Wpisy archiwalne w kategorii

Do/Z Pracy

Dystans całkowity:77127.33 km (w terenie 12259.30 km; 15.89%)
Czas w ruchu:3366:45
Średnia prędkość:22.91 km/h
Maksymalna prędkość:170.00 km/h
Suma podjazdów:282073 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:171 (92 %)
Suma kalorii:2943915 kcal
Liczba aktywności:2426
Średnio na aktywność:31.79 km i 1h 23m
Więcej statystyk

Poranek dnia czwartego...

Czwartek, 1 sierpnia 2013 · Komentarze(1)
Ania Dąbrowska - Bang Bang


Kolejny poranek… :), na zewnątrz dość przyjemnie ok. 17 stopni… Ruszam, jadę, początkowo szosami, później skręcam na ścieżki leśne, „mojej” trasy trzymam się w zasadzie, aż do podnóża hałdy w Sośnicy, tam zamiast jak zwykle trzymać się niebieskiego szlaku wybieram bardziej hardcorowy wariant. Skręcam w lewi i chwilę później w wąską ścieżkę prowadzącą na koronę hałdy… licznik wskazuje nachylenie na całym odcinku od 11-15%, jednak to tylko 200-250m…, niemniej można się lekko zmęczyć, przygotować na coś bardziej wymagającego, co czeka mnie już za trochę ponad tydzień… Pięknie rozpoczęty dzień, teraz można już zabrać się za pracę, poranna porcja endorfin została dostarczona :)

Przepust pod A4 w okolicach hałdy © amiga


Droga prowadząca z hałdy w Sośnicy © amiga


Przed chwilą nią jechałem... nachylenie wg licznika od 11-15% :) © amiga

powrót

Czwartek, 1 sierpnia 2013 · Komentarze(4)
Nancy Sinatra Bang Bang


Wpis szybki, niestety czasu specjalnie nie ma, a zaległości nie lubię mieć, w zastraszającym tempie się nawarstwiają.

Wyjazd ok 17:00, późno, miało być wcześniej, ale... kilka zdań z jednym, kilka z drugim i czas gdzieś przeciekł....
Ruszam początkowo szosami, będzie szybciej i w zasadzie jest, tyle, że w Makoszowach decyduję się na przejazd terenem. Nie stracę wiele, a przynajmniej będę jechał ścieżkami, dróżkami które lubię... Trochę zabawy na delikatnych podjazdach, ale to nie to.... co w górach... tam jeździ się inaczej, próbuję powalczyć z tętnem, ciężko jest mi utrzymać coś powyżej 150 uderzeń na min..., w zasadzie nie wiem co musiałbym w tej chwili zrobić na trasie do domu, chyba tylko biec z rowerem i workiem kartofli na plecach.... Cóż... chyba się uzależniłem, potrzebuję już czegoś więcej...
Do domu dojeżdżam w takim sobie czasie, wpis, coś zjeść i muszę się zająć projektem ebt
Miłego wieczora...


Beskid Śląski :) - fotosketcher © amiga

Dzień trzeci...

Środa, 31 lipca 2013 · Komentarze(8)
Led Zeppelin - Good Times Bad Times


Kolejny dzień, kolejny dojazd do pracy, rano tylko 17 stopni, przyjemnie...
Zbieram się i ruszam, jestem spóźniony, chyba pociągnę szosami, korci jednak w Kochłowicach czerwona rowerówka, może jednak wjechać :)
Nie, nie dzisiaj..., lecę do pracy, dzisiaj sporo jest do zrobienia, odpuszczam nawet Tour de Pologne, pomimo tego, że przejeżdża dzisiaj przez Katowice... trudno, nie pierwszy i nie ostatni...

