Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:25085.92 km (w terenie 6008.46 km; 23.95%)
Czas w ruchu:1471:29
Średnia prędkość:17.05 km/h
Maksymalna prędkość:64.91 km/h
Suma podjazdów:154398 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:156 (84 %)
Suma kalorii:1058920 kcal
Liczba aktywności:339
Średnio na aktywność:74.00 km i 4h 20m
Więcej statystyk

Wyprawa na Piękny Wschód Polski - dzień piąty

Środa, 19 sierpnia 2015 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Pobudka bardzo wcześnie rano..., dzisiaj w planie najdłuższy odcinek... chcemy dojechać do Hajnówki... chyba, że gdzieś po drodze się zatrzymamy. Prognozy mówią o 2 rzeczach które średnio nas cieszą... po pierwsze o upale..., kolejnym dniu lejącego się z nieba żaru..., po drugie wschodni wiatr... oby był słaby... bo większość trasy mamy w na wschód... To nie są dobre wróżby... Początkowo jest chłodno..., nieco cieplej ubrani ruszamy o 6:50... 

Agroturystyka w której byliśmy jest godna polecenia... :) może ktoś z niej skorzysta więc podaję namiary www.losiedle.pl

Po drodze chcemy zahaczyć o Tykocin, Białystok, a później zobaczymy, wstępny plan jest wykreślony na mapach, ale być może wymyślimy coś ciekawszego... :)

Z Goniądza kierujemy się na Mroczki... początkowo trasa jest dość przyjemna, asfaltowa nawierzchnia, prawie zerowy ruch... :), jako że przed nami około 150km więc będziemy dzisiaj starali się jechać asfaltami... 

W Trzciannym krótka wizyta w sklepie, miało być coś bardziej konkretnego, ale zdaje się że banany zdechły kilka dni wcześniej, kupujemy tylko batoniki..., banany kupimy gdzieś dalej :)... 

Za Trzciannym niespodzianka, asfalt zmienia się w paskudny szuter z tarką na całej szerokości... Na chwilę na szczycie jakiegoś wzniesienia stajemy, Podobają mi się pola :)... Muszę im zrobić zdjęcie, przy okazji chyba pora nieco z siebie zdjąć, robi się ciepło... 

Na polach już po żniwach
Na polach już po żniwach © amiga

W okolicach Wyszowatego... chwila zastanowienia, czy jechać na Stare Bajki... czy przejechać przez kawałek lasu, wyglądana to, że leśny trakt powinien nam dość mocno skrócić trasę, na dokładkę drzewa będą nas chronić przed wiatrem... ten jest dość silny... i daje się we znaki... a dopiero 25 km za nami.. Gdy dojeżdżamy do skrzyżowania oczom nie wierzymy, z map wynika, że powinniśmy mieć asfalt, a tutaj... kocie łebki... z boku jednak jest wyjeżdżony fragment ziemi... tam rowery nie podskakują.... 

Wyszowate - tu wg mapy jest asfalt :)
Wyszowate - tu wg mapy jest asfalt :) © amiga

Stamtąd przyjechaliśmy
Stamtąd przyjechaliśmy © amiga


Przydrożna kapliczka
Przydrożna kapliczka © amiga

Dojeżdżamy do lasu, początkowo wygląda to nieźle... później pojawiają się łachy piachu... próbujemy z nimi walczyć... jednak gdy droga zmienia się w piaskownicę, pchamy rowery... nogi się zapadają... obciążone rowery też... liczymy na to, że to tylko kawałek... jednak im dalej tym jest gorzej... w końcu po około 2 km przepychania rumaków... robimy krótką przerwę... zjadamy batony... i pchamy dalej... o jeździe nie ma mowy..., gdy pojawia się pole po prawej stronie bez wahania pakujemy się na nie, kilkaset metrów przejechane, jednak znów musimy wrócić na piaskownicę... jeszcze kilkaset metrów i jest szuter... wsiadamy na rowery  i dojeżdżamy do Żuk... 

Droga gruntowa, grunt pewnie jest 20 cm pod piaskiem
Droga gruntowa, grunt pewnie jest 20 cm pod piaskiem © amiga

Stajemy przy wiacie przystankowej... wysypujemy kilogramy piasku z butów... masakra... 
Dopiero teraz ruszamy dalej, jest znów asfalt... piaskowy odcinek za nami, ale kosztował nas kilkadziesiąt minut... chyba trzeba było jechać przez Stare Bajki i dołożyć nieco drogi... ale teraz to już trochę za późno na zmianę decyzji...

Do Tykocina już niedaleko, z daleka widać zabudowania zrekonstruowanego zamku... przystajemy przy nim, szybka fota... dzisiaj nie ma czasu na długie zwiedzanie... czas nagli... słońce coraz wyżej... 

Zamek w Tykocinie
Zamek w Tykocinie © amiga


Nieco dalej... wjeżdżamy co centrum, jest dość pustego... i podziwiamy dość ciekawą zabudowę miasta... przystajemy w kilku miejscach, podjeżdżamy pod Synagogę... 
Kościół św. Trójcy
Kościół św. Trójcy © amiga

Hotel Alumnat
Hotel Alumnat © amiga

Centrum Tykocina - pusto tutaj
Centrum Tykocina - pusto tutaj © amiga

jest wielka, dopiero ją otwierają, odpuszczamy jej zwiedzanie, chociaż trochę szkoda... Może innym razem, może kiedyś warto zatrzymać się na dłużej...

Wielka Synagoga
Wielka Synagoga © amiga

Ruszamy dalej 40 km w nogach... teraz droga cały czas na wschód... i pod górkę... w zasadzie aż do Złotorii męczy wieje niesamowicie... na szczycie któregoś szczytu zatrzymujemy się na chwilę... oczywiście przy wiacie przystankowej :)... a nieco dalej w Złotorii zauważamy kościół  drewniany... musimy go uwiecznić :), a poza tym zawsze to chyba na odpoczynek

Karolina coś wypatrzyła
Karolina coś wypatrzyła © amiga

Kościół pw. św. Józefa w Złotorii
Kościół pw. św. Józefa w Złotorii © amiga

Od Złotorii jedziemy na Choroszcz... tutaj okazuje się, że na mapie jest inne oznaczenie szpaku, na mapie widać, że jest po stronie północnej drogi, w rzeczywistości odcinek drogi został przebudowany i szlak w tej chwili jest po jej południowej stronie... Na rondzie przed węzłem z S8 jakiś burak w traktorze wymusza pierwszeństwo na Karolinie... zmusza ją do gwałtownego hamowania... masakra.. gdy wjeżdżał na rondo było widać, że nic nie widzi... nie popatrzał w lewo..., nie włączył migacza... masakra... 

W Choroszczy wjeżdżamy do centrum licząc na to, że coś uda się zjeść, może coś regionalnego... jest otwarta jedna knajpka, a raczej coś w rodzaju baru... są kebaby, zapiekanki, piwo... i kilku ledwo trzymających się na nogach jegomości... 

Tu nie jemy..., za to obok jest sklep... są banany... i nie są zdechłe... :)... więc zjadamy po jednym... i ruszamy dalej... do Białegostoku... 

Kościół pw. św. Jana Chrzciciela w Choroszczy
Kościół pw. św. Jana Chrzciciela w Choroszczy © amiga

Banany niewiele pomogły, tzn wypełniły na chwilę brzuchy, jednak potrzebujemy jakiegoś konkretu, tym bardziej, że to już pora obiadowa, a ostatni konkret był o 6:00... jeden batonik i banan to trochę za mało... 

Gdy tylko pojawiają się przed nami złote łuki maka... od razy poprawia się humor... tu raczej nas nie otrują... może nie jest to regionalne jedzenie... jednak potrzebujemy czegoś kalorycznego... 

W maku spędzamy dobrą godzinę... spoglądamy na mapy... i nieco zmieniamy plany... pierwotnie mieliśmy przelecieć na szybko przez miasto i pędzić dalej na Hajnówkę... jednak wiatr w twarz dał się nam we znaki... sprawdzamy na necie rozkład jazdy pociągów...  i... decydujemy się na małe wspomaganie... będziemy mieli też trochę czasu by nieco spokojniej pozwiedzać miasto... 

Wpierw jednak podjeżdżamy na dworzec... kupujemy bilety i dopiero wtedy ruszamy na podbój miasta... 

Katedralna cerkiew p.w. św. Mikołaja Cudotwórcy w Białymstoku
Katedralna cerkiew p.w. św. Mikołaja Cudotwórcy w Białymstoku © amiga

Na rynku Kościuszki
Na rynku Kościuszki © amiga

Ratusz w Białymstoku
Ratusz w Białymstoku © amiga

W samym centrum
W samym centrum © amiga

W tle Białostocka Archikatedra
W tle Białostocka Archikatedra © amiga

Dawna Zbrojownia
Dawna Zbrojownia "Cekhaus" © amiga

Bazylika archikatedralna Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Białymstoku
Bazylika archikatedralna Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Białymstoku © amiga

We wnętrzu
We wnętrzu © amiga

Jest i krzyż z czaszką
Jest i krzyż z czaszką © amiga

Ołtarz
Ołtarz © amiga

Jedna z bocznych naw
Jedna z bocznych naw © amiga

Brama do Pałacu Branickich
Brama do Pałacu Branickich © amiga

Pałac Branickich
Pałac Branickich © amiga

Aż mnie korciło by poskładać małą planetkę :) Pałacu Branickiego
Aż mnie korciło by poskładać małą planetkę :) Pałacu Branickiego © amiga

Synagoga Piaskower w Białymstoku
Synagoga Piaskower w Białymstoku © amiga

W pobliżu budynku Synagogi (dzisiaj jest tam hotel)... zaczepia nas zakręcony rowerzysta... pyta się o pompkę, tyle że zaskakuje tekstem "Speak english...., polish...", wziął nas za anglików... jakieś jaja...

Chwila rozmowy i okazuje się, że ma trochę mało powietrza w oponach... daję mu pompkę, ale gdy widzę jak się zabiera za pompowanie, przejmuję inicjatywę, nie mamy tyle czasu, pociąg odjeżdża za 20 minut... ;P

Przy okazji dowiadujemy się, że przesiadł się na rower, bo jest jeszcze wczorajszy ;P masakra... 

Gnamy na pociąg... już czeka, rowery zapakowane, miejsc stricte rowerowych w szynobusie nie ma... będący w środku rowerzysta informuje nas by przypiąć je pasami dla niepełnosprawnych... cóż... tak też można... rowery się trzymają... a my siadamy i kombinujemy co dalej....

Dojeżdżamy do Bielska Podlaskiego... wysiadamy i... teraz czeka nas około 20-25 km na wschód... na Hajnówkę..., kwatera została zarezerwowana gdy byliśmy w Maku :)... Wydawało by się, że to będzie łatwy odcinek... a jednak silny wschodni wiatr dalej daje się we znaki... na dokładkę trasa nie jest po płaskim, ale co rusz pojawiają się wzniesienia... 

Krótka przerwa na wysokości Zbucza... zaskakuje nas nowo budowana cerkiew... myślałem, że są tylko te  stare, co najwyżej się je konserwuje, remontuje, a tutaj niespodzianka... pewnie to dlatego, że byłem wychowany na śląsku... gdzie takich cudów raczej się nie spotyka, najwyżej stawiają nowe kościoły katolickie... W moim regionie staroobrzędowców traktuje się raczej jako folklor, historię... 
Niemniej cieszy mnie to, że jednak jest inaczej... :)

Zbucz - Budowana od 2012 roku prawosławna cerkwiew upamiętniającej męczenników chełmskich i podlaskich oraz czyżowskich parafian zamordowanych zimą 1946 roku przez zbrojne podziemie
Zbucz - Budowana od 2012 roku prawosławna cerkiew upamiętniającej męczenników chełmskich i podlaskich oraz czyżowskich parafian zamordowanych zimą 1946 roku przez zbrojne podziemie © amiga

Pędząca Karolina
Pędząca Karolina © amiga

Krzyże przy cerkwi
Krzyże przy cerkwi © amiga

Jedziemy zmieniając się co kilka km... to chyba najlepsza opcja przy takim wiatrzysku... gdy widzimy znak Hajnówka... musimy się zatrzymać i zrobić fotę...

Dojechaliśmy :)
Dojechaliśmy :) © amiga

Słońce coraz niżej
Słońce coraz niżej © amiga

By nie błądzić odpalam nawigację, ustawiam adres i... jak po sznurku trafiamy na kwaterę... Rowery zostają z tyły budynku na ganku oczywiście zabezpieczone... :)... 

Okazuje się, że agroturystyka jest nieźle wyposażona... jest nawet działająca pralka... oczywiście korzystamy z tego cudu... tylko czy to się wszystko wysuszy w nocy... gdy temperatura spada o ośmiu stopni?

Jakąś godzinę po naszym przyjeździe dociera jeszcze jeden rowerzysta... okazuje się że to nasz współpasażer z pociągu... tyle że on jechał do Czeremchy i tam przesiadł się do pociągu na Hajnówkę... Chyba nasz wariant był jednak lepszy, a na bank szybszy.... 


Wyprawa na Piękny Wschód Polski - dzień czwarty

Wtorek, 18 sierpnia 2015 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Po dość długiej i chłodnej nocy... zbieramy się powolutku, to ostatni nocleg w Starym Folwarku... dzisiaj ruszamy w nieznane... a w zasadzie w znane :)... Musimy dotrzeć do Goniądza... Nawigacje twierdzą że mamy do przejechania około 85 km... W sumie niedużo... jednak po raz pierwszy w trakcie tej wyprawy będziemy jechać z sakwami. Jak będzie? Nikt z nas tego nie wie... będziemy jednak wybierać asfalty, powinno być szybciej... 

