Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2014

Dystans całkowity:1421.81 km (w terenie 318.00 km; 22.37%)
Czas w ruchu:65:58
Średnia prędkość:21.55 km/h
Maksymalna prędkość:63.70 km/h
Suma podjazdów:8178 m
Maks. tętno maksymalne:187 (101 %)
Maks. tętno średnie:148 (80 %)
Suma kalorii:64245 kcal
Liczba aktywności:42
Średnio na aktywność:33.85 km i 1h 34m
Więcej statystyk

po serwisie

Wtorek, 8 kwietnia 2014 · Komentarze(3)
Muniek - Nobody's Perfect

Kolejne dość ciepłe popołudnie, pora ruszyć w drogę powrotną, po lesie :), a jak.
W ciągu dnia wstawiłem rower do serwisu i masakra, jedyną przerzutką jaka była dostępna w 3 najbliższych serwisach to Deore, Mam nadzieję, że nie będę miał z nią problemów... Pierwsza była taka sobie, XT-k działał rewelacyjnie do... czasu. Chwila rozmowy z jednym z serwisantów i podobno XT-ki tak mają, że leci im po jakimś czasie sprężyna, a ze mną nie miała lekko. Błoto, piasek, woda..., wszystko co było na drodze, na maratonach. Jej czas minął, ale zostawiam ją sobie na pamiątkę. 
W drodze testuję nową konfigurację..., działają wszystkie przełożenia, nawet najmniejsza zębatka z przodu..., może się przydać w Miechowie w najbliższą niedzielę :)


Nowy nabytek
Nowy nabytek © amiga

ciepły poranek

Wtorek, 8 kwietnia 2014 · Komentarze(0)
Kraftwerk - Autobahn
Nadzwyczaj ciepły poranek, tyle, że znowu wychodzę późno, trudno, pojadę szosami. Przy 9 stopniach na starcie ubieram się nieco lżej..., idealnie i jeszcze to słońce, za to na drogach sporo samochodów, dam radę, w końcu to nie pierwszy raz ;P
Za to pomarańczka idzie dzisiaj do serwisu..., do wymiany przednia przerzutka + linki i kilka innych drobiazgów. Przy okazji czeka mnie prostowanie ostatnio skręconego haka... mam nadzieję, że chłopaki sobie z tym poradzą. Chyba pora rozejrzeć się też za jakimś zapasowym, bo... licho nie śpi.
Do Gliwic dojeżdżam w całkiem niezłym czasie jak na samopoczucie..., jutro już jest pewne, że idę odwiedzić lekarza..., bo tak nie może być...., bym na płaskim terenie umierał... Muszę też w końcu dać Gianta na wymianę szprych. Zrobię to jednak gdzieś w pobliżu domu..., bo w tej chwili pewnie większość serwisów będzie miało pełne obłożenie, a to nie zajmuje 5 minut.

W lesie panewnickim
W lesie panewnickim © amiga

po pracy

Poniedziałek, 7 kwietnia 2014 · Komentarze(0)
Kraftwerk - Trans Europe Express
Wychodzę z firmy ok 17:00, wsiadam na rower i jadę, chyba po raz pierwszy od dawna zupełnie na krótko, pobożnym życzeniem jest aby pogoda się utrzymała na podobnym poziome w kolejnych dniach, tyle, że prognozy wspominają coś o ochłodzeniu.
Zgrzeszyłbym gdybym pojechał szosami, wolę wbić się w teren, więc na Sośnicy wjeżdżam na hałdę :), a dalej już lasami, tyle ile się da. Na chwilę wyjeżdżam na szosy w Rudzie Śląskiej, po drodze mijam sporo bikerów, w sumie to mnie zupełnie nie dziwi, trzeba korzystać skoro jest okazja, a dzień dość długi... Nie spieszy mi się zupełnie...., tyle, że ciąży plecak, w środku są poranne długie ciuchy rowerowe, pewnie jutro się przydadzą :)

