terenowy poranek z... kapciem
Środa, 2 kwietnia 2014
· Komentarze(2)
Kategoria do 34km, Do/Z Pracy, Solo, W jedną stronę
Artur Gadowski & Tangata Quintet - TanGado
Jest jakieś 15 minut po siódmej..., chłodno, ledwie 4 stopnie. Nie powinienem narzekać bo t i tak spora różnica w stosunku do jeszcze nie tak dawnych ujemnych świtów. Wsiadam na rower i jadę, jako że w lesie, jest sucho, chcę pojechać alternatywną trasą po zielonych płucach Śląska. W Panewnikach wbijam się w las, w zasadzie jeszcze nie zdarzyłem, na ostatnich kilkudziesięciu metrach rowerówki... słyszę świst uciekającego powietrza, przednie koło toczy się niemrawo. Uświadamiam sobie, że miałem połatać dętki.., cóż będę miał okazję to zrobić teraz. Rozkładam majdan..., przeglądam oponę... hm... trochę to duże co się wiło w oponę - całkiem spory kawał metalowego "opiła".
Nic dziwnego, że dętka została przebita. Inna sprawa to chyba pora zastanowić się nad zmianą przedniej gumy, ta zrobiła już 15000km... - to moja rekordzistka.., trochę żal, a z drugiej strony przebiłem ją może 4-5 razy.
Po 10-15 minutowej zabawie z klejeniem, pompowaniem itd... w końcu ruszam, przez chwilę przechodzi mi przez myśl przejazd szosami..., ale... jak już miałem leśny plan to będę się go trzymał. Odpuszczę hałdę w Sośnicy, przelecę za to przez Kończyce i lasek Makoszowski.
Pomimo środka tygodnia...i wczesnej pory, w lesie sporo ludzi, spacerujących, biegających czy jeżdżących na rowerze. Chyba nie powinno mnie to dziwić, bo... jestem jednym z nich... Do pracy dojeżdżam z tym nieszczęsnym opóźnieniem, ale w końcu nie co dzień łata się dętki... chociaż ostatnio trochę tego miałem...
Wielkie coś w oponie © amiga
Jest jakieś 15 minut po siódmej..., chłodno, ledwie 4 stopnie. Nie powinienem narzekać bo t i tak spora różnica w stosunku do jeszcze nie tak dawnych ujemnych świtów. Wsiadam na rower i jadę, jako że w lesie, jest sucho, chcę pojechać alternatywną trasą po zielonych płucach Śląska. W Panewnikach wbijam się w las, w zasadzie jeszcze nie zdarzyłem, na ostatnich kilkudziesięciu metrach rowerówki... słyszę świst uciekającego powietrza, przednie koło toczy się niemrawo. Uświadamiam sobie, że miałem połatać dętki.., cóż będę miał okazję to zrobić teraz. Rozkładam majdan..., przeglądam oponę... hm... trochę to duże co się wiło w oponę - całkiem spory kawał metalowego "opiła".
Nic dziwnego, że dętka została przebita. Inna sprawa to chyba pora zastanowić się nad zmianą przedniej gumy, ta zrobiła już 15000km... - to moja rekordzistka.., trochę żal, a z drugiej strony przebiłem ją może 4-5 razy.
Po 10-15 minutowej zabawie z klejeniem, pompowaniem itd... w końcu ruszam, przez chwilę przechodzi mi przez myśl przejazd szosami..., ale... jak już miałem leśny plan to będę się go trzymał. Odpuszczę hałdę w Sośnicy, przelecę za to przez Kończyce i lasek Makoszowski.
Pomimo środka tygodnia...i wczesnej pory, w lesie sporo ludzi, spacerujących, biegających czy jeżdżących na rowerze. Chyba nie powinno mnie to dziwić, bo... jestem jednym z nich... Do pracy dojeżdżam z tym nieszczęsnym opóźnieniem, ale w końcu nie co dzień łata się dętki... chociaż ostatnio trochę tego miałem...
Wielkie coś w oponie © amiga