Czeka mnie wizyta w serwisie..., muszę kupić nowy suport, zastanawia mnie czy kupić klucz do suportu i zrobić to wieczorem samemu, czy jednak... zlecić wymianę serwisowi w Gliwicach...
Z jednej strony tracę cenny czas, z drugiej... kasę? Co lepsze?
Za to na szosach dzisiaj pustki..., w wielu miejscach żywego ducha, co jest dość dziwne, a może nie..., w końcu trwają wakacje... :)

Wapiennik w Mikołowie - fotosketcher © amiga

Szlakiem lodziarni

Środa, 31 lipca 2013 · Komentarze(11)
Blade Loki - Wesoły Kawałek


Odbieram rowerek z serwisu, Suport wymieniony, w starym zmienione łożyska i... zostaje jako zapas... na jesień będzie jak znalazł... :)
Wyjeżdżam przed 18:00, zaczyna kropić, po niebie suną majestatycznie ciemne chmury..., jadę po szosach, wjeżdżając do Kończyc zaczyna lać... chronię się w.... lodziarni..., wiem że to przejściowe opady, ale dzięki temu mam chwilę czasu na przyjemność... Niebo w gębie..., porównywalne lody tylko w Krzeszowicach.... zabiły mnie czekoladowe z wiśniami (w zasadzie wszystko co jest z wiśniami lubię, napoje, słodycze, wiśniówkę.... itd.... ;P ). Przestaje padać, w kubeczku nie ma już nic... Ruszam dalej, ale zamiast szosami wjeżdżam w las, w zasadzie czemu nie...? Opady nie były na tyle duże, aby teren był jakiś specjalnie ciężki. Drugi raz w tym tygodniu jadę czerwoną rowerówką przez Rudę Śląską, dopiero w Kochłowicach rezygnuję z niej... ten fragment jakoś mi nie leży.... w zamian odbijam na Radoszowską, tam.... przypominam sobie o poleconej mi niedawno lodziarni, cóż... przyjemności nigdy za wiele. Staję, kolejna porcja lodów..., są niezłe, biją na głowę wszystkie Grycany, Zielone Budki, Algidy ….itp, jednak nie są w stanie przebić tego co dostałem w Kończycach..., znowu zaczyna delikatnie kropić, pora ruszyć 4 litery, kawałek dalej czeka mnie słuszny podjazd...., lubię takie miejsca i w zasadzie właśnie dla niego wybrałem ten wariant. Kawałek po Oświęcimskiej i odbijam na lokalną drogę prowadzącą do Panewnik... dzwoni telefon... Qmpel... dawno się nie widzieliśmy, staję, odbieram, rozmawiamy dobre kilkadziesiąt minut, dookoła gromadzi się banda latających krwiożerczych kamikaze, co chwilę któryś przypuszcza atak, chwilami widzę nadciągające posiłki, zaczynają atakować całymi eskadrami, nie poddaję się, w jednej ręce tel. więc bronię się lewicą... niewiele to daje..., pora kończyć rozmowę i w drogę... chwila i odbijam na Kokociniec, pora kończyć, pora wracać do domu...
Już w domu czuję, że nogi pieką, setki bąbli na kończynach... ech..., to pewnie w ramach przygotowania do Dębowego Orientu....

Lodziarnia w Rudze Śląskiej Kochłowicach © amiga


Zapomniana linia kolejowa © amiga


Takie cacko wypatrzyłem na Zadolu © amiga

testując czerwoną rowerówkę...