Staw na akademikach w Ligocie
Staw na akademikach w Ligocie © amiga

Poniedziałkowy poranek

Poniedziałek, 7 kwietnia 2014 · Komentarze(0)
Kraftwerk- Tour de France

Poranek chłodny, świeci za to słońce, jest szansa, powinno się szybko ocieplić. Wyjeżdżam za to dość późno, za karę muszę jechać szosami, w zasadzie niewiele by to zmieniło gdybym pojechał lasem, ale... tak naprawdę to czuję jeszcze zmęczenie ostatnim maratonem i tą zarazą która mnie dobija od kilku miesięcy. Obiecałem sobie, że w tym tygodniu ponownie odwiedzę lekarza..., tak nie może być, tyle, że co z tego skoro chcą mnie leczyć na alergię, której nie mam... nieważne...
Za to na drogach spory ruch, szczególnie widać to w Kochłowicach, przy dojeździe do rynku spora kolejka..., wszyscy czekają, nie ja..., później już jest zdecydowanie lepiej... W Gliwicach w zasadzie luz. Dojeżdżam w takim sobie czasie..., ech, gdzie te czasu gdy dojeżdżałem w godzinę... 


Elektrownia Halemba
Elektrownia Halemba © amiga

z siostrą na Starganiec

Niedziela, 6 kwietnia 2014 · Komentarze(0)
Gorgoroth - Teeth Grinding

Po BikeOriencie dzisiaj zupełnie nic mi się nie che... czuję niesamowite zmęczenie..., to nie zakwasy..., to nie ten rodzaj zmęczenia. To coś co od dłuższego czasu mnie trawi... to kolejna fala przeziębienia, tym razem nie jest to wielki problem, ale męczy. w końcu udaje się pozbierać, tym bardziej, że dzwoni siostra której obiecałem, że w sobotę gdzieś pojedziemy na rowerach... Cieszy mnie tylko to, że nie będzie pędzenia, gnania, po prostu luźny objazd okolicznych lasów.
Kierujemy się na Starganiec, tak w sumie bez większego planu..., tam na miejscu spędzamy dobre 30 min... Z tego co widzę, to coś się dzieje... Zresztą pod koniec poprzedniego sezonu pojawiły się nowe ławki, stoliki..., czysty piasek, a teraz widzę, że niecka mniejszego stawu została rozkopana.. już nie straszy paskudny beton... pytanie tylko czy tek już zostanie, czy w tym miejscu jednak powstanie coś...  W zasadzie nawet po zlikwidowaniu tego "basenu" i tak jest lepiej niż było :) 
Dość sporo ludzi..., są ogniska, grille, wędkarze... a nawet miłośnicy kąpieli... w zimnej jeszcze wodzie.... 
W końcu opuszczamy to miejsce i jedziemy dalej..., bokiem zahaczamy o Retę... i kierujemy się na Helembę. Teren jest niezbyt wymagający, większość trasy z górki. Kolejny postój przy elektrowni w parku..., mija kolejne 20-30 min :) i chyba pora zawracać..., nieco skracam drogę,,, bo fajnie by było dotrzeć do domu jeszcze przed zmrokiem. Tyle, że zatrzymujemy się przy jednym z bunkrów w lesie Panewnickim... kolejna sesja zdjęciowa :)
W końcu wyjeżdżamy z lasu i już szosami jedziemy na parka Zadole i dalej Piotrowice... w sumie wyszedł niezły kawałek drogi..., na dokładkę przez cały czas towarzyszyło nam słońce...

Podoba mi się taka perspektywa
Podoba mi się taka perspektywa © amiga
Miło odpocząć
Miło odpocząć © amiga
Niecka w remoncie czy likwidacji?
Niecka w remoncie czy likwidacji? © amiga
Prawie jak nad Bałtykiem
Prawie jak nad Bałtykiem © amiga

BikeOrient - Dolina Warty - czy... konie mnie słyszą?

