Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2013

Dystans całkowity:2073.64 km (w terenie 553.00 km; 26.67%)
Czas w ruchu:97:25
Średnia prędkość:21.29 km/h
Maksymalna prędkość:63.76 km/h
Suma podjazdów:12896 m
Maks. tętno maksymalne:206 (111 %)
Maks. tętno średnie:140 (76 %)
Suma kalorii:66236 kcal
Liczba aktywności:46
Średnio na aktywność:45.08 km i 2h 07m
Więcej statystyk

po pracy

Wtorek, 10 września 2013 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Brygada Kryzys - "To Co Czujesz"


Kolejny powrót z pracy, wychodzę później niż pierwotnie zakładałem, ale czy to coś dziwnego? Dzisiaj może tak, zależy mi na czasie, muszę dotrzeć w okolica parku Zadole na ok 17:30. Nie myślę o terenie, nie mam na to czasu...

Docieram na miejsce przed czasem..., kilka minut później dociera Devilek, jest chwila czasu na pogadanie, na piwo w pubie, na rozmowy, jednak czas zap...a i w końcu musimy się pożegnać... początkowo jedziemy razem, ale w Ochojcu każdy odbija w swoją stronę.

Ps. Dzięki za spotkanie :)

Tarcze na swoim miejscu :) © amiga

znowu mgły o poranku

Wtorek, 10 września 2013 · Komentarze(0)
Myslovitz-Sprzedawcy marzeń


Wtorek, strasznie mglisty poranek, widoczność może na 100m. Do lasu mnie nie ciągnie, wczoraj dość się wymoczyłem. O poranku jakoś nie mam ochoty na kąpiel. jadę po szosach, od kilku dni szaleję na nowej piaście. Poprzednia zaczynała niedomagać, a że ostatnio powtarzał się problem ze szprychami decyduję się na wymianę całości, pozostała obręcz. Muszę przyznać, że XT-k na tyle pracuje inaczej, czy lepiej? Nie wiem, tego nie mogę jeszcze porównać, będę w stanie cokolwiek powiedzieć tak na dobrą sprawę za kilka miesięcy.

Witamy XT-ka na tyle :) © amiga

po pracy

Poniedziałek, 9 września 2013 · Komentarze(2)
T.Love - Gnijący Świat


Powrót z pracy, juz nie jest tak przyjemnie jak rano, pada. Chyba pojadę po szosach. Początkowo trzymam się planu, jednak..., ciągnie do lasu, ciągnie w teren..., może dlatego, że najwyższa pora przetestować nowe hamulce Avidy Elixity 3.
W Makoszowach odbijam na leśne dukty, tutaj jest zdecydowanie lepiej ;), ale nie spieszy mi się..., delektuję się każdym kilometrem...
Efekt... w Katowicach jestem późno, tyle, że nic to mi nie zmienia ;) Trzeba się przygotować do kolejnego dnia.

Hamulce zdały egzamin, działają rewelacyjnie..., pewnie trzeba będzie to i tamto doregulować, ale są w końcu... przy okazji uświadamamiam sobie, że z oryginału KTM-a został już tylko amor i siodełko... :)

Avid Elixir 3 :) © amiga

Jak poniedziałek to do pracy

Poniedziałek, 9 września 2013 · Komentarze(2)
Sidney Polak - Chomiczowka


Jak to w poniedziałki pora ruszyć do pracy, jest dość przyjemnie pomimo tego, że temperatura na starcie jest taka sobie... 13 stopni...

Jadę przez lasy.., standardzik, jednak coś mi nie daje spokoju..., czy ja wziąłem spodnie cywilne do przebrania?

