Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:25085.92 km (w terenie 6008.46 km; 23.95%)
Czas w ruchu:1471:29
Średnia prędkość:17.05 km/h
Maksymalna prędkość:64.91 km/h
Suma podjazdów:154398 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:156 (84 %)
Suma kalorii:1058920 kcal
Liczba aktywności:339
Średnio na aktywność:74.00 km i 4h 20m
Więcej statystyk

Rajd Rowerowy z okazji 5-lecia Stowarzyszenia Historia Koluszek

Niedziela, 14 lipca 2019 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Po kolejnej dłuższej przerwie, umawiamy się z Karoliną w Koluszkach. Przez 1.5 tygodnia nie jeździłem, dorwało mnie przeziębienie, nałożyło się na to załamanie pogody. Może i dobrze? Dziś jednak plan jest inny... Szybkie zbieranie się o świcie i w drogę. W Koluszkach jestem trochę przed czasem. Oglądam to i owo... 

Dociera Karolina i już razem jedziemy do miejsca startu. Chwila rozmowy, tym bardziej, że nie jestem zapisany. Decyzja zapadła wczoraj około 18 ;) Ale mogę jechać, choć nie będę "klasyfikowany"... ;) Zastanawiam się jaka jest formuła tego rajdu. Coś jest o grupach, coś o indywidualnej jeździe... Nie wiem o co chodzi. 

Jako, że mamy sporo czasu to jedziemy na mały objazd okolicy... Karolina pokazuje na mapie Lisów... czy ja tam byłem? Chyba nie? No to jedziemy... 

Ręce do góry ;)
Ręce do góry ;) © amiga
Co jakiś czas pojawiają się tablice informacyjne"Muzeum w Przestrzeni" pomysł fajny, by zwrócić uwagę, na coś... co pewnie byśmy pominęli, bo czasami czegoś nie widać... Tak jest m.in. z mogiłą O podjechaniu pod nią raczej nie ma mowy. Prędzej przeniesienie roweru. Robimy tylko zdjęcie z daleka... i jedziemy dalej. Troszeczkę blokuje nas czas, o 11 musimy być w bazie bo wtedy mają nastąpić stary naszych grup....  
Mogiła ofiar hitleryzmu w Felicjanowie
Mogiła ofiar hitleryzmu w Felicjanowie © amiga
Muzeum w przestrzeni - Tworzyjanki
Muzeum w przestrzeni - Tworzyjanki © amiga
Tworzyjanki - zabudowania ukryte za drzewami
Tworzyjanki - zabudowania ukryte za drzewami © amiga
Willa na terenie jakiegoś środka w Tworzyjankach
Willa na terenie jakiegoś środka w Tworzyjankach © amiga
Zahaczamy o Tworzyjanki, tutaj jestem pewien, że byłem, choć nie do końca jestem pewien kiedy i przy jakiej okazji. Karolina pokazuje mi znaki na Lisów i tamtejszą inwestycję. Jedziemy... i pierwsze co rzuca mi się w oczy to stacja rowerów miejskich... Miejsce takie zupełnie nijakie, choć... to niby centrum miejscowości. Zresztą to rower aglomeracyjny i chyba w takiej formie ma to jakiś sens... Okazuje się, że inwestycja jest tuż obok... Jest niedokończona... Może inaczej... jeszcze trwa, wygląda że potrwa co najmniej rok. Jak patrzę na spuszczone stawy to widzę świeże ślady po łyżkach koparek.  Objeżdżamy okolicę, na już działa tylko basen odkryty. Widać ratownika, kilka osób obsługi, ale całość jest jeszcze zamknięta. Ciekawe o której otwierają?  Jest już grubo po 10... 
Lisowice - rower miejski :)
Lisowice - rower miejski :) © amiga
Pogłębione stawy w Lisowicach
Pogłębione stawy w Lisowicach © amiga
Ścieżka bardzo fajna, szkoda, że staw wygląda jak wygląda... :(
Ścieżka bardzo fajna, szkoda, że staw wygląda jak wygląda... :( © amiga
Zawracamy na start rajdu... Jesteśmy jeszcze przed czasem. Dostajemy wodę, batony itp... Nasza grupa rusza o 11:30. Z grubsza dowiadujemy się jaka jest formuła. Mimo map z zaznaczonymi kilkoma PK, jest to forma wycieczki. Jest 2 prowadzących i do 13 osób prowadzonych ;) Wśród nich jesteśmy i my ;) Pierwszy PK to sklep... po około 8 km drogi. Stajemy, ktoś coś kupuje i dalej bez słowa ruszamy dalej... Hmmm... Historia Koluszek? Chyba spodziewałem się czegoś innego... 

Czekając na pociąg....
Czekając na pociąg.... © amiga
Karolina na rowerze :)
Karolina na rowerze :) © amiga
Punkt kontrolny ;)
Punkt kontrolny ;) © amiga
Mijamy miejsca w których byliśmy, które znamy, podziwiamy okolicę, tutaj muszę przyznać, że trasa poprowadzona jest perfekcyjnie. Z daleka od ruchu, głównie lasami, polami... jest pięknie... Docieramy do kolejnego PK... tutaj spisują numery docierających uczestników. Tylko po co? Z jakiego powodu? Jaki to ma sens jeżeli to wycieczka... I ponownie bez informacji o tym miejscu, choć... chyba niespecjalnie jest o czym mówić. Jesteśmy na rozwidleniu dróg... ;) To coś co mnie w tej formule kompletnie zaskakuje. Próbuję sobie poukładać jak to się ma do historii Koluszek.. Nic nie do głowy nie przychodzi. 

Ciekawa Ścieżka po śladzie kolei...
Ciekawa Ścieżka po śladzie kolei... © amiga
Kapliczka św. Huberta
Kapliczka św. Huberta © amiga
Kolejny PK na trasie
Kolejny PK na trasie © amiga
Trochę ludzi się pojawiło
Trochę ludzi się pojawiło © amiga
Zboże prawie gotowe do zebrania
Zboże prawie gotowe do zebrania © amiga
Szutry w okolicach Koluszek
Szutry w okolicach Koluszek © amiga
Docieramy do Batorówki, miejsce fantastyczne, dobrze przygotowane, jest sklep, jest przerwa na posiłek. Uczestnicy między sobą rozmawiają, jednak przewodnicy dalej milczą jak zaklęci... dalej zero historii. Okolicy. Przyznam się, że już bardziej podobał mi się wyjazd z Brzezinami z okazji 100 lecia odzyskania niepodległości. Gdy w miejscach ważnych z historycznego punktu widzenia były przerwy, ktoś nawiązywał do historii. Tutaj echo... 
Batorówka - Wola Łokotowa
Batorówka - Wola Łokotowa © amiga
Telefon do przyjaciela?
Telefon do przyjaciela? © amiga
W drodze do Koluszek
W drodze do Koluszek © amiga
Wiejski krajobraz
Wiejski krajobraz © amiga
Powoli wracamy do Koluszek. Niektórzy uczestnicy ścinają trasę, upraszczają ją... my jednak trzymamy się dzielnie podążając za prowadzącymi. Kilka przerw na pozbieranie grup, kolejne PK, kolejne ostoje. Pogoda dopisuje... A szlak po kolejce wąskotorowej rewelacyjny, ale sami to odkrywamy czytając tablice przy drodze... Zatrzymujemy się też częściej niż inni, by zrobić zdjęcie, by zapoznać się z czymś. 
Punkt zborny ;)
Punkt zborny ;) © amiga
Tablica przy DDRce poprowadzonej po szlaku kolei
Tablica przy DDRce poprowadzonej po szlaku kolei © amiga
Tablice przy DDRce poprowadzonej po szlaku kolei
Tablice przy DDRce poprowadzonej po szlaku kolei © amiga
Losowanie nagród :)
Losowanie nagród :) © amiga
W końcu dojeżdżamy do Koluszek... Na miejscu poczęstunek, choć to jest mało powiedziane. Wielka wyżera...  ;) Jest wielki grill, kiełbaski, kaszanki, karczki się na nim grzeją. Masa pomidorów, ogórków... chleb, kawa, herbata, napoje gazowane, niegazowane, soki... Szybko wypełniają się brzuchy. Może zjadło by się więcej, ale miejsca brak w żołądku. Po jakimś czasie następuje losowanie wśród uczestników. 3 osoby dostają upominki, a z pośród nich jedna wygra bilet do Aten. Tyle, że konkurs trwa, każdy ma po 3 pytania. Ten który poprawnie odpowie na największą ich liczbę dostanie nagrodę główną :)

Teraz może na szybko to co mi się podobało....
Ponad 200 uczestników... Szok :) i gratulacje.
Pomysł świetny, baza genialna, poczęstunek i przygotowanie genialne... 
Ale... 
Jak kilka razy wspomniałem, nie mam pojęcia jak przejazd lasami miał się do historii Koluszek. Obawiam się, że nijak... a szkoda. I to podstawowy zarzut... i chyba jedyny. 
W zasadzie jestem mega zadowolony z tej wycieczki :)

Dzięki Karolina za kolejny wspólny wypad :) Słońce świeciło jak zawsze gdy jesteś obok :)

Wyprawa wzdłuż zachodniej granicy z Karoliną - dzień 8

Środa, 26 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Wyjeżdżamy z przemiłej willi o 5:30. Około 12:40 musimy być w Szczecinie Dąbiu skąd mamy pociąg powrotny. Wstępnie oceniam, że gdzieś koło 11 powinniśmy być na miejscu więc będzie sporo czasu na zwiedzanie. Na dzień dobry zahaczamy jeszcze o pobliską Marinę, kilka zdjęć i zawracamy, nasz plan obejmuje przejazd przez Goleniów. Wczoraj sprawdzaliśmy co można tam zobaczyć i chyba warto nieco nagiąć drogę. Wyjeżdżając ze Stepnicy widzimy pochód ludzi ubranych w jednakowe niebieskie stroje.. Za kilkanaście minut pewnie rozpoczną zmianę w zakładzie IKEI. Z jednej strony fajnie bo jest praca, z drogiej trochę to wygląda jak na starych filmach sprzed kilku dekad o pracownikach kopalń, hut itp... Troszkę jestem uczulony na takie widoki, ale też jestem przyzwyczajony do zupełnie innego trybu pracy... Ktoś też musi to wykonywać, z fragmentów rozmów które do nas docierają mam wrażenie, że to głównie sąsiedzi zza wschodniej granicy. 

Marina w Stepnicy
Marina w Stepnicy © amiga
Szczecin już Widać...
Szczecin już Widać... © amiga
Gdy jedziemy drogą mającą nad doprowadzić do Goleniowa kilka razy mijają nas samochody z drewnem. W głowie od razu zapala mi się kontrolka Lex Szyszko. Szkodnik przez którego wycięto wiele drzew w miastach, pozostawiając goły beton... 

Puste drogi za Stepnicą
Puste drogi za Stepnicą © amiga
Ale co tam polityka, trafiamy na Syrenkę w barwach milicji z kogutem milicyjnym, musimy stanąć, Takich samochodów jest coraz mniej, coraz rzadziej można je spotkać, a szkoda. 
Wóz Milicyjny
Wóz Milicyjny © amiga
Posterunkowa w swoim żywiole :)
Posterunkowa w swoim żywiole :) © amiga

Przed Goleniowem mapa wyprowadza nas na manowce, coś tam się zupełnie nie zgadza. Odpalam nawigację i... na mapie jest jedno a w terenie drugie, dlatego skręciliśmy nie tak... Cóż... zawracamy i udaje się dojechać do Goleniowa. Liczyliśmy na moc zabytków, a tych jest tyle co kot napłakał. Podejrzewam, że miasto musiało mocno ucierpieć w trakcie wojny. Całe centrum to nowe budynki. Jedynie kilka starych budynków powtykane jest jak rodzynki. Cóż... Mieliśmy większy apetyt... Odbijamy w kierunku Szczecina. Niby trzymamy się bocznej drogi, z daleka od Wojewódzkiej, ale miejscami ruch jest taki, że szkoda gadać. Psycha mi powoli pada. 

Centrum Goleniowa
Centrum Goleniowa © amiga
Kościół pw. św.Katarzyny Aleksandryjskiej w Goleniowie
Kościół pw. św.Katarzyny Aleksandryjskiej w Goleniowie © amiga
Spichlerz zbożowy w Goleniowie
Spichlerz zbożowy w Goleniowie © amiga
Ruiny kaplicy św. Jerzego w Goleniowie
Ruiny kaplicy św. Jerzego w Goleniowie © amiga
Park XXX-lecia w Goleniowie
Park XXX-lecia w Goleniowie © amiga

Gdy mijamy znak z napisem Szczecin i jest jakiś zjazd proszę Karolinę o chwilę przerwy... Zdecydowanie za dużo samochodów. Przy okazji odpalam nawigację i okazuje się, że tuż obok jest jest szlak św. Jakuba który zaprowadzi nas do Dąbia. Początkowo jest trochę piasku, dalej kocie łebki, ale później już zwykły asfalt. Jazda jest zdecydowanie przyjemniejsza. Mijamy centrum Dąbia, tutaj i tak wrócimy za kilak godzin. A teraz kierujmy się do centrum Szczecina. Droga dłuży się niesamowicie. 