Wtorek, 30 lipca 2013 · Komentarze(0)
Aya rl - Skóra


Wybiła 16:45, pora wyjechać, starczy na dzisiaj, po niebie powoli suną ciężkie chmury, trochę się ich obawiam, jednak... wybieram teren, najwyżej nieco się „ubrudze”...
Tyle, że dzisiaj nie chce hałdy, od jakiegoś czasu zastanawiał mnie nowopowstały czerwony szlak w Rudzie Śląskiej. Wjeżdżam na niego w Kończycach, początek raczej standardowy, zresztą nie tylko on. Jakieś 60-70% wiem jak jest poprowadzone, części się domyślam, najbardziej intryguje jednak fragment gdzieś pomiędzy Wirkiem, Halembą, Bielszowicami, zupełnie nie mam pojęcia co tam zostało zrobione.
W zasadzie szlak niczym nie zaskoczył, mam do niego kilka drobnych uwag. Po pierwsze są 2 miejsca słabo oznaczone, dotyczy to 2 skrzyżowań, gdzie wypatrzenie, oznaczeń graniczy z cudem, drugi przypadek na podjeździe pomiędzy Wirkiem, a Kochłowicami gdzie znak informuje o skręcie w prawo a... drogi nie ma, domyślam się, że jeszcze nie ma ale powstanie :). Dobrze że i tak jest jak się dostać na drugą stronę... Zastanawiam się dla kogo jest dedykowana ta ścieżka, oprócz mnie. Całkiem sporo terenu, podjazdów, jak popada można się nieźle ubłocić. Rowery miejskie chwilami będą miały problemy z przejazdem. W sumie cieszę się, że ścieżka powstała, została oznaczona, ale widać „taniość” jej. Może się czepiam, ale w zasadzie rola „budowniczych” ograniczyła się do wbicia palików z oznaczeniami, Na Wirku dodatkowo na krótkim kawałku został wysypany żwir, na początku i końcu szlaku znalazły się gustowne ławeczki i chyba największy koszt to wymalowanie czerwonych pasów w Kochłowicach.... Myślę, że miejscami warto by było zainwestować nieco więcej i nieco wyprostować szlak, zamiast prowadzić przez kilkanaście dróżek w mieście, gdzie trzeba wypatrywać kolejnych oznaczeń... Ale jak pisałem czepiam się..., tak już mam...
Po dojeździe do granicy z Katowicami, krótki telefon, kilka min później spotykam się z qmplem, pora na piwo..., na oblanie przejechania całego czerwonego szlaku :)

Wiadukt w Rudzie Śląskiej © amiga


Ława na końcu ścieżki rowerowej © amiga


Nagroda, za przejechanie całego szlaku :) © amiga

Dzień drugi....

Wtorek, 30 lipca 2013 · Komentarze(4)
HAPPYSAD "MILOWY LAS"


Dzisiaj nieco chłodniej... w sumie mniej o ponad 15 stopni... :), jest przyjemnie, co z tego, że pada...
Ubieram przeciwdeszczówkę i ruszam, dzisiaj ponownie szosy o poranku.
W Panewnikach nie wytrzymuję, zdejmuję kurtkę, jest za gorąco, a deszcz gdzieś zniknął..., tyle, że pozostał silny zachodni wiatr... mam jazdę od górkę... Po minięciu Kochłowic przez dobre kilka minut wieje tak silnie, że mam problem ze zmuszeniem dwukołowca do mozolnego zjazdu z górki... dawno tak nie miałem... :)
W przyzwoitym czasie ponownie docieram do Gliwic, szybka kąpiel i do pracy..., jeszcze tylko kilka dni... i będę mógł się wyszaleć.



Wyciągnięta lewa ręka sygnalizuje skręt w... prawo? © amiga

Poniedziałek rano

Poniedziałek, 29 lipca 2013 · Komentarze(0)
Jacek Kaczmarski, Przemysław Gintrowski, Zbigniew Łapiński - Modlitwa o wschodzie słońca


Poniedziałkowy poranek, za oknem +25, zbieram się bardzo późno, to wyklucza szwędanie się po lasach, wybieram przejazd szosami. Dobrze, że jeszcze nie jest gorąco, to w zasadzie niezła temperatura na wycieczki rowerowe :)
Zaczynam czuć, że suport dogorywa, pora go wymienić lub zmienić łożyska... Oba rozwiązania mają swoje zalety. Pierwsze bo suporty Shimano wytrzymują więcej niż łożyska 6805 2RS, z drugiej strony koszt łożysk jest kilka razy mniejszy, tyle, że do tego muszę doliczyć w obu przypadkach serwis, więc już nie jest tak różowo. Łożyska wytrzymują ok 3000km. Niewiele... Korci mimo wszystko suport XTR niby nie powinno być specjalnej różnicy, ale z doświadczenia mogę już powiedzieć że wytrzymuje sporo, ten ostatni dał radę 12000km.
Pewnie w przyszłym tygodniu trzeba będzie się tym zająć..., dzisiaj nie mam ani czasu, ani melodii, a ta kilka dni przetrwam... jeszcze..

Park Zadole © amiga

pali jak diabli....

