Jest 5:00 pobudka...., za oknem powoli się rozjaśnia... tylko po co wstaję o tej godzinie? Mija chwila zanim do siebie dochodzę. Wiem... mam do zaliczenia badania okresowe... Zbieranie idzie mi jakoś niesamowicie wolno, zastanawiam się nawet czy nie pojechać pociągiem, tym bardziej, że średnio się czuję..., znowu kaszel, temperatura, ogólnie samopoczucie do bani.
5:45 jestem na rowerze, na czczo, co jakiś czas delikatnie kropi, chwilami nawet leje..., za to drogi puste..., prawie zero samochodów... Niemniej nijak mi się jedzie... mijam kolejne dzielnice, miasta... Przyglądam się ludziom na przystankach...., chyba nie tylko ja tak wcześnie dzisiaj wstałem, ale mam nadzieję, że Oni nie wybierają się na badania...? Nie mam ochoty stać w kolejce...
Zaliczam Bielszowicką, podjazd na Pawłów..., zupełnie nie mam siły.jak marzę za tym aby w końcu temperatura i pogoda się ustabilizowały. Takie wahania po kilkanaście stopni pomiędzy porankiem w wieczorem mnie dobijają. Nawet ciężko się ubrać, gdy z rana +4 a wieczorem +20.
W końcu po ciężkiej walce dojeżdżam do firmy, zostawiam rower, kąpiel, przebieram się, chwila przy komputerze i udaję się do przychodni.Starczy wrażeń na dzisiaj.
Zaczyna się kolejny pracowity tydzień, chociaż dla mnie ten poprzedni się nie skończył. Wczoraj kilka godzin w firmie..., dzisiaj też raczej nie będzie lekko. Po Weekendzie czuję się jakby potrąciła mnie ciężarówka... Samopoczucie sięgnęło dna..., chyba gorzej już nie będzie. Pokonują mnie najłatwiejsze podjazdy, nie mam ochoty na jakikolwiek wysiłek, zastanawiam się czemu nie pojechałem cugiem. Przynajmniej nie męczyłbym się...
Dzień nijaki, wczoraj pogoda pod psem dzisiaj wcale nie lepiej, drogi pełne samochodów... korek za korkiem, korka pogania... Chyba największa tragedia z samochodami jest w Kochłowicach, dobre kilkaset metrów przed centrum ciągnie się kolejka. Wyprzedzam towarzystwo wpierw z prawej, później lewej strony. Jakoś się przebijam dalej. Podjazd w kierunku Wirka i czuję, że padam..., walka z tą niewielką górką zabiera mi sporo czasu, ale w końcu udaje się.. Nie mam siły, nie mam chęci... męczy mnie wszystko.
Tyle, że to i tak nei ostatni podjazd, jest jeszcze kilka pierwszy pomiędzy Bielszowicami, a Pawłowem, później już w samym Pawłowie, w pobliżu centrum Zabrza i podjazd pod Wiadukt w Sośnicy. Dojeżdżam do firmy i mam dość. Na dokładkę uświadamiam sobie, że zostawiłem spodnie cywilne w domu :( Trudno. Trzeba awaryjnie kupić nowe..., na dokładkę zapowiada się ciężki dzień
Na dzień dobry wjeżdżamy na żółty szlak prowadzący w kierunku
miejsca gdzie spodziewamy się pierwszego punktu. Problemów z odnalezieniem
specjalnie nie ma bo… jedziemy ze sporą grupą bikerów. W zasadzie to nic
dziwnego, bo większość pętli wydaje się oczywista, różnice mogą być może w 2-3
przypadkach. Lampion odnaleziony, mostek…, może nieco inny niż się spodziewałem,
ale i tak trzeba go pokonać, nasz kolejny punkt jest po drugiej stronie Białej Przemszy.
