Wyprawa na Piękny Wschód Polski - dzień piąty
Środa, 19 sierpnia 2015
· Komentarze(3)
Kategoria do 136km, W jedną stronę, W towarzystwie, Wyprawy z Karoliną
Pobudka bardzo wcześnie rano..., dzisiaj w planie najdłuższy odcinek... chcemy dojechać do Hajnówki... chyba, że gdzieś po drodze się zatrzymamy. Prognozy mówią o 2 rzeczach które średnio nas cieszą... po pierwsze o upale..., kolejnym dniu lejącego się z nieba żaru..., po drugie wschodni wiatr... oby był słaby... bo większość trasy mamy w na wschód... To nie są dobre wróżby... Początkowo jest chłodno..., nieco cieplej ubrani ruszamy o 6:50...
Agroturystyka w której byliśmy jest godna polecenia... :) może ktoś z niej skorzysta więc podaję namiary www.losiedle.pl
Po drodze chcemy zahaczyć o Tykocin, Białystok, a później zobaczymy, wstępny plan jest wykreślony na mapach, ale być może wymyślimy coś ciekawszego... :)
Z Goniądza kierujemy się na Mroczki... początkowo trasa jest dość przyjemna, asfaltowa nawierzchnia, prawie zerowy ruch... :), jako że przed nami około 150km więc będziemy dzisiaj starali się jechać asfaltami...
W Trzciannym krótka wizyta w sklepie, miało być coś bardziej konkretnego, ale zdaje się że banany zdechły kilka dni wcześniej, kupujemy tylko batoniki..., banany kupimy gdzieś dalej :)...
Za Trzciannym niespodzianka, asfalt zmienia się w paskudny szuter z tarką na całej szerokości... Na chwilę na szczycie jakiegoś wzniesienia stajemy, Podobają mi się pola :)... Muszę im zrobić zdjęcie, przy okazji chyba pora nieco z siebie zdjąć, robi się ciepło...
Na polach już po żniwach © amiga
W okolicach Wyszowatego... chwila zastanowienia, czy jechać na Stare Bajki... czy przejechać przez kawałek lasu, wyglądana to, że leśny trakt powinien nam dość mocno skrócić trasę, na dokładkę drzewa będą nas chronić przed wiatrem... ten jest dość silny... i daje się we znaki... a dopiero 25 km za nami.. Gdy dojeżdżamy do skrzyżowania oczom nie wierzymy, z map wynika, że powinniśmy mieć asfalt, a tutaj... kocie łebki... z boku jednak jest wyjeżdżony fragment ziemi... tam rowery nie podskakują....
Wyszowate - tu wg mapy jest asfalt :) © amiga
Stamtąd przyjechaliśmy © amiga
Przydrożna kapliczka © amiga
Dojeżdżamy do lasu, początkowo wygląda to nieźle... później pojawiają się łachy piachu... próbujemy z nimi walczyć... jednak gdy droga zmienia się w piaskownicę, pchamy rowery... nogi się zapadają... obciążone rowery też... liczymy na to, że to tylko kawałek... jednak im dalej tym jest gorzej... w końcu po około 2 km przepychania rumaków... robimy krótką przerwę... zjadamy batony... i pchamy dalej... o jeździe nie ma mowy..., gdy pojawia się pole po prawej stronie bez wahania pakujemy się na nie, kilkaset metrów przejechane, jednak znów musimy wrócić na piaskownicę... jeszcze kilkaset metrów i jest szuter... wsiadamy na rowery i dojeżdżamy do Żuk...
Droga gruntowa, grunt pewnie jest 20 cm pod piaskiem © amiga
Stajemy przy wiacie przystankowej... wysypujemy kilogramy piasku z butów... masakra...
Dopiero teraz ruszamy dalej, jest znów asfalt... piaskowy odcinek za nami, ale kosztował nas kilkadziesiąt minut... chyba trzeba było jechać przez Stare Bajki i dołożyć nieco drogi... ale teraz to już trochę za późno na zmianę decyzji...
Do Tykocina już niedaleko, z daleka widać zabudowania zrekonstruowanego zamku... przystajemy przy nim, szybka fota... dzisiaj nie ma czasu na długie zwiedzanie... czas nagli... słońce coraz wyżej...
Zamek w Tykocinie © amiga
Nieco dalej... wjeżdżamy co centrum, jest dość pustego... i podziwiamy dość ciekawą zabudowę miasta... przystajemy w kilku miejscach, podjeżdżamy pod Synagogę...
