Wpisy archiwalne w kategorii

do 68km

Dystans całkowity:12663.22 km (w terenie 3720.00 km; 29.38%)
Czas w ruchu:654:42
Średnia prędkość:19.34 km/h
Maksymalna prędkość:63.76 km/h
Suma podjazdów:65222 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:156 (84 %)
Suma kalorii:544565 kcal
Liczba aktywności:272
Średnio na aktywność:46.56 km i 2h 24m
Więcej statystyk

Beskidzki weekend, dzień I

Sobota, 28 lipca 2012 · Komentarze(10)
O'reggano - Małe Rzeczy


Weekend spontaniczny, nietypowy i.... jak zawsze rewelacyjny, tym bardziej, że rowerowy.

Jest sobota rano, powoli zbieram się i jadę na miejsce spotkania, po drodze odwiedzając bankomat. Chwilę później dociera cała rodzina K. Darek, Anetka, Wiktor i Igor03. Pakujemy rowery, i wraz z moją rodziną, siostrą Basią, szwagrem Philippe, Valerie, Julie i Hugo w końcu ruszamy w drogę.

Cel do osiągnięcia to Pietrzykowice koło Żywca, tam jest nasza baza wypadowa. Po dorarciu i rozpakowaniu się wraz z Darkiem wsiadamy na rowery i ruszamy na podbój Beskidu Małego, zabieramy ze sobą mapy, przwewodnik i... w drogę.

Początkowo próbujemy odnaleźć żółty szlak, jednak efekt jest taki, iż jedziemy po nasypie kolejowym, później przez żwirownię i w efekcie przebijamy się przez tory ma stację pkp w Pietrzykowicach Żywieckich. Szosa będzie w tym przypadku lepsza, wbijamy się na nią, na szczęście ruch nie jest zbyt wielki, jedzie się szybko i przyjemnie, mijamy kolejne miejscowości: Zarzecze, Tresną, Czernichów,

Jezioro Żywieckie © amiga


tam odbijamy na żółty szlak na Hrobaczą. Niby asfalt, ale nachylenie daje się we znaki, dodatkowo temperatura 36 stopni skutecznie nas osłabia, odpoczywamy kilka razy. Tętno skacze powyżej 200, masakra..

Profil wysokośći Podjazd na hrobaczą

Chwila odpoczynku © amiga


W końcu docieramy do schroniska na Hrobaczej łące,

Schronisko na Hrobaczej Łące © amiga


Kapliczka w schronisku © amiga


tutaj za namową lokalnych bikerów, przyjmujemy chleb w płynie.

W Żywcu najlepiej smakuje Żywiec © amiga


Ruszamy dalej, na szczycie kilka fot i pora jechać dalej

Krzyż Tysiąclecia na Hrobaczej © amiga


Pod krzyżem © amiga


Z wizytą u Panienki... © amiga


Jedziemy szczytami, co chwila wyjeżdżając z lasu ukazują się nam fantastyczne widoki, panoramy gór i okolicy, patrząc na to wiem po co się tak męczyłem, po co wjechałem, a miejscami wciągałem rower na górę.

Panorama Beskidów z okolicy Groniczka © amiga


Godzinę później jesteśmy na Magurce Wilkowickiej, kolejne schronicko, kolejna chwila przerwy, tym razem posilamy się, uzupełniamy płyny, spędzamy w tym miejscu prawie godzinę, słuchając wowodów starych wyjadaczy na temat żywności...

Magurka Wilkowicka © amiga


Panorama Beskidów z Magurki Wilkowickiej © amiga


Kilka fot i ruszamy dalej, jednak coś poszło nie tak, gubię Darka i skręcam nie w tą drogę, szczęśliwie telefony działają i szybko naprawiam swój błąd, w zasadzie niewiele się stało, przejechałem może 1,5km zanim stwierdziłem, że coś jest mocno nie tak.

Panorama w okolicy przysłopa © amiga


Panorama z okolicy przysłopa ver.2 © amiga


Po paskudnym zjeździe z Magurki gdzie zaliczam solidne OTB, wracamy do naszej bazy wypadowej, Pietrzykowic, na miejscu czeka już na nas reszta ekipy, szybki prysznic i ruszamy do Żywca, coś zjeść. Trafiamy na fajną góralską knajpkę, spędzamy tam kolejną godzinkę i...

