Wpisy archiwalne w kategorii

do 136km

Dystans całkowity:17562.19 km (w terenie 3900.00 km; 22.21%)
Czas w ruchu:1001:47
Średnia prędkość:17.53 km/h
Maksymalna prędkość:63.92 km/h
Suma podjazdów:99129 m
Maks. tętno maksymalne:236 (128 %)
Maks. tętno średnie:152 (82 %)
Suma kalorii:716912 kcal
Liczba aktywności:181
Średnio na aktywność:97.03 km i 5h 32m
Więcej statystyk

Pod przewodnictwem Posterunkowej :)

Niedziela, 13 lipca 2014 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Gregorian - the moment of peace

Weekend wypadł mi z kalendarza wyjazdów maratonowych zresztą i piątek i sobota były zupełnie bezrowerowe. Za to dzisiaj wstaję o 3:30 - to nie moja pora..., ale po 5:00 mam pociąg na który muszę zdążyć... 4:20 jestem na zewnątrz, jest chłodno, ale prognozy mówią coś o możliwych 30 stopniach. Dojeżdżam do dworca PKP, pakuję się do pociągu i mam 3 godziny... tylko na co? Sen nie przychodzi, zresztą specjalnie nie mam na niego ochoty..., tym bardziej, że wczoraj odpuściłem mecz i spać poszedłem ok 21:00
Kilka min. po 8:00 jestem w Piotrkowie Trybunalskim, pierwsze o czym myślę, to wizyta w sklepie, jakaś woda mineralna się przyda dzisiaj, ale czasu nie ma... spieszy mi się, szybko wyjeżdżam z miasta zatrzymując się jeszcze na chwilę tuż za Piotrkowem przy pomniku...
Pomnik w Piotrkowie Trybunalskim
Pomnik w Piotrkowie Trybunalskim © amiga

Kierunek Wolbórz - trasa nakreślona przez Karolinę na mapach nawet nie ma większości tych dróg, wczoraj jeszcze starałem się zapamiętać jak powinienem jechać i trochę na wariata jadę wzdłuż S8, W Polichnie mam przejechać przez wiadukt na drugą stronę i dalej po drodze technicznej. 
Przejeżdżając przez wiadukt czuję silny zachodni podmuch..., oj powrót może być ciężki, ciekawe jak Posterunkowa daje sobie radę? W końcu cały czas jedzie pod wiatr. Okazuje się, że jest tuż za wiaduktem, zdążyła przejechać większość trasy..., 
Krótka przerwa i powitanie... po czym ruszamy do pobliskiego Wolborza, gdzie zatrzymujemy się kolejno przy pałacu Biskupów Kujawskich (obecnie jest w nim szkoła), zahaczamy również o park przypałacowy, by wyjechać z drugiej strony. 

Pałac Biskupów Kujawskich
Pałac Biskupów Kujawskich © amiga
Pałac Biskupów Kujawskich z drugiej strony
Pałac Biskupów Kujawskich z drugiej strony © amiga

Kolejne przerwy przy kościele św Michała i kaplicy św. Anny. 
Kościół św Michała w Wolborzu
Kościół św Michała w Wolborzu © amiga
Kaplica św Anny
Kaplica św Anny © amiga
Niektóre pomniki zwracają uwagę
Niektóre pomniki zwracają uwagę © amiga

Lecimy dalej, Karolina pyta się czy nie za wolno... spoglądam na licznik, lecimy ponad 30km/h... W piorunowym tempie docieramy do Tomaszowa Mazowieckiego, przelatujemy przez centrum i w zasadzie zatrzymujemy się po drugiej stronie miasta przy zakładach Wistom (jeżeli się nie mylę), a w zasadzie przy tym co po nich zostało. Może kiedyś będzie okazja na jakąś dłuższą eksplorację... jednak dzisiejszy plan wycieczki jest inny... 
Teraz to już ruina
Teraz to już ruina © amiga
Za to przyroda się odradza
Za to przyroda się odradza © amiga

Nieco dalej jest bajkowa chatka... oczywiście krótka przerwa, na kilka fot i jedziemy dalej...

Bajkowa chatka
Bajkowa chatka © amiga
Darek przy chatce z bajki w Dąbrowie
Darek przy chatce z bajki w Dąbrowie © Tymoteuszka

do Konewki gdzie do zwiedzenia czeka na nas wielki prawie 400m bunkier kolejowy... 1.5 roku wcześniej zwiedzałem jego klona w Jeleniu, tamten niestety jest zaniedbany, podniszczony. ten w Konewce miał więcej szczęścia. Wchodzimy do środka, jest wyraźnie chłodniej niż na zewnątrz... Przypuszczam, że utrzymuje się tutaj stała temperatura gdzieś w okolicy 10 stopni... 
Wewnątrz bunkra w Konewce
Wewnątrz bunkra w Konewce © amiga
Jakiś posterunek?
Jakiś posterunek? © amiga
Radio jeszcze działa
Radio jeszcze działa © amiga
Graffiti z drugiej wojny
Graffiti z drugiej wojny © amiga
Bunkier z drugiej strony
Bunkier z drugiej strony © amiga
Trochę sprzętu jest
Trochę sprzętu jest © amiga

Zziębnięci wychodzimy na zewnątrz, tyle, że tutaj zaszło słońce i również jest nie za gorąco... robimy sobie ciut dłuższą przerwę posilając się niespodzianką Karoliny :)

Przez Królową Wolę docieramy w pobliże Inowłodza, kolejno zwiedzamy, Cmentarz Wojskowy z pierwszej wojny światowej,
Na cmentarzu z I wojny w inowłodzu
Na cmentarzu z I wojny w inowłodzu © amiga
Krzyż z 1914 roku
Krzyż z 1914 roku © amiga
Proste drewniane krzyże
Proste drewniane krzyże © amiga
Tablica informacyjna
Tablica informacyjna © amiga

kościół św. Idziego z dość stromym kamiennym podjazdem.. 
Jest ostro pod górę, a ja się uśmiecham?
Jest ostro pod górę, a ja się uśmiecham? © Tymoteuszka
Darek tutaj doświadczył namiastki Śnieżki ;)
Darek tutaj doświadczył namiastki Śnieżki ;) © Tymoteuszka
Kosciół św Idziego
Kościół św Idziego © amiga
Rozciągająca się panorama
Rozciągająca się panorama © amiga
Jedna ze stronic księgi
Jedna ze stronic księgi © amiga
Jeszcze na dole jest coś
Jeszcze na dole jest coś © amiga
Pomnik króla
Pomnik króla © amiga

odnowiony zamek... a w zasadzie ruiny zamku
Wewnątrz zamku
Wewnątrz zamku © amiga
Widać kościół św Idziego na wzgórzu
Widać kościół św Idziego na wzgórzu © amiga
Rampa
Rampa © amiga

i coś co mnie zupełnie zaskoczyło w ty miejscu - Synagoga. Wewnątrz jest sklep spożywczy, co jeszcze bardziej mnie zaskakuje. Wchodzę do środka, nie foce, ale polichromie robią wrażenie. Dziwnie na mnie to miejsce podziałało, bo kupiłem za dużo wody mineralnej..., teraz będę musiał to tachać... w plecaku nie ma miejsca nawet na aparat. 

Synagoga w Inowłodzu
Synagoga w Inowłodzu © amiga

Ruszamy dalej, ja z uwieszonym na szyi Nikonem i 4kg balastem w plecaku ;P, jednak kawałek dalej kolejna przerwa, w sumie nie powinno mnie to miejsce dziwić, bo to Kirkut... tyle, że stan pozostawia wiele do życzenia, nie wiem czemu, ale pierwsze skojarzenie mam z filmem "Pokłosie".
Kirkut w Inowłodzu
Kirkut w Inowłodzu © amiga
Strasznei zniszczone
Strasznie zniszczone © amiga
Ale ktoś położył te kamienie
Ale ktoś położył te kamienie © amiga
Ale ktoś położył te kamienie
Ale ktoś położył te kamienie © amiga
Paskudnie to wygląda
Paskudnie to wygląda © amiga
Czemu kojarzy mi się to z Pokłosiem?
Czemu kojarzy mi się to z Pokłosiem? © amiga

Tuż obok znajduje się kopalnia odkrywkowa... i częściowo odkopany bunkier... 

A tuż obok jest odkrywka
A tuż obok jest odkrywka © amiga

Kierunek Spała DK48, nieprzyjemny fragment, tym bardziej, że samochodów jak "mrówków", dzisiaj jest jarmark, ludu co niemiara..., odpuszczamy to miejsce, zatrzymujemy się jedynie przy żubrze... symbolu Spały...
Z żubrem w krainie żubra
Z żubrem w krainie żubra © Tymoteuszka

Staramy się nieco pociągnąć, powoli musimy zawracać, na 17:00 muszę być w Piotrkowie...., droga którą wybrała Karolina jest mi znana, przejeżdżamy w pobliżu bunkra w Jeleniu :), ale dzisiaj to nie czas na zwiedzanie tego miejsca...
Pora coś zjeść, ale trzeba wpierw tam dojechać, po drodze zatrzymujemy się jeszcze na Tamie na zalewie Sulejowskim, 
Widok na Pilicę
Widok na Pilicę © amiga
I zalew Sulejowski
I zalew Sulejowski © amiga

a popas robimy w naleśnikarni w Swolszewicach Małych, gdzie kupujemy.... kotlety schabowe ;P.

Kilka kg później ruszamy do Piotrkowa, kierując się wpierw na Polichno i później wzdłuż S8 do miasta. 

Poszło to dość zgrabnie i w centrum jesteśmy prawie godzinę przed czasem odjazdu pociągu..., więc jest chwila czasu by zatrzymać się przy Kirkucie, Synagodze, na rynku, przy zamku :), więzieniu...

Kirkut w Piotrkowie Trybunalskim
Kirkut w Piotrkowie Trybunalskim © amiga
Wielka Synagowa
Wielka Synagowa © amiga
Z tej strony też ciekawie
Z tej strony też ciekawie © amiga
Zamek w Piotrkowie
Zamek w Piotrkowie © amiga
Na rynku
Na rynku © amiga
I przy byłym więzieniu
I przy byłym więzieniu © amiga

Wkrótce osiągamy dworzec PKP, chwila rozmowy i... niestety pociąg podjeżdża... krótkie pożegnanie...,
Szkoda, że ten dzień był taki krótki, jeszcze z Taką przewodniczką... Dzięki za wszystko, za poświęcenie mi czasu... liczę na kolejne wycieczki... :) jeżeli czas Ci na to pozwoli.

A w pociągu niestety jak to na kolei... przedział na rowery nie istnieje, zmuszony jestem do pilnowania rowera gdzieś pomiędzy przedziałami, w którym momencie zauważam, że zerwałem szprychę w tylnym kole, w domu będę miał zajęcie... Gdzieś za Zawierciem przebija mi się dętka... jak na czym nie wiem, ale faktem jest że powietrze uchodzi w kilka sekund... masakra... 
Tuż po wyjściu z pociągu zmuszony jestem do wymiany dętki. Do domu pozostało ok 6.5km... docieram przed meczem... 


