Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2013

Dystans całkowity:2073.64 km (w terenie 553.00 km; 26.67%)
Czas w ruchu:97:25
Średnia prędkość:21.29 km/h
Maksymalna prędkość:63.76 km/h
Suma podjazdów:12896 m
Maks. tętno maksymalne:206 (111 %)
Maks. tętno średnie:140 (76 %)
Suma kalorii:66236 kcal
Liczba aktywności:46
Średnio na aktywność:45.08 km i 2h 07m
Więcej statystyk

do domku...

Poniedziałek, 16 września 2013 · Komentarze(0)
ANDRZEJ KOCZEWSKI - Jesienne wino


Do domu szosami, zupełnie mi się nie chce..., zmęczenie cały czas daje się we znaki, na dokładkę prognozy nieciekawe, tylko czekać aż spadnie śnieg...
Może przesadziłem, ale gdzie są te wrześniowe temperatury z zeszłego roku? Wtedy było pięknie. Ten rok to długa zima i później ciągłe deszcze z małą 6 tygodniową przerwą na niezbyt ciepłe lato. Na jutro zapowiedziane są ulewy... ech..

Fotosketcher - w Koszecinie © amiga

Poniedziałek

Poniedziałek, 16 września 2013 · Komentarze(2)
Patrycja Kosiarkiewicz / Effortless - Galaktyki i atomy


Dzisiaj z rana po szosach, zupełnie nie mam ochoty na jazdę, 4 litery jeszcze bolą po Mordowniku, jednak coś w tej nazwie było..., noga nie podaje, na dokładkę czuję, że coś jest nie tak z suportem. Już w Gliwicach sprawdzam... to jest jego koniec... Zajebiste luzy, na tym nie pojeżdżę..., pozostaje wymiana, tyle, że accent z wymienionymi łożyskami jest w domu. Trudno... Myślę że te kilkadziesiąt km jeszcze wytrzymie. A sama droga taka sobie, częściowo w deszczu..., nie za dużo tego w tym roku?

Szyszunia - fot0sketcher © amiga

Mistrzowie Zabrza

Niedziela, 15 września 2013 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Hurt - Czary Mary


Niedziela, 5 godzin snu, po 170km, czuję ten dystans, dziwne, nie byłem tak zmęczony po Kaletach, czy innych dłuższych dystansach..., chyba czuję się podobnie jak po Transjurze...

Zbieramy się i pora ruszyć z Igorem i Wiktorem na mistrzostwa Zabrza, Pogoda idealna, jest pięknie, nic tylko jechać. Zastanawiam się czy jednak nie wystartować, ale... nie... wypijam za to hektolitry wszelkiego rodzaju napojów...

Igorek na starcie © amiga



W końcu przyszła chwila na start, pierwszy jedzie Igor, i jak przystało na obrońcę tytułu na metę wpada jako pierwszy, pozostawiając konkurencję w tyle, pomimo łapania zająca gdzieś na błotnym kawałku.

Godzinę później startuje Wiku na pożyczonym rowerze

Wiku na 29" - musi być dobrze © amiga


sytuacja nieco podobna, rower grzęźnie gdzieś na trasie w błotnej dziurze, ale nie poddaje się i wpada na metę jako trzeci..., jest pudło ;)

Wracamy na chwilę na Helenkę, z Darkiem mamy jeszcze parę spraw do załatwienia, do przedyskutowania, wracamy około 15:30 na uroczystość koronacji

Koronacja na mistrza Zabrza © amiga


I kolejne pudło :) © amiga


na miejscu spotykam Devilka i MonsteR-a, chwilę rozmawiamy, pierwotnie myślę o powrocie z nimi do Katowic, jednak później zmieniam plany i wraz z Darkiem jedziemy do Aldi w centrum Zabrza po lampki. Są niezłe i ta cena :)

W końcu rozstajemy się i lecę solo do domu, zaczyna padać, zaczyna lać..., ponad 20km jadę w ulewie, jako, że rower i tak jest brudny postanawiam pojechać po terenie ;) Już w Katowicach i rower i ja jesteśmy maksymalnie ubrudzeni. Będę musiał go jednak umyć ;)

(Za)Mordownik

Sobota, 14 września 2013 · Komentarze(7)
Uczestnicy
Bednarek - Dni, których jeszcze nie znamy


Niecałe 4 godziny snu..., godzina dojazdu...., jesteśmy w bazie Mordownika w Kroczycach. Mamy trochę czasu, próba drzemki zakończyła się niepowodzeniem. Chyba jednak pora przygotować rowery. Przed nami wg organizatorów ok 130km po jurze... w czasie max 14 godzin.

