Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2012

Dystans całkowity:832.42 km (w terenie 158.00 km; 18.98%)
Czas w ruchu:38:04
Średnia prędkość:21.87 km/h
Maksymalna prędkość:44.59 km/h
Maks. tętno maksymalne:192 (104 %)
Maks. tętno średnie:151 (82 %)
Suma kalorii:34167 kcal
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:32.02 km i 1h 27m
Więcej statystyk

grudniowy wtorek....

Wtorek, 18 grudnia 2012 · Komentarze(2)
Bouli - piosenka tytułowa


Trochę na przekór....
Wczoraj nie miałem czasu na umieszczenie wpisu...., w tej chwili też niespecjalnie mogę się rozpisywać, koniec roku, standardowo, zbiera się milion spraw do załatwienia...., do dokończenia, wiele rzeczy jest rozpoczęte, ale nie skończone.......

Starczy na tą chwilę…


Lokalna młodzież stawia.... bałwana??? © amiga

Next Day

Wtorek, 18 grudnia 2012 · Komentarze(4)
Buldog - "Elita"


Kolejny grudniowy wyjazd dopracowy, na wejściu ciemno, ale ciepło :)
Klasyk doGliwicki..., ubieram się nieco lżej, wczoraj było mi za ciepło i kilka "drobiazgów" powędrowało do plecaka, dzisiaj więc 0 czapek, kurtka mniej i jadę... Na szosach całkiem spory ruch, mam wrażenie, że wtorki takie są, mocno różnią się od "powolnych" poniedziałków.
Prawie całość po szosach, drobny wyjątek w Rudzie Śląskiej, gdzie krótszą drogę mam w terenie, więc grzechem byłoby nie skrócić nieco przejazdu..., w zamian sporo błota, kałuż i trochę śniegu i lodu..
Powoli kończy się remont w Sośnicy, wczoraj gdy wracałem była kładziona pierwsza warstwa asfaltu, dzisiaj wygląda na to, że będzie koniec, że da się tędy przejechać normalnie nie narażając życia...

zapałki - wyciągnięte z archiwum © amiga

dżdżysty wieczór

Poniedziałek, 17 grudnia 2012 · Komentarze(2)
Slayer - Spill The Blood


Siedzę w pracy do 17:00, już dawno słońce zaszło, jest ciemno, końcówka jesieni, dzień jest krótki. Na zewnątrz pada, początkowo lekko, później coraz bardziej, ulice mokre, czarne, oświetlone ulicznymi latarniami. Nie wiem czemu ale lubię deszcz, lubię gdy pada, gdy mogę poczuć te spadające krople. Dzisiaj są ciepłe są prawie takie jak wiosną.
Po ponad godzinie jazdy w ulewie jestem przemoczony, nakładki na buty nic nie dały, woda i tak się wlała, wszystko jest przesiąknięte… . Nie wiem czemu ale jestem zadowolony z tego przejazdu, po kilku dniach absencji rowerowej jest jakoś raźniej, jest jakoś lepiej… Niby trochę ruchu, niby taka chwila kręcenia…. Wiosno przybywaj….

Dawne zabawy z kroplami...
dżdżysty dzień.... © amiga


Miłego wieczora

może już po zimie?

Poniedziałek, 17 grudnia 2012 · Komentarze(5)
Lady Pank - Tacy sami
https://www.youtube.com/watch?v=l1d-_HUnvMY

Po dłuższej przerwie w końcu rowerkiem do pracy, udało się podleczyć nieco przeziębienie, chociaż do ideału dużo brakuje... Poranek "ciemny", brakuje tego światłą na dzień dobry, już niedługo, jeszcze kilka dni i dzień będzie coraz dłuższy, już tylko 3 miesiące i będzie można próbować jechać na krótko, będzie ciepło... Prawdę powiedziawszy ostatni krótki "atak" zimy przypomniał mi jak ja jej nie lubię..... Owszem widoczki potrafią być piękne, ale mimo wszystko daje to w kość, jazda na rowerze już nie jest taką przyjemnością...
Po weekendzie ciężko jest mi się rano pozbierać..., przygotować do wyjazdu, pamiętać o wszystkim..., ale jakoś się udało, wyjeżdżam późno - 7:20, wcześniej nie było szans..., nie chciało mi się... chyba rozleniwienie zimowe.
Sama droga dość przyjemna, siąpił delikatny deszcz, ale drogi czarne, jedynie na tych niewielkich fragmentach terenowych sporo lodu i śniegu...
Laćki w rowerze jeszcze wczoraj zmieniłem na te starsze, nadające się bardziej na szosy, mniejsze opory od razu wyczuwalne...
Ruch na drogach leniwy, powolny, prawdę powiedziawszy to nie wiem czemu w poniedziałki tak jest? Może to efekt kontroli policyjnych poweekendowych? Nie wiem...
W każdym bądź razie czułem się bezpieczniej na drodze niż w zeszłym tygodniu…
Fota archiwalna z początku 2011 roku - po drobnej obróbce © amiga

