Wpisy archiwalne w kategorii

do 68km

Dystans całkowity:12663.22 km (w terenie 3720.00 km; 29.38%)
Czas w ruchu:654:42
Średnia prędkość:19.34 km/h
Maksymalna prędkość:63.76 km/h
Suma podjazdów:65222 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:156 (84 %)
Suma kalorii:544565 kcal
Liczba aktywności:272
Średnio na aktywność:46.56 km i 2h 24m
Więcej statystyk

powrót wieczorową porą....

Niedziela, 18 listopada 2012 · Komentarze(4)
Voo Voo - Pierwszy raz


Pobudka już o 7:00 - budzi nas piękny poranek i Kubuś, ale dzięki temu mamy nieco więcej czasu na kolejne pogaduchy, na obgadanie tego o czym wczoraj zapomnieliśmy. Czas jednak leci nieubłaganie.
Zbliża się 14:30 - najwyższa pora aby się pozbierać i jechać do domu. Pierwotnie myślałem o powtórce z rozrywki, tzn przelot po terenie, zaliczenie wszystkich hałd po drodze. Niestety jestem umówiony ok 16:00, wybieram więc trasę po szosach jednak inną niż zwykle. Jadę starą drogą z Gliwic do Katowic, nie lubię jej, unikam jak ognia, w dni robocze ruch jest zdecydowanie zbyt duży, a przejazd przez węzeł w Sośnicy przyprawia mnie o palpitacje. Po prostu nie lubię tej trasy, jednak dzisiaj jest niedziela, ruch na drogach marginalny. Więc czemu nie spróbowac, czemu nie pojechac tą drogą?
Wbijam się więc na Pszczyńską i jadę, opis trasy nieskomplikoany, prosto, prosto, prosto i tak prze 25km :)
Dopiero w okolicach Śmiłowic skręcam w boczną drogę, mam zamiar pojechać przez Starganiec, potrzebuję tego. Przypominam sobie, że miały tam być zawody psich zaprzęgów, nie liczę jednak na nic, jest późno zawody daaaawno się skończyły. Jadąc ścieżkami widzę jednak gdzieniegdzie ślady po trasie zawodów... . Pewnie było ciekawie... . Może uda się odwiedzić następną edycję... może...

Docieram do jeziora, tutaj w końcu przerwa, mogę chwilę "odpocząć", oddzwonić.
Starganiec wieczorem, kiedyś tłoczno, dzisiaj pusto... © amiga


Musze ruszyć dalej, czas mi się kończy, a słońce powoli znika za krawędzią lasu. Ściemnia się. Pora odpalić lampli i zaliczyć ostatnie 6km pomiędzy Stargańcem, a moim domem...

Dobrej nocy

Spotkanie z dawno niewidzianymi przyjaciółmi...

Sobota, 17 listopada 2012 · Komentarze(6)
Maleńczuk & Waglewski - Koledzy



Po wczorajszym nierowerowym piątku, od rana mnie nosi, jednak z rana mam do zrobiena parę drobiazgów, a ok. 14:00 zbieram się, jestem umówiony na małe kameralne spotkanie z przyjaciółmi w Gliwicach. Wyjeżdżam ze sporym zapasem czasu, ale… dzisiaj mam ochotę chwilę pofocić, nie chcę standardowego przelotu dopracowego, bo nie jadę do pracy, a powinienem trafić na zachód słońca w okolicach firmy.

Skok przez rower © amiga


14:15 - jestem już w siodle, spory kawałek standardowy, tyle że po terenie. Na początek Panewniki, później wjazd do lasu, na chwilę Halemba i znowu las, wyjeżdżam w Kończycach. Przez ponad rok budowali tam nowy wiadukt, niedawno został oddany do użytku. Z daleka na tle pomarańczowe czerwonych barw zachodzącego słońca oblewającego konstrukcję wygląda to kosmicznie, nie mogę się oprzeć magii skręcam w jego kierunku, zatrzymuję się kilka metrów przed nim, z plecaka wyciągam aparat i… sesja trwa dobre kilkanaście minut.

