Czwartek rano

Czwartek, 15 października 2015 · Komentarze(3)
Ruszam około 7:20... jest niby wyższa temperatura niż ostatnio, ale pada deszcz, im jestem dalej od domu, tym jest gorzej, deszcz coraz bardziej rzęsisty... pomimo zabezpieczenia się przeciwdeszczówką, ochraniaczami już po 30 minutach i tak wszystko jest przemoknięte... Całkiem spory ruch na drogach... w kilka miejscach zjeżdżam na boczne drogi, szlaki... nawet to, że minęła 8:00 niewiele zmieniło... w Gliwicach korek na bł. Czesława, ale nie wiem czy nie wywołał go autobus który jechał na jednokierunkowej pod prąd... masakra jakaś... przecież wcześniej musiał mieć znaki, musiał jakoś przejechać przez barierki... w oczy aż kole na tej drodze to, że jest to jednokierunkowa.. cóż... może młody kierowca :)

W firmie wszystko wędruje do suszenia... chyba najgorzej jest z butami... czy wyschną? ciężko powiedzieć... okaże się wieczorem ;)

Pada, pada deszcz
Pada, pada deszcz © amiga

Środa wieczór

Środa, 14 października 2015 · Komentarze(0)
Jest coś po 16:30... jestem na rowerze, pada deszcz, jest chłodno, bardzo wilgotno i wieje od wschodu... więc... chyba pojadę szosami... chyba.... że coś mi się zmieni..., to coś to lasek Makoszowski przez który jadę i... pomimo niesprzyjającej aury wygląda nieziemsko... lekkie mgiełki, kolorowe drzewa, prawie żadnych spacerowiczów, rowerzystów nie ma... a to, że lekko siąpi no to co...
W Makoszowach odbijam na ul Łączną, a później Wiosenną i jestem w lesie... długi odcinek na Halembę... mam wrażenie, że cały czas ktoś mnie wspomaga, może dmucha mi w plecy... pomimo wiatru w twarz, jedzie się nieźle, nie czuję zmęczenia... W domu jestem kilka minut po 18 ;).... tyle, że rower jest strasznie zapiaszczony.... deszcz zrobił swoje, a przejazd po lesie dołożył drugie tyle... Mycie roweru nie ma większego sensu, przez kolejne kilka dni ma padać... więc czyszczenie było by tylko na kilak godzin... 

Czerwone drzewo
Czerwone drzewo © amiga

Środa rano

Środa, 14 października 2015 · Komentarze(0)
Jak mi się dzisiaj nie chciało wstać, z łóżka zwlekam się z 20 minutowym opóźnieniem... to chyba ta pogoda, te chmury, ta ciemnica za oknem... Zbieram się równie wolno jak wstaję, wyjeżdżam dopiero około 7:20... masakra... pocieszające jest to, że temperatura o poranku jest nieco wyższa niż wczoraj, nie ma mgieł, za to wzmógł się wiatr od wschodu... do firmy mi to nie przeszkadza, nawet pomaga, ale powrót to będzie walka z wiatrakami... 
Na drogach jakby nieco luźniej niż wczoraj... nów minął, powoli będzie zbliżać się pełnia, ale to za 2 tygodnie... nikt dzisiaj nie wymuszał, nikt nie próbował mnie zabić, więc poranek jak najbardziej należy zaliczyć do udanych. Na dokładkę rower sam jedzie, sam wjeżdża na górki... coś pięknego... gdy spoglądam na licznik widzę, że będzie niezły czas, chociaż i tak sporo brakuje do rekordu trasy.... 
Przy okazji uświadamiam sobie, że pora kupić jakieś bardziej agresywne opony mając na uwadze zbliżającą się wielkimi krokami zimę... chociaż liczę, że będzie podobna do tej z zeszłego roku i sprzed 2 lat... czyli zamknie się w 2 tygodniach... pożyjemy zobaczymy... Może na allegro coś ciekawego się znajdzie, gdyby warunki były naprawdę złe, zawsze zostaje góral i opony maxxis medusa... które mam na stanie... dają radę w każdych warunkach, ale stawiają strasznie duże opory... przy czym służą już 2 sezony a raczej 2 zimy :)


