Wyjazd integracyjny Zakopane 2018 - dzień drugi
Piątek, 8 czerwca 2018
· Komentarze(0)
Kategoria do 136km, Firmowo, W jedną stronę
Dzień drugi firmowego wyjazdu rowerowego do Zakopanego. Wczesny poranek, pora przyjrzeć się rowerom, sprawdzić czy wszystko działa, czasami wymienić opony ;), podpompować koła. Zbliża się 9, na miejscu jest już kolejne kilkadziesiąt osób mających nam towarzyszyć, w sumie jedzie nas dzisiaj 88. Kilka osób dopiero dzisiaj wyjechało z Gliwic w wariancie 226 km w jeden dzień.
Samochód wiozący rowerzystów lekko się spóźnił, w efekcie wyjeżdżamy z półgodzinnym poślizgiem. Nie ma to jednak większego znaczenia tą trasę planujemy na 10 godzin z postojami...
Ostatnie przygotowania © amiga
Początek jest wyjątkowo trudny, pojawiają się pierwsze podjazdy, nie są specjalnie długie, ale za to strome, ten "najgorszy" ma około 14%, ale za to widoki....
Pomimo wczesnej pory słońce grzeje niemiłosiernie, to jedna z tych rzeczy której się obawiam, odwodnić się w takich warunkach jest się łatwo, a część osób nie ma wyrobionych nawyków picia.
Prognozy pogoda na dokładkę nas straszą burzami po południu, zastanawiamy się wszyscy gdzie to nas dopadnie i czy w ogóle dopadnie, a może meteo się myli?
Zwarty szyk © amiga
a teraz w dół © amiga
Chwila odpoczynku po ostrym podjeździe © amiga
Jest gdzie się zmęczyć © amiga
Pod sklepem © amiga
Początek trasy wygląda tak, że co 2-3 km jest krótki postój, by pozbierać grupy, by zrobić zdjęcia, nie wróży to dobrze czasowi przejazdu. O 12 powinniśmy być na przełęczy Glinka, a mamy za sobą dopiero 12 km i już minęła godzina. W Węgierskiej Górce wjeżdżamy na trakt cesarski, piękna droga bez samochodów, piękne widoki. W Milówce wjeżdżamy na czerwony szlak i jego z grubsza musimy się trzymać. Tyle, że przy projektowaniu trasy w ślad wkradł się błąd i o ile ja czy Darek wiemy jak jechać, to obawiamy się jak poradzą sobie z tym pozostałe grupy. Już na mecie dowiadujemy się, że faktycznie wprowadziło ich to w błąd i wchodzili pod jakieś dziwne mostki, ale bez większych problemów przejechali ten odcinek. Tym bardziej, że za przejazdem kolejowym w Milówce i tak musimy się poruszać główną drogą.
Piękne widoki © amiga
Na mostku © amiga
Kładka w Węgierskiej Górce © amiga
Sporo chmur na niebie © amiga
Góry coraz bliżej © amiga
Okolice Rajczy © amiga
Droga coraz bardziej stroma © amiga
Ostatnia stacja... © amiga
Na podjeździe robimy jeszcze 2 krótkie postoje, jeden w Rajczy i drugi w Ujsołach, tam ostatnie uzupełnienie płynów. Zaczyna się bardziej stromy odcinek. To około 8 km, jednak może nam zająć i godzinę. Mimo tego, że im bliżej d granicy tym nachylenie większe, to wszyscy dają sobie z tym świetnie radę. Ewe podwożą na przełęcz drogowcy ;) Łukasz odkrywa, że od dłuższego czasu ma zaciśnięty przedni hamulec... ;) To jest wyczyn... jechać 30 km pod górkę na zaciśniętym hamulcu :) Na szczycie już czekają na nas wozy wsparcia. Są banany, batony, woda, kola itp. Przerwa około 30 minut. Trochę straszą mnie te ciemne chmury na horyzoncie. Może jednak uda się przejechać bez deszczu...
Wycinanki na drodze © amiga
Na szczycie przełęczy © amiga
Teraz długi zjazd © amiga
Chmury nie wróżą nic dobrego © amiga
Długi zjazd po Słowackiej stronie, ale... wjeżdżamy w ulewę, w ciągu kilku chwil jesteśmy mokrzy, zatrzymujemy się tylko na chwilę, pochować telefony. Ulewa połączona z gradem na dość ruchliwym odcinku drogi nie jest przyjemna. Gnamy jak szaleni, Zatrzymujemy się po około 30km za tamą. Deszcz ustaje.
Solidnie leje © amiga
Ten deszcz nie umila jazdy © amiga
Chwila odpoczynku © amiga
W końcu przestało padać © amiga
Chyba się wypogadza © amiga
Oravská priehrada © amiga
Od grupy jadącej za nami jakieś 30 minut później dowiadujemy się, że oni jechali tylko po mokrych drogach, nie skropiło ich nic z nieba. Cóż trzeba mieć szczęście. ;) Uśmiechnięci zadowoleni jedziemy dalej. Temperatura znowu rośnie, coś czuję, że wyschniemy zanim dojedziemy do hotelu w Zakopanem, a do tego jest coraz bliżej. Zostało około 50 km.