Gdy docieramy do centrym małe rozczarowanie, miasto jest może i nowoczesne, ale brzydkie. Betonowe klocki straszą tu i ówdzie. Po kilkunastu minutach postanawiamy podjechać na dworzec PKP. Starczy atrakcji na dziś... Tam posilamy się w KFC, gdzie zagaduje nas człowiek z obsługi, także rowerzysta :) Zajadamy się kurakami i idziemy na nieszczęsny peron 4 z którego jedzie pociąg do Dąbia. 

Nad Odrą w Szczecinie
Nad Odrą w Szczecinie © amiga
Odra w Szczecinie
Odra w Szczecinie © amiga
Uliczna prowadząca do zamku książąt pomorskich w Szczecinie
Uliczna prowadząca do zamku książąt pomorskich w Szczecinie © amiga
Zamek Książąt Pomorskich w Szczecinie
Zamek Książąt Pomorskich w Szczecinie © amiga
Kościół Polskokatolicki pw. św. Piotra i Pawła
Kościół Polskokatolicki pw. św. Piotra i Pawła © amiga
Która godzina?
Która godzina? © amiga
Zabudowania w Szczecinie
Zabudowania w Szczecinie © amiga
DDRki wyglądają zachęcająco
DDRki wyglądają zachęcająco © amiga

A w Dąbiu mamy jeszcze godzinę, jakoś nie mamy ochoty na sterczenie pod zadaszeniem. Tak więc postanawiamy objechać okolicę, może coś się znajdzie? Kręcimy się to tu i tam. Jakiś park, resztki murów, kościół i chyba wyczerpaliśmy wszystkie atrakcje. Wracamy na peron. 

Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Szczecinie Dąbiu
Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Szczecinie Dąbiu © amiga
Na peronie w Szczecinie Dąbiu
Na peronie w Szczecinie Dąbiu © amiga
Rowerki już odpoczywają
Rowerki już odpoczywają © amiga

Przyjeżdża pociąg, pakujemy się do środka, jest klimatyzacja. To dobrze. Przed nami kilka godzin podróży... Początkowo trochę ucinamy komara, później możemy zająć się innymi sprawami. 
W Poznaniu mamy dłuższy postój. Wychodzimy na peron by rozprostować kości... Termometr pokazuje 38 stopni... Dość szybko zawracamy, chyba wolimy pomęczyć się z klimatyzacją ;)

Do Tomaszowa docieramy około 21 z lekkim opóźnieniem. W drodze powrotnej jeszcze myjnia. Rowery i sakwy są strasznie skurzone. Po kąpieli wyglądają zdecydowanie lepiej.... 

Nasza wyprawa właśnie się zakończyła, ale to nie ostatni wypad. Już planujemy co dalej, gdzie można by pojechać i w jakim terminie. Tyle, że o kierunku pewnie zadecyduje pogoda. :)

Dzięki Karolina za kolejny niesamowity wypad :) 

A coś więcej można poczytać na blogu Karoliny: 

http://tymoteuszka.bikestats.pl/1768779,Tropikalna...
http://tymoteuszka.bikestats.pl/1768784,Tropikalna...
http://tymoteuszka.bikestats.pl/1769599,Tropikalna...
http://tymoteuszka.bikestats.pl/1769606,Tropikalna...
http://tymoteuszka.bikestats.pl/1769608,Tropikalna...
http://tymoteuszka.bikestats.pl/1769609,Tropikalna...
http://tymoteuszka.bikestats.pl/1769610,Tropikalna...
http://tymoteuszka.bikestats.pl/1769612,Tropikalna...

oraz na stronie stronie PodPrad.info


Wyprawa wzdłuż zachodniej granicy z Karoliną - dzień 7

Wtorek, 25 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Wyjazd z Wisełki nieco później, spacer o 22 chyba nas nieco zmęczył. Po szybkim śniadaniu wyjeżdżamy z Wisełki. Szkoda, że nie mieliśmy sposobności pożegnać się z przemiłymi właścicielami. Na drogach niewielki ruch... Informacje które wczoraj udzielili nam właściciele pensjonatu pomagają nam w trakcie drogi. Szybko mamy fajną rowerówkę. 

Wczoraj po powrocie udało mi się jeszcze połatać dętki i zabezpieczyć porządnie oponę, ale... wiem jedno, przy pierwszej okazji kupię nową oponę, powinienem to zrobić jakieś 500 km temu ;), a nie niepotrzebnie się męczyć. 

Docieramy dość szybko do Międzywodza, tutaj próbujemy objechać główna promenadę, ale ta miejscowość odstrasza. Smród kebabów a raczej przypalonego tłuszczu to nie to czego oczekiwałem, uciekamy stąd.  Za to nieco dalej w Dziwnowie wjeżdżamy na szlak, czy może ścieżkę wzdłuż morza po wydmach... Pomysł rewelacyjny, a my uśmiechnięci powolutku przemierzamy tą drogę. Wiemy, że za chwilę odbijemy wgłąb lądu, by zbliżyć się do Szczecina gdzie jutro koło południa odjedziemy pociągiem... 



Znowu fajna droga rowerowa :)
Znowu fajna droga rowerowa :) © amiga
Do Dziwnowa już niedaleko ;)
Do Dziwnowa już niedaleko ;) © amiga
Most zwodzony w Dziwnowie
Most zwodzony w Dziwnowie © amiga
Rzeka Dziwna w Dziwnówku
Rzeka Dziwna w Dziwnówku © amiga
Karolina na moście
Karolina na moście © amiga
Nad Dziwną
Nad Dziwną © amiga
A może na plażę...
A może na plażę... © amiga
Niewielu spacerowiczów
Niewielu spacerowiczów © amiga
Nad Bałtykiem
Nad Bałtykiem © amiga
Takie coś w Polsce :)
Takie coś w Polsce :) © amiga
Ostatni raz zerkamy na polskie morze
Ostatni raz zerkamy na polskie morze © amiga

Wyjeżdżamy z Dziwnowa, pożegnawszy się na jakiś czas z Bałtykiem, jeszcze nad nie wrócimy, ale nie do Świnoujścia, nie do Międzyzdrojów, czy Międzywodzia... wolę bardziej spokojne okolice :) Np Wisełkę :)

Za Dziwnówkiem robimy krótką przerwę, na śniadanie, na wykonanie telefonu do Gliwic... Mija trochę czasu nim ruszamy dalej. Gdzieś przed Kamieniem Pomorskim widzimy reklamę sklepu rowerowego na ulicy Dworcowej. Gdy tam docieramy prócz objazdu miasta i zachwycania się niektórymi atrakcjami, przystajemy przy sklepie.. 

Krótki postój
Krótki postój © amiga
Coś tam siedzi na pieńku
Coś tam siedzi na pieńku © amiga
Katedra pw. Jana Chrzciciela w Kamieniu Pomorskim
Katedra pw. Jana Chrzciciela w Kamieniu Pomorskim © amiga
Szachulce w Kamieniu Pomorskim
Szachulce w Kamieniu Pomorskim © amiga
Katedra pw. Jana Chrzciciela z innej strony
Katedra pw. Jana Chrzciciela z innej strony © amiga
Marina w Kamieniu Pomorskim
Marina w Kamieniu Pomorskim © amiga
Ratusz w Kamieniu Pomorskim
Ratusz w Kamieniu Pomorskim © amiga
Kamień Pomorski - Baszta
Kamień Pomorski - Baszta © amiga

Pytam się o oponę zwijaną, a tutaj niespodzianka, dowiaduję się, że jestem pierwszym w tym roku który pyta o takie cudo... Sklep niby nieźle zaopatrzony, ale wybór opon jest niewielki, kupuję najdroższą jaka jest, firmy BlackStone. Nie znam jej, ale biorę co jest... Nie zakładam jej teraz szkoda czasu, być może na jakimś dłuższym postoju, a może na mecie. Zabezpieczenie dziury w oponie jest solidne. Nie spodziewam się, żadnej niespodzianki w drodze. 

Dalsza droga jest trochę męcząca, to przez otwarty teren i wiatr z północy. Upał zabija... Marzymy o cieniu, o odpoczynku, męczący odcinek... 

Bociany powoli dorastają :)
Bociany powoli dorastają :) © amiga
W drodze do Wolina
W drodze do Wolina © amiga
Mała przystań nad Dziwną
Mała przystań nad Dziwną © amiga
Może chwilę odpoczniemy tutaj?
Może chwilę odpoczniemy tutaj? © amiga
Kościół pw. Chrystusa Króla w Sibinie
Kościół pw. Chrystusa Króla w Sibinie © amiga
Trochę cienia
Trochę cienia © amiga
W oddali Wolin
W oddali Wolin © amiga
Zatrzymaliśmy się pod jedynym drzewem z możliwością zjazdu w okolicy...
Zatrzymaliśmy się pod jedynym drzewem z możliwością zjazdu w okolicy... © amiga
Pasażer na gapę
Pasażer na gapę © amiga
Wiatraki w okolicy
Wiatraki w okolicy © amiga
Szkoda, że teraz są passe
Szkoda, że teraz są passe © amiga
Analiza mapy...
Analiza mapy... © amiga

Gdy tylko nadarza się okazja, jest ławeczka przy krzyżu stajemy, pora posilić się, chwilę odsapnąć, napić się... Do Stepnicy gdzie mamy nocleg nie ma daleko... Ale obstawiam, że przy tej temperaturze zajmie nam to przynajmniej godzinę, Mapy pokazują, że niedługo powinniśmy dotrzeć do granicy lasu, tam nie powinno tak palić. 

Pora skorzystać z ławeczki przy przydrożnym krzyżu...
Pora skorzystać z ławeczki przy przydrożnym krzyżu... © amiga
Nad Gowienicą
Nad Gowienicą © amiga

Lasy nas ratują, dla odmiany mamy spory zjazd, prawi do samej miejscowości. Tam wpierw odszukujemy nasz nocleg. Okazuje się, że to dość wypasiona willa. Sam pokój jest skromny, ale czysty i przyjemny. Do dyspozycji mamy 2 łazienki, wielką kuchnię, salon, itd... Jest też kilku mieszkańców, część to robotnicy pobliskiej fabryki IKEI. A część jak my to podróżni, zatrzymujący się tylko na chwilę. Po rozpakowaniu się i szybkiej inwentaryzacji postanawiamy pojechać na zakupy. Tutaj okazuje się, że sklepów jest kilka, w tym biedronka. Zakupy udają się. Dostajemy wszystko o czym marzyliśmy przez ostatnie kilka dni. Wracamy do willi. I pierwsze co to kąpiel i przygotowanie prania. Mamy do dyspozycji Pralkosuszarkę. Zostajemy przy praniu, a przy tej temperaturze ciuchy wysuszą się w kilka godzin... W między czasie zajmujemy się kolacją... 

Fajny pomysł by rozdzielić pasy
Fajny pomysł by rozdzielić pasy © amiga

Wyjątkowo nie musimy szukać kolejnego noclegu, jednak na szybko omawiamy trasę dojazdową do Szczecina.. Wiele atrakcji nie będzie. Ale to co zwiedzimy to nasze :)

Padamy nieco wcześniej. Jutro musimy wcześniej wyjechać by zdążyć choć trochę zwiedzić Szczecin. 


Część relacji jest na stronie PodPrad.info, opisany trochę innej perspektywy niż na blogach BS...

Wyprawa wzdłuż zachodniej granicy z Karoliną - dzień 6

Poniedziałek, 24 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Pobudka bardzo wczesna, o 4:55 opuszczamy nasze lokum. Za trochę ponad godzinę mamy pociąg z Chojny. Plan zmodyfikowaliśmy chcemy być nieco więcej czasu nad morzem, trudno, może kiedyś przejedziemy ten brakujący odcinek ONR? Chociaż im bliżej północy tym bardziej był on nijaki. Fakt, asfalt, oznaczenia itp... Tyle, że część południowa była zdecydowanie fajniejsza. 

Wsiadamy na rowery i gnamy ile sił w nogach, do przejechania kilkanaście km. Mamy spory zapas czasu, ale... lepiej być wcześniej... tym bardziej, że wypadałoby coś sfotografować ;)  Wita nas piękny wschód słońca :) Co chwilę zatrzymujemy się.. Gra świateł i porannych mgiełek jest niesamowita :) Wynagradza nam to wczesną porę wstawania :)
Wschodzące słońce w okolicach Morynia :)
Wschodzące słońce w okolicach Morynia :) © amiga
Uwielbiam takie widoki
Uwielbiam takie widoki © amiga
Jest pięknie :)
Jest pięknie :) © amiga
Delikatne mgiełki
Delikatne mgiełki © amiga
Ruiny kaplicy św. Gertrudy
Ruiny kaplicy św. Gertrudy © amiga
Dojeżdżamy do Chojny, wiemy, że nie musimy się spieszyć, na spokojnie zatrzymujemy się tu i tam. Stara część może nie jest imponująca, ale warta odwiedzenia i sfotografowania. Dojazd na dworzec PKP trochę nam jednak zajmuje. Wjazd nie jest oczywisty, oznaczenia są mylące, a mapa... cóż... też nie jest jednoznaczna. Tak więc musimy skorygować nasz wariant przejazdu. 
Na peronie jest już spora grypa ludzi. Pewnie jadą do pracy... Trochę na nas zerkają zdziwieni, trochę z zazdrością... 