Na odprawie w bazie © amiga


Pora na odprawę..., trochę ważnych informacji o punktach z którymi może być trochę problemów, bo mapy bazują na danych z 1993 roku...,
Tuż przed startem pozujemy do pamiątkowego zdjęcia, a chwilę później dostajemy trzy mapy, dwa to mapy w skali 1:50000, a trzeci arkusz to rozświetlenia okolicy PK. Niby część z nich ma być w skali 1:10000, a zdjęcia satelitarne w skali nieznanej...

Jeszcze chwila do startu © amiga


Pochylamy się nad mapami i rozrysowujemy plan podróży, jako że już kilka razy mieliśmy możliwość jazdy po tym terenie staramy się korzystać jak najwięcej z udogodnienia jakimi są szosy, pewnie wyjdzie 20km więcej, ale za to jest szansa na szybszy przejazd i mniejsza walka z piaskami...

Nasz plan:
15 - ambona
14 - róg polany
5 - grota
10 – sosna, południowo-zachodnia od przełęczy
11 - skała
13 - skrzyżowanie
12 – duży buk
9 - skrzyżowanie
19 - niewyraźna droga
20 – skrzyżowanie, gruby buk
R1 – żółty dom
16 – w młodniku
18 – skrzyżowanie przecinek, teren zmieniony przez odkrywkę
17 – północna strona bagienka
7 – północna strona bagienka
6 – skrzyżowanie ścieżek
4 – załamanie muru
2 – skrzyżowanie kanałów
3 – koniec drogi leśnej
1 - ambona
8 – kępa drzew

Pora ruszyć, Darek prowadzi..., jestem tuż za nim, tylko czemu tak pędzi, mam wrażenie, że rower nie chce się toczyć..., może mam zaciśnięte hamulce, może coś innego źle działa, ale wczoraj nie zauważyłem problemów..., podczas jazdy kilkukrotnie spoglądam na koła, korbę... i nic... pora gonić Darka...

Chwilę później wjeżdżamy na szuter i... łapię gumę..., nie wróży to najlepiej.., tym bardziej, że dzień wcześniej złapałem już jedną panę, a dętka nie została załatana..., ilość łatek w plecaku też w ograniczonej liczbie bo..., miałem kupić w piątek, jednak praca delikatnie się przeciągnęła i nie było czasu..., muszę uważać...

Okolice groty © amiga


W końcu zaliczam PK15 i wybieramy się dalej na czternastkę..., kręcenie dalej mi jakoś niespecjalnie idzie, męczę się, coś jest nie tak, tyle, że już jestem pewien iż to nie sprzęt tylko ja..., chyba ostatnie kilka dni zaczyna się odzywać i te 4 godziny snu... na szczęście do 14 daleko nie ma, trochę terenu , trochę szos, ale trafiamy bezbłędnie, teraz będzie prościej prawie cała droga po asfaltach, możemy przycisnąć, pognać, tylko cóż z tego, jak nie mogę..., rozmowa z współtowarzyszem i okazuje się, że to nie tylko mój problem..., Darek również ma wrażenie, że rower nie ma ochoty się toczyć, że jedzie na zaciśniętych hamulcach. To nie jest normalne...

Spoglądamy na mapy © amiga


W pobliży PK5 spoglądamy na rozświetlenie i próbujemy nawigować, coś się jednak nie zgadza, odległości z mapy głównej i mapki okolicy mają się nijak do siebie, na szczęście z odnalezieniem groty nie ma problemów, kręci się tutaj zbyt duża liczba uczestników, podbijamy karty i obieramy kierunek na PK10 znajdujący się w pobliżu Wielkiej Góry, końcówka po terenie, masa piachu na podjeździe, trzeba zejść..., podprowadzić kawałek..., ale lampion jest na swoim miejscu.
Wracamy na szosę, kolejny długi przelot, końcówka po terenie, po piasku..., i po raz kolejny przekonujemy się, że rozświetlenia mają skalę bliżej nieokreśloną i nie należy się nią w żaden sposób sugerować, za to nieco dokładniej pokazują najbliższą okolicę w wersji o 20 lat nowszej niż mapa główna. Spory odcinek piaskownicy, ale... po raz pierwszy chyba jestem zadowolony z tego, że w nocy padało, punkt odnaleziony w niezłym czasie. Jedenastka zaliczona, kolej na 13-kę.