Zaczarowany wiadukt... © amiga


Piękne linie konstrukcji... © amiga


Zostawiam za sobą stalowego giganta i kieruję się na hałdę w Makoszowach, w zasadzie dlaczego nie, wjeżdżam na szczyt, pomimo tego, że jest ciężko. Sporo błota i piachu umila mi wspinaczkę, w końcu docieram na miejsce, znad koron drzew rozciąga się piękny widok na bliską i dalszą okolicę, przy dobrej pogodzie można podobno zobaczyć stąd góry, jednak nie dzisiaj. Widać unoszące się nad całą okolica mgły i dymy z okolicznych domów,… bajeczna gra świateł. Zostaję tu kilkadziesiąt minut, przy okazji rozmawiając z przypadkowymi biegaczami, trochę focac.

Już zachodzi czerwone słoneczko... © amiga


W barwach jesieni... © amiga


Wszystko co piękne niestety kiedyś się kończy, słońce jest coraz niżej, trzeba ruszyć w dalszą drogę, jeszcze tylko krótka sesja przy budowie średnicówki

Kupa dinozaura? © amiga


na budowie coś się dzieje © amiga


i już szosami kieruję się wgłąb Gliwic, kierując się lekko okrężną trasą na os. Waryńskiego. Przejeżdżam obok firmy, dzisiaj jakoś tutaj pusto, nie ma samochodów, smuty ten widok, miejsce tętniące życiem dzisiaj jest martwe. O czym ja myślę, chyba zacząłem się identyfikować z firmą, z ludźmi tutaj pracującymi, no… może nie z wszystkimi ;P

Relikt przeszłości © amiga



Przebicie przez centrum zajmuje mi „kilka minut”, dalej niż tylko Kozielska i jestem na miejscu, znowu sporo przed czasem, objeżdżam osiedle świdrując okolice oczami, zapamiętując szczegóły topografii na przyszłość, przy okazji zahaczam o bankomat i kieruję się na miejsce docelowe. Staję pod blokiem dzwonię do Darka i w tej chwili widzę wyłaniającego się z czeluści Adasia z pieskiem ;P. Gadka szmatka i za chwilę dociera do nas Darek z Anetką.
Spotkanie czas zacząć, a jest o czym pogadać, nie widzieliśmy się ponad rok… masakra…..

Siedzimy w sumie do północy, Darek z Anetką uciekają do domu, a my z Adasiem dalej gawędzimy. O 2:00 jednak pora spać, wcześnie rano czeka nas pobudka. Kuba nie pozwoli nam nieobejrzeć porannych bajek :)

Ps. Dzięki za wspaniały wieczór, fajnie było się spotkać po takim czasie, brakowało tego.

koncertowy weekend

Niedziela, 11 listopada 2012 · Komentarze(0)
Happysad - Stare Miasto


Sobota wieczór zbieramy się na koncert tzn. [http://djk71.bikestats.pl]Darek[/url], [http://wrk97.bikestats.pl]Wiktor[/url], [http://kosma100.bikestats.pl]Monika[/url], [http://t0mas82.bikestats.pl]Tomek[/url] & Mła. Po drodze zabieramy [http://coco75.bikestats.pl]Olka[/url] i jedziemy do C.K.Wiatrak na koncert Farben Lehre. na miejsce docieramy z małym poślizgiem. Pierwszy zespół już skończył, teraz gra Jumanji, ale jakoś chłopakom nie idzie specjalnie. Na szczęście jest piwo, zdecydowanie lepsze niż muzyka, nie trwa to długo i na scenę wychodzą Farbeni, zaczynają grać, już jest zdecydowanie lepiej. Brakuje kilku osób śpiewających z nimi na ostatniej płycie, ale jest nieźle. Przynajmniej jest czego posłuchać, grają w sumie kilka kawałków z nowej płyty + kilkanaście ze starego repertuaru.
Piwo robi swoje, coraz lepiej się bawimy, niestety jak wszystko i to się kończy, wracamy na Helenkę z... buta i autobusem. Na miejscu jeszcze małe afterparty zakończone gdzieś po 2:00. Mocno zmęczeni idziemy na spoczynek, chyba zasłużony.