Przyjeżdża pociąg na szczęście niskopodłogowy, pakujemy się do Środka i jedziemy do Szczecina. 
Brama Świecka w Chojnie
Brama Świecka w Chojnie © amiga
Ratusz w Chojnie
Ratusz w Chojnie © amiga
Kościół pw. NMP w Chojnie
Kościół pw. NMP w Chojnie © amiga
Brama Barnkowska w Chojnie
Brama Barnkowska w Chojnie © amiga
Pod bramą Barnkowską
Pod bramą Barnkowską © amiga

W Szczecinie planowaliśmy krótki objazd centrum i wszystko by się udało gdyby nie to, że trwa remont dworca. Peron 3 nie istnieje. Czwarty jest odseparowany od pozostałych, nie działa winda... Spacer po schodach i dotarcie do dworca zajmuje nam dobre kilkanaście minut... koszmar... Na dworcu kupujemy bilety na dalszą podróż... mamy chwilę czasu więc kupujemy coś w sklepiku... Obsługa nieprzyjemna, kobieta ma minę jakbyśmy jej krzywdę robili zamawiając hotdogi... Drugi raz tutaj nie kupimy nic... 

Pociąg do Świnoujścia już czeka na peronie pierwszym, na szczęście nie musimy targać rowerów po schodach... wchodzimy do środka i... pociąg jest trochę napchany... 

Wysiadamy w Świnoujściu, prom czeka, wsiadamy i płyniemy na drugą stronę. Jedziemy przez miasto i... mam wrażenie, że dookoła same święte krowy... nie patrzą, pakują się pod koła. Nie reagują na proste słowa, przepraszam..., uwaga... itp... 

Na promie w Świnoujściu
Na promie w Świnoujściu © amiga
Centrum Świnoujścia
Centrum Świnoujścia © amiga
Zabudowania w Świnoujściu
Zabudowania w Świnoujściu © amiga
Wnętrze kościoła Matki Bożej Gwiazdy Morza
Wnętrze kościoła Matki Bożej Gwiazdy Morza © amiga
Zahaczamy o informację turystyczną, dostajemy mapy.. i jedziemy odszukać wiatrak.... szlak na mapie ma się nijak do tego co jest w terenie. niewiele się zgadza. Przywykliśmy też do idealnych ścieżek po stronie niemieckiej, a tutaj z sakwami musimy walczyć z piachem... Udaje się jednak znaleźć właściwą drogę i podejść na plażę by zrobić kilka zdjęć. Teraz kierujemy się do części uzdrowiskowej i dalej do niemieckiej.... 

Kościół pw. Matki Bożej Gwiazdy Morza
Kościół pw. Matki Bożej Gwiazdy Morza © amiga
Wieża wodna w Świnoujściu
Wieża wodna w Świnoujściu © amiga
Marina w Świnoujściu
Marina w Świnoujściu © amiga
Fort Anioła
Fort Anioła © amiga
Pierwszy nasz kontakt z morzem w tym roku :)
Pierwszy nasz kontakt z morzem w tym roku :) © amiga
Ale pusto na plaży....
Ale pusto na plaży.... © amiga
W oddali wizytówka Świnoujścia
W oddali wizytówka Świnoujścia © amiga
Wiatrak przy wejściu do portu
Wiatrak przy wejściu do portu © amiga
Pierwsze parawany już stoją
Pierwsze parawany już stoją © amiga
Część uzdrowiskowa Świnoujścia
Część uzdrowiskowa Świnoujścia © amiga
Główna promenada
Główna promenada © amiga

Część uzdrowiskowa, jest koszmarka... tysiące ludzi, tysiące turystów, oczy musimy mieć dookoła głowy, to, że droga oznaczona jest dla rowerów nic tutaj nie znaczy. Święte krowy są wszędzie... Marzę o tym by to się już skończyło... Odcinek nieco bardziej leśny trochę poprawia nasze humory, docieramy do granicy. Dalej już w części niemieckiej nie jest lepiej... Koszmary wracają... W końcu zapada decyzja. Uciekamy stąd, objedziemy jeziorko i tyle nas tutaj widziano. 

Szlak prowadzi nas przez leśny odcinek
Szlak prowadzi nas przez leśny odcinek © amiga
Granica państwa
Granica państwa © amiga
Po niemieckiej stronie
Po niemieckiej stronie © amiga
Ciekawa zabudowa
Ciekawa zabudowa © amiga
Jakiś dworek?
Jakiś dworek? © amiga
Ciekawa konstrukcja mola
Ciekawa konstrukcja mola © amiga
Nie ma specjalnie chętnych na kąpiele
Nie ma specjalnie chętnych na kąpiele © amiga
Jeszcze raz molo
Jeszcze raz molo © amiga
Zdecydowanie lepsze drogi ;) dla nas oczywiście
Zdecydowanie lepsze drogi ;) dla nas oczywiście © amiga
W końcu nie ma samochodów
W końcu nie ma samochodów © amiga
Z daleka od promenad i uzdrowisk jest lepiej... choć i tutaj mam wrażenie, że mieszkańcy chodzą naburmuszeni. Zaskoczyło mnie to, że i Niemcy nie znają przepisów. Któryś przyczepił się, że nie jedziemy po chodniku. Fakt był dopuszczony na nim ruch rowerowy, ale to nie droga dla rowerów. Nie ma obowiązku tamtędy jechać. Puszczają nam nerwy... Północno-zachodnia  kraina chyba nie jest dla nas... Skręcamy z powrotem do Polski. Niby kilkanaście km do przejechania, ale obydwoje jesteśmy wyczerpani psychicznie. Staramy się unikać głównych dróg... choć  nie zawsze udaje się je ominąć. Dopiero droga przez las do Ahlbeck jest przyjemna. Przejeżdżamy przez granicę i jakiś burak tym razem polak zaczyna na nas trąbić. To kolejna święta krowa... Obiecuję Karolinie, że więcej nasze rowery tutaj nie postawią koła... 

Zabudowa Sellin
Zabudowa Sellin © amiga
Wioska z domami ze strzechy
Wioska z domami ze strzechy © amiga
Pierwszy las mamy taki odcinek leśny po niemieckiej stronie
Pierwszy las mamy taki odcinek leśny po niemieckiej stronie © amiga
Trochę nietypowe zabudowania wsi niemieckiej
Trochę nietypowe zabudowania wsi niemieckiej © amiga
Nad jeziorem Wolgastsee
Nad jeziorem Wolgastsee © amiga
Rowerówka do Ahlbeck
Rowerówka do Ahlbeck © amiga
Przynajmniej jest trochę cienia
Przynajmniej jest trochę cienia © amiga
Fajny kawałek trasy
Fajny kawałek trasy © amiga
Bunkier przy DDRce
Bunkier przy DDRce © amiga
A może do Grodna?
A może do Grodna? © amiga

Z Świnoujścia kierujemy się na wschód, przez Międzyzdroje, jak tylko się da korzystamy z leśnych duktów po których prowadzi trasa R-10. Gdzieś po drodze po raz kolejny odzywa się dętka... Przecież wkleiłem łatkę na oponę, co jest... gdy po raz kolejny w trakcie wycieczki zaglądam do środka okazuje się, że pośpiech przy poprzednim łataniu spowodował to, że łatka odpadła. przykleiła się jakieś 20 cm dalej ;) Zakładam kolejną dętkę... i ruszamy.. Na miejscu popracuję trochę nad oponą. 

Nie mamy ochoty na fotografowanie, po prostu chcemy dotrzeć do mety... Mijamy Międzyzdroje bez postoju. Ludzi pełno... kolejne Krupówki... Do Wisełki jedziemy główną drogą przez Woliński Park Narodowy. Jesteśmy osłonięci od słońca, ale za to podjazdy dają nam popalić ;) Tego się nie spodziewaliśmy, ale... cóż... jest to jakaś odmiana.... 

Docieramy do Wisełki, stawiamy rowery przy znaku Woliński Park Narodowy i... z koła uchodzi mi powietrze... Do mety jest może 400m . Nie mam ochoty na pompowanie, na łatanie, wymianę dętki... Prowadzę rower. Ten dzień jest koszmarem... 

W Wolińskim Parku Narodowym
W Wolińskim Parku Narodowym © amiga
Zabudowania w Wisełce
Zabudowania w Wisełce © amiga

I pewnie tak bym go zapamiętał gdyby nie Pensjonat w którym mamy zarezerwowany pokój... Właściciele witają nas serdecznie. Rowery dostają swoje miejsce zamykane na klucz, do którego mamy dostęp tylko my. Po szybkim rozpakowani się schodzimy do restauracji i w ciągu kilku minut dostajemy pyszny obiad... coś czego potrzebowaliśmy. Na dokładkę w ramach oczekiwania na obiad właściciele nas zabawiają. Okazuje się, że też jeżdżą na rowerach... Podpowiadają nam niektóre trasy. Dziwią się, że wybraliśmy główną drogą dojazdową do Wisełki... ale nam zależało na czasie... Obiad i poobiedzie minęło w miłej atmosferze. Dzień został odczarowany...  A my po kąpieli ustalamy kolejne miejsce noclegowe, składamy rezerwację i postanawiamy się udać na plażę na zachód słońca.
Droga prowadzi borem, lasem... Kilometrowy spacer był nam też chyba potrzebny. Na plaży słońce już nie praży... Zachodzi za horyzontem... Trochę spacerujemy... tu i tam. Cykamy foty. Gdy całkowicie zniknęło w morskiej toni ewakuujemy się do pokoju. W lesie jest prawie kompletnie ciemno, ale droga dalej jest widoczna. Jest coś koło 23 gdy udajemy się na spoczynek. 

Słońce coraz niżej
Słońce coraz niżej © amiga
Spacerowicze na plaży
Spacerowicze na plaży © amiga
Jeszcze dobre pół godziny do zapadnięcia zmroku
Jeszcze dobre pół godziny do zapadnięcia zmroku © amiga
Uwielbiam takie klimaty
Uwielbiam takie klimaty © amiga
Szałas o zachodzie słońca
Szałas o zachodzie słońca © amiga
Morze jest spokojne
Morze jest spokojne © amiga
Mimo tego, że większość dnia nas "denerwowała" to jednak wschód i zachód słońca wiele nam wynagrodził, a właściciele pensojany w Wisełce odczarowali nam ten dzień... 



Część relacji jest na stronie PodPrad.info, opisany trochę innej perspektywy niż na blogach BS...

Wyprawa wzdłuż zachodniej granicy z Karoliną - dzień 5

Niedziela, 23 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Dzień rozpoczyna się wcześnie, choć i tak później niż pierwotnie planowaliśmy. Trochę to przez późne śniadanie, które kucharz podaje nam o 6:00. W Hotelu Sportowym Słubickiego Ośrodka Sportu i Rekreacji większość personelu pochodzi z Ukrainy. I powiem tak, takiej obsługi i takiej serdeczności chyba nigdzie na naszej zachodniej granicy nie zaznaliśmy jak do tej pory. Mimo, że śniadanie wydawane jest zwykle od 7-8 to dla nas nagięli zasady i kucharz wstał wcześniej by przygotować posiłek... To nie było coś odgrzewanego, śniadanie było robione przy nas...  Mam wrażenie, że ludzie pochodzący ze wschodu ,czy to polski, czy z Ukrainy mają inny stosunek do życia. Są po prostu milsi. O ile można się czepiać o pijane ekipy przewalające się po całej Polsce, to tutaj zaskoczyli nas mile. Ale czy my Polacy nie robiliśmy dokładnie tego samego jeszcze kilka lat temu  wyjeżdżając na zachód? Jak było widać zataczającą się osobę to na bank był to Polak... cóż.. Czasy się zmieniają. Za to z radością będę witał ludzi zza wschodniej granicy :) I tak naprawdę to był najjaśniejszy punkt pobytu w Słubicach. 
Samo miasto jak wspomniałem jest kompletnie nijakie. Nie ma na czym zawiesić oczu. Wszystko podporządkowane jest handlowi z Niemcami. Taki jeden wielki bazarek. 
Na szczęście byliśmy tutaj jeden dzień i nie mam najmniejszego zamiaru wracać, bo i po co?  

Słubice - chyba jedyny deptak...
Słubice - chyba jedyny deptak... © amiga

Wracamy na stronę niemiecką. Jednak dzisiaj trasa zaplanowana jest tylko w około 50% po tej stronie Odry. Poranek jest jeszcze chłodny, ale wiemy co nas będzie czekało za kilak godzin. Obstawiam, że około 15 powinniśmy dotrzeć w okolice Morynia gdzie mamy zaklepany kolejny nocleg :) Muszę przyznać, że trochę mnie zaskoczyła rozmowa, bo w 2 przypadkach usłyszałem o komplecie gości, tam gdzie jedziemy gość sprawdzał w kalendarzu czy ma wolne pokoje. Ale udało się... choć... może o tym na końcu wpisu. 

