Grzegorz Turnau - Kawałek Cienia
Wczoraj zacząłem przygotowania do wyjazdu. Przygotowałem,
siebie, rower, mapy…
Dzisiaj wstałem odpowiednio wcześnie i okazało
się, że jeszcze jest to i tamto do zrobienia… zeszło do 8:30…
Pozbierałem się do końca w ciągu kilku minut… Z grubsza wykreśliłem
plan… Pierwsze 40km znam na pamięć bo to droga na Pszczynę i Goczałkowice… nie
muszę specjalnie kombinować z trasą.
Po kilku km zorientowałem się, że mapy zostały w domu… masakra....
Pozostała nawigacja… ech… mimo
wszystko lubię mieć mapy i kontrolować to co mi proponuje OSMAnd z którego
korzystamTuż za Tychami pozwoliłem
by nawigacja ciut mnie poprowadziła, zaskoczyło mnie, że prowadzi mnie dalej prosto
podczas gdy zwykle odbijam w lewo nad jezioro Paprocańskie…, trochę się bałem
że wpakuje mnie na ul Bielską na której panuje spory ruch samochodowy. Jednak
dzięki temu odkryłem bardzo fajny szlak w lesie, było na nim sporo
błota i liści na co nie byłem
przygotowany, błotniki zostały w domu cóż… Za to od wiosny warto będzie korzystać z tej opcji
To nie były jedyne błotne miejsca, na trasie wzdłuż wodociągu również było kilka miejsc gdzie brodziłem w błocie i kałużach
Dość solidnie upaprałem siebie i
rower, pewnie trzeba go będzie wymyć po powrocie
Na rynku w Pszczynie © amiga
Zamek z drugiej strony © amiga
Z Pszczyny na Goczałkowice jadę centralnie przez
miasto pakując się na tamę… kilka fot i ruszam dalej… tym razem już muszę spoglądać na nawigację… by widzieć gdzie mam jechać… interesowało mnie co zrobi
aplikacja…
Zalew Goczałkowicki © amiga
Mogłem się spodziewać, że będzie mnie ciągnęła na krechę…
czyli najkrótszą drogą… a najkrótsza wcale nie oznacza najszybszą… Już na 50km
wycieczki pojawiły się solidne wzniesienia…
Nazwa Rudzica coś mi mówiła, oczywiście zapomniałem co... przypomniałem sobie na kilku km podjeździe :), również Łazy dały mi się we znaki, oj było co robić.
Parafia Narodzenia Świętego Jana Chrzciciela w Rudzicy © amiga
Dalej jadę przez Grodziec, Górki Wielkie
i Małe… Te 2 ostatnie nazwy powinny włączyć mi kontrolkę ostrzegawczą… ale tego
nie zrobiły, może to już zmęczenie?
Jadę przez obie miejscowości i
jest dokładnie to co w nazwie, wpierw duże górki, później te mniejsze ;P
Spojrzałem na licznik pokazuje mi już ponad kilometr przewyższeń na
trasie… Minęła 12:00 czyli pierwotny czas jaki zakładałem na dojechanie do
Wisły a z „Górek” zostało ok. 20km… więc można było przyjąć, że reszta podróży
zajmie mi około godziny… pod warunkiem, że teren nie będzie cięższy…
Na szczęście nie jest… długi zjazd do Skoczowa…, a później
ścieżka Rowerowa wzdłuż rzeki Wisły prowadząca przez Ustroń do miasteczka
Wisła.
Wisła w... Wiśle :) © amiga
Już po powrocie analizując ślad GPS dowiedziałem się czemu tak wolno mi szło… W
zasadzie od Skoczowa droga jest lekko pod górkę… . Może nachylenie nie jest
jakieś śmiertelne… myślę, że pewnie 2-3% ale jadąc i będąc zmęczonym już to
czułem.
Remont skoczni © amiga
Po dojechaniu pierwsze o czym myślałem to wizyta w jakiejś
jadłodajni, zamówiłem sobie pełny obiad, żurek, stek i grzane wino… Miałem też chwilę by zastanowić się co
dalej… Pierwotnie myślałem by zaliczyć Koniaków i zjechać do Żywca, tyle że
było już po 13:00… ten fragment zająłby mi ok. 3 godzin… W Żywcu byłbym
około 16:00 a do domu pozostało by ok. 70km… jechałbym po ciemnicy.
A to ciekawe © amiga
Punkt pierwszy zaliczony, coś czuję, że będę chciał zaliczyć cały szlak Habsburgów © amiga
Wariant drugi obejmował przejazd przez przełęcz Salmopolską, zjazd do Szczyrku
i Bielska… W Bielsku również znalazłbym się ok. 16:00 może ciut wcześniej a do
domu byłoby ok. 50-60km… Mógłbym tam skorzystać z kolei…. Spojrzałem jednak na
rozkłady jazdy pociągów… i… za ok. 40 minut miałem pociąg do Katowic… Cóż…
pokręciłem się po Wiśle, odnalazłem pałacyk Habsburgów…
http://pl.wikipedia.org/wiki/Pałacyk_Myśliwski_Habsburgów_w_Wiśle
odwiedziłem sklep i pojechałem na dworzec PKP…
Wsiadłem do
pociągu i miałem 2 godziny na podziwianie widoków za oknem…
gdy dojechałem do domu zaczynało się już ściemniać :(