Ostatni postój w Słowacji © amiga
Kawałek z górki © amiga
Od Trsteny zaczyna się 15 km najfajniejszego odcinka na trasie poprowadzonego po starym nasypie kolejowym w kierunku Nowego Targu. Tutaj słychać zachwyty Ochy i Achy, tyle, że patrząc a kierunku Tatr Wysokich widać szalejące tam burze. Oby nas znowu coś nie dorwało. Jedna z rzecz których nie lubię, są burze w lesie i w górach, szczególnie gdy jestem na szczycie. ;)
Most kolejowy przerobiony na rowerowy © amiga
Krótka przerwa © amiga
Te mostki są niesamowicie klimatyczne © amiga
Genialna rowerówka © amiga
Miejsce postojowe przy drodze rowerowej w kierunku granicy z Polską © amiga
Tatry coraz bliżej © amiga
Przed Chochołowem © amiga
Po przekroczeniu granicy jesteśmy w Chochołowie, ostatnia przerwa na trasie, tym razem dość krótka, kilka osób jedzie już siłą woli, ale nie poddają się, do mety około 20km, to jakaś godzina z lekkim okładem. Leciusieńko kropi, na szczęście nie jest to nic wielkiego. ruszamy. Ostatni podjazd na Kościelisko, i dłuuuugi zjazd do Zakopanego.
Przerwa w Chochołowie © amiga
Kawałek pod górkę © amiga
Kościół pw. św. Kazimierza w Kościelisku © amiga
Giewont na wyciągnięcie ręki © amiga
Te 3 km od centrum miasta do hotelu są nieprzyjemnie, ruch jak diabli, cały czas lekki podjazd, zajęło nam to dobre 20 minut, ale jesteśmy na miejscu, dotarliśmy, zwyciężyliśmy. Dla wielu osób były to życiówki, rekordy odległości, rekordy prędkości....
Dalej nie jadę ;) © amiga
Już w hotelu © amiga
Na miejscu podczas kolacji dziękujemy wszystkim uczestnikom za podjęcie wyzwania, za miesiące przygotowań. To był 5 wyjazd rowerowy w dużym gronie, co roku zapisuje się na nieco coraz więcej osób. Strach pomyśleć co będzie jeżeli przedłużymy dystans do 300km. Podziękowania należą się szefostwu Etisoftu za udzielone wsparcie, działowi HR,osobą które jechały samochodami i w razie czego wspomagały nas, czy to bananami, czy narzędziami. Niespodzianek na całym 220 km odcinku prawie nie było.
Samochód wiozący rowerzystów lekko się spóźnił, w efekcie wyjeżdżamy z półgodzinnym poślizgiem. Nie ma to jednak większego znaczenia tą trasę planujemy na 10 godzin z postojami...
Ostatnie przygotowania © amiga
Początek jest wyjątkowo trudny, pojawiają się pierwsze podjazdy, nie są specjalnie długie, ale za to strome, ten "najgorszy" ma około 14%, ale za to widoki....
Pomimo wczesnej pory słońce grzeje niemiłosiernie, to jedna z tych rzeczy której się obawiam, odwodnić się w takich warunkach jest się łatwo, a część osób nie ma wyrobionych nawyków picia.
Prognozy pogoda na dokładkę nas straszą burzami po południu, zastanawiamy się wszyscy gdzie to nas dopadnie i czy w ogóle dopadnie, a może meteo się myli?
Zwarty szyk © amiga
a teraz w dół © amiga
Chwila odpoczynku po ostrym podjeździe © amiga
Jest gdzie się zmęczyć © amiga
Pod sklepem © amiga
Początek trasy wygląda tak, że co 2-3 km jest krótki postój, by pozbierać grupy, by zrobić zdjęcia, nie wróży to dobrze czasowi przejazdu. O 12 powinniśmy być na przełęczy Glinka, a mamy za sobą dopiero 12 km i już minęła godzina. W Węgierskiej Górce wjeżdżamy na trakt cesarski, piękna droga bez samochodów, piękne widoki. W Milówce wjeżdżamy na czerwony szlak i jego z grubsza musimy się trzymać. Tyle, że przy projektowaniu trasy w ślad wkradł się błąd i o ile ja czy Darek wiemy jak jechać, to obawiamy się jak poradzą sobie z tym pozostałe grupy. Już na mecie dowiadujemy się, że faktycznie wprowadziło ich to w błąd i wchodzili pod jakieś dziwne mostki, ale bez większych problemów przejechali ten odcinek. Tym bardziej, że za przejazdem kolejowym w Milówce i tak musimy się poruszać główną drogą.