BikeOrient Jura Wieluńska 2014

Sobota, 28 czerwca 2014 · Komentarze(11)
Uczestnicy
Ancient Bards - A New Dawn Ending
Sobotni poranek ruszamy z lekkim poślizgiem do Krzeczowa położonego niedaleko Wielunia, to tam rozgrywana jest kolejna edycja BikeOrientu. Ciężko powiedzieć czego się spodziewać, Piotrek obiecał masę piachu, świetną zabawę i pogodę. Już na miejscu chwila na powitania ze znajomymi, a muszę przyznać, że frekwencja dopisała, ponad 200 uczestników…
Organizator BikeOrientu :)
Organizator BikeOrientu :) © amiga
Powoli docierają zawodnicy
Powoli docierają zawodnicy © amiga
Jeszcze chwila
Jeszcze chwila © amiga
Kilka zdjęć
Kilka zdjęć © amiga
Kilka ujęć
Kilka ujęć © amiga
Trzeba wysłuchać uwag przed startem
Trzeba wysłuchać uwag przed startem © amiga
Rozrysować wariant
Rozrysować wariant © amiga
Pewnie każdy będzie jechał innym wariantem
Pewnie każdy będzie jechał innym wariantem © amiga
To o czymś świadczy.Trzeba jedna przygotować rowery i.. siebie do pokonania ok 100km, ok 9:30 rozpoczyna się odprawa, kilka ważnych informacji i dostajemy mapy, mamy sporo czasu na wyrysowanie wariantu, start za ok 15 minut. Spoglądając na mapę wariant jest… nieoczywisty, zacząć można od 2 punktów, jednak później pewnie grupy podzielą się na mniejsze, i mniejsze i mniejsze… Pewnie dość szybko zostaniemy sami…
Wybija godzina S, ruszamy, jako pierwszy wybieramy

PK2 - Dno wąwozu

Tak jak się spodziewaliśmy, do punktu ciągnie spora grupa bikerów, pomimo tego zjazd z szosy nie jest oczywisty, wiele osób przestrzeliwuje go… my z tym nie mamy problemów, wjeżdżamy poprawnie i podążając za bikerami docieramy na właściwy PK, chociaż miejsce jest nie do końca oczywiste, wąwozów jest więcej i można było krążyć przy tym wcześniejszym. Trzeba było dobrze wczytać się w dołączone rozświetlenie aby to zauważyć. Jednak przy takiej ilości zawodników, nawet spora pomyłka byłaby szybko skorygowana, dałoby się na upartego przeczesać całkiem spory teren w krótkim czasie. Niemniej jest to dla nas informacje, że trzeba będzie się dokładanie wczytywać w mapę, w rozświetlenia. Podbijamy karty i ruszamy na

PK8 – Zakręt wąwozu


Czeka nad dość długi przelot, Za to pod koniec wybieramy ciut dłuższą drogę, ale z mapy wynika, że powinna być lepsza, tak też się dzieje, gdy mijamy miejsce gdzie łączą się 2 warianty to jesteśmy zadowoleni z naszego wybory, „alternatywa” jest dość mocno zarośnięta, więc co z tego, że krótsza.
Do miejsca umieszczenia lampionu docieramy szybko i bez najmniejszych problemów, cokolwiek by nie mówić to na BikeOrientach PK zawsze są na miejscu. Minute później jedziemy na
W pobliżu PK
W pobliżu PK © amiga
Wracający Darek
Wracający Darek © amiga

PK11 - Dół

W między czasie Darek pyta się mnie czy widziałem opis punktu…, oczywiście, że nie, bo opisy mam z drugiej strony mapy. Dochodzi do małego nieporozumienia gdy zaczynam szukać opisu Pk na dole mapy… ech…
Dojeżdżamy do miejsca gdzie spodziewamy się ścieżki dojazdowej w pobliże punktu widokowego z Krzyżem Jubileuszowym. Tyle, że wjechaliśmy jedną przecinkę dalej, różnica ok 50m… więc decydujemy się stanąć na wysokości granicy lasu i z buta pokonać pole. Kolejny raz odnalezienie lampionu nie stwarza nam problemu. Pora na
W dołku
W dołku © amiga
Przez pole
Przez pole © amiga

PK18 – źródło

Punkt położony jest dość blisko, okolicę osiągamy dość szybko, jednak w tym miejscu ścieżek i rozwidleń jest jakby więcej, posiłkując się kompasem wybieramy tą która powinna być właściwa i… oczywiście tak jest. Z to źródełko zaskakuje. Na mapie opisane jest jako  Źródełko Objawienia tyle, że nic nie wskazuje na to co tam zastajemy. Robi to niesamowite wrażenie. Jadąc już w kierunku kolejnego PK zauważamy na drzewach kolejne stacje drogi krzyżowej.
Zaskakujące miejsce
Zaskakujące miejsce © amiga
Naprawdę robi wrażenie
Naprawdę robi wrażenie © amiga
Nowa rzeźba
Nowa rzeźba © amiga

PK14 – Dół

Umieszczony dość blisko poprzedniego z namierzeniem okolicy nie mamy najmniejszych problemów, za to tuż przy chwila konsternacji, opis to dół, a w pobliżu jest kilka wzniesień… Przyglądamy się mapie i widać, że tzw. dół musi być na szczycie jednego z nich. Patrząc po ścieżkach to ten interesujący nas musi być może 50m na północ od nas. Tak też jest. Karty przedziurkowane więc możemy jechać dalej.
Kolejny PK
Kolejny PK © amiga

PK17 – Skrzyżowanie przecinki ze strumieniem

Trochę dłuższy dojazd niż ostatnio, jednak również nie mamy najmniejszych problemów z wjazdem na PK. Tyle, że podczas dojazdu czuję iż tylna opona ma trochę za mało powietrza. Stajemy przy lampionie i wymieniam dętkę. Mija 10 min, gzy i komary dają nam znać o sobie, to… chyba najgorsze miejsce na taką awarię. Nie dopompowuję koła, zrobię to później, jeżeli stąd natychmiast nie wyjedziemy to zjedzą nas żywcem… Wydostajemy się na drogę zdecydowanie lepiej.
Widoki piękne
Widoki piękne © amiga

PK5 – Dno wyrobiska

Lubię takie opisy, już wcześniej kilka razy wyprowadzały nas w pole… tym bardziej, że często wyrobiskiem okazuje się niewielki dołek ;) W okolice OK dostajemy się bez problemu, tyle, że na miejscu jest kopalnia odkrywkowa… Hmmm. Czyży PK był na dole? Coś tutaj nie gra, nie podejrzewam aby Piotrek postawił lampion na dnie czynnej kopalni… Zauważamy jednak jeszcze coś, do tego punktu mamy rozświetlenie i już wiemy, że lampion musi być kawałek dalej, a wyrobisko jest mocno porośnięte drzewami. Straciliśmy kilka min, ale i tak jest nieźle.

PK7 – Róg lasu


Zaczynamy powoli odczuwać zmęczenie, piasku jak do tej pory było stosunkowo niewiele, ale i tak dawał się we znaki. Jadąc przez Załęcze Małe popełniamy błąd i wjeżdżamy o jedną drogę wcześniej, Na dokładkę zaczyna lać, wiać, temperatura w krótkim czasie spada do ok 16 stopni. Walące pioruny nie upraszczają orientacji w terenie. Efekt… tracimy dobre kilkanaście minut. W końcu jedak ponownie pochylamy się nad mapą i widzimy gdzie popełniliśmy błąd. Zjeżdżamy do drogi i tym razem trafiamy bezbłędnie. Na miejscu kręci się kilka osób, więc samo odnalezienie perforatora banalne.

PK6 – Podstawa skały


Poruszamy się czerwonym szlakiem, powinien nas podprowadzić prawie pod punkt, Na miejscu natrafiamy na grupę bikerów, próbujących odszukać lampion, wszyscy krążą po okolicy i twierdzą, że PK niema, tyle, że coś jest nie tak, Darek dzwoni do organizatora, chwila rozmowy i… nie było zgłoszeń, że lampionu nie ma. Więc jesteśmy w niewłaściwym miejscu. 3 minuty później odnajdujemy właściwą skałkę (standardowo jest ich więcej) i nasz lampion. Pora udać się na

Bufet mapa z PK1


Walcząc z piaskami na drodze dojazdowej zaliczam glebę…kierownica uderza mnie kolano, czuję ból…, ale chwilę później jest już lepiej, wsiadam na rower i jedziemy na bufet. Miejsce oczywiste, widoczne z daleka. Do zjedzenia są owoce, ciasto, batony i oczywiście woda. Uzupełniamy zapasy, staram się wypłukać rower z piasku w Warcie i musimy nanieść na naszą mapę umiejscowienie PK1 z dostępnego na bufecie rozświetlenia. Dodatkowe utrudnienie

PK1 – bez opisu (wejście do jaskini)


Ruszamy w grupie 4 osób, na miejsce ciągną jednak „pociągi” więc z dojazdem do Pk nie na najmniejszego problemu. Karty podbite i jedziemy na

PK19 – podnóże wapiennika


Większość terenem, docieramy na miejsce bez większego problemu, pod wapiennikiem spotykamy 2 zawodników wracających od PK. Jest nieźle, za to błąd przy PK7 zaczyna się mścić. Straciliśmy tam za dużo czasu. Decydujemy się na odpuszczenie PK12, PK16 i PK20. Skracamy przejazd. Kierujemy się na
Chyba trzeba będzie skakać
Chyba trzeba będzie skakać © amiga

PK13 – Szczyt wzniesienia

Ciągniemy DK42, ruch jest niewielki więc nie stwarza to większego problemu, W dość ekspresowym tempie docieramy do Działoszyna. Krótki, ale męczący podjazd i wbijamy się w teren. Po raz kolejny zaczyna lać, słychać uderzenia piorunów. Szczyt wzniesienia to idealne miejsce w trakcie burzy….
Na szczęście lampion odnaleziony błyskawicznie i możemy zjeżdżam w kierunku drogi prowadzącej na Bobrowniki która ma nas doprowadzić w pobliże PK4.

Awaria


Mijając cmentarz czuję bicie tylnego koła, pierwsza myśl to… zerwałem szprychę…
Zatrzymuję się spoglądam na koło…, oponę… 10cm rozdarcie tuż przy obręczy, to koniec jazdy na dzisiaj… przynajmniej mojej, proponuję by Darek pojechał dalej, ale nie chce… stajemy na poboczu zdejmuję koło i widzę w czarnych barwach możliwość zrobienia z tym czegokolwiek. Dziura jest za wielka. Zagaduje jakiegoś lokalnego bikera o sklep rowerowy, ale jest sobota 16:00. Szanse zerowe… Wypakowuję plecak, szybki remanent. Poświęcam jedną z dętek, rozcinam ją dzięki temu uzyskuję długie łaty, jedną wklejam od środka… zakładam oponę na obręcz, teraz dętka, delikatnie pod podpompowuję i zakładam drugi fragment rozciętej dętki od zewnątrz, gdzieś w plecaku odnajduję jeszcze kropelkę lub coś podobnego… Sklejam tyle ile się da… Teraz w ruch idzie skocz… Zaczynam pompować, koło chyba jest nieźle. 30PSI więcej nie ryzykuję, muszę tylko dojechać. Do mety mam może kilkanaście km. Oczywiście o zbieraniu PK nie mam mowy.
No i po zawodach
No i po zawodach © amiga

Za duże ryzyko, że będę musiał z buta kończyć maraton. Odbijamy na Szczyty i dalej już na Krzeczów. Czuję spore bicie na kole… rower jest niestabilny przy zjazdach na których osiągam ok 40km/h hamuję… 30 min później osiągamy
Metę

Mamy zaliczone 12 punktów o jeden za dużo na trasę mega i sporo za mało by liczyć się na giga. Za to mamy sporo czasu by zjeść, doprowadzić siebie i rowery do stanu używalności i porozmawiać ze znajomymi, wymienić się uwagami. Rozdanie nagród i tombola zaczyna się ok 19:00. Darek zdobywa nową mapę :) Jednak czas nagli. Pora wracać na Śląsk. Było pięknie, jak zawsze na BikeOriencie.
Przestało padać
Przestało padać © amiga
Nagrody już przygotowane
Nagrody już przygotowane © amiga
Można jeszcze porozmawiać
Można jeszcze porozmawiać © amiga
Chyba już wszyscy dotarli
Chyba już wszyscy dotarli © amiga
Jeszcze tylko przygotować się do zdjęcia
Jeszcze tylko przygotować się do zdjęcia © amiga
Grupowa fotka
Grupowa fotka © amiga

Powrót z Siewierza

Niedziela, 15 czerwca 2014 · Komentarze(0)
ARCH ENEMY - War Eternal

Minął wieczór i noc spotkania integracyjnego, wszyscy nieźle się bawili, a już na 100% rowerzyści.
Pomimo tego, że ze sceny zszedłem ok 3:00 budzę się o 7:00 i... co dalej...., na placu pustki.., śniadania za ok 2 godziny. Pozbierałem się i poszedłem na mały rekonesans po okolicy, zobaczyć pobliski zalew. Na rower jest zdecydowanie za wcześnie..., a już na 100% nie w wersji szosowej. 

Zajazd Leśny w Siewierzu
Zajazd Leśny w Siewierzu © amiga

Wracam przed 10:00, trafiam na śniadanie..., chwila rozmowy z bikerami i ustalamy, że wracamy ok 11:30, wariant skrócony, bocznymi drogami, z grubsza do pokonania ok 60km. Wracających jest nieco mniej, część osób ma inne plany na dzisiaj, kilka wyjechało wcześniej,  rana czy dzień wcześniej, niektórzy wracają samochodami, a na starcie staje kilkanaście osób. 


