Wpisy archiwalne w kategorii

do 136km

Dystans całkowity:17562.19 km (w terenie 3900.00 km; 22.21%)
Czas w ruchu:1001:47
Średnia prędkość:17.53 km/h
Maksymalna prędkość:63.92 km/h
Suma podjazdów:99129 m
Maks. tętno maksymalne:236 (128 %)
Maks. tętno średnie:152 (82 %)
Suma kalorii:716912 kcal
Liczba aktywności:181
Średnio na aktywność:97.03 km i 5h 32m
Więcej statystyk

Wyprawa na Piękny Wschód Polski - dzień piąty

Środa, 19 sierpnia 2015 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Pobudka bardzo wcześnie rano..., dzisiaj w planie najdłuższy odcinek... chcemy dojechać do Hajnówki... chyba, że gdzieś po drodze się zatrzymamy. Prognozy mówią o 2 rzeczach które średnio nas cieszą... po pierwsze o upale..., kolejnym dniu lejącego się z nieba żaru..., po drugie wschodni wiatr... oby był słaby... bo większość trasy mamy w na wschód... To nie są dobre wróżby... Początkowo jest chłodno..., nieco cieplej ubrani ruszamy o 6:50... 

Agroturystyka w której byliśmy jest godna polecenia... :) może ktoś z niej skorzysta więc podaję namiary www.losiedle.pl

Po drodze chcemy zahaczyć o Tykocin, Białystok, a później zobaczymy, wstępny plan jest wykreślony na mapach, ale być może wymyślimy coś ciekawszego... :)

Z Goniądza kierujemy się na Mroczki... początkowo trasa jest dość przyjemna, asfaltowa nawierzchnia, prawie zerowy ruch... :), jako że przed nami około 150km więc będziemy dzisiaj starali się jechać asfaltami... 

W Trzciannym krótka wizyta w sklepie, miało być coś bardziej konkretnego, ale zdaje się że banany zdechły kilka dni wcześniej, kupujemy tylko batoniki..., banany kupimy gdzieś dalej :)... 

Za Trzciannym niespodzianka, asfalt zmienia się w paskudny szuter z tarką na całej szerokości... Na chwilę na szczycie jakiegoś wzniesienia stajemy, Podobają mi się pola :)... Muszę im zrobić zdjęcie, przy okazji chyba pora nieco z siebie zdjąć, robi się ciepło... 

Na polach już po żniwach
Na polach już po żniwach © amiga

W okolicach Wyszowatego... chwila zastanowienia, czy jechać na Stare Bajki... czy przejechać przez kawałek lasu, wyglądana to, że leśny trakt powinien nam dość mocno skrócić trasę, na dokładkę drzewa będą nas chronić przed wiatrem... ten jest dość silny... i daje się we znaki... a dopiero 25 km za nami.. Gdy dojeżdżamy do skrzyżowania oczom nie wierzymy, z map wynika, że powinniśmy mieć asfalt, a tutaj... kocie łebki... z boku jednak jest wyjeżdżony fragment ziemi... tam rowery nie podskakują.... 

Wyszowate - tu wg mapy jest asfalt :)
Wyszowate - tu wg mapy jest asfalt :) © amiga

Stamtąd przyjechaliśmy
Stamtąd przyjechaliśmy © amiga


Przydrożna kapliczka
Przydrożna kapliczka © amiga

Dojeżdżamy do lasu, początkowo wygląda to nieźle... później pojawiają się łachy piachu... próbujemy z nimi walczyć... jednak gdy droga zmienia się w piaskownicę, pchamy rowery... nogi się zapadają... obciążone rowery też... liczymy na to, że to tylko kawałek... jednak im dalej tym jest gorzej... w końcu po około 2 km przepychania rumaków... robimy krótką przerwę... zjadamy batony... i pchamy dalej... o jeździe nie ma mowy..., gdy pojawia się pole po prawej stronie bez wahania pakujemy się na nie, kilkaset metrów przejechane, jednak znów musimy wrócić na piaskownicę... jeszcze kilkaset metrów i jest szuter... wsiadamy na rowery  i dojeżdżamy do Żuk... 

Droga gruntowa, grunt pewnie jest 20 cm pod piaskiem
Droga gruntowa, grunt pewnie jest 20 cm pod piaskiem © amiga

Stajemy przy wiacie przystankowej... wysypujemy kilogramy piasku z butów... masakra... 
Dopiero teraz ruszamy dalej, jest znów asfalt... piaskowy odcinek za nami, ale kosztował nas kilkadziesiąt minut... chyba trzeba było jechać przez Stare Bajki i dołożyć nieco drogi... ale teraz to już trochę za późno na zmianę decyzji...

Do Tykocina już niedaleko, z daleka widać zabudowania zrekonstruowanego zamku... przystajemy przy nim, szybka fota... dzisiaj nie ma czasu na długie zwiedzanie... czas nagli... słońce coraz wyżej... 

Zamek w Tykocinie
Zamek w Tykocinie © amiga


Nieco dalej... wjeżdżamy co centrum, jest dość pustego... i podziwiamy dość ciekawą zabudowę miasta... przystajemy w kilku miejscach, podjeżdżamy pod Synagogę... 
Kościół św. Trójcy
Kościół św. Trójcy © amiga

Hotel Alumnat
Hotel Alumnat © amiga

Centrum Tykocina - pusto tutaj
Centrum Tykocina - pusto tutaj © amiga

jest wielka, dopiero ją otwierają, odpuszczamy jej zwiedzanie, chociaż trochę szkoda... Może innym razem, może kiedyś warto zatrzymać się na dłużej...

Wielka Synagoga
Wielka Synagoga © amiga

Ruszamy dalej 40 km w nogach... teraz droga cały czas na wschód... i pod górkę... w zasadzie aż do Złotorii męczy wieje niesamowicie... na szczycie któregoś szczytu zatrzymujemy się na chwilę... oczywiście przy wiacie przystankowej :)... a nieco dalej w Złotorii zauważamy kościół  drewniany... musimy go uwiecznić :), a poza tym zawsze to chyba na odpoczynek

Karolina coś wypatrzyła
Karolina coś wypatrzyła © amiga

Kościół pw. św. Józefa w Złotorii
Kościół pw. św. Józefa w Złotorii © amiga

Od Złotorii jedziemy na Choroszcz... tutaj okazuje się, że na mapie jest inne oznaczenie szpaku, na mapie widać, że jest po stronie północnej drogi, w rzeczywistości odcinek drogi został przebudowany i szlak w tej chwili jest po jej południowej stronie... Na rondzie przed węzłem z S8 jakiś burak w traktorze wymusza pierwszeństwo na Karolinie... zmusza ją do gwałtownego hamowania... masakra.. gdy wjeżdżał na rondo było widać, że nic nie widzi... nie popatrzał w lewo..., nie włączył migacza... masakra... 

W Choroszczy wjeżdżamy do centrum licząc na to, że coś uda się zjeść, może coś regionalnego... jest otwarta jedna knajpka, a raczej coś w rodzaju baru... są kebaby, zapiekanki, piwo... i kilku ledwo trzymających się na nogach jegomości... 

Tu nie jemy..., za to obok jest sklep... są banany... i nie są zdechłe... :)... więc zjadamy po jednym... i ruszamy dalej... do Białegostoku... 

Kościół pw. św. Jana Chrzciciela w Choroszczy
Kościół pw. św. Jana Chrzciciela w Choroszczy © amiga

Banany niewiele pomogły, tzn wypełniły na chwilę brzuchy, jednak potrzebujemy jakiegoś konkretu, tym bardziej, że to już pora obiadowa, a ostatni konkret był o 6:00... jeden batonik i banan to trochę za mało... 

Gdy tylko pojawiają się przed nami złote łuki maka... od razy poprawia się humor... tu raczej nas nie otrują... może nie jest to regionalne jedzenie... jednak potrzebujemy czegoś kalorycznego... 

W maku spędzamy dobrą godzinę... spoglądamy na mapy... i nieco zmieniamy plany... pierwotnie mieliśmy przelecieć na szybko przez miasto i pędzić dalej na Hajnówkę... jednak wiatr w twarz dał się nam we znaki... sprawdzamy na necie rozkład jazdy pociągów...  i... decydujemy się na małe wspomaganie... będziemy mieli też trochę czasu by nieco spokojniej pozwiedzać miasto... 

Wpierw jednak podjeżdżamy na dworzec... kupujemy bilety i dopiero wtedy ruszamy na podbój miasta... 

Katedralna cerkiew p.w. św. Mikołaja Cudotwórcy w Białymstoku
Katedralna cerkiew p.w. św. Mikołaja Cudotwórcy w Białymstoku © amiga

Na rynku Kościuszki
Na rynku Kościuszki © amiga

Ratusz w Białymstoku
Ratusz w Białymstoku © amiga

W samym centrum
W samym centrum © amiga

W tle Białostocka Archikatedra
W tle Białostocka Archikatedra © amiga

Dawna Zbrojownia
Dawna Zbrojownia "Cekhaus" © amiga

Bazylika archikatedralna Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Białymstoku
Bazylika archikatedralna Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Białymstoku © amiga

We wnętrzu
We wnętrzu © amiga

Jest i krzyż z czaszką
Jest i krzyż z czaszką © amiga

Ołtarz
Ołtarz © amiga

Jedna z bocznych naw
Jedna z bocznych naw © amiga

Brama do Pałacu Branickich
Brama do Pałacu Branickich © amiga

Pałac Branickich
Pałac Branickich © amiga

Aż mnie korciło by poskładać małą planetkę :) Pałacu Branickiego
Aż mnie korciło by poskładać małą planetkę :) Pałacu Branickiego © amiga

Synagoga Piaskower w Białymstoku
Synagoga Piaskower w Białymstoku © amiga

W pobliżu budynku Synagogi (dzisiaj jest tam hotel)... zaczepia nas zakręcony rowerzysta... pyta się o pompkę, tyle że zaskakuje tekstem "Speak english...., polish...", wziął nas za anglików... jakieś jaja...

Chwila rozmowy i okazuje się, że ma trochę mało powietrza w oponach... daję mu pompkę, ale gdy widzę jak się zabiera za pompowanie, przejmuję inicjatywę, nie mamy tyle czasu, pociąg odjeżdża za 20 minut... ;P

Przy okazji dowiadujemy się, że przesiadł się na rower, bo jest jeszcze wczorajszy ;P masakra... 

Gnamy na pociąg... już czeka, rowery zapakowane, miejsc stricte rowerowych w szynobusie nie ma... będący w środku rowerzysta informuje nas by przypiąć je pasami dla niepełnosprawnych... cóż... tak też można... rowery się trzymają... a my siadamy i kombinujemy co dalej....

Dojeżdżamy do Bielska Podlaskiego... wysiadamy i... teraz czeka nas około 20-25 km na wschód... na Hajnówkę..., kwatera została zarezerwowana gdy byliśmy w Maku :)... Wydawało by się, że to będzie łatwy odcinek... a jednak silny wschodni wiatr dalej daje się we znaki... na dokładkę trasa nie jest po płaskim, ale co rusz pojawiają się wzniesienia... 

Krótka przerwa na wysokości Zbucza... zaskakuje nas nowo budowana cerkiew... myślałem, że są tylko te  stare, co najwyżej się je konserwuje, remontuje, a tutaj niespodzianka... pewnie to dlatego, że byłem wychowany na śląsku... gdzie takich cudów raczej się nie spotyka, najwyżej stawiają nowe kościoły katolickie... W moim regionie staroobrzędowców traktuje się raczej jako folklor, historię... 
Niemniej cieszy mnie to, że jednak jest inaczej... :)

Zbucz - Budowana od 2012 roku prawosławna cerkwiew upamiętniającej męczenników chełmskich i podlaskich oraz czyżowskich parafian zamordowanych zimą 1946 roku przez zbrojne podziemie
Zbucz - Budowana od 2012 roku prawosławna cerkiew upamiętniającej męczenników chełmskich i podlaskich oraz czyżowskich parafian zamordowanych zimą 1946 roku przez zbrojne podziemie © amiga

Pędząca Karolina
Pędząca Karolina © amiga

Krzyże przy cerkwi
Krzyże przy cerkwi © amiga

Jedziemy zmieniając się co kilka km... to chyba najlepsza opcja przy takim wiatrzysku... gdy widzimy znak Hajnówka... musimy się zatrzymać i zrobić fotę...

Dojechaliśmy :)
Dojechaliśmy :) © amiga

Słońce coraz niżej
Słońce coraz niżej © amiga

By nie błądzić odpalam nawigację, ustawiam adres i... jak po sznurku trafiamy na kwaterę... Rowery zostają z tyły budynku na ganku oczywiście zabezpieczone... :)... 

Okazuje się, że agroturystyka jest nieźle wyposażona... jest nawet działająca pralka... oczywiście korzystamy z tego cudu... tylko czy to się wszystko wysuszy w nocy... gdy temperatura spada o ośmiu stopni?

Jakąś godzinę po naszym przyjeździe dociera jeszcze jeden rowerzysta... okazuje się że to nasz współpasażer z pociągu... tyle że on jechał do Czeremchy i tam przesiadł się do pociągu na Hajnówkę... Chyba nasz wariant był jednak lepszy, a na bank szybszy.... 


Wyprawa na Piękny Wschód Polski - dzień czwarty

Wtorek, 18 sierpnia 2015 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Po dość długiej i chłodnej nocy... zbieramy się powolutku, to ostatni nocleg w Starym Folwarku... dzisiaj ruszamy w nieznane... a w zasadzie w znane :)... Musimy dotrzeć do Goniądza... Nawigacje twierdzą że mamy do przejechania około 85 km... W sumie niedużo... jednak po raz pierwszy w trakcie tej wyprawy będziemy jechać z sakwami. Jak będzie? Nikt z nas tego nie wie... będziemy jednak wybierać asfalty, powinno być szybciej... 

Po krótkim pożegnaniu z rodzicami Karoliny ruszamy na Leszczewek gdzie musimy zdecydować którędy jechać... wybieramy szlak na Cimochowiznę, w miejscu gdzie jesteśmy wygląda w porządku... Po kilku kilometrach pojawia się szutr, piach, ścieżki leśne... miejscami nie ma możliwości by jechać... musimy przepchnąć rowery... to nie był najlepszy wybór, z drugiej strony lepiej na początku drogi niż pod jej koniec... obiecujemy sobie, że drugi raz nie wjedziemy w teren... 

Gdy wyjeżdżamy w okolicach Sobolewa musimy zrobić krótką przerwę, dopiero 10km za nami... i ponad 40 minut... dalej muszą być szosy..., musi być asfalt inaczej do Goniądza będziemy jechać ze 2 dni :)

Chwila wytchnienia po terenowym odcinku
Chwila wytchnienia po terenowym odcinku © amiga

W okolicach Płociszna wbijamy się na starą ósemkę..., ruch samochodów ciężarowych i pewnie też części osobówek został przeniesiony na pobliską S61... więc nie mamy obaw pakując się na tą drogę, tym bardziej, że jest dość szerokie asfaltowe pobocze...

Od razu jedzie się inaczej... szybciej... rowery same pędzą... czy to z górki, czy pod górkę, prędkość praktycznie nie spada poniżej 25km/h... chyba zwariowaliśmy... 

Piorunem docieramy do Augustowa... tam mała przerwa, na szybkie drugie śniadanie :)... na wysłanie kartek pocztowych... 

To niby 40-ty kilometr... z grubsza połowa drogi... gdyby tak było dalej....

Wyjeżdżamy z Augustowa.... trochę zamieszania na podwójnym rondzie, na przebudowanym węźle z 8, mapy twierdzą jedno, rzeczywistość jest jednak inna... Czeka nas na szczęście dość krótki odcinek do Białobrzegów, tam już odbijemy na boczne drogi z dala od ruchu Tirowego... 

Po wjechaniu na właściwą drogę, różnica jest niesamowita, samochody mijają nas co kilka minut... czasami rzadziej, część drogi jest w lesie, w cieniu, więc słońce tak bardzo nie przeszkadza...