Farben Lehre - C.K. Wiatrak - 2012.11.10 (1) © amiga


Farben Lehre - C.K. Wiatrak - 2012.11.10 (2) © amiga


Farben Lehre - C.K. Wiatrak - 2012.11.10 (3) © amiga


Farben Lehre - C.K. Wiatrak - 2012.11.10 (4) © amiga


Farben Lehre - C.K. Wiatrak - 2012.11.10 (5) © amiga


Farben Lehre - C.K. Wiatrak - 2012.11.10 (6) © amiga


Farben Lehre - C.K. Wiatrak - 2012.11.10 (7) © amiga


Farben Lehre - C.K. Wiatrak - 2012.11.10 (8) © amiga


Farben Lehre - C.K. Wiatrak - 2012.11.10 (9) © amiga


Farben Lehre - C.K. Wiatrak - 2012.11.10 (10) © amiga


Farben Lehre - C.K. Wiatrak - 2012.11.10 (11) © amiga


Farben Lehre - C.K. Wiatrak - 2012.11.10 (12) © amiga


Farben Lehre - C.K. Wiatrak - 2012.11.10 (13) © amiga


Rano w niedzielę późno zwlekamy się z łóżka, niestety specjalnie nie mam czasu muszę wracać do domu. Żegnam się ze wszystkimi i jadę, ostrożnie…, ale jadę... Docieram do domu i muszę się przygotować, do wieczornego wyjścia. Jeszcze krótkie spotkanie z siostrą, Filipem i qmpelami z Anglii. Nie trwa to jednak długo, o 19:00 czeka mnie kolejny koncert tym razem Happysad w MegaClubie w Katowicach. Docieramy na miejsce o czasie..., w zasadzie nawet trochę przed... w środku tłum, sporo nas, tak na oko będzie ponad 1000 dusz... .
Koncert jest nieco inny od tego do czego przywykłem, przed Happysad-em nikt nie gra, wychodzą ONI z małym kilkuminutowym poślizgiem i zaczyna się... grają, grają, grają, publika bawi się, żadnego bydła, po prostu wszyscy świetnie się bawią. Jak miałbym porównywać, to jedyne co mi przychodzi na myśl to koncert Die Toten Hossen sprzed chyba 2 lat. Klimat był podobny, tyle, że publiczność zdecydowanie młodsza. Mocno zawyżaliśmy średnią wieku, ale tragedii nie było. ;P
Cały występ trwał nieco ponad 2 godziny ciągłego grania z ew. przerwami 20 sekundowymi na zapowiedź, na pogaduchę. Dali radę. Zdecydowanie jest to jeden z lepszych koncertów na jakich byłem w ostatnim czasie, na dłuuugo zapadnie mi w pamięci. Szkoda tylko że skończył się po 21:00, że nikt przed nimi nie grał..., ale może właśnie to było w tym dobre? Nie wiem...

Happysad - MegaClub - 2012.11.11 (1) © amiga


Happysad - MegaClub - 2012.11.11 (2) © amiga


Happysad - MegaClub - 2012.11.11 (3) © amiga


Happysad - MegaClub - 2012.11.11 (4) © amiga


Happysad - MegaClub - 2012.11.11 (5) © amiga


Happysad - MegaClub - 2012.11.11 (6) © amiga


Happysad - MegaClub - 2012.11.11 (7) © amiga


Happysad - MegaClub - 2012.11.11 (8) © amiga


Happysad - MegaClub - 2012.11.11 (9) © amiga


Happysad - MegaClub - 2012.11.11 (10) © amiga


Mam nadzieję, że nie zanudziłem :)

lekko okrężkie do domciu

Piątek, 26 października 2012 · Komentarze(11)
Strachy Na Lachy - Na pogrzeb króla