Miłego dnia...

Mam dość zimy

Wtorek, 11 grudnia 2012 · Komentarze(13)
Renata Przemyk Akustik Trio "ALICE"


Wieczór, jest już ciemno, chwila przed 17:00, wyjeżdżam..., najwyższa pora. Coś jest jednak nie tak, źle się czuję, chyba mam temperaturę, mam nadzieję, że się po raz kolejny nie załatwiłem.
Na szosach trochę samochodów, nic w zasadzie specjalnego, ruch powolny, podobnie jak rano nikt raczej nie szaleje, większość ludzi zdaje sobie sprawę jak paskudne są warunki. Błoto pośniegowe i cieniutka warstewka lodu ukrywająca się gdzieniegdzie pod śniegiem robią wrażenie, cały czas zastanawiam się czy jednak nie skręcić w las, czy nie zrobić tej trasy po terenie, odstrasza mnie jedynie to, że pojadę kilkadziesiąt minut dłużej, a nie mam ochoty na przebywanie w takich warunkach, tym bardziej, że jak pisałem coś jest nie tak ze mną....
Jedyny mały ukłon w stronę bezpieczeństwa zaliczam w Zabrzu przejeżdżam przez lasek Makoszowski omijając zjazd z DTŚ-ki i kawałek dość ruchliwej drogi w Makoszowach i Kończycach...
Mija godzina jazdy, docieram do rogatek Katowic, jeszcze kawałek, już tylko Bałtycka, Medyków i prawie w domu..., na ul Zbożowej kilkaset metrów przed domem jakiś idiota samochodem terenowym zap...ala ile fabryka dała, po lodzie... q...a, usuwam się z trasy i... niewiele brakowało, kretyn wpada w poślizg i mija mnie o kilkadziesiąt cm. Chyba muszę zainwestować w brązowe gacie....
Jestem już w domu, rower taje, a ja mierzę temperaturę, stan podgorączkowy, paskudnie, kamyki już nazbierane, tak na wszelki wypadek..., pewnie zastosuję jakąś szybką kurację wieczorem.
Już zastanawiam się czy nie odpuścić rano, czy jednak nie zdać się na Koleje Śląskie....

Fotka po sprzed 2 lat wysłana na konkurs benchmark.pl, ta jest nieco inna, inaczej obrobiona, w każdym bądź razie wtedy dała mi 2 miejsce i nową, kolejną drukarkę służąca do dzisiaj ;)
Do lata, do lata.... © amiga


Miłego wieczora…

po terenie i pierwsza zimowa glebka :)