Pora na posiłek © amiga


wracamy do naszej bazy, jest przed północą, jednak nikomu jeszcze nie przyszło do głowy aby pójść spać, spontaniczne after party trwa do ok 2:00.

After party... © amiga


W końcu jednak zmęczenie daje się we znaki, trzeba się położyć, wcześnie rano musimy wstać i odwiedzić kilka okolicznych górek w nieco większej ekipie.

Powót, uszkodzona opona, masakra krytyczna Katowice...

Piątek, 27 lipca 2012 · Komentarze(12)
Waldek Tour - Szczęśliwej drogi już czas


Powyższy kawałek dla tych którzy wyryszają rowerami na wakacje w ten weekend ;), zresztą też wybieram się w Beskidy ;)

Pokręcony dzień, rano zauważyłem, że rozwaliłem kolejną oponę w tym sezonie, cały czas czekam na posadę testera w firmie rowerowej. Tym razem rozpruta została opona Kenda SBE na długości ok 10cm, przy obręczy (przejechane 1700km). W ciągu dnia kupiłem nowego Maxxisa Crossmarka, zobaczymy ile na nim pojeżdżę.

Ok 16:00 zaczynam się zbierać, wymieniam przy okazji uszkodzoną oponę i ruszam tym razem asfaltami, centralnie przez Zabrze, Rudę Śląską, Świętochłowice, Chorzów i Katowice. Myślałem, że pojadę szybciej, okazało się, że... jazda na czerwonej fali skutecznie spowalnia podróż. Ostatnio gdy jechałem na masę moją standardową trasą, to pomimo, że było 10km więcej przejechałem ją w podobnym czasie. Fuck....

Docieram na miejsce 2 minuty przed czasem i szok.... jest ledwie 11 osób + ja, to nie masa, to maska. To karykatura tego co powinno być w tak dużym mieście jak Katowice.
Po objeździe Katowic rozmawiamy dłuższą chwilę z Łukaszem na dolinie 3 stawów i ... spróbujemy rozruszać tą imprezę, najbliższy sprawdzian za miesiąc, niewiele czasu... . Szukamy więc kontaktu z dotychczasowymi organizatorami masy w Katowicach, ciężko powiedzieć czy już im się nie chce, czy nie mogą, może pora zmienić formułę tego spotkania. Mile widziane są też osoby które chciałby by wspomóc nas w tych działaniach. Im będzie nas więcej tym lepiej. Co z tego wyjdzie to się okaże.

Mam nadzieję że udam nam się Katowiczanie pozbierać i pokazać, że to NASZE
MIASTO i rower jest najlepszym środkiem komunikacji.

Ech.... jak sobie przypomnę Masę Zagłębiowską....

świętochłowice przepraszają © amiga


Maska krytyczna 1 © amiga


Maska Krytyczna 2 © amiga


Maska krytyczna 3 © amiga

Czwarta rano...

Piątek, 20 lipca 2012 · Komentarze(6)
Włochaty - Czwarta Rano


... przewracam się na drugi bok. Piąta wstaję, muszę, wczoraj po raz kolejny zostawiłem telefon u kogoś, masakra. Muszę go rano odebrać, pierwotne plany były inne, jednak siłą rzeczy uległy zmianie. Jadę wpierw na Ligotę, odbieram fona i gnam dalej przez Panewniki do pracy. Na miejscu niespodzianka, zostałem zgarnięty do obfocenia siedziby firmy. Powstaje seria ok 400 zdjęć. Dołączam jedno z nich, pozostałe zostały zrobione o poranku na łące już w Gliwicach.


Fabryka dymi... © amiga


Lwie paszczki © amiga


Kwiatki dla .... © amiga


Pozowanie na kwiatku © amiga

Pod szyldem sieci WiFi

Środa, 11 lipca 2012 · Komentarze(7)
SCORPIONS ACOUSTICA - LIVE IN LISBON 2001


Dawno nie wstawiałem żadnego koncertu, a coś mnie wzięło dzisiaj na dinozaurów, tym razem Scorpions i cały koncert Acoustica. Warto posłuchać.

