Pogoda się zepsuła.. z rana mgła i siąpi delikatny deszczyk...
Od jakiegoś czasu coś mi się dzieje z hamulcem, przy klamce zauważyłem ślad po wyciekającym oleju... prawie na bank poleciała uszczelka. Gmerając na necie natrafiłem na coś identycznego... wymienię klamkę, a może cały tylny hamulec i tyle... Koszt całości to jedyne 80zł... nie ma nad czym się zastanawiać... Może w poniedziałek dotrą? Może...
Muszę też rozejrzeć się za oponami... Continentale są niby dobre, ale już jeden wyzionął ducha... może kendy? Muszę popatrzeć co jest, w okolicznych sklepach nawet się nie pytam... Koła 28" to dla nich zagadka... wiedzą ze są, ale wydaje im się, że jeździ się na tym tylko po szosach w idealnych warunkach, gdy jest ciepło i sucho...
Wracam do domu... jest 16:30... pogoda taka sobie... w zasadzie trochę do bani bo pada..., jednak muszę gdzieś się wyżyć... jadę na Makoszowy, do lasu... tama mała niespodzianka, zamknięty przejazd kolejowy... chwilę czekam, ale to nie ma sensu, zawracam kawałek i pcham się na Kończyce dopiero tam za zjazdem na A4 skręcam w las... Ominąłem stawy Makoszowskie i kilka innych miejsc które ostatnio odwiedzałem, jednak dzisiaj to nie czas na to... Pogoda zniechęca...
Całkiem sporo błota... wszędzie.
Gdy dojeżdżam do Piotrowic postanawiam odszukać pewne muzeum... Pamiętam, że adres to ul Traktorzystów 5... Skręcam i szukam odpowiedniego budynku... Jest... to "Muzeum najmniejszych książek świata" ostatni raz byłem tam... 25 lat temu... aż wstyd się przyznać...
Wyjeżdżam bardzo późno jest koło 7:20... Dobrze zacząłem tydzień, wyjeżdżając przed 7... szkoda gadać... może to tylko zmęczenie?
Dzień za to zapowiada się dość ładny, na niebie żadnych chmur... W chwil wyjazdu jest 14 stopni... ciepło... dzisiaj już nie popełniam tego samego błędu jak wczoraj... ubieram się lżej... :) Profilaktycznie jedna bluza wędruje do plecaka. Tak na wszelki wypadek. Ciężko wyczuć co będzie wieczorem... prognozy wskazują, że nie powinno się wiele zmienić.
Wychodzę z firmy jest... kilka minut przed 17..., w planie mam odwiedzenie 2 sklepów, potrzebuję kupić normalne łatki rowerowe - normalne czyli działające, klejące się, a nie takie z którymi muszę walczyć przez 30 minut... Plan... to głównie sklep w Kochłowiacach, jest z reguły dość dobrze zaopatrzony i liczę na to, że dostanę tam tak deficytowy towar...
Widać, że pogoda zmienia się a gorsze, na niebie pojawiły się gęste chmury, pomimo tego, że jest pełnia, to księżyca nie widać..., na dokładkę od czasu do czasu kropi...
Gdy dopadam sklepu... okazuje się, że łatki mają, ale takie "dojazdówki" to kolejny sklep w którym nie mogę dostać tak potrzebnego "towaru"... Masakra... Za to po długich poszukiwaniach... sprzedawca znajduje 2 dętki Continentala... na koła 28" Ostatnie 2... Przestawiają się na sezon zimowy i... rowerzystów mają w poważaniu... Ech...
W Ochojcu zahaczam jeszcze o sklep w pobliżu domu i tutaj również nie ma możliwości zakupy łatek, również są tylko dojazdówki..., gdy zapytałem się o opony z agresywnym bieżnikiem, to dowiedziałem się, że za tydzień będą mieli... może...
Masakra co się dzieje? Coś mi się zdaje, że stanie tylko allegro.
Z rana ubrałem się podobnie jak przez ostatnie kilka dni...na ogra... :)
4 warstwy i ruszam... po 10 minutach jest mi za ciepło... wiem... nie spojrzałem z rana na termometr. Gdy teraz na niego spoglądam widzę 14 stopni... szok... już wiem co jest grane ;). Staję na chwilę i zdejmuję jedną warstwę, częściowo też rozpinam bluzę, jest zdecydowanie lepiej... ;) Nie wiem co gorsze, czy wyziębienie, czy przegrzanie... Jednego i drugiego nie lubię... Dzisiaj jednak groziło mi to drugie ;) Rozwiązanie było proste... ;P
Wyjechałem z domu i tak nieco później niż bym chciał, w efekcie już od Bielszowic natykam się na korki, więcej samochodów, wszyscy pędzą, a miałem wyjeżdżać przed 7... by pozbyć się tych wątpliwych przyjemności.
