Wyjeżdżam z domu bardzo późno, jest 7:20... po bardzo aktywnym weekendzie dzisiaj nie mogłem się pozbierać, budzik miał co robić... Czuję zmęczenie i co ciekawe bolą mnie 4 litery... wydawało mi się, że już jest to niemożliwe, a jednak... po 8 godzin dziennie w siodełku odcisnęło na mnie swoje piętno...
Nie mogę sobie dobrać pozycji, i tak źle i tak niedobrze, uwiera boli... kiedy to przestanie? Może zrobić sobie przerwę, może wrócić pociągiem? Pogoda nie rozpieszcza... na dokładkę to ostatni tydzień przed wakacjami... na drogach spory ruch....
Gdy dojeżdżam do firmy i spoglądam na czas dojazdu.... masakra... na dokładkę chyba wiał wiatr z zachodu, może nawet z północnego zachodu....
Na rower wsiadam równie późno jak rano... jest 17:20... 4 litery dalej dają znać o sobie... w ciągu dnia mało nie usnąłem... ale z tego co widziałem to nie tylko był mój problem, połowa firmy chodziła śnięta... a kawa miała powodzenie :)
Za ciepło nie ma, muszę mieć założoną wiatrówkę... wiatr zmienił kierunek, tym razem wieje z południowego zachodu, zupełnie nie mam melodii do jazdy, miałem jeszcze dzisiaj jechać do kumpla, ale odwołałem to spotkanie... nie mam siły, chce mi się spać....
Ciekawe ile dni organizm będzie potrzebował na regenerację po weekendzie? Może w środę będzie już ok? Czas pokaże...
Kręcę się przez całą drogę na siodełku, dalej nie mogę znaleźć odpowiedniej pozycji... masakra...
Po wejściu do domu.... marzę tylko o gorącej kąpieli....
2 dni w Warszawie oderwały mnie od roweru, dzisiaj przez chwilę cieszę się z tego, że pojadę do Gliwic, przez chwilę, bo gdy spoglądam za okno z moich ust wydostaje się siarczyste przekleństwo... Tam leje... i to solidnie... może mi to nie przeszkadza, bo nie raz mnie już zlało, ale dzisiaj mam prowadzić jedną z grup z Gliwic do Wisły.... ile osób pojedzie przy takiej pogodzie? Wyjeżdżam o 7:05... założona przeciwdeszczówka niewiele zmienia... Leje równo...
Założyłem ochraniacze na buty.... może chociaż one tak nie przemokną...
Cała droga w deszczu, a przypomniałem sobie o jeszcze jednym szczególe, muszę sprawdzić krótki fragment pomiędzy Kujawską a Pszczyńską... , bo zmodyfikowaliśmy go w ostatniej chwili i miałem to sprawdzić na początku tygodnia, ale... zapomniałem o tym... więc dzisiaj pomimo deszczu, pomimo pogody jadę tam... Kujawska niestety nie jest zbyt przyjemna dla bikerów... a najkrótsza droga to właśnie ona... Dojeżdżam na miejsce , sprawdzam jest ok :) możemy tędy prowadzić wycieczkę, tu nie ma niespodzianek w postaci wąskich przejazdów, szkła, czy czegokolwiek innego...
Deszcz za to w Gliwicach jakby mniejszy.... gdy dojeżdżam na Szarą okazuje się, że tutaj jedynie kropiło... Może więc wyjedziemy wszyscy....
Z rana trochę zajęć, trochę krzątaniny... w efekcie wyjeżdżam dopiero o 7:15... pogoda jakby lepsza... może nie jest cieplej... ale świeci słońce... wiatr jeszcze silny, północny, jednak ma się uspokoić... Dzisiaj w firmie szykuje się krótszy dzień, jednak nie będzie ona należał do krótkich, a wręcz przeciwnie... około 15:00 muszę wyjść a w zasadzie wyjechać... by zdążyć do domu, przebrać się, wziąć manele i przetestować Pedolino.... Nie wiem co się dzisiaj znowu stało, ale ruch na ulicach jak w ulu.... samochody gnają we wszystkie możliwe strony... późniejszy wyjazd ma jednak pewien pozytywny aspekt gdy zbliżam się do Zabrza jest po ósmej... od razu widać różnicę na drogach... zaczyna się przyjemna jazda :) Po raz kolejny wiatrówka się przydała... zdaje się że jeszcze kilak dni takich będzie, a później co? Upały? Ciekawy jak będzie 27 na BikeOriencie... :)
Wyjeżdżam z firmy wyjątkowo wcześnie, ledwo minęła 15... a ja już na rowerze.... dzisiaj muszę być dość wcześnie w domu, nie mogę ryzykować spóźnienia... o 19:40 odjeżdża poje Pedolino :) z dworca w Katowicach, a po przyjeździe czeka mnie jeszcze kąpiel, sprawdzenie czego nie spakowałem jeszcze... muszę mieć spory bufor gdyby coś... nawet ew. łatania dętek muszę brać pod uwagę... Więc... 15:15 - ruszam... Początkowo myślę, że całość obskoczyć szosami, jednak gdy mijam wiadukt na Sośnicy zdaję sobie sprawę, że mam masę czasu... nawet gdybym jechał 2 godziny... to i tak bufor mam na tyle spoty, że zdążę ze wszystkim, a pogoda wręcz zaprasza do wjazdu w las :), tym bardziej, że w 2 kolejne dni będę pozbawiony przyjemności jazdy rowerem... chyba, że coś sobie wynajmę.... w "Stolycy"
Odbijam na Makoszowy i wjeżdżam do lasu... jest pięknie, ptaki śpiewają, jest ciepło, jest masa ludzi na ścieżkach... nie mam jednak czasu by rozkoszować się z tym wszystkim... dzisiaj... po prostu cieszę się z jazdy... Zatrzymuję się dopiero w Starej Kuźni, przy Jamnie... pora opróżnić zawartość bidonu... tyle, że zamiast w siebie wylewam to sobie na głowę... od razu jest mi lepiej, bardziej rześko ;), trochę soli z twarzy zostało zmyte :) W sumie pić mi się nie chciało... Dobrze, że to czysta woda bez dodatków np soku :) Pewnie wszystkie okoliczne pszczoły, osy i bąki zleciały by się do mnie :)....
