Wpisy archiwalne w kategorii

Spotkania Bikestats-owe

Dystans całkowity:20546.39 km (w terenie 4523.50 km; 22.02%)
Czas w ruchu:1178:49
Średnia prędkość:17.43 km/h
Maksymalna prędkość:64.33 km/h
Suma podjazdów:121073 m
Maks. tętno maksymalne:236 (128 %)
Maks. tętno średnie:156 (84 %)
Suma kalorii:868808 kcal
Liczba aktywności:278
Średnio na aktywność:73.91 km i 4h 14m
Więcej statystyk

po pracy

Wtorek, 10 września 2013 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Brygada Kryzys - "To Co Czujesz"


Kolejny powrót z pracy, wychodzę później niż pierwotnie zakładałem, ale czy to coś dziwnego? Dzisiaj może tak, zależy mi na czasie, muszę dotrzeć w okolica parku Zadole na ok 17:30. Nie myślę o terenie, nie mam na to czasu...

Docieram na miejsce przed czasem..., kilka minut później dociera Devilek, jest chwila czasu na pogadanie, na piwo w pubie, na rozmowy, jednak czas zap...a i w końcu musimy się pożegnać... początkowo jedziemy razem, ale w Ochojcu każdy odbija w swoją stronę.

Ps. Dzięki za spotkanie :)

Tarcze na swoim miejscu :) © amiga

Leśno Rajza

Sobota, 7 września 2013 · Komentarze(8)
Tilt - Runął już ostatni mur


Kilka dni wcześniej dowiedzieliśmy się, że w niedalekiej okolicy organizowany jest rajd nowo otwartym szlakiem rowerowym, tzw. Leśną Rajzą…
Początek dość wcześnie, impreza zaczyna się ok. 7:00 w Kaletach, tyle, że trzeba tam dojechać…, samochód nie wchodzi w rachubę bo… to tylko 20-kilka km… dojedziemy. Wyjeżdżamy z Darkiem ok. 5:20, dobrze że jest względnie ciepło - 11 stopni, kilka km dalej mamy spotkać się z Witkiem. Dojeżdżamy na umówione miejsce spotkania i… czekamy chwilę, w końcu decydujemy się na tel. kontrolny… Witek jedzie, ale mam małe opóźnienie, zmieniamy miejsce spotkania i lecimy na Tarnowskie Góry, musimy zahaczyć o ścianę płaczu oraz jakiś sklep…
Jesteśmy już na rynku, sprawy załatwione, możemy zrobić kilka fot…
W Tarnowskich Górach na rynku © amiga


Tylko ochrona przechadza się po centrum © amiga


Dojeżdża Witek, jest późno, 6:20, naciskamy na pedały i lecimy najkrótszą drogą przez Głęboki Dół…, spoglądamy na liczniki, temperatura w tym miejscu spadła dość mocno, jest ok. 3-4 stopnie, wilgoć tego miejsca daje się we znaki, nie zatrzymujemy się…, do Kalet już niedaleko…
Kilka minut po 7:00 dojeżdżamy na start, na szczęście organizatorzy sprawdzają jeszcze listę uczestników, rozdają wodę, koszulki i gadżety. Chwilę to trwa, ruszamy…

Zdążyliśmy w ostatniej chwili :) © amiga


Spoglądając na rowery na których przyjechali uczestnicy, spodziewamy się wolnego tempa, jednak dość szybko okazuje się, że nie jest tak źle…, średnia przejazdu to ok. 20km/h… . Spoglądamy na oznaczenia, są nowiutkie widoczne z daleka, więc nie spodziewamy się problemów z tej strony…
Jako, że uczestnicy są w różnym wieku i mają różną kondycję to peleton dość mocno się rozciąga, staramy się jechać gdzieś z przodu, łudząc się, że jest tutaj jakiś przewodnik, ktoś kto prowadzi całe towarzystwo…, szybko jednak okazuje się, że jedzie z nami tylko jedna osobą odpowiedzialna za szlak, jedna która z grubsza orientuje się którędy jechać, na dokładkę jest gdzieś w połowie stawki. W efekcie nadrabiamy kilka km gubiąc szlak w miejscach gdzie jest on źle oznaczony lub nie ma oznaczeń wcale…, w końcu odnajdujemy się wszyscy w okolicach Nakła-Chechła, tutaj czeka nas pierwsze spotkanie z wójtem, dostajemy kolejny zestaw gadżetów… i chwilę później ruszamy na miejsce gdzie ma być nieco dłuższy postój…

Krótka przerwa gdzieś w lesie © amiga


Kierujemy się na Woźniki, tyle, że tym razem jedziemy razem z przewodnikiem i mamy dobre kilkadziesiąt minut na dowiedzenie się wielu informacji odnoście samego szlaku, sposobu jego zaprojektowania i tego…, że jeszcze nie wszystko jest zrobione, są miejsca gdzie nie ma jeszcze oznaczeń, trasa ma kilka odnóg prowadzących gdzieś wgłąb poszczególnych gmin…
Przynajmniej wiemy czego się spodziewać, w między czasie dojeżdżamy do Woźnik, wita nas pani Wójt, dostajemy pamiątki oraz wodę i wafle…, na miejscu jesteśmy kilkadziesiąt minut, możemy porozmawiać, wymienić się swoimi pierwszymi uwagami… w sumie chyba wszyscy są zadowoleni, na dokładkę świeci słońce, i jest ciepło…, temperatura w okolicach 24 stopni. Pięknie…

Na rynku w Woźnikach © amiga


Trochę ludzi się zjechało, w końcu pogoda też dopisała © amiga


Pora na dalszą część trasy, wiemy że ma być przerwa w Kaletach, ale wraz z kilkoma osobami wyrywamy się do przodu, w efekcie przejeżdżamy miejsce zjazdu i pojechaliśmy w ekspresowym
Leśne ścieżki © amiga