Sobota, 5 kwietnia 2014 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Nirvana - Jesus Don't Want Me For a Sunbeam

No i doczekaliśmy się pierwszego z rajdy/maratonu cyklu BikeOrient. Jedziemy do Szczepocic Rządowych w pobliży Radomska. Jedna z zeszłorocznych edycji bazę miała również w tym miejscu. Tyle, że to baza, punkty na 100% będą w innych miejscach niż wcześniej, zresztą co to by była za przyjemność gdyby zawsze było to te same lokalizacje…
Mniej więcej godzinę przed startem meldujemy się w bazie rajdu…, jest już sporo zawodników dwu- i czworonożnych. Rejestrujemy się i idziemy przygotować rowery. Modlę się, że dzisiaj już się nic nie zdarzyło…, wystarczy, że wczoraj skrzywiłem hak i nie mam części przełożeń. W między czasie witamy się z kilkunastoma osobami… przynajmniej z tymi które udało się gdzieś zarejestrować kątem oka :)
Przygotowujemy rowery
Przygotowujemy rowery © amiga

Czas na odprawę…, dostajemy kilka dodatkowych informacji dotyczących ew. problemów które możemy napotkać na trasie. W końcu… otrzymujemy mapy i pora zastanowić się nad naszą trasą…
Na odprawie
Na odprawie © amiga
Tuż przed startem
Tuż przed startem © amiga

Wyjątkowo wykreślamy wariant na tyle szybko iż odjeżdżamy dość wcześnie, możemy wybrać 2 warianty, pierwszy to rozpocząć od PK 8 i jechać od południa i drugi wariant to zacząć od 6-ki i walkę rozpocząć na północnej części trasy. Chwila zastanowienia i wybieramy 6-kę. Powód… prozaiczny, uwzględniamy kierunek silnego wiatru wiejącego ze wschodu. Więc powrót będzie w obu przypadkach pod wiatr, ale… południe jest prawie wyłącznie po lesie więc siła jego oddziaływania będzie mniejsza i nie powinien aż tak bardzo przeszkadzać, za to na otwartych przestrzeniach północy jazda cały czas pod wiatr przez ok 2-3 godziny pewnie by nas zabiła…, a przynajmniej mocno spowolniła.
Zaczynamy od

PK 6 - rozlewisko strumienia przy drodze

Dojazd dość banalny jednak przy zjeździe z asfaltu coś nie zgadzają nam się kierunki, krótka konsultacja i zawracamy tym razem wybierając właściwą przecinkę w lesie. Jedziemy wraz z powiększającą się grupą bikerów… W końcu w pobliżu miejsca gdzie zgromadziło się kilkadziesiąt osób spotykamy „Zdezorientowanych” którzy informują nas, że t nie to miejsce. Pewnie było jak zawsze pojechał pierwszy, a reszta za nim… taki efekt stadny, gdzie wyłącza się myślenie i każdy pcha się za przewodnikiem stada… Szybko naprawiamy błąd i docieramy na miejsce, tyle, że perforatora nie ma, komuś był bardzo potrzebny, dobrze, że został lampion. Próba kontaktu z organizatorami się nie powiodła… może przeciążenie? W każdym bądź razie ruszamy dalej na

Lampion trzeba sfotografować ;)
Lampion trzeba sfotografować ;) © amiga

PK 3 - róg fundamentów dawnego ogrodzenia


Punkt w pobliżu.., docieramy dość szybko, tyle, że tym razem ignorujemy grupę bikerów tłoczących się nieco za blisko. My objeżdżamy boisko i bez problemu docieramy na Punkt. Podbijamy karty i kierujemy się na