Na wysokości Grabowych  Grądów widzę znak... sklep 50m podjeżdżamy i z daleka widać leżący rower i jakiegoś gościa siłującego się z nim... żartuje, że pewnie niektórzy się już dzisiaj zmęczyli... Gdy podjeżdżamy bliżej... okazuje się,. że osobników jest 2... i pomimo tego, że jest jeszcze przed południem są nieźle wstawieni... 

Na dokładkę sklep jest zamknięty, przerwa od godziny 10:30 - 13:30... trudno.. będzie następny....

Robimy jednak mały błąd, ale o tym dowiaduję się dopiero 2 tygodnie później, w Grabowych Grądach jest jedna z 4 Molenn istniejących w Polsce, 2 odwiedziliśmy wczoraj... ta była by trzecia... Cóż... będzie okazja kiedy indziej... może za rok podczas kolejnej eskapady? 

Dalsza droga jest może trochę monotonna... kilkanaście kilkometrów gdzie niby mijamy kolejne małe miejscowości składające się z kilku domów, ale głównie mamy pola i lasy... i drogę cały czas prosto, prosto, prosto.... 

Dopiero zatrzymujemy się przy śluzie w Dębowie... jakieś urozmaicenie i chyba pierwsze spotkanie z Biebrzą... teraz będzie nam towarzyszyła przez kolejne kilka km :)

Przystanek w pobliżu śluzyDębowo
Przystanek w pobliżu śluzy Dębowo © amiga

Nad Biebrzą
Nad Biebrzą © amiga

Karolina coś wypatrzyła
Karolina coś wypatrzyła © amiga

Z tego poziomu też ciekawie
Z tego poziomu też ciekawie © amiga

Pod mostem
Pod mostem © amiga

Ostatni rzut oka na rzekę
Ostatni rzut oka na rzekę © amiga

Śluza Dębowo
Śluza Dębowo © amiga

Nie ma kajakarzy
Nie ma kajakarzy © amiga

Przy śluzie spotykamy lokalnych wędkarzy... pytam o sklep.... jedyny jest 2km na północ w kierunku Polkowa... to nie nasz kierunek... trudno... do Goniądza nie powinno być już daleko... więc darujemy sobie takie eskapady...  

Wkrótce ruszamy, drogą wzdłuż Biebrzy.. wadą jej jest to, że cały czas jest to otwarty teren a temperatura powyżej 30 stopni nie pomaga, słońce wypala... Przejechaliśmy ponad 70km... więc powinno zostać nie więcej niż 15...

Jakie jest nasze zaskoczenie gdy pojawia się znak 30km... a asfalt zmienia się w szuter z tarką na całej szerokości... Prędkość momentalnie spada... trzeba kurczowo trzymać kierownicę i uważać na drogę... 

W którymś momencie czuję silny ból poniżej kolana..., zatrzymuję się, spoglądam w dół... osa mnie użądliła... masakra.. za co? Jak chciała wysiąść, mogła poprosić, a nie korzystać z hamulca bezpieczeństwa... 

Tutaj z tym nic nie zrobimy, trochę piecze, ale to wszystko, nie jestem uczulony, więc efektem będzie tylko profilaktyka przeciwreumatyczna :)...

Gdy w końcu przejeżdżamy przez most w Dolistowie... i czujemy znów asfalt pod kołami... poprawiają nam się humory... gdy nieco dalej trafiamy na sklep... już jest bardzo dobrze... rzekłbym jest idealnie... zajadamy banany... popijamy i... ruszamy dalej... do Goniądza już niedaleko... 

Tym razem już nieco główniejszą drogą 670, miejscami widzimy budowaną Green Velo, jak się okaże, jeszcze nie raz w trakcie tej wyprawy będziemy mieli okazję się z nią spotkać... Na tą chwilę to wariant piaszczysty, ale widać, że coś się dzieje... :)

W Goniądzu odszukujemy kwaterę, chwila rozmowy z właścicielami, bardzo miłym starszym małżeństwem... rowery będą nocować w garażu... zamknięte, bezpieczne, a my dostajemy przyzwoitą kwaterę, do dyspozycji wielka kuchnia, jadalnia, sala telewizyja..., na dokładkę do dostępne są mapy okolicy, przewodniki... coś pięknego

Bierzmy po cukierku na czarną godzinę...
Lubię tu być :)
Lubię tu być :) © amiga

i jedziemy szukać restauracji... (sakwy zostały w pokoju) chwila kluczenia i dopiero mieszkańcy wskazują nam drogą do hotelu... tam... przeglądamy menu... wybieramy coś... a w zasadzie poprosiłem by pani kelnerka coś zaproponowała... dostałem Policzki wołowe... 
Puki nie są to golonka czy żeberka to może być... nie wiem jak smakują, nie wiem czy będą dobre, po prostu jedna wielka niewiadoma...
Ale muszę przyznać, że jedzenie jest na niezłym poziome... Zanim podano do stołu... Skorzystaliśmy z możliwości przejścia się po pomoście nieco bardziej wgłąb Biebrzy... 

Zacumowane łodzie
Zacumowane łodzie © amiga

Rozlewiska Biebrzy
Rozlewiska Biebrzy © amiga

Pomost przy restauracji/hotelu
Pomost przy restauracji/hotelu © amiga

Z pełnymi brzuchami ruszamy na Ossowiec... to tamtejszej twierdzy, w planie zrobienie kilku zdjęć i powrót na kwaterę... 

W Ossowcu lekkie rozczarowanie... twierdza dostępna jest ledwie przez kilak godzin, na dokładkę bilety + opłacenie przewodnika to około 100zł... na 2 osoby... zupełnie bez sensu... okazuje się, że dzisiaj tam nie wejdziemy... nie popstrykamy zdjęć... trudno... może kiedy indziej...

Informacja przy fortyfikacjach w Ossowcu
Informacja przy fortyfikacjach w Ossowcu © amiga

Wojsko Polskie
Wojsko Polskie © amiga

Zawracamy do Goniądza, jeszcze zdjęcie przy pięknym asfaltowym GreenVelo... gdyby taka była na całej długości... marzenia... 

Piękna modelka reklamuje Green Velo :)
Piękna modelka reklamuje Green Velo :) © amiga

Parafia pw. Świętej Agnieszki w Goniądzu
Parafia pw. Świętej Agnieszki w Goniądzu © amiga

Kościół św. Agnieszki
Kościół św. Agnieszki © amiga

Wewnątrz kościoła
Wewnątrz kościoła © amiga

Dojeżdżamy na kwaterę... już umęczeni, jeszcze tylko prognoza pogody i pora powolutku kłaść się spać... na jutro planowany jest najdłuższy odcinek z całej wyprawy... około 150km...

Wyprawa na Piękny Wschód Polski - dzień trzeci

Poniedziałek, 17 sierpnia 2015 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Dzień zapowiada się mocno rowerowo, jest inny niż wczorajszy gdzie pracowały głównie górne kończyny, dzisiaj kończy się czas odpoczynku nóg... od dzisiaj to one będą ciężko pracować...

Trochę się obawiam tego wyjazdu, w nocy kilka razy budził mnie silny ból stawów barkowych i łokciowych... jak będzie na rowerze? 

Z pewną nieśmiałością dosiadam rumaka... Karolina  chyba też ma obawy... co będzie... ale już po chwili wiadomo, że nie jest źle... że jednak stawy się zginają, pracują, że możemy jechać... 

Budowana GreenVelo
Budowana GreenVelo © amiga

Ze Starego Folwarku kierujemy się na Suwałki... nowo budowaną drogą rowerową, a dokładniej fragmentem GreenVelo, wygląda to ciekawie, chociaż na dobrą sprawę łamiemy w tej chwili przepisy, gdyż znaki informujące o tym że to jest DDRka są zasłonięte... powinniśmy jechać szosą... ale ta droga aż przemawiała "Jedźcie po mnie..., zapraszam".

Przecudny uśmiech
Przecudny uśmiech © amiga

Bliżej Suwałk pojawia się kostka położona w taki sposób, że bruzdy są ustawione wzdłuż ścieżki... Rower zachowuje się jakbym jechał na nienapompowanych kołach... Tragicznie jest to położone... aż dziw bierze, że nikt tego nie zauważył, może warto to poprawić z okazji tworzenie właśnie GreenVelo które ma być wizytówką tego terenu. 

Groby Krzywe
Groby Krzywe © amiga

Wjeżdżając do Suwałk natrafiamy na Molennę, trochę ciężko ją zauważyć z drogi, jest dość głęboko ukryta, jednak Karolina zna z grubsza jej lokalizację, więc mamy prościej... Co ciekawe okazuje się, że w niej, bądź tuż obok znajduje się Naczelna Rada Staroobrzędowców... - o tym dla odmiany dowiaduję się z netu :) tyle, że 2 tygodnie później...

Molenna w Suwałkach - niestety niedostępna
Molenna w Suwałkach - niestety niedostępna © amiga

Molenna jest remontowana i nie można do niej zbyt blisko podejść, cóż... musimy się zadowolić kilkoma zdjęciami z dalszej odległości..., ruszamy dalej do centrum miasta, zatrzymując się co jakiś czas... Na placu Marii Konopnickiej udaje nam się wysłuchać tylko jednej bajki - tej o Boćku :)..., reszta przycisków nie działa.... troszkę szkoda, miasto powinno chyba co jakiś czas sprawdzać stan swoich atrakcji, a elektronika ma to do siebie, że... się psuje... więc raz w miesiącu co za problem wysłuchać wszystkich bajek :)
Piękna praca - Bajkosłuchacz :) 

Centrum miasta
Centrum miasta © amiga

Wielka kula
Wielka kula © amiga

Kle kle boćku
Kle kle boćku © amiga

Pomnik Marii Konopnickiej
Pomnik Marii Konopnickiej © amiga

Krasnale Suwalskie :)
Krasnale Suwalskie :) © amiga

Krasnoludki są na świecie
Krasnoludki są na świecie © amiga


Robimy mały objazd Suwałk... zaliczając po drodze kilka ciekawych miejsc związanych z tym miastem, m.inn.. budynek gdzie urodziła się Maria Konopnicka, zatrzymujemy się również przy kilku kościołach, odnajdujemy przyczajone krasnale :)

Kościół pw. św. Aleksandra w Suwałkach
Kościół pw. św. Aleksandra w Suwałkach © amiga

Pomnik w parku Konstytucji 3-go Maja
Pomnik w parku Konstytucji 3-go Maja © amiga

Przed muzeum
Przed muzeum © amiga

Budynek muzeum
Budynek muzeum © amiga

W tym domu urodziła się Maria Konopnicka
W tym domu urodziła się Maria Konopnicka © amiga

Pilnujący Krasnal
Pilnujący Krasnal © amiga

Jego kolega po przeciwnej stronie
Jego kolega po przeciwnej stronie © amiga

Na ławeczce z Marią szepczącą bajki
Na ławeczce z Marią szepczącą bajki © amiga

Kościół Ewangelicko-Augsburski w Suwałkach
Kościół Ewangelicko-Augsburski w Suwałkach © amiga

Pod koniec postanawiamy podjechać pod cmentarz 7-miu wyznań... niektóre kwatery są mocno zniszczone, może nie zaniedbane, bo widać, że ktoś się tym opiekuje... jednak zawieruchy wojenne zrobiły swoje... Za to na terenie cmentarza prawosławnego remontowana jest molenna :) mam wrażenie, że w tej chwili większość z nich przechodzi ten proces... czyżby miasto wyciągnęło jakieś wnioski?  Może to dofinansowanie z UE? Trudno powiedzieć, ale cieszy fakt, że takie perełki zostaną ocalone... :)

Wejście do kwatery muzułmańskiej
Wejście do kwatery muzułmańskiej © amiga

Wejście do części żydowskiej
Wejście do części żydowskiej © amiga

Widać tylko pomnik
Widać tylko pomnik © amiga

Remontowana Cerkiew pw. Wszystkich Świętych
Remontowana Cerkiew pw. Wszystkich Świętych © amiga

Pięknie się prezentuje
Pięknie się prezentuje © amiga

Słońce ukryte za krzyżem
Słońce ukryte za krzyżem © amiga

Cerkiew pw. Wszystkich Świętych - jeszcze raz
Cerkiew pw. Wszystkich Świętych - jeszcze raz © amiga

Wyjeżdżamy z Suwałk kierując się z grubsza na północ... chcemy przynajmniej częściowo objechać Suwalski Park Krajobrazowy... 

Wieje silny wiatr, słońce praży coraz bardziej... na dokładkę pojawiają się góry... teren przypomina trochę jurę.... tyle, że jest bardziej zielony i jest nieco więcej jezior ;)... Widać jednak, że przeciągająca się susza zrobiła swoje...

W Suwalskim Parku Krajobrazowym
W Suwalskim Parku Krajobrazowym © amiga

Gdy dojeżdżamy do granic Parku, skręcamy do  centrum informacji turystycznej, może tam będzie coś więcej, może uda się kupić coś do picia i jedzenia? Na miejscu udaje się kupić całkiem niezłe mapy Suwalskiego i Wigierskiego Parku :)... w zasadzie to przydadzą się dzisiaj i jutro z rana później powoli będziemy wyjeżdżać z tych terenów... 

Przy centrum informacji podziwiamy izbę regionalną... a przy okazji udaje się kupić 2 batony... wyczerpaliśmy ich cały zapas ;P, siadamy na chwilę w cieniu i snujemy plany.... 

Izba regionalna
Izba regionalna © amiga

Izba regionalna cd
Izba regionalna cd © amiga

Z mapy wynika że jakieś 2 km stąd jest wieża widokowa... ruszamy więc w tamtym kierunku... dla odmiany wieje nam w twarz... mamy pod górkę... tyle, że wieży nie ma... za to nieco dalej jest wjazd na szlak który powinien doprowadzić nas na szuter prowadzący na Wodziłki... Początkowo jest szeroki, dość przyjemny, jednak im dalej tym bardziej zarośnięty wysokimi trawami, ale oznaczenia są... gdy dojeżdżamy do granicy lasu... trawiaste podłoże znika, jest ścieżka, ma 40cm szerokości... usiana jest korzeniami, gdzieniegdzie są kamienie. Wydaje mi się, że ten odcinek będzie miał około 500m, jednak już po 250 dojeżdżamy do szerokiego szutra... dopiero wtedy uświadamiam sobie, że mapa jest w innej skali niż ta z której do tej pory korzystaliśmy...  Szuter powinien nas wyprowadzić w pobliże cmentarza w Wodziłkach... Niby prawie wszystko się zgadza, poza tym, że domy są z innej strony, a po cmentarzu nie ma śladu...

Cmentarz w Wodziłkach
Cmentarz w Wodziłkach © amiga

Nie kombinujemy zbyt długo, ważne, że są oznaczenia miejscowości, więc jesteśmy w dobrym miejscu... gdy jedziemy dalej, za zakrętem ukazuje nam się cmentarz którego szukaliśmy... chyba po prostu droga w tej chwili prowadzi nieco inaczej... przecinka która prowadziła w okolice cmentarza była nieco wcześniej i bardziej zarośnięta, z daleka wyglądała jakby kończyła się płotem... 

Dopiero gdy decydujemy się odwiedzić nekropolię, wszystko staje się jasne... ten płot... to ogrodzenie cmentarza... a zarośnięta ścieżka to ta główna na mapie... fragmentu którym dalej jechaliśmy na mapach nie ma... 

Chwila przerwy... i wracamy do "centrum"... chociaż to chyba za dużo powiedziane... odnajdujemy molennę... kolejną dzisiaj, niestety znowu jest zamknięta, cóż... zostaje nam kilka fot z zewnątrz... 

Molenna w Wodziłkach
Molenna w Wodziłkach © amiga

Po drugiej stronie stoi stodoła.... staruszka, ledwo się trzyma, jest podparta z kilku stron... 

Ledwo trzymająca się staruszka
Ledwo trzymająca się staruszka © amiga

Molenna w Wodziłkach
Molenna w Wodziłkach © amiga

Kilak zdjęć później ruszamy dalej naszym szutrem na Łopuchowo i Udziejek gdzie wg mapy jest restauracja... oznaczenia są, budynek istnieje, zajeżdżamy i... okazuje się, że nie ma gospodyni, a gospodarz potrafi jedynie zrobić herbatę i kawę, tą ostatnią tylko w ograniczonym zakresie.. Niemniej bardzo miła osoba... chwila rozmowy i już jest raźniej... 