Chyba najwyższa pora pochylić się nad mapą © amiga

tempie na Koszęcin…, sms do znajomych jadących w peletonie i… wiemy że właśnie dojechali do Kalet…., będzie poczęstunek: grochówa… , nie ma sensu wracać, wjeżdżamy na rogatki Koszęcina rozsiadamy się w pobliskim Mosirze, a jako że to pora obiadowa, zamawiamy coś na ząb.
Czy po tym można jechać? © amiga


Mosir w Koszęcinie © amiga

Mija dobre 40 minut… w końcu wracamy na trasę przejazdu peletonu… szybko okazuje się, że w między czasie powstało kilak grupek jadących niby Leśną Rajzą, za oznaczeniami, ale… każda z grup, jakoś inaczej dociera na kolejne miejsca spotkań…, przypomina to trochę rajd na orientację, do dzisiaj zastanawiam się jak się wszyscy odnajdowaliśmy w lesie?

Zastanawiające są pustki dookoła © amiga


Chwila na serwis © amiga


Tym razem już bez wygłupów staramy się trzymać przewodnika, pojawia się jednak problem z oznaczeniami, pracownicy którzy je wykonywali popełnili kilka błędów wyprowadzając nas na manowce… . W efekcie trafiamy na spore odcinki zapiaszczone…, źle to wróży czasowi przejazdu, zresztą ja już jestem lekko spóźniony, jednak szukam jakiegoś miejsca gdzie mogę dotrzeć do cywilizacji.
W barze u Celiny :) © amiga

W końcu w okolicach Kotów żegnam się z Darkiem i Witkiem, muszę pędzić do Katowic, wyjeżdżam na 11 i gnam ile sił na Tarnowskie Góry, tam coś mnie kusi aby nie jechać przez Bytom tylko skręcić na południe przebić się w okolicach Miechowic i dalej już standardową trasą przejechać przez Zabrze i Rudę Śląską… Oczywiście jak to ja gdzieś gubię niebieski szlak i na czują błądzę w okolicach A1-ki, ech… masakra… jestem trochę na siebie zły, zero kompasu, zero mapy, tyle, że mam odpalone Endomondo…
Powoli zaczyna też odczuwać zmęczenie, w końcu kilka km już przejechałem, w Rudze śląskiej popełniam kolejny błąd nawigacyjny, na szczęście szybko go koryguję i wracam na ustalony szlak.
Do domu docieram ok. 19:06, prawie 190km za mną.
Już na miejscy zastanawiam się czy ten wyjazd miał sens, czy mi się podobało, czy mam jakieś uwagi?
W zasadzie na wszystko mogę odpowiedzieć tak…, chyba największy problem na tą chwilę stanowią oznaczenia i brak dostępnej „normalnej” mapy…, ale jak się dowiedzieliśmy to ten problem ma być wkrótce poprawiony a kolejna edycja powinna być już, bez niespodzianek. Czego mi najbardziej brakowało? Może tego, że przejeżdżaliśmy w pobliży kilku niesamowicie urokliwych miejsc i… nie było tam postoju…, chodźmy okolice Zielonej…, o czym dowiedziałem się po fakcie przeglądając foldery pozbierane na trasie…. Przydały by się też jakieś informacje o pobliskich atrakcjach umieszczone wzdłuż tego szlaku, bo… jazda na rowerze jest ok, ale warto mieć jakiś cel… W Woźnikach z daleka widziałem np stary drewniany Kościół, ale już nie podjechaliśmy do niego…, może przy innej okazji…? I chyba największa wpadka organizatorów to brak osób zabezpieczających cały przejazd, jeden przewodnik na ok. 60 osób to zdecydowanie za mało. Myślę, że był to główny powód rwania się peletonu i tego, że pominęliśmy postój w Kaletach…, a szkoda, grochówka pewnie była pyszka :). W sumie, jeżeli przyszłoroczny kalendarz na to zezwoli to z chęcią przejadę się po tej okolicy ponownie. Lasy są piękne.

piatkowa skleroza

Piątek, 6 września 2013 · Komentarze(0)
RED LIPS - To co nam było


Piątek, kończę pracę nieco wcześniej około 15:00 (w między czasie udało się w pobliskim serwisie wymienić tylną piastę i szprychy), muszę się wrócić do Katowic i chwilę później odbić się i pojechać do Zabrza...
Wyjeżdżam, lecę szosami, naciskam ile sił w nogach, spieszy mi się..., po drodze zdzwaniam się z [http://zyziu.bikestats.pl]Zyziem[/url], umawiamy się na szybko w Kochłowicach, więc tym bardziej mam powód aby jechać po szosach. Już w Rudzie na chwilę się zatrzymuję, rozmawiamy, dostaję gifta :) i.... muszę lecieć dalej, przede mną jeszcze kawał drogi. Dojeżdżam do domu, szybko zabieram to o czym zapomniałem, wsiadam na rower i wracam...
Teraz lecę już bezpośrednio na Helenkę..., o drodze odkrywam przyczynę tak wielkich korków w Zabrzu..., prawie cała ul. 3-go Maja jest wyłączona z ruchu..., jadę po chodniku..., inaczej się nie da..., Dojeżdżam do centrum i... teraz jest już lepiej, ale czuję lekkie zmęczenie...
Jeszcze kilkanaście km i jestem na miejscu... uff..., chociaż nie wiem czy to dobrze, jeżeli jutro czeka mnie do przejechania ok 200km...

