Radzionków - Family Cup
Niedziela, 2 czerwca 2013
· Komentarze(6)
Kategoria do 136km, Solo, Spotkania Bikestats-owe, W towarzystwie
Sweet Child'O Mine by pARTyzant
Niedziela, poranek. Cóż można zrobić z takim dniem, tym bardziej, że świeci słońce i w końcu jest ciepło... Rano kontrolny sms i.... w te pędy zbieram się. Kierunek Radzionków przez Zabrze-Helenkę. Może uda mi się dotrzeć ma czas i z wszystkimi pojedziemy rowerami... na zawody Family Cup w Radzionkowie. Trasa do Zabrza przebiega standardowy mi drogami którymi poruszam się praktycznie na co dzień gdy jadę szosami do pracy.
Nie ma dzisiaj czasu na zatrzymywanie się, focenie, czy cokolwiek innego, jedynie czerwone światła przeszkadzają. W niezłym tempie docieram w okolice Biedronki na Helence. Telefon..., wszyscy już wyjechali, już są w drodze, nie pytam czy na rowerach, bo wydaje się to oczywiste ;P. Poczekają na mnie w Stolarzowicach. Tylko kilka km więc w te pędy ruszam dalej. Dojeżdżam niedaleko kościoła i... są... czekają na mnie, tylko czemu w samochodzie? Hmmm... Pakuję rower na bagażnik i pora nieco pogonić do Radzionkowa, jest już późno. Cel Księża Góra i ośrodek MOSiRu.
Nawet się cieszę, że pojechałem samochodem, rowerem pewnie kluczyłbym po okolicy kombinując jak tu dojechać, droga jest magiczna. Rynek, jakiś wąski przesmyk pod wiaduktem kolejowym i..... podjazd... :) aż żal, że nie wjeżdżam na rowerze. W każdym bądź razie znalazłem kolejne miejsce gdzie chcę wrócić :) i zmierzyć się z tym :), może się uda jeszcze przed wypadem na śnieżkę? Kto wie....
W końcu jesteśmy na miejscu, chwila na przywitanie się ze znajomymi, i pora na mały przejazd po trasie Igorka, trasa nie wydaje się jakoś specjalnie trudna. Jest jeden nieprzyjemny podjazd, jednak sam trasa nie jest specjalnie trudna technicznie. Mierzył jużsię z o wiele trudniejszymi wyzwaniami więc, nie spodziewamy się kłopotów.
Chwila oczekiwania i w końcu rusza na trasę, pierwsze okrążenie, jest pierwszy, rewelacja, jednak na kolejnym podjeździe nie jest już tak miło, jeden z zawodników go wyprzedza, próba dogonienia go nie przynosi skutków, brakło niewiele..., niemniej wielki brawa za zajęcie 2 miejsca :)
Mija trochę czasu na trasę rusza kosma100, a my z Igorkiem udajemy się na obchód trasy, w międzyczasie wybierając ciekawe miejsca do fotografowania zawodników na trasie.
Wkrótce dociera jako II w swojej kategorii, a ja dostaję sygnał, że za chwilę na trasę rusza Wiktor, znajdujemy ciekawe miejsce opodal mostka, i czekamy, czekamy.... mija 10 min, 15, 30... kolejny tel...jest małą obsuwa, W końcu rusza, a my poruszamy się wzdłuż trasy, podjazd na mostek to masakra.
Na pierwszym okrążeniu już leży kilku zawodników, paskudny podjazd i śliskie podłoże nie przujająw tym miejscu zawodnikom, teraz długi gliniasty podjazd, w końcu prosta dłuższy zjazd, agrafka i rynna toru saneczkowego.... I tutaj zaczyna się gehenna większości uczestników, bardzo trudny podjazd, może nie specjalnie stromy, jednak kamieniste podłoże z warstewką błota daje się wszystkim we znaki, Przyglądając się zawodnikom to może 2-3 osoby jakoś przejechały po tym czymś.. Końcówka to już upragniony zjazd, można w końcu chwilę odpocząć, nie długo, kółek jest w sumie 6... każde kolejne wysysa siły, męczy... W końcu upragniona meta, koniec wyścigu :)
Patrząc na zmagania zawodników cieszę się, że odpuściłem, że nie pojechałem na tej trasie.