Ciemno, wszędzie... zimno, wszędzie
Ciemno, wszędzie... zimno, wszędzie © amiga

Wtorek wieczór

Wtorek, 13 października 2015 · Komentarze(0)
Wyjeżdżam dopiero o 17... trochę późnawo, ale i tak nie jest źle, jest za to zdecydowanie cieplej niż rano i dużo luźniej na drogach, za to dzień jest szarobury, niebo zaciągnięte chmurami... Początkowo zastanawiałem się nad jazdą lasami, ale pewnie jest tam mokro po ostatnich opadach, po drogie jest już późno, a przed 19 muszę być w domu, czekam na ważny telefon... więc im szybciej będę w Katowicach tym lepiej. Co prawda na chwilę w Zabrzu wpakowałem się w park, w teren, ale szybko wyjechałem... i już nie miałem ochoty na lasy... Pocieszające jest to, że praktycznie nie było wiatru....
Droga szybko minęła... :) a w  domu miałem jeszcze ponad pół godziny czasu by coś zjeść, by przebrać się :)

Zimno, ciemno... szaro-buro
Zimno, ciemno... szaro-buro © amiga

Wtorek rano

Wtorek, 13 października 2015 · Komentarze(2)
Z domu wyjeżdżam około 7:15... wczorajsza pogoda trochę namieszała i odpuściłem ale dzięki temu udało się w końcu zabrać stare koła szaraka do domu... gdzie pewnie zostaną rozebrane, tym bardziej, że szprychy są w niezłym stanie, mogą się kiedyś przydać, tylna piasta w zasadzie to nówka... ma przejechane może 3-4 tys. km, przyda się jak coś się stanie w góralu bo tam jest w tej chwili identyczna... przednia też zostanie jako zapas... jedynie obręcze nadają się do wyrzucenia... są popękane.. 
Z rana zaskakują 2 rzeczy, w chwili wyjazdu jest jeszcze ciemnawo..., po drugie masa mgieł... może nie są super gęste, ale widoczność jest ograniczona. Lampki odpalone, sygnałówki... Za to na drogach się dzieje... niestety źle się dzieje, ruch jak diabli, na dokładkę mam wrażenie, że niedzielni kierowcy i miszczowie kierownicy zasiedli dzisiaj w swoich brykach.... 
Na Panewnickiej jeszcze w Katowicach 2 samochody prowadzone przez panie wyjeżdżają z podporządkowanej... mają gdzieś, że jadę, że muszę hamować... w Rudzie Śląskiej Sytuacja powtarza się, ale tym razem to pan za kierownicą, jednak to nic w porównaniu z kretynem w Gliwicach... na ul. błogosławionego Czesława, na krótkim odcinku gdzie jest obecnie ruch 2-kierunkowy, wyprzedza kolumnę samochodów... nie zważając na tom, że coś z przeciwka może jechać... pędzi dokładnie na mnie... w ostatniej chwili odbijam na prawo... masakra... co jest dzisiaj tego przyczyną, nów? czy może pogoda?, a może i jedno i drugie... z pełnymi gaciami dojeżdżam do firmy, na szczęście mogę spokojnie się wykąpać, prawie na spokojnie, bo pierwszy tel. dostaję już po kilku minutach od wejścia do budynku

A w Zabrzu pada deszcz
A w Zabrzu pada deszcz © amiga

Powrót do domu

Niedziela, 11 października 2015 · Komentarze(2)
Po mroźnym BikeOriencie pora wrócić do domu... powrót to mała droga przez mękę... a dokładnie przez walkę z kolejami... może nie z wszystkimi... W każdym bądź razie wyjazd ze Skierniewic był prosty :)... wsiadłem do pociągu do Warszawki, w Kolejach Mazowieckich za rower się nie płaci, więc wewnątrz od groma rowerzystów, z jednym z nich uciąłem sobie pogawędkę, aż do Grodziska Mazowieckiego, gdzie wysiadł, ja wydostałem się z wagony dopiero w Warszawie Zachodniej... i... zaczęło się... 
Wyjazd z warszawy organizowała spółka TLK - ta której nie lubię bo zawsze rzuca kłody rowerzystom... nie inaczej było tym razem.... Oczywiście biletu na rower nie dało się kupić w kasie, dowiedziałem się, że muszę rozmawiać z konduktorem... pięknie... 
Pociąg spóźnił się o 75 minut... w końcu miał długą drogę z Warszawy Wschodniej do Zachodniej ;p, a to może zająć sporo czasu... gdy już pociąg doturlał się na stację, dowiedziałem się, że to pociąg międzynarodowy i przepisy nie przewidują przewozu rowerów... taką informację dostałem od Pani Konduktor... masakra... w perspektywie miałem kwitnięcie na dworcu gdzieś do 4-5 rano... 
ale chwila rozmowy i okazało się, że gdybym rozebrał rower to mógłby pojechać jako większy bagaż podręczny.... mało tego po chwili rozmowy okazało się, że jest wagon wyłączony z użycia, bo... nie ma w nim grzania, rower więc miał własny przedział... i nie musiałem go rozbierać... w zasadzie tylko przez uprzejmość konduktorki mogłem w miarę normalnie dojechać do Katowic. Sam siedziałem oczywiście w ogrzewanym wagonie..., było mi ciepło, było mi dobrze i odpadłem... na szczęście ustawiłem budzenie orientacyjnie na godzinę przed celem podróży... 
Gdy zadzwonił telefon/budzik.... okazało się, że odrobiliśmy około 40 minut... i dojeżdżamy do Sosnowca... więc mam około 8-10 minut na pozbieranie siebie i roweru i przygotowanie się do wyjścia... W Katowicach byłem gdzieś przed pierwszą w nocy... w domu jakieś 20 kilka minut później... 
zaczynam się zastanawiać nad dużą torbą na rower... i braniem jej tak na wszelki wypadek spotkań z TLK...