Zachód słońca © amiga

2 zerwane szprychy

Środa, 4 września 2013 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Coldplay - Atlas


Dzień jak co dzień, niby..., w każdym bądź razie wychodzę z firmy i pędzę do Katowic umówiłem się z Filipem, w planie jest pętla po okolicy. Niby mam sporo czasu, ale cisnę ile wlezie... Początkowo myślę, o przejechaniu całej drogi po szosach, bo będzie tak szybciej. Jednak ruch jest na tyle duży i nieprzewidywalny, że odpuszczam. W Kończycach wjeżdżam w las i lecę leśnymi autostradami. Jestem już w Starej Kuźni, czuję, że coś jest nie tak, rower mi pływa. Pierwsza myśl, to złapałem panę..., spoglądam na koło widzę, że ma jakiś bicie. To nie snejk..., staję robię szybki przegląd..., mam zerwane 2 szprychy... No to sobie pojeździłem dzisiaj... Wsiadam na zdezelowany rower i powoli toczę się przez las na Panewniki. Prędkość max 18km/h..., szybciej nie chcę jechać, nie chcę zerwać kolejnej szprychy. W końcu udaje mi się dojechać na miejsce spotkania. Chwila rozmowy, pokazuję na koło..., Ech...
Filip pilotuje mnie do domu, może nie wprost, ale dzisiaj już wiele więcej nie pojeździmy. Wieczorem będzie mnie czekała praca... W Ochojcu rozmawiamy z dobrą godzinę, w końcu się rozstajemy. Flip leci do domu, a ja... cóż... mam koło do remontu...

Wspomnieniowo z Giszowca © amiga

Old Timer Garage w Zabrzu

Sobota, 24 sierpnia 2013 · Komentarze(3)
Uczestnicy
GRAŻKA - domowe melodie


Po pracowitym piątku przyszła pora na mały rozjazd. Darek namawia nas (Wiktora i Igorka) na wizytę w centrum miasta na „1 Śląskim Zlocie Pojazdów Zabytkowych "Old Timers Garage"”. Trochę zaskakujące, bo Otg to rewelacyjna knajpka którą mam 500 metrów od domu. W tym roku przygotowali niespodziankę w postaci w/w zlotu. Jako że wyjeżdżamy z lekkim poślizgiem to gnamy szosami. W ciągu 30-40 minut jesteśmy na miejscu i możemu podziwiać te dzieła sztuki...

Jesteśmy inwigilowani © amiga


Mam go i nie puszczę © amiga



Do czego można wykorzystać stare części © amiga


W pełnej krasie © amiga


Dama z łasiczką..., a nie to nie ta bajka © amiga



Jakieś mini autko © amiga


Centusie przyjechały © amiga


Grosz do grosza © amiga


Beema w całej okazałości © amiga


Inna perspektywa © amiga


Triumph Spitfire IV z tyłu © amiga


Coś z gaju cytrynowego © amiga


Marzenia..., teraz zostało je już tylko urzeczywistnić © amiga


A kiedyś to było marzenie każdego © amiga


Od tyłu też pięknie wygląda © amiga



Wszędzie chromy © amiga



Patent na miarę Skody © amiga



Odbicie z lewej © amiga



I z prawej © amiga



Skoda oryginał © amiga


I w miniaturce © amiga


Triumph Spitfire z przodu © amiga


Akcent patriotyczny © amiga


Warszawka © amiga


Wyposażenie obowiązkowe © amiga


Prawie jak Enterprise © amiga



Dwuśladowy jednoślad © amiga


Trochę kanciaty, ale piękny © amiga


Detale wozu strażackiego © amiga


Ciekawe czy jest woda? © amiga


Może pokręcić troszeszczkę © amiga


W końcu po dłuższym czasie i foceniu na potęgę ruszamy z powrotem, tyle, że lekko okrężnie, w 4-kę może uda nam się przejechać większy fragment niebieskiej rowerówki. Kilka zmian zaskakuje, w innych miejscach... bez zmian, a szkoda, bo gdyby trochę skorygować trasę, być może zrobić ją bardziej przejezdną byłaby dostępna dla większego grona miłośników jednośladów a nie właścicieli rowerów górskich bo... tylko takimi da się przejechać ja całą

Może kilka żelków? © amiga

Izerska Wielka Wyrypa 2013

Sobota, 17 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Lombard - Przeżyj to sam


Wstajemy z Darkiem bardzo wcześnie, jest coś po 3:00, zaczynamy się zbierać, musimy dojechać do bazy Izerskiej Wielkiej Wyrypy mieszczącej się w Lwówku Śląskim. Niby niedaleko, od Borowic ok 50km... ale... na miejscu jeszcze parę spraw jest do zrobienia, przykręcenie mapników, przygotowanie rowerów, przebranie się itp.
Od początku było dla nas jasne, że nie będzie lekko... 150km po pogórzu Izerskim przy ponad 2km przewyższeń jakie zaplanowali organizatorzy nie napawa optymizmem, na dokładkę prognozy mówią coś o 30 stopniach.

Na starcie - odprawa © amiga


Jesteśmy już na miejscu, rowery przygotowane, my też, zaczyna się odprawa..., dostajemy mapę..., a w zasadzie mapkę 5 na 5 centymetrów... na której zaznaczone są 3punkty. Pierwszy to start/meta dwa pozostałe to miejsca gdzie mamy dostać mapy jeden z punktów dla mapy wschodniej a drugi dla zachodniej pętli. Z grubsza ma wyglądać to tak, że wybieramy jeden z kierunków odbieramy mapy, „robimy” pierwszą pętlę wracamy do bazy dostajemy drugą mapę i „robimy” drugą pętlę.

Jakaś mała ta mapka © amiga


Oj będzie się działo...
Wybieramy wschodnią pętlę jako pierwszą, i tak nie wiemy co czeka nas na jednej i drugiej, więc wybór czysto losowy...., z pozytywnych rzeczy już na dzień dobry peleton się rozbija na małe grupki czy pojedyncze osoby...., nie będzie pociągów, tłumów pędzących od PK do PK. Może kilka pierwszych punktów będzie w towarzystwie ale nie spodziewam się aby to trwało długo, trasę można wykreślić na kilka sposobów....