Kościół św. Trójcy © amiga
Hotel Alumnat © amiga
Centrum Tykocina - pusto tutaj © amiga
jest wielka, dopiero ją otwierają, odpuszczamy jej zwiedzanie, chociaż trochę szkoda... Może innym razem, może kiedyś warto zatrzymać się na dłużej...
Wielka Synagoga © amiga
Ruszamy dalej 40 km w nogach... teraz droga cały czas na wschód... i pod górkę... w zasadzie aż do Złotorii męczy wieje niesamowicie... na szczycie któregoś szczytu zatrzymujemy się na chwilę... oczywiście przy wiacie przystankowej :)... a nieco dalej w Złotorii zauważamy kościół drewniany... musimy go uwiecznić :), a poza tym zawsze to chyba na odpoczynek
Karolina coś wypatrzyła © amiga
Kościół pw. św. Józefa w Złotorii © amiga
Od Złotorii jedziemy na Choroszcz... tutaj okazuje się, że na mapie jest inne oznaczenie szpaku, na mapie widać, że jest po stronie północnej drogi, w rzeczywistości odcinek drogi został przebudowany i szlak w tej chwili jest po jej południowej stronie... Na rondzie przed węzłem z S8 jakiś burak w traktorze wymusza pierwszeństwo na Karolinie... zmusza ją do gwałtownego hamowania... masakra.. gdy wjeżdżał na rondo było widać, że nic nie widzi... nie popatrzał w lewo..., nie włączył migacza... masakra...
W Choroszczy wjeżdżamy do centrum licząc na to, że coś uda się zjeść, może coś regionalnego... jest otwarta jedna knajpka, a raczej coś w rodzaju baru... są kebaby, zapiekanki, piwo... i kilku ledwo trzymających się na nogach jegomości...
Tu nie jemy..., za to obok jest sklep... są banany... i nie są zdechłe... :)... więc zjadamy po jednym... i ruszamy dalej... do Białegostoku...
Kościół pw. św. Jana Chrzciciela w Choroszczy © amiga
Banany niewiele pomogły, tzn wypełniły na chwilę brzuchy, jednak potrzebujemy jakiegoś konkretu, tym bardziej, że to już pora obiadowa, a ostatni konkret był o 6:00... jeden batonik i banan to trochę za mało...
Gdy tylko pojawiają się przed nami złote łuki maka... od razy poprawia się humor... tu raczej nas nie otrują... może nie jest to regionalne jedzenie... jednak potrzebujemy czegoś kalorycznego...
W maku spędzamy dobrą godzinę... spoglądamy na mapy... i nieco zmieniamy plany... pierwotnie mieliśmy przelecieć na szybko przez miasto i pędzić dalej na Hajnówkę... jednak wiatr w twarz dał się nam we znaki... sprawdzamy na necie rozkład jazdy pociągów... i... decydujemy się na małe wspomaganie... będziemy mieli też trochę czasu by nieco spokojniej pozwiedzać miasto...
Wpierw jednak podjeżdżamy na dworzec... kupujemy bilety i dopiero wtedy ruszamy na podbój miasta...
Katedralna cerkiew p.w. św. Mikołaja Cudotwórcy w Białymstoku © amiga
Na rynku Kościuszki © amiga
Ratusz w Białymstoku © amiga
W samym centrum © amiga
W tle Białostocka Archikatedra © amiga
Dawna Zbrojownia "Cekhaus" © amiga
Bazylika archikatedralna Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Białymstoku © amiga
We wnętrzu © amiga
Jest i krzyż z czaszką © amiga
Ołtarz © amiga
Jedna z bocznych naw © amiga
Brama do Pałacu Branickich © amiga
Pałac Branickich © amiga
Aż mnie korciło by poskładać małą planetkę :) Pałacu Branickiego © amiga
Synagoga Piaskower w Białymstoku © amiga
W pobliżu budynku Synagogi (dzisiaj jest tam hotel)... zaczepia nas zakręcony rowerzysta... pyta się o pompkę, tyle że zaskakuje tekstem "Speak english...., polish...", wziął nas za anglików... jakieś jaja...
Chwila rozmowy i okazuje się, że ma trochę mało powietrza w oponach... daję mu pompkę, ale gdy widzę jak się zabiera za pompowanie, przejmuję inicjatywę, nie mamy tyle czasu, pociąg odjeżdża za 20 minut... ;P
Przy okazji dowiadujemy się, że przesiadł się na rower, bo jest jeszcze wczorajszy ;P masakra...