Po krótkim pożegnaniu z rodzicami Karoliny ruszamy na Leszczewek gdzie musimy zdecydować którędy jechać... wybieramy szlak na Cimochowiznę, w miejscu gdzie jesteśmy wygląda w porządku... Po kilku kilometrach pojawia się szutr, piach, ścieżki leśne... miejscami nie ma możliwości by jechać... musimy przepchnąć rowery... to nie był najlepszy wybór, z drugiej strony lepiej na początku drogi niż pod jej koniec... obiecujemy sobie, że drugi raz nie wjedziemy w teren... 

Gdy wyjeżdżamy w okolicach Sobolewa musimy zrobić krótką przerwę, dopiero 10km za nami... i ponad 40 minut... dalej muszą być szosy..., musi być asfalt inaczej do Goniądza będziemy jechać ze 2 dni :)

Chwila wytchnienia po terenowym odcinku
Chwila wytchnienia po terenowym odcinku © amiga

W okolicach Płociszna wbijamy się na starą ósemkę..., ruch samochodów ciężarowych i pewnie też części osobówek został przeniesiony na pobliską S61... więc nie mamy obaw pakując się na tą drogę, tym bardziej, że jest dość szerokie asfaltowe pobocze...

Od razu jedzie się inaczej... szybciej... rowery same pędzą... czy to z górki, czy pod górkę, prędkość praktycznie nie spada poniżej 25km/h... chyba zwariowaliśmy... 

Piorunem docieramy do Augustowa... tam mała przerwa, na szybkie drugie śniadanie :)... na wysłanie kartek pocztowych... 

To niby 40-ty kilometr... z grubsza połowa drogi... gdyby tak było dalej....

Wyjeżdżamy z Augustowa.... trochę zamieszania na podwójnym rondzie, na przebudowanym węźle z 8, mapy twierdzą jedno, rzeczywistość jest jednak inna... Czeka nas na szczęście dość krótki odcinek do Białobrzegów, tam już odbijemy na boczne drogi z dala od ruchu Tirowego... 

Po wjechaniu na właściwą drogę, różnica jest niesamowita, samochody mijają nas co kilka minut... czasami rzadziej, część drogi jest w lesie, w cieniu, więc słońce tak bardzo nie przeszkadza...

Na wysokości Grabowych  Grądów widzę znak... sklep 50m podjeżdżamy i z daleka widać leżący rower i jakiegoś gościa siłującego się z nim... żartuje, że pewnie niektórzy się już dzisiaj zmęczyli... Gdy podjeżdżamy bliżej... okazuje się,. że osobników jest 2... i pomimo tego, że jest jeszcze przed południem są nieźle wstawieni... 

Na dokładkę sklep jest zamknięty, przerwa od godziny 10:30 - 13:30... trudno.. będzie następny....

Robimy jednak mały błąd, ale o tym dowiaduję się dopiero 2 tygodnie później, w Grabowych Grądach jest jedna z 4 Molenn istniejących w Polsce, 2 odwiedziliśmy wczoraj... ta była by trzecia... Cóż... będzie okazja kiedy indziej... może za rok podczas kolejnej eskapady? 

Dalsza droga jest może trochę monotonna... kilkanaście kilkometrów gdzie niby mijamy kolejne małe miejscowości składające się z kilku domów, ale głównie mamy pola i lasy... i drogę cały czas prosto, prosto, prosto.... 

Dopiero zatrzymujemy się przy śluzie w Dębowie... jakieś urozmaicenie i chyba pierwsze spotkanie z Biebrzą... teraz będzie nam towarzyszyła przez kolejne kilka km :)

Przystanek w pobliżu śluzyDębowo
Przystanek w pobliżu śluzy Dębowo © amiga

Nad Biebrzą
Nad Biebrzą © amiga

Karolina coś wypatrzyła
Karolina coś wypatrzyła © amiga

Z tego poziomu też ciekawie
Z tego poziomu też ciekawie © amiga

Pod mostem
Pod mostem © amiga

Ostatni rzut oka na rzekę
Ostatni rzut oka na rzekę © amiga

Śluza Dębowo
Śluza Dębowo © amiga

Nie ma kajakarzy
Nie ma kajakarzy © amiga

Przy śluzie spotykamy lokalnych wędkarzy... pytam o sklep.... jedyny jest 2km na północ w kierunku Polkowa... to nie nasz kierunek... trudno... do Goniądza nie powinno być już daleko... więc darujemy sobie takie eskapady...  

Wkrótce ruszamy, drogą wzdłuż Biebrzy.. wadą jej jest to, że cały czas jest to otwarty teren a temperatura powyżej 30 stopni nie pomaga, słońce wypala... Przejechaliśmy ponad 70km... więc powinno zostać nie więcej niż 15...

Jakie jest nasze zaskoczenie gdy pojawia się znak 30km... a asfalt zmienia się w szuter z tarką na całej szerokości... Prędkość momentalnie spada... trzeba kurczowo trzymać kierownicę i uważać na drogę... 

W którymś momencie czuję silny ból poniżej kolana..., zatrzymuję się, spoglądam w dół... osa mnie użądliła... masakra.. za co? Jak chciała wysiąść, mogła poprosić, a nie korzystać z hamulca bezpieczeństwa... 

Tutaj z tym nic nie zrobimy, trochę piecze, ale to wszystko, nie jestem uczulony, więc efektem będzie tylko profilaktyka przeciwreumatyczna :)...

Gdy w końcu przejeżdżamy przez most w Dolistowie... i czujemy znów asfalt pod kołami... poprawiają nam się humory... gdy nieco dalej trafiamy na sklep... już jest bardzo dobrze... rzekłbym jest idealnie... zajadamy banany... popijamy i... ruszamy dalej... do Goniądza już niedaleko... 

Tym razem już nieco główniejszą drogą 670, miejscami widzimy budowaną Green Velo, jak się okaże, jeszcze nie raz w trakcie tej wyprawy będziemy mieli okazję się z nią spotkać... Na tą chwilę to wariant piaszczysty, ale widać, że coś się dzieje... :)

W Goniądzu odszukujemy kwaterę, chwila rozmowy z właścicielami, bardzo miłym starszym małżeństwem... rowery będą nocować w garażu... zamknięte, bezpieczne, a my dostajemy przyzwoitą kwaterę, do dyspozycji wielka kuchnia, jadalnia, sala telewizyja..., na dokładkę do dostępne są mapy okolicy, przewodniki... coś pięknego

Bierzmy po cukierku na czarną godzinę...
Lubię tu być :)
Lubię tu być :) © amiga

i jedziemy szukać restauracji... (sakwy zostały w pokoju) chwila kluczenia i dopiero mieszkańcy wskazują nam drogą do hotelu... tam... przeglądamy menu... wybieramy coś... a w zasadzie poprosiłem by pani kelnerka coś zaproponowała... dostałem Policzki wołowe... 
Puki nie są to golonka czy żeberka to może być... nie wiem jak smakują, nie wiem czy będą dobre, po prostu jedna wielka niewiadoma...
Ale muszę przyznać, że jedzenie jest na niezłym poziome... Zanim podano do stołu... Skorzystaliśmy z możliwości przejścia się po pomoście nieco bardziej wgłąb Biebrzy... 

Zacumowane łodzie
Zacumowane łodzie © amiga

Rozlewiska Biebrzy
Rozlewiska Biebrzy © amiga

Pomost przy restauracji/hotelu
Pomost przy restauracji/hotelu © amiga

Z pełnymi brzuchami ruszamy na Ossowiec... to tamtejszej twierdzy, w planie zrobienie kilku zdjęć i powrót na kwaterę... 

W Ossowcu lekkie rozczarowanie... twierdza dostępna jest ledwie przez kilak godzin, na dokładkę bilety + opłacenie przewodnika to około 100zł... na 2 osoby... zupełnie bez sensu... okazuje się, że dzisiaj tam nie wejdziemy... nie popstrykamy zdjęć... trudno... może kiedy indziej...

Informacja przy fortyfikacjach w Ossowcu
Informacja przy fortyfikacjach w Ossowcu © amiga

Wojsko Polskie
Wojsko Polskie © amiga

Zawracamy do Goniądza, jeszcze zdjęcie przy pięknym asfaltowym GreenVelo... gdyby taka była na całej długości... marzenia... 

Piękna modelka reklamuje Green Velo :)
Piękna modelka reklamuje Green Velo :) © amiga

Parafia pw. Świętej Agnieszki w Goniądzu
Parafia pw. Świętej Agnieszki w Goniądzu © amiga

Kościół św. Agnieszki
Kościół św. Agnieszki © amiga

Wewnątrz kościoła
Wewnątrz kościoła © amiga

Dojeżdżamy na kwaterę... już umęczeni, jeszcze tylko prognoza pogody i pora powolutku kłaść się spać... na jutro planowany jest najdłuższy odcinek z całej wyprawy... około 150km...

Wyprawa na Piękny Wschód Polski - dzień trzeci

Poniedziałek, 17 sierpnia 2015 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Dzień zapowiada się mocno rowerowo, jest inny niż wczorajszy gdzie pracowały głównie górne kończyny, dzisiaj kończy się czas odpoczynku nóg... od dzisiaj to one będą ciężko pracować...

Trochę się obawiam tego wyjazdu, w nocy kilka razy budził mnie silny ból stawów barkowych i łokciowych... jak będzie na rowerze? 

Z pewną nieśmiałością dosiadam rumaka... Karolina  chyba też ma obawy... co będzie... ale już po chwili wiadomo, że nie jest źle... że jednak stawy się zginają, pracują, że możemy jechać... 

Budowana GreenVelo
Budowana GreenVelo © amiga

Ze Starego Folwarku kierujemy się na Suwałki... nowo budowaną drogą rowerową, a dokładniej fragmentem GreenVelo, wygląda to ciekawie, chociaż na dobrą sprawę łamiemy w tej chwili przepisy, gdyż znaki informujące o tym że to jest DDRka są zasłonięte... powinniśmy jechać szosą... ale ta droga aż przemawiała "Jedźcie po mnie..., zapraszam".

Przecudny uśmiech
Przecudny uśmiech © amiga

Bliżej Suwałk pojawia się kostka położona w taki sposób, że bruzdy są ustawione wzdłuż ścieżki... Rower zachowuje się jakbym jechał na nienapompowanych kołach... Tragicznie jest to położone... aż dziw bierze, że nikt tego nie zauważył, może warto to poprawić z okazji tworzenie właśnie GreenVelo które ma być wizytówką tego terenu. 

Groby Krzywe
Groby Krzywe © amiga

Wjeżdżając do Suwałk natrafiamy na Molennę, trochę ciężko ją zauważyć z drogi, jest dość głęboko ukryta, jednak Karolina zna z grubsza jej lokalizację, więc mamy prościej... Co ciekawe okazuje się, że w niej, bądź tuż obok znajduje się Naczelna Rada Staroobrzędowców... - o tym dla odmiany dowiaduję się z netu :) tyle, że 2 tygodnie później...

Molenna w Suwałkach - niestety niedostępna
Molenna w Suwałkach - niestety niedostępna © amiga

Molenna jest remontowana i nie można do niej zbyt blisko podejść, cóż... musimy się zadowolić kilkoma zdjęciami z dalszej odległości..., ruszamy dalej do centrum miasta, zatrzymując się co jakiś czas... Na placu Marii Konopnickiej udaje nam się wysłuchać tylko jednej bajki - tej o Boćku :)..., reszta przycisków nie działa.... troszkę szkoda, miasto powinno chyba co jakiś czas sprawdzać stan swoich atrakcji, a elektronika ma to do siebie, że... się psuje... więc raz w miesiącu co za problem wysłuchać wszystkich bajek :)
Piękna praca - Bajkosłuchacz :) 

Centrum miasta
Centrum miasta © amiga

Wielka kula
Wielka kula © amiga

Kle kle boćku
Kle kle boćku © amiga

Pomnik Marii Konopnickiej
Pomnik Marii Konopnickiej © amiga

Krasnale Suwalskie :)
Krasnale Suwalskie :) © amiga

Krasnoludki są na świecie
Krasnoludki są na świecie © amiga


Robimy mały objazd Suwałk... zaliczając po drodze kilka ciekawych miejsc związanych z tym miastem, m.inn.. budynek gdzie urodziła się Maria Konopnicka, zatrzymujemy się również przy kilku kościołach, odnajdujemy przyczajone krasnale :)

Kościół pw. św. Aleksandra w Suwałkach
Kościół pw. św. Aleksandra w Suwałkach © amiga

Pomnik w parku Konstytucji 3-go Maja
Pomnik w parku Konstytucji 3-go Maja © amiga

Przed muzeum
Przed muzeum © amiga

Budynek muzeum
Budynek muzeum © amiga

W tym domu urodziła się Maria Konopnicka
W tym domu urodziła się Maria Konopnicka © amiga

Pilnujący Krasnal
Pilnujący Krasnal © amiga

Jego kolega po przeciwnej stronie
Jego kolega po przeciwnej stronie © amiga

Na ławeczce z Marią szepczącą bajki
Na ławeczce z Marią szepczącą bajki © amiga

Kościół Ewangelicko-Augsburski w Suwałkach
Kościół Ewangelicko-Augsburski w Suwałkach © amiga

Pod koniec postanawiamy podjechać pod cmentarz 7-miu wyznań... niektóre kwatery są mocno zniszczone, może nie zaniedbane, bo widać, że ktoś się tym opiekuje... jednak zawieruchy wojenne zrobiły swoje... Za to na terenie cmentarza prawosławnego remontowana jest molenna :) mam wrażenie, że w tej chwili większość z nich przechodzi ten proces... czyżby miasto wyciągnęło jakieś wnioski?  Może to dofinansowanie z UE? Trudno powiedzieć, ale cieszy fakt, że takie perełki zostaną ocalone... :)

Wejście do kwatery muzułmańskiej
Wejście do kwatery muzułmańskiej © amiga

Wejście do części żydowskiej
Wejście do części żydowskiej © amiga

Widać tylko pomnik
Widać tylko pomnik © amiga

Remontowana Cerkiew pw. Wszystkich Świętych
Remontowana Cerkiew pw. Wszystkich Świętych © amiga

Pięknie się prezentuje
Pięknie się prezentuje © amiga

Słońce ukryte za krzyżem
Słońce ukryte za krzyżem © amiga

Cerkiew pw. Wszystkich Świętych - jeszcze raz
Cerkiew pw. Wszystkich Świętych - jeszcze raz © amiga

Wyjeżdżamy z Suwałk kierując się z grubsza na północ... chcemy przynajmniej częściowo objechać Suwalski Park Krajobrazowy... 