Początkowo jedziemy lasami, pierwsze 10km to las jednak dalej wjeżdżamy do Zadzienia, Mierzęcic i pierwsza premia górska w Nowej Wsi. Na szczycie witają nas dzwony kościoła, odpust i... otwarty sklep. Z tego ostatniego dość skrzętnie korzystamy. 

Pożegnanie w Świerklańcu
Pożegnanie w Świerklańcu © amiga
Po kilku minutach ruszamy... i chwila dowiaduję się, że to nie był najbardziej hardcorowy podjazd zaplanowany przez Darka na dzisiaj... jest jeszcze jeden... za Świerklańcem w Kozłowej Górze :) i muszę przyznać, że faktycznie było gdzie się spocić..., w między czasie odłączył się od nas Jacek spieszący się do Chorzowa. 


Reszta ekipy gna dalej. Na rynku w Radzionkowie kolejna przerwa..., czas na kąpiel ;)

Przerwa w Radzionkowie
Przerwa w Radzionkowie © amiga
Trzeba się ochłodzić
Trzeba się ochłodzić © amiga
Czas jednak goni więc zbieramy się i jedziemy dalej, wkrótce osiągamy Miechowice, Zabrze i w końcu Gliwice, po drodze odłączają się kolejne osoby. Do bram firmy dociera garstka pracowników, tam dłuższa chwila na przepakowanie się i po kilkudziesięciu minutach każdy rusza do domu. 

Już w Gliwicach
Już w Gliwicach © amiga

Odbijam na Katowice na standardową drogę dojazdową, ale na Sośnicy stwierdzam, że chyba najwyższa pora coś zjeść, rozglądam się za jakimś sklepem i trafiam na lokalnego fastfooda. Tego mi chyba było potrzeba. 30 min później siedzę znowu na rowerze powoli bliżając się do domu. Muszę przyznać, że czuję zmęczenie...., ale też jestem zaskoczony jak niesamowici są współpracownicy, w 2 dni zaliczyliśmy ok 140km w dość sporą ekipą... Liczę na powtórzenie takich wyjazdów..., niekoniecznie na spotkanie integracyjne które dopiero za rok..., może uda się zorganizować coś wcześniej?





Spotkanie integracyjne Siewierz 2014

Sobota, 14 czerwca 2014 · Komentarze(1)
Amanda Palmer - Guitar Hero

Sobota... wybiła 4:00, wstaję a w zasadzie to zwlekam się..., to nie moja pora na wstawanie. Zbieram się, ale idzie mi to nieskładnie, w nocy około pierwszej słyszałem, że coś się stało o kołem, ssyk i widziałem, że uciekło powietrze z koła. Czemu?
Dopiero z rana sprawdziłem co się stało: puściła łatka... więc dla świętego spokoju połatałem ją założyłem i w drogę o 5:20.
Około 6:30 melduję się pod firmą, dzwoni Darek... spóźni się nieco... awaria rowera... 

Ekipa się zbiera
Ekipa się zbiera © amiga

Otwieram pomieszczenia, zbieram gadżety i wkrótce docierają kolejni rowerzyści... w ciągu 30 minut jesteśmy już w komplecie, możemy jechać na... firmowe spotkanie integracyjne w Siewierzu.
Udało się zebrać 29 osób, tylko jedna zrezygnowała ze względy na anginę, resztę nie przestraszyły prognozy i możliwe lokalne burze.
Kwiat Etisoftu na trasie
Kwiat Etisoftu na trasie © amiga

Ruszamy z 25 minutowym opóźnieniem... prowadzimy z Darkiem na zmianę, krótka przerwa w okolicy stadionu Piasta, dołącza do nas Natalia, nieco dalej przed leśną czeka na nas 2 kolejnych uczestników w Rokitnicy dołącza się kolejne kilka osób. Silną grupą jedziemy dalej.

Chwila przerwy
Chwila przerwy © amiga

Pierwszy fragment jest mocno pofałdowany, to tutaj spodziewamy się największych kłopotów, okolice Ostoi Miechowickiej i DSD oraz droga do Nakła Śląskiego mogą stwarzać problemy.
Wszyscy zadowoleni
Wszyscy zadowoleni © amiga

Nikt się jednak nie poddaje, wszyscy jadą, tempo oczywiście różne, niemniej na krótkich postojach grupa łączy się. 
Pierwszy "duży" postój przy tulipanowcach w Miechowickiej Ostoi Leśnej, kolejny nieco krótszy w okolicy DSD.
Dojeżdżając do jeziora Chechło-Nakło zaczyna delikatnie kropić, stajemy w pobliskich knajpkach, na zachodzie widać ciemne chmury, spróbujemy przeczekać. 
Trzeba przeczekać chwilę
Trzeba przeczekać chwilę © amiga
Krzysiek
Krzysiek © amiga
Agnieszka ;)
Agnieszka ;) © amiga
Tomek pozuje z misiem
Tomek pozuje z misiem © amiga
Burze nas ominęły, 30 minut później ruszamy dalej, zaczyna się odcinek leśny, z dala od zgiełku, od dróg, ruchu... chyba też dodatkowe siły wstąpiły w kolegów i koleżanki, może dlatego, że to już półmetek? Kierujemy się na Pasieki w pobliżu Bibieli, chcemy pokazać zalaną kopalnię, a w zasadzie to co jest w tym miejscu, czyli urokliwe mieniące się stawili i.... ruiny (jest ich niewiele).
Gnamy ile sił w nogach
Gnamy ile sił w nogach © amiga

Po krótkim odpoczynku pora ruszyć dalej, musimy wydostać się w okolicy Ożarowic, peleton zaczyna się delikatnie rwać, ponownie łączymy się w pobliżu lotniska. 
I co z tego, że teren
I co z tego, że teren © amiga

Czeka nas prostszy kawałek po szosach, ale na otwartym terenie, przejeżdżamy przez Zendek i na chwilę zatrzymuję się przy kościele gdzie witwa nas Olga ;), tyle, że pozostali bikerzy jadą dalej bez zatrzymania..., a mogliśmy uzupełnić elektrolity :)
Co ciekawe im bliżej jesteśmy Siewierza tym szybciej jedziemy..., to dość zaskakujące. Przy bunkrze zostajemy z Darkiem tyłu i chwilę trwa zanim doganiamy resztę, Darek ciągnie do przodu, ja zostaję z tyłu by nikt nie został gdzieś w lesie.
Kolejna przerwa... w okolicach Zendka
Kolejna przerwa... w okolicach Zendka © amiga
Powoli ruszamy dalej
Powoli ruszamy dalej © amiga
Darek zamyka peleton
Darek zamyka peleton © amiga

Przed nami ostatni 12-13km odcinek po lesie, wkrótce mała przeprawa po piachach - na szczęście to krótki odcinek 300-400m, słyszę kilka uwag pod adresem projektanta trasy - czyli mnie bo... to moja robota w tym miejscu... Na szczęście dalej jest już bezproblemowo. Pod koniec krótki deszcz wymusza na nas założenie przeciwdeszczówek. Ostatnia zbiórka tuż przed zajazdem leśnym i w komplecie wjeżdżamy na teren ośrodka. 
Zaskoczenie, na naszą cześć zostały odpalone szampany, ludzie wiwatują..., szok, widzę, że na wszystkich to działa... wszyscy zadowoleni.
Dobry duch EBT
Dobry duch EBT © amiga

Już później rozmawiając z kolegami, koleżankami to... nie było nikogo kto by żałował wyjazdu, pomimo tego, że kilka osób zrobiło życiową trasę a niektórzy byli w tym roku pierwszy raz na rowerze. 
Zaskoczyła też średnia, bo wszyscy z którymi rozmawialiśmy twierdzili, że 15km/h przy tak dużej grupie jest nie do utrzymania..., a nam wyszło ok 18km/h. Mało tego spodziewaliśmy się awarii, a było ich zaskakująco mało, jedna guma jeszcze przed ruszeniem z Gliwic i drobne problemu z kołem w jednym z rowerów... ale to wszystko udało się dość szybko usunąć i problem w zasadzie nie istniał...  

Ciupaga Orient

Sobota, 7 czerwca 2014 · Komentarze(1)
Kac - Koniec Świata

Zapowiada się ciężki maraton górski, baza zlokalizowana jest w Jordanowie na granicy Beskidu Żywieckiego i Makowskiego. Jak zapowiadają organizatorzy do pokonania będzie 165km w poziomie i 4500m w pionie w czasie 13 godzin. Całość została podzielona na 2 pętle, pierwsza o długości ok 110km i druga 46km. Prognozy wskazują na bezchmurne niebo i temperaturę oscylującą w okolicach 30 stopni. W pierwszej chwili jesteśmy z tego zadowoleni, bo to spora odmiana po ciągnących się deszczach, pluchach, śnieżycach… Po chwili jednak nachodzi nas refleksja… 30 stopni, góry… 160km… - idealny przepis na odwodnienie…
Start przewidziany jest na 9:00, rowery są już dawno przygotowane, kilkanaście min przed startem, czeka nas odprawa, organizatorzy dzielą się swoimi spostrzeżeniami, po ostatnich ulewach jest trochę błota, w kilku miejscach trzeba uważać… głównie chodzi o główne drogi które powinniśmy omijać szerokim łukiem, ale… o tym wiemy sami…

Krótko przed odprawą
Krótko przed odprawą © amiga
Sporo zawodników
Sporo zawodników © amiga
A po piąte i po szóste
A po piąte i po szóste © amiga
Chwilę przed startem dostajemy mapy i możemy zająć się wykreślaniem wariantu…, dość szybko… dochodzimy do konsensusu, zaczynamy od PK5 i zaliczymy wpierw północną część mapy a później południową. Staramy się ograniczać do szos, jednak w wielu miejscach nie ma innej możliwości czeka nas teren…. A patrząc na gęste poziomice to może się skończyć spacerem.

PK05 – złamane drzewo

Początek dość banalny, nawet przewyższenie niewielkie, po kilku km odbijamy w teren, nad nawigacją nie zastanawiamy się.., ciągnące się pociągi bikerów wskazują właściwe miejsce. Podbijamy karty i ruszamy dalej

PK03 – kępa drzew

Punkt zlokalizowany jest w pobliżu Łętowni, wracamy na szosę i ponownie kilka km dość spokojnej jazdy, odbijamy na szuterek i wkrótce odnajdujemy lampion, zresztą po raz drugi spora grupa zawodników pojawiających się z przeróżnych stron… wskazuje miejsce ukrycia perforatora. Prawie standardowo tuż przed PK łapię gumę co zmusza nas do kilkuminutowego postoju. W końcu wszystko jest ok i możemy ruszać dalej.

PK02 – Przecięcie drogi ze strumieniem

Na zjeździe do szosy zastanawiam się gdzie pojechali nasi znajomi, zawracając z PK… już po chwili widzę, że można było spokojnie pojechać na PK 4 po poziomicach zostawiając PK02 na później… Trudno… już jest za późno na korektę, trzymamy się planu. Tuż przy skrzyżowaniu drogi coś na mapie nam nie do końca pasuje… Po raz pierwszy przekonujemy się, że dane niekoniecznie są aktualne, droga jest jakby…. zarośnięta i mało przebieżna… niemniej docieramy do lampionu. Za to zaczynam odczuwać pierwsze spotkania z podjazdami. To przynajmniej częściowo ciągnące się problemy z zatokami, z dodatkowo nałożonymi problemami po kontuzji na ZaDyMnie. Pora jednak ruszyć dalej.

PK01 – kopiec kamieni

Kilka km dość paskudnego podjazdy, dla mnie częściowo podejścia…, za to na samym końcu pojawia się drobny problem z odnalezieniem kopca… Chwilę zajmuje zanim go namierzyliśmy…. Jest mocno zarośnięty trawą i nie do końca jestem przekonany, że pod spodem są kamienie.

