Wyjeżdżam o 7:22. jest zimno... 4 stopnie... wieje nieprzyjemny wiatr... a może jestem przewrażliwiony, weekend był ciężki... i to bardzo... w sumie niewiele spałem, jestem zmęczony... oby więcej nie było takich niespodzianek jak w tą sobotę.... O rowerze nie było mowy, nawet o grzybach czy zwykłym spacerze... Do pracy gnam po szosach... po drogach, z małymi wyjątkami, wpierw w Katowicach na Bałtyckiej i w Zabrzu w parku... Coś czuję, że w tym roku już na krótko nie będę jeździł, jeszcze chwila i trzeba będzie zakładać bieliznę termoaktywną... :(
Wyjeżdżam z firmy tuż po 16... a w zasadzie wyjeżdżamy dzisiaj trochę inny wariant, na bank dłuższy... plan to wstępny objazd trasy na wycieczkę firmową w październiku... termin jest jeszcze nieznany... poza miesiącem... ale już trzeba się do tego przygotować. Trasę z grubsza określił Tomek... zresztą zna tamte okolice dość dokładnie... Ma to być dla amatorów, dla wszystkich, włączeni z dziećmi...
Ruszamy więc w kierunku wieży radiowej w Gliwicach, wstępnie ustaliliśmy, że z tego miejsca będziemy prowadzić całą wycieczkę, kierujemy się na Szałszę, gdzie kombinujemy jak tutaj przejechać by nie pakować się na główną drogę, kombinacje niewiele wnoszą, w końcu odpuszaczamy i fragment zaliczany Tarnogórską. Na Ziemięcickiej pakujemy się na teren prywatny w okolice stadniny koni... szukając jakiegoś przejazdu, ścieżki są, jedziemy nimi, w lesie jednak musimy przedzierać się przez 1,5m jeżyny... to nie jest dobry szlak, a już na bank nie dla dzieci... Już później analizując kilka map, zdjęcia satelitarne wydaje mi się, że powinna być przejezdna droga przez tereny byłego poligony, ale to trzeba sprawdzić przy okazji... jadąc tam jeszcze raz.
Dalej na trasie jest hałda w Czechowicach... niewysoka, podjazd ma może 200m... stosunkowo niewielkie nachylenie... w najgorszym przypadku możemy podprowadzić rowery... za na szczycie czekają na nas całkiem ciekawe widoki... :)
Tuż za hałdą jest ścieżka wijąca się wzdłuż jakiegoś parowu... tutaj trzeba trochę uważać, z lewej strony jest urwisko, na ścieżce zdarzają się korzenie... odcinek nie jest długi, po kilku km wracamy na asfalt i nim do ośrodka przy stawach po zalanej kopalni piasku... To będzie dobre miejsce na odpoczynek, na zjedzenie czegoś, za nami kilkanaście km, ale dla dzieciaków to już całkiem ładny dystans....
Zagadujemy w knajpce... jest szansa nawet na ognisko :), Gdy ruszamy zaczyna szarzeć... hmmm.. chyba zeszło nam więcej czasu niż myślałem, przez lasy docieramy w pobliże osiedla Kopernika i dalej na Łabędy gdzie odnajdujemy lodziarnię mającą w swym repertuarze lody m.inn. o smaku buraczkowo-jabłkowym, czy ogórkowo-selerowym :) Dziś pozostaję jednak przy klasyce, lody z orzechami włoskimi i drugie miętowe :)...
5 minut później znów jesteśmy w drodze, jedziemy pod wiaduktem i... tutaj jest chyba najbardziej niebezpieczne miejsce na całej trasie, nie mam tak zrytej psychy by jechać po 0,5m chodniku gdy tuż obok gnają samochody, Tomek sobie radzi z tym świetnie... osobiście wolałbym jechać drogą... ale nie ja prowadzę, Ten krótki odcinek prowadzę rower... Już chyba wolałbym jechać nad urwiskiem niż tuż przy kamiennej ścianie z lewej i samochodach z prawej...
Nieco dalej zapuszczamy się nad Kłodnicę i wzdłuż niej sprawdzamy jakość ścieżki, może nie jest idealna, ale jest przejezdna i dostatecznie szeroka, by jeden rowerzysta swobodnie nią jechał, jazda parami w tym miejscu jest raczej mało prawdopodobna...
W końcu wyjeżdżamy na DDR-kę na ul portowej, zahaczamy jeszcze o Marinę... jest już późno... może kilometr, może dwa dalej rozstajemy się, Tomek gna do domu, a ja... w zasadzie też jadę do domu, mam jakieś 37 km do przejechania...
Pakuję się na ul Śliwki, wkrótce przejeżdżam, Toszecką, przejeżdżam przez centrum Gliwic, niedaleko firmy, spieszy mi się, jest już kompletnie ciemno. lampki odpalone, gdy mijam "trójkąt bermudzki" zatrzymuję się, muszę zadzwonić, prowadzę kawałek rower i rozmawiam... trochę czasu zeszło, w sumie przeszedłem dobre 4 km... :) gdy chowam tel. i jadę dalej...
Reszta trasy standardowa, tyle, że po ciemku, pora chyba się do tego przyzwyczaić, jeszcze miesiąc i to będzie standard przy dojazdach do Gliwic i z Gliwic...