Piłka ręczna w Zabrzu - Rokitnicy
Piłka ręczna w Zabrzu - Rokitnicy © amiga

BikeOrient 2015 - Budy Grabskie

Sobota, 10 października 2015 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Poranek zimny... w nocy w miejscu noclegu było... -8 stopni, gdy na zewnątrz spoglądam na jakieś pozostawione wiadro z wodą... widzę, że zamarzła, jest około 10l kostka lodu... obłęd... 

Chwilę rozmawiamy z właścicielami agroturystyki, zbieramy się i gnamy do bazy w Budach Grabskich... 
Droga może nie jest daleka, nie jest wymagająca, ale mamy 10 minut do odprawy... pędzimy z Karoliną na złamanie szprych ;)
Dookoła wszystko pokryte szronem... trochę marzniemy... 

Gdy dojeżdżamy do bazy okazuje się, że jest czas, a odprawa jest bardzo luźna, w zasadzie można powiedzieć, że wiele się nie dzieje, idziemy napić się czegoś gorącego, bo dzisiaj może być z tym problem na tracie, wieje zimny wschodni wiatr.... gdy dostajemy mapy termometr wskazuje całe zero stopni... 

Z grubsza rozrysowujemy początek trasy... Trochę nie możemy dojść do wspólnego stanowiska od którego PK zacząć, czy od 6-ki czy może od 7-ki... są pod 2 stronach rzeki... kombinujemy chwilę, na mapie powstaje plątanina przecinających się szlaków.. trochę to bez sensu... ale cóż... w końcu ustalamy jeden wariant... 

Gdy w końcu ruszamy, w bazie jest sporo bikerów... chyba nikt nie rozrysował jeszcze do końca wariantu, niektórzy ruszają na czuja... inni znają te tereny... a my... poznamy je dopiero, jedyne czego się obawiamy to piachy...

Krótka odprawa
Krótka odprawa © amiga

Mapy pod kołami
Mapy pod kołami © amiga
Jeszcze zdjęcie, a może film?
Jeszcze zdjęcie, a może film? © amiga

Zarówno ja jak i Karolina mamy dość wąskie opony, a to może się zemścić, jednak po analizie zdjęć wcześniej udostępnionych przez Piotrka i czytając relacje z tych okolic z 2012 roku wyszło mi, że piasku nie powinno być.... bądź będą to pojedyncze łachy... 

Jesteśmy w drodze, przez pierwsze kilka PK towarzyszą nam pociągi bikerów, przy pierwszym punkcie  musimy swoje odstać w kolejce... trochę wykorzystuję Karolinę dając jej kartę :) 

Dojazd do kolejnych punktów jest dość prosty, trochę szos... przy ósemce mała konsternacja gdy ktoś krzyczy nie sikać na cmentarzu do jakiegoś bikera... a może to była już piątka? Trochę mi się to myli bo w obu przypadkach były to cmentarze, cóż wracamy na drogę,
Pora zaliczyć kolejne pk po drugiej stronie rzeki... może nie będzie to optymalny wariant, ale przynajmniej na wschodzie i północy będzie wszytko zaliczone... ;) Punkty mijają dość szybko, dalej sporo bikerów, lampiony nieco pochowane, niektóre ścieżki wyglądają jakby inaczej niż na mapie, niemniej za każdym razem trafiamy we właściwe miejsce i odnajdujemy perforatory...  W końcu wyjeżdżamy z lasów, jedziemy szosami... w końcu, szutry trochę nas zmęczyły dzisiaj, chociaż jest sucho... to w wielu miejscach przypomina to co mieliśmy w trakcie naszej wyprawy w okolicach Suwałk...