Również nie ma problemów z dotarciem w okolice PK, jednak końcówka to próba odnalezienia się w plątaninie przecinek, spotykamy kilku bikerów i w 4-kę udaje nam się namierzyć lampion, uff. Teraz pora na 12, po raz pierwszy modyfikujemy trasę, zamiast szosą jedziemy terenem. Z mapy wynika, że powinno być w większości z górki, odcinek do szosy nie jest specjalnie długi, więc w razie W... nie stracimy zbyt wiele czasu.
Końcówka dojazdu do 12-ki nieco magiczna, nieco na czuja trafiamy na miejsce szukając dużego buka, po raz kolejny nie ma problemów z odnalezieniem, drzewo wyróżnia się na tle pozostałych, zresztą nawet na zdjęciu satelitarnym jest wyraźnie większe.

Wracamy ta samą drogą, w końcu chyba też się nieco rozruszałem, jedzie mi się nieco lepiej, może zmęczenie odpuściło? Do 9-ki jest niedaleko, nieco dookoła, ale szosami dojeżdżamy na miejsce, po raz kolejny wjeżdżamy na punkt i lecimy dalej, drogą klonową na Piekło i Siedlec, w pobliżu tej drugiej miejscowości Darek sygnalizuje, że nie ma powietrza z tyłu, przymusowy postój, mija 10 min, ale wykorzystujemy go maksymalnie, możemy jechać na 19-kę... Dojazd banalny, rozświetlenie wskazuje gdzie mamy skręcić, punkt zaliczony.

Das Guma złapana © amiga


Przy okazji pochylamy się nad mapą i korygujemy drogę, zamiast dookoła szosami jedziemy terenem, poziomice nie wskazują a jakieś straszne podjazdy, dojeżdżamy na miejsce, dziurkujemy karty i lecimy na R1 w Olsztynie, z rozświetlenia widać, że punkt jest umieszczony gdzieś pod zamkiem.
Nawigacja nie sprawia nam problemów, dojeżdżamy an miejsce i możemy chwilę odpocząć, zawartość bufetu imponuje..., woda, kawa na życzenie, owoce, ciastka... rewelacja...
Wyjeżdżając zaglądamy jeszcze na pobliskiego sklepu, pora zaopatrzyć się w kolę..., teraz czeka nas długi powrót przez kolejne dziesięć PK, na chwilę obecną mamy zaliczone ok 75km...

W połowie trasy na bufecie © amiga


Jedziemy na 16-kę, droga banalna, bez błędu trafiamy na miejsce, na chwilę obecną mamy ok 80 minut w zapasie, wygląda na to, że jest szansa na zaliczenie kompletu punktów :) i powrót przed zmierzchem..., pędzimy więc na 18-kę.

Ach te punkty © amiga


Ostatnie kilkaset metrów dość ostrożne, mapa pokazuje jedno, rozświetlenie drugie, a rzeczywistość daje do myślenia, teren jest mocno przeorany przez odkrywkę..., ścieżki się nie zgadzają. Spotykamy grupę bikerów i razem próbujemy odnaleźć lampion, chwilę to trwa, jednak Darek jakimś cudem trafia we właściwe miejsce, chyba doświadczenie mu to podpowiedziało...

Teren lekko zmieniony ;) © amiga


Przed nami 17, droga wydaje się banalna, nie spodziewamy się problemów, a jednak... pod koniec coś nam się nie zgadza, coś jest nie tak..., jedziemy drogą, niby są domy letniskowe, niby jest droga, ale nie ma stawów, potoku..., coś jest nie tak... kręcimy się po okolicy próbując trafić na coś co naprowadzi nas na właściwą drogę, w końcu postanawiamy się wrócić, do miejsca którego jesteśmy pewni, ale dalej drogi nam się nie zgadzają, podjeżdżają zawodnicy wracający z PK17 i okazuje się, że przez ostatnie 20 lat trochę się tutaj zmieniło, droga którą jechaliśmy jest nowa, nie ma jej na mapie..., prawdę powiedziawszy, gdybyśmy skorzystali z miarki już dawno bylibyśmy na PK. Dobrze, że końcówka idzie nieco lepiej, niestety straciliśmy sporo czasu, mamy co prawda dalej zapas. Ten błąd powinien nas czegoś nauczyć.

