Wyprawa wzdłuż zachodniej granicy z Karoliną - dzień 6
Poniedziałek, 24 czerwca 2019
· Komentarze(0)
Pobudka bardzo wczesna, o 4:55 opuszczamy nasze lokum. Za trochę ponad godzinę mamy pociąg z Chojny. Plan zmodyfikowaliśmy chcemy być nieco więcej czasu nad morzem, trudno, może kiedyś przejedziemy ten brakujący odcinek ONR? Chociaż im bliżej północy tym bardziej był on nijaki. Fakt, asfalt, oznaczenia itp... Tyle, że część południowa była zdecydowanie fajniejsza.
Wsiadamy na rowery i gnamy ile sił w nogach, do przejechania kilkanaście km. Mamy spory zapas czasu, ale... lepiej być wcześniej... tym bardziej, że wypadałoby coś sfotografować ;) Wita nas piękny wschód słońca :) Co chwilę zatrzymujemy się.. Gra świateł i porannych mgiełek jest niesamowita :) Wynagradza nam to wczesną porę wstawania :)

Wschodzące słońce w okolicach Morynia :) © amiga

Uwielbiam takie widoki © amiga

Jest pięknie :) © amiga

Delikatne mgiełki © amiga

Ruiny kaplicy św. Gertrudy © amiga
Dojeżdżamy do Chojny, wiemy, że nie musimy się spieszyć, na spokojnie zatrzymujemy się tu i tam. Stara część może nie jest imponująca, ale warta odwiedzenia i sfotografowania. Dojazd na dworzec PKP trochę nam jednak zajmuje. Wjazd nie jest oczywisty, oznaczenia są mylące, a mapa... cóż... też nie jest jednoznaczna. Tak więc musimy skorygować nasz wariant przejazdu.
Na peronie jest już spora grypa ludzi. Pewnie jadą do pracy... Trochę na nas zerkają zdziwieni, trochę z zazdrością...
Przyjeżdża pociąg na szczęście niskopodłogowy, pakujemy się do Środka i jedziemy do Szczecina.

Brama Świecka w Chojnie © amiga

Ratusz w Chojnie © amiga

Kościół pw. NMP w Chojnie © amiga

Brama Barnkowska w Chojnie © amiga

Pod bramą Barnkowską © amiga
W Szczecinie planowaliśmy krótki objazd centrum i wszystko by się udało gdyby nie to, że trwa remont dworca. Peron 3 nie istnieje. Czwarty jest odseparowany od pozostałych, nie działa winda... Spacer po schodach i dotarcie do dworca zajmuje nam dobre kilkanaście minut... koszmar... Na dworcu kupujemy bilety na dalszą podróż... mamy chwilę czasu więc kupujemy coś w sklepiku... Obsługa nieprzyjemna, kobieta ma minę jakbyśmy jej krzywdę robili zamawiając hotdogi... Drugi raz tutaj nie kupimy nic...
Pociąg do Świnoujścia już czeka na peronie pierwszym, na szczęście nie musimy targać rowerów po schodach... wchodzimy do środka i... pociąg jest trochę napchany...
Wysiadamy w Świnoujściu, prom czeka, wsiadamy i płyniemy na drugą stronę. Jedziemy przez miasto i... mam wrażenie, że dookoła same święte krowy... nie patrzą, pakują się pod koła. Nie reagują na proste słowa, przepraszam..., uwaga... itp...

Na promie w Świnoujściu © amiga

Centrum Świnoujścia © amiga

Zabudowania w Świnoujściu © amiga

Wnętrze kościoła Matki Bożej Gwiazdy Morza © amiga
Zahaczamy o informację turystyczną, dostajemy mapy.. i jedziemy odszukać wiatrak.... szlak na mapie ma się nijak do tego co jest w terenie. niewiele się zgadza. Przywykliśmy też do idealnych ścieżek po stronie niemieckiej, a tutaj z sakwami musimy walczyć z piachem... Udaje się jednak znaleźć właściwą drogę i podejść na plażę by zrobić kilka zdjęć. Teraz kierujemy się do części uzdrowiskowej i dalej do niemieckiej....