Trochę się oddaliliśmy od Odry
Trochę się oddaliliśmy od Odry © amiga
Uwielbiam takie mosty
Uwielbiam takie mosty © amiga
Na tą chwilę cieszymy się trasą, asfaltowymi ścieżkami, ciekawymi widokami, droga w końcu jest ciut inna od tego co mieliśmy przez ostatnie 2 dni. Krajobraz nieco zmieniony, rzeka wyraźnie szersza, choć punkty postojowe mogłyby być częściej. Wydaje się, że szlak w części północnej jest lepiej przygotowany. Droga po wałach sprawia nam frajdę... Wkrótce docieramy do Kostrzyna nad Odrą... 

Tym razem wiatraki widać po polskiej stronie
Tym razem wiatraki widać po polskiej stronie © amiga
O poranku i już uśmiechnięta :)
O poranku i już uśmiechnięta :) © amiga
Nad Odrą
Nad Odrą © amiga
Droga znad rzeki
Droga znad rzeki © amiga
Rozlewiska Odry
Rozlewiska Odry © amiga
Skrzyżowanie rowerówek ;)
Skrzyżowanie rowerówek ;) © amiga
Widoki z wałów Odry
Widoki z wałów Odry © amiga
Karolina czeka na mnie pod wałami
Karolina czeka na mnie pod wałami © amiga
Ciekawe kto tam miałby powód by zapuścić się samochodem bądź motocyklem?
Ciekawe kto tam miałby powód by zapuścić się samochodem bądź motocyklem? © amiga
Rzeka za nami
Rzeka za nami © amiga
Rozlewiska starorzecza Odry
Rozlewiska starorzecza Odry © amiga
Odra
Odra © amiga

Po przekroczeniu granicy widzimy drogowskaz Stare Miasto, tyle, że gdy jedziemy we wskazanym kierunku nic tam nie ma. Jest jakiś płot... Źle pojechaliśmy? 
Zawracamy i z drugiej strony podjeżdżamy pod twierdzę, zaglądam na nawigację, na mapy OSMAnd i... wygląda na to, że stare miasto jest wewnątrz twierdzy... Tak więc wjeżdżamy do środka i kolejne zaskoczenie... To nie jest Stare miasto, to nie są nawet ruiny, to zarysy starego miasta ze sterczącymi kikutami budynków. Wojna nie obeszła się łagodnie z tym miejscem. Kręcimy się to tu, to tam, robiąc fotografie w miejscach gdzie był kościół, zamek... itd... 

Muszę przyznać, że to miejsce ma niesamowity potencjał i wymowę, myślę, że niektórzy powinni pojechać i zobaczyć co robi wojna, co robi nienawiść jednych ludzi do drugich.. Może coś by dotarło do nich?

Twierdza Kostrzyń
Twierdza Kostrzyń © amiga
Brama twierdzy Kostrzyń
Brama twierdzy Kostrzyń © amiga
Ruiny, czy raczej pozostałości starego Kostrzyna
Ruiny, czy raczej pozostałości starego Kostrzyna © amiga
Główna ulica Starego Kostrzyna
Główna ulica Starego Kostrzyna © amiga
Kościół a w Starym Kostrzynie, a raczej miejsce po nim
Kościół a w Starym Kostrzynie, a raczej miejsce po nim © amiga
Główny plac Starego Kostrzyna
Główny plac Starego Kostrzyna © amiga

Wyjeżdżamy ze starego miasta, w ciszy, nie rozmawiamy, trochę nas przygnębiło to miejsce. Nieco dalej zatrzymujemy się na Maku, to dobra pora by coś zjeść i napić się kawy... Gdy siadamy do stołu, przysiada się do nas ptaszek... obserwuje nas.. dajemy mu kilak okruszków, chwilę później pojawia się kolejny ptak i kolejny... Wszystkie wypatrują okruchów... Kończymy śniadanie, ptaki nakarmione, a my w nieco lepszych humorach jedziemy dalej. Nowa część Kostrzyna jest nijaka... nawet nie mamy ochoty na jej zwiedzanie, ale... na mapie wczoraj zaznaczyliśmy sobie miejscowości gdzie coś jest... i kierujemy się na Dąbroszyn... 

Nasz gość przy śniadaniu ;)
Nasz gość przy śniadaniu ;) © amiga
Odra w okolicach Kostrzyna
Odra w okolicach Kostrzyna © amiga
Pałac w Dąbroszynie
Pałac w Dąbroszynie © amiga
Kościół w Dąbroszynie
Kościół w Dąbroszynie © amiga
Tam na miejscu zatrzymujemy się przy pałacu, przy kościele, jeszcze jest plan by pokrążyć po parku w którym są kapliczki i inne atrakcje. Odbijamy w drogę wojewódzką numer 129 i... szybko dochodzimy do wniosku, że krążenie po lesie z krążącymi dookoła komarami nie ma sensu...  Na dokładkę mimo, bruk pnie się pod górkę, pojawia się wredny kilku procentowy podjazd... Nie lubię takich niespodzianek...  Komary tną, na szczęście lasu nie ma dużo, za to w pełnym słońcu dla odmiany umieramy z gorąca... 
Wydawałoby się, że po wejściu do Unii już wszystkie tego typu drogi powinny być asfaltowe. A tutaj niespodzianka.. Dobrze, że nie jechał żaden samochód, musielibyśmy uciekać w las czy później na pole. 

Droga wojewódzka nr 129 w Dąbroszynie
Droga wojewódzka nr 129 w Dąbroszynie © amiga
Łatwiej po tym spacerować niż jechać
Łatwiej po tym spacerować niż jechać © amiga
Ukwiecone pola
Ukwiecone pola © amiga
Lekko zniszczony asfalt ;)
Lekko zniszczony asfalt ;) © amiga
Droga poprawia się przed Sarbinowem. Równiutki asfalt, chwila postoju, by dać odpocząć rękom, a przy okazji robimy zakupy na pobliskim polu, są i buraki i ziemniaki ;)  Nieco dalej przy drodze krajowej zaskakuje nas piękna asfaltowa rowerówka. Byłoby grzechem nie skorzystać z niej... Zapominamy o bruku i pędzimy przed siebie. W zasadzie nasze rowery same jadą :) Co jakiś czas zatrzymujemy się przy kolejnych miejscowościach, bo mamy zaznaczone, że znajduje się to kościół czy inna atrakcja. Spore wrażenie zrobił na nas kościół Templariuszy w Chwarszczanach. Z zewnątrz robi wrażenie, w środku nieco gorzej. Nie zachowało się nic z pierwotnego wyposażenia czy wystroju. Obstawiam, że został wyremontowany i to względnie niedawno. Pewnie na początku lat 2000. 

Szukamy morza?
Szukamy morza? © amiga
Takie rowerówki lubię
Takie rowerówki lubię © amiga
Tablica informacyjna
Tablica informacyjna © amiga
Kaplica Rzymskokatolicka templariuszy pw. św. Stanisława Kostki - dany kościół Templatiuszy
Kaplica Rzymskokatolicka templariuszy pw. św. Stanisława Kostki - dany kościół Templatiuszy © amiga
Chwarszczany - kościół Templariuszy
Chwarszczany - kościół Templariuszy © amiga
Wnętrze kościoła się nie zachowało, a szkoda....
Wnętrze kościoła się nie zachowało, a szkoda.... © amiga
Zabudowania przy kościele w Chwarszczanach
Zabudowania przy kościele w Chwarszczanach © amiga
Boleszkowice - kościół pw. św. Antoniego Padewskiego
Boleszkowice - kościół pw. św. Antoniego Padewskiego © amiga
Piękna okolica :)
Piękna okolica :) © amiga
Do celu jest coraz bliżej, drogi są różne, ale nie ma bruku z czego jesteśmy zadowoleni :) Główna droga prowadzi przez Mieszkowice trochę bokiem, ale sposób ułożenia zabudowań wskazuje, że może to być coś bardziej zabytkowego. Widać centralny plac i rozchodzące się dookoła drogi. Ciekawe jak to się zachowało. Wjeżdżamy więc do centrum i.... muszę przyznać, że miasteczko jest niesamowicie zadbane, jest piękne, tylko mieszkańców coś nie widać... Choć przy tej temperaturze i o tej godzinie nie powinno nas to dziwić. Zahaczamy jeszcze o kościół... Udaje się wejść na galerię przy organach... Kilka zdjęć, próbuję zaśpiewać Ave Maria, ale wokalista ze mnie żadne... Cóż.. wychodzimy na zewnątrz... I jedziemy do Morynia. To ledwie kilkanaście km drogi, ale ta pnie się pod górkę, w zasadzie bez przerwy mamy ten jeden, dwa stopnie...  
Centrum Mieszkowic
Centrum Mieszkowic © amiga
Kościół w Mieszkowicach
Kościół w Mieszkowicach © amiga
Zabudowania przy kościele w Mieszkowicach
Zabudowania przy kościele w Mieszkowicach © amiga
Wnętrze kościoła
Wnętrze kościoła © amiga
Widok na główną nawę z galeri
Widok na główną nawę z galeri © amiga
Jezioro Morzycko
Jezioro Morzycko © amiga
W Moryniu zaczynamy od odszukania kwatery... mimo błędu w oznaczeniu ma mapach googlea odnajdujemy to miejsce. Witamy się w właścicielem, starszym panem i udajemy się do pokoju. Tam zaskoczenie. Pokój był dawno nie sprzątany. Widać w wielu miejscach pajęczyny. Za tą kasę, gość mógłby się postarać. Naprawdę starczyła by godzina bądź 2 by doprowadzić to do dobrego stanu.. 
Cóż... Na dokładkę gdy przypomniałem sobie rozmowę, że gość musi sprawdzić w grafiku czy ma wolne pokoje, krew mnie zalewa... Na całą posiadłość byliśmy tylko my... Jakieś jaja... Ale później już w domu sprawdziłem, że chyba mieszkańcy Morynia mają zbyt duże mniemanie o sobie. Wiem, że gdybyśmy mieli namiot, to olalibyśmy to miejsce. Nad jeziorem też jest pięknie ;)

Pod kościołem pw. św. Ducha w Moryniu
Pod kościołem pw. św. Ducha w Moryniu © amiga
Kościół w Moryniu
Kościół w Moryniu © amiga
Fontanna Wielkiego Raka w Moryniu
Fontanna Wielkiego Raka w Moryniu © amiga
Po zakwaterowaniu ruszamy do centrum, zobaczyć cokolwiek i zrobić zakupy. Zaskoczeniem jest to, że w zasadzie wszystko jest zamknięte, poza lodziarnią i małym sklepikiem z totkiem. Tam na szczęście udaje nam się zrobić drobne zakupy, była woda i kilka innych drobiazgów. Ale o pieczywie, jajach czy o warzywach możemy zapomnieć... 

Na chwilę zatrzymujemy się w lodziarni, kolejka jak diabli, ale warto było. Lody są pyszne :) Przy okazji dowiadujemy się, że na stacji też jest sklepik... Cóż jedziemy specjalnie nie licząc na sukces... Gdy docieramy na miejsce okazuje się, że nie ma prądu ;) Nic nie możemy kupić. Wracamy na kwaterę. 

Tutaj też nie ma prądu. Okazuje się, że cały Moryń ma zaciemnienie ;) Na szczęście nie trwa to długo, udaje nam się zrobić zupę na tym co mamy, zjeść, wykąpać się i ustalić plan na kolejny dzień, przy okazji znajdujemy i rezerwujemy kolejny nocleg... 

Dzień był męczący, w TV leci mecz... 



Część relacji jest na stronie PodPrad.info, opisany trochę innej perspektywy niż na blogach BS...

Wyprawa wzdłuż zachodniej granicy z Karoliną - dzień 3

Piątek, 21 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Kolejny dzień, kolejna wczesna pobudka, choć dzisiaj zbieranie idzie nam sporo wolniej ;) Chyba to efekt wczorajszego lekkiego przegięcia trasą, dokładniej jej długością i temperaturą z którą musieliśmy walczyć. 

W hotelu i przystawkach jeszcze wszyscy śpią. Patrząc po parkingu, to sporo rowerzystów pojawiło się na nocleg :). Podejrzewam, że jesteśmy pierwsi który jadą dalej. Śniadanie hotelowe jest o godzinie 8:00 czy może 9:00. Nie ma mowy byśmy na nie czekali. O 5:53 wychodzimy za bramę spakowani, najedzeni, napici i mający nadzieję, że dzisiaj trasa będzie krótsza.

Początek zaplanowaliśmy po polskiej stronie aż do Łęknicy gdzie zamierzamy wrócić na niemiecką stronę. 
Po kilku km marzymy o asfalcie, kocie łebki niestety strasznie uprzykrzają jazdę, strasznie nas spowalniają, liczniki miejscami pokazują 10-11 km/h szybciej z sakwami się nie da. Gdy pojawia się asfalt musimy rozluźnić nieco nadgarstki... dać odpocząć ręką...  Koszmarna droga... 

