Wpisy archiwalne w kategorii

tam i z powrotem

Dystans całkowity:23118.73 km (w terenie 6486.68 km; 28.06%)
Czas w ruchu:1325:59
Średnia prędkość:17.44 km/h
Maksymalna prędkość:67.50 km/h
Suma podjazdów:128130 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:147 (79 %)
Suma kalorii:971214 kcal
Liczba aktywności:427
Średnio na aktywność:54.14 km i 3h 06m
Więcej statystyk

BikeOrient - Sulejowski Park Krajobrazowy

Sobota, 25 czerwca 2016 · Komentarze(9)
Uczestnicy
Dzionek zaczyna się bardzo wcześnie... Gdy ruszamy z Darkiem jest coś koło 5:45... Nawigacja podaje, że nam, że będziemy przed 9:00 ... mamy sporo czasu. Gdy docieramy na miejsce sporo rowerzystów już się przygotowuje do wyjazdu na trasę, z każdą chwilę pojawiają się kolejni zawodnicy... 

Na miejscu jest już Karolina chwila przywitania, na szybko składam rower... idziemy do rejestracji... i mamy kilka minut dla siebie :)
 
W bazie na starcie
W bazie na starcie © amiga
Około 9:30... rozpoczyna się odprawa, a w zasadzie przedodprawa... bo ta dopiero za 15 minut... Szybka kawa... 
Jest obłędnie gorąco... dzień dobrze się nie zaczął a na termometrze już ponad 30 stopni... Dość dobrze z reguły znoszę upały ale w tej chwili woda leje się ze mnie, boję się co będzie na trasie... 

Jadę z Karolą, być może na długiej trasie..., dostajemy mapy... trochę instrukcji od Piotrka... i zaczynamy kombinować..., aż korci by rozrysować całą trasę, kombinujemy który punkt pierwszy...  6, 5 może 2... Wariant nie jest oczywisty... punkty rozsypane jak bakalie w lodach ;) Powtykane tu i tam... po obu stronach Pilicy, na dokładkę na tym odcinku jest tylko jeden most w Sulejowie, drugi jest 30km dalej, ale poza mapą... do dyspozycji mamy tzw przeprawę rolniczą i 3 brody...  

Bądź tu mądry człowieku i narysuj optymalny wariat... najlepiej tak by w razie czego dało się zmienić trasę z krótkiej na długą i odwrotnie, w zależności od tego co będzie się działo... 

Darek w stroju firmowym
Darek w stroju firmowym © amiga
Mapy już czekają
Mapy już czekają © amiga

Rozrysowujemy tylko trasę do siedmiu punktów, tam już musimy zdecydować czy próbujemy zmierzyć się z dystansem Giga, czy jednak Mega.  W końcu ruszamy.... 

PK2 - Skarpa nad rzeką

Dzisiaj skarpy, brzegi, podnóża będą nas chyba prześladować... 
Wyjeżdżamy z Taraski, jest asfalt, nie jest źle... moja przewodniczka :) prowadzi, ja czuję się zmęczony po średnio przespanej nocy...  i przy takich temperaturach, liczę na to, że się rozkręcę. liczniki chwilami pokazują 30 km/h... do czasu... gdy wjeżdżamy na leśne dukty...
Coś mi spadło na wargę... wycieram to rękawiczką... spoglądam na nią... to kleszcz... oj... niedobrze... to źle wróży dzisiejszemu wyzwaniu... zabijam zwierzaka... 

Na trasie
Na trasie © Tymoteuszka - zdjęcie dzięki uprzejmości Xzibi Aries
PK nad brzegiem Czarnej
PK nad brzegiem Czarnej © Tymoteuszka - zdjęcie dzięki uprzejmości Xzibi Aries

Sam dojazd do PK dość prosty, tym bardziej, że to jeden z pierwszych punktów, więc ludzi kierujących się na niego jest całkiem sporo... docieramy do lampionu, podbijamy karty i w drogę... zawracamy na 

PK4 - Brzeg rzeki

Wracamy na asfalt... długa prosta przez Dąbrowę nad Czarną, dalej na Stanisławów, Co ciekawe pomimo, że rysowaliśmy wspólnie trasę, to wykreśliliśmy nieco inne dojazdy do punktu, po drodze dogania nas Grzesiek, pyta o imbus 5 :) Zostawiam mu scyzoryk z kluczami... dogoni nas pewnie później, a jak nie to na mecie się zobaczymy, raczej nie będę potrzebował kluczy na trasie... 
Przed punktem zaczynamy kombinować z dojazdem, ścieżek jest jakby nieco więcej... do PK wg mapy nie ma ścieżki... trzeba się kierować nieco na azymut... oczywiście pierwszy wjazd w pole okazuje się nietrafiony, drugi jakby lepiej, ale coś jest nie tak, przy trzecim spotykamy Grześka, oddaje scyzoryk, a my znajdujemy PK... jest niedaleko, tyle, że trzeba przecisnąć się pomiędzy krzaczorami... ścieżka jest na szczęście już wydeptana, co ciekawe gdy docieramy na miejsce widzimy, że chyba lepszy wariant to podjazd z drugiej strony rzeki i przejście do lampionu w bród..... z drugiego brzegu lampion jest widoczny z daleka, jedyne co zyskaliśmy to brak konieczności moczenia się w wodzie ;) za to czas nam nieco uciekł... mamy dwa PK a minęła już godzina...


Gdzieś tu musi być punkt :)
Gdzieś tu musi być punkt :) © amiga
Wisi lampion
Wisi lampion © amiga

PK5 - opuszczone gospodarstwo

Wracamy na asfalt, leśne dukty są średnio przyjazne dzisiaj, pocimy się niesamowicie, liczniki pokazują jakieś wariackie temperatury, na szosach na otwartym terenie jest jeszcze gorzej, kierujemy się na Włodzimierzów, punkt banalny patrząc na to co było na poprzednim. Gospodarstwo trochę zaskakuje, raczej wygląda na domek letniskowy i coś w rodzaju stodoły, czy raczej drewnianego zadaszenia na coś... nie zmienia to faktu, że jest opuszczone... Podbijamy karty... czas na ostatni punkt na tą chwilę po tej stronie Pilicy. 
Lampion PK5
Lampion PK5 © amiga
Opuszczone gospodarstwo
Opuszczone gospodarstwo © amiga
Karolina wraca z podbitymi kartami :)
Karolina wraca z podbitymi kartami :) © amiga

PK6 - młodnik

Uwielbiam takie nazwy punktów, jest prawie tak samo genialny jak granica kultur... ale cóż... jedziemy, ilość ścieżek trochę przeraża, na dokładkę to punkt posiadający swoje rozświetlenie w postaci fragmentu zdjęcia satelitarnego... na którym niewiele szczegółów można dostrzec, jakieś 3 polany, kilka ścieżek... będzie ciężko... 

Ścieżki które miały nas prowadzić na punkt są mocno zarośnięte, kilka razy zmieniamy kierunek jazdy... i próbujemy zgadnąć gdzie jesteśmy... trochę pomagają nam znaki... rezerwat Jaksonek... Strasznym zygzakiem docieramy w miejsce gdzie spodziewamy się PK, roświetlenie niewiele pomaga, za to napotkani bikerzy i owszem... wydeptane ścieżki wskazują gdzie należy szukać lampionu :) Podjazd od strony rezerwatu był fatalny...  pod kątem nawigowania, przejezdności ścieżek...  
Cóż, pozostaje odszukać kolejny punkt... nie powinno z tym być większego problemy, bo wapiennik w Kurnędzu już kiedyś odwiedziłem :)

PK7 - brzeg półwyspu

Żar leje się z nieba... bidony coraz bardziej puste, ale w planie "wycieczki" mamy wizytę w Sulejowie, to dołoży nam kilometrów, jednak tam na 100% będzie jakiś sklep... będą napoje, może coś jeszcze... droga do Sulejowa jest banalna... i coraz lepszej jakości, ech gdyby tak było wszędzie... 
W Sulejowie przeprawiamy się po moście... zjeżdżamy do sklepu przy remizie, 5 minut przerwy, mamy wodę mineralną, jakiś napój jałowcowy, spoglądam na skład... nic niezwykłego, a napis, że to samo zdrowie  jest chyba nadużyciem... podstawowe składniki podobne do tych z koli... woda i cukier... jakieś pomijalne ilości czegoś z jałowca...  wypijam część reszta ląduje w śmietniku, nie zachwyciło... 
Nieco napojeni ruszamy dalej... droga do Kurnędza usiana jest trelinkami, których nie lubię, na szczęście obok wydeptana jest wąska ścieżka gruntowa, po tym można jechać całkiem przyjemnie... i stosunkowo szybko... Przy wapienniki natykamy się na sporą grupę rowerzystów, nie dało się nie trafić... miejsce charakterystyczne, a dostęp do półwyspu dość stromy... 
lampion odnaleziony, karty podziurawione więc... 

Wapiennik w Kurnędzu
Wapiennik w Kurnędzu © amiga
Kolejny lampion
Kolejny lampion © amiga

...zastanawiamy się co dalej... Temperatura zabija... trasa giga raczej nie wchodzi w rachubę...  już czujemy skutki odwodnienia... co z tego, ze pijemy skoro woda jeszcze szybciej z nas wyparowuje... W planie mieliśmy teraz podjazd na PK8 i odbicie na PK9 który otwiera drogę na pozostałe PK po tej stronie Pilicy... 

Nanosimy korekty... 

PK9 - ogrodzenie

Przejeżdżamy przez cały Kurnędz, Krzewiny, wbijamy się na ścieżkę szutrową, docieramy do rozwidlenia  gdzie musimy już odmierzać, sprawdzać kierunki. jest ogrodzenie, ale dojazd nie jest zbyt oczywisty, dookoła ogrodzenia ganiają zawodnicy... odnajdujemy dość szybko PK... podbijamy karty i mamy problem z określeniem którędy tutaj dojechaliśmy... chwilę błądzimy, ale kompas uświadamia nas, że to nie ten kierunek, obieramy azymut na zachód, wychodzimy na drogę... ufff

PK15 - stodoła

Długi przelot 42, odbijamy w las na wysokości Salkowszczyzny, w miarę szybko docieramy do stodoły na prywatnym terenie, witamy się z gospodarzem, jest uprzejmy, po podbiciu kart przysiadamy się na chwilę w cieniu drzewa... zamieniamy kilka zdań posilając się bananami, sącząc zawartość bidonów... okazuje się, że Pan... mieszka tutaj sam... z daleka od cywilizacji... ale jest zadowolony :) Po kilku minutach żegnamy się, i ruszamy na 

PK1 - skarpa nad Pilicą - BUFET

Bidony znowu wysychają w zastraszającym tempie... wyjeżdżamy na asfalt w okolicy Stobnicy... w pobliżu jest sklep, ale następny PK to bufet... przecież to niedaleko... Przejeżdżamy przez 3 morgi... docieramy do kładki i brodu...  wybieramy kładkę... i chyba nie był to najlepszy wybór... nie zamoczyliśmy nóg, ale kładka jest rozpięta na 3 stalowych linach... 2 z nich służą za podpory desek... dość fantazyjnie zbitych... trzecia lina służy jako "poręcz" cała konstrukcja buja się i robi wrażenie jakby za chwilę miała runąć, chociaż ktoś mówił, że jest po "remoncie"... 

Na kładce w Trzech Morgach
Na kładce w Trzech Morgach © Tymoteuszka - zdjęcie dzięki uprzejmości Xzibi Aries

Tuż za bujanym mostem jest jeszcze jeden, już nie tak hardcorowy
Rowerzyści na kładce
Rowerzyści na kładce © amiga
Drewniana kładka
Drewniana kładka © amiga

Do bufetu są może 3 km... ale tego się nie spodziewaliśmy... cały czas piach, kopny piach... rowery co chwilę utykają... jadę na oponach 700x42C... rowerem rzuca na wszystkie strony ale co ciekawe są fragmenty gdy jednak wydaje się, że po czymś takim nie da się przejechać, a jednak... koła się kręcą, nie zapadają się, ale reguły nie ma... Co jakiś czas natykamy się na rowerzystów na poboczu, widać, że mają dość, pytamy się, czy wszystko w porządku... jest ok, po prostu chcą chwilę odpocząć, wychłodzić się... tylko jak to zrobić przy +40... w cieniu... w słońcu jest 10 stopni więcej... 