Prywatny Skansen w okolicy Udziejek
Prywatny Skansen w okolicy Udziejek © amiga

Pokoje do wynajęcia :)
Pokoje do wynajęcia :) © amiga

Mieszkać w takiej chacie :)
Mieszkać w takiej chacie :) © amiga

Kawa dodała nam trochę sił... żegnamy się z tym miejscem i ruszamy dalej... spoglądamy na zegarki... chyba damy radę dotrzeć na kwaterę około 17... 

Korale?
Korale? © amiga

Garniec
Garniec © amiga

W Gulbieniszkach wyjeżdżamy na asfalt... w końcu odmiana... rowerem nie rzuca... dłonie nie bolą :)... wyjeżdżamy na nieco główniejszą drogę i gnamy na Jeleniewo gdzie obowiązkowo zatrzymujemy się przy kościele... a ciut dalej widać znaki informujące o najlepszej restauracji w okolicy...

Matka Boska jaskiniowa ;P
Matka Boska jaskiniowa ;P © amiga

Parafia pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Jeleniewie
Parafia pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Jeleniewie © amiga

Krzyż z czaszką przy kościele w Jeleniewie
Krzyż z czaszką przy kościele w Jeleniewie © amiga

Jesteśmy już bardzo głodni... więc korzystamy z okazji... odbijamy może 150m w bok... i... zamawiamy obiad... 
To co dostajemy jest wielkie... po 30-40 minutach posiłku mamy problem by się podnieść... by wsiąść na rowery i ruszyć... Na dokładkę ten skwar...

Nie ujechaliśmy nawet 500m gdy zauważamy znak informujący o kirkucie..., z map wynikało, że dojścia tam nie ma, a przynajmniej nie od strony drogi... więc nieco zaskoczeni zawracamy... i wjeżdżamy w wąską ścieżkę między posesjami... 

Cmentarz jest przyzwoicie utrzymany..., są tablice informacyjne, mało tego jest otwarty... może to wszystko dlatego, że nie jest zbyt wyeksponowany... i nie maił go kto specjalnie niszczyć... chociaż ślady dewastacji widać tu i ówdzie... 

Jeśli my zapomnimy, kto będzie pamiętał?
Jeśli my zapomnimy, kto będzie pamiętał? © amiga

Obiekt zabytkowy
Obiekt zabytkowy © amiga

Brama otwarta
Brama otwarta © amiga

Wspominamy ich z miłością
Wspominamy ich z miłością © amiga

Elegia miasteczek żydowskich
Elegia miasteczek żydowskich © amiga

Ławeczka
Ławeczka © amiga

Uszkodzone macewy
Uszkodzone macewy © amiga

Troszkę zapomniane
Troszkę zapomniane © amiga

Zdewastowane
Zdewastowane © amiga

Wracamy drogą 655 do Suwałk, wszystko było by ok, gdyby nie remont drogi  na wysokości cmentarzyska Jaćwingów..., jeden pas, wahadło, aż po horyzont... odbijamy na Białą Wodę... będzie ciut dłużej, ale nie w kurzu, nie pomiędzy samochodami... 

Przez Suwałki przebijamy się trochę na czuja..., myląc raz czy 2 kierunki, ale wyjeżdżamy na właściwy szlak na Stary Folwark... gdzie jesteśmy kilka minut po 17:00... Uff... 

Ślimak, ślimak pokaż rogi
Ślimak, ślimak pokaż rogi © amiga

Jest jeszcze trochę czasu więc Karolina proponuje krótki wypad na Cimochowiznę... stąd jest niesamowity widok na klasztor Wigierski... trzeba jednak uważać, bo droga prowadzi po pomostach... Kilka razy się zatrzymujemy podziwiając okolice... 

Cimochowizna - podesty
Cimochowizna - podesty © amiga

Widok na klasztor Wigierski
Widok na klasztor Wigierski © amiga

Jezioro Wigry
Jezioro Wigry © amiga

Słońce powoli się chyli ku zachodowi
Słońce powoli się chyli ku zachodowi © amiga

Po zawróceniu już w kierunku noclegu... próbuję się zatrzymać... jakoś tak nieszczęśliwie, że noga trafia w próżnię..., poza podest... chwilę później nakrywam się rowerem i mam okazję podziwiać podesty od spodu :)... W zasadzie jedyne uszkodzenie to małe obtarcie prawej nogi... zamortyzowało mnie przytrzymanie się pobliskiego małego drzewka... o oczywiście bujnie rosnące wysokie trawy :)... 

Piękne miejsce
Piękne miejsce © amiga

Musi poskładać... by popłynąć dalej
Musi poskładać... by popłynąć dalej © amiga

Chwila strachu i gramolę się na podest... Karolina chyba najadła się więcej strachu niż ja.... musiało to wyglądać i strasznie i pewnie komicznie...

Zamyślona Karolina
Zamyślona Karolina © amiga

Po powrocie na agroturystykę trzeba spłukać z siebie kurz, sól... ale jeść się nie chce... :) Obiad dalej wypełnia żołądki... 

A jutro szykuje się ciężki dzień, po raz pierwszy będziemy jechali z sakwami... niby dystans krótki... nawigacja mówi coś o 85 km... w najkrótszym wariancie... ale jak to wyjdzie... tego dowiemy się dopiero jutro... a dzisiaj trzeba się wyspać...

Nocne niebo w Starym Folwarku :)
Nocne niebo w Starym Folwarku :) © amiga

jeszcze jedna wariacja :)  nieba
Nocne niebo nad starym folwarkiem
Nocne niebo nad starym folwarkiem © amiga

Wyprawa na Piękny Wschód Polski - dzień pierwszy

Sobota, 15 sierpnia 2015 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Po krótkiej nocy w samochodzie... wysiadamy w Augustowie, jest 6:30 rano... jest chłodno - jedynie 16 stopni... 
Ubrani nieco cieplej ruszamy na podbój okolicy, w planie mamy zaliczeni PK postawionych przez Piotrka z BikeOrientu... punktów jest kilkanaście w okolicy, pytanie tylko czy przetrwały tyle czasu... 

Kilka dni wcześniej pisałem do Informacji Turystycznej z pytaniem o dostępność map... do dzisiaj nie dostałem odpowiedzi, jedynie co mamy, to bitmapę... na tablecie... :)... 

Bazylika Mniejsza Najświętszego Serca Jezusowego
Bazylika Mniejsza Najświętszego Serca Jezusowego © amiga

Jednak zaczynamy zwiedzanie od centrum Augustowa..... centrum świeci pustkami, to nie dziwota, bo kto normalny o takiej porze wychodzi z domu na dokładkę w święto... chyba tylko jakieś Oszołomki... czyli My :)

Król Zygmunt August
Król Zygmunt August © amiga


Widać, że w niektórych miejscach działo się w nocy, sporo butelek, sporo panów z ziemistą cerą... jakoś nie mam ochoty na gawędzenie z nimi... Odszukujemy jedynie otwarty sklep by kupić długopisy o których kompletnie zapomnieliśmy... 

Centrum informacji dzisiaj zamkniete
Centrum informacji dzisiaj zamknięte © amiga

Słońce już zaczyna palić
Słońce już zaczyna palić © amiga

Posiłkując się dość nieciekawymi mapami okolicy oznaczamy na nich pozycję PK... i powolutku opuszczamy miasto...

Nad jeziorem Sajno
Nad jeziorem Sajno © amiga

Pierwszy PK to Binduga - tylko co to jest? zobaczymy na miejscu... droga dość prosta, jednak dość szybko musimy odbić na szutr, a później ścieżką po skarpie wzdłuż jeziora... kierunki się zgadzają, charakterystyczne też... jest pierwsze obozowisko, jest i drugie, to które nas interesuje... sprawdzamy okolicę, punku nie ma... Wpadam na pomysł by sprawdzić co to Binduga i już wiemy, że miejsce jest poprawne, współrzędne GPS również nam to potwierdzają, więc nie ma mowy o pomyłce... Palik.. został więc zniszczony...

Tutaj gdzieś powinien być PK
Tutaj gdzieś powinien być PK © amiga

W między czasie natykamy się na trójkę biegaczy, pozdrawiają nas, jak się okazuje ćwiczą przed triatlonem :) 

Cóż... postanawiamy wrócić na asfalt i poszukać kolejnego PK... - zakrętu ścieżki :)

Wjeżdżamy na wąską ścieżkę wzdłuż kanału Bystry, droga się dłuży, jest na niej wszystko, piach, kamienie, korzenie... w końcu porzucamy rowery i idziemy na samiuśki cypelek... tam odnajdujemy palik... jest... co prawda naruszył go ząb czasu... ale jest.... jakoś przeżył te 3 lata...

Ocalały palik :)
Ocalały palik :) © amiga

Zawracamy, droga powrotna jakby była krótsza... czemu? Złudzenie, a może to dlatego, że zrobiliśmy to co było w planie?

W pobliżu jest PK 6 opisany jako skrzyżowanie dróg... palik ocalał :)... tylko co z tego skoro jeden anihilował... zabawa wzięła trochę w łeb, ale nie ma się co przejmować, w okolicy jest tyle atrakcji, że coś znajdziemy :)... może innego może zaskakującego?

Tym razem prawie kompletny, perforator urwany, ale numerek jest :)
Tym razem prawie kompletny, perforator urwany, ale numerek jest :) © amiga

Od Studzienic odbijamy znowu w teren poszukać kolejnego palika - koniec drogi... 
Ścieżka znaleziona, koniec drogi również... tyle, że po paliku nie ma śladu... miejsce po ognisku na końcu ścieżki sugeruje nam dobitnie co mogło się stać z palikiem... Kilka fot i ruszamy z powrotem, chyba damy sobie spokój z resztą PK... 

Na końcu drogi
Na końcu drogi © amiga

Chyba marnie skończył jeden z palików
Chyba marnie skończył jeden z palików © amiga

Rumaki czekają.... jeden nawet usnął
Rumaki czekają.... jeden nawet usnął © amiga

Jedziemy w kierunku Studzienicznej tam jest co prawda kolejny PK... ale to będzie nasz ostatni... Ciekawe czy palik przetrwał...., być może pobliże kościoła dało mu jakąś ochronę... 

Czyżby to nasz PK? Chyba nie
Czyżby to nasz PK? Chyba nie © amiga

Ciut wcześniej stajemy przy pomniku... Kilka fot i... jest punkt... jest perforator, tyle, że z innej gry terenowej, to nie nasz, chociaż wygląda niemal identycznie... tyle że napis na nim sugeruje coś innego... 

Krzyż, pomnik tuż obok
Krzyż, pomnik tuż obok © amiga

Sprawdzamy wszystko dokładnie
Sprawdzamy wszystko dokładnie © amiga

Tabliczka informacyjna
Tabliczka informacyjna © amiga

Pstrykamy foty :)
Pstrykamy foty :) © amiga

Podoba mi się ten pomnik
Podoba mi się ten pomnik © amiga

Jeszcze to o niczym nie przesądza, bo to nie jest to miejsce gdzie powinien być nasz palik...
Ten ma znajdować się przy wiacie jakieś 100-150m dalej...

Liczba perforatorów w tym miejscu to jakieś przegięcie
Liczba perforatorów w tym miejscu to jakieś przegięcie © amiga

Tam kolejna niespodzianka... Punktów i perforatorów dookoła jest pełno... naliczyliśmy chyba z osiem... ale tego z AdventureOrientu nie ma... Może konkurencja go wykopała?

Cóż... 

Podjeżdżamy na chwilę do sanktuarium, robimy kilka zdjęć zza płota... trwa nabożeństwo, dookoła pełno straganów... dalej raczej nie wejdziemy...  Podjeżdżamy jeszcze do kaplicy... i wracamy... 

Sanktuarium Matki Bożej Studzieniczańskiej
Sanktuarium Matki Bożej Studzieniczańskiej © amiga

Kaplica na wyspie
Kaplica na wyspie © amiga

Jest za to dobra pora by się czymś posilić... coś szybkiego w barze czy może restauracji tuż obok...
Siadamy w cieniu... tutaj skwar tak nie dokucza...
Po szybkim płynnym posiłku ruszamy dalej... Resztę zjemy chyba gdzieś dalej, może znajdziemy coś lepszego? Zresztą o 11 to chyba za wcześnie na konkrety ;)

Tuż za jeziorem Białym źle wjeżdżamy w ścieżkę i zamiast na północ jedziemy na zachód... cóż... zawracamy i odnajdujemy nasz szlak...  

Dość długi odcinek leśnymi szutrami... docieramy do Uroczyska Powstańczego gdzie chwila odpoczynku... przy zimnym strumieniu i kilka tablicach, pomnikach. Mija nas w tym czasie quad i 2-ka rowerzystów... 

Chwila wytchnienia nad strumieniem
Chwila wytchnienia nad strumieniem © amiga

Pomnik z kosami
Pomnik z kosami © amiga

Mija nas jakiś quad
Mija nas jakiś quad © amiga

Jest i informacja o tym miejscu
Jest i informacja o tym miejscu © amiga

Miejsce Kuźni
Miejsce Kuźni © amiga

Ruszamy chwilę później, posiłkując się mapami jedziemy na Danowskie (krótka przerwa na obiad, i pora właściwa i są Kartacze), Monkinie, Bryzgiel i kierujemy się na Czerwony Krzyż... 

Drewniany kościół MB Anielskiej Monkinie
Drewniany kościół MB Anielskiej Monkinie © amiga

Dzwonnica przykościelna
Dzwonnica przykościelna © amiga

Światło... wpadające do środka
Światło... wpadające do środka © amiga

Piękne wnętrze
Piękne wnętrze © amiga

Po drodze rozmawiamy z 2-ką rowerzystów którzy odradzają nam dalszą jazdę szutrem..., ze względu na jego stan, kurz i pędzące samochody w zamian kierują nas na ścieżkę prowadzącą dookoła jeziora Wigry...

Krzyże
Krzyże © amiga

Niby pusto, ale wszędzie kurz, tarka
Niby pusto, ale wszędzie kurz, tarka © amiga

Większość drogi w lesie, w cieniu... jest przyjemnie, szczególnie gdy z nieba leje się żar...

Jest i bociek :)
Jest i bociek :) © amiga

Czerwony Krzyż
Czerwony Krzyż © amiga

Tędy Hobbity nie powinny chodzić
Tędy Hobbity nie powinny chodzić © amiga

Pewnie normalnie wszędzie pełno wody.... a dziś.... sucho
Pewnie normalnie wszędzie pełno wody.... a dziś.... sucho © amiga

W Mikołajewie odbijamy na Rosochaty Róg... widoki... zapierają dech w piersi..., bocznymi ścieżkami docieramy do miejscowości Wigry, dzisiaj to nie jest idealne miejsce na zwiedzanie czy odpoczynek, masa turystów, setki samochodów na wąskiej ścieżce... Stajemy na chwilę i... decydujemy się na ucieczkę z tego miejsca. 

Krowa w Rosochatym Rogu
Krowa w Rosochatym Rogu © amiga

Jak zawsze uśmiechnieta
Jak zawsze uśmiechnieta © amiga


Rowery 2 w Wigrach pod klasztorem
Rowery 2 w Wigrach pod klasztorem © amiga

Kierujemy się do Starego Folwarku do naszej 3 dniowej bazy... później już powoli będziemy wracać  zaliczając kolejne miejscowości na wschodniej ścianie Polski. 

A to my :) z rowerkami
A to my :) z rowerkami © amiga

Kraina wielkich Jezior zaskoczyła mnie pozytywnie, jest idealna na rower... sporo szlaków, masa szutrów, stosunkowo mało asfaltów, jeszcze gdyby mapy były dokładniejsze, częściej aktualizowane i pokrywały cały teren... Chociaż nie jest tak źle... 

Jak na pierwszy dzień, po prawie nieprzespanej nocy w aucie, wyszło nieźle, pory objechany kawałek,  szkoda tylko, że PK gry terenowej zostały zniszczone :(... Ale co tam, okolica i tak jest warta odwiedzenia... 


Ale za to niedziela...

Niedziela, 2 sierpnia 2015 · Komentarze(4)
Uczestnicy


Wczesna pobudka... Telefon wydziera się wniebogłosy... uciszam go... jeszcze 5 minut... 

