W końcu nieco wyższa temperatura, w chwili wyjścia jest coś ok 12-13 stopni, świeci słońce, jest naprawdę przyjemnie, jednak dzisiaj nie poszaleję, jadę najkrótszą możliwą drogą, muszę być maź o 18:30 w domu. Chociaż trochę, żal, że nie będzie dzisiaj lasu, nie będzie terenu, za to mogę próbować naciskać mocniej na pedały. Droga klasyczna, no prawie, w Kończycach, a może jeszcze w Pawłowie jadę sprawdzić jak postępują prace na Rogoźnickiej..., i widzę, że idzie im to całkiem sprawnie, poprzedni odcinek zajął im chyba dobre 8 miesięcy, a ten już powoli kończą, tłuczeń leży prawie na całej długości, jeszcze chwila i powinni położyć tutaj asfalt, przynajmniej taką mam nadzieję, w końcu nie będę musiał kombinować nad przejazdem, będzie prościej i szybciej. A dzisiaj jeszcze raz przez ogródki działkowe, drogę w kilku miejscach tarasują samochody z kamieniami, trochę ciężkiego sprzętu. Fajnie, że coś się dzieje. Przejazd z Bielszowic na Wirek skrótem :), piękna droga, ale widzę iż niewiele osób o niej wie... mija mnie może kilka samochodów na km... reszta jedzie dookoła. Pewnie to kwestia przyzwyczajenia, a może też tego że nie ma żadnych drogowskazów... Pomiędzy Wirkiem, a Kochłowicami również jadę nieco inaczej, tym razem ciut dłuższym wariantem po czerwonej rowerówce, ale w tym miejscu mi odpowiada. Dojeżdżam do Katowic, jeszcze chwila i melduję się w domu.
Mike Oldfield & Miriam Stockley - Moonlight Shadow
Wychodzę znowu kilka minut po 16:00, spieszy mi się, za 2 godziny szykuje się impreza urodzinowa szwagra, mała kameralna, ale w piątek. Może to i lepiej? Nie wjeżdżam do lasu, po raz kolejny jadę drogami, o tej porze ruch jest wzmożony, jednak nie zwracam na to uwagi, po raz kolejny zwiedzam Rogoźnicką w Zabrzu, czemu... zupełnie nie wiem, mogłem w końcu skręcić wcześniej... i problem wykopków drogowych zupełnie by nie istniał. Jutro za to szykuje się krótki wyjazd do centrum Katowic pokibicować koleżankom w Miejskim Rajdzie Przygodowym.
W domu melduję się przed 18:00, teraz szybka kąpiel i na urodziny... będzie się działo.
Po wczorajszym niepracowym dniu dzisiaj pora wybrać się do Gliwic, ech gdyby lekarka wiedziała..., chociaż w domu pewnie i tak bym nie usiedział więc co za różnica?
Dzisiaj zdecydowanie chłodniej, niż we wtorek..., gdzie się podziało te 12 stopni z rana... Dobrze, że świeci chociaż słońce.
Klasycznie wyjeżdżam dość późno i jadę szosami, najkrótszym możliwym wariantem. Po raz kolejny w Kochłowicach kolejka, czyżby coś się zmieniło? Wcześniej korki w tym miejscu to była raczej rzadkość, a w tym tygodniu w zasadzie to norma. Podjazd w kierunku Wirka dzisiaj mnie męczy, niemiłosiernie, zaczynam się obawiać co będzie gdy pojedziemy do Miechowa... Na BO odpadałem, a tam nie będzie litości, tamten teren nie wybacza.
W Zabrzu jakiś wariat wyprzedza mnie na zakręcie..., masakra, gdzie mu się tak spieszy..., 10s później już bylibyśmy na prostej...
Za to Gliwice znowu poste, to chyba jedyna zaleta późniejszych wyjazdów ;p
Kraftwerk - Autobahn Nadzwyczaj ciepły poranek, tyle, że znowu wychodzę późno, trudno, pojadę szosami. Przy 9 stopniach na starcie ubieram się nieco lżej..., idealnie i jeszcze to słońce, za to na drogach sporo samochodów, dam radę, w końcu to nie pierwszy raz ;P Za to pomarańczka idzie dzisiaj do serwisu..., do wymiany przednia przerzutka + linki i kilka innych drobiazgów. Przy okazji czeka mnie prostowanie ostatnio skręconego haka... mam nadzieję, że chłopaki sobie z tym poradzą. Chyba pora rozejrzeć się też za jakimś zapasowym, bo... licho nie śpi. Do Gliwic dojeżdżam w całkiem niezłym czasie jak na samopoczucie..., jutro już jest pewne, że idę odwiedzić lekarza..., bo tak nie może być...., bym na płaskim terenie umierał... Muszę też w końcu dać Gianta na wymianę szprych. Zrobię to jednak gdzieś w pobliżu domu..., bo w tej chwili pewnie większość serwisów będzie miało pełne obłożenie, a to nie zajmuje 5 minut.
Kolejne dość ciepłe popołudnie, pora ruszyć w drogę powrotną, po lesie :), a jak.
W ciągu dnia wstawiłem rower do serwisu i masakra, jedyną przerzutką jaka była dostępna w 3 najbliższych serwisach to Deore, Mam nadzieję, że nie będę miał z nią problemów... Pierwsza była taka sobie, XT-k działał rewelacyjnie do... czasu. Chwila rozmowy z jednym z serwisantów i podobno XT-ki tak mają, że leci im po jakimś czasie sprężyna, a ze mną nie miała lekko. Błoto, piasek, woda..., wszystko co było na drodze, na maratonach. Jej czas minął, ale zostawiam ją sobie na pamiątkę.
W drodze testuję nową konfigurację..., działają wszystkie przełożenia, nawet najmniejsza zębatka z przodu..., może się przydać w Miechowie w najbliższą niedzielę :)