Oczywiście, że nie, ale dowiaduję się o tym na dobrą sprawę dopiero w pobliżu firmy, cóż... mała zmiana planów i jadę na objazd okolicy, kupię nowe.
Problem polega na tym, że jest zbyt wcześnie :), wszystko zamknięte..., masakra..
.
W efekcie przez pierwsze 2 godziny po firmie paraduję w rowerowych gaciach :), dopiero póżniej z Darkiem lecimy do marketu..., udało się.
Dzięki Darku ;)

Elektrownia Halemba © amiga

Leśno Rajza

Sobota, 7 września 2013 · Komentarze(8)
Tilt - Runął już ostatni mur


Kilka dni wcześniej dowiedzieliśmy się, że w niedalekiej okolicy organizowany jest rajd nowo otwartym szlakiem rowerowym, tzw. Leśną Rajzą…
Początek dość wcześnie, impreza zaczyna się ok. 7:00 w Kaletach, tyle, że trzeba tam dojechać…, samochód nie wchodzi w rachubę bo… to tylko 20-kilka km… dojedziemy. Wyjeżdżamy z Darkiem ok. 5:20, dobrze że jest względnie ciepło - 11 stopni, kilka km dalej mamy spotkać się z Witkiem. Dojeżdżamy na umówione miejsce spotkania i… czekamy chwilę, w końcu decydujemy się na tel. kontrolny… Witek jedzie, ale mam małe opóźnienie, zmieniamy miejsce spotkania i lecimy na Tarnowskie Góry, musimy zahaczyć o ścianę płaczu oraz jakiś sklep…
Jesteśmy już na rynku, sprawy załatwione, możemy zrobić kilka fot…
W Tarnowskich Górach na rynku © amiga


Tylko ochrona przechadza się po centrum © amiga


Dojeżdża Witek, jest późno, 6:20, naciskamy na pedały i lecimy najkrótszą drogą przez Głęboki Dół…, spoglądamy na liczniki, temperatura w tym miejscu spadła dość mocno, jest ok. 3-4 stopnie, wilgoć tego miejsca daje się we znaki, nie zatrzymujemy się…, do Kalet już niedaleko…
Kilka minut po 7:00 dojeżdżamy na start, na szczęście organizatorzy sprawdzają jeszcze listę uczestników, rozdają wodę, koszulki i gadżety. Chwilę to trwa, ruszamy…

Zdążyliśmy w ostatniej chwili :) © amiga


Spoglądając na rowery na których przyjechali uczestnicy, spodziewamy się wolnego tempa, jednak dość szybko okazuje się, że nie jest tak źle…, średnia przejazdu to ok. 20km/h… . Spoglądamy na oznaczenia, są nowiutkie widoczne z daleka, więc nie spodziewamy się problemów z tej strony…
Jako, że uczestnicy są w różnym wieku i mają różną kondycję to peleton dość mocno się rozciąga, staramy się jechać gdzieś z przodu, łudząc się, że jest tutaj jakiś przewodnik, ktoś kto prowadzi całe towarzystwo…, szybko jednak okazuje się, że jedzie z nami tylko jedna osobą odpowiedzialna za szlak, jedna która z grubsza orientuje się którędy jechać, na dokładkę jest gdzieś w połowie stawki. W efekcie nadrabiamy kilka km gubiąc szlak w miejscach gdzie jest on źle oznaczony lub nie ma oznaczeń wcale…, w końcu odnajdujemy się wszyscy w okolicach Nakła-Chechła, tutaj czeka nas pierwsze spotkanie z wójtem, dostajemy kolejny zestaw gadżetów… i chwilę później ruszamy na miejsce gdzie ma być nieco dłuższy postój…

Krótka przerwa gdzieś w lesie © amiga


Kierujemy się na Woźniki, tyle, że tym razem jedziemy razem z przewodnikiem i mamy dobre kilkadziesiąt minut na dowiedzenie się wielu informacji odnoście samego szlaku, sposobu jego zaprojektowania i tego…, że jeszcze nie wszystko jest zrobione, są miejsca gdzie nie ma jeszcze oznaczeń, trasa ma kilka odnóg prowadzących gdzieś wgłąb poszczególnych gmin…
Przynajmniej wiemy czego się spodziewać, w między czasie dojeżdżamy do Woźnik, wita nas pani Wójt, dostajemy pamiątki oraz wodę i wafle…, na miejscu jesteśmy kilkadziesiąt minut, możemy porozmawiać, wymienić się swoimi pierwszymi uwagami… w sumie chyba wszyscy są zadowoleni, na dokładkę świeci słońce, i jest ciepło…, temperatura w okolicach 24 stopni. Pięknie…