Drugie budzenie 4:10... pora się ruszyć... chociaż egipsie ciemności za oknem nie nastrajają zbyt optymistycznie. Dobrze, że wczoraj większość została przygotowana... Powolutku przygotowuję sobie śniadanie, ostatnie olejenie rowera... sprawdzam kilka razy czy wszystko wziąłem.. i w drogę... na dworzec PKP... 

Pociąg na mnie już czeka... jest... 6:00... szukam przedziału dla szaraka... nie ma... jakoś mnie to nie dziwi TLK ma gdzieś rowerzystów....

Cóż... zostawiam rower w na końcu pociągu, a sam udaję się na miejsce mi przeznaczone na drugim końcu wagonu... 

Mijają 2 godziny... Pociąg melduje się w Piotrkowie Trybunalskim... mamy lekkie opóźnienie....
Na stacji... muszę  przygotować rower... ustawić przekręconą kierownicę, założyć mapnik... odwiedzam też sklep... zauważyłem, że bidon został w domu... cóż... kupuję Izotoniki... i w drogę... 

Kierunek Koło... droga z Piotrkowa pusta... jestem ja, jest las i usiany kraterami księżycowy asfalt.... 

Tuż przed zabudowaniami w Kole widzę nadlatującego Czarnego Bociana którego dosiada Wojownicza Karolina... Już po chwili się witamy…. 
Dzisiaj bez konkretnego planu, wycieczka wyjdzie... jak wyjdzie. Jesteśmy blisko leśnej osady edukacyjnej to też tam jedziemy….
Prowadzą nas wierne rumaki… tzn Bocian Czarny i Czapla Szara ;P Chwilę później stajemy przy zabudowaniach, przy ogrodzeniach… sporo zwierząt, domowych, dzikich… robimy trochę zdjęć… Miziamy kózkę i młodego jelonka… Wkrótce podchodzą do nas młode dzikie świnki ;)…

Wszyscy lubią bociana :)
Wszyscy lubią bociana :) © amiga

Gdyby kózka nie skakała
Gdyby kózka nie skakała © amiga

Ciekawe jak my w takim futrze przy 30 stopniach
Ciekawe jak my w takim futrze przy 30 stopniach © amiga

Przyszła koza do
Przyszła koza do © amiga

Z koniem w tle
Z koniem w tle © amiga

Były sobie świnki trzy
Były sobie świnki trzy © amiga

Coraz bliżej
Coraz bliżej © amiga

Prawie jak psy :)
Prawie jak psy :) © amiga

Mama pewnie gdzieś w pobliżu
Mama pewnie gdzieś w pobliżu © amiga

Chyba pora się pożegnać
Chyba pora się pożegnać © amiga

Na tą chwilę starczy tego… ruszamy w siną dal, sprawdzić jak wygląda w rzeczywistości szuter prowadzący na Koło… jest znośny, chociaż tu i ówdzie pojawiają się piaski…
Realizujemy dalej mało sprecyzowany plan…., Kierunek Lubiaszów… gdzieś tam w okolicy… wchodzimy w knieje… w wąską dróżkę prowadzącą na stary zapomniany i bardzo zniszczony cmentarz ewangelicki… Widać pozostałości murów, widać sterczące kikuty pomników… żal patrzeć

Pozostałości kamiennego muru
Pozostałości kamiennego muru © amiga

Tablica informacyjna
Tablica informacyjna © amiga

Sterczące kikuty pomników
Sterczące kikuty pomników © amiga

Mocno porośnięty
Mocno porośnięty © amiga

Karolina coś zauważyła
Karolina coś zauważyła © amiga

W najlepszym stanie na terenie cmentarza
W najlepszym stanie na terenie cmentarza © amiga

Jadąc dalej szukamy jeszcze jednego pomnika zaznaczonego na mapie... 

Pomnik... Symbole Polski Walczącej... dzisiaj na czasie
Pomnik... Symbole Polski Walczącej... dzisiaj na czasie © amiga

Niepozorny jest ten pomnik... można go pominąć myśląc że to pozostałość czegoś
Niepozorny jest ten pomnik... można go pominąć myśląc że to pozostałość czegoś © amiga

Piękny uśmiech Karoliny :)
Piękny uśmiech Karoliny :) © amiga

Kilka razy zatrzymujemy się by zrobić kilka zdjęć... 

Panorama na zalew Sulejowski
Panorama na zalew Sulejowski © amiga

i nieco dalej przejeżdżając przez dość ciekawe mostki na meandrującej Luciąży

Mostek na Luciąży
Mostek na Luciąży © amiga

Przez mostek
Przez mostek © amiga

Piękne miejsce
Piękne miejsce © amiga

Idealna pogoda
Idealna pogoda © amiga

Dojeżdżamy do DK 12… jedziemy wzdłuż niej do Sulejowa… po drodze sprawdzamy jedną z dróg którą poprowadzony jest zielony szlak rowerowy… ale chwilę później jesteśmy już w Pocysterskim klasztorze przy kościele św. Tomasza… jest godzina 11… Mieliśmy to być nieco później….. na śniadanie jest za późno, na obiad za wcześnie… decydujemy się na przerwę i pochylenie się nad mapami... 

Klasztor pocysterski - dzisiaj to już hotel
Klasztor pocysterski - dzisiaj to już hotel © amiga

Czyżby coś zauważyła?
Czyżby coś zauważyła? © amiga

Kościół św. Tomasza
Kościół św. Tomasza © amiga

Kazimierz II Sprawiedliwy
Kazimierz II Sprawiedliwy © amiga

Jest i informacja
Jest i informacja © amiga

Aslan waruje?
Aslan waruje? © amiga

Raczymy się kawą… rozkładamy mapy… i kombinujemy… Zajmuje nam to trochę czasu…. Gdy dochodzi pierwsza… udajemy się na obiad… wygłodzeni pochłaniamy to co nam podają…
Gdy mija 14:15… idziemy na małą sesję fotograficzną do i w okolice kościoła…

Wewnątrz kościoła
Wewnątrz kościoła © amiga

Jest i czaszka :)
Jest i czaszka :) © amiga

Jest chłodno
Jest chłodno © amiga

Wszyscy święci
Wszyscy święci © amiga

Na obrazach
Na obrazach © amiga

A kto to tam siedzi?
A kto to tam siedzi? © amiga

Detale
Detale © amiga

Ołtarz
Ołtarz © amiga

Organy
Organy © amiga

Sklepienie
Sklepienie © amiga

Dopiero wtedy opuszczamy to przepiękne miejsce… i ruszamy na… Kurnędz, zaliczając po drodze kościół św. Floriana jeszcze w Sulejowie…

Kościół św. Floriana
Kościół św. Floriana © amiga

Wewnątrz kościoła
Wewnątrz kościoła © amiga

Stara plebania?
Stara plebania? © amiga

Droga wzdłuż Pilicy jest wyłożona trylinkami… to nie najlepsza nawierzchnia dla rowerów… jednak dają sobie z nią jakoś radę… Wkrótce odbijamy… na wapienniki… starą odkrywkową kopalnię wapienia,  zalaną wodą… miejsce niesamowicie urokliwe i oblegane przez okolicznych mieszkańców… na chwilę stajemy…. Podziwiamy nieziemskie widoki… i ruszamy dalej…

Na skarpie
Na skarpie © amiga

Piękne miejsce
Piękne miejsce © amiga

Dzisiaj aż się chce tam popływać
Dzisiaj aż się chce tam popływać © amiga

Chwila dla  fotoreporterki
Chwila dla fotoreporterki © amiga

Panorama wapienników
Panorama wapienników © amiga

Dookoła widzimy żniwiarzy, a raczej maszyny "golące" pola… pyłu co niemiara…
Powoli kończy się tez mój czas… niby jest go jeszcze trochę… jednak powoli musimy się kierować do Piotrkowa… ale czemu by nie zaliczyć jeszcze Milejowa i bardzo charakterystycznego kościoła z dwoma wieżami… który niejednokrotnie miałem okazję podziwiać z pociągu… a dokładnie zachwycały mnie 2 lśniące w zachodzącym słońcu białe wieże…

Kościół p.w. Wniebowzięcia NMP w Milejowie
Kościół p.w. Wniebowzięcia NMP w Milejowie © amiga

Kościół z daleka
Kościół z daleka © amiga

Tuż obok znajduje się cmentarz… z kwaterą żołnierzy z Ii wojny światowej… Przystajemy na chwilę…..

Gołąbki
Gołąbki © amiga

Kaplica na cmentarzu
Kaplica na cmentarzu © amiga

Las krzyży
Las krzyży © amiga

W szeregu
W szeregu © amiga

Pomnik przy cmentarzu w Milejowie
Pomnik przy cmentarzu w Milejowie © amiga

Tablica informacyjna
Tablica informacyjna © amiga

Kierujemy się przez Krzyżanów na Bujny gdzie chwila wytchnienia przy pałacu… zastanawiające jest jak można doprowadzić taki budynek do ruiny i postawić obrzydliwy blok tuż obok w parku… I cóż z tego, z jest nowoczesny skoro zupełnie nie pasuje do tego miejsca….

Ostatnie zdjęcia
Ostatnie zdjęcia © amiga

Szkoda budynku
Szkoda budynku © amiga

Wkrótce docieramy do centrum.. jeszcze szybka wizyta… w Żabce… i każdy musi ruszyć w swoją stronę… Karolina odlatuje na Czarnym Bocianie… na Koło i Tomaszów Mazowiecki…, a ja… ruszam na stację PKP… gdzie chwilę później wsiadam do pociągu byle jakiego… i wracam na Śląsk… z przerwą w Częstochowie…

Miejsce na rower :)
Miejsce na rower :) © amiga

Tym razem jazda jest wygodna, rower ma swoje miejsce… ja również… może to dlatego, że to przewozy regionalne? A dalej Koleje Śląskie… W Katowicach jestem kilka minut po 21…
W domu około 21:30…


BikeOrient - Przysucha - na szlaku z Karoliną

Sobota, 27 czerwca 2015 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Do końca nie byłem pewien jak dotrę na zawody..., czy będzie to pociąg, czy przyjadę z Darkiem, czy może skorzystam z innej opcji...

Dopiero wczoraj się to  skrystalizowało... zostało potwierdzone na 100%.

około 5:30 wyjeżdżamy z Darkiem z Zabrza... Google twierdzi że mamy ok 3 godzin jazdy, odpalone 2 różne nawigacje - Janosik i OSMAnd... 

Do Radomska prowadziły podobnie jednak później każda z nich ma inny plan... zawierzamy jednak Janosikowi, może ma rację, w końcu ma dodatkowo aktualne dane o ruchu....

Na miejsce docieramy około 30 minut przed planowanym przez nawigacje czasem... 

Dzięki temu zyskujemy kilka chwil więcej na przygotowanie się i rowerów do wyjazdu... spotykamy kilku znajomych... witamy się...

Jest i Karolina z którą umawiam się na wspólną jazdę... 

Wcześniejsze komunikaty wskazywały na to, że będzie to jedna z najcięższych edycji BikeOrientu... jak będzie to się dopiero okaże na trasie....

Chyba najbardziej qltowe miejsce w bazie zawodów :)

Chyba najbardziej qltowe miejsce w bazie zawodów :) © amiga

Darek chwilę przed startem
Darek chwilę przed startem © amiga
Agata już przygotowana do startu
Agata już przygotowana do startu © amiga

Pieski :) będą na pieszej czy rowerowej?
Pieski :) będą na pieszej czy rowerowej? © amiga

Około 9:30 zaczyna się odprawa... kilka informacji o trasie...

5 minut przed 10... dostajemy mapy... pora rozrysować wariant.... 

Pierwsze co robimy to składamy mapę na pół... liczymy PK... jest ich 11 :) więc nasz wariant będzie oparty na punktach "północnych"

Mapy już leżą
Mapy już leżą © amiga

Naczelny fotograf :) BO
Naczelny fotograf :) BO © amiga

Jeszcze chwila i ruszą
Jeszcze chwila i ruszą © amiga

Ktoś siedzi na drzewie?
Ktoś siedzi na drzewie? © amiga
Piotrek chyba zadowolony
Piotrek chyba zadowolony © amiga
Zamyślona Karolina :)
Zamyślona Karolina :) © amiga
Wyznaczamy szlaki - niektóre chyba nowe
Wyznaczamy szlaki - niektóre chyba nowe © amiga

Spoglądając na mapę spodziewałem się, że zaliczymy leśny zakątek... bez cywilizacji... tylko trochę szutrów, szlaków i tyle... zapowiada się, że przez cały ten czas nie będzie sklepów... Do jedzenia i picia będziemy mieli tylko to co w plecakach... więc trzeba tą trasę zaliczyć jak najszybciej... Do pokonania mamy około 50km.... 

Po wstępnym rozrysowaniu wygląda na to, że zaliczymy punkty w kolejności: 9, 20, 3, 17, 1, 8, 13, 19, 16, 4, 2, meta...

Brakuje nam tylko jednego... opisu punktów... zawsze była osobna kartka, bądź znajdowały się w rogu mapy... a tutaj nic... dopiero po chwili... śmiech... przecież są naniesione obok numeru PK

Ruszamy na wschód, chociaż bardziej na południowy-wschód...

9 - punkt widokowy

Ciekawe ile osób wybrało ten kierunek... początkowo jedziemy sami, droga prawie płaska, asfaltowa, oby było tak przez cały czas, jednak coś mi podpowiada, że to tylko wersja DEMO która szybko się skończy.... 
Tuż przed Borkowicami odbijamy na szuter mający nas doprowadzić w pobliże PK...., mam to trochę inaczej zaznaczone, ale Karolina wie co robi :)
Chwilę później zaczyna się podjazd, te chyba ten ze 100 metrami przewyższenia, tydzień temu w górach, teraz góry, niby niższe, niby nachylenie mniejsze, ale jest co robić... 
Po kilku minutach jest mi gorąco... dobrze, że przed wyjazdem zdjąłem wiatrówkę, chyba bym się ugotował :)
Natykamy się przy PK na na kilku, może nawet kilkunastu bikerów...., podbijamy karty, wsiadamy na rowery i jedziemy szukać kolejnego PK....

20 - dół
Kocham takie opisy, a znając Piotrka to dól będzie na górce :).... 
Długi szuter... mijamy Dąb i krzyż/kapliczkę św Huberta... przy nim widać lampion, kilka osób pognało do niego licząc na to, że to ten właściwy...  Mapa mówi jednak, coś zupełnie innego... To prawdopodobnie lampion dla trasy pieszej... 
Nasz znajduje się nieco dalej i jest nieco bardziej ukryty... przynajmniej tak wynika z mapy...
Dojeżdżamy do właściwej przecinki... skręcamy... natykamy się na całe stado bikerów czeszących las... trochę na czuja odbijamy... w lewo... wg tego co wskazuje mapa..  Tutaj gdzieś powinien być PK, jest nawet drzewo z zamalowanym znakiem... wiec lampion musi być blisko... oczywiście jest w sąsiednim dołku :)

Tu chyba miał być PK
Tu chyba miał być PK © amiga

3 - skrzyżowanie rowów

Wyjeżdżamy spod dołka..., przed nami kawał szutra... z którego chcemy odbić trochę za rowem zaznaczonym na mapie... 
Swoją drogą jest dziwnie sucho...
Patrząc na mapę spodziewam się  niezłej przepieduchy... czesania lasu... liczba ścieżek w miejscu gdzie ma być PK jest iście imponująca...  Część osób odbija we wcześniejszą przecinkę... 
My nie.. realizujemy plan po swojemu, staramy się nie ulegać instynktowi stadnemu... który jest zdradziecki... co niejednokrotnie miałem okazję sprawdzić... 
Skręcam w przecinkę, tuż za rowem, a raczej rowikiem...czy bardziej głębszą bruzdą  bo ten dołek nazwać rowem to lekkie nadużycie... 
Dojeżdżamy do skrzyżowania ścieżek i... chyba najlepszą opcją jest podążać wzdłuż "brudzy"... PK namierzony... możemy wracaćdo rowerów...