To najdłuższe 3km dzisiaj i w całej mojej karierze bikera, życie z nas uchodzi... przestrzeliwujemy wjazd na bufet...  przez głowę przemknęła mi myśl... odpuśćmy, jedźmy już do mety... to tylko jeden PK odpuszczony, spoglądam na zegarek, na mapę... na Karolę... jest wykończona... jak ja... 

Jadąc na jedynkę myślę, by zanurzyć się na chwilę w rzecze... plan jednak zmieniam gdy widzę, że do rzeki to trzeba zejść, a później się wdrapać. 

Podbijamy karty, chwilę rozmawiamy z zawodnikami, wszyscy wyglądają jakby ktoś ich przeżuł i wypluł... my wyglądamy pewnie podobnie... pijemy ile się da, uzupełniamy bidony... arbuz nieco nawadnia... Po dobrych 10 minutach mogę spróbować ciasta... żołądek jest je w stanie przyjąć... polewam głowę i koszulkę wodą, na chwilę to pomaga, odzyskuję nieco wigoru... 

Punkt żywieniowy
Punkt żywieniowy © amiga
Meandrująca Pilica
Meandrująca Pilica © amiga

Spoglądamy na siebie... do zaliczenia tylko 2 PK... góra 10 km drogi... modlę się, by więcej piachów już dzisiaj nie było... mam dość...

Ruszamy...

PK3 - Podnóże skarpy

Kierujemy się na Szarbsko, przestajemy myśleć, mózg nie kontaktuje za dobrze, nie wjeżdżamy na nasz szlak... jedziemy na Dąbrówkę, tylko po co? 
Zawracamy, wjeżdżamy na szuter, tyle, że chwilę później robi się dziwnie piaszczysty, jakieś 2 km walki z wydmami, trochę polem, trochę po szlaku... Słońce nie odpuszcza... 
W końcu docieramy do Władysławowa... na przedłużeniu drogi powinna być ścieżka leśna, z mapy wynika, że  gdy dojedziemy do skrzyżowania mamy odbić w prawo i pierwsza w lewo.. i powinniśmy być na wysokości PK... Tak łatwo oczywiście nie jest... pierwszy zjazd, to nie to miejsce... jakaś łąka przy Pilicy... zawracamy, kolejny zjazd... też coś nie tak...  ale widać skarpę, a raczej drzewa na niej rosnące, więc lampion musi być w okolicy, porzucamy rowery, idziemy trochę dokoła, odnajdujemy skarpę i poruszamy się wzdłuż niej... gdzieś w oddali majaczy nam biało-pomarańczowy materiał... to lampion... w linii prostej mamy góra 50 metrów... idziemy na azymut... jest.... 

Lampion... dzisiaj to chyba przedostatni
Lampion... dzisiaj to chyba przedostatni © amiga
Skarpa
Skarpa © amiga

tylko... teraz trzeba odszukać rowery... wychodzimy na drogę, odszukujemy miejsce gdzie zjechaliśmy i po góra 100m odnajdujemy rowery... 
Zawracamy... pora na...

PK8 - Brzeg rzeki

Droga leśna na szczęście nie jest zbyt piaszczysta... docieramy do asfaltu w okolicy Starego Niewierszyna...  szosa... mam ochotę ją ucałować... W Niewierszynie odbijamy na Ostrów, jedziemy szutrówką, ale jest dobrze utwardzona, nie ma niespodzianek... 
docieramy do brodu. Punkt jest po drugiej stronie o czym wiedzieliśmy, jednak zaburzyłoby to nam wariant... poza tym obiecałem, że przejdę przez rzekę... na dzień dobry wpadam w muł... moczę się do pasa... wyciągam komórki i zostawiam Karolinie... a sam idę na drugą stronę... podbijam karty... wracam... cieszę się, że to już koniec... tylko dotrzeć do mety.. .

Meta

Wpierw szuter, później asfalt i po kilku minutach jesteśmy w bazie... Mija dłuższa chwila zanim dochodzimy do siebie... idziemy coś zjeść... Centrum Taraska to ośrodek wegański z jakiś meczetem czy czymś podobnym na terenie, już w komunikacie startowym była informacja o zakazie spożywania mięsa, jajek, alkoholu... itd... boję się co będzie na obiad... 

Na mecie BikeOrient
Na mecie BikeOrient © Tymoteuszka - zdjęcie dzięki uprzejmości Xzibi Aries

Jest kompot... jest dobry, ale nie wiem z czego... i jest mi wszystko jedno...  jest zupa... taka grochowa, ziemniaczana ... coś koło tego, tyle, że bez mięsa...  w skali od 1-5 ma jakieś 3.5... jadalna... Drugie danie... to surówka polana nie wiadomo czym, jakimś sosem...  i ryż z warzywami, surówka nie zachwyca jest byle jaka... ryż suchy i niejadalny... oddaję do kuchni... Coś mi się zdaje, że właśnie skończyłem moją przygodę z kuchnią wegańską...
Brakuje tradycyjnego ogniska, grilla BikeOrientowego.... ale cóż... ośrodek ma takie, a nie inne zasady...  chociaż liczyłem, że może się trafi chociaż jakiś robak... a tu nic... 

Sama impreza zorganizowana perfekcyjnie... zresztą jak zawsze... pogoda dopisała, aż za... co widać było po kolejnych osobach wpadających czy raczej padających na mecie...  Nie wiem ile wody wypito... pewnie poszło to w hektolitry... 
W okolicy 18:30 rozpoczęła się dekoracja zwycięzców, losowanie nagród... i zaczęliśmy powoli się zbierać... przed nami długa droga... 

Dzięki Karola za kolejny dzień ze mną spędzony... podtrzymywałaś mnie na duchu... gdy miałem już dość.. Dzięki :) za wszystko... 

Wyjeżdżamy z Taraski grubo po 19... a raczej przed 20... w Sulejowie stajemy przy jakimś sklepie.. .cokolwiek do picia, zimnego i nie woda...  
To był długi i gorący dzień... na dokładkę w miedzy czasie polska dostałą się do 1/4 finału Euro... wygrywając ze Szwajcarią , a myślałem, że takie rzeczy to między bajki należy włożyć...

Testowanie rowera po przeglądzie...

Niedziela, 19 czerwca 2016 · Komentarze(6)
Wczorajszy wieczór poświęciłem na to by zrobić przegląda amorowi... coś w nim dzwoniło... najprawdopodobniej to coś z tłumikiem, co zupełnie mi nie leży... Koszt wymiany to prawie 500zł... Nieco wcześniej kupiłem klucz nasadowy 27.. do tej pory taki wielki nie był mi potrzebny... 

Małe studiowanie dokumentacji, film instruktażowy producenta... i rozebrałem dziada... okazało się, że tłumik też jest rozbieralny... więc zajrzałem do środka... wszystko wyczyściłem, wymieniłem olej :) podkładałem... i w chwili gdy chciałem zamontować w rowerze, zauważyłem, że została plastikowa tuleja...  cóż... przekląłem siarczyście i poszedłem spać... 

Rano z nowymi siłami na spokojnie rozebrałem częściowo amortyzator... zamontowałem tuleję... poskładałem go ponownie...  zamontowałem w rowerze i... chyba działa... 

Jak już tak dobrze idzie to wymieniłem przerzutkę przednią, stara już nie domaga... w końcu ma ponad 2 lata... przejechała ponad 30kkm. dodatkowo sprawdzam łańcuchy, bo wydaje mi się, że już pora na ich wymianę... wydłużenie o około 0,7mm na 10 ogniwach... Można by było jeszcze chwilę na nich pojeździć... ale po co przeginać, potem łańcuch będzie skakał... 

Gdy wszystko jest już poskładane... gotowe... jest godzina 10:00... potrzebuję około godzinę by się przygotować do wyjazdu, raczej nie planuję nic wielkiego... może 40 km... jak wszystko będzie dobrze... 

Jeszcze szybka wizyta w Żabce... po Oshee... do jedzenia nic nie biorę w końcu jadę na góra 2 godziny... 

Minęła 11... ruszam, sprawdzam amora... chyba jest ok... hamulce działają, przerzutka też... łańcuch kilka razy mi przeskoczył na najczęściej używanej zębatce... jednak po kilku km wszystko się uspokaja... 
Pogoda zapowiada się nieźle :)
Pogoda zapowiada się nieźle :) © amiga
W Tunelu na Tunelowej :)
W Tunelu na Tunelowej :) © amiga

Jadę na Paprocany... do dobry kierunek...  i w zakresie kilometrowym który mnie interesuje :)... Jadę na pamięć... przez Piotrowice, Kąty, Podlesie... staram się używać raczej szos... Słońce niemiłosiernie pali... zastanawiam się czy te 2l picia starczą... chyba tak... a jakby co to mogę stanąć przy jakimś sklepie... 

Droga na Wilkowyje
Droga na Wilkowyje © amiga
Rodzinne wycieczki :)
Rodzinne wycieczki :) © amiga

Na drogach wszędzie sporo rowerzystów, głównie wycieczki rodzinne... po kilka a nawet kilkanaście osób... w końcu lasy Żwakowskie są idealne na takie eskapady, można w nich odbić na Gostyń, Wyry, Kobiór, Paprocany... 

Przy przejeździe w Żwakowie zwalniam, trwa remont... chyba w końcu stacja będzie wyglądała jak stacja... a raczej peron... może w końcu pociągi będą się na nim mieściły... bo parę razy musiałem skakać do rowu za peronem ;)

Nieco dalej w kilku miejscach widzę powyrywane drzewa, to efekt piątkowych wichur które nawiedziły okolice... i tak nie ma tych drzew zbyt wiele... naliczyłem może 4 może 5 najczęściej to były samotnie rosnące pojedyncze sztuki, jednak w drodze przez las na Paprocany leżały powalone wielkie brzozy... 
Przejazd kolejowy w Tychach Żwakowie - jakiś remont?
Przejazd kolejowy w Tychach Żwakowie - jakiś remont? © amiga
Złamane drzewo po ostatnich wichurach
Złamane drzewo po ostatnich wichurach © amiga
Kolejne powalone drzewo
Kolejne powalone drzewo © amiga
Droga przed Paprocanami
Droga przed Paprocanami © amiga
Jestem już w Paprocanach... jadę ścieżką przy jeziorze... na liczniku około 25 km... hmmm... dobrze się jedzie, mam jeszcze trochę czasu... może nieco przedłużyć wycieczkę... kombinuję... jestem w pobliżu wodociągu... i drogi serwisowej do Goczałkowic... to około 15 km... odszukuję właściwy szlak i jadę wzdłuż wodociągu...
W kierunku jeziora Paprocańskiego
W kierunku jeziora Paprocańskiego © amiga
Piękny dzień na odpoczynek :)
Piękny dzień na odpoczynek :) © amiga
Pomimo, że to kostka, do jest przyjemna pod kołem
Pomimo, że to kostka, do jest przyjemna pod kołem © amiga
Kolejny mostek przy Paprocanach
Kolejny mostek przy Paprocanach © amiga