Po zmaganiach pozostało oczekiwania na zakończenie imprezy, czas mija powoli, świecące słońce wysysa resztki sił. Chyba wszyscy odczuwamy zmęczenie, tym bardziej, że każdy start jest sporo opóźniony, zawody kończą się ok 17:00.
Ruszamy jeszcze na objazd trasy Wiktora, rynna toru saneczkowego pokonuje nas wszystkich, chyba najlepiej radzie sobie Darek . Jednak pora kończyć dzisiejszą przygodę.
Żegnamy się ze znajomymi i ruszamy w drogę powrotną, początkowo podczepiam się do samochodu Darka, docieram na Helenkę, Mam jeszcze godzinę do wyjazdu, jest chwila na pogaduchy, tym bardziej, że przyjeżdżają dawno nie widziani Adam, Aga i Kuba :). W efekcie wyjeżdżam po 19:30, decyzja prosta, jak najszybciej po szosach, czas goni..., Na DDR w Rokitnicy spotykam Olka na kijkach, chwila na rozmowę, cieszy mnie, że czuje się lepiej, że wraca do formy, jest szansa iż uda mu się jeszcze w tym roku pojeździć. Najważniejsze to nie podawać się, Krótkie pożegnani i każdy leci w swoją stronę. Dojeżdżam do centrum Zabrze w pobliże płaskorzeźby ;P i... spotykam dawno niewidzianego Jacka :), mija kilka minut rozmowy, fajne jest się zobaczyć po tak długim czasie, jednak czas mnie goni, Jacka zresztą też, więc musimy się rozstać. Ruszam dalej, odpalam wszystkie lampki, słońce powoli chyli się ku horyzontowi, jeszcze 30-40 min z zapadnie zmrok. W domu jestem ok 21:20. Dziwny to był dzień, wiele spotkań, większość z zaskoczenia. A swoją drogą to ciężko jest przejechać przez Zabrze nie spotykając znajomych :)
Niedziela, poranek. Cóż można zrobić z takim dniem, tym bardziej, że świeci słońce i w końcu jest ciepło... Rano kontrolny sms i.... w te pędy zbieram się. Kierunek Radzionków przez Zabrze-Helenkę. Może uda mi się dotrzeć ma czas i z wszystkimi pojedziemy rowerami... na zawody Family Cup w Radzionkowie. Trasa do Zabrza przebiega standardowy mi drogami którymi poruszam się praktycznie na co dzień gdy jadę szosami do pracy.
Portret Kosa o poranku© amiga
Nie ma dzisiaj czasu na zatrzymywanie się, focenie, czy cokolwiek innego, jedynie czerwone światła przeszkadzają. W niezłym tempie docieram w okolice Biedronki na Helence. Telefon..., wszyscy już wyjechali, już są w drodze, nie pytam czy na rowerach, bo wydaje się to oczywiste ;P. Poczekają na mnie w Stolarzowicach. Tylko kilka km więc w te pędy ruszam dalej. Dojeżdżam niedaleko kościoła i... są... czekają na mnie, tylko czemu w samochodzie? Hmmm... Pakuję rower na bagażnik i pora nieco pogonić do Radzionkowa, jest już późno. Cel Księża Góra i ośrodek MOSiRu.
Obiektywnie profesjonaliści© amiga
Nawet się cieszę, że pojechałem samochodem, rowerem pewnie kluczyłbym po okolicy kombinując jak tu dojechać, droga jest magiczna. Rynek, jakiś wąski przesmyk pod wiaduktem kolejowym i..... podjazd... :) aż żal, że nie wjeżdżam na rowerze. W każdym bądź razie znalazłem kolejne miejsce gdzie chcę wrócić :) i zmierzyć się z tym :), może się uda jeszcze przed wypadem na śnieżkę? Kto wie....
Na trasie zawodów© amiga
W końcu jesteśmy na miejscu, chwila na przywitanie się ze znajomymi, i pora na mały przejazd po trasie Igorka, trasa nie wydaje się jakoś specjalnie trudna. Jest jeden nieprzyjemny podjazd, jednak sam trasa nie jest specjalnie trudna technicznie. Mierzył jużsię z o wiele trudniejszymi wyzwaniami więc, nie spodziewamy się kłopotów.