Powrót z pracy średni, gdy wyszedłem z firmy ok 17:00 na zewnątrz padało, nie wyglądało to zbyt ciekawie, ubrałem kurtkę przeciwdeszczową i w drogę. Deszczyk towarzyszył mi aż do Halemby, gdzie po prostu zniknął a nade mną było piękne niebo z bielusieńkimi chmurkami. W trakcie jednak coś dzisiaj rozdzwonił się telefon i zamiast jak człowiek zahaczyć o Starganiec jadę na Ligotę konfigurować router WiFi. Po drodze zaliczam okolice katedry w Panewnikach, dawno tam nie byłem, a jest co focić.
Godzinę później już w Ochojcu ląduję u Qmpla i konfiguruję drugi Router. Jakiś urodzaj dzisiaj jest na sieci bezprzewodowe, w między czasie dzwoni siostra, że z zabawy z elektryką dzisiaj nici, pewnie jutro będę się z tym bujał, zobaczymy co z tego dalej wyniknie.

Jest pomysł aby w piątek zorganizować kolejne lokalne spotkanie BS, czy będzie to Starganiec? Nie wiem. Korci mnie staw Barbara, ale dawno już tak nie zajeżdżałem. Kiedyś było miejsce na ognisko, teraz nie mam pojęcia co się tam dzieje. Jak wstanę rano to postaram się tam podjechać, chyba że ktoś coś wie.

I jeszcze jedna sprawa, 27 lipca po Katowickiej masie można by zorganizować afterparty. Propozycja 1 - Bar Wiocha na dolinie 3 stawów, Propozycja 2 - Starganiec - ognisko. Wstępnie rozmawiałem z Luke28 o tym pomyśle i jest szansa na jego realizację. Dużo będzie zależeć też od pogody.


Pomnik w panewnikach © amiga


Grota w panewnikach © amiga

Przez Podlesie i Mikołów do pracy

Wtorek, 10 lipca 2012 · Komentarze(4)
Queen - The Show Must Go On


Jeszcze jeden kawałek Queenów. Po tylu latach dalej może się podobać.

Budzę się rano jest 4:40, budzik ustawiony na 5:45, ale... nie chce mi się spać. Powoli wstaję, mam czas żeby przygotować sobie solidne śniadanie, przygotować się do wyjazdu. Wyjeżdżam ok 6:15. mam spory zapas czasu więc głupio by było tego nie wykorzystać, jadę na Podlesie czeka na mnie długi 3km podjazd w stronę Mikołowa. W mieście trochę kluczę, jakoś nie przemawia do mnie organizacja ruchu w Mikołowie, w końcu wyjeżdżam na starą trasę na Gliwice i jadę szosą, ruch jest masakryczny, nie lubię jeździć tutaj, na wysokości Straconej Wioski wjeżdżam w las. To jest moje naturalne środowisko, tutaj czuję się dobrze, mogę pędzić po leśnich ścieżkach, nie ma blachosmrodów, jestem ja, rower i las. Wyjeżdżam w Halembie i spoglądam na zegarek, wyczerpałem zapas czasu, więc pora na standardowoą drogę dopracową, pod koniec jeszcze tylko piękny podjazd w Makoszowach i powoli dojeżdżam do pracy.
Rano temperatura optymalna do jazdy, chłodno. Myślałem, że po wczorajszym szaleństwie skończy się na zakwasach, ale nie ma nic..., nic mnie nie boli, nic się nie dzieje, może jestem tylko lekko zmęczony.

Powrotna droga będzie raczej którka, na poczcie czekają na mnie tajle do roweru :) trzeba je odebrać przed 19:30.

Reklama hotelu przy drodze Gliwice-Mikołów © amiga

Queen, Beskidy i praca

Poniedziałek, 9 lipca 2012 · Komentarze(6)
Queen - Bohemian Rhapsody


Weekend bardzo niestandardowy, zresztą, jak większość moich weekendów od kilku miesięcy, tym razem jednak mocno nierowerowy.

Sobota
Późnym popołudniem wyruszamy na koncert Queen-ów na stadionie we Wrocławiu. Droga szybka, rewelacyjna, bezproblemowa, jazda piękną autostradą, to czysta przyjemność, chociaż działa na mnie podobnie jak liczenie baranów (chyba wolę rower i teren). Na miejsce docieramy na czas, pierwsza jest IRA, grają nieźle, ale znane oklepane kawałki, niczego nowego nie wnoszą, czegoś tu brakuje, jakiegoś klimatu, coś jest nie tak, może zbyt stara publiczność (średnia pewnie koło 40)? W każdym bądź razie po godzinie pańszczyzny wychodzi drugi zespół Mona, wytrzymuję 2 kawałki i wychodzę (tego nie da się słuchać), mam godzinę czasu, żeby przyjrzeć się stadionowi, pomiziać wystającą tu i ówdzie murawę, trochę pofocić (lustrzanki zostały w domu, ze sobą mam staruszka Nikona Coolpix 4600). Szwendam się po całym terenie i jestem zachwycony tym co widzę, stadion jest piękny, już planuję powrót przy najbliższej okazji :)