PK04 – zakręt szlaku

Czeka nas zjazd niebieskim szlakiem pieszym… i… muszę przyznać, że psychika nie pozwalała mi jechać, wypłukane wąwozy pełne kamieni czy błota…, to nie najlepsza opcja. Gdzieś na łące rozmawiam z Darkiem, czuję, że to nie jest mój dzień, nie pora na góry… Po kilku minutach rozstajemy się…, chyba po raz pierwszy podczas naszych wypraw. Wiem jedno, będę podążał wytyczonym przez nasz szlakiem, przy czym jeżeli poczuję się, źle to zjeżdżam do bazy i daję znać Darkowi. To będzie najlepsza opcja, przynajmniej jeden z nas ma szansę powalczyć w tak trudnym terenie.
Górski zjazd na szczęście zaczyna być bardziej łagodny, z mniejszymi kamieniami, dość szybko osiągam szosę, teraz kolejny podjazd i na rozwidleniu skręcam nie tak. Droga zaczyna piąć się ostro w górę i powoli odbija na południowy-zachód… Muszę wrócić do skrzyżowania, natykam się na Darka wracającego z PK :) Chwilę później podbijam kartę i jadę dalej…

PK21 – róg młodnika przy ogrodzeniu

Niesamowicie długi i szybki zjazd…, kilka km z prędkością przekraczającą 50km/h, tylko czemu tak krótko… Zatrzymuję się przy mostku, spoglądam na mapę, wg której powinienem przy nim skręcić, kilka sekund później, znowu spotykam Darka, zamieniamy kilka słów i każdy leci dalej…. Bez większych problemów odnajduję kolejny perforator. Zawracam i pora na

PK20 – róg polanki

Początek to droga ciągnąca się wzdłuż doliny Bystrzanki, na początku Bystrej czeka mnie odbicie w teren… na początku jest płasko, jednak im dalej, tym nachylenie większe… Natykam się na jakieś zabudowania… samochód na podwórzu… czyżbym źle skręcił? Wygląda jakbym wjeżdżał o zagrody… Kilka zdań z gospodarzami i dowiaduję się, że to jest droga i która tuż za budynkiem zakręca… Od razu mi lepiej, ale gdy tylko mijam zabudowania widzę co się szykuje, Zjeżdżający Darek pociesza mnie, że dalej jest jeszcze gorzej… 10-15 minutowa wędrówka i jestem u celu. Podbijam karty i chwila przerwy, muszę uzupełnić płyny. Mija kilka min. i docierają „Zdezorientowani” taszcząc swoje maszyny. Przynajmniej nie tylko ja… Zamieniamy kilka zdań, słyszę, że chcą na kolejny PK jechać wbijając się na czerwony szlak… i później odbić na zielony rowerowy. Zaczynam rozważać alternatywę w stosunku do tego co zaplanowaliśmy z Darkiem…
Chybanie tylko dla mnie było za stromo
Chyba nie tylko dla mnie było za stromo © amiga
Piękna panorama gór
Piękna panorama gór © amiga
Na punkcie
Na punkcie © amiga

PK18 – róg ogrodzenia

Bardzo długi przejazd szosami, po drodze widzę jak „Zdezorientowani” skręcają na czerwony szlak, przez moment po głowie chodzi mi myśl by za nimi jechać… w grupie będzie raźniej…, ale… nie… trzymam się planu. Chwilę później trafiam na otwarty sklep…, nie zastanawiam się, staję, uzupełniam zapasy wody, koli i rozkoszuję się zimnym lodem :). Trzeba się zbierać, przede mną jeszcze sporo drogi…, odbijam w kierunku Jarominy i coś ciężko mi się kręci… droga wydaje się w miarę po płaskim… jednak coś nie mogę wykręcić więcej niż 18km/h. W końcu docieram do miejscowości, droga się kończy, z mapy wynika, że za zabudowaniami powinienem skręcić… więc jeszcze kawałek jadę prosto, tyle, że nie ma śladu po zielonym rowerowym… Zawracam. Po raz drugi przekonuję się jak nietypowa jest tutaj zabudowa, znowu drogę pomiędzy zabudowaniami potraktowałem jako pojazd do posesji… Zbyt kręte szosy, zbyt blisko siebie położone budynki…, mylące trochę. Za to dalej już banalnie… kilka min później trafiam na lampion. Wracając trafiam na Darka…, też miał tutaj problemy… a jak później się dowiedziałem to najgorszą opcją była jazda zieloną rowerówką… dobrze, że tym razem trzymałem się wyznaczonej trasy…

PK15 – szczyt małego pagórka

Dojazd wydaje się prosty, ważne by skręcić we właściwą ścieżkę, punktem odniesienia jest dla mnie zaznaczona na mapie remiza strażacka. Tyle, że są 2 w odległości ok 700m.Pierwszej nie zauważam, bo jest nieco odsunięta od drogi, za to druga jest świetnie rozpoznawalna. Nie zdaję sobie jednak sprawy że przestrzeliłem. Ignoruje pozostałe przesłanki ciesząc się, że jest rzeczka, kapliczka… więc muszę być we właściwym miejscu. Skręcam w drogę prowadzącą z grusza na północny-wschód i podjeżdżam… droga gdzieś mi ginie… tzn robi się mniej przejezdna, jeszcze raz analizuję mapę, przecież dobrze wjechałem… Postanawiam dotrzeć do ściany lasu… a tam odnajdę właściwą drogę… Tracę sporo czasu… w końcu jestem… odnajduję ścieżkę, tyle, że rozgałęzienia mi się nie zgadzają, jeszcze raz spoglądam na mapę i rozważam przypadek gdy skręciłbym za drugą remizą. Dopiero teraz zauważam, że przy obu jest rzeczka, przy obu jest kapliczka… No to sobie pojeździłem….
Wbijam się na jakąś bardziej przejezdną drogę, niż to czym przyjechałem. Zjeżdżam do miejscowości i tym razem trafiam bezbłędnie… Podbijam kartę i zawracam.

PK19 – stadnina (bufet)

Nawigacja banalna, za to podjazd w upale mnie męczy… czuję go… końcówka to zjazd, w budynku przy stadninie jakaś impreza, może się wbić? Dowiaduję się, że nasz bufet jest ciut dalej. :) Nie ma w nim piwa w zamian woda, coś na ząb… i 10 min przerwy. Spotykam też kilka osób jadących od południa, chwila rozmowy, dzielimy się wskazówkami i ruszamy w swoich kierunkach

PK16 – przepust

Początek to podjazd…, a tak fajnie się zjeżdżało…, na szczycie odbijam na niebieski szlak i szukam miejsca odbicia na zielony rowerowy, pomimo braku oznaczeń trafiam bezbłędnie, za to dalej pojawia się mały kolejny błąd nawigacyjny, gdzieś przegapiam zjazd w kierunku Sidziny… za to trafiam na żółty szlak… trudno, pojadę trochę dookoła. Gdybym widział co mnie czeka to pewnie bym zawrócił… ale… pcham się dalej… początkowo da się jechać, kilka razy przekraczam wijący się strumień, w końcu żółty zaczyna prowadzić korytem…, kamieniste podłoże uniemożliwia jakąkolwiek jazdę, za to zima woda…. dodaje sił… przy tym ukropie to zbawienne… Kilka km dość paskudnego podłoża, łąk, grzęzawisk…, spotykam jakiegoś autochtona…, zagaduję o drogę na Sidznę…, niepokoi mnie tylko ta siekiera w ręce. Zaciąga dziwnie z rosyjskiego… hm…. Szkoda czasu, ruszam dalej….
Jeszcze mnie cieszyły takie widoki
Jeszcze mnie cieszyły takie widoki © amiga

Może kilometr dalej natykam się na Darka, który zaplanował przebicie się żółtym szlakiem w kierunku PK 8, odradzam mu ten spacer. Zmienia plan i kawałek powinniśmy jechać razem, zieloną rowerówką, ja trafię na 16-kę o on odbije na 8-kę. Tyle, że droga gdzieś nam ginie na szczycie i robimy wielkie koło… próbując się przebić przez las. Lądujemy w okolicy miejsca gdzie skręciłem na żółty szlak… Masakra…
Gdzieniegdzie trochę błota
Gdzieniegdzie trochę błota © amiga

Decyduję że 16-ka będzie moim ostatnim PK, mam dość upału. Rozstajemy się ponownie z Darkiem…, jadę jeszcze 3km i powinienem dotrzeć na PK. Jako, że kręci się tak kilku znajomych to z lampionem nie mam problemu. Wracam na szosy i nimi mam zamiar pociągnąć do mety.

Meta

Przejazd przez Sidzinę rozpoczynam od wizyty w sklepie. Litr pepsi znika w ciągu chwili, ale mam drugi :) na później.
Dojeżdżam do rozjazdu na Toporzysko, już raz tędzy jechałem jadąc na PK15, wiem, że czeka mnie kilka km podjazdu. Męczy nie, czuję, że to końcówka sił, jednak po ok 20 minutach Pepsi zaczyna działać. Krótki postój na szczycie i zjeżdżam, zjeżdżam, zjeżdżam… Dopiero tuż przed Jordanowem lekki podjazd, w okolicach przejazdu kolejowego spotykam Adama jadącego na drugą pętlę.
Kościół w Jordanowie
Kościół w Jordanowie © amiga
Ciekawa architektura
Ciekawa architektura © amiga

Wjeżdżam do Jordanowa, zdając sobie jednak sprawę, że wiele dzisiaj nie powalczyłem, to staję w centrum na małą sesję foto. Kilka min później melduję się w bazie. Jest prawie pusto. Co ciekawe dopiero 2 osoby pojechały na drugą petlę, a jest coś koło 20:00. Idę się ochłodzić, kąpiel przywraca mnie do życia, mam czas by porozmawiać z organizatorami, jestem zachwycony terenem, okolica zupełnie mi nieznaną. Wkrótce dojeżdża Darek z kilkoma PK więcej. Widzę, że trasa i pogoda odcisnęły na nim swoje piętno.
Darek na mecie
Darek na mecie © amiga

Częściowy objazd trasy z Dorotą...

Sobota, 31 maja 2014 · Komentarze(3)
Uczestnicy
KSU - Dziwne Drzewa
Sobotni poranek, świeci słońce, ale jest jeszcze chłodno.., Zbieram się i coś po 8:30 jadę w kierunku Gliwic, mam spory zapas czasu, umówiony jestem na ok 10:30. Początkowo gonię, jednak w Zabrzu zwalniam i wjeżdżam w lasek Makoszowski, szybka wizyta na cmentarzu żołnierzy radzieckich, później sprawdzenie stanu budowy DTŚki i zaczynam jechać w kierunku firmy.
Cmentarz żołnierzy radzieckich
Cmentarz żołnierzy radzieckich © amiga
Kwiaty na gromach
Kwiaty na gromach © amiga

"podejście" na DTŚkę © amiga
Wygląda naprawdę nieźle, tylko czemu kosztem połowy parku :(
Wygląda naprawdę nieźle, tylko czemu kosztem połowy parku :( © amiga
Po drodze jeszcze krótka wizyta w bankomacie i pobliskiej cukierni. Mam dobre 20 minut czasu, mogę coś zjeść, napić się kawy.

Przyjeżdża Dorota, i ruszamy na objazd fragmentu trasy do Siewierza, części od Gliwic do DSD. Początek po drogach, później nieco terenu i oczywiście ul.leśna na której jest sporo błota, prędkość wyraźnie spada, ale jakoś trzeba ominąć kałuże. Pocieszające jest to, że to tylko ok 300-400m. Za to kawałek dalej czeka nas dość ruchliwy fragment zabrzańskich dróg i idiotyczny wjazd na rowerówkę gdzie w zasadzie nie da się nie złamać przepisów, o albo trzeba przejechać po pasach, albo przelecieć przez podwójną ciągłą na zakręcie. 
Wkrótce osiągamy Rokitnicę i chwila przerwy, dzwonię do Darka, umawiamy się gdzieś w Ostoi Miechowickiej, ruszamy dalej, krótki, ale intensywny podjazd i jesteśmy w lesie. Trzeba przyznać, że Ostoja jest chyba najtrudniejszym fragmentem naszej wycieczki, w wielu miejscach mamy do czynienia z podjazdami, zjazdami i delikatnym śliskim błotem. 
Stajemy pod Tulipanowcami, czekamy na Darka, 5 min później zdzwaniamy się, zmieniamy miejsce spotkania, bliżej cywilizacji, jedzie razem z Igorkiem z zawodów w Radzionkowie i mieli problemy z dojazdem. 
Tulipanowiec zaczął kwitnąć
Tulipanowiec zaczął kwitnąć © amiga
Mija kolejne 10 minut i w końcu jesteśmy w komplecie. Chwila rozmowy i... jedziemy na DSD, tym razem jest głównie z górki, dopiero pod koniec mały podjazd pod dolinę, paskudnie jedzie się po betonowych płytach, ale późniejsze widoki wynagradzają wysiłek.
Pora jednak zawrócić, nadciągają powoli ciemne chmury, 30 min później jesteśmy w pobliżu Helenki, żegnamy się Darkiem i gnamy do Gliwic. W sumie jest o tyle dobrze, że większość drogi będzie z górki. Zaczyna kropić, nie jest to oberwanie chmury, ale źle wróży, oby nas nie zlało, nie jesteśmy przygotowani na taką ewentualność. W końcu osiągamy centrum, krótkie pożegnanie i każdy jedzie w swoją stronę.
Nadciągają ciemne chmury
Nadciągają ciemne chmury © amiga

Gnam standardowym szosowym szlakiem na Katowice. po trochę ponad godzinie jestem w domu. Mam godzinę by przygotować się do wyjścia ;)

ZaDymno - ZaMokro

Sobota, 17 maja 2014 · Komentarze(0)
Martin Kesici feat. Tarja Turunen - Leaving You For Me


W Piątkowy wieczór docieramy do Starej Wsi pod Otwockiem, w bazie natykamy się na kilkadziesiąt osób przygotowujących siebie i rowery do maratonu. My mamy trochę czasu, startujemy rano. Jest za to chwila by porozmawiać z kilkoma znajomymi, a jest ich całkiem sporo. Czas mija dość szybko, udało się w między czasie przygotować rowery. Gdzieś w okolicach północy próbujemy zasnąć…, o ile Darek z tym nie ma większych problemów to ja walczę ze sobą…, walczę do 2:00, do chwili gdy piesi wychodzą na trasę i ruch w bazie zamiera.