Wieje silny wiatr, słońce praży coraz bardziej... na dokładkę pojawiają się góry... teren przypomina trochę jurę.... tyle, że jest bardziej zielony i jest nieco więcej jezior ;)... Widać jednak, że przeciągająca się susza zrobiła swoje...

W Suwalskim Parku Krajobrazowym
W Suwalskim Parku Krajobrazowym © amiga

Gdy dojeżdżamy do granic Parku, skręcamy do  centrum informacji turystycznej, może tam będzie coś więcej, może uda się kupić coś do picia i jedzenia? Na miejscu udaje się kupić całkiem niezłe mapy Suwalskiego i Wigierskiego Parku :)... w zasadzie to przydadzą się dzisiaj i jutro z rana później powoli będziemy wyjeżdżać z tych terenów... 

Przy centrum informacji podziwiamy izbę regionalną... a przy okazji udaje się kupić 2 batony... wyczerpaliśmy ich cały zapas ;P, siadamy na chwilę w cieniu i snujemy plany.... 

Izba regionalna
Izba regionalna © amiga

Izba regionalna cd
Izba regionalna cd © amiga

Z mapy wynika że jakieś 2 km stąd jest wieża widokowa... ruszamy więc w tamtym kierunku... dla odmiany wieje nam w twarz... mamy pod górkę... tyle, że wieży nie ma... za to nieco dalej jest wjazd na szlak który powinien doprowadzić nas na szuter prowadzący na Wodziłki... Początkowo jest szeroki, dość przyjemny, jednak im dalej tym bardziej zarośnięty wysokimi trawami, ale oznaczenia są... gdy dojeżdżamy do granicy lasu... trawiaste podłoże znika, jest ścieżka, ma 40cm szerokości... usiana jest korzeniami, gdzieniegdzie są kamienie. Wydaje mi się, że ten odcinek będzie miał około 500m, jednak już po 250 dojeżdżamy do szerokiego szutra... dopiero wtedy uświadamiam sobie, że mapa jest w innej skali niż ta z której do tej pory korzystaliśmy...  Szuter powinien nas wyprowadzić w pobliże cmentarza w Wodziłkach... Niby prawie wszystko się zgadza, poza tym, że domy są z innej strony, a po cmentarzu nie ma śladu...

Cmentarz w Wodziłkach
Cmentarz w Wodziłkach © amiga

Nie kombinujemy zbyt długo, ważne, że są oznaczenia miejscowości, więc jesteśmy w dobrym miejscu... gdy jedziemy dalej, za zakrętem ukazuje nam się cmentarz którego szukaliśmy... chyba po prostu droga w tej chwili prowadzi nieco inaczej... przecinka która prowadziła w okolice cmentarza była nieco wcześniej i bardziej zarośnięta, z daleka wyglądała jakby kończyła się płotem... 

Dopiero gdy decydujemy się odwiedzić nekropolię, wszystko staje się jasne... ten płot... to ogrodzenie cmentarza... a zarośnięta ścieżka to ta główna na mapie... fragmentu którym dalej jechaliśmy na mapach nie ma... 

Chwila przerwy... i wracamy do "centrum"... chociaż to chyba za dużo powiedziane... odnajdujemy molennę... kolejną dzisiaj, niestety znowu jest zamknięta, cóż... zostaje nam kilka fot z zewnątrz... 

Molenna w Wodziłkach
Molenna w Wodziłkach © amiga

Po drugiej stronie stoi stodoła.... staruszka, ledwo się trzyma, jest podparta z kilku stron... 

Ledwo trzymająca się staruszka
Ledwo trzymająca się staruszka © amiga

Molenna w Wodziłkach
Molenna w Wodziłkach © amiga

Kilak zdjęć później ruszamy dalej naszym szutrem na Łopuchowo i Udziejek gdzie wg mapy jest restauracja... oznaczenia są, budynek istnieje, zajeżdżamy i... okazuje się, że nie ma gospodyni, a gospodarz potrafi jedynie zrobić herbatę i kawę, tą ostatnią tylko w ograniczonym zakresie.. Niemniej bardzo miła osoba... chwila rozmowy i już jest raźniej... 

Prywatny Skansen w okolicy Udziejek
Prywatny Skansen w okolicy Udziejek © amiga

Pokoje do wynajęcia :)
Pokoje do wynajęcia :) © amiga

Mieszkać w takiej chacie :)
Mieszkać w takiej chacie :) © amiga

Kawa dodała nam trochę sił... żegnamy się z tym miejscem i ruszamy dalej... spoglądamy na zegarki... chyba damy radę dotrzeć na kwaterę około 17... 

Korale?
Korale? © amiga

Garniec
Garniec © amiga

W Gulbieniszkach wyjeżdżamy na asfalt... w końcu odmiana... rowerem nie rzuca... dłonie nie bolą :)... wyjeżdżamy na nieco główniejszą drogę i gnamy na Jeleniewo gdzie obowiązkowo zatrzymujemy się przy kościele... a ciut dalej widać znaki informujące o najlepszej restauracji w okolicy...

Matka Boska jaskiniowa ;P
Matka Boska jaskiniowa ;P © amiga

Parafia pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Jeleniewie
Parafia pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Jeleniewie © amiga

Krzyż z czaszką przy kościele w Jeleniewie
Krzyż z czaszką przy kościele w Jeleniewie © amiga

Jesteśmy już bardzo głodni... więc korzystamy z okazji... odbijamy może 150m w bok... i... zamawiamy obiad... 
To co dostajemy jest wielkie... po 30-40 minutach posiłku mamy problem by się podnieść... by wsiąść na rowery i ruszyć... Na dokładkę ten skwar...

Nie ujechaliśmy nawet 500m gdy zauważamy znak informujący o kirkucie..., z map wynikało, że dojścia tam nie ma, a przynajmniej nie od strony drogi... więc nieco zaskoczeni zawracamy... i wjeżdżamy w wąską ścieżkę między posesjami... 

Cmentarz jest przyzwoicie utrzymany..., są tablice informacyjne, mało tego jest otwarty... może to wszystko dlatego, że nie jest zbyt wyeksponowany... i nie maił go kto specjalnie niszczyć... chociaż ślady dewastacji widać tu i ówdzie... 

Jeśli my zapomnimy, kto będzie pamiętał?
Jeśli my zapomnimy, kto będzie pamiętał? © amiga

Obiekt zabytkowy
Obiekt zabytkowy © amiga

Brama otwarta
Brama otwarta © amiga

Wspominamy ich z miłością
Wspominamy ich z miłością © amiga

Elegia miasteczek żydowskich
Elegia miasteczek żydowskich © amiga

Ławeczka
Ławeczka © amiga

Uszkodzone macewy
Uszkodzone macewy © amiga

Troszkę zapomniane
Troszkę zapomniane © amiga

Zdewastowane
Zdewastowane © amiga

Wracamy drogą 655 do Suwałk, wszystko było by ok, gdyby nie remont drogi  na wysokości cmentarzyska Jaćwingów..., jeden pas, wahadło, aż po horyzont... odbijamy na Białą Wodę... będzie ciut dłużej, ale nie w kurzu, nie pomiędzy samochodami... 

Przez Suwałki przebijamy się trochę na czuja..., myląc raz czy 2 kierunki, ale wyjeżdżamy na właściwy szlak na Stary Folwark... gdzie jesteśmy kilka minut po 17:00... Uff... 

Ślimak, ślimak pokaż rogi
Ślimak, ślimak pokaż rogi © amiga

Jest jeszcze trochę czasu więc Karolina proponuje krótki wypad na Cimochowiznę... stąd jest niesamowity widok na klasztor Wigierski... trzeba jednak uważać, bo droga prowadzi po pomostach... Kilka razy się zatrzymujemy podziwiając okolice... 

Cimochowizna - podesty
Cimochowizna - podesty © amiga

Widok na klasztor Wigierski
Widok na klasztor Wigierski © amiga

Jezioro Wigry
Jezioro Wigry © amiga

Słońce powoli się chyli ku zachodowi
Słońce powoli się chyli ku zachodowi © amiga

Po zawróceniu już w kierunku noclegu... próbuję się zatrzymać... jakoś tak nieszczęśliwie, że noga trafia w próżnię..., poza podest... chwilę później nakrywam się rowerem i mam okazję podziwiać podesty od spodu :)... W zasadzie jedyne uszkodzenie to małe obtarcie prawej nogi... zamortyzowało mnie przytrzymanie się pobliskiego małego drzewka... o oczywiście bujnie rosnące wysokie trawy :)... 

Piękne miejsce
Piękne miejsce © amiga

Musi poskładać... by popłynąć dalej
Musi poskładać... by popłynąć dalej © amiga

Chwila strachu i gramolę się na podest... Karolina chyba najadła się więcej strachu niż ja.... musiało to wyglądać i strasznie i pewnie komicznie...

Zamyślona Karolina
Zamyślona Karolina © amiga

Po powrocie na agroturystykę trzeba spłukać z siebie kurz, sól... ale jeść się nie chce... :) Obiad dalej wypełnia żołądki... 

A jutro szykuje się ciężki dzień, po raz pierwszy będziemy jechali z sakwami... niby dystans krótki... nawigacja mówi coś o 85 km... w najkrótszym wariancie... ale jak to wyjdzie... tego dowiemy się dopiero jutro... a dzisiaj trzeba się wyspać...

Nocne niebo w Starym Folwarku :)
Nocne niebo w Starym Folwarku :) © amiga

jeszcze jedna wariacja :)  nieba
Nocne niebo nad starym folwarkiem
Nocne niebo nad starym folwarkiem © amiga

Wyprawa na Piękny Wschód Polski - dzień drugi - Kajaki

Niedziela, 16 sierpnia 2015 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Dzisiejszy dzień zapowiada się zupełnie inaczej niż można by przypuszczać, rowery zostają w garażu ukryte przed palącym słońcem a my... udajemy się na spływ kajakowy Czarną Hańczą, to mój debiut na tej rzece... nie wiem jak będzie, co będzie się działo.... jaki jest stan rzeki... czy nie trzeba będzie przenosić kajaków, a może będzie głęboko, trzeba będzie uważać? 

Dojeżdżamy do Głębokiego Brodu... chwila powitania z przemiłą rodziną zajmującą się wypożyczaniem kajaków i transportem powrotnym... planujemy trasę ekstremalną około 25-26 km... to zajmie około 7 godzin... 

Kapelusz został :)
Kapelusz został :) © amiga

Jeszcze chwila i tam popłyniemy
Jeszcze chwila i tam popłyniemy © amiga

Pierwszy rzut oka na rzekę... jest płytko... w miejscu gdzie wsiadamy do kajaków ledwie 30-40cm... 
Rodzice Karoliny w jednym kajaku - prowadzącym, a my jako grupa pościgowa w drugim kajaku :)... Plan dość prosty... minąć 3 mosty... skręcać w odpowiednich kierunkach, zaliczyć na koniec 2 śluzy na kanale Augustowskim i... poczekać na transport powrotny.... 

W zasadzie trasa podzielona jakby na 3 odcinki..., środkowy prowadzi przez najbardziej odkryty teren, ostatni niby jest najbardziej malowniczy, a pierwszy to trochę łąk, trochę lasów...

Instrukcja obsługi i tel... wyjątkowo załączam bo firma jest godna polecenia
Instrukcja obsługi i tel... wyjątkowo załączam bo firma jest godna polecenia © amiga

Wypływamy dość wcześnie, jest 9:28 gdy ruszamy... początkowo trochę może niepewnie... nie wiemy jak będzie dalej... jednak okazuje się, że niski stan rzeki w niczym nie przeszkadza, a czasami nawet pomaga... początkowo mamy oczywiście problemy z synchronizacją machania wiosłami... ale szybko się uczymy... 

Trochę trzeba popracować :)
Trochę trzeba popracować :) © amiga

O poranku temperatura znośna... pozycja w kajaku... może nie jest komfortowa..., ale w tym też jest urok..., dzisiaj dla odmiany pracują głównie górne mięśnie, górne stawy... troszeczkę się obawiałem na początku co będzie z barkiem, który od czasu do czasu daje dalej o sobie znać... jednak... jest nieźle... :) Miejscami dajemy z siebie wszystko... wyprzedzając wiodącą dwójkę :)...

Dookoła sporo kaczek
Dookoła sporo kaczek © amiga

Na zmianę prowadzimy raz my, a raz rodzice Karoliny....

