16:05... jestem w drodze... dzisiaj wcześniej.. za 3 godziny jestem umówiony... mam co prawda zapas czasu, ale... wolę nie przeginać... w końcu w domu jeszcze coś muszę zrobić...
Jadę jednak przez hałdę na Sośnicy, tyle, że zamiast po wałach Kłodnicy kontynuuję jazdę niebieską rowerówką ,a później czerwoną, aż do Halemby gdzie szybki myk na ul. Piotra Skargi i już jestem w lasach Panewnickich... jadąc ścieżką moją uwagę zwraca grób... wygląda jak nówka... podejrzewam, że przy ostatnich pracach został odnowiony... nie ma żadnej inskrypcji, informacji... po prostu krzyż, kwiaty i drewniana obudowa... I druga sprawa, przecież jeżdżę tędy od kilku lat... czemu wcześniej go nie zauważyłem?
W mocy solidnie lało... gdy po przebudzeniu spojrzałem na okno... wszystkie drogi były mokre... zakładam błotniki... o 7:15 ruszam.... Trochę zabawy z omijaniem kałuż, staram się unikać terenu... jak zwykle zostaje jedynie Bałtycka i lasek Makoszowski....
Zachwyca mnie ten brak samochodów... ale zaczęło się pojawiać coś w zamian w wielu miejscach drogowcy wyszli na drogi i czegoś szukają... pierwsza niespodzianka już w Panewnikach... rozkopany kawałek rowerówki... Przed Kochłowicami dla odmiany trwa ścinka drzew... na rowerówce w niektórych miejscach trzeba uważać na gałęzie leżące na ścieżce...
Wiatr dalej w twarz jednak wyraźnie osłabł... już nie ma tej siły, już nie ma podmuchów co wczoraj... Do firmy docieram dość szybko... czyżby organizm już się zregenerował? To chyba te "izotoniki" u Darka ?
Wyjeżdżam około 16:40... prognozy wskazują po raz kolejny, że może padać, jednak nie mam ochoty dzisiaj na jazdę szosami... po prostu czuję, że muszę do lasu... Więc odbijam na Sośnicę... i tyłami jadę na hałdę... ciekawe na co trafię, boję się, że po ostatnich opadach będzie ciekawie...
Na hałdzie przypominam sobie że w weekend odbywał się tutaj runmageddon..., zostały taśmy pojawiły się nowe ścieżki wyznaczone przez zawodników... ktoś kto prowadził miał fantację..., chodziło mu o wykończenie zawodników, co po kilka metrów było wejście na hałdę i zejście z niej... po paskudnym sypkim żwirze... tutaj chyba tylko na czworaka można było to pokonać... Trochę dalej widzę, że przeciągnęli ich przez trzęsawisko, bagna... rowy.... Musiało się dziać...
A ja wyjeżdżam z hałdy i kieruję się na ścieżkę na Helembę, tyle, że spory kawał po wałach Kłodnicy... a samą Halembę wyminąłem dość szerokim łukiem :) wbijając się na kolejne szlaki :)
W niedzielę, trochę odpocząłem od rowera... dzisiaj po krótkiej przerwie ruszam do pracy... Szlak raczej standardowy, ciekawe co będzie, wczoraj chwilami solidnie lało.... Z rana delikatnie coś mży, ale to wszystko... zapowiedzi były dużo gorsze. Co jednak zaskakuje? w zasadzie to nie powinno zaskakiwać... - Ruch na drogach... spadł może nawet o połowę... w zadzie pustki są wszędzie..., a nie wyjechałem wcześniej, a raczej o standardowej porze... o 7:05.... Widać, że zaczęły się wakacje....
Droga do pracy raczej standardowa, po szosach... jedynym urozmaiceniem jest Bałtycka w Panewnikach i park w Zabrzu... :)
Wyjeżdżam trochę przed 17... pogoda dalej nijaka... w ciągu dnia kilka razy coś tam spadało z nieba... o lesie nie myślę, dzisiaj plan... szynko do domu... może nie zmoknę za bardzo... Szosy znowu puste... podobnie jak z rana... wiatr wieje od zachodu, mam go w plecy, pomimo tego, że jest nieprzyjemny to jednak pomaga :)...