Jest po 21:00 w końcu z lekkim poślizgiem zaczyna się główny punkt programu. Wychodzą "niedobitki" Queen-ów z Adamam Lambertem i... dają czadu. Dawno takiego POWERa nie słyszałem, nie przypominam sobie koncertu na którym 30000 ludzi śpiewa wszystkie piosenki, gdzie płyta boiska to jedno wielkie pole falujących rąk. Spodziewałem się odgrzewanych kotletów, a dostałem coś co zapamiętam na długie lata i jeszcze ta 10 minutowa solówka na gitarze...

Do domu wracam o 1:30.

Stadion we Wrocławiu © amiga


Zachód słońca © amiga


Stadion w całej okazałości © amiga


Tabliczka informacyjna © amiga


Zaczyna się... © amiga


Dalej poruszają tłumy © amiga


Niedziela

Pobudka o 5:00, późno, ale musiałem się wyspać ;P (3:30 - ostatnio chyba standard u mnie). Zbieram się i jadę do Katowic, jestem umówiony z rodziną K. na wypad w Beskidy, wstępnie mam zaplanowane 3 trasy, o różnym stopniu skomplikowania, długości, każda jednak ma kilka wariantów, takich w razie czego.
W pociągu ustalamy szczegóły, nie ma co szaleć, bo 2 dni po chorobie niektórych członków wyprawy, nie można przeginać. Pada więc wybór na Małą Czantorię, Dużą Czantoria, a później się zobaczy. Wysiadamy w Ustroniu Uzdrowisku i idziemy żółtym szlakiem. Początkowo idzie się ciężko, jest parno, duszno, daje się to we znaki, nieco wyżej robi się już przyjemniej, temperatura nieco spada, powietrze jest bardziej krystaliczne. Stajemy przy prawie każdej napotkanej budce z izobronikami, aby się wzmocnić, a do jedzenia mamy jagody i maliny występujące na szlaku w dużych ilościach. Dłuższą przerwę robimy dopiero w Ustroniu Polance po zejściu czerwonym szlakiem z Dużej Czantorii, w końcu jest chwila, aby zjeść coś "normalnego". Jeszcze mały spacer powrotny do Ustronia Uzdrowiska i możemy ruszać w podróż powrotną pociągiem. Rewelacyjnie spędzony kolejny dzień, bez problemów, trosk, tylko my i góry. Dzięki za wspólną wyprawę w Beskidy.

wejscie na Małą Czantorię © amiga


Driga pod górkę © amiga


Mała Czantoria zdobyta © amiga


Próbujemy sobie pomagać ;P © amiga


Niektórzy nas denerwują © amiga


Panorama rozciągająca się z wieży widokowej na Dużej Czantorii © amiga


Poniedziałek

Jak to z reguły bywa w poniedziałki trzeba było pozbierać się do pracy i pognać na rowerze. Wyjeżdżam 20 min wcześniej, chcę mieć nieco więcej czasu dla siebie, jadę przez Starganiec, jednak coś mi nie pasuje, chyba w Katowicach musiała być jakaś straszna burza, miejscami mam przed sobą spore rozlewiska, a w lesie widać połamane drzewa, czasami zagradzające mi drogę przejazdu. Spory problem pojawia się za Stargańcem na ścieżkach pomiędzy Mikołowem, a Rudą Śląską, gdzie jadę po podmytym terenie, łachach mokrego piasku, błocie. Rower kilka razy się zapada. Wyjeżdżam w Halembie i jadę dalej standardowym szlakiem dopracowym, kolejne problemy z przejazdem pojawiają się w lasku Makoszowskim w Zabrzu gdzie ekipy pracują przy usuwaniu powalonych starych drzew. Oj chyba się działo wczoraj gdy byłem w górach.

