Kraśnik Dzień 2 - Do Zaklikowa - wyprawa z Karoliną
Krótka pogaducha, rozmawiamy o naszych planach....
Dzisiaj dzień roboczy więc postanawiamy zahaczyć o urzędy w Kraśniku... być może tam dostaniemy jakieś mapy...
Standardowo ruszamy około 9:00... dzisiaj 5 razy sprawdzamy czy mamy wszystko... niby mamy...
Kierunek Kraśnik... Urząd Miasta jest otwarty... map nie ma, dzwonimy jeszcze do starostwa... tam mapy będą... za jakiś czas.... dziwne miasto... cóż... ruszamy z tym co mamy, Karolina odkrywa, że w domu zostały krótkie rękawiczki... jakieś fatum nad nami? Jedziemy na stare miasto... krótka wizyta w sklepie sportowym, map też nie ma, ale.... dowiadujemy się o przebiegającym niedaleko szlaku św. Jakuba... mało tego prowadzi w kierunku który nas interesuje :)... wystarczy tylko wypatrywać muszelek na drodze :) podobno jest dobrze oznaczony...
Pierwszy znak jest może 300m dalej więc cóż... nogi na pedały i jedziemy w siną dal... oczywiście górki przypominają o swoim istnieniu...
Długa droga :) © amiga
Jak okiem sięgnąć © amiga
Na niebie trochę ciemnych chmur, ale prognozy nie wskazują na jakiś kataklizm... za to zaskakują malownicze wąwozy :), oczywiście tu i ówdzie zatrzymujemy się by zrobić kilka zdjęć. Na skrzyżowaniach wypatrujemy oznaczeń... są...
W wąwozie © amiga
Na szlaku św. Jakuba © amiga
tyle, że tuż za jednym z wąwozów gdzieś ginie nam szlak... nie ma oznaczeń... jedziemy na czuja... klimaty miejscami rodem z horroru... jakiś rozpadający się dom, po placu biegają dzieci w poobrywanych, potarganych ubraniach... przy domu chyba Ojciec rodziny ostrzy kosę i dziwnie na nas spogląda.... brrr...
Spoglądamy na mapę... niewiele z niej wynika... odpalam nawigację, miejsce znam i co z tego... skoro twierdzi, że tutaj dróg nie ma... a na jednej z nich stoimy... Przełamujemy strach i pytamy się dziatwy jak dotrzeć na Dąbrowę czy ta droga tam prowadzi... Nie jest źle... udzielają nam potrzebnych informacji... są mili...
Jedziemy dalej... oznaczeń w dalszym ciągu nie ma ale... wyjeżdżamy w końcu na asfalt, jesteśmy w Dąbrowie :) Pojawia się szlak... ciekawe gdzie nam zginął, wcześniej nie pamiętamy żadnego odbicia, żadnej informacji o tym, że trzeba skręcić... cóż... tym już się nie przejmujemy...
W Woli Trzydnickiej zatrzymujemy się przy drewnianym młynie wodnym... co ciekawe jest działający, dalej jest to młyn... tyle, że już nie wodny. Zaskakują klucze do młyna... samoobsługa ?
Wola Trzydnicka - działający młyn :) © amiga
Koła już nie ma © amiga
Wszystko kwitnie © amiga
Ruszamy dalej... krótki postój przy kapliczce w Węglinku... ale czaszki nie ma... więc jedziemy dalej... i trafiamy na kolejny młyn, tyle, że ten jest bardziej zniszczony...
Gdzie ta czaszka? © amiga
Rz. Karasiówka w okolicach Węglina © amiga
Stary młyn © amiga
Młyn z drugiej strony © amiga
Jakiś podjazd? © amiga
szkoda go, ale zdajemy sobie sprawę, że nie wszystko da się uratować... cóż... chwilę później przekraczamy granicę woj. Świętokrzyskiego... a kilka kilometrów później osiągamy cel naszej wycieczki Zaklinów...
Na rynku trwają przygotowania do jakiejś imprezy, połączonej z wyprzedażą garażową... są 2 księgarnie, ale oczywiście map nie ma, za to w informacji turystycznej Karolinie udaje się dostać mapy nieco bardziej szczegółowe.. coś jest... W pobliżu jest modrzewiowy kościół cmentarny i to bardzo cmentarny... nie przypominam sobie by gdziekolwiek w Polsce na ścianach kościoła wieszane były tablice nagrobne zmarłych parafian...
Wejście do na teren cmentarza przy kościele św. Anny w Zaklikowie © amiga
Informacja o remoncie © amiga
Kościół św. Anny w Zaklikowie - dość niezwykły © amiga
Oczywiście nie bylibyśmy sobą gdybyśmy nie pochodzili po cmentarzu w celu odszukania czaszek... jest tylko jedna... na starym nagrobku...
