek formie po tych górach.
Mam cały dzień dla siebie, wyjeżdżam z godzinnym opóźnieniem ok 7:00. Początek drogi znam na pamięć. Jadę na Pszczynę później Goczałkowice. Tutaj mogę zyskać na czasie, wszystko już widziałem tutaj więc mogę po prostu jechać i nie zatrzymywać się.

Dopiero w Kobiórze chwila przerwy, jakoś nie mogę sobie darować drobnej uszczypliwości patrząc na pałac jaki postawiła sobie "CZARNA MAFIA".

Tutaj będą odpoczywać, Ci co ślubowali ubóstwo - Biskupstwo w Kobiórze © amiga


Nie mam ochoty tego specjalnie komentować, mam to gdzieś, jadę w góry ;)
Chwila przerwy w pedałowaniu w Goczałkowicach, tam małe zakupy we wsiowym sklepie, zaopatruję się w dwie czekolady gorzkie 90%, jedną zjadam na miejscu, druga wędruje do plecaka (zapomniałem o niej o odkryłem ją dopiero w domu - dość mocno zmieniła kształty i stan skupienia ;P).

Przy sklepie montuję mini mapnik na kierownicy, od teraz będę musiał nawigować, mógłbym skorzystać z GPS-u, ale z premedytacją nie wrzuciłem mapy. Muszę w końcu nauczyć się korzystać z analoga, początkowo korzystam z mapy 1:40000, później przechodzę na 1:100000 i przyznam się, że ta druga jakoś bardziej mi przypadła do gustu, może dlatego, że mam wgląd na nieco większa okolicę.

Ruszam dalej, po raz pierwszy nieco mylę trasę, robię kółko wokół jednego ze stawów - będzie kilka km więcej ;)

Goczałkowice Uzdrowisko © amiga


Droga dookoła stawu w Goczałkowicach © amiga


Nieco dalej kolejny błąd w nawigacji źle skręcam w Rudzicy i ląduję w Landku, w sumie gratis robię jakieś 20km - obłęd, ale jeszcze nie czuję zmęczenia.

Panorama z okolic Rudzicy - w tle Beskidy - tam jadę © amiga


Kawałek dalej zaliczam kolejny sklep, tym razem uzupełniam baki i kupuję banany - dodatkowa energia bardzo mi się przyda. Do Skoczowa mam jakieś 12km, dość prostej trasy, szybko mi to zlatuje i pora wjechać na drogę rowerowa prowadząco do Ustronia i dalej do Wisły.

Rowerówka pomiędzy Skoczowem a Ustroniem © amiga


W Ustroniu kolejna chwila przerwy, podjeżdżam też pod drogę prowadzącą na Równice, ale nie tym razem, może przy kolejnej wizycie ?

Droga na Równicę - nie dzisiaj © amiga


W końcu dojeżdżam do Wisły, plan zakłada tutaj dłuższą przerwę, musze coś zjeść, wychłodzić nieco organizm, odpocząć, tętno cały czas utrzymuje się >140, trochę dużo, ale przy takim upale to chyba nie jest dziwne.

Dobry lodzik nie jest zły ;) © amiga


Olewam centrum Wisły, nie podoba mi się ten cyrk stworzony dla turystów, gdzieś w okolicy Wisły Malinki robię przerwę, prawie godzinną, w między czasie w końcu jem coś normalnego (zabrałem to z Katowic), chłodzę się w Wiśle, w zasadzie cały się zanurzyłam ;), druga sprawa to wolę wjeżdżać na Salmopol z jak najmniejszym obciążeniem na plecach.

Piknik pod wiszącą skałą © amiga


Drugie śniadanie mistrzów © amiga


Królowa Polskich rzek © amiga


Płynie Wisła płynie... © amiga


Pieniek w rzece © amiga


Czemuś przyciąga wzrok © amiga


Pora się ochłodzić trochę © amiga


Kawałek dalej uzupełniam poziom płynów, lecz tym razem w mojej wersji, tzn. jedna butla zostaje wypita prawie natychmiast, druga jedzie ze mną nieco wyżej, wiem, że będę potrzebował wody, a za diabła nie mogę dopuścić do odwodnienia, wiem jak to się u mnie kończy.

Walka ze słabością trwa, podjeżdżam na przełęcz Salmopolską, po drodze robiąc kilka przerw, chyba odczuwam skutki biegania, wiem, że mam kolana, wiem gdzie są, ale czuję też różne dziwne partie mięśni ;)

W końcu docieram, jednak nie bez przeszkód, raz zjeżdżając na pobocze, wpadam do rowu po płynącej tędy deszczówce, w sumie rower ląduje jakieś 20-30 cm niżej, a ja zaliczam delikatną glebkę, zdzierając sobie skórę z lewej nogi.

Lekko brocząc krwią, postanawiam zjeść coś konkretnego w przydrożnym barze na Białym Krzyżu. Nazwy potraw nic mi nie mówią, ale kobieta twierdzi, że to coś zbójnickiego więc się zgadzam. Po 10 min dostaję jakiś udziwniony szaszłyk w komplecie z frytkami i kola. Płacę za tą przyjemność 23zł.

Widok z przełęczy Salmopolskiej © amiga



Jazda z analogowym GPS-em © amiga


Teraz zostaje ta przyjemniejsza cześć trasy, mogę chwilę odpocząć, w zasadzie to dłuższą chwilę, grubo ponad 10km zjazdu, lubię to, puszczam hamulce i rower leci, a ja z nim, jedynie na zakrętach których jest mnóstwo musze uważać.
W Szczyrku zatrzymuję się tylko raz, na poboczu stoi stary zapomniany Ził. Jest piękny.