W domu jestem krótko przed 21... Z grubsza mamy zaplanowaną trasę, teraz tylko korekty... i można będzie ogłosić w firmie radosną nowinę ;)
Wyjeżdżam o 7:25... 15 stopni na starcie... względnie ciepło, gnam po szosach, tyle, że późny wyjazd dodatkowo skutkuje sporym ruchem na drogach, czy to nadchodząca jesień tak na mnie wpływa... czy może coś jeszcze innego... Za to z pozytywów wieje w plecy, dość przyjemnie i szybko mogę pokonać kolejne górki... w firmie jestem prawie o "normalnym" czasie... :)
Wyjeżdżam tuż przed 17... trochę się zasiedziałem, chyba związane to też było z późniejszym dotarciem do pracy... Zapowiedziane są na wieczór przelotne opady, więc o wjeździe do lasu nie myślę, chcę jak najszybciej dotrzeć do domu. W ciągu dnia niebo mocno się zachmurzyło, więc coś w prognozach może być... Więc bez zbędnego kombinowania kręcenia jadę do domu, gdyby jeszcze wiatr łaskawie się odwrócił, a tak muszę z nim walczyć... trudno, za to jutro znów może mnie wspomagać...tylko... chwila, juto mam wolne od rowera... do Gliwic wyjątkowo jadę pociągiem
Dziwnie się układają te prognozy, co chwilę zapowiadane są deszcze, a tu najczęściej nic... bądź lekkie kropienie..., chyba wolałbym wielką ulewę... w tej chwili już potrzeba przynajmniej tygodnia padania, by wszystko wróciło do względnej normy... Kłodnica zaczyna się 1.5 km dalej niż zazwyczaj... przyznam się, że nawet nie wiem skąd wypływa... ale na bank nie ze źródeł... coś innego ją zasila... tylko co? Aż boję się pomyśleć.... Poniedziałkowy wyjazd późny... jest 7:20... gdy ruszam, jakaś masakra... od ponad miesiąca nie mogę "normalnie" wyjechać, jakaś totalna porażka... na dokładkę spory ruch samochodowy, nie lubię takiej jazdy, ale daję sobie radę, zresztą jak po krajówkach pojeździłem w tym roku, to taka popierdóła nie rusza mnie ;) Poranek dość chłodny, 13 stopni... temperatura powoli jednak rośnie... wieje na dokładkę wiatr ze wschodu, trochę mnie wspomoże... Skręcając w Zabrzu w Makoszowską przypominam sobie o remoncie tej drogi.. i poprawieniu krawężników które zrobiły się... za wysokie... i musiałbym zsiadać z roweru by je pokonać, cóż jadę nieco dalej na Jesionową by dopiero tam odbić na ul.Sportową.. chyba będę musiał wrócić do przejazdów ul Miłą... chyba bardziej sensowny wariant...
17:10 - wychodzę z firmy mam dość na dzisiaj... dzień lekko mi się przeciągnął... wiatr zmienił kierunek, teraz dmucha od południa, jest silny porywisty, na dokładkę są zapowiedziane/wywróżone przelotne opady... Kombinuję i początkowo jadę szosami, jednak w Makoszowach coś mnie ciągnie do lasu, jednak sroga przez wiadukt nad A4-ką nie dzisiaj... odbiję nieco inaczej w nowo odkrytą ul.Łączną... podoba mi się ten wariant dojazdu do lasu... A w lesie... spokój cisza, zero ludzi... jedynie jakiś samochód, być może pracownicy leśni przejeżdżali... na Halembie krótki postój pod sklepem... muszę się napić... i dalej w drogę... do domu niedaleko... :) a jeszcze 2 km lasu zostało...
Poranek wita mnie chłodem i silnym wschodnim wiatrem, gdy wsiadam na rower mam wrażenie, że jednak jest ciut cieplej, niż pokazywały prognozy, całe 13 stopni, jest cieplej niż wczoraj... :),niż przepowiadali wróżbici... Jadę szosami, znów wyszedłem kilkanaście minut po 7... niedobrze, ale coś się nie mogę wyzbierać do wcześniejszego wyjazdu... Na szosach względnie luz..., jedzie się przyjemnie, nie ma większych korków, problemów, nawet w Gliwicach wyjazd z bł. Czesława zaskakuje, po prostu przelatuję to skrzyżowanie :)... W firmie szybka kąpiel i do pracy...
Wyjeżdżam z pracy, siedemnasta wybija po kilku minutach jazdy, dzisiaj pomimo dość wysokiej temperatury, chcę jak najszybciej dojechać do domu, muszę przygotować rower na jutro, spakować kilka drobiazgów... Zresztą wypadałoby się też wyspać... tym bardziej, że wraz z Darkiem prowadzimy wycieczkę firmową po okolicznych pałacach , chociaż nie tylko po pałacach. Tym razem zdałem się na doświadczenie i wiedzę Darka... to jego teren, jego okolica, zna ją jak własną kieszeń, ja tylko fragmenty. Ale to dopiero juro...
Gnam szosami.... zależy mi nieco na czasie, ale też czuję już zmęczenie po tygodniu dojazdów.... Na wieczór zapowiedzianie są opady i to solidne. Nie mam ochoty na darmową kąpiel... Wiatr dalej wieje od wschodu, więc dochodzi walka z nim...W domu muszę chwilkę odpocząć... i dopiero zabieram się za metamorfozę rowera, założyć bagażnik, najmniejsze sakwy jakie posiadam, spakować kilak drobiazgów które mogą się jutro przydać... (oby jednak nie)
Wyjeżdżam z domu jest 7:15... klasyk późno, na dokładkę coś gdzieś tam kropi z nieba... W zamian za szarobury poranek mam wiatr w plecy, wieje dokładnie od wschodu... Gnam szosami, w sumie chyba miałbym większą ochotę na leśny wariant, ale coś jednak mnie przekonuje, że powinienem dotrzeć szybciej do firmy... czemu? Chyba lubię tą pracę... Gdyby tak jeszcze było ciutkę cieplej... takie 20 stopni z rana... i 20 z wieczora... Cóż... Jesień coraz bliżej... będzie coraz chłodniej