Wszyscy już skupieni© amiga
W blokach startowych© amiga
Tuż po starcie© amiga
Chwila oczekiwania i w końcu rusza na trasę, pierwsze okrążenie, jest pierwszy, rewelacja, jednak na kolejnym podjeździe nie jest już tak miło, jeden z zawodników go wyprzedza, próba dogonienia go nie przynosi skutków, brakło niewiele..., niemniej wielki brawa za zajęcie 2 miejsca :)
Pudło zaliczone© amiga
Mija trochę czasu na trasę rusza kosma100, a my z Igorkiem udajemy się na obchód trasy, w międzyczasie wybierając ciekawe miejsca do fotografowania zawodników na trasie.
Spoglądając z góry© amiga
Z górki na pazurki© amiga
Wkrótce dociera jako II w swojej kategorii, a ja dostaję sygnał, że za chwilę na trasę rusza Wiktor, znajdujemy ciekawe miejsce opodal mostka, i czekamy, czekamy.... mija 10 min, 15, 30... kolejny tel...jest małą obsuwa, W końcu rusza, a my poruszamy się wzdłuż trasy, podjazd na mostek to masakra.
Na podjeździe na mostek© amiga
Na pierwszym okrążeniu już leży kilku zawodników, paskudny podjazd i śliskie podłoże nie przujająw tym miejscu zawodnikom, teraz długi gliniasty podjazd, w końcu prosta dłuższy zjazd, agrafka i rynna toru saneczkowego.... I tutaj zaczyna się gehenna większości uczestników, bardzo trudny podjazd, może nie specjalnie stromy, jednak kamieniste podłoże z warstewką błota daje się wszystkim we znaki, Przyglądając się zawodnikom to może 2-3 osoby jakoś przejechały po tym czymś.. Końcówka to już upragniony zjazd, można w końcu chwilę odpocząć, nie długo, kółek jest w sumie 6... każde kolejne wysysa siły, męczy... W końcu upragniona meta, koniec wyścigu :)
Bo ja jestem proszę pana na zakręcie© amiga
Patrząc na zmagania zawodników cieszę się, że odpuściłem, że nie pojechałem na tej trasie.
Po zmaganiach pozostało oczekiwania na zakończenie imprezy, czas mija powoli, świecące słońce wysysa resztki sił. Chyba wszyscy odczuwamy zmęczenie, tym bardziej, że każdy start jest sporo opóźniony, zawody kończą się ok 17:00.
Igor, Bruce Lee, karate mistrz ;P© amiga
Ruszamy jeszcze na objazd trasy Wiktora, rynna toru saneczkowego pokonuje nas wszystkich, chyba najlepiej radzie sobie Darek . Jednak pora kończyć dzisiejszą przygodę.
Hops w kierunku mety© amiga
Żegnamy się ze znajomymi i ruszamy w drogę powrotną, początkowo podczepiam się do samochodu Darka, docieram na Helenkę, Mam jeszcze godzinę do wyjazdu, jest chwila na pogaduchy, tym bardziej, że przyjeżdżają dawno nie widziani Adam, Aga i Kuba :). W efekcie wyjeżdżam po 19:30, decyzja prosta, jak najszybciej po szosach, czas goni..., Na DDR w Rokitnicy spotykam Olka na kijkach, chwila na rozmowę, cieszy mnie, że czuje się lepiej, że wraca do formy, jest szansa iż uda mu się jeszcze w tym roku pojeździć. Najważniejsze to nie podawać się, Krótkie pożegnani i każdy leci w swoją stronę. Dojeżdżam do centrum Zabrze w pobliże płaskorzeźby ;P i... spotykam dawno niewidzianego Jacka :), mija kilka minut rozmowy, fajne jest się zobaczyć po tak długim czasie, jednak czas mnie goni, Jacka zresztą też, więc musimy się rozstać. Ruszam dalej, odpalam wszystkie lampki, słońce powoli chyli się ku horyzontowi, jeszcze 30-40 min z zapadnie zmrok. W domu jestem ok 21:20. Dziwny to był dzień, wiele spotkań, większość z zaskoczenia. A swoją drogą to ciężko jest przejechać przez Zabrze nie spotykając znajomych :)