Zupełnie się nami nie przejmują
Zupełnie się nami nie przejmują © amiga

Chwilami jest śmiesznie, chwilami, trzeba bardzo uważać, kilka razy lądujemy w krzakach... trzeba odbić i wrócić na właściwą ścieżkę... od czasu do czasu spoglądam na endomondo sprawdzając jak na idzie..., wrażenie jest takie, że płyniemy bardzo szybko... ale jak się później okaże to tylko złudzenie... nurt rzeki jest bardzo ospały... pewnie gdyby liczyć na niego to spływ zajął by nam ze 2 dni... :) więc nie można odpoczywać cały czas... trzeba wiosłować :) 

Kajaki wyciągnięte - chwila przerwy
Kajaki wyciągnięte - chwila przerwy © amiga

Co chwilę mijamy ptaki, te mniejsze i te większe, troszeczkę obawiamy się łabędzi... jednak zostawiają nas w świętym spokoju, chociaż widzimy, że od czasu do czasu jakiś dureń w kajaku próbuje je zezłościć.... Zresztą wariatów też tutaj nie brakuje... wyprzedza nas kilka kajaków z młodzieżą... niewiele brakuje a zaliczyliby wywrotkę, chociaż nie można być pewnym czy czegoś nie zaliczyli gdy ich nie widzieliśmy, z tym bywa różnie...

I Łabądki się znalazły
I Łabądki się znalazły © amiga

Co ciekawe kilka razy mijamy panie sprzedające a to babeczki, a to jagodzianki..., w niektórych miejscach są informacje, że do sklepu jest.... x metrów..., że jest bar... lub coś innego... 

Damy radę przepłynąć pod spodem?
Damy radę przepłynąć pod spodem? © amiga

Zabija nad jedna z starszych kobiecin która z daleka nawołuje że ma najlepsze prawdziwe jagodzianki, z prawdziwych jagód, a nie z dżemem, jak inni... a po tamtych ludzie chorują... Taka ciekawa odskocznia, miejscowy folklor... później dowiadujemy się, że to ta kobieta zaczęła handel nad Czarną Hańczą :) .... 

Jest czas na opalanie :)
Jest czas na opalanie :) © amiga

Na trasie 2 razy zatrzymujemy się, pierwszy raz korzystamy z własnych zapasów, za to z drugim miejscem postojowym mamy problem, zaczął się ostatni odcinek ten najbardziej malowniczy... tyle, że tam są pustki... gdy tylko widzimy pomost, dobijamy do niego... okazuje się, że tuż obok można i zjeść i napić się kawy... 

Nie tylko kajaki :)
Nie tylko kajaki :) © amiga

Korzystamy z tej drugiej opcji, jedzenie jeszcze mamy swoje... coś z nim musimy zrobić... :) najlepiej skonsumować... 

Malowniczy fragment jest usiany powalonymi drzewami, kłodami, w wielu miejscach są mielizny... trzeba bardzo uważać... a nawet czasami trzeba zawrócić, gdy zapędziliśmy się nie w tą odnogę, w kozi róg... 

Młode łabędzie :)
Młode łabędzie :) © amiga

Robi się tłoczno
Robi się tłoczno © amiga

Kilka razy w uczy rzucają się oznakowania...  tylko co one oznaczają? Próbuję się domyślać... i prawie trafiam... ale o tym przekonuję się dopiero w domu Oznakowanie śródlądowych dróg wodnych

Co to oznacza?
Co to oznacza? © amiga

Po minięciu trzeciego mostu wiemy, że do mety już niedaleko, wpływamy na kanał Augustowki i zaliczamy 2 śluzy :), ciekawe doświadczenie... sporo piany... przy okazji widać że woda jest tutaj bardziej zanieczyszczona... 

Czekamy na śluzowanie
Czekamy na śluzowanie © amiga

Wewnątrz śluzy
Wewnątrz śluzy © amiga

Za chwilę otwarte zostaną wrota
Za chwilę otwarte zostaną wrota © amiga

Musimy się trzymać w kupie
Musimy się trzymać w kupie © amiga

W Mikaszówce nad Nettą kończymy spływ, dzwonimy po transport... Samochód dociera w ciągu kilkunastu minut... Pora zapakować się do środka i wrócić do Głębokiego Brodu, a później do Starego Folwarku... 

Pora wyjść na ląd
Pora wyjść na ląd © amiga

Czujemy już zmęczenie.... 

Na kwaterze padam w krótkim czasie na łóżko i zasypiam... Co chwilę się budzę, czuję ból stawów... chyba dawno tak się nie napracowały... przynajmniej je górne... Może trzeba było płynąć rowerkiem wodnym? ;P

Tak naprawdę wo wypad kajakowy był świetną odskocznią, rzeka piękna, piękna przyroda... może gdyby jeszcze słońce tak nie paliło? 


Wyprawa na Piękny Wschód Polski - dzień pierwszy

Sobota, 15 sierpnia 2015 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Po krótkiej nocy w samochodzie... wysiadamy w Augustowie, jest 6:30 rano... jest chłodno - jedynie 16 stopni... 
Ubrani nieco cieplej ruszamy na podbój okolicy, w planie mamy zaliczeni PK postawionych przez Piotrka z BikeOrientu... punktów jest kilkanaście w okolicy, pytanie tylko czy przetrwały tyle czasu... 

Kilka dni wcześniej pisałem do Informacji Turystycznej z pytaniem o dostępność map... do dzisiaj nie dostałem odpowiedzi, jedynie co mamy, to bitmapę... na tablecie... :)... 

Bazylika Mniejsza Najświętszego Serca Jezusowego
Bazylika Mniejsza Najświętszego Serca Jezusowego © amiga

Jednak zaczynamy zwiedzanie od centrum Augustowa..... centrum świeci pustkami, to nie dziwota, bo kto normalny o takiej porze wychodzi z domu na dokładkę w święto... chyba tylko jakieś Oszołomki... czyli My :)

Król Zygmunt August
Król Zygmunt August © amiga


Widać, że w niektórych miejscach działo się w nocy, sporo butelek, sporo panów z ziemistą cerą... jakoś nie mam ochoty na gawędzenie z nimi... Odszukujemy jedynie otwarty sklep by kupić długopisy o których kompletnie zapomnieliśmy... 

Centrum informacji dzisiaj zamkniete
Centrum informacji dzisiaj zamknięte © amiga

Słońce już zaczyna palić
Słońce już zaczyna palić © amiga

Posiłkując się dość nieciekawymi mapami okolicy oznaczamy na nich pozycję PK... i powolutku opuszczamy miasto...

Nad jeziorem Sajno
Nad jeziorem Sajno © amiga

Pierwszy PK to Binduga - tylko co to jest? zobaczymy na miejscu... droga dość prosta, jednak dość szybko musimy odbić na szutr, a później ścieżką po skarpie wzdłuż jeziora... kierunki się zgadzają, charakterystyczne też... jest pierwsze obozowisko, jest i drugie, to które nas interesuje... sprawdzamy okolicę, punku nie ma... Wpadam na pomysł by sprawdzić co to Binduga i już wiemy, że miejsce jest poprawne, współrzędne GPS również nam to potwierdzają, więc nie ma mowy o pomyłce... Palik.. został więc zniszczony...

Tutaj gdzieś powinien być PK
Tutaj gdzieś powinien być PK © amiga

W między czasie natykamy się na trójkę biegaczy, pozdrawiają nas, jak się okazuje ćwiczą przed triatlonem :) 

Cóż... postanawiamy wrócić na asfalt i poszukać kolejnego PK... - zakrętu ścieżki :)

Wjeżdżamy na wąską ścieżkę wzdłuż kanału Bystry, droga się dłuży, jest na niej wszystko, piach, kamienie, korzenie... w końcu porzucamy rowery i idziemy na samiuśki cypelek... tam odnajdujemy palik... jest... co prawda naruszył go ząb czasu... ale jest.... jakoś przeżył te 3 lata...

Ocalały palik :)
Ocalały palik :) © amiga

Zawracamy, droga powrotna jakby była krótsza... czemu? Złudzenie, a może to dlatego, że zrobiliśmy to co było w planie?

W pobliżu jest PK 6 opisany jako skrzyżowanie dróg... palik ocalał :)... tylko co z tego skoro jeden anihilował... zabawa wzięła trochę w łeb, ale nie ma się co przejmować, w okolicy jest tyle atrakcji, że coś znajdziemy :)... może innego może zaskakującego?

Tym razem prawie kompletny, perforator urwany, ale numerek jest :)
Tym razem prawie kompletny, perforator urwany, ale numerek jest :) © amiga

Od Studzienic odbijamy znowu w teren poszukać kolejnego palika - koniec drogi... 
Ścieżka znaleziona, koniec drogi również... tyle, że po paliku nie ma śladu... miejsce po ognisku na końcu ścieżki sugeruje nam dobitnie co mogło się stać z palikiem... Kilka fot i ruszamy z powrotem, chyba damy sobie spokój z resztą PK... 

Na końcu drogi
Na końcu drogi © amiga

Chyba marnie skończył jeden z palików
Chyba marnie skończył jeden z palików © amiga

Rumaki czekają.... jeden nawet usnął
Rumaki czekają.... jeden nawet usnął © amiga

Jedziemy w kierunku Studzienicznej tam jest co prawda kolejny PK... ale to będzie nasz ostatni... Ciekawe czy palik przetrwał...., być może pobliże kościoła dało mu jakąś ochronę... 

Czyżby to nasz PK? Chyba nie
Czyżby to nasz PK? Chyba nie © amiga

Ciut wcześniej stajemy przy pomniku... Kilka fot i... jest punkt... jest perforator, tyle, że z innej gry terenowej, to nie nasz, chociaż wygląda niemal identycznie... tyle że napis na nim sugeruje coś innego... 

Krzyż, pomnik tuż obok
Krzyż, pomnik tuż obok © amiga

Sprawdzamy wszystko dokładnie
Sprawdzamy wszystko dokładnie © amiga

Tabliczka informacyjna
Tabliczka informacyjna © amiga

Pstrykamy foty :)
Pstrykamy foty :) © amiga

Podoba mi się ten pomnik
Podoba mi się ten pomnik © amiga

Jeszcze to o niczym nie przesądza, bo to nie jest to miejsce gdzie powinien być nasz palik...
Ten ma znajdować się przy wiacie jakieś 100-150m dalej...

Liczba perforatorów w tym miejscu to jakieś przegięcie
Liczba perforatorów w tym miejscu to jakieś przegięcie © amiga

Tam kolejna niespodzianka... Punktów i perforatorów dookoła jest pełno... naliczyliśmy chyba z osiem... ale tego z AdventureOrientu nie ma... Może konkurencja go wykopała?

Cóż... 

Podjeżdżamy na chwilę do sanktuarium, robimy kilka zdjęć zza płota... trwa nabożeństwo, dookoła pełno straganów... dalej raczej nie wejdziemy...  Podjeżdżamy jeszcze do kaplicy... i wracamy... 

Sanktuarium Matki Bożej Studzieniczańskiej
Sanktuarium Matki Bożej Studzieniczańskiej © amiga

Kaplica na wyspie
Kaplica na wyspie © amiga

Jest za to dobra pora by się czymś posilić... coś szybkiego w barze czy może restauracji tuż obok...
Siadamy w cieniu... tutaj skwar tak nie dokucza...
Po szybkim płynnym posiłku ruszamy dalej... Resztę zjemy chyba gdzieś dalej, może znajdziemy coś lepszego? Zresztą o 11 to chyba za wcześnie na konkrety ;)

Tuż za jeziorem Białym źle wjeżdżamy w ścieżkę i zamiast na północ jedziemy na zachód... cóż... zawracamy i odnajdujemy nasz szlak...  

Dość długi odcinek leśnymi szutrami... docieramy do Uroczyska Powstańczego gdzie chwila odpoczynku... przy zimnym strumieniu i kilka tablicach, pomnikach. Mija nas w tym czasie quad i 2-ka rowerzystów... 

Chwila wytchnienia nad strumieniem
Chwila wytchnienia nad strumieniem © amiga

Pomnik z kosami
Pomnik z kosami © amiga

Mija nas jakiś quad
Mija nas jakiś quad © amiga

Jest i informacja o tym miejscu
Jest i informacja o tym miejscu © amiga

Miejsce Kuźni
Miejsce Kuźni © amiga

Ruszamy chwilę później, posiłkując się mapami jedziemy na Danowskie (krótka przerwa na obiad, i pora właściwa i są Kartacze), Monkinie, Bryzgiel i kierujemy się na Czerwony Krzyż... 

Drewniany kościół MB Anielskiej Monkinie
Drewniany kościół MB Anielskiej Monkinie © amiga

Dzwonnica przykościelna
Dzwonnica przykościelna © amiga

Światło... wpadające do środka
Światło... wpadające do środka © amiga

Piękne wnętrze
Piękne wnętrze © amiga

Po drodze rozmawiamy z 2-ką rowerzystów którzy odradzają nam dalszą jazdę szutrem..., ze względu na jego stan, kurz i pędzące samochody w zamian kierują nas na ścieżkę prowadzącą dookoła jeziora Wigry...

Krzyże
Krzyże © amiga

Niby pusto, ale wszędzie kurz, tarka
Niby pusto, ale wszędzie kurz, tarka © amiga

Większość drogi w lesie, w cieniu... jest przyjemnie, szczególnie gdy z nieba leje się żar...