Punkty jeszcze w bazie
Punkty jeszcze w bazie © amiga
Biuro pracuje pełną parą
Biuro pracuje pełną parą © amiga

Poranek
Wstajemy z dużym zapasem czasu, za oknem szaro, ale nie pada. Jemy śniadanie, rozmawiamy i powoli przygotowujemy się do wyjazdu. W między czasie dojeżdżają kolejni znajomi, chwila na powitania. Odprawa wyraźnie się opóźnia…, ale te kilkadziesiąt minut niewiele zmieni, miała być godzinę przed startem, a jest może za dwadzieścia ósma, gdy dostajemy wskazówki i mapy… To dość zaskakujące, na wszystkich maratonach mapy otrzymywaliśmy tuż przed startem, teraz mamy sporo czasu by zastanowić się nad trasą. Jest to o tyle trudne, że przed nami leży 5 płacht, 2 mapy główne 1:50000 – część północna i południowa oraz 3 mapy OS-ów. W skalach 1:15000 i 1:10000. Drugim zaskoczeniem jest rak jakiegokolwiek opisu punktów, czyżby aż tak perfekcyjnie zostały rozstawione?
Zobaczymy.


Rowery już gotowe
Rowery już gotowe © amiga
Chwila na odprawię
Chwila na odprawię © amiga

8:00-9:00
Kilkanaście minut po 8:00 w końcu wsiadamy na rowery, żegnani przez osoby jadące na TR75 i startujące dopiero za 2 godziny. My będziemy musieli stawić czoła lejącemu się z nieba deszczowi.
Ruszamy i już po chwili wjeżdżamy na teren pierwszego OS-a dla który został rozrysowany na 2 mapach. Najbliżej nas jest PK 2, początkowo po szosach, jednak już po chwili spotykamy się z pierwszym terenem, sporo kałuż i gdzieś po drodze odpada mi tylny błotnik, kilka sekund później czuję jego brak, spodenki są mokre… Podbijamy karty j zawracamy, na szczęście tą samą trasą i odnajduję zgubę, zapinam go, tym razem sprawdzam, czy wszystko jest poprawnie zapięte. Jedziemy w kierunku północnej części mapy, wjeżdżając w kolejne przecinki, Do jedynki skręciliśmy nie tak, ale zdajemy sobie z tego sprawę i możemy to skorygować ciut później, nadłożymy może 300metrówm jednak punkt jest tuż po skręcie, na dokładkę spotykamy jednego z organizatorów który nas informuje, że źle rozstawili ten PK i właśnie zabierają go na właściwe miejsce. Cóż… mała wtopa… za to my mamy podbitą kartę…i możemy jechać dalej szukać PK 5 i 3. Zawracamy do szosy, i wbijamy się w kolejną przecinkę, PK 5 pękła bez większych problemów, chociaż w butach już wyraźnie mokro, cały teren upstrzony jest kałużami i tonami piachu który powoli oblepia nasze rowery, słyszę jak rzęzi napęd, jak męczą się hamulce… PK 3 jest nieopodal i z jego namierzeniem nie mamy najmniejszych problemów.

Nie za dużo tych map?
Nie za dużo tych map? © amiga
Mała awaria
Mała awaria © amiga
Bunkier.... tutaj?
Bunkier.... tutaj? © amiga

9:01-10:00
Najbliżej nas jest wysunięty najbardziej na północ punkt OS-a- PK4, Droga dość prosta i po raz kolejny w zasadzie wjeżdżamy na miejsce, wyjeżdżamy nieco inaczej niż planowaliśmy, ale za to będzie bliżej do kolejnego lampionu przy PK6. Przy dojeździe natykamy się na spore łachy piachu, które stwarzają nam problemy przy próbie jazdy, las jakby się przerzedza, tyle, że ścieżki, przecinki jakby są mniej wyraźne, trudniejsze do namierzenia, kompas musi być w użyciu, z grubsza kierujemy się na azymut, piesi dobitnie nam wskazują miejsce umieszczenia lampionu, nie mamy z nim problemu. Za to przy wyjeździe z punktu coś Darkowi strzela w tylnym kole. Zatrzymujemy się i sprawdzamy co to może być, Chwila oględzin i wygięła się sprężynka, przy klockach, to ona haczy o tarczę, prostujemy ją i ruszamy dalej, w tej chwili więcej nie zrobimy, może gdy będziemy przejeżdżać w pobliżu cywilizacji i będzie otwarty jakiś sklep rowerowy… - pomarzyć można :)
Ósemkę odnajdujemy dość szybko. Wygląda na to, że zaliczamy ok 3 punktu na godzinę, jako, że na OS-ie jest ich 18 to utkniemy tutaj na jeszcze kilak godzin…, to już nie cieszy, tym bardziej, że czeka nas jeszcze jeden nieco mniejszy OS nieco później


Trzeba się zastanowić gdzie dalej
Trzeba się zastanowić gdzie dalej © amiga

10:01-11:00
Kierujemy się z grubsza na południowy-zachód. Docieramy do mostku i musimy odszukać właściwą ścieżkę, prowadzącą do PK 10, Lampion podobnie jak wcześniejsze jest na swoim miejscu. Zawracamy do mostku i chwila zastanowienia, czas na 11-kę (już na mecie zauważyliśmy, że w pobliżu w lewym górnym rogu był jeszcze jeden punkt, po prostu go nie zauważyliśmy, oznaczenie zlało nam się z pobliskim boiskiem, trochę szkoda). PK11 – banalny, nie mamy problemów z jego namierzeniem, 12-ka nie wygląda na specjalnie trudniejszą. Licząc kolejne przecinki wjeżdżamy na właściwe miejsce, podbijamy karty i lecimy na PK7, dojazd również wydaje się banalny, tyle, że tym razem wjechaliśmy o jedną przecinkę za wcześnie, dopiero po analizie oznaczeń na mapie zdajemy sobie sprawę z tego, gdzie jesteśmy, straciliśmy tutaj dobre kilkanaście minut… Za karę czeka nas dość wredny podjazd po piachu, hamulce i napęd coraz głośniej dają znać o sobie, wkrótce odnajdujemy lampion. Podbijamy karty.
Powoli przestaje padać.


Masa piachu na rowerze
Masa piachu na rowerze © amiga

11:01-12:00
Za to do Pk13 prowadzi dość prosta droga, nieco przed mijamy leśników, którzy dość dziwnie się nam przyglądają, zaliczamy PK i ruszamy na 14-kę i późniejszą 17-kę odnajdujemy bez problemów. Za to przejazd przez łąkę po wyrębie lasu jest niebyt przyjemny ale to drobny fragment całości, tyle, że tam czekał na nas lampion z 18-ką ;). Przez chwilę gubię się na mapie, ale jak wkrótce się wyjaśniło, darek miał zaznaczony nieco inny wariant na mapie i ciągnął nim, dlatego nie zgadzał mi się kierunek przy dojeździe do PK18. Ja miałem zaznaczony najazd od zachodu, a Darek od wschodu ;), nie pierwszy i nie ostatni to taki przypadek. Do zaliczenia na OS-ie zostały już tylko 2 punkty, Pobliska 16-ka i nieco dalej 15-ka. Zaliczamy je bez problemu i chyba schodzi z nas napięcie, w końcu mamy OS-a za sobą. Mam wrażenie, że o klockach hamulcowych mogę tylko pomarzyć. Odgłosy wydobywające się z napędu świadczą o tym, że dostał popalić…
12:01 – 13:00
Wyjeżdżamy z Mazowieckiego Parku Krajobrazowego i z grubsza kierujemy się na Reguty, na kolejny OS, ma być nieco mniejszy i tylko 9 punktów do zaliczenia. Na dzień dobry spotykamy się z dość wredną drogą – 50ką, sporo Tirów, ale musimy nią pojechać, to najkrótszy i najszybszy wariant by dojechać do krańca OS-a i naszego pierwszego PK. Do PK 27 podjeżdżamy od wschodu zamiast jak planowaliśmy od północy, ale może to i lepiej… chwilę później zawracamy na szosę i jeszcze kawałek ciągniemy na wschód by wjechać w przecinkę prowadząca na PK 28, towarzyszy nam kilku innych zawodników, gdzieś na całym odcinku wielokrotnie się mijamy :) Tutaj odległości pomiędzy punktami są niewielkie, za to spore znaczenie ma poprawna nawigacja. Las dość ładny, jednak nie ma specjalnie jakiś wielu charakterystycznych punktów, PK 25 znajduje się w pobliżu zabudowań Regut. Kierujemy się z niego dalej na wschód by odnaleźć PK 24.
13:01-14:00
Tuż obok znajduje się PK 23, nie podoba mi się jednak plątanina ścieżek na mapie, tutaj łatwo o błąd. Tuż przed punktem skręcamy nie w tą ścieżkę, na szczęście szybko się orientujemy, że coś poszło nie tak i zawracamy, tym razem bez problemu docieramy na PK23. Podbijamy karty i lecimy na PK22 – dość mocno wysunięty na południe. Kolejne punkty odszukujemy w dość ekspresowym tempie, więc zaliczamy 22, 21, 19 i 26, Dwa ostatnie zaliczyliśmy w odwrotnej kolejności niż było to zaznaczone na mapie, Przyczyna prozaiczna, skręciliśmy nie tak i w efekcie wylądowaliśmy w pobliży 19ki.
Koniec OS-a, już więcej nie będzie, sporo punktów za nami i tylko 50km przejechane. Chyba obydwoje czujemy ten odcinek, gdzie cały czas trzeba było walczyć z piachem wodą i błotem…
Jednak to już historia ;)


Nad Wisłą
Nad Wisłą © amiga
Lekko podniesiony poziom wody
Lekko podniesiony poziom wody © amiga

14:01-15:00
W końcu możemy zacząć posługiwać się mapami 1:50000, w końcu czekają nas dłuższe przeloty, kierujemy się na PK29. Robi się ciepło, termometr wskazuje ponad 20 stopni. Może się wysuszymy?
Końcówka dojazdu do lampionu dość paskudna, ścieżka prowadząca przez podmokły teren, przez bagna, w wielu miejscach zalana. Za to namierzenie lampionu banalne, zawracamy do szosy. Chwila rozmowy z Darkiem i odpuszczamy PK 47, jest zupełnie nie po drodze, a pewne jest jedno, nie zdobędziemy kompletu.
Do 32-ki obieramy inną drogę niż pierwotnie planowaliśmy, ścieżka prawdopodobnie będzie przypominała to z czym mieliśmy do czynienia przy dojeździe do 29ki. Pojedziemy naszą ulubioną szosą – 50ką ;). W okolicach Taboru widzę jakąś małą lokalną stację benzynową i… toytoykę. Dano coś mnie tak nie ucieszyło. Zatrzymujemy się na chwilę, kupujemy kolę i proszę właściciela/pracownika o udostępnienie klucza, po prostu muszę. Słyszę, że to dla pracowników, ale dla przyjaciół rowerzystów… nie ma problemu.
Do Całowania (taka miejscowość) dojeżdżamy dość szybko, chyba warto było nadłożyć te kilka km po szosach, niż przepychać się przez bagna. Punkt w pobliżu miejscowości, kolejne dziurki pojawiają się na naszych kartach.
Zawracamy, kierujemy się na Sobiekursk i Ostrówiec.
15:01-16:00
Większość drogi banalna po szosach, po raz ostatni dzisiaj przekraczamy 50-kę. Dopiero za Ostrówcem wjeżdżamy w pola, jest tego niewiele, a Lampion przy PK30 po raz kolejny widoczny z daleka.
Teraz przyszło pora na decyzję, co z PK 31, spotkany wcześniej na OSie Adam wspominał, że dojazd do PK w zasadzie jest niemożliwy, tyle, ze on próbował podjechać na niego od wschodu czy może północnego wschodu. My będziemy jechać z drugiej strony, powinno być chyba lepiej…
Większość po raz kolejny szosami, można się rozpędzić i poczuć wiatr we włosach…, za to kilkaset metrów przed Pk niespodzianka, pozalewane dość głębokie rowy, w 2 miejscach przed kołami przepełzają nam węże (później próbowałem odszukać co to było i najprawdopodobniej były to padalce, czemu ich od razu nie rozpoznałem? W końcu w lasach Ochojeckich też tego pełno, ale może to adrenalina, zmęczenie, zaskoczenie?). Próbujemy dostać się do PK z 2- stron. W końcu decyzja, to… nie ma sensu i tak straciliśmy już sporo cennego czasu. Odpuszczamy i zawracamy.