Na rynku w Woźnikach © amiga


Trochę ludzi się zjechało, w końcu pogoda też dopisała © amiga


Pora na dalszą część trasy, wiemy że ma być przerwa w Kaletach, ale wraz z kilkoma osobami wyrywamy się do przodu, w efekcie przejeżdżamy miejsce zjazdu i pojechaliśmy w ekspresowym
Leśne ścieżki © amiga


Chyba najwyższa pora pochylić się nad mapą © amiga

tempie na Koszęcin…, sms do znajomych jadących w peletonie i… wiemy że właśnie dojechali do Kalet…., będzie poczęstunek: grochówa… , nie ma sensu wracać, wjeżdżamy na rogatki Koszęcina rozsiadamy się w pobliskim Mosirze, a jako że to pora obiadowa, zamawiamy coś na ząb.
Czy po tym można jechać? © amiga


Mosir w Koszęcinie © amiga

Mija dobre 40 minut… w końcu wracamy na trasę przejazdu peletonu… szybko okazuje się, że w między czasie powstało kilak grupek jadących niby Leśną Rajzą, za oznaczeniami, ale… każda z grup, jakoś inaczej dociera na kolejne miejsca spotkań…, przypomina to trochę rajd na orientację, do dzisiaj zastanawiam się jak się wszyscy odnajdowaliśmy w lesie?

Zastanawiające są pustki dookoła © amiga


Chwila na serwis © amiga


Tym razem już bez wygłupów staramy się trzymać przewodnika, pojawia się jednak problem z oznaczeniami, pracownicy którzy je wykonywali popełnili kilka błędów wyprowadzając nas na manowce… . W efekcie trafiamy na spore odcinki zapiaszczone…, źle to wróży czasowi przejazdu, zresztą ja już jestem lekko spóźniony, jednak szukam jakiegoś miejsca gdzie mogę dotrzeć do cywilizacji.
W barze u Celiny :) © amiga

W końcu w okolicach Kotów żegnam się z Darkiem i Witkiem, muszę pędzić do Katowic, wyjeżdżam na 11 i gnam ile sił na Tarnowskie Góry, tam coś mnie kusi aby nie jechać przez Bytom tylko skręcić na południe przebić się w okolicach Miechowic i dalej już standardową trasą przejechać przez Zabrze i Rudę Śląską… Oczywiście jak to ja gdzieś gubię niebieski szlak i na czują błądzę w okolicach A1-ki, ech… masakra… jestem trochę na siebie zły, zero kompasu, zero mapy, tyle, że mam odpalone Endomondo…
Powoli zaczyna też odczuwać zmęczenie, w końcu kilka km już przejechałem, w Rudze śląskiej popełniam kolejny błąd nawigacyjny, na szczęście szybko go koryguję i wracam na ustalony szlak.
Do domu docieram ok. 19:06, prawie 190km za mną.
Już na miejscy zastanawiam się czy ten wyjazd miał sens, czy mi się podobało, czy mam jakieś uwagi?
W zasadzie na wszystko mogę odpowiedzieć tak…, chyba największy problem na tą chwilę stanowią oznaczenia i brak dostępnej „normalnej” mapy…, ale jak się dowiedzieliśmy to ten problem ma być wkrótce poprawiony a kolejna edycja powinna być już, bez niespodzianek. Czego mi najbardziej brakowało? Może tego, że przejeżdżaliśmy w pobliży kilku niesamowicie urokliwych miejsc i… nie było tam postoju…, chodźmy okolice Zielonej…, o czym dowiedziałem się po fakcie przeglądając foldery pozbierane na trasie…. Przydały by się też jakieś informacje o pobliskich atrakcjach umieszczone wzdłuż tego szlaku, bo… jazda na rowerze jest ok, ale warto mieć jakiś cel… W Woźnikach z daleka widziałem np stary drewniany Kościół, ale już nie podjechaliśmy do niego…, może przy innej okazji…? I chyba największa wpadka organizatorów to brak osób zabezpieczających cały przejazd, jeden przewodnik na ok. 60 osób to zdecydowanie za mało. Myślę, że był to główny powód rwania się peletonu i tego, że pominęliśmy postój w Kaletach…, a szkoda, grochówka pewnie była pyszka :). W sumie, jeżeli przyszłoroczny kalendarz na to zezwoli to z chęcią przejadę się po tej okolicy ponownie. Lasy są piękne.

