Wieczór, jestem już po pracy, dzisiaj powrót w wersji skróconej, jadę na Helenkę, z rana o świcie czeka nas wyjazd na BikeOrient, nie ma więc sensu jechać do Katowic po to aby z rana gdzieś się błąkać. Przy okazji mamy trochę czasu na prace nad stroną EBT i w końcu możemy porozmawiać na spokojnie, a nie w przelocie gdzieś na korytarzu w pracy :)
Miałem dzisiaj wyjść wcześniej z pracy, jednak nie wyszło, nie było szans. Wychodzę w miarę "normalnie" tzn przed 17:00. Ruszam, dzisiaj mi się spieszy, wieczorem spotkanie z dawno niewidzianymi przyjaciółmi :) Początkowo jadę szosami, jednak kolejne czerwone światła i korki przypominają mi o piątku, o godzinie szczytu. Zamiast tego wybieram ścieżkę rowerową prowadzącą do Zabrza, przez ul. Leśną. Ostatnio gdy nią jechałem nawieziono żwiru więc przejazd nie powinien nastręczać jakiś większych problemów. Na miejscu okazuje się jak bardzo się myliłem. Droga jest tyle, że pod wodą, a żwir...na poboczu, wygląda jakby tędy przejechał pług i zgarnął wszystko usypując 2 wały po przeciwnych stronach ścieżki uniemożliwiające ucieczkę wodze.... Na zawrócenie jest już za późno. Pozostało przejechać przez rozlewisko. To tylko kilkaset metrów... Prędkość spadła nie ok 7-8km , szybciej nie ma co ryzykować. Na drugim końcu rower ma na sobie kilka kg błota. Ech... a chciałem aby dojechał czysty... Teraz już tylko Rokitnica i Helenka :) Jestem ciut przed czasem ;)
Może piosenka jeszcze trochę przedwcześnie, ale już powoli widać koniec tego paskudnego czasu, zbliża się koniec zimy..., mam serdecznie dość tych nijakich szaroburych dni.... chociaż muszę przyznać, że weekend pomimo tego, że był mroźny to widok słońca napawał optymizmem..., w końcu też udało się trochę pokręcić (wpis wkrótce, pewnie wieczorem).
A dzisiaj rano tylko -4 na starcie i wariant skrócony, Zabrze-Helenka->Gliwice. Zastanawiam się czy jechać po szosach czy może jednak zobaczyć jak wygląda jazda terenem.... Chcę zobaczyć leśną o tej porze roku..., spodziewałem się rozlewisk, błota, a zastałem suchą leśną drogę, dość przyjemny przejazd, fajny poranek.... dobrze się jechało...
Zbliża się 17:00 a ja jeszcze w pracy, powinienem już godzinę temu wyjść, trudno... dzwonię do Darka, że będę nieco później niż zakładałem... ech... Wieczorem mamy siąść i pomyśleć nad planami na najbliższy okres... W rachubę wchodzi też wyjazd w sobotę gdzieś..., pierwotnie miało być Złoto dla Zuchwałych", później Anabeg, kolejny wariant to wycieczka śladami Janosza. Jednak pogoda pokrzyżowała nam plany. Co będzie w sobotę nikt nie wie..
Droga paskudna, nie dość, że cały czas ruchliwymi szosami, to pada deszcz i wieje zimny wiatr z niewłaściwego kierunku. Ech.... oby sobota była lepsza
Męskie Granie 2012 - Ognia! ( Katarzyna Nosowska & Marek Dyjak)
Spotkanie na Helence nieco się przeciągnęło..., do poniedziałku, za to mam nieco bliżej do pracy, jest jeszcze wariant, zapakowania rowera do samochodu, ale pogoda zachęca do porannego kręcenia, więc nie zostało nic jak tylko wsiąść na bike-a i pognać szosami do Gliwic..., ładuję się w główne drogi licząc na to że magia ferii działa dalej i samochodów nie będzie zbyt dużo..., mam rację, jedynie przeszkadzają światła, na tych kilku km jestem zmuszony zatrzymywać się przynajmniej kilka razy, chore rozwiązanie, przydałaby się jakaś rowerostrada, Zabrze-Helenka - Gliwice, ale to nie Germania, tego raczej się nie doczekamy..., a jeżeli już coś powstanie to okaże się, że rowerówka nie jest odporna na deszcz i rozpuści się przy pierwszym załamaniu pogody...