PK 5 - ambona myśliwska


Trochę pokręcony dojazd, początkowo dość wygodny po szosie którą biegnie czerwony szlak rowerowy, jednak później trzeba zjechać na żółty źle oznaczony szlak koński. Nie przepadam za tego typu szlakami, kojarzą mi się z tonami piachu rozdeptanego przez kopyta tych przesympatycznych zwierząt, a to nigdy nie wróży nic dobrego. Jednak wyjątkowo mamy do czynienia z drogami gruntowymi, leśnymi, tyle, że chwilami mocno podmokłymi usianymi różnego rodzaju przeszkodami ciężkimi do sforsowania rowerem. W końcu wyjeżdżamy z lasu na łąkę, może pole… tyle, że ambony nie ma…, coś jest nie tak? Spoglądamy na mapę… Niby wszystko się zgadza, wkrótce z kniei wyłaniają się kolejni bikerzy. Jedziemy nieco dalej brzegiem lasu i… jest, i skrzyżowanie zaznaczone na mapie i ambona i… masa błota ;P (to akurat nie było zaznaczone). Dziurkujemy karty i czas na

PK 12 - skrzyżowanie dróg


W linii prostej to może 2-2.5km tyle, że z mapy wynika, iż okolica upstrzona jest kanałami a ścieżki niekoniecznie się łączą… może to się skończyć marszem przez bagna z rowerem na plecach, wygodniej będzie nadłożyć kilka km i podjechać od północy. Wybieramy szlak wiodący od Jankowic do Jedlna I, tyle, że to znowu szlak konny…, początek nawet niezły, tyle, że dziki chyba poszalały w tej okolicy, droga totalnie przeryta prawie na całej długości… masakra. Dobrze, że konie nie słyszały w tej chwili tego co myślałem...
W drodze na kolejny pk
W drodze na kolejny pk © amiga

W którymś momencie wpadam w dziurę, w zasadzie przednie koło mi tam wpada a ja zaliczam delikatną glebę :) - pięknie… Na szczęście to tylko niewielki fragment całego dojazdu. Wkrótce docieramy do asfaltu nieco dalej wjeżdżamy na drogę polną, trochę piachu specjalnie nie przeszkadza. Odnajdujemy lampion i pora zawrócić. Czeka nas nieco dłuższy przejazd do
Nikt go nie ukradł :)
Nikt go nie ukradł :) © amiga

PK 10 - brzeg zbiornika wodnego (zadanie specjalne)


Cała droga po asfalcie, po oznaczonym czerwonym szlaku rowerowym „Od szkoły, do szkoły”. Przyznam się, że później analizując mapę muszę przyznać, że ktoś miał z tym szlakiem całkiem niezły pomysł, fakt, że wydłużał od dojazd pomiędzy szkołami kilkukrotnie,
Długa droga
Długa droga © amiga

ale w zamian prowadzi po mniej uczęszczanych drogach. Wkrótce docieramy nad zalew Jankowice do ośrodka WOPR i…. musimy zostawić rowery, lampion jest na środku zbiornika wodnego ok 100m od brzegu :). Przesiadamy się do kajaka i… ruszamy. Muszę przyznać, że idzie nam to dość sprawnie biorąc pod uwagę fakt iż nie pamiętam kiedy ostatni raz siedziałem w kajaku… Podpływamy i chwila konsternacji? Jaki numer ma ten PK :)? Na szczęście Darek pamiętał, możemy zawrócić do brzegu. Mając twardy grunt pod nogami czujemy się pewniej… wsiadamy na rowery i ruszamy na
Kajaki zamiast rowerów
Zdjęcie z galerii Pawła Banaszaka

PK 15 - prawy brzeg Warty


Tuż za bramą ośrodka małe nieporozumienie, mamy zaznaczone na mapach 2 różne warianty, ja chcę odbić w prawo, Darek w lewo. Chwila konsternacji i obierany wspólny wariant :)
Większość drogi prowadzi po duktach leśnych, widać, że niedawno była tutaj wycinka, w wielu miejscach sporo gałęzi. Z grubsza jedziemy wzdłuż Warty. W którymś momencie słyszę, że coś mi wpadło w przednie koło, pewnie patyk. Zatrzymuję się, wołam Darka i…. masakra, wkręciło mi się dobre 2m drutu. Mija chwila zanim toto udaje mi się wyplątać spomiędzy tarczy hamulca, a szprych. W końcu możemy jechać dalej. W sumie dojazd do Pk banalny. Ruszamy dalej wzdłuż rzeki na
Widoczny z daleka
Widoczny z daleka © amiga