Docieramy jednak do miejsca dla którego warto było się pomęczyć, to teren po starej zalanej kopalni Babina... W tej chwili to rezerwat i ścieżka geoturystyczna. Całość to szutry, ale przyjemnie się po tym jedzie, na dokładkę co kilkaset metrów jest miejsce postojowe z takimi widokami, że chce się krzyknąć WOW... Przy ścieżce co jakiś czas widzę grzyby, głównie niejadalne, choć widziałem też smardza, po raz pierwszy w życiu... Mijam go jednak, po co mi jeden grzybek.. ;)

W razie czego można naprawić rower :)
W razie czego można naprawić rower :) © amiga
Żegnamy się z naszym miejscem noclegowym
Żegnamy się z naszym miejscem noclegowym © amiga
Myślałem, że takie drogi odeszły już do historii, a tutaj są na porządku dziennym
Myślałem, że takie drogi odeszły już do historii, a tutaj są na porządku dziennym © amiga
Poranek na polskich drogach
Poranek na polskich drogach © amiga
Trasa Geoturystyczna „Dawna Kopalnia Babina”
Trasa Geoturystyczna „Dawna Kopalnia Babina” © amiga
Wózki kopalniane
Wózki kopalniane © amiga
Kolorowe jeziorka o świcie
Kolorowe jeziorka o świcie © amiga
Ciekawe formy geologiczne
Ciekawe formy geologiczne © amiga
Warto było tutaj przyjechać o takiej porze
Warto było tutaj przyjechać o takiej porze © amiga
Prócz nas nie ma tutaj nikogo
Prócz nas nie ma tutaj nikogo © amiga
Promień słońca oświetlił Anioła :)
Promień słońca oświetlił Anioła :) © amiga
Nad stawem w zalanej kopalni
Nad stawem w zalanej kopalni © amiga
Pięknie tutaj
Pięknie tutaj © amiga
Słonko już grzeje
Słonko już grzeje © amiga
Rowerki dzielnie czekają
Rowerki dzielnie czekają © amiga
Uśmiechnięta jak zwykle :)
Uśmiechnięta jak zwykle :) © amiga
Zalany las
Zalany las © amiga
Kolejne zalane wyrobisko
Kolejne zalane wyrobisko © amiga
Postoje tu i tam, w sumie przejazd tych kilku km zajmuje nam około godziny... Warto było... Wyjeżdżamy w Łęknicy, miejscowość niczym się nie wyróżnia... gdy widzę jakąś restaurację z napisem śniadania zatrzymuję się, sprawdzam i dowiaduję się, że śniadania wydają po 10:00. Tylko komu? Dla nas 10:00 to pora obiadowa ;) Przy wyjeździe jeszcze krótka wizyta w Biedronce, szybkie uzupełnienie zapasów i ruszamy za granicę. Tam zaskakuje nas piękny zamek z wielkim zadbanym parkiem. Chwilę po nim krążymy, podziwiamy okolicę, budynki i... tracimy szlak z oczu :) 
Mamy mapy więc dość szybko wjeżdżamy na właściwe drogi i wyjeżdżamy z miasta... 
Zamek w Bad Muskau
Zamek w Bad Muskau © amiga
Zamek w Bad Muskau
Zamek w Bad Muskau © amiga
Zamek w Bad Muskau
Zamek w Bad Muskau © amiga
Urząd stanu cywilnego w Bad Muskau
Urząd stanu cywilnego w Bad Muskau © amiga

W kilku miejscach oznaczenia są nieco inne niż na mapie, nowy wariant jest bardziej bez sensu, to niepotrzebny zjazd do rzeki, tylko po to by po 100 metrach zaliczyć podjazd i powrót na główną drogę... Cóż... Od teraz będziemy częściej sprawdzać czy nie ma lepszej i krótszej opcji... Gdy pojawia się punkt postojowy, zatrzymujemy się, pora coś zjeść, z restauracją nie wyszło, ale mamy własny prowiant :) Niebo jest zasnute jeszcze ciemnymi chmurami. Sprawdzam dla zasady radary, ale zarówno one jak i prognozy nie pokazują by miało lać... deszcze już się odsunęły gdzieś dalej... Wygląda na to, że za jakiś czas niebo się "oczyści" i powinno znów być ciepło ;)


Chwila postoju
Chwila postoju © amiga
Znaleziony grzybek, szkoda, że robaczywy :(
Znaleziony grzybek, szkoda, że robaczywy :( © amiga
W nocy padał deszcz
W nocy padał deszcz © amiga
Chmury trochę straszą
Chmury trochę straszą © amiga
Ścieżka przy granicy
Ścieżka przy granicy © amiga
Szeroka rzeka
Szeroka rzeka © amiga
Strasznie płaska okolica
Strasznie płaska okolica © amiga
Bardzo długi odcinek po wałach i przy wałach trochę zaczyna nużyć, wolę gdy coś się dzieje, gdy krajobraz się zmienia, trak wiec każdy budynek, każde drzewo wyróżniające się na tle pozostałych witamy radośnie. W kilku miejscach zatrzymujemy się choć na chwilę, by odpocząć od monotonii jazdy. Najbliższe "coś" czeka nas dopiero w Forst. Do dziwne miasto... a raczej to co się z nim stało po wojnie. Podobnie jak Zgorzelec, czy Frankfurt, zostały podzielone pomiędzy dwa państwa, ale tutaj... nie odbudowano mostu, mało tego, tutaj po stronie polskiej mimo, że miasto przetrwało nie chciał nikt mieszkać, w efekcie w ciągu kilkunasu lat zabudowania po stronie wschodniej zostały rozebrane. Został tylko zarys zabudować na mapach satelitarnych, widać jak rozchodziły się kiedyś ulice. Chyba jedynie cmentarz jako taki ocalał.. czy może inaczej nie został rozebrany, czy rozkradziony. 

Mimo tego mijając Forst, kilka km za miastem przejeżdżamy na polską stronę. Po głowi chodzi mi postój i napicie się gorącej kawy na stacji, jakiś postój chwila odpoczynku. Jednak gdy widzimy wszystkie ceny w euro, widzimy bazarek i witających nas sprzedawców witających się Guten Morgen, dajemy sobie spokój. Ten kraj jest chory, rozumiem, że z Niemcami warto handlować, ale by robić aż taki cyrk? To nie pierwsze miasto w którymś z czymś takim się spotykamy, ale im dalej na północ tym mam wrażenie, że jest gorzej.


Punkt widokowy przy Nysie
Punkt widokowy przy Nysie © amiga
Chyba elektrownia po polskiej stronie
Chyba elektrownia po polskiej stronie © amiga
Po wałach Nysy
Po wałach Nysy © amiga
Jakaś tama? A może mała elektrownia?
Jakaś tama? A może mała elektrownia? © amiga
Ogród różany
Ogród różany © amiga
Róże z ogrodu różanego w Forst
Róże z ogrodu różanego w Forst © amiga
Resztki starego mostu w mieście Forst
Resztki starego mostu w mieście Forst © amiga
Dziwna jest powojenna historia tego miasta, po polskiej stronie zabudowania zostały rozebrane przez mieszkańców... Zniknęło pół miasta
Dziwna jest powojenna historia tego miasta, po polskiej stronie zabudowania zostały rozebrane przez mieszkańców... Zniknęło pół miasta © amiga
Pozostałości po moście w mieście Forst
Pozostałości po moście w mieście Forst © amiga
Wybieramy trasę na skróty w kierunku Gębic gdzie zarezerwowaliśmy nocleg... Jedziemy przez Janiszewice, Mielno i skręcamy na Węgliny, drogą przez las i to był nasz poważny błąd, niby jest bliżej, ale po drodze mamy łachy piasku, to jeszcze jakoś da się przejechać, ale ostatnie 300m to wypłukany przez wodę wąwóz, powalone drzewa uniemożliwiają jazdę, musimy prowadzić, a raczej przenosić rowery. Problemem jest to, że komary z całej okolicy przyleciały na kolację, z chęcią byśmy się dołączyli, gdyby nie to, że to my byliśmy głównym daniem... Karolina odszukuje Off, pryskamy się to nieco pomaga, chmura krążąca dookoła nas nieco rzednie, ale od czasu do czasu i tak znajduje się jakiś bardziej odporny komar który nas dziabie... 

Te kilkaset metrów wykańcza nas... Docieramy do drogi i w nogi... a raczej na koła... Uciekamy... 
I jesteśmy w Mielnie tylko gdzie morze?
I jesteśmy w Mielnie tylko gdzie morze? © amiga
Rowery czekają :)
Rowery czekają :) © amiga
Komary chciały nas tutaj zeżreć
Komary chciały nas tutaj zeżreć © amiga
Drewniany mostek :)
Drewniany mostek :) © amiga
Plac Pamięci Narodowej im. Maksymiliana Kolbego
Plac Pamięci Narodowej im. Maksymiliana Kolbego © amiga
Pomnik na Placu Pamięci Narodowej
Pomnik na Placu Pamięci Narodowej © amiga
Aż do Gębic nie kombinujemy, zostajemy na głównych drogach, na asfaltach z daleka od kniei. Słońce jest dla nas łaskawe, chowa się za chmurkę, lekki wiatr chłodzi nas... Docieramy do agroturystyki w Gębicach... Chwila rozmowy i mamy apartament :) 
Kościół w Gębicach - w zasadzie zabezpieczone ruiny
Kościół w Gębicach - w zasadzie zabezpieczone ruiny © amiga
Wnętrze ruin kościoła, wygląda na to, że trwają jakieś prace by przywrócić go do życia
Wnętrze ruin kościoła, wygląda na to, że trwają jakieś prace by przywrócić go do życia © amiga
Jakieś zabudowanie przy kościele
Jakieś zabudowanie przy kościele © amiga
Kościół w Gębicach
Kościół w Gębicach © amiga
Jeden z nagrobków przy kościele
Jeden z nagrobków przy kościele © amiga
Prawdopodobnie tutaj był cmentarz, mogą o tym świadczyć nieliczne rozwalone nagrobki
Prawdopodobnie tutaj był cmentarz, mogą o tym świadczyć nieliczne rozwalone nagrobki © amiga
Ruiny kościoła w Gębicach
Ruiny kościoła w Gębicach © amiga
Nasz nocleg :)
Nasz nocleg :) © amiga
Zostawiamy sakwy i wsiadamy na rowery, pora na małe zakupy, miejscowy sklep z jakimś strasznie zmierzłym sprzedawcą, widać że raczej z tego się nie utrzymuje. Tutaj nic w zasadzie nie można kupić. Na pytanie czy jest w pobliżu jakiś inny sklep twierdzi, że nie ma... Coś mu nie wierzę, po wyjściu pytam się pana googlea... Ten mówi, że w wiosce obok - niecałe 2 km dalej są 3 sklepy i wszystkie powinny być otwarte.. Tak więc wsiadamy na rumaki i pędzimy dalej. Tam zdecydowanie lepiej to wygląda, zaopatrzenie lepsze a i sprzedawczyni jakby z innej bajki :) 

Wracamy na kwaterę, musimy jeszcze poszukać miejsca na nocleg w dniu jutrzejszym, z grubsza określić trasę. Jest sporo czasu... 


Dla przypomnienia, część relacji jest na stronie PodPrad.info, opisany trochę innej perspektywy niż na blogach BS...

Wyprawa wzdłuż zachodniej granicy z Karoliną - dzień 2

Czwartek, 20 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Drugi dzień wyprawy, tak naprawdę to po raz pierwszy wjedziemy na Oder-Neiße-Radweg, szlak po Czeskiej i Niemieciej stronie prowadzący od źródeł Nysy Łużyckiej poprzez miejsce gdzie łączy się z Odrą dalej Wartą, aż do ujścia do morza. Odpuściliśmy sobie początkowy odcinek, wiele by to nie zmieniło, jednak naszym celem jest morze. Szlak ma nas w tym wspomóc. Przy okazji planujemy zwiedzać ile się da po obu stronach rzek... Z Bogatyni wyjeżdżamy około 5:30... Planujemy odcinki po około 80-90 dziennie tak by po 15 uciekać przed słońcem. Pogoda na dzisiaj także zapowiada się upalna. Przedsmak upału mieliśmy wczoraj, kilak godzin w pełnym słońcu i obydwoje mocno się odwodniliśmy. 

Dzisiaj dalej czuję tego konsekwencje, na szczęście zabieramy ze sobą spory zapas picia, a po drodze powinno być sporo sklepów, tak więc damy radę. Montując sakwy na rowerze zauważyłem przyczynę tego, że jedna z nich wczoraj spadła. Poluzował się pasek ;) 20 sekund starczyło by to poprawić ;)

Zabudowania Bogatyni
Zabudowania Bogatyni © amiga
Budynek w którym nocowaliśmy
Budynek w którym nocowaliśmy © amiga
Dom zegarmistrza
Dom zegarmistrza © amiga
Miedzianka w Bogatynii
Miedzianka w Bogatynii © amiga

Dobre kilka minut fotografujemy Bogatynię, w zasadzie jedno z jej obliczy. To ładniejsze. Wiele budynków w mieście wymaga renowacji, kompletnego remontu, czy jakiejkolwiek inwestycji. To efekty powodzi z 1997 roku i 2010... choć pewnie też wielu lat zaniedbań. W końcu wyjeżdżamy w kierunku granicy, po drodze mijamy kopalnię węgla, a w oddali widać elektrownię. O świcie wygląda to niesamowicie. Choć po wizycie w Bełchatowie chyba w jakiś sposób byłem przygotowany do widoku tak olbrzymiej dziury w ziemi. 