Pora na punkty 2 i 10 leżące złośliwie po przeciwnych stronach drogi... do obu dojazd jest dość łatwy, nawigacja banalna, ale 2-kę udaje się przestrzelić, to przez instynkt stadny gdy grupa bikerów jedzie dalej prosto, później skręca, tyle, że coś mi to nie pasuje, trzeba zawrócić... a punkt jest na swoim miejscu... wśród jeżyn... tyle, że dojście jest dość proste, a lampion widać dopiero z kilku metrów... 

Punkt 17 jest zupełnie nie po drodze, jest z boku... nie ma sensu tam jechać, więc od razu kierunek "Puszcza Mariańska" z zaliczeniem PK 19 który znajduje się po drodze w okolicach Długopola... tam natykamy się na sporą grypę rowerzystów :)... chwilkę z nimi rozmawiamy i gnamy dalej po drodze do bufetu można było co prawda nieco skrócić trasę przez przecinkę, ale... jedziemy do "centrum" na zdjęciach widziałem zdjęcia Zespołu Klasztornego Marianów... głupio by było tam nie zajechać... więc wjeżdżamy na jej teren, szybka fota i przez cmentarz przebijamy się na bufet ;P

Kościół i klasztor w Marianowie
Kościół i klasztor w Marianowie © amiga

Tam... okazuje się, że gorąca woda się skończyła i nici z planów napicia się czegoś gorącego, chociaż nieco później Karolina przypomina sobie, że dźwiga na plecach termos z herbatą...  Na bufecie raczymy się czym popadnie, spora grupa rowerzystów wygrzewa się w słońcu, my jednak po kilka a może kilkunastu minutach ruszamy dalej...
Bufet na BokeOriencie... mrożone arbuzy :), zimne napoje... batony
Bufet na BokeOriencie... mrożone arbuzy :), zimne napoje... batony © amiga

Jeszcze trochę PK przed nami... Jako że jedziemy an trasie mega więc zaczynamy wracać na metę zaliczając po drodze kolejne PK..., pierwsza jest 18-ka.... z dość prostym dojazdem, kolejna 3-ka również nie nastręcza nam problemów... zdobywamy ją w dość ekspresowym tempie... 
Buszując w lesie
Buszując w lesie © amiga
Sucho pod mostkiem
Sucho pod mostkiem © amiga

są jak zawsze rozmieszczone perfekcyjnie a teren jest banalny nawigacyjnie, na dokładkę praktycznie nie pa piasku, nie ma błota, nie ma gór... To chyba najłatwiejsza edycja z tych tegorocznych... 

Piękna polska jesień
Piękna polska jesień © amiga

Chwila przerwy
Chwila przerwy © amiga

Pod koniec przejeżdżamy w pobliżu 2 punktów z trasy rekreacyjnej, lampiony początkowo wprawiają nas w zakłopotanie, bo zastanawiamy się czy jesteśmy we właściwym miejscu, czy jednak nie... jednak zerknięcie na mapę utwierdza nas, że to jednak nie nasze  :)

To nie nasz PK
To nie nasz PK © amiga

Wpadamy na metę... jest coś koło 14:30... okazuje się, że całkiem spora grupa bikerów jest już na miejscu... a trasa jak się spodziewałem jest wyjątkowo prosta... to mały prztyczek do organizatorów... ale przypuszczam, że jest to wynik pośpiesznego przeniesienia miejsca zawodów z Pabianic... 

Gdyby jeszcze było trochę cieplej... w bazie pierwsze o czym marzymy to napić się czegoś ciepłego, wkrótce idziemy coś zjeść... i po 15... ruszamy na kwaterę spakować się. Wracamy na rozdanie, lekko spóźnieni... przy okazji w oczy rzuca nam się wariant optymalny trasy mega... to w zasadzie ten nasz, poza kilkoma małymi korektami... m.inn. w okolicy Puszczy Mariańskiej... i na początku... trasy gdzie można to było lepiej objechać...


Niby trasa optymalna, byliśmy bardzo blisko optymalnego wariantu
Niby trasa optymalna, byliśmy bardzo blisko optymalnego wariantu © amiga

Kolorowo tutaj
Kolorowo tutaj © amiga

Cóż trzeba się pożegnać z tym miejscem, z ostatnim BikeOrientem 2015... i powolutku wracać do domu...