Piątek, kończy się kolejny tydzień pracy, zaczyna się weekend, po pięknym poranku zapowiada się średnio ciekawy wieczór. Wiem że ma jeszcze dzisiaj padać, ale...., no właśnie... co dalej...
Zbieram się i ruszam do domu... początkowo zastanawiam się nad szosami, ale nieeee, nie dzisiaj, być może to ostatnia szansa w tym roku aby poszaleć trochę w terenie. Ruszam i szybciutko skręcam na hałdę w Sośnicy, chwilę mnie tam nie było, a lubię to miejsce, lubię tędy jeździć, wąskie ścieżki, sporo błota, kamieni, piachu, jest co robić, jest gdzie się zmęczyć. Później kieruję się na niebieską rowerówką wokół Zabrza, 2-3km i skręcam w kierunku Kłodnicy, terenem na Helembę i kolejnym szlakiem w kierunku Starej Kuźni.
Chwila zastanowienia co dalej, jechać przez Panewniki..., o nieeee... korci mnie Starganiec, chcę go odwiedzić, nie wiem czy nie będą to ostatnie odwiedziny w tym roku, po drodze jeszcze mała niespodzianka udaje mi się ustrzelić zwierzaczki na polu, szkoda, że nie miałem ze sobą długiego obiektywu... ale trudno, będę musiał z tym żyć ;P
Takie coś sobie ustrzeliłem w Rudzie Śląskiej © amiga

Lecę dalej, zatrzymuję się dopiero na Stargańcu, chwila odpoczynku i trzeba lecieć dalej, zaczyna się ściemniać, kolejna chwila na decyzję, co dalej…, prosto na Piotrowice czy jednak nie...
Starganiec, być może po raz ostatni w tym roku... © amiga


Wybieram drugi wariant, chociaż nie lubię Owsianej, nie dość, że wąska to na dokładkę panuje tu spory ruch, sporo samochodów ciężarowych gnających z prędkościami przekraczającymi 90km/h. Na szczęście do pokonania mam może 2km czegoś takiego, dalej już jest lepiej, przez Kamionkę ładuję się w kierunku Zarzecza, Podlesia, a w końcu przez las na Kostuchę,

Nocą na Kostuchnie © amiga


tam fajny kilometrowy podjazdu i ląduję na ścieżce rowerowej łączącej tą dzielnicę z Piotrowicami, jednak nie jadę nią do końca, odbijam w prawo... przez las wyjeżdżam na Krynicznej, już prawie w domu... jeszcze tylko kilkaset metrów i już...
Zaczyna się dla mnie weekend więc, miłego odpoczynku w... siodle :)

Popracowo, remontowo, nocowo, dodomowo

Wtorek, 23 października 2012 · Komentarze(2)
Rozbujane Betoniary - Walka z systemem


Wczorajszy dzień zakończył sie nietypowo jak na mnie, rower został uwięziony w firmowym magazynie, a ja wraz z Darkiem odwiedzamy Castoramę w celu zakupienie kilku drobiazgów potrzebnych do ruszenia z przemeblowaniem nieco dalej. Zakupy może nie były specjalnie wielkie, ale w zasadzie dostaliśmy to co było nam potrzebne. Jedziemy samochodem na Helenkę, tam walka z meblami, z ich ustawieniem/rozmieszczeniem. Zaczynamy wiercić w ścianach, idzie dość gładko dzięki młotowiertarce, jednak 2-krotnie dziurawimy ściany na wylot, dowiercamy się do sąsiadów :), w zasadzie sąsiadek, za pierwszym razem słychać tylko śmiech, przy drugiej dziurze dziewczyny już meldują się przy drzwiach z informacją, że coś im wyszło z drugiej strony ściany ;P.
W każdym bądź razie połowiczny sukces został odniesiony, teraz szybko spać i rano do pracy ponownie samochodem - dziwnie się z tym czuję...
Po pracy wsiadam na bike-a i ruszam ponownie na Helenkę, dzisiaj trzeba dokończyć zabawę z elektryką powiesić resztę półek, TV itp... w końcu będzie można odgruzować mieszkanie... . Pozostała tylko kwestia wykończenia, drobnych detali, ale to już szczegół, tyle…, że ten najbardziej pracochłonny... pewnie zejdzie nam kilka dni zanim wszystko będzie takie jakie być powinno.
Do domu wyjeżdżam ok 21:30, jest ciemno, prawie pusto na ulicach, jeszcze na Helence drogę przebiega mi sarna samobójczyni, drugi podobny przypadek nieco dalej w Rokitnicy. Dziwne tu mają zwierzaki zwyczaje..., nie mam czasu na denerwowanie się, trzeba lecieć do domu, przespać się a rano do lekarza...