Wtorek, 11 grudnia 2012 · Komentarze(5)
BRACIA FIGO FAGOT - Bożenka


Poranek, jakoś dobrze mi się wstaje, nie mam problemu z pozbieraniem się, mam sporo czasu żeby się przygotować :)
W końcu wyjeżdżam chwilę przed 7:00 - jest to spora odmiana po wyjazdach po 7:30 z ostatnich dni...
Na drogach ślisko jak diabli, sporo lodu, śniegu, ciągłe opady nie wpływają specjalnie na komfort jazdy, może inaczej wpływają, ale w sposób negatywny. Główne drogi przejezdne, szaleństwa nie ma, ale coś mnie podkusiło, gdzieś ten diabełek jednak siedzi... w Panewnikach wjeżdżam w las... dzisiaj teren... zobaczymy jak będzie... początkowo dobrze, wszystko pod kontrolą, czuję, widzę, że prędkość spada... niby tego śniegu nie ma wiele, ale te 5-6cm przykrywające ścieżki skutecznie spowalnia przejazd...
Przed Kończycami koło wpada mi w koleinę, której nie widzę pod warstwą śniegu, w efekcie zaliczam delikatną glebę, przy stosunkowo niewielkiej prędkości (ok 20km/h) i ląduję na miękkim podłożu, jednak śnieg może się przydać do czegoś :) Przekręcił mi się jedynie lewy róg na kierownicy i w zasadzie to wszystkie straty..., ruszam dalej, tym razem już ostrożniej, dojeżdżam do Zabrza Makoszowy i... znowu diabełek dał o sobie znać, zamiast pojechać szosą pakuję się na hałdę, spodziewam się co mogę tam zastać, na co trafię, z czym przyjdzie mi się zmierzyć... Patrząc na ślady (w zasadzie to ich brak) jestem tutaj pierwszy, przecieram zimowy szlak innym bikerom ;P. Sporo zamarzniętych kolein, błota uprzyjemnia mi powolną wspinaczkę na górę, ostatnie kilkanaście metrów podjazdu/podejścia z buta... mocne wypiętrzenie plus sporo czegoś pod śniegiem uniemożliwia jazdę. Nie pamiętam kiedy ostatni raz wpychałem tu rower...
Zjazd z hałdy również asekuracyjny przez wąskie ścieżynki zasypane białym puchem, prawie niewidoczne, jeszcze kawałek i w końcu docieram do cywilizacji, jestem w Gliwicach, wyczerpała mnie ta jazda, teren dał mi dzisiaj popalić... Docieram do firmy, na rowerze kilka kg przylepionego śniegu. Zostawiam bike-a w magazynie idę się wykąpać i przebrać, wszystko trafia do suszenia, jest przepocone...
Wracam za magazyn, rower się "rozpuścił", trzeba zetrzeć to jezioro ;P

Rowerowa zima :) © amiga


Dzisiaj jestem tutaj pierwszy.... © amiga


Ps. Miłego dnia.

wieczorową porą...

Poniedziałek, 10 grudnia 2012 · Komentarze(2)
Myly Ludzie - Z ironią o świętej wojnie


Wieczór, wychodzę jak zwykle późno, ostatnio to raczej standard. Na zewnątrz ciepło w okolicach 0 stopni, drogi czarne. Ruszam, nie mam ochoty na szaleństwa, grube ubranie krępuje mi ruchy, średnio mam ochotę na pchanie tego wózka..., ale innej opcji nie ma, trzeba dotrzeć z punktu A do punktu B... Do zamknięcia sezonu zostało już niewiele, a plan musi zostać wykonany. Na szczęście dla mnie ruch na drogach jest nieznaczny, tzn. są samochody ale nikt nie szaleje, nikt się nie wygłupia, nikt nie pędzi..., a może po prostu nie zwracam na to uwagi?
Cały czas kombinuję jak sensownie zastąpić rower, gdy faktycznie nastąpi uderzenie zimy, gdy pojawią się zaspy, gdy temp spadnie w okolice -20 stopni... Pewnie zostanie siłownia..., tylko trzeba jeszcze do niej trafić... ;P


pomnik na ul Bałtyckiej w Katowicach Panewnikach © amiga

...do pracy, po szosach, po śniegu...

Poniedziałek, 10 grudnia 2012 · Komentarze(3)
Eric Clapton - Tears In Heaven - Unplugged


Po wczorajszych testach w lesie głupio byłoby nie pojechać do pracy na rowerze, wyboru więc nie ma, trzeba się pozbierać i ruszyć. Rano śniadanie i czas na mnie... ubrany ostatnio raczej standardowo, 3 warstwy wszystkiego na sobie... W chwili wyjazdu zaczyna świtać... ruch umiarkowany, trochę śniegu i błota pośniegowego na drogach, ale jestem dzisiaj zabezpieczony, mam przyzwoite opony, nie rusza mnie to... Zastanawiam się nawet czy nie wbić się w las..., jednak główne drogi którymi jadę są czarne, jedzie się przyjemnie, chociaż to nie to co w lato..., zima (w zasadzie to mamy jeszcze jesień) ma swoje prawa. Widoczki piękne, ale... nie zatrzymuję się, jadę wyraźnie wolniej, bardziej asekuracyjnie, gotowy na wszystko, muszę się przyzwyczaić do takiej aury, do jazdy w takich warunkach...
W sumie warto było dzisiaj pojechać na rowerze, mimo tego że na starcie było tylko -6 stopni :)

Na przekór pogodzie - jura Krakowsko-Częstochowska Lato 2011 © amiga

Testowanie opon, piasty itp...