Pętla Wschodnia

Spoglądamy na mapę..., siadamy, nie będzie lekko...., mało dróg, sporo tereny i cała okolica usiana kropkami z wartościami, 254, 259, 333, 285, 330, 445.... itd... . W końcu ruszamy mamy wykreśloną całą pętlę.... Ruszamy

03 – Zagłębienie terenu u podnóża skał

Punkt umieszczony na zielonym szlaku, więc nie powinno być większego problemu, po drodze jest do pokonania miejsce oznaczone jako szczególnie niebezpieczne, skarpa kilkudziesięciometrowa, trzeba uważać, ale podjeżdżamy od południa, więc pniemy się mozolnie pod górkę, o jeździe w zasadzie nie ma mowy..., trzeba podprowadzić..., licznym zakręty pierwszy, drugi... PK powinien być poniżej... szukamy i nie ma... spoglądamy na mapę... chyba oznaczenie szlaku zakryło część przecinki... to nie to miejsce.... sugerując się oznaczeniem miejsca „szczególnie niebezpiecznego”, docieramy do właściwego zakrętu, odnajdujemy lampion i ruszamy dalej...

02 – Ruiny od północy

Ruiny kościoła © amiga


Powinno być prosto, stosunkowo długi przelot po szosach, więc powinniśmy dotrzeć dość szybko, coś jednak idzie nie tak przestrzeliwujemy lasek... szukamy PK w kolejnym lasku jakieś 300-400m dalej.... nogi poharatane przez jeżyny a PK nie ma... :(. Kolejny raz analizujemy mapy, chyba się zagalopowaliśmy, wracamy, tym razem bezbłędnie.., nie wiem czemu ale szukałem ruin zamku...., jakieś takie naturalne było dla mnie zawsze, że jeżeli mówimy o ruinach to musi być zamek, a tutaj niespodzianka.... to kościół..., musiał być kiedyś piękny...., dziurkujemy karty i pora na

01 – Przepust

Kolejny zniszczony kościół © amiga


Droga niestety trochę dookoła, brak jakichkolwiek przecinek na wprost, trzeba to jednak zaliczyć, sporo szutrów, ale docieramy na miejsce, chwila szukania i... jest..., budowniczy nieźle się postarał ukrywając lampion..., z drogi nie było go widać, ukryty w gęstych krzakach tuż przy przepuście pod drogą... Na kartach pojawiają się kolejne dziurki....

05 – Cypel lasu
Ruszamy i... spada mi łańcuch..., zakładam, ruszam i... czuję, że coś jest nie tak... łańcuch przeskakuje od czasu do czasu... znam to..., na 100% skrzywione jest ogniwo...jednak nie zatrzymuje się, szkoda czasu, zrobimy sobie krótką przerwę przy jakimś sklepie, jak będzie otwarty. Tak też się dzieje, Darek udaje się na zakupy, po kolę i drożdżówki, a ja usuwam uszkodzone ogniwo zastępując je spinką.
Wychodzi Darek z informacją, że drożdżówek nie ma, ale jakimś cudem podjeżdża obwoźny kram oferujący to czego nie dostaliśmy w sklepie, krótka wymiana zdań i okazuje się, że drożdżówek nie ma ale są słodkie chałki nadziewane..., hmm... jak zwał tak zwał... niemniej pycha.... Straciliśmy już sporo czasu, trzeba się sprężyć...., docieramy do PK, trochę nie zgadzają się chwilami przecinki ale kierunek jest właściwy i bez większego problemu odnajdujemy interesujący nas lampion.
Czas na

04 – Skraj polany od północy
Punkt dość blisko, wydaje się, że nie powinien nam sprawić problemów, a jednak już na miejscu okazuje się, że w w okolicy jest kilka polan, a ta której szukamy jest nieco wyżej.... oddalona od drogi... Po raz kolejny okazuje się, że na tym rajdzie trzeba bardzo dokładnie mierzyć odległości.
Koniec marudzenia, ruszamy na

10 – Skrzyżowanie ścieżek
Większość drogi banalna, jednak później nie zgadzają nam się przecinki, jest ich za dużo..., są nie w tych miejscach..., profilaktycznie jadę sprawdzić czy za ok 200m za zakrętem jest droga i... jest... sprawdzam jeszcze raz mapę i chyba mamy właściwą przecinkę, wjeżdżamy w nią..., najwyżej nadrobimy 1.5 km i sprawdzimy drugą wcześniejszą przecinkę, jeżeli ta okaże się błędna.., okazuje się, że jednak nie ma błędu, docieramy na PK, podbijamy karty i pędzimy na

06 – Granica kultur – 50m od ścieżki
Strasznie nie lubię takiego opisu punktu, może oznaczać dokładnie wszystko... i.... nic. Początek szosą, później leśną drogą i zaczynamy szukać PK... Popełniamy błąd sugerujemy się opisem 50m od ścieżki, tyle, że jesteśmy na skrzyżowaniu i liczymy 50 m od każdej ze ścieżek, przeczesujemy teren i nic..., w końcu Darek decyduje się na tel do organizatorów..., PK jest jesteśmy gdzieś blisko..., tylko co zrobiliśmy źle? Spoglądam jeszcze raz na mapę... i już wiem... 50 m jest od ścieżki prowadzącej ze wschodu na zachód... a nie od tej północ-południe... głupi błąd, kosztował nas sporo czasu... Koniec z amatorką, pora mierzyć wszystkie odległości...