Co tam widać po drugiej stronie?
Co tam widać po drugiej stronie? © amiga

16:01-17:00
Bardzo długi przelot mijamy Wygodę, Otwock Wielki, Nabrzeż by skręcić w pobliżu ośrodka WOPY w ścieżkę i płytówką dotrzeć do brzegu Wisły i naszego PK. Chwila odpoczynku, chwila na banana i ruszamy dalej. Zawracamy do Nabrzeża i odbijamy w kierunku na Karczew wzdłuż kanału Ulgi. Czeka nas dość długi i wredny odcinek po drodze 801. Początkowo uciekamy na pobocze, ale tak się nie da jechać, w końcu namawiam Darka na pociągnięcie asfaltem, będzie szybciej i może nie będzie tak męczące. Wkrótce docieramy do skrzyżowania z 721i skręcamy na zachód, szukając ścieżki prowadzącej nas na punkt, tyle, że ścieżki nie ma a my skręciliśmy na południe, jak? Kiedy? Chwila nieuwagi i zaliczam glebę, próbując odsunąć zwisającą gałąź nie zauważam piaskownicy pod spodem… Róg uderza mnie kilka cm od splotu słonecznego. Mija dobre kilka minut zanim dochodzę do siebie…, Darwek coś wspomina o powrocie do bazy, ale jeszcze nie teraz…. Sprawdzam uszkodzenia, siebie, zdjęty skalp z klaty, trochę krwi, będzie siniak, sprawdzam żebra – wydaje się, że są całe… Rower w zasadzie wyszedł z tego bez większego szwanku, złamany mapnik… będę go trzymał w ręce. Chyba, że nie dam rady… ale to się okaże.
W końcu zawracamy by nieco dalej odnaleźć właściwą przecinkę i nasz punkt.


I po mapniku
I po mapniku © amiga

17:01-18:00
W Józefowie gdzieś przy drodze zatrzymujemy się przy sklepie, Darek wchodzi, ja pilnuję rowerów, chwila z energetykami powinna mi pomóc, jedno jest pewne, musimy powoli zawracać do bazy. Kilka minut przerwy dodało mi nieco sił, obicie boli ale mogę jechać. Niedaleko jest PK 35 w okolicy ośrodka wychowawczego, gdzieś na niebieskim szlaku. Do ośrodka dojeżdżamy dość szybko, jednak chwilę zajmuje nam namierzenie lampionu, zbyt dużo ścieżek na miejscu… Niemniej lampion jak to na całej trasie znajduje się we właściwym miejscu :)

Ostatni PK na trasie
Ostatni PK na trasie © amiga

18:01-19:00
Dzisiaj zaliczymy już tylko dwa punkty, 38 i 37, na więcej nie mamy specjalnie czasu.
Kierujemy się szosami na Młądz, z mapy nie wynika, że będziemy mieli jakieś problemy, jednak na miejscu krążymy w koło, na dokładkę zaczyna padać, kilka razy odmierzamy odległości sprawdzamy mapy i… nic…W końcu ostatnie próba, i lampion jest… na płocie obok kontenera, w którym jest mini salon gier. Lampion powinniśmy od razu zauważyć…, Po raz pierwszy chyba żałuję, że nie było opisu PK… rozświetleń czy czegokolwiek. Zawracamy, kierujemy się na Teklin i dalej na Jabłonną, gdzieś pomiędzy tymi miejscowościami powinien być kolejny lampion – 37. Tym razem trafiamy na niego w zasadzie bezbłędnie. Podbijamy karty.

Dalej mokro
Dalej mokro © amiga

19:01-meta
Teraz pozostało nam już tylko dojechać do mety przed 20:00, jest jeszcze trochę czasu, ciągniemy szosami, i w końcu dopadamy bram szkoły, oddajemy karty i dopiero teraz zauważamy brak PK9 (o czym pisałem wcześniej).
Jeden prysznic na kilkadziesiąt osób to trochę za mało, ale dzięki temu mamy sporo czasu na rozmowy ze znajomymi, mija chyba dobra godzina do chwili gdy udaje nam się spłukać błoto, piasek i pot. Na dokładkę nasze rowery będą pozbawione tej przyjemności, muszą cierpieć jeszcze trochę, organizatorzy nie przewidzieli miejsca na spłukanie tego syfu…
W sumie impreza całkiem udana, gdyby nie drobne niedociągnięcia: prysznic, brak możliwości opłukania rowerów, reszta to pogoda, która mocno dała się we znaki. W chwili gdy pisze te słowa wiem o jeszcze jednym szczególe, gleba była na tyle paskudna, że na siniaku się nie skończyło, żebra całe, ale jest krwiak i obite płuco… Na chwilę muszę odpuścić maratony a dojazdy dopracowe powinny być bardziej lajtowe. Ideałem było by gdybym odpuścił zupełnie jazdę na rowerze i wziął wolne.

Odyseja Miechowska 2014

Niedziela, 13 kwietnia 2014 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Jacek Kaczmarski, Gintrowski, Łapiński Powrót z Syberii Malcze

Jest wczesny niedzielny poranek, jedziemy do Miechowa na kolejną edycję Odysei Miechowskiej. Zastanawiamy się jak będzie, czy może jak rok temu gdzie odnalezienie PK graniczyło z cudem, bo lampiony w większości przypadków znajdowały się w 5mm kółku, czy może oznakowanie będzie tak perfekcyjne jak na Galicji Orient?
Dojeżdżamy na miejsce mamy sporo czasu na przygotowanie siebie, przygotowanie rowerów…, przywitanie się ze znajomymi. Cały czas mnie męczy jedno pytanie, czy problem z zapaleniem zatok nie dobije mnie dzisiaj podobnie jak to było na BikeOriencie. Trochę się tego boję, bo tutaj teren nie wybacza, tutaj będzie więcej przewyższeń…
Pogoda sprzyja, poranek chłodny, ale słońce szybko nagrzewa powietrze, robi się całkiem przyjemnie. W końcu nadchodzi czas odprawy i startu. Wyjazd z miasta w konwoju policji i tuż za miastem dostajemy mapy. Przed dojazdem okazuje się ,że Darek łapie panę, ciekawie się zapowiada. Gdy Darek wymienia dętkę, ja zajmuję się wykreśleniem wariantu. Zaznaczam punkty w kolejności:
3, 4, 8, 9, 10, 11, 12, 15, 14, 13, 7, 6, 5, 2, 1. Chwila konsternacji gdy spoglądam na mapę…, czegoś mi brakuje, jakiegoś punktu na południowym wschodzie…, może jeszcze jakiś po drugiej stronie miasta, ale sprawdzam jeszcze raz, liczę PK, są wszystkie. W zasadzie pewne jest, że wszyscy wykreślili identyczny wariant, różnica będzie polegała tylko na samym dojeździe pomiędzy PK, część będzie jechać terenem, a reszta szosami. Masakra, to wróży jazdę w pociągach i włączeniu się instynktu stadnego.
W końcu ruszamy, Darek ma jeszcze jeden problem, mapnik został w domu, więc mapa ląduje za pazuchą…, może to też jakaś metoda.
W drodze na PK
W drodze na PK © amiga
Pomimo tego, że ruszyliśmy jako ostatni wkrótce spotykamy grupę bikerów tłoczących się w pobliżu punktu „3 – skraj lasu”, to również pierwsze spotkanie z tutejszymi górkami, może nie idzie mi idealnie ale wdrapuję się na szczyt…, podbijamy karty i jedziemy dalej, zmieniamy rozrysowany plan, początkowo chwieliśmy wrócić co szosy tą samą drogą jednak krócej będzie zjeżdżając polną do
Widoki piękne
Widoki piękne © amiga
Pojałowic, po drodze mijamy rowerzystów, w kilku miejscach wybierają inne warianty dojazdu do „4 – 1 z 3 leśnych dróg” jednak na końcu i tak napotykamy grupę kilkunastu zawodników, trochę błota i kilka innych drobnych niespodzianek. Chwilę później jedziemy na „9 – pd-wsch. Strona cmentarza”, krótki przejazd ale czuć go w nogach, PK znaleziony i pora na kolejny punkt również w pobliżu: „10 - dolinka”, przy dojeździe czuję, że z tyłu mam ciut za mało powietrza, rower lekko pływa. Przy lampionie dopompowuję co 45 PSI i w drogę, liczę na to, że dziura jest na tyle niewielka iż uda się przejechać całość bez wymiany, bez niepotrzebnego tracenia czasu.
Okolica niesamowita
Okolica niesamowita © amiga
Nieco dalej jest „11 – krzyżówka leśna”, jedyne co trzeba zrobić to poprawnie policzyć przecinki przy drodze, tyle, że jest ich jakby nieco więcej. Trochę ryzykujemy, wjeżdżamy w jedną z nich, cały czas pod górkę… w końcu widzimy, że to nie ta, jesteśmy ciut za wcześnie, ale żaden z nas nie ma ochoty na zjazd i ponowny podjazd, pochylając się nad mapą decydujemy się na krótki spacer na przełaj, może 100-150 dalej jest przecinka w lesie która powinna nas wyprowadzić w pobliże punktu, chwilę później spotykamy zdezorientowanych. Podbijamy karty i zjeżdżamy…, kilka min później zatrzymuję się, powietrza zostało niewiele, trzeba wymienić
Chwila na wymianę dętki
Chwila na wymianę dętki © amiga
dętkę, dalej tak jechać się nie da, w między czasie spotykamy Maćka wracającego z PK 11 i dalej już jedziemy w trójkę. Droga do „12 – rozwidlenie dróg” strasznie paskudna, masa kolein, błota, pełno wody, średnio się jedzie po tej brei. Mam wrażenie, że w którymś momencie chyba nie tak pojechaliśmy, niemniej na PK docieramy bez większego problemu. Czeka na nas dość długi przelot na „15 – krzyżówka leśna”, z mapy wynika, że końcówka nie będzie zbyt szczęśliwa, las i sporo przecinek, ciekawe jak będzie w
Prawie jak tapeta z Windowsa XP
Prawie jak tapeta z Windowsa XP © amiga
rzeczywistości. Ta jakoś nie zaskakuje, jest gorzej niż mogło być przecinek jest kilkakrotnie więcej, biegną we wszystkich możliwych kierunkach, decydujemy się jednak na skręt na północ i kontunuowanie drogi wzdłuż ściany lasu, jest zdecydowanie lepiej. Końcówka już bezbłędnie, wjeżdżamy na lampion. Kolej na odszukanie „14 – sezonowy skład drewna” początek dojazdu coś mnie nie cieszy, zjeżdżamy w dół…, nie wróży to zbyt dobrze, bo po czymś takim jest coś na co mam średnią ochotę dzisiaj – kolejny podjazd. Nie mylę się…, kilka km kręcenia pod górkę i dojeżdżamy na miejsce, punkt banalny, zresztą chyba, żaden nie był skomplikowany, nie stwarzał problemów. Gdzieś chyba zatracił się ten klimat zeszłorocznej odysei… gdzie odszukanie lampionu było niezłym wyzwaniem. Trochę nie tak zjeżdżamy, za to podziwiamy borsuka pędzącego gdzieś w lesie…, i lądujemy we wsi, pytamy się o jakiś otwarty sklep…, ale oczywiście jest niedziela…, nie ma szans…, za to gratis mamy dodatkowy podjazd. Cóż nie pierwszy i nie ostatni dzisiaj, spoglądam na licznik, prawie 1000m przewyższeń… i dalej żyję…, Zapalenie oczywiście daje znać o sobie, ale nie jest to aż tak męczące jak na BikeOriencie czy Korno… „13 – leśna ścieżka” nieco problematyczna, przynajmniej przy podjeździe od północy, droga urywa się, z mapy jednak widać coś innego, musimy się jakoś przebić, szukamy opcji obejścia i kilka min później Darek
Zamek - ciekawe miejsce
Zamek - ciekawe miejsce © amiga
Kapliczka..., tylko gdzie lampion?
Kapliczka..., tylko gdzie lampion? © amiga
odnajduje lampion. Gdybyśmy pojechali wg planu, bez zjazdu do wsi to na lampion po prostu wjechalibyśmy. Spoglądamy na zegarki, jest nieciekawie, mało czasu…, po drodze zaliczamy jeszcze „7 – kaplica zamkowa” gdzie czeka na nas poczęstunek i możliwość uzupełnienia baków. Może km dalej jest „6 – krzyżówka leśna” wredny podjazd, ale lampion jest, kierujemy się na niebieski szlak, może będzie przejezdny…, tak też się dzieje. W trakcie drogi zastanawiamy się co dalej, „5 – mostek (bufet)” zaliczamy bo mamy go po drodze, ale nie ma szans na skręcenie na PK 2 i 1, nie mamy czasu, trzeba gnać ile sił w nogach do mety, droga wije się, to wznosi to opada, chwilami mam już dość. W którymś momencie widzę dzwonnicę kościoła w Miechowie, meta już niedaleko. Wpadamy na nią, oddajemy karty i… starczy na dzisiaj. Ciekawe jak będzie jutro, czy będę miał zakwasy, czy czeka mnie kolejne 2 dni walki z zapaleniem? Zobaczymy… Czeka na nas ciepły poczęstunek i losowanie nagród. W końcu musimy wracać…, żegnamy się i wracamy na Śląsk.
Na rozdaniu
Na rozdaniu © amiga
Losowanie nagród
Losowanie nagród © amiga
Finał Odysei Miechowickiej
Finał Odysei Miechowickiej © amiga