Fotki archiwalne z wiosny 2011 roku.
Widziałem ptaka cień.... © amiga

Wiosenne harce © amiga

Remontowo...

Sobota, 20 października 2012 · Komentarze(9)
Chór Czejanda - Budujemy nowy dom


Sobotę miałem zaplanowaną od około miesiąca, niestety/stety w ostatniej chwili cały misterny plan poszedł w p....u ;)
Rano szybki wypad do qmpla pomóc mu przyciąć drzewo, godzina zabawy i problem rozwiązany, wracam do domu na godzinę i muszę lecieć dalej, tym razem mocno okężnie na Helenkę. Okrężnie gdyż muszę coś odebrać na murckowskiej, a później już centralnie przez cały GOP pędzę na Helenkę. Nie lubię jechać z tej strony, spory ruch, miliony świateł, skrzyżowań, kierowców wariatów i zero miejsca na ucieczkę w razie czego. Trasa prowadziła przez całe Katowice, Chorzów, Bytom, później odbijam w kierunku Stolarzowic i wjeżdżam w las, okolice Miechowic i jestem na Helence.

Wsi spokojna, wsi wesoła © amiga


Chwila odpoczynku i wlatuje ekipa z meblami do poskładania. Niby jesteśmy przygotowani do tego, ale... na dzień dobry zabieramy się na 2 najbardziej skomplikowane szafki, 10000 puzzli daje się we znaki, w sumie dzień kończymy o 3:00. Niedziela zapowiada się ciężko...

przy pracy... © amiga

Jesiennie - lekko orkężnie

Poniedziałek, 15 października 2012 · Komentarze(7)
Beethoven's Silence - Tak dla przeciwwagi po Overkillu :)


Wyjeżdżam z pracy, niebo mocno zasnute chmurami, ale prognozy nienajgorsze, stosunkowo ciepło i nie pada :), więcej mi specjalnie nie trzeba, jedynie trochę drogi/terenu po którym da się jechać. Początkowo więc hałda w Sośnicy

Postawili mi zasieki w drodze na hałdę © amiga


później kawałek wałami przy Kłodnicy i ląduję na drodze w kierunku Chudowa.

Z wałów widok jest nieziemski © amiga


Dawno tutaj nie byłem, a po wpisach na niektórych blogach postanowiłem sobie przypomnieć tą trasę. W Borowej Wsi asfalt jeszcze zwinięty miejscami, ciężko się jedzie przez takie zaorane piaszczyste pole.

I jak tu rozpędzić się do 40-ki.... © amiga


Jeszcze zrozumiałbym gdyby był to remont w jakimś normalnym czasie, ale on cięgnie się już od wczesnej wiosny, zresztą nie tylko tu poszaleli, droga dojazdowa do Chudowa też rozkopana, później się okazuje że Bujaków wygląda podobnie, Mikołów rozwalony, jedynie na Podlesiu jakiś sobie z tym radę dali w skończonym terminie.

Mostek donikąd w Chudowie © amiga


Wracając do Chudowa - wyjątkowo pusto tutaj, często gdy tędy przejeżdżałem trafiałem na zlot motocyklistów, czy jakąś inną lokalną imprezę, niestety okres wakacyjny się skończył i większość takich pięknych miejsc opustoszała. Niby nie powinienem narzekać, bo nie przepadam za jarmarkami, odpustami i cyrkiem związanym z turystami, jednak w tym miejscu było to zawsze wyważone. Nigdy nie odniosłem wrażenia zatłoczenia, czy próby wyciśnięcia ile się da z przyjezdnych.