11 – Przepust

Kolejny przepust © amiga


Drugi punkt z takim opisem, tyle, że już wiemy iż budowniczy dołożył wszelkich starań aby nam nie ułatwić odnalezienia punktów..., jednak tym razem idzie nam zdecydowanie prościej, nie popełniamy błędu, w zasadzie trafiamy w krzaki gdzie ma być PK i tam jest.... odbijamy karty, ruszamy na

13 – Wąwóz przy drodze
Czeka nas bardzo długi przelot, na dokładkę po drodze widzimy kilka szczytów po obu stronach drogi, 304, 3019, 335, 323, 331, 355, 405..., nie będzie lekko i tak też jest w rzeczywistości, końcówka to przedzieranie się wąską ścieżynką, z 2 metrowymi pokrzywami po obu stronach..., ale PK odnaleziony, jeszcze krótkie podejście na szczyt, ścieżka robi się szersza pokrzywy jakby rzadsze, możemy jechać dalej... na

16 – Ambona
Pięknie tutaj © amiga

Punkt jest dość mocno oddalony, z czasem też jesteśmy w plecy, dzisiaj nie zaliczymy wszystkich punktów, tego jesteśmy pewni... więc odpuszczamy.. jedziemy na

15 – Przy ratuszu (BUFET)

Bufet na PK 15 © amiga


we Wleniu, na szczęście większość szosami, na rynku w końcu możemy chwilę odpocząć, uzupełniamy zapasy, w sklepie kupujemy ADHD (energetyk) , lody a w bufecie korzystamy z wody, bananów, ciastek, drożdżówek, arbuzów...m dowiadujemy się, że część osób zrezygnowała, jest za ciepło... upał zaczął zabijać... gdy wyjeżdżaliśmy na trasę było 9 stopni, teraz termometr pokazuje 36...,

Pusto tutaj © amiga


14 – Na skarpie – 50m od ścieżki
W końcu ruszamy kierujemy się powoli na metę... po drodze jednak zaliczymy jeszcze kilka PK będących po drodze, a 14 wydaje się niezbyt skomplikowana, przynajmniej na mapie, w rzeczywistości, jest to całkiem spora wspinaczka gdzie po lewej mamy skarpę a po lewej urwisko.... PK ma być po lewej stronie w pobliżu skałek... chwilę jedziemy we 4-kę z bikerami którzy też zaczęli drugą część pętli od tej strony... chwila poszukiwań i lampion odnaleziony..., ale łażenie po skarpie mocno nas wykończyło... Zjeżdżamy do Marczowa początkowo chcieliśmy jechać na

12 – Na szczycie
ale, patrząc na poziomice i ścieżki na mapie odpuszczamy, szkoda czasu... ruszamy od razy na

09 – Na ścieżce
Długi przelot, po szosach i ścieżkach leśnych, końcówka to wąskie ścieżynki ale PK odnaleziony bez żadnych problemów, obok jest

07 – Dół przy drodze
więc głupio go nie zaliczyć...
Kilka min później jesteśmy na miejscu, podbijamy karty i jedziemy dalej na

08 – Skałka
Przy czym jeżeli podjazd będzie jakiś hardcorowy to z założenia odpuszczamy, wjazd od północy wydaje się paskudny, raczej wygląda na podejście, niż podjazd, szkoda czasu.
Odpuszczamy i wracamy do bazy

Przepak
Oddajemy karty z pętli wschodniej, jemy w bufecie, Darek makaron z mięsem ja pierogi z mięsem, zamieniamy kilka zdań ze znajomymi i chyba pora ruszyć na drugą pętlę...

Pętla zachodnia

Standardowo siadamy, ale wykreślamy tylko część trasy, wiemy że czasu jest mało, więc nie zaznaczamy pełnej pętli, tylko kilka PK i kierujemy się na Wleń..., o drodze mamy do zaliczenia kilka PK. Zaczynamy od

03 – W wyrobisku
Dojeżdżamy do Mojesza piękną rowerówką w zasadzie to chyba autostrada rowerowa, ech gdyby wszędzie tak wyglądały DDR-y... marzenia... szeroki asfalt, oddzielony od szosy pasem zieleni... Skręcamy na szutrem prowadzący do Dębowego Gaju, dogania nas jakaś tubylcza młodzież ciesząc się, że przegonili kolarzy..., tyle, że dzisiaj nie mam ochoty na ściganie się, a może mam... zaczyna się delikatny podjazd, chłopaki zaczynają pękać..., więc przyspieszam :)wkrótce skręcamy w interesującą nas przecinkę i odnajdujemy wyrobisko i lampion... jest nieźle PK znaleziony w niezłym czasie..., ruszamy na

07 – Drzewo przy drodze
Kolejny długi przelot, w większości po szutrze i szosach, drzewo ciężko pominąć jadąc od północy, lampion widać z dobrych 200m, tyle, że po drodze długi podjazd..., teraz czeka nas zjazd i ruszamy na

09 – Ruiny

Kolejne ruiny dzisiaj © amiga


Wygląda to niegroźnie, jednak ostatnie 150-200m to spacer pod górkę, nie ma mowy o jakiejkolwiek jeździe, spore przewyższenie, ścieżka ma 20-30cm, po jednej stronie górka, po drugiej wąwóz. Za to po drodze mijam sporą grupę piechurów. Dość szybko dziurki znajdują się na naszych kartach i możemy lecieć na

13 – Przy ratuszu (BUFET)
Drug raz we Wleniu... drugi raz w tym samym sklepie, kupuję ADHD wiem, że jest pijalnie i nie tak słodkie jak inne energetyki, po raz kolejny konsumujemy ile się da, uzupełniamy bidony i... zastanawiamy się jeszcze nad 2 PK OS-u, ale patrząc na mapę w skali 1:15000 widać, że stracimy na nie sporo czasu błądząc po okolicy..., odpuszczamy
OS1 – Podnóże skały od północy
OS2 – Skała
i ruszamy na

14 – Skraj zagajnika

Wyjeżdżamy z lasu © amiga


Wygląda niewinnie, jednak w rzeczywiści natykamy się na kilkukilometrowy podjazd do Klecza, tam na skrzyżowaniu zastanawiamy się nad wyborem drogi, do PK możemy podjechać z 2 stron... wybieramy nieco dłuższą drogę, ale za to usianą nieco rzadziej poziomicami..., kolejne 2km po górkę... nachylenie krąży w okolicach 6-9%, nie ma lekko... Docieramy do PK, podbijamy karty i zjeżdżamy z drugą drogą, okazuje się, że nasz wcześniejszy wybór podjazdu był właściwy..., tutaj sporo kamoli, terenu, i sporo większe nachylenie. Na szczęście zjeżdżamy i lecimy na