Kościół pw. Matki Bożej Gwiazdy Morza © amiga

Wieża wodna w Świnoujściu © amiga

Marina w Świnoujściu © amiga

Fort Anioła © amiga

Pierwszy nasz kontakt z morzem w tym roku :) © amiga

Ale pusto na plaży.... © amiga

W oddali wizytówka Świnoujścia © amiga

Wiatrak przy wejściu do portu © amiga

Pierwsze parawany już stoją © amiga

Część uzdrowiskowa Świnoujścia © amiga

Główna promenada © amiga
Część uzdrowiskowa, jest koszmarka... tysiące ludzi, tysiące turystów, oczy musimy mieć dookoła głowy, to, że droga oznaczona jest dla rowerów nic tutaj nie znaczy. Święte krowy są wszędzie... Marzę o tym by to się już skończyło... Odcinek nieco bardziej leśny trochę poprawia nasze humory, docieramy do granicy. Dalej już w części niemieckiej nie jest lepiej... Koszmary wracają... W końcu zapada decyzja. Uciekamy stąd, objedziemy jeziorko i tyle nas tutaj widziano.

Szlak prowadzi nas przez leśny odcinek © amiga

Granica państwa © amiga

Po niemieckiej stronie © amiga

Ciekawa zabudowa © amiga

Jakiś dworek? © amiga

Ciekawa konstrukcja mola © amiga

Nie ma specjalnie chętnych na kąpiele © amiga

Jeszcze raz molo © amiga

Zdecydowanie lepsze drogi ;) dla nas oczywiście © amiga

W końcu nie ma samochodów © amiga
Z daleka od promenad i uzdrowisk jest lepiej... choć i tutaj mam wrażenie, że mieszkańcy chodzą naburmuszeni. Zaskoczyło mnie to, że i Niemcy nie znają przepisów. Któryś przyczepił się, że nie jedziemy po chodniku. Fakt był dopuszczony na nim ruch rowerowy, ale to nie droga dla rowerów. Nie ma obowiązku tamtędy jechać. Puszczają nam nerwy... Północno-zachodnia kraina chyba nie jest dla nas... Skręcamy z powrotem do Polski. Niby kilkanaście km do przejechania, ale obydwoje jesteśmy wyczerpani psychicznie. Staramy się unikać głównych dróg... choć nie zawsze udaje się je ominąć. Dopiero droga przez las do Ahlbeck jest przyjemna. Przejeżdżamy przez granicę i jakiś burak tym razem polak zaczyna na nas trąbić. To kolejna święta krowa... Obiecuję Karolinie, że więcej nasze rowery tutaj nie postawią koła...

Zabudowa Sellin © amiga

Wioska z domami ze strzechy © amiga

Pierwszy las mamy taki odcinek leśny po niemieckiej stronie © amiga

Trochę nietypowe zabudowania wsi niemieckiej © amiga

Nad jeziorem Wolgastsee © amiga

Rowerówka do Ahlbeck © amiga

Przynajmniej jest trochę cienia © amiga

Fajny kawałek trasy © amiga

Bunkier przy DDRce © amiga

A może do Grodna? © amiga
Z Świnoujścia kierujemy się na wschód, przez Międzyzdroje, jak tylko się da korzystamy z leśnych duktów po których prowadzi trasa R-10. Gdzieś po drodze po raz kolejny odzywa się dętka... Przecież wkleiłem łatkę na oponę, co jest... gdy po raz kolejny w trakcie wycieczki zaglądam do środka okazuje się, że pośpiech przy poprzednim łataniu spowodował to, że łatka odpadła. przykleiła się jakieś 20 cm dalej ;) Zakładam kolejną dętkę... i ruszamy.. Na miejscu popracuję trochę nad oponą.
Nie mamy ochoty na fotografowanie, po prostu chcemy dotrzeć do mety... Mijamy Międzyzdroje bez postoju. Ludzi pełno... kolejne Krupówki... Do Wisełki jedziemy główną drogą przez Woliński Park Narodowy. Jesteśmy osłonięci od słońca, ale za to podjazdy dają nam popalić ;) Tego się nie spodziewaliśmy, ale... cóż... jest to jakaś odmiana....
Docieramy do Wisełki, stawiamy rowery przy znaku Woliński Park Narodowy i... z koła uchodzi mi powietrze... Do mety jest może 400m . Nie mam ochoty na pompowanie, na łatanie, wymianę dętki... Prowadzę rower. Ten dzień jest koszmarem...