BikeOrient - Dolina Warty - czy... konie mnie słyszą?

Sobota, 5 kwietnia 2014 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Nirvana - Jesus Don't Want Me For a Sunbeam

No i doczekaliśmy się pierwszego z rajdy/maratonu cyklu BikeOrient. Jedziemy do Szczepocic Rządowych w pobliży Radomska. Jedna z zeszłorocznych edycji bazę miała również w tym miejscu. Tyle, że to baza, punkty na 100% będą w innych miejscach niż wcześniej, zresztą co to by była za przyjemność gdyby zawsze było to te same lokalizacje…
Mniej więcej godzinę przed startem meldujemy się w bazie rajdu…, jest już sporo zawodników dwu- i czworonożnych. Rejestrujemy się i idziemy przygotować rowery. Modlę się, że dzisiaj już się nic nie zdarzyło…, wystarczy, że wczoraj skrzywiłem hak i nie mam części przełożeń. W między czasie witamy się z kilkunastoma osobami… przynajmniej z tymi które udało się gdzieś zarejestrować kątem oka :)
Przygotowujemy rowery
Przygotowujemy rowery © amiga

Czas na odprawę…, dostajemy kilka dodatkowych informacji dotyczących ew. problemów które możemy napotkać na trasie. W końcu… otrzymujemy mapy i pora zastanowić się nad naszą trasą…
Na odprawie
Na odprawie © amiga
Tuż przed startem
Tuż przed startem © amiga

Wyjątkowo wykreślamy wariant na tyle szybko iż odjeżdżamy dość wcześnie, możemy wybrać 2 warianty, pierwszy to rozpocząć od PK 8 i jechać od południa i drugi wariant to zacząć od 6-ki i walkę rozpocząć na północnej części trasy. Chwila zastanowienia i wybieramy 6-kę. Powód… prozaiczny, uwzględniamy kierunek silnego wiatru wiejącego ze wschodu. Więc powrót będzie w obu przypadkach pod wiatr, ale… południe jest prawie wyłącznie po lesie więc siła jego oddziaływania będzie mniejsza i nie powinien aż tak bardzo przeszkadzać, za to na otwartych przestrzeniach północy jazda cały czas pod wiatr przez ok 2-3 godziny pewnie by nas zabiła…, a przynajmniej mocno spowolniła.
Zaczynamy od

PK 6 - rozlewisko strumienia przy drodze

Dojazd dość banalny jednak przy zjeździe z asfaltu coś nie zgadzają nam się kierunki, krótka konsultacja i zawracamy tym razem wybierając właściwą przecinkę w lesie. Jedziemy wraz z powiększającą się grupą bikerów… W końcu w pobliżu miejsca gdzie zgromadziło się kilkadziesiąt osób spotykamy „Zdezorientowanych” którzy informują nas, że t nie to miejsce. Pewnie było jak zawsze pojechał pierwszy, a reszta za nim… taki efekt stadny, gdzie wyłącza się myślenie i każdy pcha się za przewodnikiem stada… Szybko naprawiamy błąd i docieramy na miejsce, tyle, że perforatora nie ma, komuś był bardzo potrzebny, dobrze, że został lampion. Próba kontaktu z organizatorami się nie powiodła… może przeciążenie? W każdym bądź razie ruszamy dalej na

Lampion trzeba sfotografować ;)
Lampion trzeba sfotografować ;) © amiga

PK 3 - róg fundamentów dawnego ogrodzenia


Punkt w pobliżu.., docieramy dość szybko, tyle, że tym razem ignorujemy grupę bikerów tłoczących się nieco za blisko. My objeżdżamy boisko i bez problemu docieramy na Punkt. Podbijamy karty i kierujemy się na

PK 5 - ambona myśliwska


Trochę pokręcony dojazd, początkowo dość wygodny po szosie którą biegnie czerwony szlak rowerowy, jednak później trzeba zjechać na żółty źle oznaczony szlak koński. Nie przepadam za tego typu szlakami, kojarzą mi się z tonami piachu rozdeptanego przez kopyta tych przesympatycznych zwierząt, a to nigdy nie wróży nic dobrego. Jednak wyjątkowo mamy do czynienia z drogami gruntowymi, leśnymi, tyle, że chwilami mocno podmokłymi usianymi różnego rodzaju przeszkodami ciężkimi do sforsowania rowerem. W końcu wyjeżdżamy z lasu na łąkę, może pole… tyle, że ambony nie ma…, coś jest nie tak? Spoglądamy na mapę… Niby wszystko się zgadza, wkrótce z kniei wyłaniają się kolejni bikerzy. Jedziemy nieco dalej brzegiem lasu i… jest, i skrzyżowanie zaznaczone na mapie i ambona i… masa błota ;P (to akurat nie było zaznaczone). Dziurkujemy karty i czas na

PK 12 - skrzyżowanie dróg


W linii prostej to może 2-2.5km tyle, że z mapy wynika, iż okolica upstrzona jest kanałami a ścieżki niekoniecznie się łączą… może to się skończyć marszem przez bagna z rowerem na plecach, wygodniej będzie nadłożyć kilka km i podjechać od północy. Wybieramy szlak wiodący od Jankowic do Jedlna I, tyle, że to znowu szlak konny…, początek nawet niezły, tyle, że dziki chyba poszalały w tej okolicy, droga totalnie przeryta prawie na całej długości… masakra. Dobrze, że konie nie słyszały w tej chwili tego co myślałem...
W drodze na kolejny pk
W drodze na kolejny pk © amiga

W którymś momencie wpadam w dziurę, w zasadzie przednie koło mi tam wpada a ja zaliczam delikatną glebę :) - pięknie… Na szczęście to tylko niewielki fragment całego dojazdu. Wkrótce docieramy do asfaltu nieco dalej wjeżdżamy na drogę polną, trochę piachu specjalnie nie przeszkadza. Odnajdujemy lampion i pora zawrócić. Czeka nas nieco dłuższy przejazd do
Nikt go nie ukradł :)
Nikt go nie ukradł :) © amiga

PK 10 - brzeg zbiornika wodnego (zadanie specjalne)


Cała droga po asfalcie, po oznaczonym czerwonym szlaku rowerowym „Od szkoły, do szkoły”. Przyznam się, że później analizując mapę muszę przyznać, że ktoś miał z tym szlakiem całkiem niezły pomysł, fakt, że wydłużał od dojazd pomiędzy szkołami kilkukrotnie,
Długa droga
Długa droga © amiga

ale w zamian prowadzi po mniej uczęszczanych drogach. Wkrótce docieramy nad zalew Jankowice do ośrodka WOPR i…. musimy zostawić rowery, lampion jest na środku zbiornika wodnego ok 100m od brzegu :). Przesiadamy się do kajaka i… ruszamy. Muszę przyznać, że idzie nam to dość sprawnie biorąc pod uwagę fakt iż nie pamiętam kiedy ostatni raz siedziałem w kajaku… Podpływamy i chwila konsternacji? Jaki numer ma ten PK :)? Na szczęście Darek pamiętał, możemy zawrócić do brzegu. Mając twardy grunt pod nogami czujemy się pewniej… wsiadamy na rowery i ruszamy na
Kajaki zamiast rowerów
Zdjęcie z galerii Pawła Banaszaka

PK 15 - prawy brzeg Warty


Tuż za bramą ośrodka małe nieporozumienie, mamy zaznaczone na mapach 2 różne warianty, ja chcę odbić w prawo, Darek w lewo. Chwila konsternacji i obierany wspólny wariant :)
Większość drogi prowadzi po duktach leśnych, widać, że niedawno była tutaj wycinka, w wielu miejscach sporo gałęzi. Z grubsza jedziemy wzdłuż Warty. W którymś momencie słyszę, że coś mi wpadło w przednie koło, pewnie patyk. Zatrzymuję się, wołam Darka i…. masakra, wkręciło mi się dobre 2m drutu. Mija chwila zanim toto udaje mi się wyplątać spomiędzy tarczy hamulca, a szprych. W końcu możemy jechać dalej. W sumie dojazd do Pk banalny. Ruszamy dalej wzdłuż rzeki na
Widoczny z daleka
Widoczny z daleka © amiga

PK 19 - prawy brzeg Warty

Początkowo musimy wyjechać na jakąś bardziej przejezdną ścieżkę prowadzącą na zachód. Trochę błądzenia i w końcu jest cywilizacja „Ważne Młyny” , kawałek za miejscowością i przejazdem kolejowym wjeżdżamy ponownie w las… , tyle, że coś się nie zgadza… Zatrzymujemy się, chwila analizy mapy i… punkt nie jest na ścieżce…, jest od niej oddalony, a najprostsza droga to… pod linią W/N. Chwilę później wjeżdżamy na punkt… podbijamy karty. Spoglądam na mapę i poprawia mi się humor… za dwa punkty będzie bufet. Cieszy to o tyle, że z samochodu w zasadzie nic nie wzięliśmy do jedzenia. Normalnie mamy przynajmniej jakieś banany, batony, czy zwykłe kanapki… tym razem zero…. Ruszamy na
Gdzie jest lampion
Gdzie jest lampion © amiga
Ukrył się... :)
Ukrył się... :) © amiga

PK 18 - skrzyżowanie drogi z rowem

Na miejsce ma nas doprowadzić leśna ścieżka, a w zasadzie kilka różnych łączących się…, udaje się nie zagubić na wąskich ścieżynkach i osiągamy cel. Kolejne dziurki znajdują swoje miejsce na naszych kartach. Ruszamy w kierunku bufetu na

PK 20 - dawny młyn (bufet)


Od poprzedniego lampionu jedziemy cienką przerywaną ścieżka…, niby wszystko jest ok, ale tuż przed drogą ścieżka urywa się w rzece… tylko czy chcemy zawracać? Oczywiście, że nie… już nawet pogodziliśmy się z zamoczeniem w lodowatej wodzie… Jednak skacząc z kamienia na kamień udaje się jakimś cudem nie zamoczyć. Uff
Od tego miejsca już nie ma żadnych problemów z dojazdem do bufetu, docieramy na miejsce i dowiadujemy się, że ktoś złamał ramę, czemuś wszyscy się na nas patrzą? Jakbyśmy mieli jakąś wyłączność na łamanie ram… :P
Nasyciwszy się bananami, pomarańczami, ciastem… i po uzupełnieniu baków ruszamy dalej…, tyle, że już w tej chwili wiem jedno…, ta trasa mnie dzisiaj wykończy, potrzebuję czegoś co da mi kopa… Spoglądam na mapę i proszę Darka by zatrzymał się przy jakimś sklepie, pewnie dopiero w Starym Broniszewie…, muszę zażyć „energetyka”. Pora ruszać na