Sporo takich ruin w okolicy © amiga


Ruszamy na siódemkę, punkt odnajdujemy względnie bez przygód, spoglądamy na mapę i kierujemy się na PK6, dojazd poza końcówką nie powinien nam stworzyć problemów, a jednak...
tym razem zamiast korzystać z kompasu zawierzamy czerwonemu szlakowi, to chyba nasz największy błąd, powinniśmy się tego nauczyć, aby nie korzystać z takich oznaczeń, a co jakiś czas trzeba drogę konfrontować z kompasem. Efekt jest... paskudny, zamiast na południowy wschód, jedziemy na zachód, południowy zachód, w końcu decydujemy przebijać się na południe by dotrzeć do DK789... wyjeżdżamy i próbujemy ustalić miejsce gdzie jesteśmy, udaje się, teraz tylko właściwa przecinka i możemy zacząć szukać naszego lampionu... Po raz kolejny popełniamy błędy, nie zauważamy ścieżynki prowadzącej na punkt i tracimy sporo czasu zanim decydujemy się wrócić w miejsce którego jesteśmy pewni i ponownie namierzyć poszukiwane miejsce. Za drugim podejściem jest zdecydowanie lepiej... Ech... ponownie głupi błąd. Straciliśmy w zasadzie cały zapas czasu..., musimy walczyć, wiemy, że przed zmrokiem nie dotrzemy do mety...

Mamy nauczkę, musimy bardziej uważać..., punkt 4 jest niedaleko, ale z informacji udzielonej nam na odprawie wiemy, że od niedawna jest tam płot, ograniczający dojazd do punktu. Na szczęście jadąc wzdłuż muru trafiamy tam gdzie trzeba...

I jeszcze jedna pozostałość © amiga


Powili się ściemnia, korygujemy trasę pojedziemy naokoło, ale po szosach, droga terenowa wyraźnie krótsza jednak po ciemku lepiej nie ryzykować. W drodze czuję, że coś jest nie tak z rowerem, tylne koło zaczyna tańczyć, powietrze powoli schodzi..., jest go coraz mniej.
Nie mam już dętki, musiałbym kleić, zamiast klejenia decyduję się na dopompowywanie koła co jakiś czas, to... chyba jedna z gorszych moich decyzji..., zamiast nawigować, muszę lepiej kontrolować tor jazdy, ilość powietrza, nie mogę poświęcić się w pełni nawigacji..., ech..., do mety co kilkanaście minut mamy 2-3 min przerwy...

Dookoła, ale docieramy do 2-ki, udaje nam się trafić na lampion pomimo ciemnicy..., podbijamy karty i wracamy, przed nami jakaś czołówka, zjeżdżamy na prawo, czołówka również, zjeżdżamy na lewo czołówka również..., dziwne... dopiero kilka metrów przed światłem widzimy gościa z bronią i latarką... zatrzymuje nas i pyta się co robimy, to... leśnik... myślał że jesteśmy kłusownikami..., dziwne spotkanie...
Lecimy na 3-kę... koniec drogi leśnej, punkt na miejscu..... teraz jedynka, czasu coraz mniej... dojeżdżamy do ambony i.. punktu nie ma..., to pewnie nie ta ambona..., pozostało 40 min do zamknięcia mety...

Wiemy, że jednego punktu nie mamy, więc biorąc pod uwagę problem z moim kołem, postanawiamy odpuścić ósemkę, pomimo tego, że jest w naszym zasięgu, tyle, że to teren..., a jak wspomniałem czasu mało... Wpadamy na metę... oddajemy karty..., chwila rozmowy z organizatorami i okazuje się, że byliśmy na właściwej ambonie..., tyle, że nie wpadliśmy na to aby wejść na górę... dobrze, że Darek zrobił zdjęcie, punkt został uznany... w efekcie, brakło nam jednego punktu do kompletu..., masakra...

Wina za taki obrót sprawy to chyba kumulacja wielu zbiegów okoliczności: przemęczenia, niedospania i w efekcie błędów nawigacyjnych w drugiej części oraz braku korzystania z kompasu oraz linijki... z trzema punktami 17, 7 i 6 nie powinniśmy mieć, aż takich problemów... za to zrobiliśmy 170km..., a niby człowiek uczy się na błędach...