W Wolińskim Parku Narodowym © amiga

Zabudowania w Wisełce © amiga
I pewnie tak bym go zapamiętał gdyby nie Pensjonat w którym mamy zarezerwowany pokój... Właściciele witają nas serdecznie. Rowery dostają swoje miejsce zamykane na klucz, do którego mamy dostęp tylko my. Po szybkim rozpakowani się schodzimy do restauracji i w ciągu kilku minut dostajemy pyszny obiad... coś czego potrzebowaliśmy. Na dokładkę w ramach oczekiwania na obiad właściciele nas zabawiają. Okazuje się, że też jeżdżą na rowerach... Podpowiadają nam niektóre trasy. Dziwią się, że wybraliśmy główną drogą dojazdową do Wisełki... ale nam zależało na czasie... Obiad i poobiedzie minęło w miłej atmosferze. Dzień został odczarowany... A my po kąpieli ustalamy kolejne miejsce noclegowe, składamy rezerwację i postanawiamy się udać na plażę na zachód słońca.
Droga prowadzi borem, lasem... Kilometrowy spacer był nam też chyba potrzebny. Na plaży słońce już nie praży... Zachodzi za horyzontem... Trochę spacerujemy... tu i tam. Cykamy foty. Gdy całkowicie zniknęło w morskiej toni ewakuujemy się do pokoju. W lesie jest prawie kompletnie ciemno, ale droga dalej jest widoczna. Jest coś koło 23 gdy udajemy się na spoczynek.

Słońce coraz niżej © amiga

Spacerowicze na plaży © amiga

Jeszcze dobre pół godziny do zapadnięcia zmroku © amiga

Uwielbiam takie klimaty © amiga

Szałas o zachodzie słońca © amiga

Morze jest spokojne © amiga
Mimo tego, że większość dnia nas "denerwowała" to jednak wschód i zachód słońca wiele nam wynagrodził, a właściciele pensojany w Wisełce odczarowali nam ten dzień...
Część relacji jest na stronie PodPrad.info, opisany trochę innej perspektywy niż na blogach BS...
Wsiadamy na rowery i gnamy ile sił w nogach, do przejechania kilkanaście km. Mamy spory zapas czasu, ale... lepiej być wcześniej... tym bardziej, że wypadałoby coś sfotografować ;) Wita nas piękny wschód słońca :) Co chwilę zatrzymujemy się.. Gra świateł i porannych mgiełek jest niesamowita :) Wynagradza nam to wczesną porę wstawania :)

Wschodzące słońce w okolicach Morynia :) © amiga

Uwielbiam takie widoki © amiga

Jest pięknie :) © amiga

Delikatne mgiełki © amiga

Ruiny kaplicy św. Gertrudy © amiga
Dojeżdżamy do Chojny, wiemy, że nie musimy się spieszyć, na spokojnie zatrzymujemy się tu i tam. Stara część może nie jest imponująca, ale warta odwiedzenia i sfotografowania. Dojazd na dworzec PKP trochę nam jednak zajmuje. Wjazd nie jest oczywisty, oznaczenia są mylące, a mapa... cóż... też nie jest jednoznaczna. Tak więc musimy skorygować nasz wariant przejazdu.
Na peronie jest już spora grypa ludzi. Pewnie jadą do pracy... Trochę na nas zerkają zdziwieni, trochę z zazdrością...
Przyjeżdża pociąg na szczęście niskopodłogowy, pakujemy się do Środka i jedziemy do Szczecina.