W drodze na trójstyk
W drodze na trójstyk © amiga

Widok na kopalnię i ekeltrownię
Widok na kopalnię i ekeltrownię © amiga
Wielka dziura w ziemi
Wielka dziura w ziemi © amiga
Kopalnia jeszcze raz
Kopalnia jeszcze raz © amiga

Co jakiś czas zerkamy na mapy, kombinujemy nad wariantami jazdy. W którymś momencie przejeżdżamy tuż przy granicy z Czechami, po polskiej stronie droga taka, że szkoda gadać, po czeskiej idealny równiutki asfalt, długo się nie zastanawialiśmy.. Z sakwami lepszym wariantem będzie coś mniej dziurawego :) Na dokładkę znak informuje nas, że do droga rowerowa ;) Chce się jechać. Po kilku km jednak musimy wrócić na polską stronę. Pojawiają się gdzieniegdzie stragany z papierosami, krasnalami i innymi śmieciami które chętnie kupują Niemcy. Sporo jest też stacji benzynowych, jak się później okazało paliwo jest nieco tańsze po naszej stronie... Co trochę mnie zaskakuje. 

Granica między Polską, a Czechami
Granica między Polską, a Czechami © amiga
Takie szlaki rowerowe to ja lubię
Takie szlaki rowerowe to ja lubię © amiga
Wracamy do Polski
Wracamy do Polski © amiga
W drodze
W drodze © amiga
Uśmiechnięta Karolina
Uśmiechnięta Karolina © amiga

Lądujemy przy trójstyku, miejscu gdzie spotykają się granice Polski, Czech i Niemiec. Punkt jest dobrze zaznaczony, wygląda nieźle. Musimy zrobić kilka zdjęć... Powolutku odbijamy w kierunku Zittau, nieco wcześniej przejeżdżamy przez most na Niemiecą stronę, trochę się kręcimy po uśpionym jeszcze mieście. Odszukujemy szlak wzdłuż Nysy. Jest dobrze oznaczony i robi wrażenie, to asfaltowa ścieżka :) Coś pięknego... 

Na trójstyku
Na trójstyku © amiga
W centrum Zittau
W centrum Zittau © amiga
Centrum Żytawy
Centrum Żytawy © amiga
Kostel sv. Petra a Pavla
Kostel sv. Petra a Pavla © amiga
Zabudowania w Niemieckich miasteczkach
Zabudowania w Niemieckich miasteczkach © amiga
Kolejny szachulec
Kolejny szachulec © amiga
Można by jechać takimi szlakami w nieszkończoność
Można by jechać takimi szlakami w nieszkończoność © amiga
Most nad Nysą
Most nad Nysą © amiga
Jakiś zamek?
Jakiś zamek? © amiga
Kolejne małe miasteczko
Kolejne małe miasteczko © amiga

Ludzi na drogach nie ma zbyt wielu, zresztą rowerzystów też widzieliśmy może 2-3 i to raczej w mieście w wariancie "jadę po mleko i bułki" a nie tych podróżujących. Dopiero po chwili dociera do mnie, że to nie jest dzień wolny, jeszcze nie ma wakacji. To my nieco przed czasem wystartowaliśmy. W sumie jakoś nie sprawia mi to większego problemu, zresztą osobiście wolę gdy jest cisza i spokój, niż gwar i setki ludzi. Z tego powodu nie lubię Wisły, Ustronia, Zakopanego... Z niewiadomych dla mnie powodów ludzie z dużych miast jadą do Zakopanego na Krupówki... Tylko po co jak i w Warszawie i w Krakowie i w Katowicach jest dokładnie to samo. Nie lepiej pojechać w las, w zakątki zapomniane przez ludzi i boga... Gdzie można faktycznie wypocząć.  


Niemieckie szlaki rowerowe
Niemieckie szlaki rowerowe © amiga
Pięknie tutaj
Pięknie tutaj © amiga
Sam szlak przynajmniej na tym odcinku robi na mnie niesamowite wrażenie, projektanci pomyśleli przy  projektowaniu, że czasami warto odbić nieco od rzeki, by coś pokazać. Przejeżdżamy przez Ostriz, stajemy nieco dalej na śniadanie za klasztorem St. Marienthal. Najwyższa pora na nieco dłuższy odpoczynek. Przed nami jeszcze spory kawał drogi. Patrząc na mapę już wiem, że źle oszacowałem odległość do przejechania na dzisiaj. Zapomniałem do dystansu dołożyć dojazd z Bogatynii do granicy. W sumie zamiast początkowo planowanych 90 km będzie tego o około 20 km więcej... Przy wieczornym zmęczeniu, będzie walka o przetrwanie. Na tą chwilę cieszmy się z przerwy :)

Centrum Ostriz
Centrum Ostriz © amiga
Klasztor St. Marienthal
Klasztor St. Marienthal © amiga
Klasztor St. Marienthal
Klasztor St. Marienthal © amiga
Wyjątkowo pojawił się szuter
Wyjątkowo pojawił się szuter © amiga
Zadowolona Karolina
Zadowolona Karolina © amiga
Po przerwie ruszamy dalej, szlaku trzymamy się do Ostriz, gdzie zaskakuje nas kładka na Polską stronę, na mapie jej nie ma... Długo się nie zastanawiamy, przejeżdżamy, a to pozwoli nam odwiedzić zaporę w Niedowie. Tam też się udajemy, szlak trochę się wije, tracę orientację, na mapie coś mi nie pasuje, to miejsce wygląda zupełnie inaczej na 2 różnych mapach. Pytamy się o drogę mieszkańców... Ufff... wiemy gdzie jesteśmy i gdzie jechać Chyba słońce wypaliło mi już dziurę w mózgu ;) 
Docieramy nad tamę, wiele tutaj nie ma, szkoda, że nie da się wjechać na samą tamę. Droga jest zagrodzona. Trudno. Zawracamy i kierujemy się na Radomierzyce i przejazd przez rzekę na niemiecką stronę. 
 
Zapora Wodna Niedów
Zapora Wodna Niedów © amiga
Okolice Radomierzyc
Okolice Radomierzyc © amiga
Strumień w okolicach Radomierzyc
Strumień w okolicach Radomierzyc © amiga
To gdzie jedziemy?
To gdzie jedziemy? © amiga
Wiadukt kolejowy przed Zgorzelcem
Wiadukt kolejowy przed Zgorzelcem © amiga

Powoli odczuwamy skutki podróży, to i tamto zaczyna nas boleć, a do mety jest jeszcze kawał drogi. Zbliżamy się do Görlitz, miasto zachwyca, jest niesamowicie odnowione, w centrum sporo turystów. W większości chyba niemieckich. Trochę kręcimy się tu i tam, by przejechać na Polską stronę. Ta część podzielonego miasta wygląda inaczej...  brak jakiegoś sensownego centrum, czegoś w rodzaju rynku, sporo remontów wymusza na nas skrócenie zwiedzania. Za to szukamy jakiejś otwartej knajpki. Problemem jest to, że dzisiaj w Polsce mamy Boże Ciało... W sumie jedyne co udało się znaleźć to chińską restaurację. Namawiam Karolinę byśmy tutaj zjedli. Ja nie mam problemów z takimi miejscami. Karolina obawia się, że nie będzie wiedziała co kucharz ugotował, czy będzie to wieprzowina czy lokalny mruczek, który nawiną się akurat w chwili gdy trzeba było przygotować dla nas danie ;)

Jak się okazało, samo jedzenie jest smaczne, pożywne i dość szybko podane. Obawy, że będzie to danie z kota czy szczura szybko się rozwiały. :) Z pełnymi brzuchami wracamy na niemiecką stronę i wyjeżdżamy z miasta czy raczej z miast... ;)
Görlitz - centrum
Görlitz - centrum © amiga
Mimo wczesnej pory jest już sporo turystów
Mimo wczesnej pory jest już sporo turystów © amiga
Görlitz - centrum
Görlitz - centrum © amiga
Uliczki w Görlitz
Uliczki w Görlitz © amiga

Obiad u Chińczyka ;)
Obiad u Chińczyka ;) © amiga
Dwa miasta - jedna rzeka
Dwa miasta - jedna rzeka © amiga
Görlitz przy Nysie
Görlitz przy Nysie © amiga
Szeroka Nyska w Görlitz
Szeroka Nyska w Görlitz © amiga
Widok na Zgorzelec
Widok na Zgorzelec © amiga
Droga łącząca 2 miasta - Zgorzelec i Görlitz
Droga łącząca 2 miasta - Zgorzelec i Görlitz © amiga
Karolina wraca z Polski ;)
Karolina wraca z Polski ;) © amiga
Wybrukowana uliczna na szlaku
Wybrukowana uliczna na szlaku © amiga
Takich niespodzianek nie lubię - chodzi o nawierzchnię
Takich niespodzianek nie lubię - chodzi o nawierzchnię © amiga
Punkt widokowy na Görlitz
Punkt widokowy na Görlitz © amiga
Pędząca przez pola :)
Pędząca przez pola :) © amiga
Okolica robi się coraz bardziej płaska, gór już nie widać, od czasu do czasu jedynie wiatraki umilają jazdę :) Jednak słońce i dystans daje się nam we znaki, co jakieś 30 minut robimy chwilę przerwy... To pomaga i to bardzo :) Ostatni odcinek przed Przewozem prowadzi lasem gdzie cień drzew bardzo nas wspomaga. Szkoda, że nie było tego więcej, otwarta przestrzeń zabija. W słońcu jest grubo ponad 30 stopni... Myślę, że nawet jest blisko 40... 
Wiatraki po niemieckiej stronie granicy
Wiatraki po niemieckiej stronie granicy © amiga
Punkt postojowy
Punkt postojowy © amiga
Domki na drzewach
Domki na drzewach © amiga
Kolejny domek :)
Kolejny domek :) © amiga
Chwila postoju
Chwila postoju © amiga
Centrum Rothenburga
Centrum Rothenburga © amiga
W Rothenburgu
W Rothenburgu © amiga
Chwila ulgi od skwaru
Chwila ulgi od skwaru © amiga
Pusto i płasko
Pusto i płasko © amiga
Gdyby jeszcze słońce tak nie paliło...
Gdyby jeszcze słońce tak nie paliło... © amiga

W końcu osiągamy przewóz, odszukanie noclegu nie nastręcza nam problemów. Jednak na miejscu okazuje się, że za sporą kasę dostajemy budki dla ptaków... Krew się we mnie trochę gotuje. W środku jest ciasno i gorąco... Rozmawiamy z właścicielem, dopłacam chyba 20 zł i przemeldowujemy się do Hotelu... Ściany blokują słońce, w środku jest zdecydowanie chłodniej... Jeszcze tylko wyprawa do sklepu i zwiedzić okolicę ;) I pora przyjrzeć się mapą, poszukać kolejnego miejsca postojowego. Kolejnego noclegu. Jak się później okazało dzisiaj był najdłuższy nasz odcinek. prawie 120 km... Było co robić ;)

Wieża Głodowa w Przewozie
Wieża Głodowa w Przewozie © amiga
Tablica przy wieży
Tablica przy wieży © amiga
Wieża Głodowa z innej strony
Wieża Głodowa z innej strony © amiga
Nasz dzisiejszy nocleg
Nasz dzisiejszy nocleg © amiga


Dla przypomnienia, część relacji jest na stronie PodPrad.info, opisany trochę innej perspektywy niż na blogach BS... 

Wyprawa wzdłuż zachodniej granicy z Karoliną - dzień 1

Środa, 19 czerwca 2019 · Komentarze(2)
Uczestnicy


Długo wyczekiwany dzień, coś od około 2 tygodni z grubsza mieliśmy ustalony termin, to nie byliśmy pewni kierunku w którym się udamy... Wariacji było kilka i wszystkie zawierały opcję morze, Polskie morze. Decyzja zapadała kilka dni temu... m.in. po konsultacjach z pogodynką ;) Pojedziemy wzdłuż zachodniej granicy Polski, korzystając ze szlaku po niemieckiej stronie. 

O poranku pakujemy się do pociągu w Koluszkach, ten ma nas zawieźć do Wrocławia... Jazdę w pociągu wykorzystujemy m.in. na zaplanowanie trasy na dzisiaj. Czasu będzie mniej niż zwykle. W pociągach spędzimy czas do około 16... 

Na chwilę wysiadamy we Wrocławiu, pędzimy na rowerach co centrum do księgarni by odebrać zamówione mapy... te na nas czekają i po 20 minutach jesteśmy z powrotem na dworcu... Mamy jeszcze trochę czasu więc wykorzystujemy go na posiłek w barze dworcowym. Reklamy mają się nijak do tego co serwują... Potrawy... hm... niesmaczne to mało powiedziane. Lokal nadaje się do zamknięcia... 