Niedziela, 9 grudnia 2012 · Komentarze(11)
STRACHY NA LACHY - Twoje oczy lubią mnie


Niedziela... rano dłubanina przy rowerze, opisana w poprzednim wpisie. Jednak muszę sprawdzić co zrobiłem, czy da się jechać, czy nie będzie problemów, czy znowu bębenek nie zamarznie..

Jadę w teren, nie odważę się po wczorajszej małej imprezce jeździć po szosach, za to mała przepierducha po terenie dobrze mi zrobi. Wyjeżdżam dość późno, ok 15:00. Kręcę się po lesie to tu to tam, warunek jeden, minimum 30-40 min, chcę mieć pewność, że jutro nic mnie nie zaskoczy, że rower dojedzie do Gliwic..., a nie że będę go niósł lub prowadził. Nie chcę specjalnie odjeżdżać zbyt daleko, tak na wszelki wypadek, max 5km w linii prostej tak aby dało się względnie szybko wrócić w razie awarii..., w razie gdyby problem bębenka wystąpił ponownie.

W samym lesie mało ludzi, kilka osób wybrało się na kijki, inni z dziećmi na sankach, ale rowerzystów zero. Niektórzy patrzą się na mnie jak na Aliena, ale już do tego przywykłem. Objeżdżam staw Janina i wracam do domu, dzisiaj nie mam melodii do kręcenia. Jeszcze tylko mała sesja przy wieży wodnej i już prosto do domu... ogrzać się...

Bębenek uratowany, wszystko działa, jutro pewnie i tak odwiedzę serwis, zobaczyć czy dostanę resztę brakujących kluczy... Ważne, że wszystko działa...

Na zimę - Maxxis Wet Scream 2.2 © amiga


Wieża wodana w lesie Ochojeckim © amiga


Miłego wieczoru

Na rowerze i ... z buta

Sobota, 8 grudnia 2012 · Komentarze(6)
Tom Waits - Misery is the River of the World


Sobota... trzeba w końcu wskoczyć na chwilę na rower, sprawdzić nowe laćki... Maxxis Wet Scream 2.2". Zbieram się i ruszam..., Koła mają rewelacyjną przyczepność i na asfalcie, śniegu i lodzie. Czuć jednak wyraźnie większe opory, ale coś za coś. Wbijam się szybko w las, chcę sprawdzić je w terenie, jadę szerszymi i węższymi ścieżkami w kierunku Murcek..., ale czuję że coś jest nie tak, od czasu do czasu robię obrót korbą w próżni, jadę jednak dalej. Ujechałem ok 4km i ... masakra, kręcę w powietrzu, nie mam żadnego oporu... coś się poszło paść... . Szybkie oględziny i wygląda na to, że to problem bębenka... . Coś za szybko bym go załatwił. Do domu mam ok 40 min najkrótsza drogą, pozostało zrobić to z buta pchając lub niosąc rower.
Zahaczam jeszcze do qmpla, chwila rozmowy i potwierdza moje obawy, problem jest z bębenkiem jednak przyczyny mogą być dwie. Zmielenie zapadek lub zamrożenie. Szczęśliwie okazało się to drugie...
Niemniej w sobotę nie udało mi się z tym wiele powalczyć, jedynie zaliczyłem 2 markety w poszukiwaniu potrzebnych mi kluczy, benzyny i smarów..., później jeszcze obchód kilkunastu knajpek w Katowicach i powrót do domu ok 3:00...
W niedzielę z rana trzeba było jednak zabrać się do pracy...
Po częściowym rozebraniu piasty okazało się, że w środku jest całkiem sporo błota, wody wymieszanej ze smarem. Szkoda, że nie miałem wszystkich kluczy, aby rozebrać ją do zera ale udało się wypłukać cały syf benzyną ekstrakcyjną. Całość została zaklejona 2 smarami, jeden z zawartością molibdenu - bardziej płynny, drugi stały tytanowy.

Tak na przekór pogodzie - Ustroń późna wiosna 2010 © amiga


Zdjęcie oryginalne
Oryginał zdjęcia... © amiga