Wada tej drogi polega na tym, że jest nudna... omija wszystkie atrakcje... w zamian jest najkrótszym wariantem dojazdowym, coś w rodzaju autostrady dla rowerów, szkoda tylko, że asfalt jest tak zniszczony... miejscami wyrwy w asfalcie mają 10 cm głębokości i obejmują 90% szerokości drogi...  trzeba bardzo uważać... 
To raczej nie efekt piątkowych wichur
To raczej nie efekt piątkowych wichur © amiga
Droga w Kobiórze
Droga w Kobiórze © amiga
Gdy mijam Kobiór pozostaje przekroczenie E75... lub jedynki jak kto woli... miejsce paskudne, w zasadzie jedyna opcja to łamanie przepisów... zsiadam z rowera, wpierw do połowy drogi... później drugie pół,. gdy jest pusto... uff
I co teraz? Muszę się dostać na drugą stronę
I co teraz? Muszę się dostać na drugą stronę © amiga
Jest przejście... ale te rozwiązanie nie jest najlepsze
Jest przejście... ale te rozwiązanie nie jest najlepsze © amiga
Dalej już nie ma niespodzianek... szlak jest prosty... poza oczywiście dziurami w nawierzchni, w zasadzie im jestem bliżej Pszczyny tym jest gorzej... Są jednak miejsca gdzie widoki gór na horyzoncie.. rekompensują wysiłek włożony w trasę...
Wzdłuż wodociągu
Wzdłuż wodociągu © amiga
Zarośnięta serwisówka
Zarośnięta serwisówka © amiga
Już widać góry
Już widać góry © amiga
Załatane dziury ;)
Załatane dziury ;) © amiga
Sporo rowerzystów dzisiaj :)
Sporo rowerzystów dzisiaj :) © amiga
Jakaś lokalna impreza
Jakaś lokalna impreza © amiga
Lubię te mostki :)
Lubię te mostki :) © amiga
Stan nawierzchni pozostawia wiele do życzenia
Stan nawierzchni pozostawia wiele do życzenia © amiga
Im bliżej Pszczyny tym gorzej
Im bliżej Pszczyny tym gorzej © amiga
Gdy jestem w okolicy Pszczyny odbijam po drodze wzdłuż jedynki... jest na szczęście alternatywa... wkrótce jestem w Goczałkowicach-Zdroju... Widać, że i tutaj coś zaczyna się zmieniać, jeszcze kilak lat temu wyglądało to jak za najlepszych czasów za komuny... teraz widać, że w końcu przyszły nowe czasy, może jeszcze tylko ten bazarek wzdłuż głównego deptaka jest do zagospodarowania, ucywilizowania, a może po prostu jestem uprzedzony do takich miejsc... mam alergię na deptaki w Wiśle, na Krupówki... i inne tego rodzaju wynalazki... nie lubię atmosfery odpustów... ale może też dlatego jeżdżę rowerem unikając takich miejsc... a nie samochodem od bazarku do bazarku... 
Chociaż teraz jest nowa moda... od galerii do galerii tyle, że handlowej... w zasadzie to to samo... tyle, że ładniej opakowane... a teraz to można nawet pociągiem jeździć po galeriach... ;)

Wieje od wschodu
Wieje od wschodu © amiga
Trochę wąsko
Trochę wąsko © amiga
Tych ekranów tutaj nie było gdy jechałem ostatni raz... tylko kiedy to było?
Tych ekranów tutaj nie było gdy jechałem ostatni raz... tylko kiedy to było? © amiga
Główny deptak w Goczałkowicach-Zdroju
Główny deptak w Goczałkowicach-Zdroju © amiga
Ta knajpa to też coś nowego
Ta knajpa to też coś nowego © amiga
Stawy w Goczałkowicach
Stawy w Goczałkowicach © amiga
Bocznymi ścieżkami jadę w kierunku tamy tam zastanowię się co dalej, zależeć to będzie głównie od czasu jaki mogę poświęcić na jazdę... korci by objechać jezioro, ale coś mi się wydaje, że nie wyrobię się... w domu chciałbym być max o 16...

Na ścieżce przy jednym z jeziorek  jedzie tatuś z dzieckiem na bagażniku, jedzie i narzeka... na wszystko, że droga nierówna, że drzewa rosną, że jest trawa... modły na szczęście nie zostaną w najbliższym czasie wysłuchane, przynajmniej taką mam nadzieję, jak chce asfalt, to jest jakieś 100m z prawej strony... i z drugiej za jeziorem... gdyby był deptak to przejazd nie byłby taki przyjemny, pewnie wyglądało by tak jak w centrum Goczałkowic.  Mi taka trasa odpowiada :) mało tego lubię to miejsce...  w przeciwieństwie do tamy, która przejezdna jest wtedy gdy pogoda się załamuje.... dzisiaj spodziewam się tam tłumów, a mimo wszystko chcę tamtędy przejechać.
Chłop narzekał na tą drogę..  masakra
Chłop narzekał na tą drogę.. masakra © amiga
Znowu wąska ścieżka, gorzej, że w wielu miejscach są rozpadliny
Znowu wąska ścieżka, gorzej, że w wielu miejscach są rozpadliny © amiga
Na tamie w Goczałkowicach
Na tamie w Goczałkowicach © amiga
Ludzi tutaj... :)
Ludzi tutaj... :) © amiga
Nie pomyliłem się,  na tamie setki ludzi... na rowerach, kijach, rolkach, hulajnogach, biegaczy... itd... trzeba bardzo uważać... na końcu staję przy nowych tabliczkach... chwilę patrzę na oznakowanie... droga na Wiedeń :) może... nie jednak nie dzisiaj ;) nie mam tyle czasu ;) Chyba zawrócę, przynajmniej tak mi podpowiada zegarek...  spoglądam na podane kilometry na znaku... hmmm... do Pszczyny 29 km?  Może chodzi o jakąś inną Pszczynę? Ta którą znam i przez którą będę jechał jest może 3-4 km dalej... to tuż obok... ;) spoglądam jeszcze raz... może jest tam przecinek... może miało być 2,9 km... ale nie ma nic...  jak byk pisze 29... 

Wracam Tamą, ale jadę na Pszczynę, tą położoną nieco bliżej Goczałkowic ;) 

Po drugiej stronie tamy
Po drugiej stronie tamy © amiga
Chyba te znaki zawierają błędy... Do Pszczyny jest góra 3 może 4 km
Chyba te znaki zawierają błędy... Do Pszczyny jest góra 3 może 4 km © amiga
Powrót po tamie
Powrót po tamie © amiga
Tam obowiązkowy przejazd przez park przypałacowy, chociaż dzisiaj to też nie jest dobry pomysł... tłumy ludzi są wszędzie... znalezienie przejazdu stanowi wyzwanie... jak najszybciej chcę stąd uciec... w planie czerwony szlak rowerowy na Kobiór, prowadzi przez lasy... bocznymi drogami... więc to dobry wybór... 
Zaczynam też odczuwać zmęczenie... głód, w końcu nic nie wziąłem ze sobą... nie planowałem wycieczki do Pszczyny i Goczałkowic, a to około 60km... już pora... po drodze rozglądam się za sklepami... nie ma nic... za to kilka kościołów... kapliczek, przy jednej z nich... łapię panę... 
Tego mi trzeba było, sprawdzam oponę... jest ok... wymieniam dętkę, w między czasie podjeżdża jakiś biker z pytaniem czy mam imbusa 5, jego lepszej połowie odkręcił się koszyk na bidon... Oczywiście, że mam ;) w scyzoryku... 

Po około 10 minutach ruszam dalej... 
Przy polu golfowym w Pszczynie
Przy polu golfowym w Pszczynie © amiga
Przy zagrodzie Żubrów
Przy zagrodzie Żubrów © amiga
Pałac w Pszczynie
Pałac w Pszczynie © amiga
To teraz kierunek Kobiór ;)
To teraz kierunek Kobiór ;) © amiga
Ekologiczna kapliczka
Ekologiczna kapliczka © amiga
Pora pochylić się nad dziurą w dętce
Pora pochylić się nad dziurą w dętce © amiga
Żegnam kapliczkę i ruszam dalej
Żegnam kapliczkę i ruszam dalej © amiga

Docieram w okolice Piasku i dalej Kobióra, jestem z drugiej strony... jadę po mostku pod torami, to jedyne takie miejsce w okolicy, i jedyne które znam z takim rozwiązaniem, a aż się prosi by je przenieść w kilka innych miejsc np na Ślepiotkę w Ochojcu i na Zadolu... uprościło by to wiele wycieczek ;)

Rodzinna wycieczka
Rodzinna wycieczka © amiga
Przy dworcu w Piasku
Przy dworcu w Piasku © amiga
Jeden ze szlabanów działających na przycisk ;)
Jeden ze szlabanów działających na przycisk ;) © amiga
Znienawidzone płyty betonowe
Znienawidzone płyty betonowe © amiga
Pogoda nadal dopisuje
Pogoda nadal dopisuje © amiga
W drodze do Kobióra
W drodze do Kobióra © amiga
Przejazd pod torowiskiem i nad rzeką :)
Przejazd pod torowiskiem i nad rzeką :) © amiga
Nie ma zbyt wielu takich rozwiązań w Polsce
Nie ma zbyt wielu takich rozwiązań w Polsce © amiga
Coś się dzieje na niebie... pojawia się jakby więcej chmur
Coś się dzieje na niebie... pojawia się jakby więcej chmur © amiga
Przy dworcu w Kobiórze
Przy dworcu w Kobiórze © amiga
Przez lasy Kobiórskie
Przez lasy Kobiórskie © amiga

Wkrótce jestem w okolicach Paprocan, postanawiam odwiedzić zameczek myśliwski w Promnicach... wiec jadę w jego kierunku, na miejscu niestety niemiła niespodzianka.... zamknięte z powodu zamkniętej imprezy ;)
Cóż... wracam na szlak dookoła jeziora Paprocańskiego, być może przy jakiejś knajpce zatrzymam się by coś zjeść... 
Jednak ilość ludzi kłębiących się przy każdym takim punkcie skutecznie mnie odstrasza od postoju... jedyna budka przy której jest pusto okazuje się kasą do małpiego gaju... ;) Trudno nie zjem, tyle, że bidony też są już prawie puste... hmmm... kombinuję, najbliższy sklep mam w Tychach... kilka km od miejsca gdzie jestem... jadę... stanie i kombinowanie do niczego nie prowadzi... a do domu mam góra 15 km w najkrótszym wariancie... którym i tak nie pojadę ;) Spoglądam na licznik... jest szansa na nieplanowaną setkę ... ;)
chyba, że umrę po drodze...  ;)
Rodak :) z Nikisza
Rodak :) z Nikisza © amiga
Kierunek Promnice
Kierunek Promnice © amiga
Nad jeziorem Paprocańskiem
Nad jeziorem Paprocańskiem © amiga
Piękne miejsca na rodzinne wycieczki
Piękne miejsca na rodzinne wycieczki © amiga
DDRka przy jeziorze
DDRka przy jeziorze © amiga
Tłumy Paprocańskie ;)
Tłumy Paprocańskie ;) © amiga
Plaża przy jeziorze
Plaża przy jeziorze © amiga
Przez mostek
Przez mostek © amiga
Nie podobają mi się te chmury
Nie podobają mi się te chmury © amiga
Noe oznakowania zwracają uwagę
Noe oznakowania zwracają uwagę © amiga
Wzdłuż alei Bielskiej w Tychach
Wzdłuż alei Bielskiej w Tychach © amiga
W Tychach Żwakowie, tylko Biedronka otwarta, ale nie mam ochoty ganiać po markecie, tym bardziej, że zanim rozkulbaczyłbym rower minęło by dobre kilka minut, a po drogie i tak nie mam zapięcia ze sobą. wiem jednak, że w pobliżu jest kilka małych sklepików...
tylko czemu dzisiaj wszystkie zamknięte? Czyżby to efekt "Dobrej Zmiany" ;)
Zastanawiam się czy nie wejść do knajpki przy stacji w Żwakowie, to byłby mój debiut w tym miejscu... gdy jestem obok, widzę tłumy przy niej... nie mam tyle czasu... nie chce mi się czekać... jakoś dojadę, ale mięśnie powoli odmawiają współpracy... na liczniku 18 km/h i nie chce być więcej... :(