Piękna gra świateł w Chudowie © amiga


Zamczysko dzisiaj zamknięte, pusto tutaj © amiga


Pora się zbierać, noc zaczyna zapadać, niewiele czasu zostało do mroku, niby mam oświetlenie, ale dalej nie przepadam za jazdą w nocy, a może muszę po prostu na nowo przywyknąć?

Rozkopane centrum Mikołowa - mam wrażenie, że wszystkie miasta wyglądają podobnie © amiga


Z drugiej strony nocne zdjęcia mają swój klimat i nie da się ich zrobić w dzień :), bo w końcu jakie to one by byy nocne ;P

tunel na tunelowej :) w Katowicach - noc już zapadła © amiga


w krzywym zwierciadle też pięknie © amiga


na bocznych uliczkach ruch jest prawie zerowy, od czasu do czasu ktoś przebiegnie, przejedzie rowerem.... © amiga


Na koniec jeszcze jedno zdjęcie zaległe, powinno być umieszczone jeszcze w niedzielę, ale jako że przejeżdżałem przez to samo miejsce to pozwoliłem je sobie dzisiaj wkleić.

grunt to reklama © amiga


Ps. Jeszcze jedne szczegół, może kogoś dziwić takie przejście z muzyką z Trash Metalu do klasyki, ale lubię i jedno i drugie, zarówno odpowiada mi opera jak i hardcorowe koncerty. Jedynie nie trawię Country, Disco Polo i bardzo nie po drodze mam z Hip-Hopem i Popem.
Ps. jeżeli ktoś ma ochotę to polecam film "Ja, Don Giovanni". Jednak trzeba lubić operę i klasykę. Film mnie zabił w kinie w zeszłym roku, jest genialny.

paprocany

Niedziela, 14 października 2012 · Komentarze(2)
Maki i Chłopaki - Cash


Wczoraj nie udało się wsiąść na rower, po 7 tygodniach nieprzerwanego kręcenia w końcu wpadł jeden dzień bezrowerowy, jakoś tak dziwnie. Plany na weekend były inne, jednak życie je zweryfikowało i zamiast jechać do Zabrza wylądowałem zupełnie gdzie indziej i bez roweru. W niedzielę wyglądało na to, że również obędzie się bez roweru. Udało się jednak wygospodarować 2 godzinki na szybki wyjad. Chwila zastanowienia gdzie jechać mając tak mało czasu i... wypadło na Paprocany, nie byłem tam chyba ze 2-3 miesiące.

Mając ograniczony czas nie mogłem bawić się w zwiedzanie okolicy, focenie, po prostu wsiadłem na rower i względnie szybko trzeba było dotrzeć na miejsce docelowe.

Nad jeziorem Paprocańskim © amiga


Już zapomniałem jak tutaj jest pięknie, jakie to fantastyczne miejsce na odpoczynek, na dokładkę nie było jakoś specjalnie dużo ludzi co jest ewenementem przy takiej pogodzie, chyba większość ludzi została w domach przed TV :)

Chyba lekko zużyte © amiga


dawno napęd nie był taki czysty © amiga


Chwila odpoczynku się należy... © amiga


Po krótkim odpoczynku nad jeziorem, trzeba się zbierać, trzeba wracać, plany na wieczór są już sprecyzowane, trzeba wracać...

Masa w Zabrzu

Piątek, 12 października 2012 · Komentarze(3)
Farben Lehre - Zapamiętaj


Wyjeżdżam z cpracy około 16:40 - spieszę się na masę w Zabrzu. Tylko czy nie przegiąlem, mam ponad godzinę do zbiórki a do pzejechania max 10km. Specjalnie się nie spieszę ale i tak na miejscu jestem już o 17:00, nikogo jeszcze nie ma ;P. Rozsiadam się wygodnie na ławce i czekam...

Jeszzce nikogo nie ma jestem pierwszy... © amiga


Latający szur ? © amiga


Kilka min później dojeżdżająCi którzy mają najdalej - ekipa z Katowic i Sosnowca, może jest niewielka, ale za to chyba najbardziej widoczna ;P

Pierwsi są Ci którzy mają najdalej :) © amiga


W ciągu klejnych 50 min. zbiera się nas coraz więcej, plac się zapełnia, chociaż pamiętam większe zloty. Pewnie częściowo winę za to ponosi pogoda, która dzisiaj specjalnie nie rozpieszczała od rana. Niemniej jst ponad 10 stopni i nie pada.