PK 1 - wieża widokowa
Znamy to miejsce z poprzednich rajdów, wiemy którędy nie
jechać, bo szkoda czasu i energii, lepiej nadrobić nawet kilka km ale podarować
sobie przebijanie się przez piachy, las… , co nie oznacza że będzie lekko,
pierwsze kilka km pod linią wysokiego napięcia w zasadzie głównie po piachu,
ale innej opcji nie ma. Zaliczam glebę i wypada mi tylne koło… shit… musiałem zahaczyć
klamką o coś. Chwilę później siedzę ponownie na rowerze, gonię Darka… , wyjeżdżamy w końcu na szlak , na coś
bardziej utwardzonego. Do PK pozostało max kilka minut jazdy. Słupek z
perforatorem jest tam gdzie był poprzednim razem…, ciężko aby go przenosić za
każdym razem… tym bardziej, że to fragment gry terenowej. Podbijamy karty i
lecimy dalej. Patrząc na mapę kolejny Pk to identyczny słupek również znajomy.
PK 8 - wyrobisko
piasku
Do wyboru mamy przynajmniej 2-3 warianty. Na pytanie Darka którędy
nie zastanawiam się: Asfalt. I nieco
dookoła przez Kuźniczkę Nową, Krzykawę i Laski. Po raz pierwszy na podjeździe
czuję osłabienie, niemiłosiernie się pocę, jestem zmęczony, tyle, że nie powinienem
tak reagować… Na szczęście podjazd jest stosunkowo krótki, a później w Kierunku
Lasek jest długi zjazd. Słupek odnaleziony, w zasadzie nawet nie musieliśmy go
szukać.. Spoglądamy na mamę, na drogi, mapy i najkrótsza droga
PK 9 - podaj trzecią
z kolei miejscowość, która widnieje na pasku u góry tablicy informacyjnej
szlaków konnych
prowadzi przez las po terenie, z grubsza znam tą ścieżkę i
nie spodziewam się jakiś wielkich problemów. Okazuje się jednak, że sporo kałuż
wielkości małych jezior skutecznie nas spowalnia, kilka razy zmuszenie jesteśmy
zejść z rowerów i przedrzeć się przez krzaki. Dojeżdżamy w pobliże miejscowości
Hutki i odnajdujemy tablicę. Tyle, że spotkany biker informuje nas, że to nie
ta tablica, chyba, że właściwa jest kawałek dalej tyle, że z identyczną
informacją… Spoglądamy na mapę, faktycznie jesteśmy ciut nie w tym miejscu. Cóż…
Przepisujemy na karty Miejscowość i ruszamy na poszukiwanie
PK 10 – skałki
Za zakładem Opiekuńczo-Leczniczym wjeżdżamy w ścieżkę i
podążamy wraz z nią. Tyle, że ścieżka w którymś momencie zaczyna być coraz
węższa…, i węższa… w końcu próbujemy przebić się do drogi na azymut… Tracimy
całkiem sporo czasu prowadząc tuż za zabudowaniami rowery i przedzierając się
przez łąki, haszcza i zagajniki. Udaje się pokonać ominąć budynki i dotrzeć do
drogi prowadzącej na Olkusz. Czuję, że opuszczają mnie po raz n-ty dzisiaj siły…
Męczę się.. to nie jest mój dzień, to nie jest mój rajd. Ostatni podjazd w
kierunku skałek pomorzańskich i nie daję rady… W każdym bądź razie skałki są…, tylko przy
której jest lampion? Obchodzimy wszystkie i jest… kolejne dziurki znajdują się
na kartach i ruszamy dalej. Tym razem czeka nas jaskinia, powinno być łatwo…
Następny punkt to Chechło, też nie ma się nad czym
zastanawiać, miejsce znane, jedziemy na pamięć.
PK 4 - bunkier
Docieramy w pobliże PK i korzystamy z informacji przekazanej
na odprawie…, lampion jest ok. 100m od PK :). Bardzo dokładna informacja, ale
na szczęście jest widoczny z daleka. Cieszy mnie to, że nie musze lecieć do
perforatora. ;P
Zawracamy musimy pojechać na Golczowice, nawigacja banalna,
prosto, prosto, prosto…, tyle, że na ostatniej prostej wbijamy się jakiemuś
gospodarzowi na podwórko. Chwila rozmowy i jedziemy dalej, punkt jest tuż obok.