Z rana gdy miałem już ruszyć zaczęło lać… nawet się zastanawiałem czy nie
pojechać jednak pociągiem… jednak.. jakby to wyglądało ;p
Wiec cóż… zebrałem się wsiadłem na rower, ruszyłem… było kilka minut po 7:00. Po kilkunastu minutach jazdy, na ul.Medyków czuję, że rower pływa... z przedniego koła uszło powietrze... kilka minut z głowy, gdy wymieniałem dętkę w oponie znalazłem kawałek brązowo-butalczanego szkła... To chyba odpryski juwenaliów... sprzed 2 tygodni... Ech... W trakcie jazdy deszcz
powoli zanikał, ale nawet gdy padało okazało się, że jakoś strasznie to nie
przeszkadza…. Dawałem rade… Znowu jednak zaczął się wzmagać wiatr, tym razem wiało z północy... były miejsca gdzie walka z nim była naprawdę ciężka…. Poranek
zaliczony po szosach…. Prawie wszystko… poza małymi fragmentami… a w lesie… i
tak szok… kałuż nie było… wszystko co spadło od razu wsiąkało… ziemia domagała
się deszczu… było stanowczo za sucho….
Kolejny późny wyjazd... dopiero o 17:20... jestem przed firmą... Pogoda nieszczególna... co prawda opadów nie ma... jednak wieje dalej zimny północny wiatr... Na dokładkę gdy poszedłem po rower... zauważyłem, że zeszło powietrze z przedniego koła... przecież wyciągnąłem szkło... czyżby coś zostało z poranka? 10 minut z głowy...
Wyjeżdżam koło siódmej... zapowiada się bardzo gorący dzień... już w chwili wyjazdu jest 19 stopni.... Profilaktycznie tankuję bidon... może się przydać... Jadę zupełnie na krótko... jest przyjemnie. Zastanawiam się czy nie wpakować się w las, tam jest więcej cienia. Jednak czuję że wyjątkowo wiatr mnie dzisiaj wspomaga, nawet bez spoglądania na meteo.pl wiem, że wieje z południowego wschodu to pozytywna informacja. Początkowo muszę się przedzierać między samochodami, ale szybko robi się luźniej. Sporo mniej samochodów niż w ostatnich dniach... może to zapowiedź niedługich wakacji.,... gdzie będzie 1/3 tego co w tej chwili gna? Będzie znowu się przyjemnie jeździło szosami... chociaż lato to raczej idealny czas na lasy... Gdy dojeżdżam do firmy termometr pokazuje coś koło 23 stopni... Kąpiel jest mi bardzo potrzebna...
Plany na popołudnie były inne.. niby wyłączyłem komputer o 16:20... ale co z tego skoro dotarcie do rowera zajęło mi godzinę. Jeszcze kilka słów z jednym, kilka z drugim i czas zleciał... Gdy ruszam jest już 17:45... jednak nie jest to takie złe... ruch na drogach niewielki, słońce trochę mniej grzeje jest jedynie 29 stopni ;P Wieje w twarz więc pot szybko odparuje :) Dłuższy wyjazd raczej nie wypali o tej porze, nie pojadę dookoła, nie pozwiedzam, ale w zamian, pojadę lasami... wpierw przez lasek Makoszowski a później wbiję się w ścieżkę pomiędzy Makoszowami a Halembą... W cieniu, gdy jestem osłonięty drzewami jest przyjemnie, chłodno... za to sporo rowerzystów, ludzi na kijach i bez nich... Zatrzymuję się dosłownie na chwilę na hałdzie w Starej Kuźni... kilka fot i opróżniam bidon, tyle, że na głowę by się nieco schłodzić... Chyba powolutku temperatura spada... Ciekawe czy lato też będzie całe takie gorące? W sumie po kilku długich zimnych miesiącach.... czemu nie... po prostu będę więcej pił...
Gdy wpadam do domu... i marzę o kąpieli :) muszę z siebie zmyć sól...
Wyjeżdżam z domu po 7:00... jest wyjątkowo ciepło... wiatr zmienił kierunek na wplecny :)... wiec rower w zasadzie dzisiaj sam jedzie... Na drogach za to spory ruch, jest podobnie jak i wczoraj. gdzie co chwilę dzieje się coś, jedzie jakaś kolumna samochodów... Może troszkę przesadzam, samochodów jest ciut mniej niż wczoraj. Gnam mimo wszystko po drogach... z rana zdążyłem jeszcze przeczyścić sztycę bo dziwnie skrzypiała... Dzisiaj wszystko się uciszyło... nic nie zgrzyta... Dzisiaj na drogach całkiem sporo bikerów... na wszystkich możliwych rodzajach rowerów... chyba tylko na poziomkę nie trafiłem...