A na miejscu.... dowiaduję się, że nasi znowu przerżnęli... tak więc miałem dobre wrażenie, że Orły Nawałki dobrze wypadają jedynie w reklamach. Historia lubi się powtarzać... Cóż... jeszcze 2 mecze i wracają do domu...
Ruszam kilka minut po 17, coś strasznie mi się nie chce. Wiatr w twarz, przynajmniej takie mam wrażenie. Jako, że jadę góralem to szybko odbijam w las, a raczej na hałdy. Tak więc wycieczka zrobiła się terenowa. Zdaję sobie sprawę z tego, że będzie dłużej trwała, ale... chyba tego potrzebuję, Początkowo myślałem o najkrótszym wariancie, jednak im dłużej jadę, tym po głowie chodzi mi więcej opcji ;)
Wczoraj dzień minął bez roweru, szkoda dnia, ale urzędy nie czekają, czasami trzeba tam się udać, załatwić co się da i zapomnieć.... Poranek raczej standardowy, samochodów niewiele, jak na porę wyjazdu. Jest 7:15, Lekkie zaciski w Piotrowicach, ale budowa ma swoje prawa, wiem, że będzie jeszcze gorzej, bo dopiero trwają przygotowania... jeszcze żaden z pasów nie został wyłączony z ruchu. Przypuszczam, że nastąpi to w ciągu 2 tygodni...
Wiatr mam lekko wspomagający, nie jest więc źle, pogoda też jakby lepsza niż przedwczoraj. Zastanawiam się jak będzie wieczorem gdy będę wracał, znowu wiatr w twarz? Pewnie tak, ale może do lasu? Zobaczymy.
Ruszam kilka minut po 17, jest ciepło, wiatr w twarz, pora wrócić do domu, jeszcze dzisiaj mam w planie kilka rzeczy do ogarnięcia, zdaje się, że w niedzielę uda się gdzieś wyjechać :)
W tej chwili marzę o jak najszybszym powrocie do domu, tak więc jadę szosami, ale nie do końca, po drodze odbijam lekko w bok, już dawno miałem sprawdzić pewną drogę, ale jakoś zawsze odkładałem to na później. Dzisiaj pora to objechać... droga... nijaka, w zasadzie nic ciekawego, na dokładkę nie prowadzi tak jakbym chciał, nadkładam nieco drogi i wyjeżdżam w pobliżu węzła z A1... nie o to mi chodziło... Cóż...
Wracam na szosy, na Wirku widzę, że szlabany zamknięte, tak więc wbijam się na szlak wzdłuż potoku Bielszowckiego. Trochę terenu nie zaszkodzi. Od kilku dni chodzi mi po głowie by znowu założyć sztywny widelec w szaraku, ręka jest już raczej sprawna, a amor... przydaje się, jednak i tak mam go najczęściej zablokowany. Pokombinuję może w weekend.
Do domu docieram w przyzwoitym odpoczynkowym czasie, trochę terenu zaliczone. :) Wieczorem pora trochę odpocząć. Sobota to raczej przygotowania ....
Wyjazd integracyjny przeszedł do historii, dziś powrót do szarej rzeczywistości, dojazdy do pracy... Dzień, trochę dziwny, coś straszą opadami, wiatr mam w plecy, ubrałem wiatrówkę, jest chłodno. Na drogach sporo samochodów, co nie zmienia faktu, że jadę drogami. Ten tydzień i tak będzie mało rowerowy, jutro mam kilka spraw w urzędzie, poniedziałek i wtorek wypadły... Tak więc zostaje się cieszyć rowerem dzisiaj i w piątek, może jeszcze coś wyjdzie w weekend...
Powrót około 16:30, czuję, że mi się nie chce, czuję zmęczenie i jeszcze ten wiatr w twarz, z rana to pomagało, teraz.... cóż... dobrze, że to wieczór. Nie spieszy mi się, aż tak bardzo. Pogoda zdecydowanie lepsza, jest cieplej, choć widać, że jeszcze niedawno coś popadywało.
Na drogach dość pusto, jednak gdzieniegdzie pojawiają się lekkie zaciski, po głowice chodzi mi by podjechać na myjnię, to niestety się nie dzieje, może pojutrze? Marzę o tym by wskoczyć pod prysznic i odpocząć...