Kolejny znany z wcześniejszych rajdów punkt… Wyjeżdżamy na asfalt
i przez chwilę zastanawiamy się gdzie jesteśmy, Na szczęście tabliczki informują
nas, że to Kolbark. Pytamy się gospodarza gdzie jest najbliższy Sklep, mówi, że
niedaleko, na samym szczycie… Muszę uzupełnić płyny, muszę chwilę odpocząć,
muszę zaliczyć sklep. Jadąc pod górkę, znowu czuję że opuszczają mnie siły, na
dokładkę dopada mnie skurcz… masakra…, schodzę z rowera i go prowadzę…., zaczynam
się poważnie zastanawiać, czy dzisiaj nie dać już sobie spokoju z jazdą… 2
litry soku pomarańczowego później i po 2 kolejnych Apapach wsiadam na rower i
jedziemy w dół… bo Bydlin jest
oczywiście w innym kierunku, ale Sklep był potrzebny i to bardzo. Zamek
osiągamy dość szybko, lampion odnaleziony , pora na kolejne miejsce:
Długi przelot po asfaltach, przez Krzywopłoty i dalej w
kierunku Złożeńca…, płasko jak stół a mnie łapie po raz kolejny skurcz…,
zwalniam…, w tym miejscu powinienem lecieć przynajmniej trzy dychy, a nie
jestem w stanie wykręcić nawet 16-17… Widzę tylko oddalający się punkt zwany
Darkiem… Na miejscu proponuję mu by jechał dalej sam. Ja mam dość… dość,
roweru, przeziębienia, drogi, rajdu i wszystkiego po kolei… tym bardziej, że od
jakiegoś czasu jadę hobbystycznie. Przy czym do kolejnego PK i tak będziemy
jechać dalej gdyż i tak mam go po drodze na Błędów, a zobaczymy co będzie się
działo.
PK 16 - Skała Firkowa
Dość prosta nawigacja…, dojazd banalny, skała widoczna z
daleka, zaskoczyła mnie jej wielkość, myślałem, że będzie to mniejsze. Cóż… ;)
Za to chyba jest mi ciut lepiej…, zaczęły działać środki przeciwbólowe.
PK 15 - Jaki napis
widnieje na niebieskiej oponie oraz jaka litera widnieje w środku opony
Początek przez Żelazko i kierujemy się na Śrubarnię,
teoretycznie najkrótsza wersja prowadzi przez górę Chełm, ale ja tam nie pojadę…,
szkoda na nią czasu. Stracimy cenne minuty, lepiej mimo wszystko objechać to
dookoła… Przejeżdżamy w zamian w pobliżu dość ciekawego miejsca – ruin prochowni.
Tyle, że nie mamy już czasu na podziwianie i zwiedzanie okolicy, zostawimy to
nie kiedyś, a może i tutaj pojawi się PK?
Dojeżdżając do drogi 790 pierwotnie chcemy jechać nią aż do
Mitręgi i tam odbić na nasz PK, Jednak 2-3 minuty później nie zastanawiam się,
jedziemy przez Rokitno Szlacheckie, będzie ciut dłużej, ale przynajmniej nie
będzie takiego ruchu. Opona widoczna z daleka, nie na się jej pominąć. Darek spisuje
potrzebne dane i ruszamy na
PK 18 - skrzyżowanie
Mamy ok. 45 minut… Analizuję mapę…, wydaje mi się, że mamy
szanse zdążyć.. i zaliczyć komplet Pk, jednak Podjaz pod skałki Niegowonickie zmienia
nasze plany, odpuszczamy 18-kę, pomimo tego, że wiemy gdzie to jest. Tyle, że
możemy do mety dotrzeć już po czasie… Może to będzie tylko kilka min, ale
stracimy punkty (w zasadzie Darek straci, ja i tak już ich nie mam ;). W Niegowonicach
odbijamy w najkrótszą drogę na Błędów… Na metę wpadamy 10 min przed czasem.