Gnamy na pociąg... już czeka, rowery zapakowane, miejsc stricte rowerowych w szynobusie nie ma... będący w środku rowerzysta informuje nas by przypiąć je pasami dla niepełnosprawnych... cóż... tak też można... rowery się trzymają... a my siadamy i kombinujemy co dalej....
Dojeżdżamy do Bielska Podlaskiego... wysiadamy i... teraz czeka nas około 20-25 km na wschód... na Hajnówkę..., kwatera została zarezerwowana gdy byliśmy w Maku :)... Wydawało by się, że to będzie łatwy odcinek... a jednak silny wschodni wiatr dalej daje się we znaki... na dokładkę trasa nie jest po płaskim, ale co rusz pojawiają się wzniesienia...
Krótka przerwa na wysokości Zbucza... zaskakuje nas nowo budowana cerkiew... myślałem, że są tylko te stare, co najwyżej się je konserwuje, remontuje, a tutaj niespodzianka... pewnie to dlatego, że byłem wychowany na śląsku... gdzie takich cudów raczej się nie spotyka, najwyżej stawiają nowe kościoły katolickie... W moim regionie staroobrzędowców traktuje się raczej jako folklor, historię...
Niemniej cieszy mnie to, że jednak jest inaczej... :)
Zbucz - Budowana od 2012 roku prawosławna cerkiew upamiętniającej męczenników chełmskich i podlaskich oraz czyżowskich parafian zamordowanych zimą 1946 roku przez zbrojne podziemie © amiga
Pędząca Karolina © amiga
Krzyże przy cerkwi © amiga
Jedziemy zmieniając się co kilka km... to chyba najlepsza opcja przy takim wiatrzysku... gdy widzimy znak Hajnówka... musimy się zatrzymać i zrobić fotę...
Dojechaliśmy :) © amiga
Słońce coraz niżej © amiga
By nie błądzić odpalam nawigację, ustawiam adres i... jak po sznurku trafiamy na kwaterę... Rowery zostają z tyły budynku na ganku oczywiście zabezpieczone... :)...
Okazuje się, że agroturystyka jest nieźle wyposażona... jest nawet działająca pralka... oczywiście korzystamy z tego cudu... tylko czy to się wszystko wysuszy w nocy... gdy temperatura spada o ośmiu stopni?
Jakąś godzinę po naszym przyjeździe dociera jeszcze jeden rowerzysta... okazuje się że to nasz współpasażer z pociągu... tyle że on jechał do Czeremchy i tam przesiadł się do pociągu na Hajnówkę... Chyba nasz wariant był jednak lepszy, a na bank szybszy....
Agroturystyka w której byliśmy jest godna polecenia... :) może ktoś z niej skorzysta więc podaję namiary www.losiedle.pl
Po drodze chcemy zahaczyć o Tykocin, Białystok, a później zobaczymy, wstępny plan jest wykreślony na mapach, ale być może wymyślimy coś ciekawszego... :)
Z Goniądza kierujemy się na Mroczki... początkowo trasa jest dość przyjemna, asfaltowa nawierzchnia, prawie zerowy ruch... :), jako że przed nami około 150km więc będziemy dzisiaj starali się jechać asfaltami...
W Trzciannym krótka wizyta w sklepie, miało być coś bardziej konkretnego, ale zdaje się że banany zdechły kilka dni wcześniej, kupujemy tylko batoniki..., banany kupimy gdzieś dalej :)...
Za Trzciannym niespodzianka, asfalt zmienia się w paskudny szuter z tarką na całej szerokości... Na chwilę na szczycie jakiegoś wzniesienia stajemy, Podobają mi się pola :)... Muszę im zrobić zdjęcie, przy okazji chyba pora nieco z siebie zdjąć, robi się ciepło...
Na polach już po żniwach © amiga
W okolicach Wyszowatego... chwila zastanowienia, czy jechać na Stare Bajki... czy przejechać przez kawałek lasu, wyglądana to, że leśny trakt powinien nam dość mocno skrócić trasę, na dokładkę drzewa będą nas chronić przed wiatrem... ten jest dość silny... i daje się we znaki... a dopiero 25 km za nami.. Gdy dojeżdżamy do skrzyżowania oczom nie wierzymy, z map wynika, że powinniśmy mieć asfalt, a tutaj... kocie łebki... z boku jednak jest wyjeżdżony fragment ziemi... tam rowery nie podskakują....