Okolice PK14 © amiga


10 – Nad stawem
Początkowo jest nieźle, co prawda jest podjazd, później robi się całkiem stromo, ścieżka gdzieś ginie, ktoś ogrodził teren i.... musimy się nieco wrócić odbić w inną ścieżkę i nieco nadrabiając dookoła wrócić z drugiej strony płotu na właściwą ścieżkę... Zaczynamy odmierzać, liczyć przecinki i trochę na czuja wjeżdżamy w tą właściwą... podbijamy karty i odpuszczamy

12 – W wyrobisku (od północy)
jest zbyt oddalona, a czasu mało, kierujemy się powoli do mety, po drodze może zaliczymy jeszcze ze 2-3 punkty..., zobaczymy... Ruszamy dalej i spotykamy znajomych jadących w tym samym kierunku.... coś każe nam jechać za nimi i odbijamy na

Dzień powoli się kończy © amiga


06 – Strumień – 20m w górę od drogi
kolejny raz teren, kolejny raz pod górkę, docieramy do strumienia i natykamy się na pieszych którzy wskazują nam miejsce umieszczenia PK..., niedaleko jest

05 – Paśnik
więc jedziemy w tym kierunku, tym bardziej, że jest po drodze do mety, tyle, że z mapy wynika iż całość będzie po terenie... Zaczyna się ściemniać, pora odpalić lampki, czołówki.... jedziemy ścieżkami, koleinami, nieprzyjemna droga, dojeżdżamy do miejsca gdzie spodziewamy się paśnika i.... nie ma go..., przeszukujemy okolicę... ale spoglądamy na zegarki... chyba nie warto spędzać tutaj zbyt wiele czasu, metę zamykają za ok 40 minut... do mety niby niedaleko, ale ścieżka jest na tyle paskudna, że chwilami nie ma mowy o jeździe wśród metrowych traw. Z założenia odpuszczamy
08 – W wąwozie – 5m od drogi
04 – Róg płotu
02 – Na wale – 50m od ścieżki
01 – Ruiny – od północy
i kierujemy się do Lwówka Śląskiego... na dotarcie do przejezdnej ścieżki tracimy dobre kilkanaście minut... skręcamy na wschód, chcemy wyjechać na drogę 297, wkrótce ją osiągamy i lecimy na mety, jesteśmy tuż przed jej zamknięciem... uff...

Meta
Dowieźliśmy w sumie 20PK. Z kompletem na metę dojechały tylko 4 osoby..., już samo to wskazuje, że lekko nie było... Suma przewyższeń na naszej trasie to ponad 1.7km... gratulacje należą się wszystkim którzy to przetrwali przy temperaturach od 9-36 stopni..., a swoją drogą piękny teren, piękna okolica... taką jedną 2 górki z chęcią zabrałbym ze sobą do Katowic, szczególnie tą od Wlenia do PK14.... na drugiej pętli ;)

Zamek to czy nie zamek? © amiga

awaria.... przed przełęczą Karkonoską...

Środa, 14 sierpnia 2013 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Sebastian Riedel & Cree - Cały Nasz Świat


Trochę czasu już minęło od ostatniej solidnej przejażdżki na rowerze, dzisiaj wcześnie z rana mamy plan aby wjechać na Przełęcz Karkonoską najbardziej stromym podjazdem asfaltowym w Polsce. Jako że, nie mamy zbyt dużo czadu decydujemy się na nieco krótszy wariant od drogi Sudeckiej.
Po drodze zahaczamy o cmentarz jeńców wojennych zmuszanych do budowy drogi sudeckiej,

Tablica informacyjna przy cmentarzu jeńców © amiga


Tablica pamiątkowa © amiga


Groby.... w sumie pochowanych jest tutaj ok 1000 osób © amiga


chwila postoju, chwila na focenie i... zadumę..., ale czas goni, a to dopiero początek. Zastanawiamy się czy to dobry pomysł aby kilka dni przez Izerską Wielką Wyrypą wjeżdżać na przełęcz...., zresztą jeszcze odczuwamy skutki śnieżki...

No nic.... dojeżdżamy do końca drogi Sudeckiej i czas na solidny podjazd, przejeżdżamy kawałek i... chwila na zastanowienie, może nie dzisiaj, jeszcze nie teraz..., dzisiaj pojedziemy nieco łatwiejszą drogą na dwa mosty..., ścieżka zaczyna się nieco niżej.., zjeżdżamy może 200m i Darek słyszy trzask, hamuje..., udaje mu się zatrzymać..., coś jest nie tak z hamulcem...
Chwila na oględziny i już wiemy..., uszkodzony klocek hamulcowy i sprężynka..., to by było na tyle z planów, chwila walki doprowadzamy hamulec do jako takiego stanu i musimy wracać..., czeka nas wizyta w Jeleniej Górze w sklepie rowerowym...

Zlał się z tłem? © amiga


Widok na Karkonosze z Cieplic © amiga


Mówi się trudno, przyjedziemy tu kiedy indziej....

po chleb

Wtorek, 13 sierpnia 2013 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Mela Koteluk - Dlaczego Drzewa Nic Nie Mowia


Poranek dnia kolejnego...., tym razem plan jest inny... nierowerowy, ale... czemu z rana nie pojechać po chleb? poszukać sklepu.... zbieramy się i ruszamy. Tzn Igorek, Darek i ja. Ruszamy i... hmmm... najbliższy sklep trafia się już po 800m, mają chleb..., masakra..., przecież nie wrócimy tak od razu..., więc nieco objazdowo zjeżdżamy nieco w dół i zabieramy się za lekki podjazd w kierunku Karpacza dopiero później odbijamy do Borowic i domu...