No to mamy sobotę, wieczorem wypad rowerowy, za to z rana jeden punkt programu, zajęcie się spadającym łańcuchem... Punkt pierwszy to umycie całego roweru, należało mu się po ostatnich spotkaniach z posolonym śniegiem.... Znoszę rower i jadę na poszukiwanie serwisu otwartego w taki piękny lutowy dzień... 3 najbliższe są zamknięte, dopiero na Ligocie na ul.Rolnej trafiam na otwarty sklep/serwis... chwila rozmowy i gość bierze rower, a ja idę do najbliższego sklepu, na małe zakupy... Wracam po 20 min..., znowu rozmowa z serwisantem i... rozkłada ręce... mówi, że to niemożliwe... żadnych luzów, przerzutki są ok, korba również bez uszkodzeń, luzów..., na dokładkę napęd w zasadzie jest nowy... przejechał 60km + dzisiaj te kilak do serwisu i dalej problem się pojawia, najczęściej w chwili gdy trzeba ruszyć..., przelatuje jedno 2 ognia, czasami spada łańcuch z blatu na środkowy..., na dokładkę na zakrętach mam złudzenie że problem się nasila...., czeski film... serwisant wymiękł, ja również...
Po powrocie do domu przeglądam całą ramę, czy gdzieś nie widać pęknięcia ramy, może coś jest "zmęczone", może... Nic będziemy się najwyżej na tym bujać..., aż ktoś to wyczai..., paskudnie...
Sobota popołudnie, jestem umówiony, zastanawiam się czy iść z buta, może autobusem…, jednak nie biorę rower i częściowo w cywilnych ciuchach jadę, w sumie niedaleko, jedynie 4 km do przejechania w jedną stronę, czeka mnie czyszczenie laptopa…., nie przepadam za tym, ale czego nie robi się dla rodziny… 2 godziny zabawy w rozkręcanie, skręcanie, i przedmuchiwanie :). Na szczęście to nie jedyna atrakcja wieczoru, w efekcie do domu wracam ok. 23:00 omijając wszystkie większe drogi, bo lepiej, żebym nie spotkał policji… ;P. Taki to urok sobotniego wieczoru…
kawałek z dedycjacją od Franka810 dla wszystkich Bikerek i Bikerów
Poranek dość nietypowy..., budzi mnie pies..., na dokładkę nie mój.... ale jest tak piękna, tak wspaniała, że nie pozostało nic tylko wstać i się z nią pobawić...
Po prostu taka mała Bajeczka nawiedziła mnie z rana.... Po wczorajszym występie na WOŚP w Bytomiu dzisiaj wariant skrócony dojazdu do pracy, z Zabrza jest niedaleko, tylko połowa normalnego dystansu. Główne drogi czarne, ale gdzieniegdzie leży trochę błota pośniegowego. Nie mogłem sobie jednak odmówić jazdy po terenie, więc odbiłem na ul. leśną i tyłami pojechałem do Gliwic, chyba pierwszy raz na tej drodze jest sucho, być może jest to spowodowane niską temperaturą i leżącym śniegiem, ale... może się mylę :)
Zatrzymuję się przy radiostacji, kilka fot i ruszam dalej..., w końcu trzeba dotrzeć do pracy :)
Niedziela... rano dłubanina przy rowerze, opisana w poprzednim wpisie. Jednak muszę sprawdzić co zrobiłem, czy da się jechać, czy nie będzie problemów, czy znowu bębenek nie zamarznie..
Jadę w teren, nie odważę się po wczorajszej małej imprezce jeździć po szosach, za to mała przepierducha po terenie dobrze mi zrobi. Wyjeżdżam dość późno, ok 15:00. Kręcę się po lesie to tu to tam, warunek jeden, minimum 30-40 min, chcę mieć pewność, że jutro nic mnie nie zaskoczy, że rower dojedzie do Gliwic..., a nie że będę go niósł lub prowadził. Nie chcę specjalnie odjeżdżać zbyt daleko, tak na wszelki wypadek, max 5km w linii prostej tak aby dało się względnie szybko wrócić w razie awarii..., w razie gdyby problem bębenka wystąpił ponownie.
W samym lesie mało ludzi, kilka osób wybrało się na kijki, inni z dziećmi na sankach, ale rowerzystów zero. Niektórzy patrzą się na mnie jak na Aliena, ale już do tego przywykłem. Objeżdżam staw Janina i wracam do domu, dzisiaj nie mam melodii do kręcenia. Jeszcze tylko mała sesja przy wieży wodnej i już prosto do domu... ogrzać się...
Bębenek uratowany, wszystko działa, jutro pewnie i tak odwiedzę serwis, zobaczyć czy dostanę resztę brakujących kluczy... Ważne, że wszystko działa...