Jest i bociek :)
Jest i bociek :) © amiga

Czerwony Krzyż
Czerwony Krzyż © amiga

Tędy Hobbity nie powinny chodzić
Tędy Hobbity nie powinny chodzić © amiga

Pewnie normalnie wszędzie pełno wody.... a dziś.... sucho
Pewnie normalnie wszędzie pełno wody.... a dziś.... sucho © amiga

W Mikołajewie odbijamy na Rosochaty Róg... widoki... zapierają dech w piersi..., bocznymi ścieżkami docieramy do miejscowości Wigry, dzisiaj to nie jest idealne miejsce na zwiedzanie czy odpoczynek, masa turystów, setki samochodów na wąskiej ścieżce... Stajemy na chwilę i... decydujemy się na ucieczkę z tego miejsca. 

Krowa w Rosochatym Rogu
Krowa w Rosochatym Rogu © amiga

Jak zawsze uśmiechnieta
Jak zawsze uśmiechnieta © amiga


Rowery 2 w Wigrach pod klasztorem
Rowery 2 w Wigrach pod klasztorem © amiga

Kierujemy się do Starego Folwarku do naszej 3 dniowej bazy... później już powoli będziemy wracać  zaliczając kolejne miejscowości na wschodniej ścianie Polski. 

A to my :) z rowerkami
A to my :) z rowerkami © amiga

Kraina wielkich Jezior zaskoczyła mnie pozytywnie, jest idealna na rower... sporo szlaków, masa szutrów, stosunkowo mało asfaltów, jeszcze gdyby mapy były dokładniejsze, częściej aktualizowane i pokrywały cały teren... Chociaż nie jest tak źle... 

Jak na pierwszy dzień, po prawie nieprzespanej nocy w aucie, wyszło nieźle, pory objechany kawałek,  szkoda tylko, że PK gry terenowej zostały zniszczone :(... Ale co tam, okolica i tak jest warta odwiedzenia... 


Uphill Śnieżka 2015

Niedziela, 9 sierpnia 2015 · Komentarze(5)
Niedziela...  9.08.2015 roku... a my po raz kolejny stawiamy się w Karpaczu na kolejnym Uphillu na Śnieżkę, to chyba powoli już tradycja..., nie wiem,. co mnie zmusza do tego by się zapisywać na kolejne edycje... Może w marcu mam przymrożony mózg? ;P

W tym roku z firmy jest nas trzech... Darek, Krzysiek i ja...

Kilka dni przed było pewnie, że to nie będzie mój popisowy wjazd..., Kondycja po zeszłorocznych upadkach dalej nie taka, bark odzywa się co jakiś czas... ale plan to dotarcie na szczyt... nieważne jak... 

Temperatura na starcie to trochę ponad 20 stopni... dość przyjemnie, słońce za chmurami... jest nieźle. Nie za gorąco, nie za chłodno... 
Na pocieszenie to tylko kilometr w górę... Gdy wszystkie formalności zostały już ogarnięte, - wizyta w biurze zawodów, odebranie pakietów, nadanie przesyłki na szczyt, jedziemy na krótką rozgrzewkę, zastanawiam się ile to daje... ? Pewnie coś i owszem... chociaż jestem przyzwyczajony raczej do tego że wsiadam na rower i jadę ;P

około 2km  po górkę i wracamy... do startu już niewiele czasu... 

Ustawiamy się i czekamy na rozpoczęcie Uphillu

Start...

Droga początkowo po asfalcie... niby jest pod górkę, ale tutaj zawsze da się jechać, nie wiem co będzie dalej pod Wangiem... boję się tego gdyż w tym roku jadę na rowerze crossowy, co prawda opony 1.75" ale... to dalej nie jest góral... mało tego sam rower jest stosunkowo ciężki....

Pod Wangiem pierwszy potwór... pierwsze solidne nachylenie... wjeżdżam mozolnie, pokonuję potwora... ale nieco później  czuję, że muszę zejść... przechodzę kawałek... już jest lepiej, wsiadam na rower i dalej pod górkę... 

Chwilę przed startem
Chwilę przed startem © amiga

Zaskakuje mnie spora ilość piasku na ścieżkach... jakieś solidne ulewy musiały go wypłukać z lasu i nanieść na ścieżkę... o dziwo jedzie się po tym dużo lepiej... nie rzuca tak na kamieniach, droga jest równiejsza... Co nie zmienia faktu, że lekko nie ma... 

Na podjeździe jeszcze kilka razy decyduję się zejść z rowera i kawałek podprowadzić, to nie mój rok górskich podjazdów, tym bardziej, że w górach byłem w tym roku 2 razy... w czerwcu na wycieczce firmowej i trasa byłą dość krótka zupełnie niepodobna do tego co jest na śnieżce... Chociaż... chwilami przewyższenia wyglądały podobnie... ;P

Gdzieś za strzechą akademicką widzę gościa, rowerzystę na ziemi... na poboczu... chwila rozmowy, stracił przytomność na podjeździe... Już czuje się lepiej, pytam się czy czegoś nie potrzebuje... ale twierdzi że jest lepiej... zainteresowali się też nim jacyś turyści... więc nie zostawiam go samego... 

Na mecie dowiaduję się, że został zabrany przez obsługę... 

Mijam strzechę akademicką, drugi potwór na trasie... tutaj czeka bufet... biorę kubek z wodą i wylewam go na głowę... jest lepiej..., jadę dalej, nie staję, nie zatrzymuję się na dłużej... 

Jeszcze trochę i jest siodło...  rower się rozpędza, ale tutaj czuję, że rower crossowy nie domaga... nie nadaje się na szybkie zjazdy po kamienistym podłożu... za wąskie opony.... zbyt słaba amortyzacja... a może po prostu za bardzo dopompowałem koła?

Ostatnie 2 km... mozolna wspinaczka... na rowerze dojeżdżam wyżej niż w zeszłym roku... za to nieco deprymujące jest to, że z naprzeciwka jadą rowerzyści... zjeżdżający ze szczytu... cholernie to niebezpieczne... nieprzyjemnie... co z tego, że mają prędkość niewiele większą niż ja... tyle, że ścieżka nie jest zbyt szeroka... 

Ostatnie 300m z buta... na szczyle ledwo żyję... spoglądam na czas.... prawie identyczny z tym zeszłorocznym... Jak ? Nie wiem...

Kilka minut później dojeżdża Darek... zmęczony jak diabli... w tym roku bez przygotowania z kilkumiesięczną przerwą do rowera, ale i tak chwała że nie nie poddał i dotarł na szczyt.
Najlepiej poszło Krzyśkowi pomimo tego, że był to jego debiut... 

Za to szokujące jest to, że padł rekord wszech czasów wjazdu na Śnieżkę... 47 minut... jakaś kosmiczna wartość... ja w tym czasie nie byłem nawet pod Strzechą... 

2 kierunkowy ruch na ścieżce na szczyt to chyba nie najlepszy pomysł
2 kierunkowy ruch na ścieżce na szczyt to chyba nie najlepszy pomysł © amiga

Jakoś dziwnie się to ogląda gdy nie ma tłumu rowerzystów
Jakoś dziwnie się to ogląda gdy nie ma tłumu rowerzystów © amiga

Zawsze było tutaj pełno
Zawsze było tutaj pełno © amiga

Krzysiek zadowolony z wjazdu
Krzysiek zadowolony z wjazdu © amiga

Po raz kolejny na szczycie Śnieżki... chyba nie mogę tam normalnie wejść i chyba nigdy nie byłem pieszo ;P
Po raz kolejny na szczycie Śnieżki... chyba nie mogę tam normalnie wejść i chyba nigdy nie byłem pieszo ;P © amiga

Szczęśliwy Darek
Szczęśliwy Darek © amiga

Chwila odpoczynku i pora na trudniejszą cześć imprezy zjazd na dół... Początkowo krótki podjazd, później długi zjazd... ale piasek robi mimo wszystko swoje... nie rzuca tak rowerem... jak zawsze... jednak jak wspomniałem wcześniej rower crossowy średnio nadaje się do zjazdów w górach... 

Łańcuszek rowerzystów
Łańcuszek rowerzystów © amiga

W Karpaczu...pora na odpoczynek... dekorację zwycięzców... i zastanowienie się co dalej... 
Wrażenie jest jedno, impreza podupada... jest coraz gorzej zorganizowana, pamiątkowe koszulki byle jakiej jakości... 2 lata temu były rowerowe, w zeszłym roku sportowe... a w tym wycieruchy... 
Zjazd do Domu Śląskiego zaraz po wjeździe to chory pomysł... pytanie kto na to wpadł? Organizatorzy czy władze Parku? Obstawiam tych drugich.... 

Z zalet... dopisała aura :)... pogoda wymarzona na takie wyczyny, piasek na ścieżce pomagał... tylko ta kondycja... 

Ale za to niedziela...

Niedziela, 2 sierpnia 2015 · Komentarze(4)
Uczestnicy


Wczesna pobudka... Telefon wydziera się wniebogłosy... uciszam go... jeszcze 5 minut... 

Drugie budzenie 4:10... pora się ruszyć... chociaż egipsie ciemności za oknem nie nastrajają zbyt optymistycznie. Dobrze, że wczoraj większość została przygotowana... Powolutku przygotowuję sobie śniadanie, ostatnie olejenie rowera... sprawdzam kilka razy czy wszystko wziąłem.. i w drogę... na dworzec PKP... 

Pociąg na mnie już czeka... jest... 6:00... szukam przedziału dla szaraka... nie ma... jakoś mnie to nie dziwi TLK ma gdzieś rowerzystów....

Cóż... zostawiam rower w na końcu pociągu, a sam udaję się na miejsce mi przeznaczone na drugim końcu wagonu... 

Mijają 2 godziny... Pociąg melduje się w Piotrkowie Trybunalskim... mamy lekkie opóźnienie....
Na stacji... muszę  przygotować rower... ustawić przekręconą kierownicę, założyć mapnik... odwiedzam też sklep... zauważyłem, że bidon został w domu... cóż... kupuję Izotoniki... i w drogę... 

Kierunek Koło... droga z Piotrkowa pusta... jestem ja, jest las i usiany kraterami księżycowy asfalt.... 

Tuż przed zabudowaniami w Kole widzę nadlatującego Czarnego Bociana którego dosiada Wojownicza Karolina... Już po chwili się witamy…. 
Dzisiaj bez konkretnego planu, wycieczka wyjdzie... jak wyjdzie. Jesteśmy blisko leśnej osady edukacyjnej to też tam jedziemy….
Prowadzą nas wierne rumaki… tzn Bocian Czarny i Czapla Szara ;P Chwilę później stajemy przy zabudowaniach, przy ogrodzeniach… sporo zwierząt, domowych, dzikich… robimy trochę zdjęć… Miziamy kózkę i młodego jelonka… Wkrótce podchodzą do nas młode dzikie świnki ;)…

Wszyscy lubią bociana :)
Wszyscy lubią bociana :) © amiga

Gdyby kózka nie skakała
Gdyby kózka nie skakała © amiga

Ciekawe jak my w takim futrze przy 30 stopniach
Ciekawe jak my w takim futrze przy 30 stopniach © amiga

Przyszła koza do
Przyszła koza do © amiga

Z koniem w tle
Z koniem w tle © amiga

Były sobie świnki trzy
Były sobie świnki trzy © amiga

Coraz bliżej
Coraz bliżej © amiga

Prawie jak psy :)
Prawie jak psy :) © amiga

Mama pewnie gdzieś w pobliżu
Mama pewnie gdzieś w pobliżu © amiga

Chyba pora się pożegnać
Chyba pora się pożegnać © amiga

Na tą chwilę starczy tego… ruszamy w siną dal, sprawdzić jak wygląda w rzeczywistości szuter prowadzący na Koło… jest znośny, chociaż tu i ówdzie pojawiają się piaski…
Realizujemy dalej mało sprecyzowany plan…., Kierunek Lubiaszów… gdzieś tam w okolicy… wchodzimy w knieje… w wąską dróżkę prowadzącą na stary zapomniany i bardzo zniszczony cmentarz ewangelicki… Widać pozostałości murów, widać sterczące kikuty pomników… żal patrzeć

Pozostałości kamiennego muru
Pozostałości kamiennego muru © amiga

Tablica informacyjna
Tablica informacyjna © amiga

Sterczące kikuty pomników
Sterczące kikuty pomników © amiga

Mocno porośnięty
Mocno porośnięty © amiga

Karolina coś zauważyła
Karolina coś zauważyła © amiga

W najlepszym stanie na terenie cmentarza
W najlepszym stanie na terenie cmentarza © amiga

Jadąc dalej szukamy jeszcze jednego pomnika zaznaczonego na mapie... 

Pomnik... Symbole Polski Walczącej... dzisiaj na czasie
Pomnik... Symbole Polski Walczącej... dzisiaj na czasie © amiga

Niepozorny jest ten pomnik... można go pominąć myśląc że to pozostałość czegoś
Niepozorny jest ten pomnik... można go pominąć myśląc że to pozostałość czegoś © amiga

Piękny uśmiech Karoliny :)
Piękny uśmiech Karoliny :) © amiga

Kilka razy zatrzymujemy się by zrobić kilka zdjęć... 

Panorama na zalew Sulejowski
Panorama na zalew Sulejowski © amiga

i nieco dalej przejeżdżając przez dość ciekawe mostki na meandrującej Luciąży

Mostek na Luciąży
Mostek na Luciąży © amiga

Przez mostek
Przez mostek © amiga

Piękne miejsce
Piękne miejsce © amiga

Idealna pogoda
Idealna pogoda © amiga

Dojeżdżamy do DK 12… jedziemy wzdłuż niej do Sulejowa… po drodze sprawdzamy jedną z dróg którą poprowadzony jest zielony szlak rowerowy… ale chwilę później jesteśmy już w Pocysterskim klasztorze przy kościele św. Tomasza… jest godzina 11… Mieliśmy to być nieco później….. na śniadanie jest za późno, na obiad za wcześnie… decydujemy się na przerwę i pochylenie się nad mapami... 