Piękne widoki © amiga
Na mostku © amiga
Kładka w Węgierskiej Górce © amiga
Sporo chmur na niebie © amiga
Góry coraz bliżej © amiga
Okolice Rajczy © amiga
Droga coraz bardziej stroma © amiga
Ostatnia stacja... © amiga
Na podjeździe robimy jeszcze 2 krótkie postoje, jeden w Rajczy i drugi w Ujsołach, tam ostatnie uzupełnienie płynów. Zaczyna się bardziej stromy odcinek. To około 8 km, jednak może nam zająć i godzinę. Mimo tego, że im bliżej d granicy tym nachylenie większe, to wszyscy dają sobie z tym świetnie radę. Ewe podwożą na przełęcz drogowcy ;) Łukasz odkrywa, że od dłuższego czasu ma zaciśnięty przedni hamulec... ;) To jest wyczyn... jechać 30 km pod górkę na zaciśniętym hamulcu :) Na szczycie już czekają na nas wozy wsparcia. Są banany, batony, woda, kola itp. Przerwa około 30 minut. Trochę straszą mnie te ciemne chmury na horyzoncie. Może jednak uda się przejechać bez deszczu...
Wycinanki na drodze © amiga
Na szczycie przełęczy © amiga
Teraz długi zjazd © amiga
Chmury nie wróżą nic dobrego © amiga
Długi zjazd po Słowackiej stronie, ale... wjeżdżamy w ulewę, w ciągu kilku chwil jesteśmy mokrzy, zatrzymujemy się tylko na chwilę, pochować telefony. Ulewa połączona z gradem na dość ruchliwym odcinku drogi nie jest przyjemna. Gnamy jak szaleni, Zatrzymujemy się po około 30km za tamą. Deszcz ustaje.
Solidnie leje © amiga
Ten deszcz nie umila jazdy © amiga
Chwila odpoczynku © amiga
W końcu przestało padać © amiga
Chyba się wypogadza © amiga
Oravská priehrada © amiga
Od grupy jadącej za nami jakieś 30 minut później dowiadujemy się, że oni jechali tylko po mokrych drogach, nie skropiło ich nic z nieba. Cóż trzeba mieć szczęście. ;) Uśmiechnięci zadowoleni jedziemy dalej. Temperatura znowu rośnie, coś czuję, że wyschniemy zanim dojedziemy do hotelu w Zakopanem, a do tego jest coraz bliżej. Zostało około 50 km.
Ostatni postój w Słowacji © amiga
Kawałek z górki © amiga
Od Trsteny zaczyna się 15 km najfajniejszego odcinka na trasie poprowadzonego po starym nasypie kolejowym w kierunku Nowego Targu. Tutaj słychać zachwyty Ochy i Achy, tyle, że patrząc a kierunku Tatr Wysokich widać szalejące tam burze. Oby nas znowu coś nie dorwało. Jedna z rzecz których nie lubię, są burze w lesie i w górach, szczególnie gdy jestem na szczycie. ;)
Most kolejowy przerobiony na rowerowy © amiga
Krótka przerwa © amiga
Te mostki są niesamowicie klimatyczne © amiga
Genialna rowerówka © amiga
Miejsce postojowe przy drodze rowerowej w kierunku granicy z Polską © amiga
Tatry coraz bliżej © amiga
Przed Chochołowem © amiga
Po przekroczeniu granicy jesteśmy w Chochołowie, ostatnia przerwa na trasie, tym razem dość krótka, kilka osób jedzie już siłą woli, ale nie poddają się, do mety około 20km, to jakaś godzina z lekkim okładem. Leciusieńko kropi, na szczęście nie jest to nic wielkiego. ruszamy. Ostatni podjazd na Kościelisko, i dłuuuugi zjazd do Zakopanego.
Przerwa w Chochołowie © amiga
Kawałek pod górkę © amiga
Kościół pw. św. Kazimierza w Kościelisku © amiga
Giewont na wyciągnięcie ręki © amiga
Te 3 km od centrum miasta do hotelu są nieprzyjemnie, ruch jak diabli, cały czas lekki podjazd, zajęło nam to dobre 20 minut, ale jesteśmy na miejscu, dotarliśmy, zwyciężyliśmy. Dla wielu osób były to życiówki, rekordy odległości, rekordy prędkości....
Dalej nie jadę ;) © amiga
Już w hotelu © amiga
Na miejscu podczas kolacji dziękujemy wszystkim uczestnikom za podjęcie wyzwania, za miesiące przygotowań. To był 5 wyjazd rowerowy w dużym gronie, co roku zapisuje się na nieco coraz więcej osób. Strach pomyśleć co będzie jeżeli przedłużymy dystans do 300km. Podziękowania należą się szefostwu Etisoftu za udzielone wsparcie, działowi HR,osobą które jechały samochodami i w razie czego wspomagały nas, czy to bananami, czy narzędziami. Niespodzianek na całym 220 km odcinku prawie nie było.