Jest nas coraz więcej © amiga


Niektórzy na uboczu © amiga


Za to gdy ruszamy zaczyna się bardzo szybko ścieniać, już o 19:00 nie ma śladu po słońcu, poagają nam lampki i oświetlenie uliczne. Kółeczko po "centrum", "centrum południe" i "centrum północ" zajmuje nam prawie 90 min. Później chwila na rozmowy i pora się zbierać, jadę z ekipą z Sosnowca i Katowic szosami przez Świętochłowice i Chorzów. O tej porze można jakoś normalnie tamtędy przejechać.
Po drodze jeszcze kilka małych postojów, pierwszy na małej orzechowej imprezie pod Biedronką sponsoroweną przez Ryśka.

Imprezka orzechowa pod Biedronką © amiga


Dalej chwila postoju pod C.K. Wiatrak - nie wiem czemu nie chcieli nas wpuścić z rowerami na koncert HappySad. Kolejna krótka przerwa pod AKS w Chorzowie i ostatni postój w klubie scena Gugalander, szybkie piwo, później mała tura po Mariackiej i rostajemy się. Wracam do domu. Już pora, od rana trochę zajęć, a wieczorem wypad do Zabrza.

Tak przy okazji polecam do poczytania Cały świat na dopingu. Mam wrażenie, że gość lekko poleciał, że nie w taki sposób powinno się bronić Amstronga,tłumacząc to tym, że w zasadzie wszyscy biorą....

Odyseja Jurajska 2012 - Part II

Niedziela, 7 października 2012 · Komentarze(9)
Na zakręcie - Krystyna Janda


Odyseja Jurajska 2012 mapa dzień 1 © amiga


Odyseja Jurajska mapa dzień 2 © amiga


Kolejny dzień Odysei Jurajskiej, pogoda jest jednak różna od tej wczorajszej. W nocy lało, w chwili gdy otrzymujemy mapy i karty startowe deszcz znowu zaczyna padać. Kilka różnych prognoz i każda mówi co innego, jednak wszystkie twierdzą, że opady mają się skończyć w okolicach południa.

Ubieram się w wariancie mocno przeciwdeszczowym, kurtka + spodnie + 2 warstwy pod spodem, temperatura ma spadać. O 9:00 jest nieprzyjemnie, a ma być gorzej. Organizatorzy w trosce o nas skracają dzisiejszą trasę o 4 punkty i godzinę jeżeli chodzi o czas całego przejazdu. Niby dobrze bo będzie prościej, z drugiej strony patrząc na opisu i rozmieszczenie tych punktów to troszkę ich szkoda. Myślę, że przy jakiejś nadarzającej się okazji pojadę tam mimo to rekreacyjnie :).
Przed wyjazdem analizujemy z Darkiem rozmieszczenie PK i nasz wybór pada na PK 2 – skrzyżowanie dróg leśnych, położony jest za kamieniołomem, a z mapy wynika, że prowadzą do niego co najmniej 3 drogi, wybieramy najkrótszą i jedziemy, tyle, że jakoś nikt z nas nie zastanowił się, że przejazd przez kamieniołom może być mocno utrudniony, a jedna z bocznych dróg jest jakaś taka niekompletna na mapie. Po dojeździe na wysokości wjazdu do okazuje się, że zasieki uniemożliwiają nam przejazd, odzywa się jednak ułańska fantazja i zastanawiamy się czy nie przeprawić się na przełaj przez chaszcze, bo tam gdzieś musi być droga. Na szczęście wczorajsza rozmowa z Bartkiem dała nam do myślenia i odpuszczamy, w końcu nie jesteśmy leśnymi skrzatami. Wycofujemy się i jedziemy asfaltem szerokim łukiem omijającym kamieniołom, robimy kilka km więcej, ale z dojazdem nie ma większego problemu. PK odnajdujemy szybko i sprawnie, więc lecimy dalej na PK 1 – Skrzyżowanie ścieżek – z tym punktem również nie mamy problemów, więc zadowoleni z osiągnięć, pchamy się na PK 4 – rów, i napotykamy pierwszy poważniejszy podjazd, niby asfalt ale rower toczy się po nim dość niemrawo. Sam punkt widoczny jest z kilkunastu metrów, więc odbijamy karty i pora na PK5. Na mapie nie wygląda to groźnie, jednak od zjazdu z szosy czeka na nas paskudny błotnisty podjazd, koła się ślizgają, tracą przyczepność, jest ciężko.

