Spotkanie integracyjne Wisła 2015 - Etisoft

Piątek, 19 czerwca 2015 · Komentarze(5)
Uczestnicy


Wybiła 12... minut zero zero... kiedy ekipa się zebrała...

Etisoft Bike Team
Etisoft Bike Team © amiga

Ostatnie przygotowania
Ostatnie przygotowania © amiga

Przygotowania do tego wyjazdu trwały już od dłuższego czasu... kilka razy objechaliśmy trasę, dzisiaj jest finał, prowadzimy 43 osobową "kompaniję" firmową do Wisły...  Liczba osób wymusiła na nas podział na grupy... dwie 15 osobowe i jedna 13... 

Przed wyjazdem
Przed wyjazdem © amiga

Pierwszą grupę prowadzi Krzysiek... chyba ma najsilniejszy skład... 
Druga to moja grupa chyba najbardziej wesoła i gadatliwa :)
Trzecią najmniejszą prowadzi Darek - składająca się z rowerzystów "zawodowców" jak i amatorów... 

Z rana lało jak z cebra... drogę do firmy przeklinałem i jednocześnie modliłem się, by nie było powtórki, zastanawiałem się ile osób odpuści... okazało się, że poza 2 "zawodowcami" reszta się stawiła... 

Wszyscy pełni zapału :)
Wszyscy pełni zapału :) © amiga

Trzy, dwa, jeden
Trzy, dwa, jeden © amiga

Pora ruszać
Pora ruszać © amiga

Kilka minut po 12 ruszamy...  w odstępach kilkuminutowych... Pierwsza grupa wyjechała... więc pora na moją... początek drogi to standardowe przebicie się przez miasto..., przez rozkopane miasto, przez ul Kujawską i Pszczyńską... Przyznaję się, że z tym odcinkiem mieliśmy największy problem by wyznaczyć go bezkolizyjnie, by nie kwitnąć wieki na skrzyżowaniach...., na światłach... i by dało się przejechać dowolnym rowerem, nie tylko górskim.... początek to kierunek Politechnika, gdzie na rondzie wjechaliśmy na Kujawską, później w pobliżu budowanego Podium odbiliśmy na tyły ul Kopalnianej która przecina Pszczyńską... Poszło nadzwyczaj sprawnie, chociaż przejechaliśmy na 2 raty... co wymusiło krótki postój...

Chwilę później już byliśmy na Bojkowskiej, długi fragment rowerówką z której trzeba było zjechać tuż za kopalnią..., starałem się utrzymywać tempo około 20km/h.... i niespecjalnie ją przekraczać, to umożliwiało jazdę zwartą ekipą, grupa nie rozciągała się więcej niż na 100m...

Od Bojkowa do Gierałtowic czekała nas jazda szosą... przy czym kompletni zaskoczył ruch na drodze, a w zasadzie jego prawie całkowity brak, coś czego się obawiałem najbardziej, gdy testowałem tą trasę po 16, 17... wyglądało to zupełnie inaczej... 
Gdyby tylko tak wyglądała cała droga :)

W Gierałtowicach odbijamy na Bekszę, zaczęły się boczne drogi asfaltowe, pogoda chyba się poprawia. może nie jest za ciepło, ale nie pada, a gdzieś tam widać przebijające się słońce :)

Jedno z planowanych miejsc postojowych - Dębińsko
Jedno z miejsc postojowych - Dębińsko © amiga

Tuż za Bekszą czeka nas pierwszy odcinek leśny, po deszczach jest ciekawie, masa kałuż, sporo błota, rowery tańczą... obawiam się czy wszyscy przejedziemy to bezproblemowo... okazuje się, że problem w zasadzie nie istnieje, nawet zwykłe rowery miejskie na slick-ach przejeżdżają bez większych problemów... 3 km dalej jesteśmy już w Dębińsku Wielkim. Pierwsze 20 km za nami... natykamy się na odpoczywającą grupę pierwszą, to miejsce było planowane na postój... 
My również przystajemy, 15 minut przerwy... jeszcze nie ma potrzeby wizytacji sklepów, robienia dodatkowych zakupów, wszyscy mają swoje zapasy :)

Na górze... pomnik piłki... - Góra Ramża - radar meteo :)
Na górze... pomnik piłki... - Góra Ramża - radar meteo :) © amiga

Grupa pierwsza odjechała, kilka minut później wpadają pierwsze osoby z grupy trzeciej... My wkrótce ruszamy... przed nami w zasadzie jedyny nieco bardziej stromy podjazd, tuż za Dębińskiej jest góra Ramża na szczycie której znajduje się radar meteorologiczny, dojazd jest po szerokim szutrze, początkowo ziemistym, później pojawiają się kamienie, na szczęście są już ubite.... Pod radarem zbieramy się całą ekipą... i tym razem czeka nas zjazd do Orzesza Jaśkowic... rowery na płytach betonowych rozpędzają się do prawie 50 km/h to dzisiaj chyba będzie najszybszy fragment... i chyba jedyny tak stromy zjazd... ;P