Wewnątrz kapliczki Jana z Dukli © amiga


Znaleziony w trawie © amiga


Śniadanie było pyszne :)

miało być krótko i szybko...., a wyszło jak wyszło...

Poniedziałek, 12 sierpnia 2013 · Komentarze(4)
Czeslaw Śpiewa & Mela Koteluk - Piesn O Szczęściu


Dzień po Śnieżce, budzę się o 6:00, wszyscy śpią..., zastanawiam się co robić..., wstępnie umówiliśmy się na ok 9:00.... Co tu robić...?

Wodospady na Jodłówce © amiga


Zbieram się i wychodzę..., powłóczę się po górach..., map nie mam, ale mam kompas i... endomondo..., więc jakoś dam radę...
W Borowicach wbijam się na żółty szlak..., idę pod górkę, przy okazji sprawdzam przejezdność tej ścieżki..., w zasadzie to jego brak... całość jest usiana głazami, korzeniami, na dokładkę chwilami prowadzi środkiem potoku... za to miejsce do focenia genialne...

Pięknie tutaj jest o poranku © amiga


Wspinam się w górę, nie spieszy mi się, nie poszedłem w góry aby się ścigać..., chcę chwilę odpocząć..., odprężyć się po wczorajszym uphillu...

Idealne środowisko dla mchów © amiga


W oddali słyszę pracujących leśników, wycinka drzew, dochodzę do jakiejś ścieżki i już widzę, że nieopodal trwa faktycznie praca... skręcam na południowy wschód... mijam jakieś skałki (później się okazuje, że to szczyt Jeleńca)...

Jeszcze jeden wodospad © amiga


idę dalej, spoglądam na zegarek, chyba pora zmienić kierunek.... na czuja wybieram ścieżki i schodzę w dół. Endomondo pokazuje mi że jestem coraz bliżej punktu z którego wyszedłem, w

Panorama z Jeleńca © amiga


końcu trafiam na zielony szlak który prowadzi prawie wprost do miejsca gdzie mieszkamy..., zdążyłem... jest przed 9:00. Na miejscu dowiaduję się, że Darek w chwili wyjścia już nie spał..., ech..., tośmy się dogadali :)
Za to po śniadaniu..., postanawiamy pojechać gdzieś na rowerze z Wiktorem i Igorkiem... Początkowy plan jest niby banalny, ma być krótko i żadnego hardcoru..
Ruszamy, początkowo jedziemy na wschód, gdzieś tam ma być ścieżka która wyprowadzi nas na niebieski szlak..., plątanina ścieżek, nie ma jednak nic wspólnego z tym co jest na mapie i w efekcie zjeżdżamy do Borowic... cóż, na powrót jeszcze za wcześnie... odbijamy szosami w kierunku Karpacza, odnajdujemy nasz niebieski szlak i udajemy się do kaplicy św. Anny (najstarszej murowanej budowli na terenie Polski) i dobrego źródełka (lub jak kto woli źródełka miłości).

Chwila postoju © amiga


Po drodze czeka na nas solidny zjazd a wracając podjazd, na 100m nachylenie wynosi ok 17% przynajmniej tak twierdzi mój licznik.

Kaplica św. Anny © amiga


Chwila zastanowienia co dalej i.... jedziemy do Karpacza...,kilka km pod górkę i docieramy do pierwszego sklepu..., zaopatrujemy się w ciastka, lody, napoje i... dobre 30 min odpoczywamy. Najwyższa pora wracać... przed nami krótki podjazd drogą chomontową chwila przerwy na Jeleńcu

Pora na odpoczynek © amiga


Nawet nieco dłuższa © amiga


W zasadzie to bardzo długa :) © amiga


i szybki zjazd do Borowic... Powinno nam to zająć 15-20 min... tyle, że... już na pierwszym krawężniku Wiku łapie gumę...,

Pierwsza pana © amiga


stajemy zmieniamy dętkę i ruszamy..., a w zasadzie to chcemy ruszyć gdy okazuje się, że Igorek również ma mało powietrza na dole koła..., dzielnie wymienia dętkę i możemy ruszać,

Drugi wymuszony postój © amiga


kilkaset metrów niżej spotykamy Wiktora z kolejnym snejkiem...., dętka przedziurawiona...,

Nie ujechaliśmy daleko © amiga


stajemy wymieniamy i ruszamy..., pod koniec zjazdu Igorek znowu ma mało powietrza.... ech..., kolejna przerwa, zaczynamy łatać i... trafia się kolarz, z rozmowy wynika, że Holender... złapał kapcia.., na pożyczonym rowerze, jest bez narzędzi, dętek łatek..., próbujemy mu pomóc, jednak dziura jest tuż przy wentylu, nie ma szans... W efekcie wskazujemy mu najkrótszą drogę do

Dętki się skończyły, trzeba łatać © amiga


Karpacza... a sami powoli zbieramy się i wracamy do Borowic... Dzień z przygodami..., Igorek długo go zapamięta, w końcu to jego urodziny :)

Na urlopik....

Piątek, 9 sierpnia 2013 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Maria Sadowska - Rewolucja


Piątek... minęła północ... zaspałem...
Miałem wyjechać o godzinie 0:00, a budzik nie był w stanie mnie ruszyć..., w efekcie wyjeżdżam ok 1:30. Późno...
Plan dość ambitny jak na mnie... przejazd z Katowic do Jeleniej Góry, w zasadzie w okolice tego miasta, gdzieś tam będzie na mnie czekać kwatera.., a w niedzielę wjazd na Śnieżkę...
Gdzieś po głowie chodzi mi myśl, czy organizm się zregeneruje w ciągu 1 dnia po takiej drodze..., ale cóż...
W końcu ruszam, na plecach niewiele..., same najpotrzebniejsze rzeczy, kilka ciuchów, jakieś jedzenie, aparat,... netbook... w sumie ok 10kg :)
Ciemno dookoła, a ja mknę pustymi ulicami Górnego Śląska, do Gliwic wszystko idzie jak z płatka, zresztą znam tą trasę z codziennych wyjazdów, więc nic mnie raczej nie zaskoczy...., a jednak, w Gliwicach zamiast w okolice Szarej jadę bezpośrednio na centrum..., trafiam na jakieś objazdy związane z budową DTŚki, przez chwilę zastanawiam się gdzie jestem..., spoglądam na kompas i wybieram drogi które mają mnie wyprowadzić na zachód..., w końcu wyjeżdżam w okolicy Politechniki Śląskiej, teraz jest już prościej..., aż do Kleszczowa długa prosta, tam odbijam na Rudno, później Rudziniec i Ujazd. Kieruję się na Leśnicę, samo miasto mnie nie interesuje, ale w pobliżu jest góra św Anny, korci mnie aby podjechać ją po raz drugi w tym roku.... :)