Ale rozkopane
Ale rozkopane © amiga
Postój w Żwakowie
Postój w Żwakowie © amiga
Leśne ścieżki
Leśne ścieżki © amiga
Czyżby jednak jakieś burze miały się pojawić?
Czyżby jednak jakieś burze miały się pojawić? © amiga
Pojedyncza chmura...  ale coś mi się nie podoba
Pojedyncza chmura... ale coś mi się nie podoba © amiga
Na Mąkołowcu też nie kojarzę niczego przy czym można by stanąć i uzupełnić zapasy... masakra... jadę przez las na Podlesie... tam... wiem, że jestem niedaleko do domu, odbijam jeszcze na Kostuchnę i niespodzianka... jest otwarty sklep... 
Na szlaku do Katowic
Na szlaku do Katowic © amiga
Chyba wolę ten wariant... niż oryginalny szlak rowerowy
Chyba wolę ten wariant... niż oryginalny szlak rowerowy © amiga
Wiadukt w okolicach Podlesia
Wiadukt w okolicach Podlesia © amiga
Kierunek Kostuchna
Kierunek Kostuchna © amiga
Przy wyciągu narciarskim Sopelek ;)
Przy wyciągu narciarskim Sopelek ;) © amiga

Wewnątrz niewiele... Piwo, Wódka, Piwo, ale jest kola i jakiś zabłąkany Snikers, ciekawe ile leżał...  ;) ale jest mi wszystko jedno... 
Litr koli znika w kilkanaście sekund, Snikers chwilę później dotrzymuje towarzystwa koli, teraz musi minąć jeszcze kilka minut zanim zacznie to działać... jadę spokojnie czerwonym szlakiem z którego i tak zbaczam by zaliczyć jeszcze staw w lesie przy którym nie byłem od wieków... krótka wizyta przy szpitalu w Ochojcu i pora wracać do domu, na Polarze dochodzi 100km na podstawie sygnału GPS...  do domu niedaleko... Starczy na dzisiaj... 
W końcu jakiś otwarty sklep
W końcu jakiś otwarty sklep © amiga
Czerwony szlak rowerowy, tylko po cholerę aż takie zasieki
Czerwony szlak rowerowy, tylko po cholerę aż takie zasieki © amiga
Druga zapora na krótkim odcinku
Druga zapora na krótkim odcinku © amiga
Miejsce postojowe na Kostuchnie
Miejsce postojowe na Kostuchnie © amiga
Staw w Ochojeckim lesie
Staw w Ochojeckim lesie © amiga
Szpital w Ochojcu
Szpital w Ochojcu © amiga

Tuż przed samym domem, jakaś wariatka wymusza na mnie pierwszeństwo, gdy dojeżdżam do skrzyżowania nagle dodaje gazu... muszę hamować, by w nią nie przywalić, minutę później jestem w domu... Ufff... rower działa, dobrze go poskładałem... 
Chwilę wcześniej wymusiła pierwszeństwo... było gorąco
Chwilę wcześniej wymusiła pierwszeństwo... było gorąco © amiga

Pojawiła się nowa rowerowa opalenizna ;), a pić się chce niesamowicie...  

Na Grilla rodzinnie

Niedziela, 12 czerwca 2016 · Komentarze(1)
Dzisiaj niedziela, plan nieco inny... Grill i to dość wcześnie, bo wieczorem oczywiście jest mecz i niektórzy muszą go oglądać ;)

Umawiam się z rodziną na ul Huberta... gdy ruszam... telefon... zmiana kierunku :) jest małe opóźnienie...  no cóż... będę miał więcej do przejechania, ale dam radę ;)


Wiadukt na Ligocie
Wiadukt na Ligocie © amiga
Niedawno postawili tą ławeczkę....  komu to przeszkadzało?
Niedawno postawili tą ławeczkę.... komu to przeszkadzało? © amiga

Wkrótce jesteśmy w komplecie, teraz kierunek Muchowiec... przez ptasie osiedle wieki nie jechałem, trochę się zmieniło, niestety ciężko powiedzieć czy na lepsze... niby są ścieżki rowereowe... ale po co z kostki? Po co ją łączyć z chodnikiem jako ciąg rowerowo-pieszy... Pewnie gdybym jechał sam złamał bym kilka przepisów... bo na drodze jest bezpieczniej... 
Pierwszy podjazd
Pierwszy podjazd © amiga
Ścieżki rowerowe
Ścieżki rowerowe © amiga
Przed Muchowcem na ścieżce, małe zaskoczenie  jedziemy po połamanych płytkach... chwila nieuwagi i może się to skończyć glebą... mam nadzieję, że to naprawią, bo winna jest wycinka... 
Dawno tędy nie jechałem
Dawno tędy nie jechałem © amiga
Rok temu było bardziej równo
Rok temu było bardziej równo © amiga
Policja na Muchowcu
Policja na Muchowcu © amiga
Młodzi rolkarze
Młodzi rolkarze © amiga

Objeżdżamy Muchowic i fragment D3S  szukając miejsca na grilla... w końcu mamy.. Podpalamy węgiel drzewny... i 2 godziny z głowy
Miejscami jest pusto
Miejscami jest pusto © amiga
Z papugą :)
Z papugą :) © amiga

Najedzeniu wracamy, jest około 14:30... do przejechania kilka km... a mecz zaczyna się o 15... jedziemy na skróty przez ul Huberta, dalej Rolną obok OBI... i wkrótce docieramy na miejsce... 
Przez OBI na skróty
Przez OBI na skróty © amiga
Przy blokach
Przy blokach © amiga

Około 17... decyduję się na powrót do domu... trzeba zrobić jeszcze krótki wpis... zająć się innymi drobiazgami... i przygotować się do pracy... :)
Podobno jest tu smacznie
Podobno jest tu smacznie © amiga

Niedzielny gorący dzień Opoczno - Tomaszów Mazowiecki z Karoliną :)

Niedziela, 29 maja 2016 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Z rana mała niespodzianka, wczoraj złapałem kleszcza, z rana więc "operacja" wyciągania go... dajemy radę... chociaż zostaje ranka, odkażona, mogę mieć tylko nadzieję, że to dziadostwo nic mi nie sprzedało... ale to będzie widać dopiero za 2-3 dni... 

Ruszamy z Karoliną około 8:30... plan na dzisiaj do Opoczno, ale jedziemy tam pociągiem, ten ma się stawić na stacji PKP za około 30 minut. Po drodze jeszcze szybka wizyta w markecie.

Pakujemy się do pociągu... 25 minut później wysiadamy... spoglądamy na mapy... i jedziemy do centrum... Siatka ulic miasta nie jest specjalnie pokręcona, w centrum zatrzymujemy się przy "zamku", kościele, na czymś w rodzaju rynku... O wejściu do kościoła możemy zapomnieć, ludzie stojący dookoła coś dziwnie na nas zerkają... 

Muzeum Regionalne w Opocznie
Muzeum Regionalne w Opocznie © amiga
Zmiana Klimatu :)
Zmiana Klimatu :) © amiga
Kościół pw. Św. Bartłomieja Apostoła w Opocznie
Kościół pw. Św. Bartłomieja Apostoła w Opocznie © amiga
Kościół od tyłu :)
Kościół od tyłu :) © amiga

Wyjeżdżamy z miasta.. kierunek Białaczów - to na dzisiaj najdalej wysunięty punkt wycieczki... po drodze nie ma wiele do zwiedzania, jedynie w Wąglanach stajemy przy starym młynie... na jego teren nie wejdziemy, jest na terenie prywatnym, wygląda na niszczejący... szkoda go... 
Wąglany - Pozostałości starego młyna
Wąglany - Pozostałości starego młyna © amiga
Nad Wąglanką
Nad Wąglanką © amiga

Cóż jedziemy na Białaczew... zaczyna się robić gorąco, przed miejscowością znajduje się mały rezerwat, jadąc przez las temperatura przyjemnie spada, wjeżdżając pierwsze co zauważamy to nowe boisko... a po drugiej stronie niszczejący niesamowity pałac... jest wielki... szkoda, że zaniedbany...  jeszcze jest jednak czas na uratowanie go... 
Pałac Małachowskich w Białaczowie z końca XVIIIw
Pałac Małachowskich w Białaczowie z końca XVIIIw © amiga

W centrum niewiele dalej znajduje się budynek ratusza tam stajemy... pora zadzwonić... sprawdzić co się dzieje, napić się... 
Białaczów - klasycystyczny, murowany ratusz z 1797 roku
Białaczów - klasycystyczny, murowany ratusz z 1797 roku © amiga

Kolejny punkt Wycieczki to Paradyż... jedziemy przez Radwan i Daleszewice chyba lepsza trasa niż pakowanie się krajówką... 
Droga prowadzi wśród pól... w większości po asfalcie, ale zdarzają się odcinki szutrowe :)... 
Chabry na polu
Chabry na polu © amiga
Kierunek Paradyż
Kierunek Paradyż © amiga

W Paradyżu naszą uwagę przykuwają rzeźby na bramie cmentarnej... i 2 wielkie czaszki... :), w samej wsi... jest jeszcze kościół, stacja benzynowa i kilak sklepów... 
Piraci tu byli?
Piraci tu byli? © amiga
Posąg na bramie cmentarza w Paradyżu
Posąg na bramie cmentarza w Paradyżu © amiga
Kolejny posąg na bramie cmentarza w Paradyżu
Kolejny posąg na bramie cmentarza w Paradyżu © amiga

Odwiedzamy kościół, udaje się nawet wejść do kościoła, mszy co prawda nie ma, jednak starsze mieszkanki przygotowują się śpiewając więc o zwiedzaniu wnętrza nie ma mowy... 
Kościół pw. Przemienienia Pańskiego w Paradyżu
Kościół pw. Przemienienia Pańskiego w Paradyżu © amiga
Jest i czaszka
Jest i czaszka © amiga
Wewnątrz kościoła
Wewnątrz kościoła © amiga

Na chwilę stajemy przy stacji benzynowej, obowiązkowa kawa, mufina... i dopiero ruszamy... kierujemy się przez Sławno licząc na to, że gdzieś po drodze będzie otwarta jakaś restauracja... najbardziej obiecujący jest Kozenin, gdzie wg mapy coś powinno być... i jest... tyle, że trwają poprawiny i nie ma opcji by cokolwiek zjeść... liczymy jeszcze, że może coś będzie w Sławnie, jakiś bar... niestety nic z tego, jest kościół, 2 sklepy z piwem, lody... i tyle...  wydaje się, że zjemy dopiero w Tomaszowie... 

Głodni gnamy ile sił w nogach przez Unewel, Wąwał, Niebieskie Źródła...

Zawsze uśmiechnięta Karolina
Zawsze uśmiechnięta Karolina © amiga
Do Tomaszowa już niedaleko
Do Tomaszowa już niedaleko © amiga
Leśnie ścieżki
Leśnie ścieżki © amiga

Jesteśmy w Tomaszowie, wpadamy do Kwadransu... bierzemy zestaw dnia :) jak zawsze jest wielki... 
Opchani do granic możliwości ruszamy dalej, jedziemy do granicy z Tomaszowa, gdzie... się żegnamy, dzisiaj muszę wrócić do Katowic, o siódmej rano mam być w szpitalu u chirurga i później neurologa... więc niechętnie, ale opuszczam tą piękną krainę, mam nadzieję, że wkrótce tutaj wrócę... 

Mam 2.5 godziny czasu do pociągu do przejechania około 30 km... wiatr mam w plecy :)... więc nie powinno być problemów, jadę dość szybko, słońce piecze, 2 razy staję przy sklepach, uzupełniam płyny... 
Dojeżdżam do Piotrkowa do stacji PKP, mam prawie godzinę, wiec mam czas by kupić bilety, zjeść banany, Grześka... i kupić herbatę... Gdy nadjeżdża pociąg, pakuję się do środka... 

Pomimo tego, że to stary skład, to pociąg do Częstochowy dojeżdża w 50 minut... :) tam przesiadka na Koleje Śląskie i prawie 2 godziny z głowy... 
Wysiadam w Katowicach, widać, że lało, temperatura sporo niższa niż w Tomaszowie... tam chwilami było po 33 stopnie, tutaj mam "ledwie" 20... 