Klasztor pocysterski - dzisiaj to już hotel
Klasztor pocysterski - dzisiaj to już hotel © amiga

Czyżby coś zauważyła?
Czyżby coś zauważyła? © amiga

Kościół św. Tomasza
Kościół św. Tomasza © amiga

Kazimierz II Sprawiedliwy
Kazimierz II Sprawiedliwy © amiga

Jest i informacja
Jest i informacja © amiga

Aslan waruje?
Aslan waruje? © amiga

Raczymy się kawą… rozkładamy mapy… i kombinujemy… Zajmuje nam to trochę czasu…. Gdy dochodzi pierwsza… udajemy się na obiad… wygłodzeni pochłaniamy to co nam podają…
Gdy mija 14:15… idziemy na małą sesję fotograficzną do i w okolice kościoła…

Wewnątrz kościoła
Wewnątrz kościoła © amiga

Jest i czaszka :)
Jest i czaszka :) © amiga

Jest chłodno
Jest chłodno © amiga

Wszyscy święci
Wszyscy święci © amiga

Na obrazach
Na obrazach © amiga

A kto to tam siedzi?
A kto to tam siedzi? © amiga

Detale
Detale © amiga

Ołtarz
Ołtarz © amiga

Organy
Organy © amiga

Sklepienie
Sklepienie © amiga

Dopiero wtedy opuszczamy to przepiękne miejsce… i ruszamy na… Kurnędz, zaliczając po drodze kościół św. Floriana jeszcze w Sulejowie…

Kościół św. Floriana
Kościół św. Floriana © amiga

Wewnątrz kościoła
Wewnątrz kościoła © amiga

Stara plebania?
Stara plebania? © amiga

Droga wzdłuż Pilicy jest wyłożona trylinkami… to nie najlepsza nawierzchnia dla rowerów… jednak dają sobie z nią jakoś radę… Wkrótce odbijamy… na wapienniki… starą odkrywkową kopalnię wapienia,  zalaną wodą… miejsce niesamowicie urokliwe i oblegane przez okolicznych mieszkańców… na chwilę stajemy…. Podziwiamy nieziemskie widoki… i ruszamy dalej…

Na skarpie
Na skarpie © amiga

Piękne miejsce
Piękne miejsce © amiga

Dzisiaj aż się chce tam popływać
Dzisiaj aż się chce tam popływać © amiga

Chwila dla  fotoreporterki
Chwila dla fotoreporterki © amiga

Panorama wapienników
Panorama wapienników © amiga

Dookoła widzimy żniwiarzy, a raczej maszyny "golące" pola… pyłu co niemiara…
Powoli kończy się tez mój czas… niby jest go jeszcze trochę… jednak powoli musimy się kierować do Piotrkowa… ale czemu by nie zaliczyć jeszcze Milejowa i bardzo charakterystycznego kościoła z dwoma wieżami… który niejednokrotnie miałem okazję podziwiać z pociągu… a dokładnie zachwycały mnie 2 lśniące w zachodzącym słońcu białe wieże…

Kościół p.w. Wniebowzięcia NMP w Milejowie
Kościół p.w. Wniebowzięcia NMP w Milejowie © amiga

Kościół z daleka
Kościół z daleka © amiga

Tuż obok znajduje się cmentarz… z kwaterą żołnierzy z Ii wojny światowej… Przystajemy na chwilę…..

Gołąbki
Gołąbki © amiga

Kaplica na cmentarzu
Kaplica na cmentarzu © amiga

Las krzyży
Las krzyży © amiga

W szeregu
W szeregu © amiga

Pomnik przy cmentarzu w Milejowie
Pomnik przy cmentarzu w Milejowie © amiga

Tablica informacyjna
Tablica informacyjna © amiga

Kierujemy się przez Krzyżanów na Bujny gdzie chwila wytchnienia przy pałacu… zastanawiające jest jak można doprowadzić taki budynek do ruiny i postawić obrzydliwy blok tuż obok w parku… I cóż z tego, z jest nowoczesny skoro zupełnie nie pasuje do tego miejsca….

Ostatnie zdjęcia
Ostatnie zdjęcia © amiga

Szkoda budynku
Szkoda budynku © amiga

Wkrótce docieramy do centrum.. jeszcze szybka wizyta… w Żabce… i każdy musi ruszyć w swoją stronę… Karolina odlatuje na Czarnym Bocianie… na Koło i Tomaszów Mazowiecki…, a ja… ruszam na stację PKP… gdzie chwilę później wsiadam do pociągu byle jakiego… i wracam na Śląsk… z przerwą w Częstochowie…

Miejsce na rower :)
Miejsce na rower :) © amiga

Tym razem jazda jest wygodna, rower ma swoje miejsce… ja również… może to dlatego, że to przewozy regionalne? A dalej Koleje Śląskie… W Katowicach jestem kilka minut po 21…
W domu około 21:30…


Krótki sobotni wyjazd

Sobota, 25 lipca 2015 · Komentarze(0)
Sobota pokręcona jak świński ogon... W sumie po sporym zamieszaniu wieczorem okazuje się, że jest okazja na krótki rower... na wyjazd z siostrą i młodym Muchowca... 

Jazda raczej z daleka od dróg... 5 latek... nie ma specjalnej świadomości tego co może mu zagrażać, wiec lepiej mykać bądź tyłami, bądź lasami...

Więc przez lasy Ochojeckie, szlakiem na Muchowiec.. tam pierwsza przerwa przy stadninie koni, a później w nieco dalej pizza.. Trochę zabawy po drodze w obu kierunkach... jednak czas mija szybko więc wracamy tym samym szlakiem na Piotrowice

Może takie kaski na rower?
Może takie kaski na rower? © amiga
Podkowa :)
Podkowa :) © amiga
Pies pilnujący koni?
Pies pilnujący koni? © amiga

Po odprowadzeniu ich do domu wracam do siebie, staję przy mieniącej się różnymi kolorami fontannie.. Nie mija nawet 5 minut a zaskakuje mnie solidny tabun bikerów....

Fontanna w Piotrowicach
Fontanna w Piotrowicach © amiga

Okazuje się, że to Night Biking... :)... Gdyby nie to, że jutrzejszy dzień może być równie pokręcony... to nie wiem czy bym się nie dołączył :) Może następnym razem?

Night Biking.... na dzielni ;P
Night Biking.... na dzielni ;P © amiga

Dookoła Tomaszowa z Karoliną :)

Niedziela, 12 lipca 2015 · Komentarze(8)
Uczestnicy


Niedziela, późny świt... 
Pora wstawać..., zbierać się i powoli w drogę... w drogę do Koluszek... 
Początek do dotarcie do stacji PKP w Katowicach... jest chłodno... niektóre termometry podobno wskazywały cale 7 stopni, mój w liczniku pokazał na szczęście 12... nie jest źle... 

Na dworcu... muszę odszukać konduktora, którym okazuje się pani :)... chwila rozmowy i mogę wprowadzić rower... okazało się, że TLK nie przewiduje przewozu rowerów... pomimo tego, że na necie jest jak byk informacja o takiej możliwości... to chore... w zeszłym roku jakoś się dało podstawić wagon z wieszakami na rowery... w tym roku ani razu nie widziałem go w wagonach tej spółki... a inne nie kwapią się by zatrzymywać się w Koluszkach, ew... z kilkoma przesiadkami i czasem jazdy > 4 godzin... ech... Polska... 

No nic... przynajmniej obsługa miła... i też nie ich wina... cieszę, się, że jadę... 

Podróż przebiegła tak sobie, musiałem co jakiś czas kontrolować rower... 2 razy się wywalił...  gdy pociąg przejeżdżał przez progi zwalniające ;P

Miejsce na rowery w TLK
Miejsce na rowery w TLK © amiga

Lekko poobijani docieramy do Koluszek... miasta nawet nie zamierzam zwiedzać... już wcześniej dało się zauważyć, że tutaj jest mniej "atrakcji" niż na pustyni Błędowskiej... chyba że ktoś jest wielbicielem kebabów ;P

Odszykowałem rower i mogę ruszać... na wyjeździe kilka niespodzianek w postaci objazdów, rozkopanych dróg... mała zmyłka i pojechałbym nie tam... ale zauważam problem... odbijam i wracam na główną 715kę... i jadę na Redzeń, Regny. W Budziszewicach słyszę że trwa msza... sporo ludzi na zewnątrz, masa samochodów... pierwotnie miałem odbić na rezerwat Małecz i przejechać znowu lasem do Skrzynek... ale dostałem informację o nowym DDR-e w Zaosiu. Na rogatkach z Daleka widzę kogoś... to.. chyba Karolina.... 

Zatrzymuję się... chwilę się witamy... po długim niewidzeniu... 

Tuż obok jest pomnik, na chwilę podjeżdżamy zrobić fotkę... i ruszamy do... najbliższego sklepu... ;P

Pomnik w Zaosiu
Pomnik w Zaosiu © amiga

Muszę się czegoś napić... gdy wchodzę gaśnie światło... właścicielka rzuca przekleństwem... dowiaduję się że takie wyłączenia to ostatnio norma... na dokładkę raz nie ma wody, raz prądu... na szczęście udaje się kupić Nestea... opróżniam butelkę i możemy jechać dalej na Skrzynki gdzie mieliśmy się spotkać :).... 

Mijamy kilka znajomych mi miejsc w Ujeździe i Skrzynkach. W tym pierwszym zatrzymujemy się przy młynie... Co prawda budynek jest w dobrym stanie, chyba ktoś w nim nawet mieszka, ale po kole wodnym, a podejrzewam że takie było... nie ma już śladu... reszta drewnianej konstrukcji się rozpada...  :( 

Młyn... szkoda, że taki zniszczony
Młyn... szkoda, że taki zniszczony © amiga

Rozbrajający uśmiech Karoliny
Rozbrajający uśmiech Karoliny © amiga

Jedziemy w kierunku Lubochni... w zasadzie nie do końca mamy sprecyzowany plan, ale co wyjdzie to wyjdzie... Już z daleka widać 2 wieże kościelne, gdy dojeżdżamy w pobliże już wiemy, że do środka nie wejdziemy... Trwa msza... no tak... w końcu  mamy niedzielę, tuż obok stoi kramik z zabawkami, pierwsza moja myśl to odpust... ale zostaję uświadomiony, że jednak nie.. to tutaj normalne... 

Parafia Wniebowzięcia N.M.P. w Lubochni
Parafia Wniebowzięcia N.M.P. w Lubochni © amiga

Jedziemy wzdłuż S8 do Czerniewic... myślałem że tam odbijemy na zielony szlak,ale dowiedziałem się od mojej przeuroczej przewodniczki, że zielony oznacza piasek... a w Czerniewicach... czeka na nas starusieńki i zniszczony drewniany kościółek... aż żal patrzeć jak podupada... z daleka jest jeszcze ok. ale gdy podejdzie się bliżej... to już widać, że niektóre deski spróchniały... tu coś się rozpada, tam wyleciało... Aż prosi się by wyciągnąć na niego kasę z UE... Za parę lat może już go nie być...  :(

Starykościół p.w. św. Małgorzaty, dziewicy i męczennicy w Czerniewicach - szkoda że tak zniszczony... :(
Stary kościół p.w. św. Małgorzaty, dziewicy i męczennicy w Czerniewicach - szkoda że tak zniszczony... :( © amiga

Może łyk wody dla spragnionego bikera?
Może łyk wody dla spragnionego bikera? © amiga

Przez dziurkę od klucza
Przez dziurkę od klucza © amiga

Zaglądając do środka
Zaglądając do środka © amiga

Zawracamy, nieco... znów przy S8... ale może kilometr dalej, może nawet 2... wjeżdżamy w las... na Gierkówkę, asfalcik prowadzący kiedyś do rezydencji Gierka... szkoda, że została zrównana z ziemią..., za to pozostały malownicze stawy na Gaci... 

Staw na Gaci
Staw na Gaci © amiga

Kolejny staw tuż przed Spałą
Kolejny staw tuż przed Spałą © amiga

Jest coraz cieplej... dochodzi południe... kierujemy się na Spałę, tam niemiła niespodzianka, trwa jarmark.. ludzi jak "mrówków", zresztą samochodów też. Jazda rowerem jest prawie niemożliwa... przeciskamy się pomiędzy tłumami... kilka razy musimy się zatrzymać... 
wjeżdżamy na 48.... trochę gnających blaszaków... ale o dziwo nie jest źle... zresztą szybko odbijamy w las... odszukać sosnę na szczudłach... ostatnia próba 2 lata temu zakończyła się brnięciem w pół metrowym śniegu. Tym razem po śniegu nie ma śladu... sosna namierzona... za to odpuszczamy Grotę św. Huberta, chociaż jest na wyciągnięcie ręki... 

Sosna na szczudłach :) - w końcu udało się do niej dotrzeć :)
Sosna na szczudłach :) - w końcu udało się do niej dotrzeć :) © amiga

Jak dziwnie wyrosła
Jak dziwnie wyrosła © amiga

Zresztą już ją widziałem wcześniej... była otulona białą kołderką :).... 