Trochę szkoda tej 18-ki, ale cóż zdarza się.
Chwila odpoczynku, szybki posiłek i trochę rozmów ze
znajomymi umila nam czas do rozdania nagród i dyplomów. W sumie wyszła ciałkiem
fajna wycieczka. Gdyby jeszcze nie to męczące przeziębienie, skurcze i zgubiona
karta…
Wieczór zapowiadał się od jakiegoś czasu inny niż myślałem, chwila rozmowy z Darkiem i idziemy gdzieś pojeździć, początkowo zupełnie bez planu, w zasadzie plan był... ze względu na późną porę odpuszczamy teren. Jedziemy przyjrzeć się nowemu sklepowi rowerowemu w Rokitnicy.
Zaglądając przez okno, nie widać nic szczególnego, wygląda jak jeden z wielu sklepów gdzie wyziera z każdego kąta taniość... 94.9% rowerów to warianty miejskie, w cenach ok kilkuset złotych, najdroższy kosztuje 1250... Nie prezentują się jakoś specjalnie, po prostu są, spoglądając na części porozmieszczane w sklepie widzę, że właściciel stawia raczej na mało wymagającą klientelę... W Katowicach znam 2 takie sklepu, zresztą do jednego mam może 700m i staram się z niego nie korzystać... Bo szkoda kasy na to co tam można kupić, niby tanie ale przy okazji podłej jakości. To w Rokitnicy nie wygląda lepiej, cóż, trzeba poczekać na cywilizację jeszcze chwilę.
Pod sklepem kombinujemy co dalej, Darek rzuca hasło "Tarnowskie Góry"...., czemu by nie... W dość mocnym tempie jedziemy przez Wieszową i Zbrosławice, Po około kilkudziesięciu minutach osiągamy nasz cel... Chwila na focenie i trzeba wracać, jutro czeka nas wyjazd na maraton do Błędowa.
Ostatni dzień tygodnia, wiem jedno będzie długi, bardzo długi, po wczorajszym wcześniejszym wyjściu na koncert, dzisiaj będę musiał przysiąść i zrobić co zrobić, tym bardziej, że czasu nie ma zbyt wiele. Wyjeżdżam z domu i pędzę co sił. Piękny, ciepły poranek poranek, czegóż chcieć więcej, oby pogoda utrzymała się jak najdłużej. Zimy w sumie nie było, ale prognozy na najbliższe kilka dni są mocno zróżnicowane. Szykuje się piękna sobota i paskudna niedziela. Żal szczególnie tego drugiego dnia. Zapowiadał się intrygująco, a przez pogodę będzie chyba nijaki...
Jako, że spodziewam się dzisiaj nawału pracy to zależy mi na jak najszybszym dostaniu się do Gliwic, skracam w wielu miejscach trasę. Nie mam mowy o zaliczeniu jakiejś atrakcji w okolicy. Pozostaje jazda na czas :) Poczynając od Zabrza trafiam na kolejne zaciski na szosach, staram się jakoś toto wyminąć, ale z różnym skutkiem, chyba za późno wyjechałem.
W końcu jestem w firmie... i jest tak jak się spodziewałem... - ciężko.
Jest wieczór, miałem wyjść o 16:00, ale... nie wyszło. Wychodzę kilkanaście min przed 17:00, niedobrze, bardzo niedobrze. O 19:00-19:30 mam być w MegaClubie na koncercie... A nie dość, że muszę dojechać, to jeszcze trzeba się przebrać, coś zjeść i dojechać na miejsce. Jadę szosami, naciskając na pedały ile mam sił. Tyle, że o tej porze jest jeszcze wariactwo na drogach, muszę uważać, chcę skracać ile się da, jednak w 2-3 miejscach decyduję się na nieco dłuższą trasę, za to szybszą... Omijam miejsca gdzie mogą być światła, skrzyżowania, gdzie prawie na 100% mnie coś zatrzyma. W domu jestem kilka min po 18:00. Udało się... teraz tylko się pozbierać i dotrzeć do klubu na czas.