Jadę do domu, zahaczając jeszcze o paczkomat... a kilka minut później jestem w domu

I na koniec trochę prywaty:
Dzięki Karola za poświęcenie mi tylu dni... gdy ja miałem wolne, Ty musiałaś pracować... ale będę ten wyjazd długo wspominał... Dziękuję... Dziękuję..., Dziękuję...

Sobotnie popołudnie z Karoliną :)

Sobota, 28 maja 2016 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Dzień zaczął się roboczo, przynajmniej dla Karoliny, ja dalej mam wolne... przynajmniej od firmy... wiec krzątam się tu i ówdzie... 

Na rowery wsiadamy dopiero po grillu, minęła 15:00... prognozy znowu coś wspominają o lokalnych burzach... cóż... więc musimy to też mieć na względzie, by w razie czego można było w ciągu godziny wrócić... 

Karolina prowadzi mnie przez dzielnicę przemysłową, nową drogą... dopiero za Tomaszowem wjeżdżamy na leśne ścieżki, dukty, kierujemy się na Małecz, to tam gdzie planowaliśmy podjechać wczoraj... tyle, że czasu brakło... dzisiaj jest go zdecydowanie więcej... więc możemy spróbować podjechać do rezerwatu... sprawdzić czy kwitną jeszcze różaneczniki... 

Nowa rowerowa autostrada leśna
Nowa rowerowa autostrada leśna © amiga

Za Cekanowem trafiamy na budowę nowej drogi, a raczej poszerzanie i utwardzanie tego co jest...  :) oby wszędzie powstawały takie szlaki :) część która wygląda na gotową jest świetna na gnanie po nich rowerami... 
Jest i kruszywo
Jest i kruszywo © amiga
Dopiero powstaje
Dopiero powstaje © amiga
Jest wyraźnie poszerzone
Jest wyraźnie poszerzone © amiga
Pora pochylić się nad mapami
Pora pochylić się nad mapami © amiga

Studiujemy mapy, ustalamy kierunki i jedziemy wkrótce pojawiają się tablice informacyjne, jesteśmy w dobrym miejscu, teraz pozostało odszukanie różaneczników, nawet nie wiem jak wyglądają (widziałem je tylko na zdjęciach, ale to nie to samo), za to moja towarzyszka zna je od lat... wie gdzie ich szukać... Trafiamy bezbłędnie :)
Na granicy rezerwatu
Na granicy rezerwatu © amiga
Leśny asfalt :)
Leśny asfalt :) © amiga

Spóźniliśmy się o jakieś 2 tygodnie, ale wtedy... nie było jak... nie było kiedy... a kwiaty nie będą czekać.. nie wszystkie jeszcze przekwitły, wiec krótka sesja się powiodła :)
Stanowisko różanecznika żółtego (różanecznik pontyjski, azalia pontyjska)
Stanowisko różanecznika żółtego (różanecznik pontyjski, azalia pontyjska) © amiga
Jeszcze kwitnące różaneczniki
Jeszcze kwitnące różaneczniki © amiga
Są i motyle
Są i motyle © amiga

Zapach kwiatów jest niesamowity... :) ciekawe jak musiało pachnąć kilka tygodni temu, gdy wszystkie krzaki były obsypane kwieciem :)
Przy ziemi też coś kwitnie
Przy ziemi też coś kwitnie © amiga
Oszałamiający zapach
Oszałamiający zapach © amiga

Jedziemy przez Lubochnię, Henryków, zatrzymujemy się jeszcze przy polowym kościele i na cmentarzu :) szukając czaszki ;)

Kościół polowy :)
Kościół polowy :) © amiga
Jedyna czaszka
Jedyna czaszka © amiga

Spoglądamy na zegarki, czas ucieka... a my w lesie ;), na wieczór jeszcze są 2 punkty do zaliczenia w Tomaszowie, więc powoli kierujemy się do miasta... 
Tam udaje się załatwić wszystko na czas... Pogoda dopisała, a burze się nie pojawiły... :)

Piątek wieczorem z Karoliną w okolicy Tomaszowa Mazowieckiego

Piątek, 27 maja 2016 · Komentarze(0)
Drugi dzień mojego pobytu w Tomaszowie, ja mam dzień wolny, ale Karolina nie... musi swoje odsiedzieć, za to po pracy... wsiadamy na rowery, jeszcze tylko spojrzenie na prognozy... znowu burze zapowiedziane? 

Cóż... o wyjeździe gdzieś dalej nie ma mowy... początkowo miała być wycieczka do Małeczy, ale czasu mało, a jazda w strugach deszczu i pomiędzy błyskawicami nie należy do przyjemności... postanawiamy zrobić małe kółko w okolicy Tomaszowa... zajechać do Spały... 

Ruszamy, początkowo chyba najbardziej niebezpieczną rowerówką jaką znam... co chwile skrzyżowanie przy którym widoczność jest ograniczona, w większości przypadków nie na przejazdów rowerowych, ddrka jest wąska, pokryta nierówną kostką... masakra... ale to jak wszędzie, w statystykach wygląda rewelacyjnie... 

Odbijamy na Nowy Glinnik, Dąbrowę, Glinnik.. zaliczamy po drodze kilka górek :) do Spały jedziemy nieco okrężnie, ale też główny szlak jest taki sobie...  wariant który zaproponowała Karolina jest zdecydowanie ciekawszy. 

Są i górki
Są i górki © amiga

Drogi spokojniejsze, samochodów niewiele... i ten tunel - zielony tunel :)

Zielony tunel
Zielony tunel © amiga

W Spale runda honorowa, i zatrzymujemy się przy karczmie, pora na kawę... wybór niewielki, bo jest kawa i kawa z mlekiem + ew. cukier... ale jest niesamowicie aromatyczna, po prostu jest dobra... spędzamy tam dobre pół godziny... 
Nowy deptak w Spale
Nowy deptak w Spale © amiga
Nad stawami
Nad stawami © amiga
Pozostałości po mostku drewnianym
Pozostałości po mostku drewnianym © amiga

Gdy ruszamy na Ciebłowice, zaczyna kropić, później pada, w końcu leje... zatrzymujemy się pod jakimś drzewem, spoglądamy na niebo... to pojedyncza chmura... nie grzmi... powinno  za chwilę przestać, w razie czego przeciwdeszczówki są w pogotowiu... mija może 5 minut... deszcze powoli ustępuje... wsiadamy na rowery i jedziemy dalej..
Pada deszcz
Pada deszcz © amiga

na drogach widać, że tu i ówdzie padało, zrobiło się chłodniej ale przyjemniej... zawracamy do bezpiecznego miejsca... by się schronić, bo nie wiadomo czy jeszcze coś nie spadnie... dystans może nie jest jakiś wielki, ale nie mieliśmy ochoty na dalsze moknięcie... 

Objazd wycieczki po Wiśle

Niedziela, 8 maja 2016 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Jest niedziela... wczesny poranek, z Darkiem zgadujemy się by objechać wariant wycieczki górskiej w Wiśle... za tydzień będziemy tamtędy prowadzić wycieczkę... chyba, że będzie jakiś kataklizm... 

Dojeżdżamy do Wisły Malinki... sam w pobliżu skoczni zostawiamy samochód i ruszamy na Salmopol...

10km podjazdu... mam nadzieję, że nie zabiją nas za to... na szczycie szybka kawa/herbata i ciastko... ruszamy dalej na wpierw czerwonym szlakiem w kierunku Grabowej, ale wcześniej odbijamy na czarny szlak.. przez Stary Groń i Horzelnicę, aż do Brennej... 

Ruszamy z okolic skoczni im. A.Małysza
Ruszamy z okolic skoczni im. A.Małysza © amiga
Pod górkę
Pod górkę © amiga
Dla takich widoków, warto się pomęczyć ;)
Dla takich widoków, warto się pomęczyć ;) © amiga
Jeszcze tylko ten zakręt... ;)
Jeszcze tylko ten zakręt... ;) © amiga
Witamy w Szczyrku ;)
Witamy w Szczyrku ;) © amiga
Teraz trochę terenu
Teraz trochę terenu © amiga
Są i lekkie podjazdy
Są i lekkie podjazdy © amiga
Trzeba uważać na turystów
Trzeba uważać na turystów © amiga
W prawo czy w lewo?
W prawo czy w lewo? © amiga
Z górki na pazurki
Z górki na pazurki © amiga
Panorama beskidów
Panorama Beskidów © amiga
I znów pod górkę :)
I znów pod górkę :) © amiga
Te chmury nie wróżą nic dobrego
Te chmury nie wróżą nic dobrego © amiga
Wieża widokowa :)
Wieża widokowa :) © amiga
Ostro w dół
Ostro w dół © amiga
Tutaj przynajmniej kamieni nie ma :)
Tutaj przynajmniej kamieni nie ma :) © amiga
Zielono mi
Zielono mi © amiga
Cywilizacja ;)
Cywilizacja ;) © amiga

Teraz trzeba wrócić wariantem nieco bardziej lajtowym, dookoła Równicy, przez ul. Żarnowiec..., wyjeżdżamy w gdzieś na granicy Ustronia i Wisły, trasa jest ciekawa... cały czas podjazdy i zjazdy, nie można się nudzić... asfalt nieco pomaga, ale są miejsca gdzie bruk daje się we znaki :)
W centrum Wisły krótka przerwa na małe co nieco... i jedziemy do samochodu. Na dzisiaj starczy, plan wykonany, a wieczór i tak zapowiada się bardzo roboczy... jeszcze masa spraw do załatwienia... 
Nie miało być już płasko?
Nie miało być już płasko? © amiga
Droga do Warszawy
Droga do Warszawy © amiga
Chyba nas zabiją na te górki pod koniec
Chyba nas zabiją na te górki pod koniec © amiga
Po wycince
Po wycince © amiga
Przez mostek
Przez mostek © amiga
Dżizas... może nie większy od Świebodzińskiego ale na bank jest wyżej ;)
Dżizas... może nie większy od Świebodzińskiego ale na bank jest wyżej ;) © amiga
Kocham zjazdy po bruku
Kocham zjazdy po bruku © amiga
Zlot motocyklistów
Zlot motocyklistów © amiga
A dołem Wisła płynie ;)
A dołem Wisła płynie ;) © amiga
Jeszcze chwila i będziemy w centrum Wisły
Jeszcze chwila i będziemy w centrum Wisły © amiga

Sandomierz Dzień 4 - Dzień niedoszłego dinozaura - wyprawa z Karoliną

Środa, 4 maja 2016 · Komentarze(1)
Jest ósma zero, zero, a my już po śniadaniu gotowi do wyjazdu... jest chłodno, ale słonecznie, prognozy pogody nie wskazują na kataklizm, ale po południu może coś zagrzmieć... trudno, ruszamy... 

Nieco wcześniej wyrysowaliśmy na mapie plan wycieczki... przypominał Dinozaura... miał głowę, nogi, ogon... ;) więc pora narysować go na endomondo ;)

Wyjeżdżamy przez Lenarczyce... początek pomiędzy sadami, zresztą dalej też jest pomiędzy sadami, pomiędzy kwitnącymi, pachnącymi drzewami owocowymi... W którymś momencie wyłania się coś dziwnego... radary... miejsca zaskakujące... tego się nie spodziewaliśmy, ale ciężko by było to zaznaczone ma mapach :)

Nie mogę sobie darować gdybym nie zrobił kilku zdjęć.. 
Pomiędzy drzewami
Pomiędzy drzewami © amiga
Teren wojskowy
Teren wojskowy © amiga

Chwilę później odbieram tel. z firmy... stoimy wśród drzew... niedaleko krzyża, kilku drzew... sprawa pilna i musi być załatwiona przez telefon... 15 minut z głowy... 

W między czasie podjeżdża jakiś samochód osobowy, od strony pasażera wychodzi młody mężczyzna, podschodzi do krzyża... zabiera spod niego buty.... wsiada do samochodu... i odjeżdżają... 