Wyszowate - tu wg mapy jest asfalt :) © amiga
Stamtąd przyjechaliśmy © amiga
Przydrożna kapliczka © amiga
Dojeżdżamy do lasu, początkowo wygląda to nieźle... później pojawiają się łachy piachu... próbujemy z nimi walczyć... jednak gdy droga zmienia się w piaskownicę, pchamy rowery... nogi się zapadają... obciążone rowery też... liczymy na to, że to tylko kawałek... jednak im dalej tym jest gorzej... w końcu po około 2 km przepychania rumaków... robimy krótką przerwę... zjadamy batony... i pchamy dalej... o jeździe nie ma mowy..., gdy pojawia się pole po prawej stronie bez wahania pakujemy się na nie, kilkaset metrów przejechane, jednak znów musimy wrócić na piaskownicę... jeszcze kilkaset metrów i jest szuter... wsiadamy na rowery i dojeżdżamy do Żuk...
Droga gruntowa, grunt pewnie jest 20 cm pod piaskiem © amiga
Stajemy przy wiacie przystankowej... wysypujemy kilogramy piasku z butów... masakra...
Dopiero teraz ruszamy dalej, jest znów asfalt... piaskowy odcinek za nami, ale kosztował nas kilkadziesiąt minut... chyba trzeba było jechać przez Stare Bajki i dołożyć nieco drogi... ale teraz to już trochę za późno na zmianę decyzji...
Do Tykocina już niedaleko, z daleka widać zabudowania zrekonstruowanego zamku... przystajemy przy nim, szybka fota... dzisiaj nie ma czasu na długie zwiedzanie... czas nagli... słońce coraz wyżej...
Zamek w Tykocinie © amiga
Nieco dalej... wjeżdżamy co centrum, jest dość pustego... i podziwiamy dość ciekawą zabudowę miasta... przystajemy w kilku miejscach, podjeżdżamy pod Synagogę...
Kościół św. Trójcy © amiga
Hotel Alumnat © amiga
Centrum Tykocina - pusto tutaj © amiga
jest wielka, dopiero ją otwierają, odpuszczamy jej zwiedzanie, chociaż trochę szkoda... Może innym razem, może kiedyś warto zatrzymać się na dłużej...
Wielka Synagoga © amiga
Ruszamy dalej 40 km w nogach... teraz droga cały czas na wschód... i pod górkę... w zasadzie aż do Złotorii męczy wieje niesamowicie... na szczycie któregoś szczytu zatrzymujemy się na chwilę... oczywiście przy wiacie przystankowej :)... a nieco dalej w Złotorii zauważamy kościół drewniany... musimy go uwiecznić :), a poza tym zawsze to chyba na odpoczynek
Karolina coś wypatrzyła © amiga
Kościół pw. św. Józefa w Złotorii © amiga
Od Złotorii jedziemy na Choroszcz... tutaj okazuje się, że na mapie jest inne oznaczenie szpaku, na mapie widać, że jest po stronie północnej drogi, w rzeczywistości odcinek drogi został przebudowany i szlak w tej chwili jest po jej południowej stronie... Na rondzie przed węzłem z S8 jakiś burak w traktorze wymusza pierwszeństwo na Karolinie... zmusza ją do gwałtownego hamowania... masakra.. gdy wjeżdżał na rondo było widać, że nic nie widzi... nie popatrzał w lewo..., nie włączył migacza... masakra...
W Choroszczy wjeżdżamy do centrum licząc na to, że coś uda się zjeść, może coś regionalnego... jest otwarta jedna knajpka, a raczej coś w rodzaju baru... są kebaby, zapiekanki, piwo... i kilku ledwo trzymających się na nogach jegomości...
Tu nie jemy..., za to obok jest sklep... są banany... i nie są zdechłe... :)... więc zjadamy po jednym... i ruszamy dalej... do Białegostoku...
Kościół pw. św. Jana Chrzciciela w Choroszczy © amiga
Banany niewiele pomogły, tzn wypełniły na chwilę brzuchy, jednak potrzebujemy jakiegoś konkretu, tym bardziej, że to już pora obiadowa, a ostatni konkret był o 6:00... jeden batonik i banan to trochę za mało...
Gdy tylko pojawiają się przed nami złote łuki maka... od razy poprawia się humor... tu raczej nas nie otrują... może nie jest to regionalne jedzenie... jednak potrzebujemy czegoś kalorycznego...