Brama Świecka w Chojnie © amiga

Ratusz w Chojnie © amiga

Kościół pw. NMP w Chojnie © amiga

Brama Barnkowska w Chojnie © amiga

Pod bramą Barnkowską © amiga
W Szczecinie planowaliśmy krótki objazd centrum i wszystko by się udało gdyby nie to, że trwa remont dworca. Peron 3 nie istnieje. Czwarty jest odseparowany od pozostałych, nie działa winda... Spacer po schodach i dotarcie do dworca zajmuje nam dobre kilkanaście minut... koszmar... Na dworcu kupujemy bilety na dalszą podróż... mamy chwilę czasu więc kupujemy coś w sklepiku... Obsługa nieprzyjemna, kobieta ma minę jakbyśmy jej krzywdę robili zamawiając hotdogi... Drugi raz tutaj nie kupimy nic...
Pociąg do Świnoujścia już czeka na peronie pierwszym, na szczęście nie musimy targać rowerów po schodach... wchodzimy do środka i... pociąg jest trochę napchany...
Wysiadamy w Świnoujściu, prom czeka, wsiadamy i płyniemy na drugą stronę. Jedziemy przez miasto i... mam wrażenie, że dookoła same święte krowy... nie patrzą, pakują się pod koła. Nie reagują na proste słowa, przepraszam..., uwaga... itp...

Na promie w Świnoujściu © amiga

Centrum Świnoujścia © amiga

Zabudowania w Świnoujściu © amiga

Wnętrze kościoła Matki Bożej Gwiazdy Morza © amiga
Zahaczamy o informację turystyczną, dostajemy mapy.. i jedziemy odszukać wiatrak.... szlak na mapie ma się nijak do tego co jest w terenie. niewiele się zgadza. Przywykliśmy też do idealnych ścieżek po stronie niemieckiej, a tutaj z sakwami musimy walczyć z piachem... Udaje się jednak znaleźć właściwą drogę i podejść na plażę by zrobić kilka zdjęć. Teraz kierujemy się do części uzdrowiskowej i dalej do niemieckiej....

Kościół pw. Matki Bożej Gwiazdy Morza © amiga

Wieża wodna w Świnoujściu © amiga

Marina w Świnoujściu © amiga

Fort Anioła © amiga

Pierwszy nasz kontakt z morzem w tym roku :) © amiga

Ale pusto na plaży.... © amiga

W oddali wizytówka Świnoujścia © amiga

Wiatrak przy wejściu do portu © amiga

Pierwsze parawany już stoją © amiga

Część uzdrowiskowa Świnoujścia © amiga

Główna promenada © amiga
Część uzdrowiskowa, jest koszmarka... tysiące ludzi, tysiące turystów, oczy musimy mieć dookoła głowy, to, że droga oznaczona jest dla rowerów nic tutaj nie znaczy. Święte krowy są wszędzie... Marzę o tym by to się już skończyło... Odcinek nieco bardziej leśny trochę poprawia nasze humory, docieramy do granicy. Dalej już w części niemieckiej nie jest lepiej... Koszmary wracają... W końcu zapada decyzja. Uciekamy stąd, objedziemy jeziorko i tyle nas tutaj widziano.

Szlak prowadzi nas przez leśny odcinek © amiga

Granica państwa © amiga

Po niemieckiej stronie © amiga

Ciekawa zabudowa © amiga

Jakiś dworek? © amiga

Ciekawa konstrukcja mola © amiga

Nie ma specjalnie chętnych na kąpiele © amiga

Jeszcze raz molo © amiga

Zdecydowanie lepsze drogi ;) dla nas oczywiście © amiga

W końcu nie ma samochodów © amiga
Z daleka od promenad i uzdrowisk jest lepiej... choć i tutaj mam wrażenie, że mieszkańcy chodzą naburmuszeni. Zaskoczyło mnie to, że i Niemcy nie znają przepisów. Któryś przyczepił się, że nie jedziemy po chodniku. Fakt był dopuszczony na nim ruch rowerowy, ale to nie droga dla rowerów. Nie ma obowiązku tamtędy jechać. Puszczają nam nerwy... Północno-zachodnia kraina chyba nie jest dla nas... Skręcamy z powrotem do Polski. Niby kilkanaście km do przejechania, ale obydwoje jesteśmy wyczerpani psychicznie. Staramy się unikać głównych dróg... choć nie zawsze udaje się je ominąć. Dopiero droga przez las do Ahlbeck jest przyjemna. Przejeżdżamy przez granicę i jakiś burak tym razem polak zaczyna na nas trąbić. To kolejna święta krowa... Obiecuję Karolinie, że więcej nasze rowery tutaj nie postawią koła...