Poniedziałek, 29 lipca 2013 · Komentarze(2)
Exodus - The Sun Is My Destroyer


Powrót z pracy w niemiłosiernym upale. Rusza, tyle, że nie chcę jechać szosami, ugotuję się żywcem. Z pracy zabieram więcej wody. W sumie mam przy sobie 2.5 litra wody, chyba dojadę...
Skręcam w lasku Makoszowskim, jest ciut lepiej, dalej tyłem przez Makoszowy, las prowadzący na Halembę. Gdzieś po drodze czuję, że rower zaczyna mi pływać, coś jest nie tak. Złapałem panę... powietrze delikatne ucieka, zatrzymuję się na kilka sekund, sprawdzam stan... nie jest dobrze, ale w ciągu kilku chwil pojawia się banda latających krwiopijców. Trzeba uciekać...., do wyjazdu mam może 1.5 km, spróbuję..

Wyjeżdżam w okolicach ogródków działkowych, odwracam rower, zdejmuję koło, wymieniam dętkę, pompuję... Żar leje się z nieba, a ze mnie spływają rzeki potu, masarka... prawie na miejscu znikają 2 litry wody, jednak dobrze, że ją wziąłem ze sobą...

Gdy wszystko jest na swoim miejscu ruszam dalej, starczy mi już tej patelni, zanurzam się w lasach i wyjeżdżam dopiero w Katowicach... jeszcze chwila i już w domu. Mogę odpocząć, mogę się ochłodzić...

Małe kuku © amiga

koniec z dojazdami do pracy w tym tygodniu...

Piątek, 26 lipca 2013 · Komentarze(8)
All The Devil's Men - Inkubus Sukkubus


Piątkowy poranek, a ja w czarnej…, zbieram jeszcze trochę gadżetów na jutrzejszy wyjazd…, czas gdzieś mi ucieka…, W końcu po ciężkich bojach wychodzę, jest 7:30… „ciemna śruba”
Nie pozostało nic innego tylko jazda szosami, szacuję że gdzieś na Wirku trafię na szczyt…, specjalnie mnie ta myśl nie uszczęśliwia, ale cóż… jak człowiek rano się grzebie to później tak jest…
Na szczęście w Katowicach nie jest źle…, powiem więcej jest dobrze…, Panewniki to czysta przyjemność, jednak dzisiaj nie pozwalam sobie na to aby rower decydował czy będzie teren…., hamuję „nasze” zapędy…. Odbijam na Kochłowice, teraz już nie ma wyjścia, muszę ciągnąc dalej asfaltem. Jednak jest coś nie tak, być może to przemęczenie, niedospanie, może wysoka temperatura, ale średnio chce mi się cisnąć, więc pozostaje jazda na lajcie…
W Kończycach decyduję się na delikatną korektę trajektorii i odbijam na lasek Makoszowski, chociaż trochę lasu jest wskazane, jest mi potrzebne…
Dojeżdżam w okolice Ronda na Sośnicy, ech… dalej walczą, udało mi się przy okazji dowiedzieć, że z „remontem” mają czas do jutra, więc jest szansa, że od poniedziałku będzie się tędy jechało bez niepotrzebnych przerw.

Chyba mam mniejsze tarcze w rowerze © amiga

Do bazy....

Piątek, 26 lipca 2013 · Komentarze(0)
Zapałki - Przemysław Gintrowski


Piątek, kończy się tydzień, na zewnątrz niemiłosiernie gorąco, a ja na rowerze...
Ruszam, dzisiaj nietypowo jutro z rana wyjazd na kolejną edycje BikeOrientu, więc zamiast do domu jadę na Helenkę. Trasa raczej standardowa, trochę bocznymi drogami, szlakami, rowerówkami i moją ulubioną ulicą Leśną... wyjątkowo nie ma na niej kałuż, błota. To nieomylny znak, że mamy suszę... W międzyczasie na chwilę się zatrzymuję, uzupełnienie płynów jak najbardziej wskazane. Te 30 stopni dobija, pytanie jak będzie na rajdzie.... ?

Gdzieś na lesnym szlaku © amiga