W odległość wliczona jest jeszcze trasa z kwatery i powrót do niej

w drodze na BikeOrient

Piątek, 9 października 2015 · Komentarze(0)
Jest trochę po 12 gdy ruszam z małymi sakwami na dworzec PKP w Katowicach, plan z grubsza to dostać się na pociąg do Częstochowy, a później do Koluszek, mógłbym to co prawda zrobić przy pomocy TLK, było by szybciej, ale nie darzę tej spółki szczególną sympatią, głównie dlatego, że nie lubią rowerzystów, nie ma przedziałów na rowery, muszą stać przy kiblu... więc gdy tylko jest okazja, jest alternatywa, nawet jeżeli będę jechał dłużej to nie korzystam z usług TLK... wolę koleje regionalne i śląskie, a chyba najbardziej podoba mi się to co jest w kolejach Mazowieckich, gdzie zrozumiano, że rower to niekoniecznie bagaż... problem... gdzie za rower się nie płaci... i to widać gdy w wagonie jedzie kilkanaście, kilkadziesiąt rowerów... cóż.. pozostałe spółki jeszcze nie zrozumiały swojego błędu... 
W Częstochowie przesiadka, i w drogę do Koluszek gdzie jestem w okolicy 17... teraz mam trochę czasu by zajrzeć tu i ówdzie..., co ciekawe w końcu znajduję w mieście coś co mi się podoba... to coś, to kościół, niestety trwa msza, więc nie ma opcji bym wszedł do środka, podoba mi się targowisko... zaskakuje... ale to dzień targowy... podoba mi się kilka uliczek... są tak inne od tej części miasta którą zwykle widuję... Pod koniec postanawiam coś zjeść... trafiam na stację Orlenu gdzie zaskakuje mnie Kapuśniak - jest naprawdę niezły,  mam też czas na drugie danie, jednak schabowy to już nie ta bajka... cienkie mięso umieszczone w grubej panierce... smak mięsa niewyczuwalny, za to jajko i owszem..., dodatkowo smak psują ziemniaki odgrzewane w mikrofali... 
Na koniec zauważam informację, że mogę kupić jaja z wolnego wybiegu po 8 zł za 10 szt .... dziwny ten Orlen... liczyłem na maksymalnie Hot-Doga i kawę... a była wyżerka.... ;P
Wkrótce dociera Karolina, pakujemy się do samochodu i w drogę do Skierniewic... 


Rokitnica w Akcji ;)
Rokitnica w Akcji ;) © amiga

Czwartek wieczór

Czwartek, 8 października 2015 · Komentarze(0)
Wyjeżdżam około 16:45...., miało być wcześniej, ale nie wyszło, dzisiaj to ostatni wyjazd do Gliwic... jutro będę się kierował na Skierniewice... na kolejną edycję BikeOrientu... ale to nie jest ważne w tej chwili... zależy mi na szybkim dotarciu do domu, by przygotować się chociaż trochę już dzisiaj... do wyjazdu, by nie zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę, pogoda też nie rozpieszcza, na wieczór zapowiedziane są deszcze,niby przelotne, być może po prostu nas miną, ale... średnio mam ochotę na moknięcie.. Gnam jak szalony... po szosach, po szosach na wprost....

W domu o dziwo jestem dość wcześnie, w zasadzie wcześniej niż planowałem, zmrok jeszcze nie zapadł ;)

Za chwilę będzie bramka :)
Za chwilę będzie bramka :) © amiga

Czwartek rano

Czwartek, 8 października 2015 · Komentarze(0)
Znów późno wyjeżdżam... znów jest 7:30... wstawanie zupełnie mi nie szło... wiatr dalej wschodni, ale przynajmniej nie jest tak porywisty jak wczoraj wieczorem... na drogach początkowo dramat... ruch jak wszyscy diabli, jednak... gdy mija 8:00, drogi pustoszeją... 
Poranek chłodny i to bardzo, gdy wstałem termometr pokazał mi jedynie 2 stopnie, gdy ruszam już są 4 :) Dojeżdżając do firmy znowu są 2 stopnie więcej... temperatura na szóstkę :)... W Gliwicach... na Zabskiej jak prawie zawsze problem z przejazdem opcja z buta przez przejście ratuje mnie... :) dzięki temu udaje się zyskać kilka chwil... W firmie ogrzewam się pod prysznicem :)... Gorąca woda to jest to... 

Nimfa jak się patrzy ;p
Nimfa jak się patrzy ;p © amiga