Wychodzimy z baru i kierujemy się na peron. Pociąg zapchany... ledwo się mieścimy. To prawdopodobnie efekt zakończenia roku szkolnego.. i jeszcze ta godzina... gdy część pracowników wraca do domów... 

Rowerki w pociągu
Rowerki w pociągu © amiga

Wysiadamy w Węglińcu... Stacja może i czysta, ale straszy... wygląda jakby ktoś w połowie renowacji po prostu stwierdził, że dalej nie robi... Wyjście ze stacji... katastrofa. Nikt nie przewidział rowerzystów z sakwami, nikt nie przewidział opcji inwalidów, wózków... Wpierw kilka pięter po schodach w górę, później nieco mniej dół...  

Na dworcu w Węglińcu
Na dworcu w Węglińcu © amiga
Stan dworca w Węglińcu pozostawia wiele do życzenia...
Stan dworca w Węglińcu pozostawia wiele do życzenia... © amiga

Miasteczko, czy raczej miejscowość jest kompletnie nijaka... trochę domów, senna atmosfera... bez perspektyw i pomysłu na siebie... , a podpowiem lasy i okolica naprawdę jest piękna... szkoda tylko, że gospodarze tego nie zauważają. 
My wsiadamy na rowery i czym prędzej uciekamy z tego miejsca, przed nami kilku km odcinek leśny, na co cieszę się w środku, mimo, że droga leśna, mimo, że kurzy będzie trochę, to jednak wolę lasem jechać, niż główną drogą. Po około kilometrze jazdy po wertepach spada mi jedna sakwa... pewnie ją źle założyłem? Jedziemy dalej... Wyjeżdżamy w końcu na drogi asfaltowe, ruch znikomy, jedzie się też szybciej, namawiam Karolinę na zahaczenie o Henryków i podjechanie pod najstarsze drzewo w Polsce... 

Piękny asfalcik :)
Piękny asfalcik :) © amiga

Na miejscu mały szok... gdzie to drzewo? Kilka lat temu wracając z jakiejś Wyrpy z Darkiem podjechaliśmy w to samo miejsce, wyglądało to nieco inaczej... Teraz drzewo jest osłonięte, prawie niewidoczne, trwają próby jego ratowania, zastanawiam się czy nie można tego robić nieco inaczej? Te rusztowania tylko przeszkadzają... Przecież można by zrobić dostęp w pobliże drzewa, tak by zrobić mu choć zdjęcie... Tutaj wygląda to jak plac budowy... Na tą chwilę szkoda było się fatygować. Karą za moje przemyślenia jest rozcięcie opony na prawdopodobnie jakimś szkle... Powietrze schodzi dość wolno, jednak przy remizie muszę stanąć i sprawdzić co się stało. Widzę około 5mm rozcięcie... nie powinno być z nim problemu, a raczej ignoruję problem... Zakładam nową dętkę i jedziemy dalej... 

Cis w Henrykowie....
Cis w Henrykowie.... © amiga
Trochę jak hasła za komuny
Trochę jak hasła za komuny © amiga
Tablica informacyjna
Tablica informacyjna © amiga

W Lubaniu w centrum jest za to ciekawie, miasteczko zadbane, jak nie w Polsce, robimy trochę zdjęć i jedziemy dalej, czas nas goni, tym bardziej iż zdajemy sobie sprawę z czekającego nas 10 km podjazdu przed Czeską granicą... 

W centrum Lubania
W centrum Lubania © amiga
Ratusz w Lubaniu
Ratusz w Lubaniu © amiga
Zabudowania w centrum Lubania
Zabudowania w centrum Lubania © amiga

Trochę za Lubaniem można jechać bardziej boczną drogą, równoległą to głównej, ruchu tutaj nie ma, zresztą ta "główna" też specjalnie ruchliwa nie jest. Może jedziemy trochę wolniej, ale widoku są bardzo przyjemnie, O oddali podziwiamy krajobraz, zabytki... zaglądamy na przydrożne podwórka... Jest niesamowicie... W Leśnej szukamy jakiegoś otwartego sklepu... i... dowiadujemy się, że w Polsce o tej porze... to możemy zapomnieć, najbliższy otwarty sklep jest w Czechach ;)  Kończy nam się picie, a to niedobry znak... 

Widoki w drodze do Czech
Widoki w drodze do Czech © amiga
Obecnie przedszkole w Leśnej
Obecnie przedszkole w Leśnej © amiga
Drzewo przy drodze
Drzewo przy drodze © amiga
Karolina na swoim Czarnym Bocianie
Karolina na swoim Czarnym Bocianie © amiga
Górki widać dookoła
Górki widać dookoła © amiga
Uwielbiam takie widoki
Uwielbiam takie widoki © amiga

Podjazd robi swoje, pierwsze kilka km nie straszy to 1 może 2 procent, ale dalej 8-9 a nawet 10... Z sakwami to mordercze nachylenie... chwilami jedziemy 5-6 km/h później zaczyna się wypłaszczać, gorzej bo skończyło nam się picie... słońce coraz niżej a w perspektywie jeszcze jakieś 20 km. Mijane miejscowości w Czechach charakteryzują się tym, że nie ma tutaj nic prócz domów... Dopiero gdy docieramy do Frydlandu pojawiają się sklepy, tyle, że o tej porze już zamknięte... Rezygnujemy z podjazdu pod zamek, trochę szkoda, jednak już jest późno... Na kwaterę fajnie by było podjechać o jakiejś cywilizowanej godzinie... 

Zamek we Frydlandzie
Zamek we Frydlandzie © amiga
Słońce już zachodzi
Słońce już zachodzi © amiga

Do Bogatyni docieramy około 21, na zwiedzanie nie ma czasu, gnamy na kwaterę mając nadzieję, że właściciele jeszcze nie śpią... Na szczęście wita nas uśmiechnięta pani... Rowerki na noc będą w środku w pobliżu pokoju czy raczej apartamentu... który mamy do dyspozycji na dzisiejszą noc... Całość mieści się w zabytkowym domu szachulcowym w samym centrum starego miasta. Wnętrze wygląda jak za najlepszych czasów. Wszystko odnowione, zadbane... 
Na szybko lecimy do pobliskiego Tesco, zakupy trwają może 10 minut, a przed sklepem opróżniamy napoje... Pić się strasznie chce, czuję, że jestem odwodniony, zresztą Karolina także... 

Wracamy na kwaterę, na szybko omawiamy plan na jutro... prysznic i spać. Pobudka szykuje się bardzo wcześnie. Chcemy uniknąć jazdy w skwarze. Czy to się uda? 

Przy okazji wraz z Karoliną odpaliliśmy stronę PodPrad.info gdzie już teraz jest opisany szlak, którym jechaliśmy. Z trochę innej perspektywy niż na blogach BS... ale taki też był nasz zamiar gdy zakładaliśmy stronę ;)

Impreza integracyjna Etisoft 2019 - powrót

Niedziela, 9 czerwca 2019 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Dzień zapowiada się leniwie, przynajmniej jego pierwsza część. Wczoraj dotarliśmy do Morska po 19, integracja trwała do północy, a w niektórych przypadkach do świtu :) Od rana masa atrakcji: joga, skałki, wycieczki piesze, jaskinia, leżing, obiad itp... 

Ekipa rowerowa zbiera się po 13, Wraca 8 osób. Dziś prowadzi Andrzej... mamy wolne ;) 
Średnio się czuję, coś  mnie męczy, coś przewraca mi się w żołądku, jakieś echa wczorajszej kolacji?  
Do wyjazdu jesteśmy gotowi dopiero po 14... Trasa względnie krótka, ile się da po terenie, z daleka od palącego słońca. 

Już od początku zaczynają się podjazdy, ciężko mi się kręci... ale jakoś trzeba wyjechać z jury, a tutaj wszędzie są górki... Kierujemy się na południową część Zawiercia... dalej do Łaz... Ledwo żyję, nie jestem w stanie nadążyć za peletonem... Na szczęście Andrzej ogłasza przerwę przy sklepie... Kola, baton i banan stawiają mnie do pionu... Poprawia mi się humor, kondycja... Mogę jechać... W żołądku też się uspokoiło... Gnamy dalej w wariackim tempie, ścieżkami, ścieżynkami, asfaltem. Podjazdy idą mi średnio, cóż mało w tym roku jeździłem i to są skutki... ale im dłużej jedziemy tym jest mi lepiej, tym mocniej mogę nacisnąć na pedały :) 

W okolicach Pogori IV robimy przerwę, jeszcze w Wojkowicach Kościelnych. Pora coś zjeść, pora uzupełnić elektrolity... Godzina mija :) 

Pojazd dostawcy pierogów :)
Pojazd dostawcy pierogów :) © amiga

Ruszamy dalej, to połowa przejazdu, a czas ucieka. Andrzej łapie panę, zostaje z Marcinem, dogoni nas na trasie ;). Reszta jedzie dalej. Szlaki są totalnie nieoczywiste, sporą ich część widzę pierwszy raz... Jest pięknie :) Mijamy kolejne miasta gdzieś bardzo z boku... z grubsza orientuję się gdzie jestem... A to po kominach elektrowni, a to po znajomych kształtach górek... 
W końcu zbliżamy się do Miechowic, tam krótki postój w knajpie, kolejne uzupełnienie elektrolitów i...żegnamy się z Darkiem i Marcinem... Darek jest prawie pod domem, Marcin skraca drogę do domu przez Helenkę, a my gnamy dalej. 
Mała zmyłka w Ostoi Miechowickiej i zaliczamy szlaki MTB ;) Dobrze, że tego nie ma dużo... Wracamy na asfalt, ściemnia się, a do firmy zostało kilkanaście km... 

Ostatnie odcinki to leśna w Zabrzu, i fragmenty terenowe w Żernikach. W końcu po 21 docieramy pod firmę. Szybko się pakujemy i każdy rusza w swoją stronę... 

Powrót hardcorowy, ale na swój sposób piękny, podobało mi się :) Zdjęć zrobiłem praktycznie zero... Jedno w Wojkowicach... i tyle. Nie było czasu na focenia, a jak już stawaliśmy to ważniejsze było by się napić, coś zjeść ;) 

Drugi dzień... łatwiejszy od pierwszego... ale też zupełnie inny. 

Dzięki za towarzystwo, dzięki za trasę. Pięknie było :)

Wyjazd integracyjny Etisoft 2019 - Morsko

Sobota, 8 czerwca 2019 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Nadszedł długo wyczekiwany termin wyjazdu integracyjnego. Spotykamy się na parkingu w Gliwicach, pakujemy rowery i jedziemy autokarem do Krakowa. Na miejscu jesteśmy około godziny 8:30.... Chwilę zajmuje nam przygotowanie rowerów, krótka odprawa, podział na grupy itp.

Tym razem grupa rowerzystów jest nieco mniejsza niż w poprzednich latach, to ze względu na podział na 3 równoległe imprezy, w Tresnej, w Wiśle i w Morsku (to ta nasza).

Po dobrych 15 może 20 minutach udaje się ruszyć... Na dzień dobry małe zaskoczenie, obok toru kajakowego nie ma możliwości przejazdu, trwają zawody. Zostajemy skierowani na wały, na trasę "terenową" i muszę przyznać, że nie jest to zła opcja ;) Tor jest widoczny, a my mamy o jeden podjazd mniej ;)

Pierwszy nieco większy postój planujemy w dolinie Mnikowskiej, tyle, że trzeba wydostać się z miasta :). Początek drogami, jedne nieco bardziej ruchliwe inne mniej...

Przed wjazdem do dolinki, mylę trasę, jedno pytanie Krzyśka... i wprowadzam ekipę w błąd... Dobrze, że po 20 metrach nie brnę dalej... zawracamy i już wjeżdżamy w odpowiednią odnogę.

Docieramy do mostku, do błotnistej ścieżki, tuż przy potoku i... robi się nieciekawie... jeden z uczestników prawie ląduje w strumieniu... drugi na skarpie... Na szczęście nic wielkiego się nie stało, choć wyglądało to groźnie. Nieco dalej zatrzymujemy się przy Matce Boskiej. To nasz pierwszy postój... Chwila na napicie się, chwila na batonik, chwila na odpoczynek...

Sama dolinka chyba wszystkim się podoba... Zresztą gdy jechałem z Darkiem na pierwszy objazd to mieliśmy podobne odczucia :) Cokolwiek by nie mówić, to dolinki Krakowskie mają swój urok...

W dolinie Mnikowskiej
W dolinie Mnikowskiej © amiga
Matka Boska Mnikowska ;)
Matka Boska Mnikowska ;) © amiga
Nas strumieniem po trudach jazdy ;)
Nas strumieniem po trudach jazdy ;) © amiga

Po kilkunastu minutach przerwy ruszamy dalej... w większości asfaltem, choć to nie oznacza, że będzie łatwo. W informacjach przed wycieczkowych pisaliśmy o tym, że trasa jest wymagająca, a suma przewyższeń nawet nas trochę zaskoczyła...
Chyba najgorzej jest na odcinkach pozbawionych cienia, gdy jednak wjeżdżamy do lasu jest przyjemnie, są miejsca gdzie rower sam jedzie, prędkość na liczniku 50 czy nawet 60 km/h nie jest wyjątkiem. Coś co odróżnia jurę od zeszłorocznego wyjazdu do Zakopanego to podjazdy. Te z którym się teraz mierzymy są krótkie, najczęściej 2 do 3 km... po czym zawsze jest zjazd... po którym znowu jest podjazd i zjazd itd.... w nieskończoność.