Wydawało mi się, że zaczynam wstawać coraz wcześniej, że zmęczenie minęło... a jednak nie.... Dzisiaj problemy ze wstawaniem... w efekcie na rower wsiadam dopiero o 7:30... masakra... na dokładkę pogoda nie rozpieszcza, meteo.pl twierdzi że przez cały dzień możliwe są przelotne opady... zresztą kolejne 2 dni zapowiadają się równie nieciekawie...
Jadę szosami... trochę obawiam się tego, że będzie nieciekawie na drogach... dzisiaj ostatni dzień szkoły... większość rodziców będzie chciała odwieźć swoje pociechy... to pewniak zwiększonego ruchu....
A jednak... z rana jakoś dziwnie pusto... może zakończenie w szkołach jest później? W każdym bądź razie na drogach jest luz... nawet w Gliwicach na Zabskiej przejeżdżam bez jakiegokolwiek czekania... szok...
Ciekawe jak będzie w przyszłym tygodniu gdy oficjalnie zaczną się wakacje :)
Z dnia na dzień jeździ mi się coraz lepiej... dzisiaj po raz pierwszy nie czuję zmęczenia po poprzednim weekendzie... Gdy wsiadam na rower i tak wyjątkowo późno... jedzie mi się bardzo dobrze... pagórki po drodze nie stanowią specjalnie wyzwania.... to dobry prognostyk na weekend...
Poranek standardowo po szosach, co prawda nie pada, ale w lesie pewnie jest sporo błota... a może się mylę? trzeba to będzie kiedyś sprawdzić, ale nie teraz...
Spieszy mi się do firmy... czasu niewiele, późny wyjazd... i w zasadzie ostatni dzień roboczy szkół... jutro mają już tylko pożegnanie...
Wracam do domu.... pomimo tego, że pogoda jeszcze nie rozpieszcza to decyduję się na nieco lasu, nieco terenu...
Omijam jednak szerokim łukiem hałdę na Sośnicy... jakoś nie mam melodii by się przez nią dzisiaj przebijać, tym bardziej, że mam założone slicki... Zupełnie też nie wiem co będzie w terenie.... ale... najwyżej pojadę wolno, ew. gdy będzie bardzo źle to odbiję gdzieś na szosy....
Przejeżdżam tuż obok stawów Makoszowskich... później odbijam na niebieską rowerówkę i dalej czerwonym szlakiem na Halembę... Na chwilę zatrzymuję się w Starej Kuźni, widać, że poprawki ścieżki rowerowej to nie było coś chwilowego, zaczęło się czyszczenie lasu, ze śmieci z krzaków... ze starych połamanych drzew... odświeżone też zostało miejsce na ognisko..., gdzieś zniknęła latryna ;P
Wkrótce dojeżdżam do granicy Katowic, wjeżdżam na szosy i gnam do domu....
Wczoraj zrobiłem sobie jeden dzień odpoczynku od rowera... Jadąc w poniedziałek w obie strony bolało mnie wszystko, zmęczenie dawało się we znaki, a wczoraj miałem jechać wieczorem do kuzynki... więc było wytłumaczenie by nie jechać rowerem ;)
Dzięki temu organizm trochę odetchnął, zregenerował się... dzisiejsza jazda już zdecydowanie lepsza... 4 litery przestały się odzywać. Siodełko znowu jest wygodne :)....
Dzisiejszy poranek nieco cieplejszy od poniedziałkowego, przypomina bardziej wieczór sprzed 2 dni... czyżby w końcu robiło się cieplej? po dość długim okresie opadów, dżdżu?
Na drogach znowu jakiś maraton... trwa wyścig szczurów...byle do piątku...
Kolejny raz wychodzę dość późno z firmy jest 17:10 gdy ruszam w drogę do domu... W ciągu dnia po niebie przewalały się ciężkie chmury, coś padało, kropiło, zresztą przed wyjazdem sprawdzałem radary meteo... i to co widziałem nie napawa optymizmem... jest spora szansa że gdzieś mnie dorwie deszcz, przelotne opady powtarzają się co jakiś czas...
Do domu wybieram więc w miarę krótką trasę, żadnych szaleństw, i prawie w całości szosami... chyba to najlepsza opcja... jedzie mi się za to coś wyjątkowo dobrze, czyżby wiało od zachodu?
Już w domu sprawdziłem, że tek było w istocie :) Wspomagał mnie wiatr.... :) chociaż raz....