Pierwotnie planowaliśmy zaliczyć 17kę... jednak zmieniamy decyzję

1 - parking leśny - bufet
Dojazd wydaje się banalny... taki też jest... wyjeżdżamy na asfalt... na 749.... jedziemy przez Kuźnicę,  Januchtę i Ruski Bród... tuż za tą miejscowością odbijamy na Parking... a tam.... pustki.... nie ma nikogo... podobno 12 osób było przed nami... 

Chyba pierwszy raz jestem na bufecie tylko z "bufetowym ".... 
Dostępne jest wszystko... nawet domowe ciasto :)

Aż dziwne, że nie ma jeszcze nikogo
Aż dziwne, że nie ma jeszcze nikogo © amiga

Zaraz ruszamy dalej
Zaraz ruszamy dalej © amiga

5 minut przerwy, uzupełnienie bidonów i pora ruszać na ...

8 - brzeg strumienia

Wielkich problemów z nawigacją nie ma... szeroki prostu szuter.... lekko pod górkę... później odbijamy na północny zachód, tym samym szuterkiem... Po drodze spotykamy grupę bikerów/zawodników pytających czy ta droga gdzieś prowadzi... 

za strumieniem wbijamy się w przecinkę... lampion namierzony w ekspresowym tempie.... zawracamy....

pora na 

Nad strumieniem
Nad strumieniem © amiga

17 - sztolnia

Nie powiem zaintrygował mnie ten punkt, ciekawe co będzie. jaka to kopalnia, jak długi chodzik, czy będzie woda?
Z ósemki dość prosty dojazd do ścieżki prowadzącej na PK odbijamy z szutra na wschód, ścieżka trochę się wije  ale doprowadza nas na miejsce... jest kilku bikerów czeszących sztolnię, twierdzą, że PK nie ma... tyle, że kilkanaście metrów dalej jest druga sztolnia... 
i tam już lampion widać... podbijamy karty

W sztolni
W sztolni © amiga

13 - tablica pamiątkowa partyzantów

Wyjazd z 17 wydaje się banalny... ale źle popatrzeliśmy na mapę i źle wybraliśmy kierunek... zamiast na zachód jedziemy na północny wschód... Dopiero szuter prowadzący na północny zachód uzmysławia nam, że jesteśmy nie tam gdzie chcieliśmy... jednak nie ma twego złego... Może to nawet lepszy wariant.. ? 
Przy czym czeka nas teraz dość stromy podjazd po luźnych kamykach... praktycznie nie da się jechać... tylne koło traci przyczepność... Ciężko... ale docieramy do asfaltu który mamy przekroczyć... spotykamy kilku bikerów jadących w przeciwnym kierunku. Twierdzą, że 13 to najłatwiejszy PK jaki był do tej pory w ich wariancie...  Hmmm.... 

Dość długi zjazd, odbijamy w ścieżkę w lewo i już po chwili jesteśmy przy tablicy... Faktycznie banalny PK... Może to było by dobre miejsce na drugi bufet ;)

Dziwnie łatwy punkt
Dziwnie łatwy punkt © amiga

19 - grobla

Wyjeżdżając z punktu wypowiedziałem nie w porę kilka słów, których szybko pożałowałem "idzie nam nieźle, za max 2 godziny jesteśmy w bazie z kompletem PK"...  
Nie zauważyłem jednak symptomów zmęczenia, pogodą, podjazdami... a to jest wstęp do załatwienia się na cacy... 

Do przecinki prowadzącej na PK prowadzi długi szuter.... z nim nie mamy żadnych problemów.. skręcamy we właściwą przecinkę i odmierzamy... liczymy przecinki... ścieżka kilka razy zakręca... natykamy się na bikerów... i najczęściej zadawane przez nich pytanie to "wiecie gdzie jesteśmy".... ;P wkrótce i my tracimy orientację... kilka razy sprawdzamy przecinki... nie zauważając jednak, że na rozwidleniu 500m wcześniej odbiliśmy nie w tym kierunku, pojechaliśmy zgodnie z tym co podpowiadał nam instynkt.... tą ładniejszą ścieżką... ignorując tą bardziej zarośniętą...  zakrzaczoną.... zemściło to się okrutnie... 
W końcu postanawiamy wrócić do szutra i zaatakować PK z drugiej strony... od północy, wydaje się, że powinno być prościej... 
Początkowo owszem tak jest do miejsca gdzie skręcamy w przecinkę... na niej pojawiają się rozlewiska, błoto... musimy kilka razy schodzić z rowerów... przenosić rowery.... W którymś momencie zauważam, że ścieżka zmieniła niespodziewanie kierunek..... coś jest nie tak... zmęczenie coraz większe.... mózg chyba też mi nie pracował poprawnie... gdybym przeanalizował na chłodno mapę... to zauważyłbym, że ścieżka tak zakręca...  Po drodze przy któryś przenosinach rowera Karolina informuje mnie, że zgubiła po raz kolejny w tym roku licznik... Masakra... myślałem że tylko ja tak mam... zawracamy... szukamy... i jest... ufff... leżał na trawie obok wielkiego rozlewiska...  
Masakra...  Krążymy po ścieżkach leśnych coraz mniej rozumiejąc i chyba coraz bardziej się gubiąc... w końcu po 2.5 godzinie dochodzimy do wniosku, że to nie ma sensu... jeszcze trochę i stracimy cały czas... pora odpuścić ten punkt...  trudno.... 
Z marsowymi minami wracamy do szutra, widać, że obydwu nas dobił ten punkt, że mamy trochę dość... nawet rozmowy cichną.... To kolejny dowód na przemęczenie, na odwodnienie....  itd...

16 - skrzyżowanie ścieżki z przecinką

Patrząc na mapę spodziewam się kolejnego PK wokół którego będziemy krążyli....  multum ścieżek na mapie nie ułatwi nawigacji... 
Na początek mamy jednak długi szutr... kilka km po pagórkach... By dotrzeć w okolice 16-ki musimy wjechać na inny szuterek prowadzący bardziej na zachód.. z jego odnalezieniem nie mamy problemów... odnajdujemy też strumień/ciek wodny... za którym wjeżdżamy w ścieżkę... okazuje się że namierzenie lampionu nie stanowi problemu... po prostu wpadamy na niego :)

W nieco lepszych humorach wracamy do główniejszego szutra... tam zatrzymujemy się na chwilę, siadamy... jemy banany, grześki, pijemy... to co jeszcze mamy w bidonach... 

jest nieco lepiej... odzyskujemy nieco energię... może nie będzie tak źle... do końca zostały tylko 2 PK...

4 - źródło

Jadąc dalej zastanawiamy się głośno czy nie skręcić w przecinkę przed centrum radiowo-telewizyjnym, jednak przecinka wygląda nijak... jedziemy niżej... wjedziemy w "normalny" szutr... to już nie czas, nie pora na zabawy w lesie...
Szybko namierzamy właściwą przecinkę, wjeżdżamy w nią... i jest PK... podbijamy karty i jedziemy na ostatni dzisiaj PK

2 - świątynia solarna Słowian VIIw

do świątyni wygląda na to, że prowadzi kilka przecinek... kilka szlaków... więc nie powinniśmy mieć problemów z dojazdem... jednak się mylę... Przecinki w które wjeżdżamy... dość szybko się kończą... przed nami przepaść... zawracamy... po 2 próbach decydujemy się na zjazd  i podjazd os strony parkingu... niestety tam też w zasadzie nie ma opcji... z mapy wynika, że obok nadleśnictwa jest nieco lepsza droga... 
Może i jest... ale... za płotem, nie ma przejazdu... masakra...
Chwilę później rozmawiamy z "tubylcem" wskazuje nam możliwość podejścia, co o podjechaniu raczej nie będzie mowy... 
Jednak po krótkiej wymianie zdań... i konsultacjach z zegarkiem... decydujemy się odpuścić ten PK i pojechać już na metę... lepiej przyjechać przed czasem niż nawet minutę po...

meta 

dojazd do mety możliwy jest w kilku wariantach, mamy jednak dość lasu, dość szutrów, szlaków w większości źle oznakowanych lub wcale bez oznaczeń... wybieramy asfalty... 10 minut później wpadamy na metę, oddajemy karty... 

witamy się z Darkiem, spotykamy kilku znajomych, wszyscy twierdzą, że było ciężko..... 
19-ka dała w kość nie tylko nam... wiele osób krążyło w okolicy.... część namierzyła lampion... część nie... 

Pakujemy rowery, zaliczam szybką kąpiel w kultowej "łazience" i możemy czegoś się napić, coś zjeść...
Do rozdania zostało może 30 minut....

Dotrwaliśmy do zakończenia, koronacji... rozsiadamy się wygodnie na murawie... możemy chwilę porozmawiać... 
Karolina zdobywa w losowaniu torbę na laptopa :) - jest upominek z zawodów... 

Po 19... pora się pożegnać, opuścić miejsce zawodów... było ciężko... ale nie każde zawody są łatwe, a te były pucharowe i Piotrek stanął na wysokości zadania...  najważniejsze że lampiony były na miejscu... 
Pewien niesmak pozostał przy liczeniu punktów... gdzie na chwilę została przerwana ceremonia... i w pamięci pozostaną kibelki... za zasłonami kołyszącymi się we wszystkich kierunkach :) Oczywiście sam teren... też na długo zapamiętamy... 

Ognisko.... przy takiej temperaturze?
Ognisko.... przy takiej temperaturze? © amiga

Ale warto było się pomęczyć ;)
Ale warto było się pomęczyć ;) © amiga

Nagrodzona Karolina :)
Nagrodzona Karolina :) © amiga

Jak oni to zrobili?
Jak oni to zrobili? © amiga

Dziękuje Karolina za wspólną jazdę, za cierpliwość do mojej dezorientacji... ale w sumie fajnie było... i w trakcie jazdy i po.. Dziękuję Ci za to... i za wszystko inne :)

Powrót z Wisły - spotkanie integracyjne Etisoft

Niedziela, 21 czerwca 2015 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Po kolejnej krótkiej nocy przyszła pora na pożegnanie z Wisłą z przemiłym labiryntem Hotelowym... Prognozy znowu wskazują, że możliwe są opady... tyle, że przez poprzednie 2 dni miało być podobnie... a nie padało.. może i dzisiaj się nam upiecze? 

Widok ze stoku przy Stoku :)
Widok ze stoku przy Stoku :) © amiga

Uzbrojeni w razie czego w przeciwdeszczówki, ruszamy w drogę jest 11... do Gliwic wraca nas nieco mniej... - 15 osób... reszta będzie ewakuowana busami... 

Na górze chałupka
Na górze chałupka © amiga

Początek...z górki.. a dokładnie pierwsze 25km aż do Skoczowa... średnia bardzo wysoka... pomimo, że wszyscy zmęczeni po atrakcjach 2 nocnego spotkania integracyjnego... Wracamy dokładnie tą samą drogą którą jechaliśmy do Wisły... może z małymi modyfikacjami które wprowadzamy po drodze... w zasadzie to Darek wprowadza, bo ja mam zaszczyt zamykać grupę... 

Kwiaty na szczycie
Kwiaty na szczycie © amiga

Na granicy z Ustroniem, mała niespodzianka... Darek prowadzi nieco inaczej przejeżdżając przez mostek wiszący... dopiero później dowiaduję się, że uległ namową Jarka... ;)... stąd zmiana... szkoda tylko, że nie zasygnalizowali tego wcześniej... w efekcie niepotrzebnie zrobiliśmy z Alą kółko. 

Chwilę później, żegnamy Jarka który leci na skróty do domu... 

Odcinek do Skoczowa mija szybko... ale... ponownie czekało nas noszenie rowerów... w kilku miejscach... Pod jednym z wiaduktów gubię starą Sigmę 1609... ale.. nawet po nią nie wracam... była już tak zużyta, że miała problemy z kontaktowaniem... nawet nowe podstawki nie pomagały... był najwyższy czas by ją wymienić... Gdybym się wrócił, pewnie dalej kombinowałbym jak ją uzdrowić... a tak... wiem jedno, pora na nowy licznik... pewnie też Sigmę, bo wszystkie podstawki mam pod nią zamontowane na obu rowerach w czujnikami kadencji... 

Za ul Bielską w Skoczowie na chwilę zatrzymujemy się przy sklepie.... pora napełnić bidony, coś zjeść... licznik pokazuje średnią ponad 21 km/h... to sporo.. ale coś czuję, że dalej już tak szybko nie będzie... tym bardziej, że przed Gliwicami czekają nad podjazdy... górki.... 

Po dobrych 10-15 minutach wsiadamy na rowery i jedziemy dalej...

Po niebie przewalają się ciężkie deszczowe chmury.... od czasu do czasu coś leci z nieba... Gdy jest nieco gorzej zatrzymujemy się by założyć przeciwdeszczówki.... tyle, że po 10-15 minutach jazdy zdejmujemy je... deszczu już nie ma, a jest zbyt gorąco na jazdę w mało przepuszczalnych ubraniach... 

W Strumieniu jesteśmy trochę za wcześnie by zrobić jakąkolwiek przerwę... to dopiero 37km... jedziemy dalej, zakładam, że w Woszczycach zrobimy przerwę... tam są i sklepy i knajpka...  a specjalnie daleko niema.....

Gdy dojeżdżamy w okolice lasu Baraniok, słychać cichnące rozmowy, czuć wręcz zmęczenie.... kilka osób coś napomina o knajpce... W Rudziczce kojarzę, że jest sklep, ale... nic więcej..., jednak gdy dojeżdżamy do ul.Pszczyńskiej z daleka naszą uwagę przykuwają parasole... Tam musi być knajpa :)... może coś więcej? odbijamy z trasy przejazdu.... 

Czekając na posiłek
Czekając na posiłek © amiga

Pierwotnie myślałem, że przerwa zajmie nam nie więcej niż 20 minut jednak po wszystkich widać, że potrzebują przerwy... Przemiła pani z obsługi.... wyciera krzesła, przynosi menu... już wiadomo, że szybko stąd nie wyjedziemy :)

Chwila wytchnienia
Chwila wytchnienia © amiga

Menu spore... większość osób decyduje się na pierogi... z mięsem..., i żurek... kilka woli coś bardziej konkretnego :).... 
Po 10 minutach wraca kelnerka z informacją, że żurku nie będzie czy może być czosnkowa...., przystajemy na tą zamianę z wyjątkami które wolą barszcz..., wychodzi też na to, że pierogów z mięsem też nie ma na całą naszą grupę, ale są ruskie i z kapustą i grzybami... cóż... zjemy co będzie... :)

Wszyscy tego potrzebowali
Wszyscy tego potrzebowali © amiga

Mija dobre 10 minut... Przychodzi kelnerka informując że czosnkowej tyle nie będzie, ale możemy to zamienić na rosół, a pierogi z mięsem w cudowny sposób się odnalazły.... Pojawiają się też pierwsze dania... 

Słońce grzeje przyjemnie, nie mamy ochoty się stąd ruszać...

Za chwilę pewnie pojawi się kelnerka :)
Za chwilę pewnie pojawi się kelnerka :) © amiga

Po skonsumowaniu pozamienianych posiłków i niezłej zabawie z tego powodu, Jacek wpada na pomysł by zakończyć biesiadę kawą lub herbatą... 
No i się zaczęło od nowa.... herbata, czarma, zielona..., kawa z mlekiem, bez z ekspresu.... w końcu pada słowo... szarlotka z lodami :)... zamawia ją w sumie z 10 osób... 
Klasycznie po chwili przychodzi kelnerka z informacją, że tyle szarlotki nie ma, czy możemy to zamienić na sernik, już otwarcie śmiejąc się zgadzamy się na zamianę :).... 
Trzeba przyznać jednak, że jedzenie było niezłej jakości, wyrobu raczej własne... wszystko pyszne... tylko ta obsługa i braki... 

W sumie w knajpce spędziliśmy 90 minut... ciężko po takim czasie wsiąść na rower.... 
Na niebie pojawiają się znowu ciemne ciężkie chmury.... 

Gdy docieramy do Woszczyc zaczyna się mały armageddon, leje... oberwanie chmury... chronimy się pod parasolami... Radary twierdzą, że to może potrwać nawet 40 minut.... 