Stoi staruszek przy drodze w Szczyrku © amiga


Chyba jest w gorszym stanie od mojego dziadunia © amiga


Samo miasteczko znowu mnie nie interesuje, znowu masa bud, knajp, restauracji nastawionych na turystów, olewam to i jadę na Bielsko-Białą.
Patrzę na zegarek, robi się późno, zastanawiałem się nad przerwą na focenie Reksia, jednak nie dzisiaj, chcę być w Katowicach ok 20:00. Lampek dzisiaj nie zabrałem, a w ciemnościach po lesie jedzie się średnio.

Tutaj jeszcze nie byłem ;) © amiga


Ciąg dalszy podróży to Czechowice-Dziedzice, dalej powrót do Goczałkowic i tą samą trasą co poranna jazda do Katowic.

Płynie woda do Katowic © amiga


Droga techniczna gdzieś za Pszczyną © amiga


Dzień minął mi bardzo szybko, szkoda, że nie wyjechałem wcześniej, szkoda, że lepiej się nie przygotowałem, szkoda że Zygfryd jeszcze u lekarza, szkoda, że bez SPD-ków (brakowało ich na podjazdach - poczułem to na Salmopolu).

Wiem jednak znowu coś więcej, czegoś się nauczyłem , sprawdziłem siebie, sprawdziłem co potrafię, wiem, że to nie jest kres moich możliwości, trzeba nad sobą jeszcze popracować.

Jedno jest pewnie, na Salmopol wrócę w tym roku jeszcze nie raz. Narodziły mi się w między czasie 3 nowe wyzwania, które czekają tylko na realizcję.
Jeszcze w tym roku przejazd ze Stolicy do Katowic - jakieś 300km, mała wyprawa myślę, że tygodniowa po wschodniej ścianie Polski (muszę dotrzeć do Królowego Mostu), a w przyszłym roku chyba pora pomyśleć o trasie Świnoujście->Ustrzyki.

Oj będzie się działo :)

Acha - dodałem w końcu nową kategorię - do 272km ;)

Endomodno dzisiaj ponownie zrobiło mi psikusa, GPS zaskoczył dopiero gdzieś na 25km trasy, a pod koniec komórka się wyładowała (po ok 13 godzinach ciągłego logowania sygnału zastrajkowała)


BIESZCZADY - Jacek Kaczmarski


Ps. Bieszczady też są na liście wycieczek tegorocznych, ostatni raz tam byłem w 1987 roku i jestem w nich zakochany dalej, nawet odszukałem stare mapy ;)

Czas ciągle goni nas...

Wtorek, 19 czerwca 2012 · Komentarze(7)
CHŁOPCY Z PLACU BRONI - kiedy już będę dobrym człowiekiem


Dzisiaj z pracy zrywka dość wcześnie, prawie jak nie ja. Ok 16:10 już jestem za bramą, już jadę, muszę zdążyć do sklepu przed 18:00, a droga daleka, nieco ponad 30km. Jadę najbardziej optymalną drogą, byle szybciej, byle prędzej. W Panewnikach ktoś dzwoni, bluza już odebrana, ale czeka mnie miłe spotkanie koło stawu Janina na Giszowcu, więc znów pędzę, znów naciskam na pedały, tyle ile daję rady (cały czas czuję wczorajsze bieganie). Chyba pierwszy raz w życiu leciałem po tym lasku z taką prędkością. Cała trasa 6km zajęła mi ok 10-11 min, mijani ludzie patrzyli na mnie jak na samobójcę. W końcu udało się dotrzeć na miejsce, odebrać zajebistą bluzę z mobilnego oddziału RowerowejNorki. Z Moniką rozmawiamy jeszcze kilkadziesiąt minut po czym się okazuje, że w Meridka złapał gumę, jakoś wspólnymi siłami łatamy dziurę i niestety pora się rozstać, przed Kosmą jeszcze ponad 30km do domu, ja mam łatwiej, wystarczy, że cofnę się jakieś 5-6km do Ochojca. Ze względu na pośpiech fot nie robię, jedynie bluzę musiałem sfotografować, jest bezbłędna, dokładnie taka o jakiej marzyłem ;)

Jutro za to będzie okazja pofocić, mam dzień wolnego i nie odpuszczę, muszę gdzieś wyjechać, plan już jest, ale to w jutrzejszym wpisie.

koszulka Bikestats Amiga © amiga

Dopracowo

Wtorek, 19 czerwca 2012 · Komentarze(2)
DŻEM - Sen o Victorii - live


Piękny poranek, nie za gorący, ale i nie za zimny, dokładnie taki jak lubię, do kompletu lekki wiatr, po prostu idealny. Wyjeżdżam dość późno, rano mam problem, żeby się pozbierać na czas, na dokładkę czuję efekty wczorajszego biegania ;P, oba kolana lekko nap....ą, ale już się przyzwyczaiłem do tego bólu, wiem, że rozruszam to na rowerze i będzie dobrze. Ważne, aby do jutra wszystko było ok.
W drodze oczywiście zasłuchałem się na tyle, iż zapomniałem o foceniu, masakra, za to będąc już w pracy pstyknąłem widok zza okna.

Ps. Na dole wpisu cały koncert Dżemu - live riviera remont 1991

Za oknem w pracy © amiga




dżem - live riviera remont 1991