PK 19 - prawy brzeg Warty

Początkowo musimy wyjechać na jakąś bardziej przejezdną ścieżkę prowadzącą na zachód. Trochę błądzenia i w końcu jest cywilizacja „Ważne Młyny” , kawałek za miejscowością i przejazdem kolejowym wjeżdżamy ponownie w las… , tyle, że coś się nie zgadza… Zatrzymujemy się, chwila analizy mapy i… punkt nie jest na ścieżce…, jest od niej oddalony, a najprostsza droga to… pod linią W/N. Chwilę później wjeżdżamy na punkt… podbijamy karty. Spoglądam na mapę i poprawia mi się humor… za dwa punkty będzie bufet. Cieszy to o tyle, że z samochodu w zasadzie nic nie wzięliśmy do jedzenia. Normalnie mamy przynajmniej jakieś banany, batony, czy zwykłe kanapki… tym razem zero…. Ruszamy na
Gdzie jest lampion
Gdzie jest lampion © amiga
Ukrył się... :)
Ukrył się... :) © amiga

PK 18 - skrzyżowanie drogi z rowem

Na miejsce ma nas doprowadzić leśna ścieżka, a w zasadzie kilka różnych łączących się…, udaje się nie zagubić na wąskich ścieżynkach i osiągamy cel. Kolejne dziurki znajdują swoje miejsce na naszych kartach. Ruszamy w kierunku bufetu na

PK 20 - dawny młyn (bufet)


Od poprzedniego lampionu jedziemy cienką przerywaną ścieżka…, niby wszystko jest ok, ale tuż przed drogą ścieżka urywa się w rzece… tylko czy chcemy zawracać? Oczywiście, że nie… już nawet pogodziliśmy się z zamoczeniem w lodowatej wodzie… Jednak skacząc z kamienia na kamień udaje się jakimś cudem nie zamoczyć. Uff
Od tego miejsca już nie ma żadnych problemów z dojazdem do bufetu, docieramy na miejsce i dowiadujemy się, że ktoś złamał ramę, czemuś wszyscy się na nas patrzą? Jakbyśmy mieli jakąś wyłączność na łamanie ram… :P
Nasyciwszy się bananami, pomarańczami, ciastem… i po uzupełnieniu baków ruszamy dalej…, tyle, że już w tej chwili wiem jedno…, ta trasa mnie dzisiaj wykończy, potrzebuję czegoś co da mi kopa… Spoglądam na mapę i proszę Darka by zatrzymał się przy jakimś sklepie, pewnie dopiero w Starym Broniszewie…, muszę zażyć „energetyka”. Pora ruszać na

PK 16 - wieża przeciwpożarowa


Dojazd szybki, po szosach i praktycznie banalny, tyle, że zaczynam odczuwać skutki „przeziębienia”, chyba niekoniecznie to raczej nie to, zaczyna boleć mnie głowa…, od kilku dni podejrzewam, że to coś z zatokami… Nie będzie lekko… Zaczynam walczyć z sobą… i drogą… Dobrze, że wieża jest wielka a dojazd prosty. Wkrótce jesteśmy na miejscu. Lampion ktoś sobie pożyczył, razem z perforatorem… więc robimy fotę wieży i ruszamy na
Wieża - jaka wielka ;)
Wieża - jaka wielka ;) © amiga

PK 17 - lewy brzeg Kocinki

Kolejny banalny dojazd, bo jak nazwać jazdę na wprost przez kilka km :). Ostatnie 100-150 metrów z buta, przez krzaki nie chciało nam się przepychać rowerów. Na miejscu mamy lampion jednak… perforator wyparował, może jakiemuś wędkarzowi przyda się do skrobania ryb ;P
Kolejny raz robimy fotę i ruszamy w drogą przez Stary Broniszew gdzie spodziewam się otwartego sklepu. Cieszy to tym bardziej że będziemy go mieli po drodze na
Sweet focia z lampionem
Sweet focia z lampionem © amiga