Przeczekać deszcz
Przeczekać deszcz © amiga

10 minut później już tylko lekko kropi... jedziemy dalej... humory dopisują... jednak przed nami Orzesze i wkrótce góra Ramża... podjazd nieco łatwiejszy niż ostatnio, bo po płytach betonowych... ale w zamian... zjazd już terenem.... całość na 70 km wycieczki... 

Na wysokości Ornontowic robimy krótką przerwę... coś jemy... i... ruszając mylimy ścieżkę...  i dobre kilkaset metrów... musimy się wracać... 

Gdy dojeżdżamy do Gierałtowic Jacek, Piotrek i ja odbijamy.... na Chudów... by dalej dotrzeć odpowiednio do  Chorzowa, Zabrza i Katowic.... 

Żegnamy się z resztą towarzystwa... i pędzimy na Chudów, żółtym szlakiem :)

Gdy tam docieramy rozstajemy się z Piotrkiem a sami jedziemy na Helembę, gdzie żegnam się z Jackiem i już dalej sam jadę Na Panewniki i dalej do domu... 

Zaliczam jeszcze myjnię... rower wygląda tragicznie, w trakcie wycieczki nazbierał kilka kg piasku, błota..., wszystko trzeszczy...

W domu jestem około 20:00... 

Zaskoczył mnie w tym roku pozytywnie wyjazd firmowe, co prawda pierwsze jaskółki było widać już w zeszłym roku w trakcie wyjazdu do Siewierza, również w kwietniu podczas wyjazdu firmowego do Mikołowa..., a tym razem przerosło to nasze wszelkie wyobrażenia... 
W sumie 3 dniowy wyjazd integracyjny wypadł niesamowicie, myślę, że wszyscy uczestnicy go zapamiętają.... 

Mam nadzieję, że wkrótce uda się zebrać znowu większą grupę na kolejny wyjazd... gdzie? Pomysłów jest kilka... co z tego wyjdzie nie wiadomo...., w końcu zaczyna się sezon urlopowy.... 


Spotkanie integracyjne Wisła 2015 - Etisoft

Piątek, 19 czerwca 2015 · Komentarze(5)
Uczestnicy


Wybiła 12... minut zero zero... kiedy ekipa się zebrała...

Etisoft Bike Team
Etisoft Bike Team © amiga

Ostatnie przygotowania
Ostatnie przygotowania © amiga

Przygotowania do tego wyjazdu trwały już od dłuższego czasu... kilka razy objechaliśmy trasę, dzisiaj jest finał, prowadzimy 43 osobową "kompaniję" firmową do Wisły...  Liczba osób wymusiła na nas podział na grupy... dwie 15 osobowe i jedna 13... 

Przed wyjazdem
Przed wyjazdem © amiga

Pierwszą grupę prowadzi Krzysiek... chyba ma najsilniejszy skład... 
Druga to moja grupa chyba najbardziej wesoła i gadatliwa :)
Trzecią najmniejszą prowadzi Darek - składająca się z rowerzystów "zawodowców" jak i amatorów... 

Z rana lało jak z cebra... drogę do firmy przeklinałem i jednocześnie modliłem się, by nie było powtórki, zastanawiałem się ile osób odpuści... okazało się, że poza 2 "zawodowcami" reszta się stawiła... 

Wszyscy pełni zapału :)
Wszyscy pełni zapału :) © amiga

Trzy, dwa, jeden
Trzy, dwa, jeden © amiga

Pora ruszać
Pora ruszać © amiga

Kilka minut po 12 ruszamy...  w odstępach kilkuminutowych... Pierwsza grupa wyjechała... więc pora na moją... początek drogi to standardowe przebicie się przez miasto..., przez rozkopane miasto, przez ul Kujawską i Pszczyńską... Przyznaję się, że z tym odcinkiem mieliśmy największy problem by wyznaczyć go bezkolizyjnie, by nie kwitnąć wieki na skrzyżowaniach...., na światłach... i by dało się przejechać dowolnym rowerem, nie tylko górskim.... początek to kierunek Politechnika, gdzie na rondzie wjechaliśmy na Kujawską, później w pobliżu budowanego Podium odbiliśmy na tyły ul Kopalnianej która przecina Pszczyńską... Poszło nadzwyczaj sprawnie, chociaż przejechaliśmy na 2 raty... co wymusiło krótki postój...

Chwilę później już byliśmy na Bojkowskiej, długi fragment rowerówką z której trzeba było zjechać tuż za kopalnią..., starałem się utrzymywać tempo około 20km/h.... i niespecjalnie ją przekraczać, to umożliwiało jazdę zwartą ekipą, grupa nie rozciągała się więcej niż na 100m...

Od Bojkowa do Gierałtowic czekała nas jazda szosą... przy czym kompletni zaskoczył ruch na drodze, a w zasadzie jego prawie całkowity brak, coś czego się obawiałem najbardziej, gdy testowałem tą trasę po 16, 17... wyglądało to zupełnie inaczej... 
Gdyby tylko tak wyglądała cała droga :)

W Gierałtowicach odbijamy na Bekszę, zaczęły się boczne drogi asfaltowe, pogoda chyba się poprawia. może nie jest za ciepło, ale nie pada, a gdzieś tam widać przebijające się słońce :)

Jedno z planowanych miejsc postojowych - Dębińsko
Jedno z miejsc postojowych - Dębińsko © amiga

Tuż za Bekszą czeka nas pierwszy odcinek leśny, po deszczach jest ciekawie, masa kałuż, sporo błota, rowery tańczą... obawiam się czy wszyscy przejedziemy to bezproblemowo... okazuje się, że problem w zasadzie nie istnieje, nawet zwykłe rowery miejskie na slick-ach przejeżdżają bez większych problemów... 3 km dalej jesteśmy już w Dębińsku Wielkim. Pierwsze 20 km za nami... natykamy się na odpoczywającą grupę pierwszą, to miejsce było planowane na postój... 
My również przystajemy, 15 minut przerwy... jeszcze nie ma potrzeby wizytacji sklepów, robienia dodatkowych zakupów, wszyscy mają swoje zapasy :)

Na górze... pomnik piłki... - Góra Ramża - radar meteo :)
Na górze... pomnik piłki... - Góra Ramża - radar meteo :) © amiga

Grupa pierwsza odjechała, kilka minut później wpadają pierwsze osoby z grupy trzeciej... My wkrótce ruszamy... przed nami w zasadzie jedyny nieco bardziej stromy podjazd, tuż za Dębińskiej jest góra Ramża na szczycie której znajduje się radar meteorologiczny, dojazd jest po szerokim szutrze, początkowo ziemistym, później pojawiają się kamienie, na szczęście są już ubite.... Pod radarem zbieramy się całą ekipą... i tym razem czeka nas zjazd do Orzesza Jaśkowic... rowery na płytach betonowych rozpędzają się do prawie 50 km/h to dzisiaj chyba będzie najszybszy fragment... i chyba jedyny tak stromy zjazd... ;P

Za Jaśkowicami przebijamy się przez 925... zaczyna się dość fajny odcinek bocznymi drogami, na Zazdrość, pięknie się jedzie, a krótkie odcinku szutrowe tylko urozmaicają nam monotonię jazdy ;) 

Wkrótce docieramy do Woszczyc...  w których przekraczamy paskudną 81 i w pobliżu kościoła robimy krótką przerwę, to około 33km drogi... jednak teraz czeka nas dłuższy fragment bez sklepów, bez jakiegokolwiek zaplecza... nie planujemy tam żadnych postoi.... Więc tutaj kto ma potrzebę to może zajść do sklepu, ew skorzystać z toalety restauracyjnej :)... W między czasie wysłuchujemy kilku kawałów opowiadanych przez jednego z mieszkańców, który już rozpoczął weekend, a przynajmniej tak wyglądał :)

Miejsce charakterystyczne
Kościół w Woszczycach © amiga

Kierunek Rudziczka, przez lasy, po szutrach i po piasku... to chyba jedyny fragment gdzie on występuje... wjazd na ścieżkę, ma pewną wadę, ilekroć tędy jeżdżę, zawsze skręcam nie w tą... na szczęście poprawka to jedyne 20m.... Teren wymusza na nas jazdę gęsiego... tutaj nie ma specjalnie opcji jazdy obok siebie... Na horyzoncie pojawia się wielka góra - hałda kopalni Krupiński... niektórzy zaczynają się obawiać, że przejedziemy centralnie przez nią, jednak jesteśmy złośliwi i odbijamy tuż przed w prawo a następnie w lewo omijając tą przeszkodę. 

Za Rudziczką czeka nas ostatni terenowy, czy może bardziej leśny fragment drogi, tutaj trafiamy na kałuże, błoto, las Baraniok nie rozpieszcza, ale to krótki odcinek i kilometr dalej znów pędzimy asfaltami... 

W Mizerowie wjeżdżamy na nieco bardziej ruchliwą drogę, prowadzącą do Studzionki i dalej na Strumień, gdzie planujemy dłuższą przerwę :)... Za Studzionką skracamy przejazd przez Adelajdę a kilka km dalej lądujemy na rynku w Strumieniu... gdzie dowiadujemy się, iż poczęstunek czeka na as 200 metrów dalej w parku, w pobliży pubu... :) 

Punkt postojowy :)
Punkt postojowy :) © amiga

Wszyscy szczęśliwi :)
Wszyscy szczęśliwi :) © amiga

Ponad połowa trasy za nami
Ponad połowa trasy za nami © amiga

Na miejscu natykamy się na pierwszą grupę łatającą dętkę... są już po pierogach, po żurku... na Pierogi Ruskie misze trochę poczekać, ale jest okazja by posłuchać pierwszych wrażeń, z połowy trasy... w końcu to 55 km ;) 

Zaświeciło słońce, jest pięknie, jednak gdzieś tam na niebie widać ciemniejsze chmurzyska... które obrały sobie nas za cel...
Chwila odpoczynku kończy się po około 30 minutach... wszyscy najedzeni, napici... ruszamy dalej... 

Wiadukt w Strumieniu jest remontowany, musimy przejechać wąską przeprawą dla pieszych... trochę się wleczemy na panem na wysłużonym Wigry 2,3,4 nie pamiętam który to model.... 

Jakiś kilometr dalej zaczyna padać deszcz.... minuta na założenie kurtek przeciwdeszczowych i ruszamy dalej.... 

W Zabłociu niespodzianka... zamknięty przejazd kolejowy... pada coraz bardziej, kryjemy się pod okolicznymi drzewami i czekamy... 

Przejechał pociąg, szlabany dalej opuszczone.... 

Przejechał drugi pociąg, i nic... samochody mają wyłączone silniki... chyba wiedzą, że trochę poczekamy....

Trzeci pociąg... echo..., aż się prosi o złamanie przepisów.... 

Czwarty pociąg... deszcz przestał padać :)

W końcu po dobrych 15-20 minutach podnoszą się zapory i możemy ruszyć dalej.... 
Czeka nas kilkunastokilometrowy chyba najfajniejszy odcinek pomiędzy stawami :) na bocznych drogach... 
Ciemne chmury gdzieś odeszły, znowu zaświeciło słońce :)

Pomiędzy stawami
Pomiędzy stawami © amiga

W Kiczycach wjeżdżamy na wały wzdłuż Wisły i podążamy nimi aż do Skoczowa, gdzie zgodnie z przewidywaniami, ścieżka rowerowa dalej jest wyłączona z ruchu na odcinku około 200m... na moście na ul Bielskiej przeprowadzamy rowery i wjeżdżamy do parku po drugiej stronie Wisły.... tutaj na krótkim może 1km odcinku czeka nas jeszcze dźwiganie rowera przynajmniej 3 razy na schodach... 

Wszędzie woda
Wszędzie woda © amiga

Mijamy Skoczów.... od tej chwili szlak zaczyna się bardzo delikatnie podnosić... nachylenie jest niewielkie, ale po 70km gwar, i rozmowy zaczynają cichnąć... to oznaka zmęczenia.... 

Zaletą tego odcinka jest to, że nie można się na nim zgubić... jedziemy wzdłuż Wisły... przed Ustroniem króciusieńka przerwa, na uzupełnienie elektrolitów, opróżnienie plecaków.... 

Ruszamy dalej.... od tej chwili nachylenie znowu jest ciut większe, nie przekraczamy 17km na godzinę, staram się trochę hamować zapędy niektórych osób... bo grupa już nie wytrzyma 20 czy 25 km/h... a chcemy dotrzeć na miejsce wszyscy... 

Przy wyjeździe z Ustronia zmuszeni jesteśmy na wjazd na 941... innej opcji nie ma... 

To ostatni fragment, wkrótce dojeżdżamy do drogi Jawornik odbijającej w prawo prowadzącej pod Hotel.... 
Tym razem nachylenie wyraźnie się zwiększa, grupa zaczyna się rwać.... to ostanie 1000m.... Pod wjazdem do Hotelu... zbieramy się po raz ostatni.... Do recepcji zostało, może 200, może 300 metrów... jest stromo... 
Gdy podjeżdżamy pod wejście dowiadujemy się, że rowery tam... wskazują nam jeszcze około 200 metrów po solidną górę... 

minutę później schodzimy... z rowerów, szczęśliwi, że dojechaliśmy wszyscy, że pogoda dopisała, że nic się nie działo na trasie... 

Kilak fot... i możemy udać się do recepcji, a później do pokojów... 

Cała grupa dotarła do Wisły.... 90km za nami :)
Cała grupa dotarła do Wisły.... 90km za nami :) © amiga

Jeszcze chwila i będzie można odpocząć
Jeszcze chwila i będzie można odpocząć © amiga

Kilka minut później dojechała grupa trzecia :)

Ostatnie metry
Ostatnie metry © amiga

Radość po dojechaniu :)
Radość po dojechaniu :) © amiga

Zmęczenie chyba wszyscy odczuwali, niemniej 90km zrobiło swoje... na trasie było kilka podjazdów... kilka zjazdów... nie mieliśmy potrzeby ścigania się, gnania... Grupa którą miałem przyjemność prowadzić byłą wyjątkowo zdyscyplinowana... praktycznie cały czas jechaliśmy tak by osoba zamykająca widziała tą prowadząca...  W końcu nie jechaliśmy się ścigać :), a wycieczka okazała się czystą przyjemnością spędzoną z rewelacyjną ekipą... 

Dziękuję i .... za rok rozumiem że jedziemy znowu?



OrientAkcja z Karoliną

Sobota, 9 maja 2015 · Komentarze(7)
Uczestnicy
Sobota... miała wyglądać zupełnie inaczej... o 9:00 mieliśmy być w Szklarskiej Porębie, ale plany uległy zmianie... zostały przełożone o 2 tygodnie... nagle więc zrobiła się weekendowa dziura... W czwartek na ostatni moment zapisałem się na OrientAkcje w Konstantynowie Łódzkim... 
Sobota zaczęła się... od wczesnej pobudki... 3:00.... 
Wszystko przygotowane, jeść mi się nie chce, ale przygotowuję sobie śniadanie co pociągu... 4:06... wychodzę... 
W drodze na dworzec obserwuję świt... już dawno go nie widziałem w trasie i jeszcze kilka miesięcy raczej nie będę obserwował zbyt często... zewsząd słychać śpiew ptaków...
Na dworcu jestem przed czasem.... małe zakupy w dworcowym sklepiku... i wkrótce pakuję się do pociągu...
Mam sporo czasu... a jeszcze czeka mnie przesiadka w Częstochowie... szkoda, że rozkład pośpiesznych jest do bani... Po co mi pociąg który przyjeżdża po 10:00 w Łodzi... Jedyną opcja to osobowe... za to czas przejazdu jest długi.... 
Wiem, że na miejscu będzie ktoś na mnie czekał... 

9:20... Łódź Kaliska... wysiadam... w przejściu pod peronami czeka na mnie Karolina.... chwila powitana, krótkie ustalenie trasy, organizatorzy odradzali 710... więc mam w planie przejazd niebieskim i czarnym szlakiem rowerowym, które powinny nas doprowadzić do bazy... Nie lubię dróg krajowych, średnio przepadam jeździć gdy obok gnają samochody osobowe, ciężarówki, ale Karolina wspomina, że rano nią jechała i było względnie do przyjęcia... 