piatkowa skleroza

Piątek, 6 września 2013 · Komentarze(0)
RED LIPS - To co nam było


Piątek, kończę pracę nieco wcześniej około 15:00 (w między czasie udało się w pobliskim serwisie wymienić tylną piastę i szprychy), muszę się wrócić do Katowic i chwilę później odbić się i pojechać do Zabrza...
Wyjeżdżam, lecę szosami, naciskam ile sił w nogach, spieszy mi się..., po drodze zdzwaniam się z [http://zyziu.bikestats.pl]Zyziem[/url], umawiamy się na szybko w Kochłowicach, więc tym bardziej mam powód aby jechać po szosach. Już w Rudzie na chwilę się zatrzymuję, rozmawiamy, dostaję gifta :) i.... muszę lecieć dalej, przede mną jeszcze kawał drogi. Dojeżdżam do domu, szybko zabieram to o czym zapomniałem, wsiadam na rower i wracam...
Teraz lecę już bezpośrednio na Helenkę..., o drodze odkrywam przyczynę tak wielkich korków w Zabrzu..., prawie cała ul. 3-go Maja jest wyłączona z ruchu..., jadę po chodniku..., inaczej się nie da..., Dojeżdżam do centrum i... teraz jest już lepiej, ale czuję lekkie zmęczenie...
Jeszcze kilkanaście km i jestem na miejscu... uff..., chociaż nie wiem czy to dobrze, jeżeli jutro czeka mnie do przejechania ok 200km...

Zachód słońca © amiga

W piątek do pracy

Piątek, 6 września 2013 · Komentarze(0)
Farben Lehre - Erato


Piątkowy poranek, jadę do pracy, po drodze kombinuję jak dzisiaj zorganizować dzień, jak to wszystko połapać... Sporo będzie się działo i nie tylko w firmie...
Lecę szosami, zależy mi na czasie..., dopiero w Zabrzu przypominam sobie ilu rzeczy zapomniałem..., masakra, wiem już że będę musiał wrócić do Katowic chociaż na chwilę..., później się okazuje, że jest to nawet dość dobra opcja..., ale na tą chwilę jestem wściekły na siebie...

Po drodze rozważam jeszcze jeden drobiazg..., chyba na szybko dam zarobić pobliskiemu serwisowi, wymienię piastę... a przy okazji wszystkie szprychy..., jednak nie mam ochoty na awarie na rajdach, maratonach, a w sobotę szykuje się niezła przepierducha w Kaletach..., po co ryzykować... Piasta po serwisie pewnie mogłaby przejechać jeszcze trochę, ale jeżeli miałbym ją wymieniać za miesiąc to.., chyba lepiej zrobić to od razy przy zmianie szprych...

W Zabrzu klasycznie o poranku masakra, wielkie korki..., Kończyce stoją...., klasyk po chodnikach i torowiskach i jakoś bokami udaje się to przejechać. Reszta to sama przyjemność..., dojeżdżam do firmy, pora na pracę....