PK 14 - skrzyżowanie dróg

Szybko wydostajemy się na szosę i gnamy, we wsi sklep jest, mało tego jest czynny, wpadam do środka, a Darka zostawiam z tubylcami – ucięli sobie całkiem niezłą pogawędkę.., na temat naszych map, okolicy i ich mieszkańców… Chwilę później uzupełniamy elektrolity i możemy jechać dalej. Ponownie wjeżdżamy w las… i piorunem odnajdujemy punkt, tym bardziej, że okupuje go już armia rowerowych szermierzy. Wymieniamy kilka zdań na temat dalszej drogi. My jedziemy tam gdzie Oni byli już wcześniej i vice versa :). Więc takie uwagi są bezcenne. Następny jest
Z punktem w tle
Z punktem w tle © amiga

PK 7 - skrzyżowanie przecinek

Dojazd do samego punktu nie jest jakiś szalenie trudny, tym bardziej, że spora część po asfalcie, dopiero końcówka ścieżkami leśnymi, a fragment tuż przy strumieniu zaliczony z buta. Zawracamy i jedziemy na

PK 4 - lewy brzeg odnogi Warty


Tym razem sporo po lesie, w między czasie przejeżdżamy przez Strugę, po prostu żal nie zrobić tutaj zdjęcia :)
Miło jest zamoczyć nogi :) w chłodnej wodzie
Miło jest zamoczyć nogi :) w chłodnej wodzie © amiga

A kawałek dalej skręcamy w ścieżkę która ma nas wyprowadzić na punkt. Tym razem chwilę zajmuje nam znalezienie lampionu, tracimy dobre 10min. W końcu tuż nad wodą zauważamy to czego szukamy, pobijamy karty i ruszamy dalej by odnaleźć
Nad rzeczką... opodal krzaczka
Nad rzeczką... opodal krzaczka © amiga
Piękne miejsce
Piękne miejsce © amiga
Może tak się przeprawimy na drugą stronę?
Może tak się przeprawimy na drugą stronę? © amiga

PK 1 - skrzyżowanie dróg (zadanie specjalne, bufet)

Jadąc drogą popełniamy kolejny mały błąd, tyle, że kosztuje nas on kilka dodatkowych cennych minut. Niepotrzebnie wracamy tą samą trasą do asfaltu, można było pojechać sporo krótszym wariantem. Cóż zdarza się… Bufet odnajdujemy bez większych problemów, za to czeka na nas niespodzianka. Lampionu nie ma tutaj… jest gdzieś w… terenie ;) Na drzewach wiszą kartki z nadrukowanymi mapkami w bliżej nieokreślonej skali. Z grubsza ustalamy kierunek jako północno-wschodni i ruszamy w las… Lampionu nie ma…, mija dobre 15 min. Zawracamy. Po raz kolejny analizujemy mapkę i nasze mapy. Masakra… Punkt jest nieco dalej, wsiadamy na rowery i jedziemy naprawić nasz błąd. Tym razem jest idealnie. Jest i lampion i perforator, podbijamy karty i pora na

PK 11 - koniec drogi

Ze względu na to że PK 1 był w innym miejscu niż pierwotne oznaczenie na mapie korygujemy plan, nieco inaczej jedziemy na 11-kę, sporo lasów, sporo szlaków, a ja czuję się coraz bardziej fatalnie. Powoli przestaję kontrolować cokolwiek… Ech… Dobrze, że punkt odnaleziony dość szybko… Spoglądamy na zegarki, niedobrze, mało czasu… Jedziemy dalej na

PK 13 – dół


Sam dojazd banalnym tyle, że w miejscu gdzie miał być dół jest ich jakby sporo więcej… trochę zajmuje odnalezienie tego właściwego, ale karty podbite i możemy jechać na
Powrót z dołów :)
Powrót z dołów :) © amiga