PK 16 - wieża przeciwpożarowa


Dojazd szybki, po szosach i praktycznie banalny, tyle, że zaczynam odczuwać skutki „przeziębienia”, chyba niekoniecznie to raczej nie to, zaczyna boleć mnie głowa…, od kilku dni podejrzewam, że to coś z zatokami… Nie będzie lekko… Zaczynam walczyć z sobą… i drogą… Dobrze, że wieża jest wielka a dojazd prosty. Wkrótce jesteśmy na miejscu. Lampion ktoś sobie pożyczył, razem z perforatorem… więc robimy fotę wieży i ruszamy na
Wieża - jaka wielka ;)
Wieża - jaka wielka ;) © amiga

PK 17 - lewy brzeg Kocinki

Kolejny banalny dojazd, bo jak nazwać jazdę na wprost przez kilka km :). Ostatnie 100-150 metrów z buta, przez krzaki nie chciało nam się przepychać rowerów. Na miejscu mamy lampion jednak… perforator wyparował, może jakiemuś wędkarzowi przyda się do skrobania ryb ;P
Kolejny raz robimy fotę i ruszamy w drogą przez Stary Broniszew gdzie spodziewam się otwartego sklepu. Cieszy to tym bardziej że będziemy go mieli po drodze na
Sweet focia z lampionem
Sweet focia z lampionem © amiga

PK 14 - skrzyżowanie dróg

Szybko wydostajemy się na szosę i gnamy, we wsi sklep jest, mało tego jest czynny, wpadam do środka, a Darka zostawiam z tubylcami – ucięli sobie całkiem niezłą pogawędkę.., na temat naszych map, okolicy i ich mieszkańców… Chwilę później uzupełniamy elektrolity i możemy jechać dalej. Ponownie wjeżdżamy w las… i piorunem odnajdujemy punkt, tym bardziej, że okupuje go już armia rowerowych szermierzy. Wymieniamy kilka zdań na temat dalszej drogi. My jedziemy tam gdzie Oni byli już wcześniej i vice versa :). Więc takie uwagi są bezcenne. Następny jest
Z punktem w tle
Z punktem w tle © amiga

PK 7 - skrzyżowanie przecinek

Dojazd do samego punktu nie jest jakiś szalenie trudny, tym bardziej, że spora część po asfalcie, dopiero końcówka ścieżkami leśnymi, a fragment tuż przy strumieniu zaliczony z buta. Zawracamy i jedziemy na

PK 4 - lewy brzeg odnogi Warty


Tym razem sporo po lesie, w między czasie przejeżdżamy przez Strugę, po prostu żal nie zrobić tutaj zdjęcia :)
Miło jest zamoczyć nogi :) w chłodnej wodzie
Miło jest zamoczyć nogi :) w chłodnej wodzie © amiga

A kawałek dalej skręcamy w ścieżkę która ma nas wyprowadzić na punkt. Tym razem chwilę zajmuje nam znalezienie lampionu, tracimy dobre 10min. W końcu tuż nad wodą zauważamy to czego szukamy, pobijamy karty i ruszamy dalej by odnaleźć
Nad rzeczką... opodal krzaczka
Nad rzeczką... opodal krzaczka © amiga
Piękne miejsce
Piękne miejsce © amiga
Może tak się przeprawimy na drugą stronę?
Może tak się przeprawimy na drugą stronę? © amiga

PK 1 - skrzyżowanie dróg (zadanie specjalne, bufet)

Jadąc drogą popełniamy kolejny mały błąd, tyle, że kosztuje nas on kilka dodatkowych cennych minut. Niepotrzebnie wracamy tą samą trasą do asfaltu, można było pojechać sporo krótszym wariantem. Cóż zdarza się… Bufet odnajdujemy bez większych problemów, za to czeka na nas niespodzianka. Lampionu nie ma tutaj… jest gdzieś w… terenie ;) Na drzewach wiszą kartki z nadrukowanymi mapkami w bliżej nieokreślonej skali. Z grubsza ustalamy kierunek jako północno-wschodni i ruszamy w las… Lampionu nie ma…, mija dobre 15 min. Zawracamy. Po raz kolejny analizujemy mapkę i nasze mapy. Masakra… Punkt jest nieco dalej, wsiadamy na rowery i jedziemy naprawić nasz błąd. Tym razem jest idealnie. Jest i lampion i perforator, podbijamy karty i pora na

PK 11 - koniec drogi

Ze względu na to że PK 1 był w innym miejscu niż pierwotne oznaczenie na mapie korygujemy plan, nieco inaczej jedziemy na 11-kę, sporo lasów, sporo szlaków, a ja czuję się coraz bardziej fatalnie. Powoli przestaję kontrolować cokolwiek… Ech… Dobrze, że punkt odnaleziony dość szybko… Spoglądamy na zegarki, niedobrze, mało czasu… Jedziemy dalej na

PK 13 – dół


Sam dojazd banalnym tyle, że w miejscu gdzie miał być dół jest ich jakby sporo więcej… trochę zajmuje odnalezienie tego właściwego, ale karty podbite i możemy jechać na
Powrót z dołów :)
Powrót z dołów :) © amiga

PK 9 - obniżenie terenu przy drodze

Czeka nas wyjątkowo długi przelot po szosach i przez centrum Kruszyny, w tej chwili Darek kontroluje trasę, ja nie jestem w stanie myśleć, skupić się na mapie… Staram się tylko nie zgubić z widoku koła rowera Darka. Po kilkunastu minutach docieramy na miejsce…, szubko podbijamy karty i ruszamy … no właśnie… czasu jest naprawdę niewiele, Do odnalezienie pozostały już tylko 2 lampiony. Ale nie ma szans wyroić się w ciągu pół godziny. Musimy je odpuścić i gnać na

Metę


Tutaj już nie ma zmiłuj się, musimy jechać szosami, tak szybko jak się da, ale wschodni wiatr specjalnie nam tego nie upraszcza. Mijamy Lgotę małą, Pieńki Szczepocickie, Szczepocice Prywatne i kilka minut przed deadline-m wpadamy na metę.
Muszę przyznać, że trasa była wymagająca, co zresztą było widać po wynikach, tylko 8-miu zawodnikom udało się zdobyć komplet punktów. Pogoda może nie rozpieszczała, ale i tak była niezła, a chwilami było naprawdę gorąco J, szczególnie na ostatnim asfaltowym odcinku od PK9 do mety J

Nagrody czekają
Nagrody czekają © amiga
Gratulacje
Gratulacje © amiga
Pudło jest :)
Pudło jest :) © amiga



Bibiela i powrót do Katowic

Niedziela, 30 marca 2014 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Janusz Panasewicz - Nadzieja się nie kończy

Niedzielny poranek... jest słonecznie, grzechem było by tego nie wykorzystać. Tyle, że zbieranie idzie nam wyjątkowo powoli..., z drugiej strony chyba lepiej będzie jak wyjedziemy nieco później, marzy nam się teren. Wczoraj jeszcze rozważaliśmy opcję wyjazdu do Rybnika, tyle, że z rana plany się mocno zmieniły. Pada hasło Bibiela..., grunt jest podatny..., Darek nie oponuje... :). 
Z drugiej strony chyba obydwoje potrzebujemy tak po prostu się przejechać..., nie pędzić na rajdzie, maratonie..., ścigać się... po prostu chcemy coś odwiedzić, zobaczyć co się zmieniło... Osobiście w Bibieli byłem chyba rok temu. Jako że to teren Darka to... i on prowadzi. 
Sam początek wyprawy nie wyszedł nam specjalnie terenowo..., wymusiła to wizyta w bankomacie... :) Więc pierwsze kilka km po szosach, za to później było kilka miejsc gdzie można było się spocić... Dość ciekawym miejscem okazał się zespół przyrodniczo-krajobrazowy "Doły Piekarskie". Może je jest jakieś super fotogeniczne, jednak "rowerowo" wymagające. Szkoa tylko, że nie zostały usunięte wiatrołomy. Kilka razy musimy zsiadać z rowerów i przenosić je ponad powalonymi drzewami.

Pierwsza przerwa na focenie w Nakle Śląskim przy tamtejszym pałacu.


Pałac w Nakle Śląskim
Pałac w Nakle Śląskim © amiga

i druga nieco dalej przy jeziorze Chechło-Nakło. Spędzamy tutaj dobre kilkadziesiąt minut sącząc złocisty izotonik :)
Właściwy bidon na właściwym miejscu
Właściwy bidon na właściwym miejscu © amiga

Jezioro Chechło-Nakło
Jezioro Chechło-Nakło © amiga

Pięknie tutaj
Pięknie tutaj © amiga

Jednak celem naszej dzisiejszej wprawy jest Bibiela... trzeba ruszyć... Prze nami jeszcze kawał drogi... 
Znowu poro lasu...., sporo leśnych asfaltów..., trochę szutrów i docieramy w to mało znane aczkolwiek uroklie miejsce.
Zatrzymujemy się co kilkaset metrów przy tablicach informacyjnych. przy kolejnych stawach... szukamy resztek po kopalni... Niestety wiele nie zostało... Cóż... minęło jednak kilka ładnych lat.
Tablica informacyjna w okolicach Bibieli
Tablica informacyjna w okolicach Bibieli © amiga
Plan sytuacyjny kopalni
Plan sytuacyjny kopalni © amiga

Ruszamy dalej
Ruszamy dalej © amiga

Staw w Bibieli
Staw w Bibieli © amiga
Kaj ta gruba ?
Kaj ta gruba ? © amiga

Kolejny staw
Kolejny staw © amiga

Gdzieś tutaj po lewej powinny być jakieś resztki kopalni
Gdzieś tutaj po lewej powinny być jakieś resztki kopalni © amiga

Ruszamy dalej... Plan: odbić na Głęboki dół, a później się zobaczy... trochę na azymut, trochę wspomagając się komórkami i kilkoma mapami ocieramy do kolejnego przystanku. Ostatnio gdy tutaj jechaliśmy jadąc na otwarcie leśnej rajzy w tym miejscu przywitała nas temp. zbliżona do zera. Dzisiaj mamy 19 stopni i piękne bezchmurne niebo...
Głęboki dół
Głęboki dół © amiga

Trochę szerszy plan
Trochę szerszy plan © amiga

I z drugiej strony drogi
I z drugiej strony drogi © amiga

Zastanawiamy się chwilę co dalej, Darek wspomina coś o papierni w Boruszowicach...., przystaję na to..., jeszcze kilka km przyda się dzisiaj zrobić. droga banalna... ok 7 km na zachód... i ocieramy na miejsce... chwila focenia i rozmowy ze "strażnikiem" dobytku. Dowiadujemy się, że calość znalazła prywatnego właściciela, który ma plan zagospodarowania tego miejsca. Cóż, trzeba będzie sprawdzić postępy za.... jakiś czas. Później przeglądając mapy zauważyłem że w pobliżu po terenie jest rozsiane kilka bunkrów wykorzystywanych przy produkcji materiałów wybuchowych... Będzie okazja ich poszukać również przy kolejnej wizycie... 
Papiernia w Boruszowicach
Papiernia w Boruszowicach © amiga

Jako, że jesteśmy w pobliżu Brynku głupio byłoby nie zahaczyć o tutejszy pałac... 
Brynek - zabytkowe zabudowania
Brynek - zabytkowe zabudowania © amiga

Pałac w Brynku
Pałac w Brynku © amiga

Spoglądamy na zegarki... masakra... jest 15:30... Późno... pora ruszać... pora skierować się na Helenkę i to najkrótszą drogą... Pędzimy chwilami ile sił w nogach... Tempo słuszne... Po mniej więcej godzinie jesteśmy na miejscu. Wstępuję jeszcze na godzinę i zbieram się do domu... Przede mną jeszcze trochę ponad 30km. Z drugiej strony dzień jest w tej chwili i tak stosunkowo długi :) W zasadzie zachód słońca jest godzinę później niż jeszcze wczoraj... więc powinienem zdążyć przed zapadnięciem zmroku.
W dość przyzwoitym czasie docieram do domu... Pora zrobić jeszcze kilka zaległych rzeczy, wpis na bloga i pora spać... Jutro do pracy.