Trochę zaskakujące, ale impreza musiała być nielicha... ;) Cała sytuacja wywołuje w nas falę śmiechu :) 
Chociaż jedno większe drzewo
Chociaż jedno większe drzewo © amiga

Sprawy firmowe zostały załatwione, pora ruszyć dalej... 
Słońce zaczyna grzać, robi się nam ciepło, a może to efekt górek które pojawiają się co chwilę?. Docieramy do starego młyna w Dacharzowie, wiele z niego już nie zostało, za to rosnące wierzby, drewniane schodki, małe rozlewisko i źródełko robi niezłe wrażenie... nie mogę się powstrzymać i schodzę na dół... 
Schodki do
Schodki do © amiga
Nad rzeczką
Nad rzeczką © amiga
Ma Luba mnie obserwuje :)
Ma Luba mnie obserwuje :) © amiga

Ruszamy dalej, na mapach mamy zaznaczone miejsca narodzin Synów tej ziemi :) przez niektóre z tych miejscowości będziemy przejeżdżać. M.in. Dobrocice gdzie urodził się Stanisław   Młodożeniec... na tą pamiątkę postawiony jest pomnik... a raczej tablica wmurowana w kamień... Nieco dalej nad Opatówką zaskakuje kościół polowy, jak dowiaduję się od Karoliny to wszystko z okazji nabożeństw majowych... chyba, że coś pokręciłem ;)
W Miejscowości w której urodził się Stanisław Młodożeniec
W Miejscowości w której urodził się Stanisław Młodożeniec © amiga
Kościół polowy?
Kościół polowy? © amiga

Co jakiś czas na drogach pojawiają się traktory wożące wodę, a może coś jeszcze by dostarczyć do drzewom owocowym... W kilku miejscach trafiamy na znaki informujące o istnieniu w pobliżu winnicy, dzisiaj raczej z tego nie skorzystamy... ale warto wiedzieć, że coś takiego istnieje... Może w przyszłości warto będzie zorganizować wycieczkę od winnicy do winnicy... chociaż przypuszczam, że pewnie więcej niż jedna winnica na dzień raczej nie wchodziłaby w rachubę ;) Chociaż... mam uraz do wina... ;)
Pomnik w Pielaszowie
Pomnik w Pielaszowie © amiga

Szlakiem przygody czy do winnicy... trudny wybór ;)
Szlakiem przygody czy do winnicy... trudny wybór ;) © amiga

Po jednym z dłuższych podjazdów trafiamy do miejscowości Męczennice, oczywiście trzeba zrobić zdjęcie... ;) i chwilę odsapnąć... Nieco dalej na zjeździe zauważamy jakiś dziwny pomnik... w zasadzie to jego resztki... gdy się zbliżamy widzimy tablicę która wskazuje, że to stary zapomniany cmentarz... 
Coś w tej nazwie jest
Coś w tej nazwie jest © amiga
Tablica - pozostałość po starym cmentarzy w okolicach Malic Kościelnych
Tablica - pozostałość po starym cmentarzy w okolicach Malic Kościelnych © amiga

W Malicach Kościelnych krótka sesja pod pomnikiem, nieco dalej przy kościele... trochę śmiać mi się chce, wioska, 3 ulice na 2 skrzyżowaniach a przed kościołem plac im. JP II... Przyznam się że trochę mnie to drażni, myślę że Karol Wojtyła nie życzyłby sobie by wszędzie stały jego pomniki, w każdej dziurze nazywano place i ulice jego imieniem... 

Podobne odczucia miałem w samym Sandomierzu gdzie do granic przyzwoitości eksploatowany jest wizerunek Ojca Mateusza... jest wszystko z napisem Ojciec Mateusz... , kubki, koszulki, szachy, dworki.... mnie to razi... nie lubię cepelii, nie lubię odpustu... i nienawidzę reklam... a tutaj dostałem to w wersji skondensowanej... 

Podobnie dzieje się w innych miejscowościach... np. W Wiśle, gdzie, wszystko jest opatrzone imieniem Adama Małysza... tylko czekać jak będzie można kupić oscypki Adama... 

Ale takie mamy czasy..... 

Tu urodzoł się Józef Mikułowski-Pomorski
Tu urodził się Józef Mikułowski-Pomorski © amiga
Na placu JP II w Malicach Kościelnych przed kościołem pw. Matki Bożej Wniebowziętej
Na placu JP II w Malicach Kościelnych przed kościołem pw. Matki Bożej Wniebowziętej © amiga
Dzwonnika z tyłu kościoła
Dzwonnica z tyłu kościoła © amiga

W Malicach udaje nam się pokręcić drogę i zamiast odbić na Nisiałkę Małą pojechaliśmy w kierunku Żurawinek...  W tym momencie rysowanie dinozaura diabli wzięli...  Cóż.. zobaczymy co wyjdzie... Kierujemy się na Włostów... tam znajdują się ruiny pałacu... przy okazji zaliczamy jeszcze pobliski sklep znajdujący się tuż obok kościoła ;)

Ruiny pałacu rodziny Karskich z XIX wieku we Włostowie
Ruiny pałacu rodziny Karskich z XIX wieku we Włostowie © amiga
Żal patrzeć
Żal patrzeć © amiga
Mocno zarośnięty
Mocno zarośnięty © amiga
Ruszamy dalej
Ruszamy dalej © amiga
Pozostałości ogrodzenia, kapliczki czy może coś jeszcze?
Pozostałości ogrodzenia, kapliczki czy może coś jeszcze? © amiga
Kościół pw. św. Jana Chrzciciela we Włostowie
Kościół pw. św. Jana Chrzciciela we Włostowie © amiga

Ustalamy co dalej, czy wracamy rysować dinozaura, ale i tak będzie już kulawy, czy jednak zmieniamy plan, a co wyjdzie to się zobaczy ;)
Oczywiście  plan został zmieniony i to dość mocno...  przejedziemy przez Ossolin i odwiedzimy Klimontów gdzie wg mapy jest sporo zabytków... Droga mija dość szybko, a przed Ossolinem trafiamy do podziemnej kaplicy :) W samym Ossolinie zaznaczone są ruiny zamku, ale to jest lekkie nadużycie, po zamku została tylko brama... a raczej łuk bramy... niemniej i to daje wyobrażenie jaki mógł być wielki... 
Kościół parafialny pw. Wniebowzięcia NMP w Goźlicach
Kościół parafialny pw. Wniebowzięcia NMP w Goźlicach © amiga
Pięknie tu
Pięknie tu © amiga
Kaplica podziemna Grobu Chrystusa, zwana Betlejemską, wybudowana w 1640 r. przez Jerzego Ossolińskiego
Kaplica podziemna Grobu Chrystusa, zwana Betlejemską, wybudowana w 1640 r. przez Jerzego Ossolińskiego © amiga
Wnętrze kapliczki
Wnętrze kapliczki © amiga
Brama wyjściowa/wejściowa
Brama wyjściowa/wejściowa © amiga
Matka Boska przed kapliczką
Matka Boska przed kapliczką © amiga
Pozostałości zamku w Ossolinie
Pozostałości zamku w Ossolinie © amiga
Musiał być piękny
Musiał być piękny © amiga
... i wielki
... i wielki © amiga

W Klimontowie zaczynamy zwiedzanie od Synagogi..., rynku, kolegiaty, powoli zaczynamy się rozglądać za jakimś miejscem na posiłek. na rynku jest tylko pizzeria, ale 2 dni pod rząd pizza... ? Chyba nie... Pytamy się o restaurację taką bardziej normalna, i okazuje się że jest trzeba jechać kilometr pod górkę i na jej szczycie w okolicy Pęchowa stoi interesujący nas obiekt...  :)

Synagoga z 1851 r w Klimontowie
Synagoga z 1851 r w Klimontowie © amiga
Rynek w Klimontowie
Rynek w Klimontowie © amiga
Plebania przy Kolegiacie?
Plebania przy Kolegiacie? © amiga
Barokowa kolegiata pw. św. Józefa, fundacji Jerzego Ossolińskiego, wybudowana w latach 1643–1650,
Barokowa kolegiata pw. św. Józefa, fundacji Jerzego Ossolińskiego, wybudowana w latach 1643–1650, © amiga
Wewnątrz kościoła
Wewnątrz kościoła © amiga
Sklepienie
Sklepienie © amiga
Medalion przy wejściu
Medalion przy wejściu © amiga
Organy kościelne
Organy kościelne © amiga
Kościół i klasztor podominikański
Kościół i klasztor podominikański © amiga

Na niebie pojawiły się ciemne burzowe chmury, zaczyna kropić... a górka coś się skończyć nie może... w końcu jest... Restauracja Cykada... by nie kombinować zamawiamy "Danie Dnia"... Zupa pieczarkowa i kotlet schabowy na drugie... Po złożeniu zamówienia zaczyna lać... znowu się udało :) Minęło trochę czasu, mieliśmy czas by popatrzeć na mapy... by pomyśleć co dalej... 

Krótko po deszczu ruszamy... przez Pęchów, tutaj jest dworek, wydaje się, że ktoś go kupił i zaczął odnawiać...w tej chwili wygląda tak sobie... 


Dworek w Pęchowie
Dworek w Pęchowie © amiga

najbardziej interesującym nas punktem jest cmentarzysko całopalne z VI-X w... w okolicy Zdanowa i Kleczanowa... tam też się kierujemy... gdy docieramy w pobliże lasu do którego planowaliśmy wjechać widać, że trwa zrywka, a ścieżki to błotne wąwozy wypełnione wodą, jeszcze próbujemy sprawdzić jak wygląda sytuacja od strony pobliskiej stacji benzynowej... niestety jest podobnie... więc odpuszczamy... Cóż... może kiedyś w przyszłości... 

A teraz kawałej pojedziemy główną drogą do Kleczanowa gdzie znajduje się drewniany kościołek 
Drewniany kościół pw. św. Katarzyny i św. Stanisława Biskupa w Kleczanowie
Drewniany kościół pw. św. Katarzyny i św. Stanisława Biskupa w Kleczanowie © amiga
Wnętrze kościoła
Wnętrze kościoła © amiga
Stara plebania?
Stara plebania? © amiga
Bóg widzi, czas ucieka, śmierć goni, wieczność czeka
Bóg widzi, czas ucieka, śmierć goni, wieczność czeka © amiga
Dzwonnica
Dzwonnica © amiga
Pięknie położony
Pięknie położony © amiga

Za Kleczanowem odbijamy na boczne drogi i chcemy przejechać przez Różki gdzie miejscowi twierdzili że też jest dworek... 
Niestety nie ma śladu po dworku, pozostał tylko park na prywatnej posesji...  Zastanawiamy się co dalej, jest jeszcze dość wcześnie, postanawiamy pojechać jeszcze na chwilę do Sandomierza licząc na to, że uda się kupić suport do Czarnego Bociana, Karolina wspomniała, że pojawiają się zgrzyty, przeskoki... a po sprawdzeniu korby jestem pewien, że to pały łożyska... 

Trochę terenu :)
Trochę terenu :) © amiga
W wąwozie
W wąwozie © amiga
Chyba nie tutaj miał wylądować
Chyba nie tutaj miał wylądować © amiga

Odnalezienie sklepów i serwisów rowerowych w Sandomierzu stanowi niezłe wyzwanie... jeden jest przy Media Expercie..... tam niewiele jest... drugi znajduje się w centrum... więc zawracamy, podjeżdżamy do serwisu... chwila rozmowy, by wytłumaczyć czego mi potrzeba i... proponują nam korbę XT ;) za około 600zł... jakieś jaja... Tym bardziej że suport GXP w zależności od firmy można kupić od około 70 do 180zł.... Cóż... jeszcze chwilę trzeba będzie tak pojeździć, może uda się kupić to gdzie indziej... 

Zawracamy na kwaterę... na miejscu jeszcze jest chwila czasu by wymyć nieco rowery, wysuszyć je... 