Wyjeżdżam krótko po 16:00, szok... termometr pokazuje 17 stopni... chwila... przecież jest listopad :) a tutaj taka niespodzianka... To pewnie efekt południowego wiatru... Cóż mogę począć z tak rozpoczętym powrotem do Katowic :), podobnie jak w ostatnich dniach odbijam na Makoszowy i o raz kolejny natykam się na "moich" pracowników... ciekawe ile im to jeszcze dni zajmie... Wydaje mi się, że zaczynają zasypywać to wykopali, pytanie tylko czy nie przeniosą się kilka metrów dalej by znowu rozkopać ścieżkę?
Jadąc ścieżkami 2 krótkie drogę przebiegają mi sarny, przynajmniej tak mi się wydaje... Na dzika za małe, za szybkie, na jelenie również za małe... a listy i króliki są zdecydowanie mniejsze. Fakt, że widziałem je z kilkudziesięciu metrów i pewności mieć nie mogę... jednak obstawiam, że to były sarny.
Human - Polski
Poranek trochę zaskoczył, jest tak różny od tego wczorajszego..., gdy było mgliście... Od świtu świeci i grzeje słońce... czuć, że nie jest tak silne jak jeszcze niedawno, ale nawet to cieszy... Wjeżdżając w cień czuć jednak, że to już późna jesień, liści na drzewach też coraz mniej... Wieczorem prawie na 100% pojadę lasem, co z tego, że będzie ciemno... a może niekoniecznie, w końcu do pełni jest tylko jeden dzień... Do pracy dojeżdżam w takim sobie czasie... Powoli muszę też zacząć zastanawiać się nad wymianą napędu, ten już jest mocno zużyty. Zastanawiam się tylko co? Korba nie Shimanowska... patent zwany Hollowtech II jest niestety nie do końca dopracowany... zębatki na lewej korbie już 2-krotnie zerwałem.Może Octalink? wydaje się bardziej przemyślany...
Wieczór zapowiada się dość ciepły, w chwili wyjazdu termometr pokazuje mi coś koło 12 stopni... :) Cóż można chcieć więcej..., może jedynie przydały się dłuższy dzień. Gdyby świeciło słońce... do 20-21... ale cóż... jeszcze kilka miesięcy przyjdzie na to poczekać...
Trasa częściowo standardowa, znowu odbijam przez lasek makoszowski na Makoszowy i tamtejsze stawy, dzisiaj gdy nie ma chmur..., nie ma mgieł... księżyc w pełni odbija się w wodnej toni. Na chwilę staję... kilka fot i ruszam dalej ;)
Ponownie trafiam na robotników kopiących jakiś rów, dół,... Tym razem nieco inaczej odbijam. jakoś nie mam ochoty przeciskać się wśród pracowników i sprzętu... Później już standardowo gnam Na Halembę, Panewniki i kieruję się do domu.
Tadeusz Woźniak - Smak i Zapach Pomarańczy
Wyjeżdżam wyjątkowo wcześnie... jest przed 7:00 gdy siedzę na rowerze i ruszam., poranek chłodny i mglisty, coś koło 4 stopni... Na ulicach niewielki ruch, w zasadzie można uznać, że jest pusto... niewiele samochodów... już wcześniej zauważyłem, że to dobra pora na jazdę rowerem... i za każdym razem o tym zapominam po kilku dniach, by odkryć to ponownie ;)...
A może po prostu nie chce mi się wstać przed 6:00,bo w zasadzie do tego się to sprowadza?
Dojeżdżając w okolice Bielszowic, niebo zaczyna przybierać czerwonawe kolory, mgły rzedną i pojawia się słońce... Od razu lepiej się jedzie gdy świeci słońce ;) Wkrótce docieram do firmy... Chwila na kąpiel i do roboty :)
Wyjeżdżam z firmy dość wcześnie, co prawda słońce zaszło już kilkadziesiąt minut temu... Cóż pozostało odpalić lampki i ruszyć w drogę... Temperatura utrzymuje się identyczna jak ta poranna...decyduję się jednak na wjazd w teren. Przejeżdżam przez lasek makoszowski i kieruję się przez Makoszowy na ścieżkę obok stawów.
Mijam kilku wędkarzy i natykam się na pracowników rozkopujących pobocze drogi prowadzącej do jednego z szybów wentylacyjnych... Sporo ich... trzeba troszkę uważać, tym bardziej, że tu i ówdzie pracują jeszcze koparki...
Na szczęście to tylko kawałek..., kilkaset metrów i znowu jestem sam w lesie... takie leśny Darek ;)
Na chwilę wyjeżdżam do cywilizacji na Halembie i znowu zanurzam się w lasach tym razem Panewnickich..., do domu już niedaleko... tyle, że sposób w jaki została uregulowana, a w zasadzie rozregulowana Jamna... powoduje, że za każdym razem trzeba robić kolo po chaszczach zamiast jechać główną drogą...
Na dokładkę tuż za zjazdem z drogi prowadzącej do hałdy widać rozjeżdżone koleiny po wozach uczestniczących przy wycince lasu... Chyba powinni to już kończyć, zima za pasem... a może jej w tym roku też nie będzie?