Jakaś odnoga ul Beskidzkiej w Zabrzu © amiga

powrót z pracy

Czwartek, 5 września 2013 · Komentarze(0)
Kategoria Solo, Do/Z Pracy, do 34km
Hurt - Lecę ponad chmurami


Powrót z pracy, dzisiaj coś mnie tknęło, któryś z serwisów pokazuje mi dość dziwny przejazd za kościołem św. Józefa w Zabrzu. Nie daje mi to spokoju, w końcu jeżdżę w okolicy, często mijam to miejsce, ale nie kojarzę opcji przejazdu...
Ruszam, dość szybko jestem w pobliżu stadionu Górnika Zabrze, to tutaj znajduje się to miejsce, skręcam i... coś jest, początkowo dość szeroka ścieżka, późnej coraz węższa, dziwne da się przejechać, może nie jest to ideał...,a i wieczorami pewnie bałbym się tędy jechać, ale jest przejezdne ;)
Tuż za kościołem św. Józefa odkrywam jakieś resztki podkładów kolejowych, czyli... jadę po jakimś starym nasypie..., wyjeżdżam na ul. Matejki tuż przy zjeździe ze Średnicówki...
Muszę przyznać, że to ciekawy odcinek..., może będę z niego korzystał? Kto wie.
Reszta drogi już prawie standardowa. Jadę Przez całe Kończyce i wbijam się w las, z grubsza tą samą trasą którą pokonałem z Filipem dojeżdżam do domu. Szprychy się nie urywają, ale jakaś skaza na psychice jest... Co będzie gdy szprychy urwą się na jakimś maratonie?

Zachód słońca © amiga

Do pracy o poranku

Czwartek, 5 września 2013 · Komentarze(0)
Alice In Chains - Voices


Czwartkowy poranek, stosunkowo ciepło, wsiadam na rower i muszę sprawdzić jak udało mi się zrobić koło... jedno jest pewne, długo na tym nie pojeżdżę...., pora pomyśleć o wymianie piasty i szprych... Piasta też jest na wykończeniu,, a szprychy nie mogą się ot tak urywać...

Dzisiaj muszę dotrzeć względnie szybko, lecę drogami. Początkowo jest nieźle, jednak... w Zabrzu zaczyna się zabawa w slalom między samochodami, trochę jazdy po chodnikach, po torowiskach, w sumie chyba na tą chwilę nie jest szybciej... Chyba lepiej wychodzę jadąc po ścieżkach leśnych...

Kukurydze - zdjęcie archiwalne © amiga

2 zerwane szprychy

Środa, 4 września 2013 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Coldplay - Atlas


Dzień jak co dzień, niby..., w każdym bądź razie wychodzę z firmy i pędzę do Katowic umówiłem się z Filipem, w planie jest pętla po okolicy. Niby mam sporo czasu, ale cisnę ile wlezie... Początkowo myślę, o przejechaniu całej drogi po szosach, bo będzie tak szybciej. Jednak ruch jest na tyle duży i nieprzewidywalny, że odpuszczam. W Kończycach wjeżdżam w las i lecę leśnymi autostradami. Jestem już w Starej Kuźni, czuję, że coś jest nie tak, rower mi pływa. Pierwsza myśl, to złapałem panę..., spoglądam na koło widzę, że ma jakiś bicie. To nie snejk..., staję robię szybki przegląd..., mam zerwane 2 szprychy... No to sobie pojeździłem dzisiaj... Wsiadam na zdezelowany rower i powoli toczę się przez las na Panewniki. Prędkość max 18km/h..., szybciej nie chcę jechać, nie chcę zerwać kolejnej szprychy. W końcu udaje mi się dojechać na miejsce spotkania. Chwila rozmowy, pokazuję na koło..., Ech...
Filip pilotuje mnie do domu, może nie wprost, ale dzisiaj już wiele więcej nie pojeździmy. Wieczorem będzie mnie czekała praca... W Ochojcu rozmawiamy z dobrą godzinę, w końcu się rozstajemy. Flip leci do domu, a ja... cóż... mam koło do remontu...

Wspomnieniowo z Giszowca © amiga