W pobliżu Pilicy
W pobliżu Pilicy © amiga

Podjeżdżamy do Ośrodka sportowego w Spale... z myślą o obiedzie... obiady zaczynają się o 13... trzeba poczekać na recepcjonistkę, ale jest otwarta kawiarnia... korzystamy z tego i zamawiamy sobie po kawie... :)... 
Możemy siąść pod parasolami, jest nieco chłodniej... zbliża się 13... więc jeszcze raz atakujemy recepcję.. i... dowiadujemy się, że dzisiaj nie będzie możliwości wykupienia obiadu... mają komplet..... wszystko wyliczone dopięte do ostatniego kotleta ;P

Cóż... jest jeszcze młoda godzina... Karolina wspomina coś o pysznym jedzeniu w Ośrodku Chrześcijańskim w Zakościelu... Więc ruszamy, zawracamy do Spały... 48 to droga dla samobójców... lepszą opcją jest droga przez Królową Wolę... W Inowłodziu  odbijamy na Zakościele przejeżdżając tuż pod kościołem św. Idziego, zauważam podjazd... ale nie dzisiaj... niedaleko jest ośrodek i bujany most :)

Na terenie ośrodka dowiadujemy się, że obiad już jest... płacimy za niego w recepcji (chyba nie przyzwyczaję się do tego)... i gnamy na stołówkę... 
w ciągu minuty dostajemy wazę z ogórkowa..., 3-4 minuty później podane zostaje drugie danie... dzban z kompotem i mizeria są na stole... gdy zbliża się 14:00 pojawiają się głodni i spragnieni uczestnicy trwającego (a w zasadzie ledwo co zaczętego) turnusu, śłuchać kilka języków... możemy się tylko domyślać skąd są...

Po sytym jedzeniu pora przejść się po ośrodku... W oczy rzuca cię piękny drewniany budynek... szkoda tylko, że jest lekko zaniedbany, być może starczyło by go tylko odmalować, bo łaty łuszczącej się starej farby straszą... 

Na terenie Centrum Chrześcijańskiego w Zakościelu fundacji PROem
Na terenie Centrum Chrześcijańskiego w Zakościelu fundacji PROem © amiga

Piękny ale zaniedbany
Piękny ale zaniedbany © amiga

kilka kroków dalej jest mostek linowy... bujany... huśtany..., niewiele takich konstrukcji jest  w Polsce... w zasadzie to kolejny kojarzę w Wiśle... a tutaj niespodzianka... bujana przeprawa na wyspę :)

Kiedyś Karolina wspomniała o tym mostku
Kiedyś Karolina wspomniała o tym mostku © amiga

Trochę minęło czasu zanim udało się do niego dotrzeć
Trochę minęło czasu zanim udało się do niego dotrzeć © amiga

Potężne liny podtrzymujące konstrukcję mostka
Potężne liny podtrzymujące konstrukcję mostka © amiga

Tutaj też  kończą się plany Posterunkowej... co do wycieczki... pytanie tylko gdzie dalej... docelowo muszę zaleźć się w Opocznie... ale to dopiero przed 20... (o 19:50 ma mnie odebrać pociąg do Katowic)... Więc... cokolwiek byśmy nie wymyślili to trzeba się kierować na południe... Droga 726 jest zamknięta dla ciężarówek i tirów... więc ładujemy się na nią... po drodze mały skok w bok do źródełka przy Pilicy... 

Źródełko tuż przy Pilicy
Źródełko tuż przy Pilicy © amiga

Nawet ławeczka się znalazła
Nawet ławeczka się znalazła © amiga

Walka o dobry kadr... :)
Walka o dobry kadr... :) © amiga

Kajakarze mkną po rzece
Kajakarze mkną po rzece © amiga

Gdy wracamy na 726 na Opoczno... zaskakuje nas DDR-ka... zaskakuje to, ze w Polsce jednak się da zrobić drogę rowerową na której jest asfalt, nie ma dołów, kostki, zasieków... nie przekracza głównej drogi wijąc się raz z lewej, raz z prawej strony.... 

Musimy się zatrzymać i to uwiecznić...

Ech... żeby wszędzie były takie DDRy
Ech... żeby wszędzie były takie DDRy © amiga

Tuż obok jest pomnik, podobno wyciągnięty z lasu... z 1944 roku... 

Pomnik z 1944 roku... podobno wcześniej był w lesie
Pomnik z 1944 roku... podobno wcześniej był w lesie © amiga

Na wysokości Dęby Opoczyńskiej czeka nas objazd, wiadukt jest zamknięty... trwa remont... ale mamy okazję przejechać tunelem pod torami :)... Tam Karolinie wypada mapa z mapnika, tylko jak ona to zrobiła (mapa oczywiście), musimy się zatrzymać i wrócić po zgubę... Kierujemy się dalej na Sławno przez Kraśnicę gdzie czeka nas krótki postój przy kościele... przy okazji dowiadujemy się o Zawodach MTB... Chyba nie zazdroszczę zawodnikom tych piasków... ;P

Informacja o zawodach MTB w Sławnie
Informacja o zawodach MTB w Sławnie © amiga

Kościół z zewnątrz wygląda ciekawie, za to prawdziwe skarby znajdują się w środku..., szkoda tylko, że jedynie przez szybę mogliśmy zrobić foty... bo kazalnca jest w kształcie łodzi... 

Kościół p.w. św. Wojciecha w Kraśnicy
Kościół p.w. św. Wojciecha w Kraśnicy © amiga

Piękne wnętrza, szkoda, że nie można było wejść do środka.. i przyjrzeć się detalom
Piękne wnętrza, szkoda, że nie można było wejść do środka.. i przyjrzeć się detalom © amiga

Tuż obok znajduję się kilka grobów... prawdopodobnie są to byli właściciele ziemscy tych terenów... co ciekawe kapliczka tuż obok kościoła jest wykonana z drewna pochodzącego z rozebranego drewnianego kościoła... 
Krzyż jest, ale czaszki nie ma
Krzyż jest, ale czaszki nie ma © amiga

Wnętrze robi wrażenie jakby było niedawno wykończone... nie widać po nim upływy czasu....
Wnętrze kapliczki tuż obok kościoła
Wnętrze kapliczki tuż obok kościoła © amiga

Gdy dojeżdżamy do Sławna robimy małą przerwę w pobliżu centrum (przyznam się, że zaskoczyła mnie ta miejscowość, na mapie wyglądała na zdecydowanie większą), ważne że było zaopatrzenie, potrzebowaliśmy już napojów, potrzebowaliśmy coś zjeść, usiąść na zwykłej ławce... nie na siodełku... które już pewnie nam się odbiło... 

Dopiero teraz czuję jak bardzo mnie spaliło słońce, po raz chyba 4-ty w tym roku... 

Spoglądamy na zegarki... jest jeszcze trochę czasu... więc... możemy podjechać do Zajączkowa, w pobliże pałacu... przy okazji okazało się, że na mapie jest błąd... i droga prowadzi zupełnie inaczej niż było zaznaczone... dzięki temu zamiast do Zajączkowa na wprost docieramy do Sysek z których odbijamy na Zajączków... 

Wyjeżdżamy dokładnie przy Pałacu... jest wielki, zadbany...i... niedostępny... Całość należy do prywatnych właścicieli... nie ma opcji by wejść na jego teren... trudno, ważne że nie niszczeje, nie popada w ruinę... 

W pałacu Zajączków
W pałacu Zajączków © amiga

Szkoda tylko że zza płota
Szkoda tylko że zza płota © amiga

Tuż obok jest kościół, przy którym również przystajemy, ktoś dowcipny pokrył go ohydną blachą pomalowaną na równie paskudny kolor... Chyba tylko na zdjęciach poddanych obróbce wygląda to w miarę dobrze... 

Kościół p.w. Najświętszego Serca Jezusowego w Zajączkowie
Kościół p.w. Najświętszego Serca Jezusowego w Zajączkowie © amiga

Pomysł na pokrycie dachu blachą pomalowaną na czerwono jest średnio trafiony
Pomysł na pokrycie dachu blachą pomalowaną na czerwono jest średnio trafiony © amiga

Tutaj przycupnęła ptaszyna
Tutaj przycupnęła ptaszyna © amiga

Po kilku minutach przerwy... i analizy mapy postanawiamy pojechać na Grudzień-Kolonię, gdzie i ja i Karolina mamy w miarę prostą drogę... ona do Domu a ja do Opoczna... Gdy stajemy w cieniu przystanku autobusowego... odpalam dla zasady nawigację, wiem, że będę musiał nieco mocniej nacisnąć na pedały by mieć zapas czasu... by mieć pewność, że zdążę na pociąg... dowiaduję się, że do Opoczna, a właściwie do stacji mam około 13.5km  :) nie powinno mi to zająć więcej niż 40 minut, ale... po drodze może się wydarzyć wszystko...

Po kilkunastu minutach trzeba się rozstać, każdy jedzie w swoją stronę... to już koniec wycieczki.... może uda się zorganizować kolejną i odwiedzić miejsca gdzie jeszcze nie dotarliśmy? 

Ruszam i gnam na Sławno... w którym odbijam w ul Piłsudskiego która ma się zmienić w szuter..., zmienia się... w piaskownicę, myślałem ,że to będzie kawałek więc brnę dalej... O jeździe na cienkich kołach nie ma mowy... tutaj poradziłby sobie jedynie góral na oponach 2.1 cala... Dookoła mnie latają wielki muchy... chyba się cieszą z darmowej wyżerki... 
Co chwilę któraś na mnie ląduje... gryząc niemiłosiernie... nie zostaję dłużny, ubijam kilkanaście... o jeździe nie ma dalej mowy... więc biegnę... z rowerem u boku... dopiero po 2 km... podłoże jest na tyle ubite że mogę wsiąść na rower i uciec przed morderczym latającym muszym szwadronem.... Dopiero gdy przekraczam 16km/h muchy zostają w tyle.... żyję... umknąłem... Gdy dojeżdżam do asfaltowej drogi... prowadzącej na Prymusową Wolę natykam się na miejscowego rowerzystę który widział mnie w Sławnie.... i dopędził jadąc dookoła... Wiedział, że droga którą jadę to piaskownica...  
Miałem jechać dalej na wprost... ale nie mam ochoty na kolejną walkę z piaskiem, muchami... po krótkiej konsultacji odbijam na 12kę... i nią docieram w pobliże obwodnicy Opoczna gdzie zjeżdżam na stację Opoczno Południe... 

Tam... ludzi co niemiara.... wszyscy czekają na mój pociąg... ruch... jak w Warszawie... ;P

Podjeżdża pociąg... odszukuje mój wagon... szukam przedziału na rowery... nie ma...

Gdy w trakcie jazdy podchodzi konduktor pytam się... czy jest takowy w pociągu... pokazuje mi miejsce gdzie jestem... z informacją że tutaj jest przedział na rowery a tam... moje miejsce na drugim końcu wagonu... TLK... Chyba sobie jaja robią... 

No cóż.. 

Po podróży spędzonej na korytarzu wysiadam w Katowicach... na radarach meteo widziałem, że otaczają miasto deszczowe chmury... wsiadam czym prędzej na rower i gnam do domu... mam max 20 minut...

300m przed domem zaczyna padać... udało się... 
Teraz potrzebuję kąpieli i idę spać... jutro do pracy... oczywiście na rowerze... 



To był kolejny z udanych weekendów spędzonych z Karoliną... było świetnie, znowu odkryłem kilka ciekawych miejsc...w Raju nad Pilicą.... a gdy zobaczyłem ile natłukliśmy km... szok... 

Dziękuje Ci Karolu za kolejny wypad... jesteś świetną przewodniczką...i niesamowitą gawędziarą... :)
Liczę na kolejne wspólne wypady...

BikeOrient - Przysucha - na szlaku z Karoliną

Sobota, 27 czerwca 2015 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Do końca nie byłem pewien jak dotrę na zawody..., czy będzie to pociąg, czy przyjadę z Darkiem, czy może skorzystam z innej opcji...

Dopiero wczoraj się to  skrystalizowało... zostało potwierdzone na 100%.

około 5:30 wyjeżdżamy z Darkiem z Zabrza... Google twierdzi że mamy ok 3 godzin jazdy, odpalone 2 różne nawigacje - Janosik i OSMAnd... 

Do Radomska prowadziły podobnie jednak później każda z nich ma inny plan... zawierzamy jednak Janosikowi, może ma rację, w końcu ma dodatkowo aktualne dane o ruchu....

Na miejsce docieramy około 30 minut przed planowanym przez nawigacje czasem... 

Dzięki temu zyskujemy kilka chwil więcej na przygotowanie się i rowerów do wyjazdu... spotykamy kilku znajomych... witamy się...

Jest i Karolina z którą umawiam się na wspólną jazdę... 

Wcześniejsze komunikaty wskazywały na to, że będzie to jedna z najcięższych edycji BikeOrientu... jak będzie to się dopiero okaże na trasie....

Chyba najbardziej qltowe miejsce w bazie zawodów :)

Chyba najbardziej qltowe miejsce w bazie zawodów :) © amiga

Darek chwilę przed startem
Darek chwilę przed startem © amiga
Agata już przygotowana do startu
Agata już przygotowana do startu © amiga

Pieski :) będą na pieszej czy rowerowej?
Pieski :) będą na pieszej czy rowerowej? © amiga

Około 9:30 zaczyna się odprawa... kilka informacji o trasie...

5 minut przed 10... dostajemy mapy... pora rozrysować wariant.... 

Pierwsze co robimy to składamy mapę na pół... liczymy PK... jest ich 11 :) więc nasz wariant będzie oparty na punktach "północnych"

Mapy już leżą
Mapy już leżą © amiga

Naczelny fotograf :) BO
Naczelny fotograf :) BO © amiga

Jeszcze chwila i ruszą
Jeszcze chwila i ruszą © amiga

Ktoś siedzi na drzewie?
Ktoś siedzi na drzewie? © amiga
Piotrek chyba zadowolony
Piotrek chyba zadowolony © amiga
Zamyślona Karolina :)
Zamyślona Karolina :) © amiga
Wyznaczamy szlaki - niektóre chyba nowe
Wyznaczamy szlaki - niektóre chyba nowe © amiga

Spoglądając na mapę spodziewałem się, że zaliczymy leśny zakątek... bez cywilizacji... tylko trochę szutrów, szlaków i tyle... zapowiada się, że przez cały ten czas nie będzie sklepów... Do jedzenia i picia będziemy mieli tylko to co w plecakach... więc trzeba tą trasę zaliczyć jak najszybciej... Do pokonania mamy około 50km.... 