PK 9 - obniżenie terenu przy drodze

Czeka nas wyjątkowo długi przelot po szosach i przez centrum Kruszyny, w tej chwili Darek kontroluje trasę, ja nie jestem w stanie myśleć, skupić się na mapie… Staram się tylko nie zgubić z widoku koła rowera Darka. Po kilkunastu minutach docieramy na miejsce…, szubko podbijamy karty i ruszamy … no właśnie… czasu jest naprawdę niewiele, Do odnalezienie pozostały już tylko 2 lampiony. Ale nie ma szans wyroić się w ciągu pół godziny. Musimy je odpuścić i gnać na

Metę


Tutaj już nie ma zmiłuj się, musimy jechać szosami, tak szybko jak się da, ale wschodni wiatr specjalnie nam tego nie upraszcza. Mijamy Lgotę małą, Pieńki Szczepocickie, Szczepocice Prywatne i kilka minut przed deadline-m wpadamy na metę.
Muszę przyznać, że trasa była wymagająca, co zresztą było widać po wynikach, tylko 8-miu zawodnikom udało się zdobyć komplet punktów. Pogoda może nie rozpieszczała, ale i tak była niezła, a chwilami było naprawdę gorąco J, szczególnie na ostatnim asfaltowym odcinku od PK9 do mety J

Nagrody czekają
Nagrody czekają © amiga
Gratulacje
Gratulacje © amiga
Pudło jest :)
Pudło jest :) © amiga



Miechowicka Ostoja Leśna

Piątek, 4 kwietnia 2014 · Komentarze(0)
BIG CYC "TU NIE BĘDZIE REWOLUCJI"

Tym, razem nieco inaczej, zamiast samotnego powrotu do domu, zapakowałem rower do Darkowego samochodu. Dzisiejszy plan to trochę terenu.... Przy wyciąganiu rowera i składaniu zauważam że wygiął się hak... Masakra nie wróży to dobrze.., Kilka min spędzam próbując go przynajmniej częściowo wyprostować...., znaleziona cegła i jakiś kamień pomagają, ale nie ułatwiają zadania... Po ok 15 min... składam wszystko do kupy. lekko chyba nie będzie... Przerzutka na tyle robi co chce... może przesadzam, nie mam najmniejszego i najwyższego przełożenia. Trudno, będę musiał się z tym przemęczyć, gorzej ,że jutro lecimy w okolice Radomska... jest za późno na cokolwiek. na kopno haka, wrzucenie rowera do serwisu... Ech...
Jeździmy trochę bez większego celu po Miechowickiej Ostoi Leśnej tyle, że zaliczamy kolejne single tracki..., lekko nie ma... cały czas boję się jednak jednego... jak dzisiaj przegnę, to jutro się to na mnie odbije... Zresztą było już podobnie przed poprzednimi RNO. Niby wszystko jest ok, ale przeziębienie dalej gdzieś mnie męczy... Cóż zrobić... wizyta u lekarza kończy się zawsze podobnie... czyli niczym...

Igor03 w akcji
Igor03 w akcji © amiga

Staw w okolicach Miechowic
Staw w okolicach Miechowic © amiga

Staw widok z innego miejsca
Staw widok z innego miejsca © amiga

piątkowy poranek...

Piątek, 4 kwietnia 2014 · Komentarze(0)
Big Cyc - Dziki Kraj

Jak mi się nie chce chcieć, już dawno tak nie miałem, apogeum było wczoraj gdy odpuściłem rower na rzecz pociągu i busa... Środek transportu to nijaki..., nie dość że drogi to na dokładkę zabiera sporo czasu. Dojazd do Gliwic zajął mi prawie 2 godziny... chore.
Dzisiaj już nie chcę popełnić tego błędu...., pakuję się na rower i w drogę, tym bardziej, że jutro czeka mnie wyjazd na kolejny maraton. Próbuję się jakoś przemęczyć.., te kilka km do pracy zabiera całkiem sporo czasu, tyle, że pogoda ponownie bardzo ładna... wróżby na weekend też całkiem niezłe... Jadę po szosach... tym bardziej, że wyjechałem stosunkowo późno. Początkowo spory ruch, szczególnie widać to w Katowicach, gdy jednak tylko minęła 8:00 zaczęło się luzować, dzięki temu w Zabrzu i w Gliwicach prawie zupełny spokój.
Gdzieś w drodze
Gdzieś w drodze © amiga