Z każdej strony kościoła są tabliczki © amiga
Czyżby czaszka? © amiga
Obieramy kierunek Borów, przez Irenę i Łążek, mapy które mamy są nieco sprzeczne jeżeli chodzi i drogi... jedna twierdzi że mostek jest już w Irenie, druga wyraźnie wskazuje, że przejazd przez Sannę jest dobre kilka km dalej, jak się okazuje ten drugi wariant jest bardziej poprawny...
Cmentarz powstańców styczniowych oraz żołnierzy rosyjskich z I wojny światowej © amiga
Słońce grzeje coraz mocniej... chwilami licznik pokazuje mi po 23 stopnie... Dojeżdżamy do Borowa i tutaj wita nas tabliczka informująca o tym, że wieś ta została całkowicie spalona w 1944 roku, a ludność wymordowana... Dzisiaj prawie wszystkie budynki są nowe, murowane, poza chyba jednym czy dwoma wyjątkami, ale i one pewnie zostały wybudowane po wojnie...
Borów - spalona wieś © amiga
Dzisiaj nie widać śladów po spaleniu © amiga
Stajmy przy sklepie, kończą się napoje... spoglądamy na zegarki, gdzieś ten czas uciekł... tylko gdzie, może nie zwracaliśmy na to uwagi bo okolica jest bardzo malownicza...
Niedaleko sklepu jest jeszcze jedno miejsce w którym robimy krótką przerwę, to kolejny drewniany kościółek ;)
Kościół pw. św. Andrzeja w Borowie © amiga
Rzeźba przed kościołem © amiga
Kapliczka przy kościele w Gościeradowie Plebańskim © amiga
Czeka nas teraz kawałek nieco bardziej ruchliwej drogi w kierunku Annopola..., tuż za Kosinem wjeżdżamy na mocno boczne drogi... prowadzące przez Mniszek i Łany... Docieramy w pobliże kościoła w Gościeradowie Plebańskim. Można zajrzeć do środka... więc z tego skrzętnie korzystamy...
Wewnątrz kościoła w Gościeradowie Plebańskim © amiga
Ołtarz główny © amiga
Kościół pw.Świętego Stanisława Biskupa i Męczennika i Świętego Jana Chrzciciela © amiga
Gdy wychodzimy na zewnątrz zaczynamy się rozglądać za jakimś jadłem... tyle, że przy kościele nic nie ma... pytamy napotkaną mieszkankę... i kieruje nas do Bajki :)... okazuje się że knajpka jest w budynku gospodarczym przy pobliskim pałacu...
Wewnątrz jest zimno... czuć wilgoć... zamawiamy coś do jedzenia... słychać że przygotowują to ma miejscu... jedynie zupy chyba były wcześniej przygotowane, być może wspomagali się gotowcami...
Za to Kotlet schabowy jaki zamówiła Karola... jest potężny... zajmuje 90% talerza...
Po odpoczynku i napchaniu się do granic możliwości ruszamy dalej... zatrzymujemy się na chwilę przy pałacu... kilka fot... i ruszamy dalej....
Dworek - obecnie dom pomocy społecznej w Gościeradowie © amiga
Korci nas Księżomierz... na mapie zaznaczone jest Sanktuarium... tyle, że trzeba będzie odbić jakiś kilometr od naszej trasy... ale może będzie warto?
Jedziemy... jak się okazuje to z 1 km... wg drogowskazów zrobiły się 2, i to cały czas pod górkę... kilka fot na miejscu... kilka łyków napojów i nieco rozczarowani zawracamy, teraz mamy całe 2 km z górki...
Sanktuarium MB Księżomierskiej © amiga
Skromne wnętrze © amiga
Mapy są na tyle nijakie, że nie do końca są nam w stanie powiedzieć czy da się jakoś sensownie przejechać bocznymi drogami, wspomagam się nawigacją, ustalając 2 punkty pośrednie... w drodze na Kraśnik... i dalej na Słodków III
Droga to cały czas górki... więc jest co robić... za to te widoki :)
Aż do Dzierzgowic nie minął nas ani jeden samochód... był traktor, ale to my go wyprzedzaliśmy...
Dookoła pola © amiga
I znowu wszystko pofałdowane © amiga
Znowu pod górkę? © amiga
Za to od Dzierzgowic aż do Kraśnika droga męcząca, większość pod górkę z niewielkim nachyleniem... ale końca nie widać, na dokładkę siodełko chyba odcisnęło się na tylnej części mojego ciała... trochę pobolewa... na jednym z przystanków stajemy na chwilę, muszę to nieco rozchodzić...
Uśmiechnięta jak zawsze :) © amiga
Pozostał przejazd przez Kraśnik drogą nr 19... później już Stróża z podjazdem pod kościół i dalej kolejna górka przed Słodkowem III...
Dojeżdżamy na kwatery... i po raz kolejny czeka nas pogawędka z przemiłymi gospodarzami... za to udaje nam się naruszyć nasze zapasy jedzenia... przecież nie wrócimy z tym do domu..... ;)
Pogoda dopisała :) po raz kolejny... a zapowiadane deszcze gdzieś zniknęły... oby tak było dalej....