Po wstępnym rozrysowaniu wygląda na to, że zaliczymy punkty w kolejności: 9, 20, 3, 17, 1, 8, 13, 19, 16, 4, 2, meta...

Brakuje nam tylko jednego... opisu punktów... zawsze była osobna kartka, bądź znajdowały się w rogu mapy... a tutaj nic... dopiero po chwili... śmiech... przecież są naniesione obok numeru PK

Ruszamy na wschód, chociaż bardziej na południowy-wschód...

9 - punkt widokowy

Ciekawe ile osób wybrało ten kierunek... początkowo jedziemy sami, droga prawie płaska, asfaltowa, oby było tak przez cały czas, jednak coś mi podpowiada, że to tylko wersja DEMO która szybko się skończy.... 
Tuż przed Borkowicami odbijamy na szuter mający nas doprowadzić w pobliże PK...., mam to trochę inaczej zaznaczone, ale Karolina wie co robi :)
Chwilę później zaczyna się podjazd, te chyba ten ze 100 metrami przewyższenia, tydzień temu w górach, teraz góry, niby niższe, niby nachylenie mniejsze, ale jest co robić... 
Po kilku minutach jest mi gorąco... dobrze, że przed wyjazdem zdjąłem wiatrówkę, chyba bym się ugotował :)
Natykamy się przy PK na na kilku, może nawet kilkunastu bikerów...., podbijamy karty, wsiadamy na rowery i jedziemy szukać kolejnego PK....

20 - dół
Kocham takie opisy, a znając Piotrka to dól będzie na górce :).... 
Długi szuter... mijamy Dąb i krzyż/kapliczkę św Huberta... przy nim widać lampion, kilka osób pognało do niego licząc na to, że to ten właściwy...  Mapa mówi jednak, coś zupełnie innego... To prawdopodobnie lampion dla trasy pieszej... 
Nasz znajduje się nieco dalej i jest nieco bardziej ukryty... przynajmniej tak wynika z mapy...
Dojeżdżamy do właściwej przecinki... skręcamy... natykamy się na całe stado bikerów czeszących las... trochę na czuja odbijamy... w lewo... wg tego co wskazuje mapa..  Tutaj gdzieś powinien być PK, jest nawet drzewo z zamalowanym znakiem... wiec lampion musi być blisko... oczywiście jest w sąsiednim dołku :)

Tu chyba miał być PK
Tu chyba miał być PK © amiga

3 - skrzyżowanie rowów

Wyjeżdżamy spod dołka..., przed nami kawał szutra... z którego chcemy odbić trochę za rowem zaznaczonym na mapie... 
Swoją drogą jest dziwnie sucho...
Patrząc na mapę spodziewam się  niezłej przepieduchy... czesania lasu... liczba ścieżek w miejscu gdzie ma być PK jest iście imponująca...  Część osób odbija we wcześniejszą przecinkę... 
My nie.. realizujemy plan po swojemu, staramy się nie ulegać instynktowi stadnemu... który jest zdradziecki... co niejednokrotnie miałem okazję sprawdzić... 
Skręcam w przecinkę, tuż za rowem, a raczej rowikiem...czy bardziej głębszą bruzdą  bo ten dołek nazwać rowem to lekkie nadużycie... 
Dojeżdżamy do skrzyżowania ścieżek i... chyba najlepszą opcją jest podążać wzdłuż "brudzy"... PK namierzony... możemy wracaćdo rowerów...

Pierwotnie planowaliśmy zaliczyć 17kę... jednak zmieniamy decyzję

1 - parking leśny - bufet
Dojazd wydaje się banalny... taki też jest... wyjeżdżamy na asfalt... na 749.... jedziemy przez Kuźnicę,  Januchtę i Ruski Bród... tuż za tą miejscowością odbijamy na Parking... a tam.... pustki.... nie ma nikogo... podobno 12 osób było przed nami... 

Chyba pierwszy raz jestem na bufecie tylko z "bufetowym ".... 
Dostępne jest wszystko... nawet domowe ciasto :)

Aż dziwne, że nie ma jeszcze nikogo
Aż dziwne, że nie ma jeszcze nikogo © amiga

Zaraz ruszamy dalej
Zaraz ruszamy dalej © amiga

5 minut przerwy, uzupełnienie bidonów i pora ruszać na ...

8 - brzeg strumienia

Wielkich problemów z nawigacją nie ma... szeroki prostu szuter.... lekko pod górkę... później odbijamy na północny zachód, tym samym szuterkiem... Po drodze spotykamy grupę bikerów/zawodników pytających czy ta droga gdzieś prowadzi... 

za strumieniem wbijamy się w przecinkę... lampion namierzony w ekspresowym tempie.... zawracamy....

pora na 

Nad strumieniem
Nad strumieniem © amiga

17 - sztolnia

Nie powiem zaintrygował mnie ten punkt, ciekawe co będzie. jaka to kopalnia, jak długi chodzik, czy będzie woda?
Z ósemki dość prosty dojazd do ścieżki prowadzącej na PK odbijamy z szutra na wschód, ścieżka trochę się wije  ale doprowadza nas na miejsce... jest kilku bikerów czeszących sztolnię, twierdzą, że PK nie ma... tyle, że kilkanaście metrów dalej jest druga sztolnia... 
i tam już lampion widać... podbijamy karty

W sztolni
W sztolni © amiga

13 - tablica pamiątkowa partyzantów

Wyjazd z 17 wydaje się banalny... ale źle popatrzeliśmy na mapę i źle wybraliśmy kierunek... zamiast na zachód jedziemy na północny wschód... Dopiero szuter prowadzący na północny zachód uzmysławia nam, że jesteśmy nie tam gdzie chcieliśmy... jednak nie ma twego złego... Może to nawet lepszy wariant.. ? 
Przy czym czeka nas teraz dość stromy podjazd po luźnych kamykach... praktycznie nie da się jechać... tylne koło traci przyczepność... Ciężko... ale docieramy do asfaltu który mamy przekroczyć... spotykamy kilku bikerów jadących w przeciwnym kierunku. Twierdzą, że 13 to najłatwiejszy PK jaki był do tej pory w ich wariancie...  Hmmm.... 

Dość długi zjazd, odbijamy w ścieżkę w lewo i już po chwili jesteśmy przy tablicy... Faktycznie banalny PK... Może to było by dobre miejsce na drugi bufet ;)

Dziwnie łatwy punkt
Dziwnie łatwy punkt © amiga

19 - grobla

Wyjeżdżając z punktu wypowiedziałem nie w porę kilka słów, których szybko pożałowałem "idzie nam nieźle, za max 2 godziny jesteśmy w bazie z kompletem PK"...  
Nie zauważyłem jednak symptomów zmęczenia, pogodą, podjazdami... a to jest wstęp do załatwienia się na cacy... 

Do przecinki prowadzącej na PK prowadzi długi szuter.... z nim nie mamy żadnych problemów.. skręcamy we właściwą przecinkę i odmierzamy... liczymy przecinki... ścieżka kilka razy zakręca... natykamy się na bikerów... i najczęściej zadawane przez nich pytanie to "wiecie gdzie jesteśmy".... ;P wkrótce i my tracimy orientację... kilka razy sprawdzamy przecinki... nie zauważając jednak, że na rozwidleniu 500m wcześniej odbiliśmy nie w tym kierunku, pojechaliśmy zgodnie z tym co podpowiadał nam instynkt.... tą ładniejszą ścieżką... ignorując tą bardziej zarośniętą...  zakrzaczoną.... zemściło to się okrutnie... 
W końcu postanawiamy wrócić do szutra i zaatakować PK z drugiej strony... od północy, wydaje się, że powinno być prościej... 
Początkowo owszem tak jest do miejsca gdzie skręcamy w przecinkę... na niej pojawiają się rozlewiska, błoto... musimy kilka razy schodzić z rowerów... przenosić rowery.... W którymś momencie zauważam, że ścieżka zmieniła niespodziewanie kierunek..... coś jest nie tak... zmęczenie coraz większe.... mózg chyba też mi nie pracował poprawnie... gdybym przeanalizował na chłodno mapę... to zauważyłbym, że ścieżka tak zakręca...  Po drodze przy któryś przenosinach rowera Karolina informuje mnie, że zgubiła po raz kolejny w tym roku licznik... Masakra... myślałem że tylko ja tak mam... zawracamy... szukamy... i jest... ufff... leżał na trawie obok wielkiego rozlewiska...  
Masakra...  Krążymy po ścieżkach leśnych coraz mniej rozumiejąc i chyba coraz bardziej się gubiąc... w końcu po 2.5 godzinie dochodzimy do wniosku, że to nie ma sensu... jeszcze trochę i stracimy cały czas... pora odpuścić ten punkt...  trudno.... 
Z marsowymi minami wracamy do szutra, widać, że obydwu nas dobił ten punkt, że mamy trochę dość... nawet rozmowy cichną.... To kolejny dowód na przemęczenie, na odwodnienie....  itd...

16 - skrzyżowanie ścieżki z przecinką

Patrząc na mapę spodziewam się kolejnego PK wokół którego będziemy krążyli....  multum ścieżek na mapie nie ułatwi nawigacji... 
Na początek mamy jednak długi szutr... kilka km po pagórkach... By dotrzeć w okolice 16-ki musimy wjechać na inny szuterek prowadzący bardziej na zachód.. z jego odnalezieniem nie mamy problemów... odnajdujemy też strumień/ciek wodny... za którym wjeżdżamy w ścieżkę... okazuje się że namierzenie lampionu nie stanowi problemu... po prostu wpadamy na niego :)

W nieco lepszych humorach wracamy do główniejszego szutra... tam zatrzymujemy się na chwilę, siadamy... jemy banany, grześki, pijemy... to co jeszcze mamy w bidonach... 

jest nieco lepiej... odzyskujemy nieco energię... może nie będzie tak źle... do końca zostały tylko 2 PK...

4 - źródło

Jadąc dalej zastanawiamy się głośno czy nie skręcić w przecinkę przed centrum radiowo-telewizyjnym, jednak przecinka wygląda nijak... jedziemy niżej... wjedziemy w "normalny" szutr... to już nie czas, nie pora na zabawy w lesie...
Szybko namierzamy właściwą przecinkę, wjeżdżamy w nią... i jest PK... podbijamy karty i jedziemy na ostatni dzisiaj PK

2 - świątynia solarna Słowian VIIw

do świątyni wygląda na to, że prowadzi kilka przecinek... kilka szlaków... więc nie powinniśmy mieć problemów z dojazdem... jednak się mylę... Przecinki w które wjeżdżamy... dość szybko się kończą... przed nami przepaść... zawracamy... po 2 próbach decydujemy się na zjazd  i podjazd os strony parkingu... niestety tam też w zasadzie nie ma opcji... z mapy wynika, że obok nadleśnictwa jest nieco lepsza droga... 
Może i jest... ale... za płotem, nie ma przejazdu... masakra...
Chwilę później rozmawiamy z "tubylcem" wskazuje nam możliwość podejścia, co o podjechaniu raczej nie będzie mowy... 
Jednak po krótkiej wymianie zdań... i konsultacjach z zegarkiem... decydujemy się odpuścić ten PK i pojechać już na metę... lepiej przyjechać przed czasem niż nawet minutę po...

meta 

dojazd do mety możliwy jest w kilku wariantach, mamy jednak dość lasu, dość szutrów, szlaków w większości źle oznakowanych lub wcale bez oznaczeń... wybieramy asfalty... 10 minut później wpadamy na metę, oddajemy karty... 

witamy się z Darkiem, spotykamy kilku znajomych, wszyscy twierdzą, że było ciężko..... 
19-ka dała w kość nie tylko nam... wiele osób krążyło w okolicy.... część namierzyła lampion... część nie... 

Pakujemy rowery, zaliczam szybką kąpiel w kultowej "łazience" i możemy czegoś się napić, coś zjeść...
Do rozdania zostało może 30 minut....

Dotrwaliśmy do zakończenia, koronacji... rozsiadamy się wygodnie na murawie... możemy chwilę porozmawiać... 
Karolina zdobywa w losowaniu torbę na laptopa :) - jest upominek z zawodów... 

Po 19... pora się pożegnać, opuścić miejsce zawodów... było ciężko... ale nie każde zawody są łatwe, a te były pucharowe i Piotrek stanął na wysokości zadania...  najważniejsze że lampiony były na miejscu... 
Pewien niesmak pozostał przy liczeniu punktów... gdzie na chwilę została przerwana ceremonia... i w pamięci pozostaną kibelki... za zasłonami kołyszącymi się we wszystkich kierunkach :) Oczywiście sam teren... też na długo zapamiętamy... 

Ognisko.... przy takiej temperaturze?
Ognisko.... przy takiej temperaturze? © amiga

Ale warto było się pomęczyć ;)
Ale warto było się pomęczyć ;) © amiga

Nagrodzona Karolina :)
Nagrodzona Karolina :) © amiga

Jak oni to zrobili?
Jak oni to zrobili? © amiga

Dziękuje Karolina za wspólną jazdę, za cierpliwość do mojej dezorientacji... ale w sumie fajnie było... i w trakcie jazdy i po.. Dziękuję Ci za to... i za wszystko inne :)