Za Jaśkowicami przebijamy się przez 925... zaczyna się dość fajny odcinek bocznymi drogami, na Zazdrość, pięknie się jedzie, a krótkie odcinku szutrowe tylko urozmaicają nam monotonię jazdy ;) 

Wkrótce docieramy do Woszczyc...  w których przekraczamy paskudną 81 i w pobliżu kościoła robimy krótką przerwę, to około 33km drogi... jednak teraz czeka nas dłuższy fragment bez sklepów, bez jakiegokolwiek zaplecza... nie planujemy tam żadnych postoi.... Więc tutaj kto ma potrzebę to może zajść do sklepu, ew skorzystać z toalety restauracyjnej :)... W między czasie wysłuchujemy kilku kawałów opowiadanych przez jednego z mieszkańców, który już rozpoczął weekend, a przynajmniej tak wyglądał :)

Miejsce charakterystyczne
Kościół w Woszczycach © amiga

Kierunek Rudziczka, przez lasy, po szutrach i po piasku... to chyba jedyny fragment gdzie on występuje... wjazd na ścieżkę, ma pewną wadę, ilekroć tędy jeżdżę, zawsze skręcam nie w tą... na szczęście poprawka to jedyne 20m.... Teren wymusza na nas jazdę gęsiego... tutaj nie ma specjalnie opcji jazdy obok siebie... Na horyzoncie pojawia się wielka góra - hałda kopalni Krupiński... niektórzy zaczynają się obawiać, że przejedziemy centralnie przez nią, jednak jesteśmy złośliwi i odbijamy tuż przed w prawo a następnie w lewo omijając tą przeszkodę. 

Za Rudziczką czeka nas ostatni terenowy, czy może bardziej leśny fragment drogi, tutaj trafiamy na kałuże, błoto, las Baraniok nie rozpieszcza, ale to krótki odcinek i kilometr dalej znów pędzimy asfaltami... 

W Mizerowie wjeżdżamy na nieco bardziej ruchliwą drogę, prowadzącą do Studzionki i dalej na Strumień, gdzie planujemy dłuższą przerwę :)... Za Studzionką skracamy przejazd przez Adelajdę a kilka km dalej lądujemy na rynku w Strumieniu... gdzie dowiadujemy się, iż poczęstunek czeka na as 200 metrów dalej w parku, w pobliży pubu... :) 

Punkt postojowy :)
Punkt postojowy :) © amiga

Wszyscy szczęśliwi :)
Wszyscy szczęśliwi :) © amiga

Ponad połowa trasy za nami
Ponad połowa trasy za nami © amiga

Na miejscu natykamy się na pierwszą grupę łatającą dętkę... są już po pierogach, po żurku... na Pierogi Ruskie misze trochę poczekać, ale jest okazja by posłuchać pierwszych wrażeń, z połowy trasy... w końcu to 55 km ;) 

Zaświeciło słońce, jest pięknie, jednak gdzieś tam na niebie widać ciemniejsze chmurzyska... które obrały sobie nas za cel...
Chwila odpoczynku kończy się po około 30 minutach... wszyscy najedzeni, napici... ruszamy dalej... 

Wiadukt w Strumieniu jest remontowany, musimy przejechać wąską przeprawą dla pieszych... trochę się wleczemy na panem na wysłużonym Wigry 2,3,4 nie pamiętam który to model.... 

Jakiś kilometr dalej zaczyna padać deszcz.... minuta na założenie kurtek przeciwdeszczowych i ruszamy dalej.... 

W Zabłociu niespodzianka... zamknięty przejazd kolejowy... pada coraz bardziej, kryjemy się pod okolicznymi drzewami i czekamy... 

Przejechał pociąg, szlabany dalej opuszczone.... 

Przejechał drugi pociąg, i nic... samochody mają wyłączone silniki... chyba wiedzą, że trochę poczekamy....

Trzeci pociąg... echo..., aż się prosi o złamanie przepisów.... 