Powoli zapada zmrok... 

Sandomierz Dzień 3 - Z wizytą w mieście Ojca Mateusza - wyprawa z Karoliną

Wtorek, 3 maja 2016 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Klasycznie wstajemy dość wcześnie  7:30... śniadanie... 

Zbieramy się... dzisiaj zmiana lokalizacji, zmiana bazy, chociaż trochę żal rozstawać się z tak przemiłymi gospodarzami... żegnają się z nami jak z rodziną, jakbyśmy się znali od lat... 

Samochodem docieramy w pobliże Sandomierza... 

Tym razem kwatera jest w Milczanach, budynek nowy, pokój z aneksem kuchennym, własną łazienką, niby standard wyższy, ale czegoś brak,  brak rodzinnej atmosfery do której przywykliśmy w Słodkowie III...

Chwilę się zbieramy i ruszamy do Sandomierza, na stare miasto, to jedyne miejsce gdzie 3 go maja możemy dostać jakiekolwiek mapy... 

Daleko nie ma... gdy docieramy na miejsce przerażają nas tłumy turystów, z każdą chwilą jest ich coraz więcej... W pierwszym lepszym sklepie odnajdujemy mapy... plan miasta i niezłą mapę okolic... w końcu coś normalnego... coś z czym przyjemnie się zwiedza... 

Brama Opatowska :)

Brama Opatowska :) © amiga
Poczta Polska w Sandomierzu
Poczta Polska w Sandomierzu © amiga
Wymarsz rycerstwa Polskiego :)
Wymarsz rycerstwa Polskiego :) © amiga
Ratusz w Sandomierzu
Ratusz w Sandomierzu © amiga
Ktoś zostawił kotwicę
Ktoś zostawił kotwicę © amiga
Warta honorowa
Warta honorowa © amiga
Stare miasto
Stare miasto © amiga
Uliczki z widokiem na Wisłę
Uliczki z widokiem na Wisłę © amiga
Widok na zamek spod katedry
Widok na zamek spod katedry © amiga
Widok na katedrę spod Zamku :)
Widok na katedrę spod Zamku :) © amiga
Green Velo w Sandomierzu
Green Velo w Sandomierzu © amiga
Spichlerz - może ktoś chętny?
Spichlerz - może ktoś chętny? © amiga
Trochę to denerwuje gdy wszędzie każdy element ma podtytuł Ojciec Mateusz
Trochę to denerwuje gdy wszędzie każdy element ma podtytuł Ojciec Mateusz © amiga
Panorama starego miasta w Sandomierzu
Panorama starego miasta w Sandomierzu © amiga

Chwilę krążymy po starym mieście, to tu, to tam... jednak jak ilość turystów przytłacza, w końcu to dzień wolny, to 3-ci maj. 
Postanawiamy uciec za miasto, korzystamy z wąwozu królowej Jadwigi... tyle, że nie wzięliśmy pod uwagę tego, że może z godzinę wcześniej trochę padało, jest... niesamowicie ślisko...  rowery ledwo utrzymują pion... lepiej jest zejść... chociaż spacer też jest niebezpieczny.... 
Wąwóz Królowej Jadwigi
Wąwóz Królowej Jadwigi © amiga
Jest krótko po deszczu, ścieżka jest niesamowicie śliska
Jest krótko po deszczu, ścieżka jest niesamowicie śliska © amiga
Nawet pieszo jest niebezpiecznie
Nawet pieszo jest niebezpiecznie © amiga

Na dole przy próbujemy wydłubać błoto z butów... chociaż trochę usunąć z opon... masakra... a były takie czyściutkie...  
Na szczęście opodal jest stacja benzynowa i myjnia bezdotykowa... kilka minut i rowery jako tako wyglądają... udaje się jeszcze wypić ciepłą kawę... i... cóż... pora uciec z miasta... korzystamy początkowo ze szlaku Green Velo... :) prowadzi z grubsza w kierunku który nas interesuje... zatrzymujemy się co jakiś czas przy ciekawszych obiektach...  szkoda tylko, że dworki są tak zniszczone... że ktoś powkładał w nie plastikowe okna... wygląda to paskudnie, nie pasuje... 
Dworek w Zajeziorzu
Dworek w Zajeziorzu © amiga

W Skotnikach jest nieco więcej atrakcji... po pierwsze kościół... gdzie Karolina 2-krotnie prawie wpada do wnętrza... potykając się  o próg..., ciut dalej jest kolejny dworek.. stan pozostawia wiele do życzenia... ale chyba są widoki na jego uratowanie... 
Pamiątka po powodzi w Skotnikach
Pamiątka po powodzi w Skotnikach © amiga
To już gdzieś widziałem
To już gdzieś widziałem © amiga
Wewnątrz kościoła w Skotnikach
Wewnątrz kościoła w Skotnikach © amiga
Kościół parafialny pw. św. Jana Chrzciciela w Skotnikach
Kościół parafialny pw. św. Jana Chrzciciela w Skotnikach © amiga
XVIII-wieczny dwór w Skotnikach
XVIII-wieczny dwór w Skotnikach © amiga

Postanawiamy powoli zawracać... Pierwotny plan to przejechać po szlaku poprowadzonym po wałach Koprzynianki, jednak gdy wjeżdżamy na wały... z daleka gdzieś znad Sandomierza gna na nas burza... widać wyładowania... oj... zmieniamy plan... musimy znaleźć jakieś schronienie... Po drodze 78 pędzimy do Samborca, tam jest kościół... liczny na to że jest otwarty, a z drugiej strony to pora na coś do zjedzenia... z mapy wynika, że jakaś knajpka powinna być... 

W restauracji niestety jest impreza zamknięta... trudno... jedziemy pod kościół i kapliczkę... jeszcze nie jest źle... za to przy wjeździe wodzimy Pizzerię.. 

Jednak wpierw wizyta w kościele :) Solidny podjazd i trochę zdjęć... Piękne miejsce... znajdujące się na szlaku budowli obronnych :)

Wracamy do Pizzerii tam siądziemy nad mapami i pomyślimy co dalej... Zamawiamy coś na ząb... te coś to Pizza 46cm... jest wielka... i tania... wersja na "bogato" to koszt jedynie 30zł... w dwójkę nie dajemy rady jej zjeść... 

W trakcie gdy przygotowywali nam strawę zaczyna lać... przestaje padać, gdy jesteśmy już napchani do granic możliwości... popijamy kawkę... 

Wychodzi słońce i zaczyna mocno grzać... Gdy wsiadamy na rowery część dróg już podeschła  :)
Kaplica pw. Św. Józefa w Samborcu
Kaplica pw. Św. Józefa w Samborcu © amiga
Parafia rzymskokatolicka Trójcy Przenajświętszej w Samborcu
Parafia rzymskokatolicka Trójcy Przenajświętszej w Samborcu © amiga
Zabezpieczenie kościoła?
Zabezpieczenie kościoła? © amiga

Budynek Plebanii?
Budynek Plebanii? © amiga
Wewnątrz kościoła
Wewnątrz kościoła © amiga
Organy :)
Organy :) © amiga
Malowidła na suficie świątyni
Malowidła na suficie świątyni © amiga
Rowery czekają
Rowery czekają © amiga
Schody do kościoła
Schody do kościoła © amiga

Jedziemy przez pobliski Żuków gdzie wg mapy powinien być wapiennik... jest wielki, ale jakiś taki zwykły, nie zachwyca... może zbyt nowy... za to zachwycają sady mieniące się kwieciem... Zapach.... cóż... trzeba tam pojechać osobiście, tego nie da się opisać... 
Wśród sadów
Wśród sadów © amiga
Pozostałości wapiennika w okolicach Żukowa
Pozostałości wapiennika w okolicach Żukowa © amiga
Sady są wszędzie
Sady są wszędzie © amiga

Przejeżdżamy przez Gorzyczany, później Chobrzany gdzie znajduje się kościół... z czaszką :) do środka jednak nie ma szans wejść, trwa msza... 
Kościół św. Jana Ewangelisty i św. Marty w Chobrzanach
Kościół św. Jana Ewangelisty i św. Marty w Chobrzanach © amiga
Jest i czaszka :)
Jest i czaszka :) © amiga
Pomnik przy kościele
Pomnik przy kościele © amiga

Powolutku kierujemy się na kwaterę, ale po drodze jest jeszcze jeden dworek tym razem w Głazowie, jest zaadoptowany na szkołę :) nie podoba mi się sposób jego ocieplenia i ten kanarkowy kolor... ale cóż... przynajmniej nie niszczeje... przy okazji zahaczamy o pobliski sklep... pora uzupełnić elektrolity.... 


Dworek w Głazowie - dzisiaj to szkoła
Dworek w Głazowie - dzisiaj to szkoła © amiga

Nieco dalej w Obrazowie zatrzymujemy się przy kolejnym kościele, ale tutaj zaskakuje nas kładka prowadząca od plebanii do kościoła nad drogą, wg informacji sfinansowana z kasy unijnej... droga pod spodem nie jest jakoś specjalnie ruchliwa... mam wrażenie, że to nie są najlepiej wydane pieniądze... 


Kładka nad drogą :)
Kładka nad drogą :) © amiga
Widok z kładki
Widok z kładki © amiga
Parafia pod wezwaniem  Św. Apostołów Piotra i Pawła  w Obrazowie
Parafia pod wezwaniem Św. Apostołów Piotra i Pawła w Obrazowie © amiga

By nie jechać główną drogą jedziemy nieco zygzakiem przez Lenarczyce... i lądujemy tuż przy kwaterze...  mieliśmy po drodze kupić jakieś pieczywo... ale oczywiście zapomnieliśmy....
Zielony tunel
Zielony tunel © amiga

Cóż... chyba jeszcze raz odwiedzimy Sandomierz... w sumie może to i dobra pora...? Turyści już pewnie się przewalili przez miasto... a naszą uwagę zwróciły 2 czołgi stojące przy cmentarzu żołnierzy radzieckich... 
Czołg na cmentarzu żołnierzy radzieckich w Sandomierzu
Czołg na cmentarzu żołnierzy radzieckich w Sandomierzu © amiga
Kolejny czołg
Kolejny czołg © amiga
Jak zawsze uśmiechnięta
Jak zawsze uśmiechnięta © amiga

W samym mieście chcemy odwiedzić jeszcze kopiec Salve Regina.... o podjeździe można jedynie pomarzyć, jest stromo...  za to widoki... z góry :).... 
Widok z kopca Salve Regina
Widok z kopca Salve Regina © amiga
Krzyż na szczycie kopca
Krzyż na szczycie kopca © amiga
Widok z góry
Widok z góry © amiga
Trochę stromo
Trochę stromo © amiga

Zawracamy na stare miasto... tam znajduje się była Synagoga... budynek jest odnowiony... tylko te samochody dookoła... nie pasują... 
Synagoga w Sandomierzu
Synagoga w Sandomierzu © amiga
Tablica informacyjna
Tablica informacyjna © amiga
Synagoga z drugiej strony
Synagoga z drugiej strony © amiga
Widok z wałów
Widok z wałów © amiga
No to kanał
No to kanał © amiga
Jakaś zjawa?
Jakaś zjawa? © amiga
Brama na stare miasto
Brama na stare miasto © amiga

Na koniec jeszcze krótka wizyta na cmentarzy w poszukiwaniu czaszek ;) - udało nam się namierzyć 5 sztuk... :) to chyba rekord... ale też cmentarz jest dostatecznie stary.... 
Czaszka nr 1 :)
Czaszka nr 1 :) © amiga
Czaszka nr 2 :)
Czaszka nr 2 :) © amiga
Czaszka nr 3 :)
Czaszka nr 3 :) © amiga
Czaszka nr 4 :)
Czaszka nr 4 :) © amiga
Czaszka nr 5 :) - urodzaj
Czaszka nr 5 :) - urodzaj © amiga

Jeszcze tylko wizyta w sklepie.... i przejazd obok cerkwi... Chyba inaczej ją sobie wyobrażaliśmy, gdyby nie ikona w oknie to myślę, że byśmy ją minęli... 