Droga przez mękę.... © amiga


PK 5 - szczyt jaru © amiga


Chwila zastanowienia i już wiemy, że wszystkich PK nie zaliczymy, czas leci, odpuszczamy PK8 – Mostek i kierujemy się na PK 6 – Róg lasu ścieżka. Z PK 5 zjeżdżamy polną ścieżką i lądujemy na drodze prowadzącej do Głuchówki jednak na mapie nie ma pewnych oznaczeń i nie do końca wiemy gdzie wylądowaliśmy, ale kręcić trzeba więc jedziemy, po 2-3 km odnajdujemy się i możemy skierować rowery na właściwy szlak do PK6. Tam czekają na nas organizatorzy z poczęstunkiem.

brakuje tylko wilków.... © amiga


Bo ja jestem proszę pana na zakręcie © amiga


Kilka ciastek i ruszamy dalej PK9 – drzewa na miedzy, lecimy po szosach, najkrótsza i najszybsza trasa, w ciągu kilku min jesteśmy na miejscu, podbijamy karty i kierujemy się na PK 7 – Pod skałą, wschodnia ściana. Podjeżdżamy od północy – inaczej niż większość uczestników, ale mamy podobne problemy jak reszta, na odszukanie PK tracimy dobre kilkadziesiąt min, po prosty za dużo skałem w okolicy, ale opis jest właściwy, to jest ściana wschodnia :).

Skałki jurajskie © amiga


PK 7 - pod skałą, wschodnia ściana © amiga


Powoli kierujemy się w kierunku mety do zaliczenia pozostał już tylko jeden punkt – PK3 – Południowo wschodni róg polany. Jadąc drogą popełniamy dość poważny błąd nawigacyjny i gratis nadkładamy kilka km. Dojeżdżając na miejsce mści się to na nas niesamowicie, nie mamy czasu na szukanie PK. Wiemy, że jest w okolicy jednak metę zamykają za ok. 40 min, a przed nami jeszcze kilka ładnych km po terenie i szosach, z przewagą tych pierwszych. Olewamy PK, trudno, ale lepiej być klasyfikowanym, niż mieć zaliczone wszystkie PK i spóźnić się.

Jedyne suche miejsce.... © amiga


Na metę wpadamy w ostatniej chwili z kilkoma innymi spóźnialskimi bikerami, Ostatni kilometr to horror począwszy od tego, że przeciskaliśmy się pod szlabanami przejazdu kolejowego w Krzeszowicach pomiędzy jednym a drugim pociągiem. Obłęd. Chyba pierwszy raz coś takiego robiłem, ale maraton rządzi się swoimi prawami ;P.

W efekcie kończymy imprezę na 7 miejscu, nie jest źle, ale…
Pogoda dała nam się dzisiaj mocno we znaki, nie miałem na sobie nic suchego, nawet plecak zaczął przesiąkać. Przeciwdeszczowe ubranie dało głównie tyle, że byłem chroniony od wiatru i błota.

W sumie niezła imprezka, świetne tereny, następnym razem będzie lepiej, przynajmniej miałem okazję zobaczyć jak to powinno działać, jak jeżdżą „zawodowcy”.

Z drugiej strony jechałem tam dla zabawy i ten cel został zrealizowany w 100%. Fantastyczny weekend, niezłe towarzystwo. Liczę na kolejne. Za 2 tyg. Harpahan :).