po pracy

Środa, 2 kwietnia 2014 · Komentarze(0)
Edyta Bartosiewicz - Ostatni

Mamy środę..., pogoda piękna, słonecznie, może jeszcze temperatura nie jest idealna, niemniej zachęca to do  jazdy w terenie..., tyle tylko, że coś średnio mam ochotę na przejazd przez hałdę w Sośnicy. W zamian objeżdżam lasek makoszowski i pakuję się na starą hałdę w Makoszowach. Czyli w dość fajny wariant leśny na dokładkę nieszczególnie wymagający. 
Całkiem spory ruch na całej długości Zabrza Makoszowy, co nieco zaskakuje, może to efekt postawionej tutaj niedawno Biedronki? 
Za to już w lesie cisza i spokój, co prawda nie jestem sam, bo wiele osób chyba wpadło dzisiaj na pomysł obcowania z naturą, sporo ludzi na kilkach, czasami bez kijków, sporo rowerzystów różnej maści... 
W Starej Kuźni krótki postój na hałdzie :), stąd rozciąga się całkiem niezły widok na okolicę. W końcu zbieram się i jadę najkrótszą drogą w kierunku domu. Nie mam ochoty na dalsze zwiedzanie, tym bardziej, że robi się późno. Pozostało już niewiele.. w zasadzie tylko Panewniki. Trasa mija względnie szybko... w końcu dojeżdżam na miejsce.
Za szprychami
Za szprychami © amiga

terenowy poranek z... kapciem

Środa, 2 kwietnia 2014 · Komentarze(2)
Artur Gadowski & Tangata Quintet - TanGado

Jest jakieś 15 minut po siódmej..., chłodno, ledwie 4 stopnie. Nie powinienem narzekać bo t i tak spora różnica w stosunku do jeszcze nie tak dawnych ujemnych świtów. Wsiadam na rower i jadę, jako że w lesie, jest sucho, chcę pojechać alternatywną trasą po zielonych płucach Śląska. W Panewnikach wbijam się w las, w zasadzie jeszcze nie zdarzyłem, na ostatnich kilkudziesięciu metrach rowerówki... słyszę świst uciekającego powietrza, przednie koło toczy się niemrawo. Uświadamiam sobie, że miałem połatać dętki.., cóż będę miał okazję to zrobić teraz. Rozkładam majdan..., przeglądam oponę... hm... trochę to duże co się wiło w oponę - całkiem spory kawał metalowego "opiła".

Nic dziwnego, że dętka została przebita. Inna sprawa to chyba pora zastanowić się nad zmianą przedniej gumy, ta zrobiła już 15000km... - to moja rekordzistka.., trochę żal, a z drugiej strony przebiłem ją może 4-5 razy. 
Po 10-15 minutowej zabawie z klejeniem, pompowaniem itd... w końcu ruszam, przez chwilę przechodzi mi przez myśl przejazd szosami..., ale... jak już miałem leśny plan to będę się go trzymał. Odpuszczę hałdę w Sośnicy, przelecę za to przez Kończyce i lasek Makoszowski. 
Pomimo środka tygodnia...i wczesnej pory, w lesie sporo ludzi, spacerujących, biegających czy jeżdżących na rowerze. Chyba nie powinno mnie to dziwić, bo... jestem jednym z nich...  Do pracy dojeżdżam z tym nieszczęsnym opóźnieniem, ale w końcu nie co dzień łata się dętki... chociaż ostatnio trochę tego miałem... 
Wielkie coś w oponie
Wielkie coś w oponie © amiga