W końcu docieram do domu... udało się, kolejny dobrze wykorzystany dzień, szkoda, że jutro znowu przerwa, a może i dobrze? Organizm się zregeneruje ;)
Sobota minęła dość spokojnie, bez wycieczek rowerowych. Za to na spokojnym spacerze po Zakopanem i okolicy, po kilku tygodniach spiny, kulminacji w czwartek i piątek, wczoraj odpoczywaliśmy z Darkiem. 20 km spacer :), niby nic wielkiego, ale jednak czujemy zmęczenie.
Zbieramy ekipę około 8:00, oczywiście są opóźnienia, ruszamy trochę przed 9. Tym razem pozostali najwytrwalsi. Trasa powrotna planowana jest na 100 km do Żywca, a dalej jeżeli ktoś chce też może jechać. W sumie rusza na 9 osób, 2 kolejne mają wyjechać nieco później i podążać inną trasą. Peleton szybko się rozbija, z przodu jadą wycinaki, a ja z Witkiem i Tomkiem spokojnie jedziemy z tyłu. Wiatr nas wspomaga. Jeszcze w Zakopanem krótki postój przy sklepie, szybkie uzupełnienie zapasów. Podjazd na Kościelisko daje się lekko we znaki. Za to dalej... przez kolejne kilkadziesiąt km głównie z górki.
Od Chochołowa po szlaku kolejki.. Pogoda dopisuje... Gdy wracamy na szosy ruch jest sporo mniejszy niż w tygodniu, nie widać Tirów, osobówek też mniej. Kierujemy się na Korbielów, krótszy wariant, znamy go, podjazd nie jest specjalnie wymagający. Na szczycie Złoty Bażant bezalkoholowy, zakup serków i można jechać dalej. Zjazd do Żywca zajmuje nam około godziny :) Tam rozstajemy się z kilkoma osobami, jadą do samochodu w Łodygowicach.
Jest pora obiadowa, tak więc zatrzymujemy się w centrum w restauracji, zamawiamy obiad i czekamy... czasu jest trochę, bo samochody które mają nad odebrać są jeszcze daleko :)... Tak więc najedzeni i napici dzielimy się na 3 grupy, pierwsza jedzie ze mną, druga zapakuje się za chwilę do innego samochodu i trzecia Witek i Sławek którzy postanowili pojechać rowerami do Gliwic. W domu jestem około 17... tego wieczora mam jeszcze 2 rzeczy do ogarnięcia. Gdzieś po 21 dostaję informację, wszyscy bezpiecznie dojechali.... Ten przedłużony weekend to kulminacja półrocznych przygotowań. Wszystko się udało, nie było większych problemów na trasie, emocje opadły. Podziękowania należą się wszystkim którzy podjęli wyzwanie, Za rok obiecujemy, że trasa będzie łatwiejsza... choć niekoniecznie krótsza ;)
Dzień drugi firmowego wyjazdu rowerowego do Zakopanego. Wczesny poranek, pora przyjrzeć się rowerom, sprawdzić czy wszystko działa, czasami wymienić opony ;), podpompować koła. Zbliża się 9, na miejscu jest już kolejne kilkadziesiąt osób mających nam towarzyszyć, w sumie jedzie nas dzisiaj 88. Kilka osób dopiero dzisiaj wyjechało z Gliwic w wariancie 226 km w jeden dzień.
Samochód wiozący rowerzystów lekko się spóźnił, w efekcie wyjeżdżamy z półgodzinnym poślizgiem. Nie ma to jednak większego znaczenia tą trasę planujemy na 10 godzin z postojami...
Na miejscu podczas kolacji dziękujemy wszystkim uczestnikom za podjęcie wyzwania, za miesiące przygotowań. To był 5 wyjazd rowerowy w dużym gronie, co roku zapisuje się na nieco coraz więcej osób. Strach pomyśleć co będzie jeżeli przedłużymy dystans do 300km. Podziękowania należą się szefostwu Etisoftu za udzielone wsparcie, działowi HR,osobą które jechały samochodami i w razie czego wspomagały nas, czy to bananami, czy narzędziami. Niespodzianek na całym 220 km odcinku prawie nie było.