Fragment ul. śląskiej o poranku © amiga

Poranna kontrola miejsca na ognisko - spotkanie BS

Czwartek, 5 lipca 2012 · Komentarze(14)
Spotkanie BS na Stargańcu
Dla przypomnienia, dzisiaj ok 18:00 zapraszam wszystkich chętnych na małe spotkanie BS. Może pora się w końcu spotkać, poznać w większym gronie?
Planowane jest ognisko, napoje i jedzenie najlepiej zabrać ze sobą, do najbliższego sklepu jest ok 6km przez las.

SDM - Z nim będziesz szczęśliwsza


Poranek
Kolejny dzień z wczesną pobudką, muszę się przestawić w końcu na witanie wschodu słońca. Pierwszy sygnał o 4:30, ignoruję go, drugi 5 min później, też go ignoruję. Wstaję dopiero o 5:00 i powoli zaczynam się zbierać, śniadanie, przygotowanie roweru. Wyjeżdżam trochę po 6:00. Planuję drogę przez Starganiec, a później się zobaczy. W ciągu 20 min jestem nad stawem, jest pięknie słonecznie, woda cieplutka, więc nie mogło się obyć bez porannej kąpieli. Jestem zachwycony tym miejscem o poranku, jest taka cisza, taki niesamowity spokój, słychać tylko ptaki. Na miejscu pochłaniam kilka nektaryn i ruszam dalej. Jadę nieco na azymut, skręcam w ścieżki którymi jeszcze nie jechałem, zajmuje mi to trochę czasu, w końcu odkrywam drogę prowadzącą przez Jamnę. Już wcześniej wiedziałem, że coś takiego istnieje w lesie, jednak nigdy nie miałem czasu, chęci aby jej poszukać. Tym razem jest inaczej, mogę sobie pobłądzić, mam nieco czasu.
Wyjeżdżam w końcu w Halembie, spoglądam na zegarek jest 7:14, chyba pora nieco podkręcić tempo i pojechać standardowym szlakiem. Po drodze specjalnie już nie kombinuję, nie zatrzymuję się, po prostu gnam do Gliwic. Jadę przez Makoszowy tam czeka na mnie 1km podjazd. Pokonuję go na blacie, zresztą całą drogę tak jadę. Nie ma zmiłuj się.

Plaża na Stargańcu © amiga


Starganiec o poranku © amiga

Starganiec o poranku

Wtorek, 3 lipca 2012 · Komentarze(17)
KULT MTV Unplugged 2010 - 4 jeźdźcy


Poranek piękny, budzik ustawiony na 4:30 lecz nie daję rady wstać, chce mi się spać, z łóżka zwlekam się dopiero ok 5:30, szybkie śniadanie, krótkie przygotowanie się do drogi i... ruszam ok 6:30, pół godziny wcześniej. Mam 30 min więcej na dojazd, rewelacja, wybieram więc trasę terenową przez Starganiec.

Kąpielisko wygląda zupełnie inaczej niż podczas niedzielnej wizyty w tym miejscu, gdzie plaża była "zalana" ludźmi chcącymi wykorzystać pogodę. Nachodzi mnie myśl, może wpakować się do wody? Jednak nie dzisiaj, mam zbyt mało czasu, ale chyba będzie to jeden z punktów dojazdu do Gliwic :)

Starganiec o poranku © amiga


Starganiec wczesnym rankiem © amiga


Dalej lasami dojeżdżam do Halemby, podjeżdżam na małą hałdkę w pobliżu elektrowni, ale radochy z tego sukcesu nie ma, wysokość hałdki to może 10m, ciężko nawet coś zobaczyć z niej, widok zasłaniają drzewa.

Na hałdze w Halembie ... © amiga


Piękne kwiatki o poranku © amiga


Ruszam dalej wjeżdżam na niebieski szlak prowadzący w kierunku Borowej Wsi, tam standardowo rozkopana ul Piaskowa, omijając wykopy trafiam nad staw, byłem tam rok temu i... chyba o nim trochę zapomniałem.

Staw w pobliżu Borowej Wsi © amiga


Jest pięknie, masa ptactwa, spokój, cisza, jednak powoli kończy mi się czas i nie mogę skupić się na podziwianiu piękna śląskiej przyrody, musze trafić do pracy, dzisiaj czeka mnie ciężki dzień, ale za kilka godzin znowu na rower. Na tą chwilę na późne popołudnie zapowiedziane są burze, może to pokrzyżować moje plany powrotowe.