Niemniej czasu jest jeszcze sporo, możemy pojechać... więc nadkładając jakiś kilometr może 2...
Gnamy jak szaleni... i wkrótce wpadamy do bazy... 
Prawie sami nieznajomi... rozpoznaję jedynie kilka osób... reszta to "tubylcy"... Z szybkiej analizy... uczestników wynika, że 80% startujących to ludzie z Łodzi i Pabianic... :)... pewnie świetnie znają okolicę... 

Staw przy bazie
Staw przy bazie © amiga

Po szybkiej rejestracji, możemy w końcu chwilę porozmawiać... nie trwa to jednak zbyt długo, zaczyna się odprawa... Prawdę powiedziawszy specjalnie nie wiem o czym mówili... ;P...

10 minut przed startem dostajemy mapy... 
Sporo czasu... jednak wariant nie będzie jednoznaczny.... Jedyne 2 pewnie punkty do zaliczenia w pierwszej kolejności to albo... 3, albo 17.... reszta jest już nieoczywista...

Plan na 10:29.... to w kolejności: 17, 13, 15, 6, 1, 19, 4, 8,  16, 9, 5, 2, 14, 10, 12, 11, 7, 18, 3 i meta...
Nie do końca jestem przekonany, czy 6:30 na 19 PK to dobry czas, spodziewam się, że będzie go mało.... ale wszystko wyjdzie w praniu.... a w zasadzie w trakcie jazdy.... ;P

17 - Pomnik - Dar przyjaciół ZHP (jaki rok widnieje na pomniku)

Jeden z 2 najbliższych punktów, wiec i liczba bikerów całkiem spora... samo odnalezienie dość proste, chociaż część osób myli pomniki... nieco wcześniej w parku jest inny pomnik :)... Spisujemy datę... opcja by ten punkt to było spisanie czegoś jest niezły pomysłem, nie ma kolejek do perforatora... :) Perforator jest tylko na 8 punktach. w tym na 3-ce, więc pomysł by jechać na 17 był niezłym rozwiązaniem na początek trasy...

Ruszamy na... 

13 - Północna strona rozwidlenia dróg, Tabliczka na brzozie (jaki czasownik widnieje na tabliczce)

Dojazd dość prosty, po drodze mijamy kilka bikerów... samo odnalezienie miejsca również nie stanowi problemu, tabliczka jest, spisujemy z niej właściwe słowo... i ruszmy dalej... 

6 - Cypel obok południowo-wschodniego rogu ogrodzenia

Większość drogi wydaje się banalna, jednak gdzieś nam ginie czerwony szlak... i na chwilę tracimy orientację..., zresztą nie my jedni, jednak Karolina szybko domyśla się co się stało... to prawdopodobnie nowe zabudowania trochę nam namieszały na trasie... a brak oznaczeń szlaku dodatkowo zrobił swoje... 
Okolice Piaskowej góry już bardziej szczęśliwe, czerwony szlak odnaleziony, jednak samo odnalezienie PK już nie takie proste... początkowo szukamy go w nieco innym miejscu, niemniej szybko naprawiamy błąd... odnajdujemy perforator i możemy wracać na chwilę do głównej drogi by poszukać kolejnego punktu

Gnająca po szutrach
Gnająca po szutrach © amiga

1 - Drzewo przy południowo-zachodnim brzegu stawu

Punkt położony stosunkowo niedaleko...  tym razem nieco więcej terenem, dość prostym co prawda, łąka znaleziona, a sam staw banalny,m żaby słuchać z kilkudziesięciu metrów :)... nie można go nie znaleźć... ;P Przy punkcie spotykamy Sylwię... zamieniamy kilka zdań, zgubiła gdzieś  kompas... ale jakoś sobie radzi..., z drugiej strony, będzie ciężko miała obronić tytuł z zeszłego roku... 

19 - Paśnik (ile desek tworzy wierzchnią część dachu?)

Podczas wyjazdu z 1, mylimy drogi.. gdzieś skręciła nam nie tak... jak było na mapie... i ścieżka zaczęła nam się, zwężać, i zwężać... w końcu prawie znikła... zawracamy... i odnajdujemy właściwy kierunek, dobrze że nie brnęliśmy dalej.... to mój błąd... muszę jednak szybciej reagować jak coś się nie zgadza... :(... Muszę się poprawić.... dojeżdżamy do Sań i Dalej na Błoto... :) (dziwnie ponazywali te miejscowości, powinny się raczej nazywać, Piasek, Piaskownica, Wielkie Piachy, Małe Piachy, Piaskownia... ).... Chociaż i tak to nic w porównaniu z ostatnim BikeOrientem i kilkoma fragmentami... 
Paśnik namierzamy bez większych problemów... deski policzone i wpisane na kartę... :) Możemy szukać kolejnego... punktu

Trzeba przełożyć mapę
Trzeba przełożyć mapę © amiga

16 - Słup Energetyczny stojący okrakiem mad ciekiem wodnym (spisz numer ze słupa)

Znowu sporo terenu ale jest chwila zastanowić się co dalej... czas powoli ucieka, minęły niecałe 2 godziny... z prostego przeliczenia wynika, że szanse na zdobycie kompletu są niewielkie... więc odpuszczamy z definicji 2 najdalej wysunięte PK... 10 i 14, a 4 i 8 zaliczymy w innej kolejności...  
Do Ciężkowa towarzyszy nam Sylwia... gna jak szalona... ledwo za nią nadążamy... zdaje się, że ma ochotę na komplet dzisiaj... ciekawe czy się jej to uda... 
Sam słup odnajdujemy bez najmniejszych problemów, co prawda zastanawiamy się, czy to właściwy słup... ale w pobliżu nie ma nic innego nad "ciekiem wodnym"... Więc to musi być ten właściwy...

9 - Ambona Myśliwska (spisz biały numer z jednej z nóg ambony)

Wracamy na szosy, jak przyjemnie jest gdy rowerem nie telepie, gdy się nie trzęsie :).... niemniej to krótki fragment... i znowu lądujemy na leśnych duktach... dojeżdżając do PK spotykamy osoby wyjeżdżające z niego... wiec odnalezienie ambony nie stanowi żadnego problemy, a przy ambonie... znowu Sylwia... jak ona to robi... ? 

Ale numer :)
Ale numer :) © amiga

Karolina Wracająca z punktu :)
Karolina Wracająca z punktu :) © amiga

5 - Skarpa nad drogą przy jeziorku.

Jadąc lasem delikatnie zbaczamy z trasy... ścieżka gdzieś skręciła i... lądujemy na asfalcie nieco za daleko... ale naprawienie błędu nie jest problemem,. to zaledwie kilkaset metrów... Do punktu dojeżdżamy od Trupianki... a na miejscu....
kilkadziesiąt bikerów i awantura... z (podobno) właścicielem terenu... któremu nie podoba się, że ktoś jeździ po leśnej ścieżce, że mu ludzie śmiecą... nie wdajemy się w awanturę, podbijamy kartę i uciekamy z tego miejsca... szkoda czasu na puste gadanie.... \
Już na mecie dowiedzieliśmy się, że gość zdjął później perforator... i część osób miała problem... by namierzyć to miejsce... by odszukać punkt.... krążyli w pobliżu... to mała wtopa organizatorów... ale też ciężko by sprawdzać wszystkie działki... a informacji op terenie prywatnym nigdzie nie było... 

2 - Głaz narzutowy - brzoza po północnej stronie

Punkt tuż obok poprzedniego... nie można się pomylić, skręcamy za remizą... i docieramy na miejsce...  Głaz widać z daleka pomiędzy drzewami... a perforator umieszczony tak by łatwo nie było :) 

Robimy sobie króciutką przerwę na banana... i musimy pochylić się nad mapą... bo teraz mamy odszukać 12kę... a nie jak zakładaliśmy pierwotnie 14 i 10... trzeba ustalić trasę... 
Głaz jest, ale gdzie perforator?
Głaz jest, ale gdzie perforator? © amiga
O... chyba tam na drzewie
O... chyba tam na drzewie © amiga
Pora podbić kartę :)
Pora podbić kartę :) © amiga

12 - Ambona myśliwska (jaki numer widnieje na ambonie)

Punkt jest bardzo blisko... ale sam dojazd nie jest już taki oczywisty, staramy się korzystać z jak najbardziej asfaltowych dojazdów, ale tym razem średnio się do da zrobić... Na części drogi sporo piachu... daje się we znaki... ale ambona odnaleziona a numer widoczny z daleka :)


11 - Most (jakie 2 znaki są umieszczone poi północnej stronie mostu)

Jedziemy przez Malanów, w zasadzie tuż przed wbijamy się na polną drogę... trochę telepie, a mamy świadomość że 500 metrów dalej jest asfalt... ale cóż... damy radę... chociaż ponad 50km już za nami... (50 na maratonie, a Karolina wcześniej przejechała jeszcze ponad 20) w upale, zaczynamy odczuwać jego skutki, czuję, że przydałby się sklep.... z napojami...

Mostek namierzony bez problemów, jakby mogło być inaczej... gdy jadę z tak doświadczoną nawigatorką... :)
Wracamy na asfalt... Pierwotnie chcieliśmy jechać na 7 później na 8 i 4... jednak chyba lepiej będzie gdy zaczniemy od 8-ki

2 znaki przy moście
2 znaki przy moście © amiga
Ciekawa konstrukcja
Ciekawa konstrukcja © amiga

8 -  Brzeg wyschniętego cieku wodnego

Wracamy do Malanowa, ale tym razem asfaltem, we wsi.... odczuwamy radość na widok otwartego w sobotnie popołudnie sklepu "Radość" :).... Wpadam do środka... uzupełniam zapasy napojów... Od odwodnienia i upału czuję już ból głowy... może to trochę pomoże... 

Odczuwamy prawdziwą Radość widząc otwarty sklep :)
Odczuwamy prawdziwą Radość widząc otwarty sklep :) © amiga

Bocianie gniazdo w właścicielem :)
Bocianie gniazdo w właścicielem :) © amiga

Z radości odnalezienia otwartego sklepu... popełniamy mały błąd, zamiast szutrem jedziemy asfaltem, po chwil jednak... spoglądamy na mapę i kompas... ech....  jedziemy na Bełdów... Na szczęście niedaleko jest ścieżka leśna która powinna nas wyprowadzić na zagubiony szuterek... Perforator namierzamy piorunem i odjeżdżamy w siną dal, szukając kolejnego punktu

Zawsze uśmiechnięta Karolina na PK :)
Zawsze uśmiechnięta Karolina na PK :) © amiga

4 - Skrzyżowanie ścieżek

Tutaj na mapie brakuje jednej ścieżki, niemniej odległości do naszej zgadzają się... więc możemy wjechać na tą właściwą i odcisnąć wzór perforatora na kartach... 

Kolejne dziurki na kartch :)
Kolejne dziurki na kartch :) © amiga

7 - Zakręt strumyka - prawy brzeg

W końcu spory odcinek asfaltowy, rowery pędzą... gnają... i jest kapliczka... skręcamy w ścieżkę, tyle że coś się nie zgadza... chwila błądzenia i zawracamy do asfaltu, jedziemy dalej do rogatek Kazimierza... dopiero teraz zawracamy i liczymy drogi które mijamy...  tym razem wszystko się zgadza, wszystko poza tym, że na mapie jest zaznaczony krzyż przy drodze w którą mamy skręcić, a tutaj go nie ma... za to był przy ścieżce wcześniejszej, tej w na której błądziliśmy... Cóż... za to sam perforator namierzony :)

Na zakręcie rzeki
Na zakręcie rzeki © amiga

18 - Prowizoryczna ambona myśliwska (Ile szczebli ma drabina?)

Początkowo chcieliśmy jechać terenem, bo wydaje się, że będzie bliżej... ale... jednak szosy będą szybsze, tym bardziej, że zmęczenie jest coraz bardziej odczuwalne... W Babicach Dużych szukamy remizy i nie zauważamy jej, a wszystkie przez bociana na wielkim gnieździe :) który nas rozprasza.... :) Przestrzeliwujemy zjazd o ponad kilometr... zawracamy, tym razem jest prościej... remiza jest... z charakterystyczną pompą na murze ogrodzenia :) 
Ech... teraz trzeba odszukać cmentarz ewangelicki... niestety jest strasznie zapuszczony... niewiele z niego zosytało, jakieśresztki ogrodzenia :(
Ambona namierzona, szczeble policzone i... masakra, mamy mało czasu.... chyba odpuścimy 3-kę....

Ile szczebli ma drabina :)
Ile szczebli ma drabina :) © amiga

meta 

Szkoda 3ki bo będziemy przejeżdżać tuż obok, ale dotarcie na metę przed czasem ma większe znaczenie... niż ten dodatkowy punkt... jak najszybciej staramy się dojechać do szosy i... już asfaltami gnamy na metę... Cały czas spoglądam na zegarem... nie powinno być problemu z dotarciem, ale wystarczy np. guma... i już nie będzie tak wesoło... Wpadamy na metę... oddajemy karty jest jakieś 10-12 minut do zamknięcia mety.... Udało się... 16PK zaliczony... niezły wynik... w sumie przejechaliśmy około 86km... sporo, ale kilka drobnych błędów zrobiło swoje... 

Piękne miejsce
Piękne miejsce © amiga

Teraz musimy chwilę odpocząć, odetchnąć... opalić się :) 

Dowiadujemy się, że Karolina zdobyła 4te miejsce.... tuż za pudłem.... mimo to świetny wynik, tym bardziej, że przez jazdę do Łodzi Kaliskiej dołożyła sobie dzisiaj kolejne 22km...  więc tak naprawdę to przejechała więcej niż którakolwiek z zawodniczek... Należą się gratulacje... tym bardziej, że warunki szczególnie piachy nie były zbyt przyjazne... A temperatura i odwodnienie zrobiły swoje.... 

Tuż po rozdaniu nagród zwycięzcom możemy siąść i coś zjeść... szkoda tylko, że w barze napoje mocno ograniczone... wybór niewielki... 


Przyszedł jednak czas pożegnania... ja muszę pędzić na dworzec do Łodzi Kaliskiej... a Karola do Tomaszowa... Więc po długim pożegnaniu rozstajemy się i każdy podąża w swoją stronę...

Tym razem, zamiast rowerówkami jadę 710... o tej porze ruch jest spory... mijają mnie setki samochodów... na szczęście tylko osobówek... i czasami jakieś półciężarówek... Nie ma nic wielkiego... więc jeszcze psychika nie szaleje... co nie zmienia faktu że spoglądając na mapę...  odbijam na ul Krzemieniecką, nie dość że skróci mi dojazd do dworca, to na dokładkę jest spokojniejsza :)

Wpadam na dworzec, wrzucam rower do pociągu i.... chwilę później ruszamy... :) zdążyłem na wcześniejszy pociąg o 18:44 :)... chociaż nie wiem czy nie lepiej byłoby poczekać godzinę na pośpiech bezpośredni do Katowic...

Tym bardziej, że pociąg zalicza kilkanaście minut opóźnienia w kilku miejscach stoi w szczerym polu... Tuż przed Częstochową przepuszczamy pośpieszny którym mogłem jechać... Ech... Dobrze, że konduktorka zadzwoniła do Częstochowy, by poczekali 5 minut... na nas... 

To był piękny dzień... podróż trochę nużąca, ale warto było... warto było wystartować,m spotkać się z Karoliną... 
Dziękuję Ci za ten dzień, że poświęciłaś go dla mnie..., za całokształt :) Piosenka z dla Ciebie :)



Poświętne z KK Karoliną :)

Niedziela, 26 kwietnia 2015 · Komentarze(4)
Uczestnicy


Niedziela... jest jeszcze ciemno gdy wstaję... Czuję zmęczenie po wczorajszej wycieczce firmowej, czuję efekt odwodnienia. Ale o 6:23 muszę być na dworcu PKP... Coś czuję, że to będzie zwariowany dzień....
Termometr pokazuje coś powyżej 10 stopni... jak na tą porę nieźle, jednak później będzie niewiele więcej do 15 może 16 stopni...
Niewiele przygotowane, wczoraj nie było jak i kiedy... dopiero teraz uświadamiam sobie, że mapnik jest w firmie, odkopuję stary... trudno... musze dodatkowo zmienić mocowanie liczników...
Wyjeżdżam z domu około 5:40... mam ponad 40 minut, nie muszę się spieszyć...
W Katowicach pociąg jest dopiero podstawiany, i jak to w reklamie nie wszystkie pociągi to InterCity.... to chyba wolałbym by podstawili stary skład Regio... Może bardziej śmierdzący, ale tam przynajmniej jest miejsce na rower... Po raz kolejny przekonuję się gdzie IC ma rowerzystów...
Rower musi stać w korytarzu... co stację muszę kontrolować czy da się przejść, czy nie blokuje drzwi... czy się nie przewrócił... masakra...
Na szczęście nie każdy pociąg to IC....
W między czasie dosiadają się kolejnu bikerzy, problem z rowerami narasta...