Trzymamy się jednak twardo wersji, że jest płasko ;) Tylko nachylenie jest lekko zmienne ;) Gdzieś na zjeździe przed Rudawą mała awaria, zerwany łańcuch. Skucie chwilę zajmuje Krzyśkowi... mamy nieplanowaną przerwę.

Chwilę później docieramy do Rudawy i zarządzam przerwę marketową. Sklep jest, w środku całkiem przyzwoite zaopatrzenie :)


Centrum Rudawy
Centrum Rudawy © amiga

Kierujemy się do doliny Będkowskiej, podziwiamy skałki, malownicze odcinki zmieniają się co chwilę. Lekkie nachylenie na poziomie 1-2 procent chyba nie robi wielkiego wrażenia na uczestnikach wyprawy :) Przed wjazdem do dolinki ustalam z Krzyśkiem, że zatrzymamy się w Brandysówce. Który to już raz w tym roku będę tam gościł ;) Co do jedzenia tam mam mieszane uczucia. Wszelkie próby kupienia tam czegoś kończyły się tym, że to co jest gotowane na ma wiele wspólnego z jedzeniem. Nawet kawa potrafi zaskoczyć niemiło... Na miejscu okazuje się, że jest uruchomiona wiata, jest coś więcej niż zwykle... Zamawiamy piwo bezalkoholowe Miłosław... I szok... To ma nawet smak, jest pijalne...

W między czasie przekazuję informację, że tuż po wyjeździe czeka nas ścianka z nachyleniem 15%... Trzeba się do tego przygotować mentalnie...
Gdy ruszamy, boję się, że za chwilę w moją stronę polecą jakieś niecenzuralne słowa, typu "nie lubię was" itp... Jednak nie... mimo, że jedziemy w różnym tempie to nie widzę by ktoś miał problem z podjazdem. Świetnie poszło... chapeau bas!!!

W Brandysówce
W Brandysówce © amiga
Pięknie tutaj
Pięknie tutaj © amiga
Jeszcze chwila postoju
Jeszcze chwila postoju © amiga

To w zasadzie jedyny tak stromy podjazd na zaplanowanej przez nas trasie, i jedyny którego tak się obawialiśmy z Darkiem. Nie taki diabeł straszny jak go zmalowaliśmy ;) Dalej jeszcze kilka zjazdów i podjazdów i jesteśmy w okolicach Białego Kościoła.
Mamy kolejną, drugą awarię, tym razem rozleciał się wolnobieg w rowerze Michała... Nie ma opcji by to naprawić na trasie, tutaj potrzebne były by części. Nikt nie wozi ze sobą zapasowego wolnobiegu.
Próbuję się zastanowić kiedy miałem podobną awarię... Przypomina sobie, że był to styczeń, może luty 6 może 7 lat temu, gdy woda dostała się do zapadek i unieruchomiła mnie... Skończyło się wtedy spacerem do domu... Tym razem dzwonimy do naszych Aniołów Stróży... Samochód już jedzie. Zostawiamy Michała mając nadzieję, że szybko pomoc dotrze i jedziemy dalej. Przed nami dość fajny odcinek - wpierw długi zjazd do doliny Prądnika, a później Ojców, Pieskowa Skała...


Krótka przerwa
Krótka przerwa © amiga
Przy Bramie Krakowskiej
Przy Bramie Krakowskiej © amiga
Rękawica
Rękawica © amiga
Figura Matki Bożej Niepokalanej w skale Prałatki
Figura Matki Bożej Niepokalanej w skale Prałatki © amiga
Kaplica
Kaplica "Na wodzie" pw. Św. Józefa Robotnika © amiga
Pieskowa Skała
Zamek w Ojcowie © amiga
Maczuga Herkulesa
Maczuga Herkulesa © amiga

Muszę przyznać, że dawno nie słyszałem tyle Ochów i Achów... Niektórzy nie znali tych okolic, inny byli tutaj na wycieczkach szkolnych... Mimo, że tylko przejeżdżamy to na wszystkich robi to wrażenie. W Ojcowie przegapimy wóz z żywnością ;), ten na szczęście dogania nas nieco dalej pod maczugą Herkulesa. Woda, batoniki i banany stawiają nas do pionu. Za to opuszcza nas Jacek, źle się czuje :(, dodatkowo jeszcze trzy osoby z peletonu które miały nam towarzyszyć przez część trasy zawracają, to mnie więcej połowa trasy, taki miały plan i tego się trzymają...


Pieskowa Skała
Pieskowa Skała © amiga
A może się powspinamy?
A może się powspinamy? © amiga
Okolice Młynów
Okolice Młynów © amiga

Po szybkim pożegnaniu i uzupełnieniu zapasów jedziemy dalej. Teraz czeka nas niewdzięczny odcinek przez Sułoszowę, cały czas lekko pod górkę, główną drogą, bez żadnego miejsca gdzie można się zatrzymać w jakimś celu, czy to zabytek, czy jakieś wyjątkowo ładne skałki, czy może piękna dolinka... Tutaj nie na po prostu nic... Pod koniec odcinka jeszcze szybkie pytanie, czy potrzebny jest sklep... ale mamy zapasy, dotrzemy do Rabsztyna :)
Wjeżdżamy na leśny odcinek, mimo, tego, że jest trochę piachu to jednak jest to jakieś wytchnienie, jakaś odmiana po jeździe na patelni w nieciekawej okolicy. Do obiadu coraz bliżej, widzę, że niektórzy mocniej naciskają na pedały :) Głodni czy jak?

Skałki w Sułoszowie
Skałki w Sułoszowie © amiga

Wkrótce docieramy do karczmy w Rabsztynie, godzinna przerwa pomaga, a w grupach drobne przetasowania. Wraca Michał na rowerze Jacka :). Za to Olga i Marek mówią pass, co trochę zaskakuje bo nieźle dobie radzili do tej pory, ale należy uszanować ich decyzję :)

Obiad mija na wymianie spostrzeżeń, atmosfera jest przyjemna. Może dlatego, że jedzenie jest bardzo smaczne. Zaskakuje nas ciasto. Co prawda ja już nie mogą patrzeć na słodkie, ale niektórzy się tym zajadają ;) Osobiście skłaniam się na lany kwas chlebowy... Jest niezły :)

Zamek w Rabsztynie
Zamek w Rabsztynie © amiga

Po godzinnej przerwie, ruszamy dalej, w planach jeszcze kilka atrakcji, kilka podjazdów, kilka zjazdów. Kierunek Klucze... Tutaj interesuje nas punkt widokowy na pustynię Błędowską. Pamiętam podjazd pod ten punkt, trochę się obawiam co będzie, tym bardziej, że jeszcze trawimy ;) I o ile jeszcze przed górką słyszę, nie lubię was, to już na punkcie zostaliśmy rozgrzeszeni :) Od początku wydawało nam się, że to jest jedno z takich miejsc, które po prostu trzeba odwiedzić...


Teraz długi zjazd
Teraz długi zjazd © amiga
Punkt widokowy na Pustynię Błędowską
Punkt widokowy na Pustynię Błędowską © amiga
Lans ;)
Lans ;) © amiga
Pustynia Błędowska
Pustynia Błędowska © amiga

Po pobycie w pobliżu pustyni musimy jakoś wyjechać z Kluczy, tutaj jest w zasadzie jedna opcja, główna droga, brakuje przy niej jakiegoś pasa dla rowerzystów. Te 2 km na szczęście szybko mijają, odbijamy na Kwaśniów Dolny, później Górny. Ciągnący się podjazd trochę męczy, ale zjazd dla odmiany poprawia humory :) pojawia się też nieco więcej tereny, szczególnie od Ryczowa. Zastanawiałem się jeszcze czy nie podjechać pod strażnice, bo to ledwie 300m, ale na tym etapie jazdy chyba nie byłbym zrozumiany ;) Ta więc wyznaczonym szlakiem jedziemy do Podzamcza podziwiając widoki :)


Lubię takie miejsca
Lubię takie miejsca © amiga
Ale pięknie :)
Ale pięknie :) © amiga

Samo podzamcze trochę nas denerwuje, przypomina Krupówki, robimy szybkie zakupy w sklepie, i ruszamy na ostatni odcinek zaplanowanej trasy. Do Morska zostało ledwie 15 km:) Robi się też coraz później, ale nie jesteśmy na wyścigach, jedziemy spokojnym dość równym tempem. Podjazdy i zjazdy robią się krótsze, jest też więcej tereny. Na jednym z odcinków leśnych jakieś 7-8 km przed metą trafiamy na Michała w samochodzie wypchanym wodą, kolą, batonami i bananami... I wszystko byłoby pięknie gdyby nie komary... Te chcą nas zeżreć żywcem.... Szybko więc oddalamy się od punktu żywieniowego ;)


Miejsce postojowe
Miejsce postojowe © amiga
Wielki okiennik
Wielki okiennik © amiga

Odliczamy powoli kilometry do mety.. Mijamy Wielki Okiennik i wkrótce jesteśmy w Morsku. Witani oklaskami możemy zejść z rowerów...

Trasa była wymagająca, była piękna, widokowa... kto jechał ten wie :)


W tym roku trochę nas zaskoczył podział imprezy na 3 równoległe. Trudno powiedzieć czy to dobrze, czy źle... Wiedzieliśmy, że nie będzie lekko, dodatkowo mocno ograniczyła nas termin i czas. Bo jak w tak krótkim czasie pokazać piękno jury? Wszystkiego nie da się pokazać. O czerwonym szlaku możemy zapomnieć... przynajmniej o większości tego szlaku, a trochę szkoda.

W trakcie spotkania, czy jazdy kilak osób pytało się mnie i pewnie Darka także jak udało nam się znaleźć, czy wyznaczyć taką trasę?
Niby proste, bo trochę po jurze już jeździliśmy. Zdarzyła się też Transjura, którą do tej pory wspominamy. Pierwsze pomysły pojawiły się okolicach marca. Nastawialiśmy się na wyjazd z Gliwic, później zmiana planów, trochę na nas wpływano, pojawiła się opcja podwózki do Krakowa i ruszenia stamtąd. O ile ja byłem zachwycony tym pomysłem, bo wiem jak piękna jest ta okolica, to Darek miał w pamięci podjazdy... Pierwsze wyznaczenie szlaku i... ponad 1500 metrów przewyższeń.... Grubo... Do Zakopanego w zeszłym roku w drugi dzień było 1100m... kilkadziesiąt godzin nad mapami, kilkadziesiąt punktów na mapie, kilka różnych pomysłów na trasę. Kilka wyjazdów na jurę by zobaczyć to i tamto... W końcu po wielu próbach... udało się wyznaczyć szlak końcowy. Nasz szlak... W ostatniej chwili i tam musieliśmy zrobić kilka drobnych korekt, bo okazało się, że jeden z wyjazdów z dolinki Będkowskiej jest zamknięty, wymiana kanalizacji... Inny terenowy jest nieprzejezdny po opadach... Za Pieskową skałą pierwotnie był podjazd na punkt widokowy, ale był tam stromy podjazd... Na tym odcinku lepiej było to już sobie odpuścić. W sumie... godzinowo pewnie siedzieliśmy tydzień nad mapami analogowymi, cyfrowymi, część dróg przejechaliśmy na google street ;) W końcu pojawiliśmy się tam w realu. Udało mi się wykorzystać do tego prywatne wyjazdy by poznać okolicę, dodatkowo z Darkiem spędziliśmy kilka dni na objeździe trasy...
I mogę powiedzieć jedno...

Warto było... każda godzina, minuta spędzona na nudnym planowaniu, na objeżdżaniu trasy gdy padało, gdy prażyło... warte było tej ceny. By zobaczyć uśmiechy i zadowolenie ludzi w trakcie, na mecie...

Morsko okazało się strzałem w dziesiątkę. Wiele osób starszych stażem przypomniało sobie jak to było jeszcze 10-15 lat temu gdy firma była mniejsza, gdy wszyscy wspólnie się integrowali. Temu wszystkiemu pomogły rowery, wspólny przejazd, wspomaganie się nawzajem... Coś czego zwykle nie ma. Gdzie osoby często są anonimowe, kryjące się za nickami, za mailami...

Dla mnie wszyscy biorący udział w wyjeździe, czy raczej wyprawie rowerowej to bohaterowie.
Są także osoby poza nami, których nie widać specjalnie, a bardzo nas wspomogli, czy to w trakcie planowania, czy już na trasie.
Cały serwis, dziewczyny we wsparciu grupy rowerowej...
Podziękowania należą się kierownictwu Wojtkowi i Michałowi, którzy wspierali nas moralnie i finansowo.
Jak zawsze dobrym duchem okazała się Agnieszka... Czasami potrzebowaliśmy od niej kopa... by ruszyć dalej z pomysłami :)

Dzięki :)