Pod górkę, Trening #2

Poniedziałek, 2 lipca 2012 · Komentarze(3)
Dżem-Chcę Ci coś opowiedzieć


Dzisiaj ok 14:00 dostałem potwierdzenie, jadę na Uphill na Śnieżkę, teraz pozostało się do tego przygotować. Jako, że "podjazdowiec" ze mnie żaden, więc pora wdrożyć plan, dzięki któremu wjadę, a nie wejdę na Śnieżkę. Wariant popracowy to droga poprzez Chudów, Bujaków, Mikołów, Zarzecze, Podlesie i Kostuchę. Na większości trasy mam sporo podjazdów, jedne łatwiejsze inne ciężkie i ciągnące się kilometrami, właśnie to mi jest potrzebne. Na dokładkę staram się jechać maksymalnie siłowo. Przez większość trasy z przodu króluje blat z tyłu różnie koronki najczęściej od 11-13, chociaż są chwile gdy muszę odpuścić, czuję kolana, czuję ból. Jednak jak teraz odpuszczę to na Śnieżce umrę. Przez jakiś czas odpuszczam sobie bieganie, bo po pierwsze staw biodrowy jeszcze się odzywa, a po drugie nie chcę się załatwić przed chwilą próby 12 sierpnia. Jadąc na rowerze nie powinienem się przeforsować.
Już Kostuchnie spotykam Darka (z którym wczoraj bujałem się po hałdzie), proponuje mi trasę na Lędziny, ale po ponad 40km podjazdów mam dość i jestem głodny, starczy na dzisiaj. Po pożegnaniu coś mnie jednak tknęło, przecież nie mogę skończyć trasy na 45km, do pięćdziesiątki już niedaleko, a może... zaliczyć jeszcze Murcki? W końcu to najwyżej położona dzielnica Katowic, na dokładkę z każdej strony są górki i czeka fajny podjazd od strony dworca PKP w Murckach :)
Po krótkim zastanowieniu zaliczyłem, i Murcki, i Giszowiec, i kilka wąskich ścieżek w Ochojeckim lesie. Pięknie było. Jutro myślę, że będzie powtórka.

Zamek w Chudowie © amiga

Wóz w Bujakowie © amiga

A pod wozem... © amiga

Patrząc od spodu © amiga

Widoki z jednej z górek na zarzeczu © amiga

Staw Barbara © amiga

lesnie ścieżki wąskie © amiga

Trening #1

Niedziela, 1 lipca 2012 · Komentarze(4)
Survivor - Eye Of The Tiger


Czasu dla siebie dzisiaj miałem niewiele, rano sporo zajęć, od południa walka z panelami u siostry i przy okazji z elektryką. Dopiero grubo po 16:00 udaje mi się wsiąść na rower i pojechać na Starganiec na spotkanie z... siostrą i szfagrem ;) Rozmawiamy tam kilkadziesiąt minut i rozstajemy się, oni jadą samochodem do Mikołowa, a ja zmykam w kierunku Ochojca, jadę do qmpla może uda mi się go wyciągnąć na mały wyjazd po okolicy. Darek, to taki mały harpagan rowerowy, mam wrażenie, że urodził się na rowerze. Chcę od niego wyciągnąć jak najwięcej nauki, chcę żeby mnie "przeciorał" po hałdzie i okolicy. Wyjeżdżamy gdzieś po 18:00 i dostałem to co chciałem. Od samego początku narzucił niesamowite tempo, tylko od czasu do czasu schodziliśmy poniżej 30. Jedynie podjazd na hałdę był nieco wolniejszy, na górze byłem już wykończony, on spojrzał na mnie tylko oz góry i powiedział, sam chciałeś. ;)
I miał rację, sam tego chcę, bez ciężkiej pracy nie osiągnę sukcesu, nie pokonam Śnieżki.
Dalsza część trasy równie urozmaicona, sporo podjazdów ale i sporo zjazdów z różnym stopniem trudności. Już w domu czuję, że żyję, czuję, że to jest to, pomimo tego iż sam "trening" trwał około godziny jestem przepocony, sponiewierany, ale nie wykończony.

Przy okazji na hałdzie złapałem pierwszą panę na Manfredzie, a wieczorem czeka mnie regulacja zmieniarek. Kierownica i mostek są zamontowane już niżej, ale chyba wrócę do prostej kierownicy, będzie nieco niżej.

Roki też miał ciężkie początki ;P

Fot tym razem nie ma :(