W maku spędzamy dobrą godzinę... spoglądamy na mapy... i nieco zmieniamy plany... pierwotnie mieliśmy przelecieć na szybko przez miasto i pędzić dalej na Hajnówkę... jednak wiatr w twarz dał się nam we znaki... sprawdzamy na necie rozkład jazdy pociągów... i... decydujemy się na małe wspomaganie... będziemy mieli też trochę czasu by nieco spokojniej pozwiedzać miasto...
Wpierw jednak podjeżdżamy na dworzec... kupujemy bilety i dopiero wtedy ruszamy na podbój miasta...
Katedralna cerkiew p.w. św. Mikołaja Cudotwórcy w Białymstoku © amiga
Na rynku Kościuszki © amiga
Ratusz w Białymstoku © amiga
W samym centrum © amiga
W tle Białostocka Archikatedra © amiga
Dawna Zbrojownia "Cekhaus" © amiga
Bazylika archikatedralna Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Białymstoku © amiga
We wnętrzu © amiga
Jest i krzyż z czaszką © amiga
Ołtarz © amiga
Jedna z bocznych naw © amiga
Brama do Pałacu Branickich © amiga
Pałac Branickich © amiga
Aż mnie korciło by poskładać małą planetkę :) Pałacu Branickiego © amiga
Synagoga Piaskower w Białymstoku © amiga
W pobliżu budynku Synagogi (dzisiaj jest tam hotel)... zaczepia nas zakręcony rowerzysta... pyta się o pompkę, tyle że zaskakuje tekstem "Speak english...., polish...", wziął nas za anglików... jakieś jaja...
Chwila rozmowy i okazuje się, że ma trochę mało powietrza w oponach... daję mu pompkę, ale gdy widzę jak się zabiera za pompowanie, przejmuję inicjatywę, nie mamy tyle czasu, pociąg odjeżdża za 20 minut... ;P
Przy okazji dowiadujemy się, że przesiadł się na rower, bo jest jeszcze wczorajszy ;P masakra...
Gnamy na pociąg... już czeka, rowery zapakowane, miejsc stricte rowerowych w szynobusie nie ma... będący w środku rowerzysta informuje nas by przypiąć je pasami dla niepełnosprawnych... cóż... tak też można... rowery się trzymają... a my siadamy i kombinujemy co dalej....
Dojeżdżamy do Bielska Podlaskiego... wysiadamy i... teraz czeka nas około 20-25 km na wschód... na Hajnówkę..., kwatera została zarezerwowana gdy byliśmy w Maku :)... Wydawało by się, że to będzie łatwy odcinek... a jednak silny wschodni wiatr dalej daje się we znaki... na dokładkę trasa nie jest po płaskim, ale co rusz pojawiają się wzniesienia...
Krótka przerwa na wysokości Zbucza... zaskakuje nas nowo budowana cerkiew... myślałem, że są tylko te stare, co najwyżej się je konserwuje, remontuje, a tutaj niespodzianka... pewnie to dlatego, że byłem wychowany na śląsku... gdzie takich cudów raczej się nie spotyka, najwyżej stawiają nowe kościoły katolickie... W moim regionie staroobrzędowców traktuje się raczej jako folklor, historię...
Niemniej cieszy mnie to, że jednak jest inaczej... :)
Zbucz - Budowana od 2012 roku prawosławna cerkiew upamiętniającej męczenników chełmskich i podlaskich oraz czyżowskich parafian zamordowanych zimą 1946 roku przez zbrojne podziemie © amiga
Pędząca Karolina © amiga
Krzyże przy cerkwi © amiga
Jedziemy zmieniając się co kilka km... to chyba najlepsza opcja przy takim wiatrzysku... gdy widzimy znak Hajnówka... musimy się zatrzymać i zrobić fotę...
Dojechaliśmy :) © amiga
Słońce coraz niżej © amiga
By nie błądzić odpalam nawigację, ustawiam adres i... jak po sznurku trafiamy na kwaterę... Rowery zostają z tyły budynku na ganku oczywiście zabezpieczone... :)...
Okazuje się, że agroturystyka jest nieźle wyposażona... jest nawet działająca pralka... oczywiście korzystamy z tego cudu... tylko czy to się wszystko wysuszy w nocy... gdy temperatura spada o ośmiu stopni?
Jakąś godzinę po naszym przyjeździe dociera jeszcze jeden rowerzysta... okazuje się że to nasz współpasażer z pociągu... tyle że on jechał do Czeremchy i tam przesiadł się do pociągu na Hajnówkę... Chyba nasz wariant był jednak lepszy, a na bank szybszy....