Cerkiew w Sandomierzu - trochę zaskakuje i trochę rozczarowuje
Cerkiew w Sandomierzu - trochę zaskakuje i trochę rozczarowuje © amiga

Gdy dojeżdżamy do tymczasowego domu... jest coś koło 19... pogoda dopisała, a deszcz zupełnie nie przeszkadzał... Dystans może nie powala, ale ilość odwiedzonych obiektów jest spora... 
Jeszcze trzeba ustalić plan na jutro...

Kraśnik Dzień 2 - Do Zaklikowa - wyprawa z Karoliną

Poniedziałek, 2 maja 2016 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Klasycznie wstajemy wcześnie... śniadanie na 7:30... gdy schodzimy do kuchni wszystko już czeka :) spory wybór, tylko kto to zje? 
Krótka pogaducha, rozmawiamy o naszych planach.... 
Dzisiaj dzień roboczy więc postanawiamy zahaczyć o urzędy w Kraśniku... być może tam dostaniemy jakieś mapy... 

Standardowo ruszamy około 9:00... dzisiaj 5 razy sprawdzamy czy mamy wszystko... niby mamy... 
Kierunek Kraśnik... Urząd Miasta jest otwarty... map nie ma, dzwonimy jeszcze do starostwa... tam mapy będą... za jakiś czas.... dziwne miasto... cóż... ruszamy z tym co mamy, Karolina odkrywa, że w domu zostały krótkie rękawiczki... jakieś fatum nad nami? Jedziemy na stare miasto... krótka wizyta w sklepie sportowym, map też nie ma, ale.... dowiadujemy się o przebiegającym niedaleko szlaku św. Jakuba... mało tego prowadzi w kierunku który nas interesuje :)... wystarczy tylko wypatrywać muszelek na drodze :) podobno jest dobrze oznaczony... 

Pierwszy znak jest może 300m dalej więc cóż... nogi na pedały i jedziemy w siną dal... oczywiście górki przypominają o swoim istnieniu... 

Długa droga :)
Długa droga :) © amiga
Jak okiem sięgnąć
Jak okiem sięgnąć © amiga
Na niebie trochę ciemnych chmur, ale prognozy nie wskazują na jakiś kataklizm... za to zaskakują malownicze wąwozy :), oczywiście tu i ówdzie zatrzymujemy się by zrobić kilka zdjęć. Na skrzyżowaniach wypatrujemy oznaczeń... są... 
W wąwozie
W wąwozie © amiga
Na szlaku św. Jakuba
Na szlaku św. Jakuba © amiga

tyle, że tuż za jednym z wąwozów gdzieś ginie nam szlak... nie ma oznaczeń... jedziemy na czuja... klimaty miejscami rodem z horroru... jakiś rozpadający się dom, po placu biegają dzieci w poobrywanych, potarganych ubraniach... przy domu chyba Ojciec rodziny ostrzy kosę i dziwnie na nas spogląda.... brrr... 

Spoglądamy na mapę... niewiele z niej wynika... odpalam nawigację, miejsce znam i co z tego... skoro twierdzi, że tutaj dróg nie ma... a na jednej z nich stoimy... Przełamujemy strach i pytamy się dziatwy jak dotrzeć na Dąbrowę czy ta droga tam prowadzi... Nie jest źle... udzielają nam potrzebnych informacji... są mili...  

Jedziemy dalej... oznaczeń w dalszym ciągu nie ma ale... wyjeżdżamy w końcu na asfalt, jesteśmy w Dąbrowie :) Pojawia się szlak... ciekawe gdzie nam zginął, wcześniej nie pamiętamy żadnego odbicia, żadnej informacji o tym, że trzeba skręcić...  cóż... tym już się nie przejmujemy... 

W Woli Trzydnickiej zatrzymujemy się przy drewnianym młynie wodnym... co ciekawe jest działający, dalej jest to młyn... tyle, że już nie wodny. Zaskakują klucze do młyna... samoobsługa ?


Wola Trzydnicka - działający młyn :)
Wola Trzydnicka - działający młyn :) © amiga
Koła już nie ma
Koła już nie ma © amiga
Wszystko kwitnie
Wszystko kwitnie © amiga

Ruszamy dalej... krótki postój przy kapliczce w Węglinku... ale czaszki nie ma... więc jedziemy dalej...  i trafiamy na kolejny młyn, tyle, że ten jest bardziej zniszczony... 

Gdzie ta czaszka?

Gdzie ta czaszka? © amiga

Rz. Karasiówka w okolicach Węglina
Rz. Karasiówka w okolicach Węglina © amiga
Stary młyn
Stary młyn © amiga
Młyn z drugiej strony
Młyn z drugiej strony © amiga
Jakiś podjazd?
Jakiś podjazd? © amiga

szkoda go, ale zdajemy sobie sprawę, że nie wszystko da się uratować... cóż... chwilę później przekraczamy granicę woj. Świętokrzyskiego... a kilka kilometrów później osiągamy cel naszej wycieczki Zaklinów... 
Na rynku trwają przygotowania do jakiejś imprezy, połączonej z wyprzedażą garażową... są 2 księgarnie, ale oczywiście map nie ma, za to w informacji turystycznej Karolinie udaje się dostać mapy nieco bardziej szczegółowe.. coś jest... W pobliżu jest modrzewiowy kościół cmentarny i to bardzo cmentarny... nie przypominam sobie by gdziekolwiek w Polsce na ścianach kościoła wieszane były tablice nagrobne zmarłych parafian... 

Wejście do na teren cmentarza przy kościele św. Anny w Zaklikowie
Wejście do na teren cmentarza przy kościele św. Anny w Zaklikowie © amiga
Informacja o remoncie
Informacja o remoncie © amiga
Kościół św. Anny w Zaklikowie - dość niezwykły
Kościół św. Anny w Zaklikowie - dość niezwykły © amiga

Oczywiście nie bylibyśmy sobą gdybyśmy nie pochodzili po cmentarzu w celu odszukania czaszek... jest tylko jedna... na starym nagrobku... 
Z każdej strony kościoła są tabliczki
Z każdej strony kościoła są tabliczki © amiga
Czyżby czaska?
Czyżby czaszka? © amiga

Obieramy kierunek Borów, przez Irenę i Łążek, mapy które mamy są nieco sprzeczne jeżeli chodzi i drogi... jedna twierdzi że mostek jest już w Irenie, druga wyraźnie wskazuje, że przejazd przez Sannę jest dobre kilka km dalej, jak się okazuje ten drugi wariant jest bardziej poprawny... 


Cmentarz powstańców styczniowych oraz żołnierzy rosyjskich z I wojny światowej
Cmentarz powstańców styczniowych oraz żołnierzy rosyjskich z I wojny światowej © amiga

Słońce grzeje coraz mocniej... chwilami licznik pokazuje mi po 23 stopnie... Dojeżdżamy do Borowa i tutaj wita nas tabliczka informująca o tym, że wieś ta została całkowicie spalona w 1944 roku, a ludność wymordowana...  Dzisiaj prawie wszystkie budynki są nowe, murowane, poza chyba jednym czy dwoma wyjątkami, ale i one pewnie zostały wybudowane po wojnie... 
Borów - spalona wieś
Borów - spalona wieś © amiga
Dzisiaj nie widać śladów po spaleniu
Dzisiaj nie widać śladów po spaleniu © amiga

Stajmy przy sklepie, kończą się napoje... spoglądamy na zegarki, gdzieś ten czas uciekł... tylko gdzie, może nie zwracaliśmy na to uwagi bo okolica jest bardzo malownicza... 

Niedaleko sklepu jest jeszcze jedno miejsce w którym robimy krótką przerwę, to kolejny drewniany kościółek ;)

Kościół pw. św. Andrzeja w Borowie
Kościół pw. św. Andrzeja w Borowie © amiga
Rzeźba przed kościołem
Rzeźba przed kościołem © amiga
Kapliczka przy kościele w Gościeradowie Plebańskim
Kapliczka przy kościele w Gościeradowie Plebańskim © amiga

Czeka nas teraz kawałek nieco bardziej ruchliwej drogi w kierunku Annopola..., tuż za Kosinem wjeżdżamy na mocno boczne drogi... prowadzące przez Mniszek i Łany... Docieramy w pobliże kościoła w Gościeradowie Plebańskim. Można zajrzeć do środka... więc z tego skrzętnie korzystamy...  


Wewnątrz kościoła w Gościeradowie Plebańskim
Wewnątrz kościoła w Gościeradowie Plebańskim © amiga
Ołtarz główny
Ołtarz główny © amiga
Kościół pw.Świętego Stanisława Biskupa i Męczennika i Świętego Jana Chrzciciela
Kościół pw.Świętego Stanisława Biskupa i Męczennika i Świętego Jana Chrzciciela © amiga

Gdy wychodzimy na zewnątrz zaczynamy się rozglądać za jakimś jadłem... tyle, że przy kościele nic nie ma... pytamy napotkaną mieszkankę... i kieruje nas do Bajki :)... okazuje się że knajpka jest w budynku gospodarczym przy pobliskim pałacu... 
Wewnątrz jest zimno... czuć wilgoć... zamawiamy coś do jedzenia... słychać że przygotowują to ma miejscu... jedynie zupy chyba były wcześniej przygotowane, być może wspomagali się gotowcami... 

Za to Kotlet schabowy jaki zamówiła Karola... jest potężny... zajmuje 90% talerza... 

Po odpoczynku i napchaniu się do granic możliwości ruszamy dalej... zatrzymujemy się na chwilę przy pałacu... kilka fot... i ruszamy dalej.... 

Dworek - obecnie dom pomocy społecznej w Gościeradowie
Dworek - obecnie dom pomocy społecznej w Gościeradowie © amiga

Korci nas Księżomierz... na mapie zaznaczone jest Sanktuarium... tyle, że trzeba będzie odbić jakiś kilometr od naszej trasy... ale może będzie warto?  

Jedziemy... jak się okazuje to z 1 km... wg drogowskazów zrobiły się 2, i to cały czas pod górkę...  kilka fot na miejscu... kilka łyków napojów i nieco rozczarowani zawracamy, teraz mamy całe 2 km z górki... 

Sanktuarium MB Księżomierskiej
Sanktuarium MB Księżomierskiej © amiga
Skromne wnętrze
Skromne wnętrze © amiga

Mapy są na tyle nijakie, że nie do końca są nam w stanie powiedzieć czy da się jakoś sensownie przejechać bocznymi drogami, wspomagam się nawigacją, ustalając 2 punkty pośrednie...  w drodze na Kraśnik... i dalej na Słodków III

Droga to cały czas górki... więc jest co robić... za to te widoki :) 
Aż do Dzierzgowic nie minął nas ani jeden samochód... był traktor, ale to my go wyprzedzaliśmy... 
Dookoła pola
Dookoła pola © amiga
I znowu wszystko pofałdowane
I znowu wszystko pofałdowane © amiga
Znowu pod górkę?
Znowu pod górkę? © amiga

Za to od Dzierzgowic aż do Kraśnika droga męcząca, większość pod górkę z niewielkim nachyleniem... ale końca nie widać, na dokładkę siodełko chyba odcisnęło się na tylnej części mojego ciała... trochę pobolewa... na jednym z przystanków stajemy na chwilę, muszę to nieco rozchodzić... 

Uśmiechnięta jak zawsze :)
Uśmiechnięta jak zawsze :) © amiga

Pozostał przejazd przez Kraśnik drogą nr 19... później już Stróża z podjazdem pod kościół i dalej kolejna górka przed Słodkowem III...
Dojeżdżamy na kwatery... i po raz kolejny czeka nas pogawędka z przemiłymi gospodarzami... za to udaje nam się naruszyć nasze zapasy jedzenia... przecież nie wrócimy z tym do domu..... ;)

Pogoda dopisała :) po raz kolejny... a zapowiadane deszcze gdzieś zniknęły...  oby tak było dalej....