Leśnica - widok z góry św. Anny © amiga


Zaczyna świtać..., dzień się wyraźnie skrócił, wschód słońca w okolicach 5:00. Prawdę powiedziawszy liczyłem na ładniejsze widoki, jednak słońce niespecjalnie chciało wyjść zza chmury, przy kościele spędzam kilkanaście minut, jest w końcu chwila aby coś zjeść, aby chwilę odpocząć.

Ale tutaj pusto © amiga


Jest niesamowicie pusto, nie ma ludzi, turystów, jarmarku...., pewnie kiedyś zdecyduję się ponownie na odwiedzenie tego miejsca o tej porze :)
Starczy..., koniec przyjemności, trzeba jechać dalej..., kieruję się przez Ligotę Dolną do Gogolina, wieki tutaj nie byłem..., a że jest w pobliżu to czemu nie...?

Wózek górniczy w Gogolinie © amiga


W ciągu godziny jestem na miejscu, ponownie robię chwilę odpoczynku, miasto robi wrażenie wyludnionego, ale może to ta pora?

Pora na chwilę odpoczynku © amiga


Kilka fot i ruszam dalej, ignoruję pomnik Karolinki, jest paskudny, mijam go bokiem i ruszam na Krapkowice leżące tuż obok. Odbijam na Mosznę, interesuje mnie tamtejszy zamek, ostatnio widziałem go ze 4-5 lat temu, a warto go odwiedzić... i zapoznać się z jego historią...

Główna brama wjazdowa do parku w Mosznie © amiga


Zawsze robi na mnie wrażenie © amiga


Wyjeżdżając spod zamku mylę kierunki i zamiast na północny-zachód jadę na południe, coś mi jednak nie pasuje, zatrzymuje się sprawdzam kierunki, spoglądam na mapę i koryguję trajektorię :)

Jadę na Korfantów, później Jasienicę Dolną, w końcu ląduję w okolicach Nysy, zatrzymuję się na stacji Shella, najwyższa pora na coś ciepłego, a stacja jest po drodze i mają Hot-Dogi, przy okazji kupuję 2 mapy dla tirów woj. Opolskiego i Dolnośląskiego. Te które zabrałem z domu, skończyły się jakieś 20 km temu, teraz jechałem trochę na czuja wspomagając się endomondo. Mapy w skali 1:250000, ale z grubsza powinny wystarczyć do określenia pozycji, kierunku w którym się poruszam. Zresztą na wszelki wypadek mam ze sobą listę miejscowości przez które powinienem przejechać.

Trochę zniszczony © amiga


Zostawiam za sobą stację, kieruję się przez Sękowice, Goraszowice, Grądy, Siedlec, Białowieżę, Lipnik, Niedźwiedź. Zaczynają się górki, jest też trochę terenu, zaczynam zwalniać, chwilami teren dobija, ale cóż, to najkrótsza droga z punktu A do punktu B.

Wiadukt w Białowieży © amiga


Dojeżdżam do Ząbkowic Śląskich, jedyne o czum marzę to jak najszybciej opuścić miasto, nie lubię poruszać się w nieznanej plątaninie ścieżek, ulic, dróg, prowadzących gdzieś....
Za Ząbkowicami coraz więcej pagórków, dolinek,

kieruje się na Pilawę Górną, później Dolną tym razem potrzebuję czegoś bardziej normalnego do zjedzenia, staję w przydrożnej knajpce, jem, zupa borowikowa, jakieś kotlety ziemniaki i... piwo bezalkoholowe...

Wielki ptak © amiga


Od jakiegoś czasu po lewej stronie widzę góry, poruszam pięknie, projektując drogę zastanawiałem się czy nie pojechać bardziej górami, jednak wiem czego spodziewać się w okolicach Jeleniej Góry, jak przegnę to podjazdy mnie w końcu zabiją...
Obiad zjedzonym, jadę dalej mijam wielkim łukiem Świdnicę, na dzisiaj mam dość miast, gdzieś na horyzoncie zaczyna błyskawic, nie wróży to zbyt dobrze.

W końcu ustrzeliłem swojego © amiga


Kieruję się na Mokrzeszów, jednak patrząc na ruch na drodze ze Świdnicy w kierunku Świebodzic, postanawiam odpuści, nieco nadłożyć drogi i pojechać przez Milikowice. Skręcam na Ciernie i Świebodzice, zaczyna padać, staję przy sklepie. Pogoda się załamuje, to... koniec na dzisiaj mam dość...., do celu zostało ok 70km, ale chyba lepiej odpuścić... niż walczyć z aura... Dzwonię po wóz techniczny, chwila rozmowy z Darkiem i chwilę czekam.... obserwuję oberwanie chmury, lejące się strugi deszczu, płynące ulicą rzeki i ten darmowy spektakl światło-dźwięk....
Sklep pod ręką więc mam chwilę na uzupełnienie elektrolitów, zjedzenie czegokolwiek....,po kilkudziesięciu minutach dojeżdża Darek, chwila rozmowy i pakuję rower na samochód...
Jedziemy na kwaterę do Borowic...

Strumień górski © amiga