Piątek 13-go

Piątek, 13 września 2013 · Komentarze(0)
Oddział Zamknięty - Ten Wasz Świat



Powrót późno i na dokładkę z wtopami. Może to piątek 13-go?
Dzisiaj zamiast do domu lecę na Helenkę, jutro skoro świt jedziemy do Zawiercia na Mordownik, będzie się działo. A dzisiaj seria wtop..., zapomniałem kluczy, zostały w drugim plecaku, w efekcie jestem pozbawiony lampki przedniej, kompasu, bidonu, pulsometra..., ech...
Najbardziej brakuje mi lampki, jest ok 20:00, na zewnątrz jest już ciemno... niewiele widzę, ale może gdzieś coś kupię po drodze.

Na granicy Zabrza i Gliwic wpadam na Shella, kupuję pierwszą lepszą latarkę i baterie do niej. Wiem, że od Rokitnicy nie przejechałbym po DDr-ce, tam jest niemiłosiernie ciemno...

Ech..., średnio zaczyna się kolejny wyjazd..., ale co będzie to czas pokaże.

Jeszcze jedna gadzina © amiga

do pracy

Piątek, 13 września 2013 · Komentarze(0)
Martyna Jakubowicz i Dżem Jarocin 1989- W domach z betonu...


Piątek, będzie ciężko dzisiaj..., wyjeżdżam wcześniej, nie zastanawiam się jak, muszę być na czas, spieszy mi się, nie mam czasu na szaleństwa, dzisiaj to czysty przejazd, za to jutro będzie okazja pojeździć, nieco więcej, ale to dopiero jutro.

Park dinozaurów w Zatorze - z archiwum © amiga

po pracy

Czwartek, 12 września 2013 · Komentarze(1)
Farben Lehre - Strażnicy moralności 2



Tak jak się spodziewałem, powrót późno, bardzo późno, chociaż to nie rekord..., ważne że wszystko przygotowane, że wszystkoe na miejscu, jutro z rana czeka nas dopieszczenei szczegułów i wuala :)

Dobrze, że jest nieco cieplej i nie pada, ale i tak jadę szosami, jest za późno na szaleństwa.

Zacisk hamulca :) © amiga

szykuje się ciężki dzień

Czwartek, 12 września 2013 · Komentarze(0)
Post Regiment - Kolory


Czwartkowy poranek, znowu mgły, chłodno. Spieszy mi się do pracy, dzisiaj będzie długi dzień, jutro w firmie zaczynają się Dni Otwarte. Jest co robić... sporo przygotowań, sporo do zrobienia.

Witam więc szosy..., korki tam gdzie zwykle - czytaj w Zabrzu, ale już przywykłem, cóż zrobić :) Do Gliwic docieram w dość przyzwoitym czasie, chwila na przebranie i... do roboty.

Czemuś lubię to miejsce © amiga

Nieco lepiej

Środa, 11 września 2013 · Komentarze(0)
Zielone Żabki - Numerek w krzaczkach


Pogoda nieco się poprawia, przynajmniej nie pada, nie leje, ale i tak nie chcę do lasu, nie chcę w teren, ponownie jadę szosami, za mokry jest ten miesiąc, za mokry jest ten rok... Liczę jednak na to, że wkrótce jednak wrócą ciepłe dni i będzie można poszaleć. Spoglądam na prognozy w okolicach weekendy. Nie wygląda to ciekawie, a ja, a my z Darkiem będziemy krążyć w okolicach Zawiercia...

Czas pokaże jak będzie.

Dolina Jamny, tuż przy Starej Kuźni © amiga

pada...?

Środa, 11 września 2013 · Komentarze(0)
Kategoria do 34km, Do/Z Pracy, Solo
Siekiera - Ludzie Wschodu


Ech..., nieprzyjemny miesiąc, sporo opadów, dzisiaj jest podobnie. Nieprzyjemnie, ale cóż zrobić, trzeba ruszyć, trzeba się pozbierać...

Terenu nie chcę, nie teraz, lecę szosami, w Kochłowicach jednak wjeżdżam na chodnik, na pięknej nowej rowerówce są zajebiste kałuże bez możliwości ich objechania. Po lewej wysokie odbojniki po prawej chodnik. Na granicy Zabrza i Rudy w najlepsze trwa wymiana kanalizacji, a kawałek dalej jest zajebisty korek, spowodowany przebudową torowisk... liczę samochody jest ich chyba 60..., a to nie wszystko, ja odbijam nieco inaczej na skróty, przecież nie będę stał z wszystkimi :).

Dolina Jamny © amiga