Zabudowa Sellin © amiga

Wioska z domami ze strzechy © amiga

Pierwszy las mamy taki odcinek leśny po niemieckiej stronie © amiga

Trochę nietypowe zabudowania wsi niemieckiej © amiga

Nad jeziorem Wolgastsee © amiga

Rowerówka do Ahlbeck © amiga

Przynajmniej jest trochę cienia © amiga

Fajny kawałek trasy © amiga

Bunkier przy DDRce © amiga

A może do Grodna? © amiga
Z Świnoujścia kierujemy się na wschód, przez Międzyzdroje, jak tylko się da korzystamy z leśnych duktów po których prowadzi trasa R-10. Gdzieś po drodze po raz kolejny odzywa się dętka... Przecież wkleiłem łatkę na oponę, co jest... gdy po raz kolejny w trakcie wycieczki zaglądam do środka okazuje się, że pośpiech przy poprzednim łataniu spowodował to, że łatka odpadła. przykleiła się jakieś 20 cm dalej ;) Zakładam kolejną dętkę... i ruszamy.. Na miejscu popracuję trochę nad oponą.
Nie mamy ochoty na fotografowanie, po prostu chcemy dotrzeć do mety... Mijamy Międzyzdroje bez postoju. Ludzi pełno... kolejne Krupówki... Do Wisełki jedziemy główną drogą przez Woliński Park Narodowy. Jesteśmy osłonięci od słońca, ale za to podjazdy dają nam popalić ;) Tego się nie spodziewaliśmy, ale... cóż... jest to jakaś odmiana....
Docieramy do Wisełki, stawiamy rowery przy znaku Woliński Park Narodowy i... z koła uchodzi mi powietrze... Do mety jest może 400m . Nie mam ochoty na pompowanie, na łatanie, wymianę dętki... Prowadzę rower. Ten dzień jest koszmarem...

W Wolińskim Parku Narodowym © amiga

Zabudowania w Wisełce © amiga
I pewnie tak bym go zapamiętał gdyby nie Pensjonat w którym mamy zarezerwowany pokój... Właściciele witają nas serdecznie. Rowery dostają swoje miejsce zamykane na klucz, do którego mamy dostęp tylko my. Po szybkim rozpakowani się schodzimy do restauracji i w ciągu kilku minut dostajemy pyszny obiad... coś czego potrzebowaliśmy. Na dokładkę w ramach oczekiwania na obiad właściciele nas zabawiają. Okazuje się, że też jeżdżą na rowerach... Podpowiadają nam niektóre trasy. Dziwią się, że wybraliśmy główną drogą dojazdową do Wisełki... ale nam zależało na czasie... Obiad i poobiedzie minęło w miłej atmosferze. Dzień został odczarowany... A my po kąpieli ustalamy kolejne miejsce noclegowe, składamy rezerwację i postanawiamy się udać na plażę na zachód słońca.
Droga prowadzi borem, lasem... Kilometrowy spacer był nam też chyba potrzebny. Na plaży słońce już nie praży... Zachodzi za horyzontem... Trochę spacerujemy... tu i tam. Cykamy foty. Gdy całkowicie zniknęło w morskiej toni ewakuujemy się do pokoju. W lesie jest prawie kompletnie ciemno, ale droga dalej jest widoczna. Jest coś koło 23 gdy udajemy się na spoczynek.

Słońce coraz niżej © amiga

Spacerowicze na plaży © amiga

Jeszcze dobre pół godziny do zapadnięcia zmroku © amiga

Uwielbiam takie klimaty © amiga

Szałas o zachodzie słońca © amiga

Morze jest spokojne © amiga
Mimo tego, że większość dnia nas "denerwowała" to jednak wschód i zachód słońca wiele nam wynagrodził, a właściciele pensojany w Wisełce odczarowali nam ten dzień...
Część relacji jest na stronie PodPrad.info, opisany trochę innej perspektywy niż na blogach BS...