Na starcie
Na starcie © amiga

Docieram do Piotrkowa Trybunalskiego, pociąg ma 20 minut opóźnienia... krótka wizyta w przydworcowym, kupuję drożdżówki... pewnie wczorajsze, ale mogą się dzisiaj przydać...
Opóźnienie pociągu jest spore..., w Smardzewicach na tamie mam być o 10:00..., nie ma czasu na zwiedzanie, focenie... wsiadam na rower i jadę przez Koło, Lubaszów..., miałem jechać przez Bronisławów, jednak... w ostatniej chwili rezygnuję z tego pomysłu... Mogę tam trafić na teren a to mnie spowolni, lepiej nieco nadłożyć jednak gnać asfaltem...
Golesze Duże, Dębsko, Swolszewiece Duże, Swolszewice Małe.... Osiągam tamę jest 10:15...
Okazuje się, że jesteśmy po 2 różnych stronach tamy... wsiadam więc na rower i jadę.... minutę później już się witam z Karoliną...,
Omawiamy w skrócie dzisiejszy plan wycieczki... już wstępnie wydaje się nie do zrealizowania w całości... zbyt mało czasu... mam jedynie 7 godzin...
Główny cel podróży to Poświętne i tamtejsze sanktuarium, którze urzekło mnie wnętrzami które miałem okazję już sporo wcześniej widzieć na zdjęciach...
Szkoda tylko, że przez poranny pośpiech nie wziąłem mapy okolic Spały... mam tylko mapę o skali 1:75000 tej części woj. Łódzkiego...


Zalew Sulejowski
Zalew Sulejowski © amiga

Karolina zaczyna mnie oprowadzać po okolicy, w dziwnym miejscu pokazuje mi źródełko...
Sam chyba w tym miejscu nie szukałbym go... a jednak... wypływa spod małej skarpy.


Ukryte źródełko
Ukryte źródełko © amiga

Pierwszy PK odnajdujemy w pobliżu zagrody Żubrów... przy leśniczówce... palik stoi, ale perforator uszkodzony...

PK... z uszkodzonym perforatorem
PK... z uszkodzonym perforatorem © amiga


Ile tu uli
Ile tu uli © amiga

Kierunek Tomaszówek, Wincentów... i zaskoczenie, gdy dojeżdżamy do krawędzi lasu wyłaniają się wielkie około 3 metrowe rzeźby... To Panteon  patronów i Opiekunów Łowiectwa... Obowiązkowa sesja fotograficzna...  

Rzeźby - Panteon Patronów i Opiekunów Łowiectwa w Tomaszówku
Rzeźby - Panteon Patronów i Opiekunów Łowiectwa w Tomaszówku © amiga

Rzeźby - Panteon Patronów i Opiekunów Łowiectwa w Tomaszówku
Rzeźby - Panteon Patronów i Opiekunów Łowiectwa w Tomaszówku © amiga

Rzeźby - Panteon Patronów i Opiekunów Łowiectwa w Tomaszówku
Rzeźby - Panteon Patronów i Opiekunów Łowiectwa w Tomaszówku © amiga

A dzik jest dziki
A dzik jest dziki © amiga

Rzeźby - Panteon Patronów i Opiekunów Łowiectwa w Tomaszówku
Rzeźby - Panteon Patronów i Opiekunów Łowiectwa w Tomaszówku © amiga

Rzeźby - Panteon Patronów i Opiekunów Łowiectwa w Tomaszówku
Rzeźby - Panteon Patronów i Opiekunów Łowiectwa w Tomaszówku © amiga

Kampinoski Park Narodowy
Kampinoski Park Narodowy © amiga

Rzeźby - Panteon Patronów i Opiekunów Łowiectwa w Tomaszówku
Rzeźby - Panteon Patronów i Opiekunów Łowiectwa w Tomaszówku © amiga

Rzeźby - Panteon Patronów i Opiekunów Łowiectwa w Tomaszówku
Rzeźby - Panteon Patronów i Opiekunów Łowiectwa w Tomaszówku © amiga

Popiersie
Popiersie © amiga

Ta jeszcze niedokończona
Ta jeszcze niedokończona © amiga

Ktoś uśmiecha się na ławeczce... :)
Ktoś uśmiecha się na ławeczce... :) © amiga

Po dobrych kilkunastu minutach w końcu ruszamy...  niedaleko jest kolejny PK, tuż przy skansenie Niebowo... dojeżdżamy w kilka minut... Na miejscu okazuje się, że to teren prywatny, właściciele sami prowadzą ten skansen... może jest niewielki ale piękny... Chwila rozmowy z nimi... i to miejsce warte jest kolejnych odwiedzin  może przy okazji  wiejskiej potańcówki :) na którą zapraszali... :)


Starsza kobieta
Starsza kobieta © amiga

Maleńki pokoik
Maleńki pokoik © amiga

Jest i dziad
Jest i dziad © amiga

Chyba czeka na obiad
Chyba czeka na obiad © amiga

Są i konkrety
Są i konkrety © amiga

Dyplomy, wyróżnienia
Dyplomy, wyróżnienia © amiga

Zadumany
Zadumany © amiga

Chatka
Chatka © amiga

Punkt zaliczony... 

Czeka na nas trochę terenu, kierujemy się na Antoniów...po drodze przejeżdżamy obok malowniczych stawików... 

Piękne miejsce na biwak
Piękne miejsce na biwak © amiga

I trochę dalej zaliczamy PK przy leśnej kapliczce Giełzów. Teren trochę dał się we znaki, sporo piasku, na końcu podjazd terenowy... wszystko co każdy biker "lubi"... Ale warto było się pomęczyć... 

Wewnątrz kapliczki
Wewnątrz kapliczki © amiga

Ktoś do mnie macha
Ktoś do mnie macha © amiga

Jakim trzeba być idiotą by podpalić drzewo w środku lasu
Jakim trzeba być idiotą by podpalić drzewo w środku lasu © amiga

Mogiła?
Mogiła? © amiga

Krzyżowy mech
Krzyżowy mech © amiga

Opuszczamy kapliczkę i kierujemy się szlakiem Hubala na Poświętne, gdzieś małe przegapienie skrętu i... lądujemy jakieś 1.5 km dalej... na wiadukcie nad Centralną magistralą kolejową... Na mapie Karoliny zaznaczony jest jakiś pomnik z początku XXw... to jakieś 150-200m za wiaduktem... Jak już tutaj jesteśmy to warto go odszukać... 
Stajemy... i kolejne miejsce które zaskakuje, to 3 krzyże... bez jakiejkolwiek inskrypcji... tablicy informacyjnej czy czegokolwiek... 

3 krzyże
3 krzyże © amiga

Wracamy na szlak Hubala, tym razem skręcamy we właściwą przecinkę, a raczej leśną autostradę :) i już po chwili odnajdujemy miejsce postojowe przy którym umieszczony jest kolejny punkt...

Leśniczówka Bielawy
Leśniczówka Bielawy © amiga

Myszkująca Karolina :)
Myszkująca Karolina :) © amiga

A takie cudo widzę po raz pierwszy
A takie cudo widzę po raz pierwszy © amiga

Tablica informacyjna
Tablica informacyjna © amiga

Czemu takich miejsc praktycznie nie ma u nas?
Czemu takich miejsc praktycznie nie ma u nas? © amiga

Czas leci... nie możemy tutaj zabawić zbyt długo... a szkoda... można by rozpalić ognisko :)... Do Poświętnego już niedaleko... gdy dojeżdżamy z daleka widać sanktuarium... 

Szlak na Poświętne
Szlak na Poświętne © amiga

Pod sanktuarium
Pod sanktuarium © amiga

Jednak to co w środku zaskakuje jeszcze bardziej, nioby widziałem to wcześniej na zdjęciach, a jednak... jestem pod wrażeniem tego miejsca...

Wnętrze sanktuarium w Poświętnem
Wnętrze sanktuarium w Poświętnem © amiga

Organy
Organy © amiga

Sklepienie
Sklepienie © amiga

Z bliska
Z bliska © amiga

Wnętrze sanktuarium w Poświętnem
Wnętrze sanktuarium w Poświętnem © amiga

Ambona
Ambona © amiga

Niesamowite
Niesamowite © amiga

Witraże
Witraże © amiga

Zawsze uśmiechnięta Karola
Zawsze uśmiechnięta Karola © amiga

Niesamowicie bogate wnętrza
Niesamowicie bogate wnętrza © amiga

Kolejne sklepienie
Kolejne sklepienie © amiga

Boczna kapliczka
Boczna kapliczka © amiga

W całej okazałości
W całej okazałości © amiga

Tuż obok jest mała kapliczka...

Kapliczka tuż obok sanktuarium
Kapliczka tuż obok sanktuarium © amiga

i coś jeszcze... Karolina staje i foci... tylko co?

Karolina coś zobaczyła
Karolina coś zobaczyła © amiga

To Bociany.... :) Są 2, ten drugi jednak się ukrył... chyba śpi po obiedzie ;P


To Bociany... (jeden gdzieś się schował, może śpi?)
To Bociany... (jeden gdzieś się schował, może śpi?) © amiga

Cóż ruszamy... , kilkadziesiąt metrów dalej jest kościółek św.Anny..., szkoda, że zamknięty..., udaje się jednak zajrzeć przez dziurkę od klucza :)

Kościółek św. Anny
Kościółek św. Anny © amiga

Przez dziurkę od klucza
Przez dziurkę od klucza © amiga

Kościółek św. Anny
Kościółek św. Anny © amiga

W pobliżu jest kilka starych drewnianych młynów... tyle, że czas strasznie goni, dzisiaj damy radę podjechać tylko do tego najbliższego...  jednak warto było... tylko czemu jest taki zaniedbany... taki zniszczony, to w końcu atrakcja tego miejsca.. , zdaje się jednak, że właściciele wolą postawić kolejną knajpę niż remontować stary młyn... 

Stary młyn
Stary młyn © amiga

Nowe zabudowania
Nowe zabudowania © amiga

Szkoda, że taki zaniedbany
Szkoda, że taki zaniedbany © amiga

Koło młyńskie
Koło młyńskie © amiga

Piękny budynek
Piękny budynek © amiga

Z każdej strony
Z każdej strony © amiga

Uwaga pomór świń
Uwaga pomór świń © amiga

Mały zalew
Mały zalew © amiga

Poświętne nie przestaje zaskakiwać, na tak niewielkim obszarze znajdujemy kolejny kościółek św. Józefa, oczywiście obowiązkowy postój...  focenie i...
Zaskakuje to miejsce
Zaskakuje to miejsce © amiga

Pompowanie :)
Wody, wody... nam potrzeba
Wody, wody... nam potrzeba © amiga

Kościółek św. Józefa
Kościółek św. Józefa © amiga

Zaliczamy jeszcze pobliski cmentarz szukając czaszek ... 

Na cmentarzu
Na cmentarzu © amiga

Stara figurka
Stara figurka © amiga

Spoglądamy na zegarki... czasu jest niewiele... niecałe 3 godziny pozostało do odjazdu pociągu... Kolejne atrakcje zostawiamy na kiedy indziej... a teraz gnamy dalej szlakiem Hubala w kierunku szańca... przy którym ciut dłuższy postój...
Zastanawiamy się czy po drodze będzie można cokolwiek zjeść... Jednak knajpki odpadają, bo za długo trzeba by czekać na jedzenie... konsumujemy drożdżówki zakupione w Piotrkowie Trybunalskim... Dodają nam trochę energii... 

Tablice upamiętniające
Tablice upamiętniające © amiga

Szaniec Majora Henryka Dobrzańskiego - Hubala
Szaniec Majora Henryka Dobrzańskiego - Hubala © amiga

Kwiaty
Kwiaty © amiga

Teraz, musimy już gonić... Wracamy na DK48 , nie przepadam za takimi drogami, jednak dzisiaj zaskakuje... nie ma ciężarówek... ruch samochodów osobowych jest też jakby mniejszy... Gdyby jeszcze nie ten wiatr w twarz... W 2 miejscach zatrzymuję się... Pierwsze to Synagoga w Inowłodziu,

Synagoga - spożywcza
Synagoga - spożywcza © amiga

Drugie miejsce to 2 drewniane wille... połączone mostkiem... szkoda, że opuszczone... 

Drewniane Wille
Drewniane Wille © amiga

Połączone mostkiem
Połączone mostkiem © amiga

Gdy dojeżdżamy do spały... okazuje się, że mamy ponad godzinę czasu, więc pozwalany sobie na wizytę w drewnianym kościółku, podobno nie za często można zajrzeć do środka... :)

Wewnątrz kościółka Matki Boskiej Królowej Korony Polski w Spale
Wewnątrz kościółka Matki Boskiej Królowej Korony Polski w Spale © amiga

I pozostaje już tylko dojazd do Tomaszowa, w którym jak się okazuje mamy na tyle czasu by podjechać do Maka... w zasadzie do McDrive :)... Dzięki temu jesteśmy obsłużeni w kilka chwil... więc konsumujemy to co udało się zakupić... 

Tuż obok jest plac Kościuszki, W końcu działa fontanna... szkoda tylko, że jest tak jasno... Wieczorem wygląda zabójczo... 

Fontanna na placu Kościuszki w Tomaszowie Mazowieckim
Fontanna na placu Kościuszki w Tomaszowie Mazowieckim © amiga

Wracając na dworzec podjeżdżamy do kolejnego pomnika w pobliżu kościoła, napisy zaskakują...  

Pomnik na terenie parafii Najświętszego Serca Jezusowego w Tomaszowie Mazowieckim
Pomnik na terenie parafii Najświętszego Serca Jezusowego w Tomaszowie Mazowieckim © amiga

Jednak nie możemy tutaj spędzić zbyt dużo czasu... Gnamy na dworzec PKP... dojeżdżamy kilka minut przed czasem... I niestety musimy się pożegnać... W tym momencie zaświeciło słońce... zrobiło się ciepło, przyjemnie... 
Pomimo aury... dzień niesamowicie udany, bardzo rowerowy..., szkoda, może nawet zbyt intensywny, ale sam chciałem odwiedzić Poświętne... 
Dzięki Karola, że mnie tam zaprowadziłaś, że po raz kolejny oprowadziłaś mnie po swojej ziemi, za mile spędzone chwile... 
Dzięki za wszystko...  :-D KKK

Pociąg dość szybko dotarł  do Koluszek, mam godzinę, ruszam gdzieś.. może znajdę jakąś "atrakcję", portale "polska niezwykła" i "polskie szlaki" poddały się w Koluszkach... więcej atrakcji jest na pustyni Błędowskiej... 
Ruszam jednak na Stare Koluszki, na mapie jest zalew... Podjeżdżam fota i wracam, rozczarowało mnie to miasto... jest... nijakie... bez historii i bez przyszłości... Na chwilę obecną kojarzy mi się z wszechobecnymi Kababami... Czyżby Turcy opanowali tą miejscowość? Sobieski się w grobie przewraca...  Ech... 

Staw/Zalew w Starych Koluszkach
Staw/Zalew w Starych Koluszkach © amiga

Wracam na dworzec, zaczyna padać, robi się nieprzyjemnie... Przyjeżdża mój pociąg, niestety znowu jest to IC... i znowu brakuje miejsca na rowery... Cóż... rower zostaje na korytarzu... W Piotrkowie pojawia się drugi rower... przejścia już nie ma... 

Powrót do domu
Powrót do domu © amiga

Do Katowic docieram około 21:40... 6km rowerem i jestem w domu... marzę o kąpieli i czymś gorącym do picia... 

To był Piękny dzień... nawet jeżeli czasami delikatnie kropiło... 

2-ka wariatów na rowerach....