Czwarty pociąg... deszcz przestał padać :)

W końcu po dobrych 15-20 minutach podnoszą się zapory i możemy ruszyć dalej.... 
Czeka nas kilkunastokilometrowy chyba najfajniejszy odcinek pomiędzy stawami :) na bocznych drogach... 
Ciemne chmury gdzieś odeszły, znowu zaświeciło słońce :)

Pomiędzy stawami
Pomiędzy stawami © amiga

W Kiczycach wjeżdżamy na wały wzdłuż Wisły i podążamy nimi aż do Skoczowa, gdzie zgodnie z przewidywaniami, ścieżka rowerowa dalej jest wyłączona z ruchu na odcinku około 200m... na moście na ul Bielskiej przeprowadzamy rowery i wjeżdżamy do parku po drugiej stronie Wisły.... tutaj na krótkim może 1km odcinku czeka nas jeszcze dźwiganie rowera przynajmniej 3 razy na schodach... 

Wszędzie woda
Wszędzie woda © amiga

Mijamy Skoczów.... od tej chwili szlak zaczyna się bardzo delikatnie podnosić... nachylenie jest niewielkie, ale po 70km gwar, i rozmowy zaczynają cichnąć... to oznaka zmęczenia.... 

Zaletą tego odcinka jest to, że nie można się na nim zgubić... jedziemy wzdłuż Wisły... przed Ustroniem króciusieńka przerwa, na uzupełnienie elektrolitów, opróżnienie plecaków.... 

Ruszamy dalej.... od tej chwili nachylenie znowu jest ciut większe, nie przekraczamy 17km na godzinę, staram się trochę hamować zapędy niektórych osób... bo grupa już nie wytrzyma 20 czy 25 km/h... a chcemy dotrzeć na miejsce wszyscy... 

Przy wyjeździe z Ustronia zmuszeni jesteśmy na wjazd na 941... innej opcji nie ma... 

To ostatni fragment, wkrótce dojeżdżamy do drogi Jawornik odbijającej w prawo prowadzącej pod Hotel.... 
Tym razem nachylenie wyraźnie się zwiększa, grupa zaczyna się rwać.... to ostanie 1000m.... Pod wjazdem do Hotelu... zbieramy się po raz ostatni.... Do recepcji zostało, może 200, może 300 metrów... jest stromo... 
Gdy podjeżdżamy pod wejście dowiadujemy się, że rowery tam... wskazują nam jeszcze około 200 metrów po solidną górę... 

minutę później schodzimy... z rowerów, szczęśliwi, że dojechaliśmy wszyscy, że pogoda dopisała, że nic się nie działo na trasie... 

Kilak fot... i możemy udać się do recepcji, a później do pokojów... 

Cała grupa dotarła do Wisły.... 90km za nami :)
Cała grupa dotarła do Wisły.... 90km za nami :) © amiga

Jeszcze chwila i będzie można odpocząć
Jeszcze chwila i będzie można odpocząć © amiga

Kilka minut później dojechała grupa trzecia :)

Ostatnie metry
Ostatnie metry © amiga

Radość po dojechaniu :)
Radość po dojechaniu :) © amiga

Zmęczenie chyba wszyscy odczuwali, niemniej 90km zrobiło swoje... na trasie było kilka podjazdów... kilka zjazdów... nie mieliśmy potrzeby ścigania się, gnania... Grupa którą miałem przyjemność prowadzić byłą wyjątkowo zdyscyplinowana... praktycznie cały czas jechaliśmy tak by osoba zamykająca widziała tą prowadząca...  W końcu nie jechaliśmy się ścigać :), a wycieczka okazała się czystą przyjemnością spędzoną z rewelacyjną ekipą... 

Dziękuję i .... za rok rozumiem że jedziemy znowu?



Komentarze (5)

Tymoteuszka Oj... tak... co chwilę słyszymy kiedy następna wycieczka... plany są, miejsca do odwiedzenia też... Musimy tylko znaleźć dogodny termin... i wtedy... Hmmm.. na wschód ... czyli na Olkusz..., na zachód - Kędzierzyn-Koźle, na Północ - Lubliniec? i plan jest ;P

amiga 13:07 poniedziałek, 6 lipca 2015

* i wschód miało być :p

Tymoteuszka 13:02 poniedziałek, 6 lipca 2015

później następne i następne....:)
Widać po twarzach wycieczkowiczów, że się podobało, wszyscy zadowoleni, uśmiech od ucha do ucha....
Może warto planować następne wycieczki? Widzę, że uczestnicy się domagają :)
4-ry razy do roku, każda w inną stronę. Ta widzę, że ułożyła się, w linii prostej na południe, to teraz aż się prosi pojechać na zachód, północ i południe :)

Tymoteuszka 13:01 poniedziałek, 6 lipca 2015

Misiek To pora podjąć następne wyzwanie... 150?

amiga 09:54 poniedziałek, 6 lipca 2015

Było bombowo. Życiowka 105 km pykło. Chcemy częściej takich wyjazdów w roku :)

Misiek 18:32 niedziela, 5 lipca 2015
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa dykow

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]