Masakra... zapomniało mi się... trochę się zasiedziałem, wyjeżdżam dopiero o 17:40...
Plany miałem nieco inne... ale późny wyjazd je skorygował... plan na wieczór... to Zabrze, Chudów, Paniówki, Borowa Wieś, Halemba, Panewniki.. W sumie niewiele więcej kilometrów będzie ale zawsze to coś...
Dzisiaj w końcu zdecydowałem się na wymianę kół... Obręcze już leżą od czerwca... może nawet dłużej, piasty już zamówione, powinny być w ciągu 2 dni... Szprychy mają mi ściągnąć... takie jakie chcę... a nie takie jakie są... Dodatkowo zamówiłem tarcze 180ki :)... Więc jest pewna szansa że od nowego tygodnia będę jeździł na nowych kołach :).... Kilka stówek w plecy, ale myślę, że całość będzie sporo bardziej wytrzymała niż to co dawał Giant... Tak się zastanawiam, chyba Giantem pojadę na Śnieżkę za niecałe 2 tyg... Najwyżej się wykończę... na korbie 48 ;p
Wyjeżdżam nieco wcześniej... niż zwykle.. Zaskakuje stosunkowo niska temperatura.... jedynie 16 stopni... profilaktycznie mam założoną wiatrówkę i to jest dobry wybór... Wieje dość wredny zimny wiatr... na dokładkę wieje mi w twarz... wydawało mi się że miał się odwrócić, ale jeszcze nie teraz... Niemniej droga dość przyjemna, takie wczesne wyjazdy mają pewną zaletę... :) Pustki na niektórych drogach...
Liczyłem na to, że w Gliwicach skończą już rondo przy ul bł. Czesława... ale jeszcze do końca chyba droga daleka... nie widać postępu... od zeszłego tygodnia... czyli to potrwa... a może mnie zaskoczą? ;P
W ciągu dnia... padał deszcz.. tzn co jakiś czas pojawiały się deszczowe chmury z których coś zawsze poleciało... Gdy wychodzę mam nadzieję, że jakoś uda mi się myknąć między deszczami...
Chwilę przed wyjazdem odbieram tel... chyba zupełnie prosto do domu nie pojadę, muszę odbić na chwilę na Ligotę... wiele mi to nie zmienia... w drodze przejazdu poza tym, że o terenie mogę w zasadzie zapomnieć... cóż...
Gdy jednak mijam Kochłowice przypominam sobie, że jest ciekawa ścieżka przez Kokociniec... na dokładkę skróci mi trasę... Więc korzystam z niej i po kilkunastu minutach jestem, na miejscu :)
O dziwo przez ten czas widziałem nawet słońce i nie spadła na mnie ani jedna kropla deszczu, chociaż w wielu miejscach widać ślady po niedawnych opadach...
Przed 20... ruszam do domu... zeszło jednak trochę czasu... tyle, że do domu mam niedaleko... :) niecałe 4 km... muszę jednak zdążyć przed zmrokiem... lampki są...w domu :)
7:07 - ruszam... jest dość przyjemnie :) co prawda temperatura powyżej 20 stopni... ale wieje przyjemny wiatr ze wschodu... w plecy :) Będzie jazda z górki :)... Dzisiaj mi jest to potrzebne.. .czuję zmęczenie tymi upałami...
Masakra na co ja narzekam... jeszcze zamarzę za tym by było tak gorąco...
Na drogach spory ruch... szczególnie na początku w Katowicach gdzie muszę się przebijać między samochodami, sytuacja powtarza się też w Kochłowicach, Zabrzu i Gliwicach... Jedynie Wirek i Bielszowice jakieś puste....
Od Kochłowic ścigam się z autobusem 7-ką... początkowo mnie wyprzedza... ale już za drugim przystankiem to ja jestem Sprite :).... Już nie ma szans... tym bardziej, że zaczyna się pory kawałek z górki... rower sam jedzie ponad 45 km/h
W Gliwicach krótki postój... przy nowo budowanym rondzie... - ostatnio to raczej klasyk... chodniki nie istnieją w tej chwili, zamiast nich zieje wielka dziura... Pewnie jeszcze tydzień może nawet dwa zejdą zanim rondo będzie drożne... ale poczekam... jest w tym miejscu potrzebne i to bardzo...
Wyjeżdżam z firmy... dzisiaj już na spokojnie, jest po raz kolejny duszno, gorąco... więc wybór podobny jak w ostatnich dniach... jadę lasem...
Standardowo zaliczam park w Zabrzu a dalej wjeżdżam na ul Beskidzką by wjechać na Wiosenną i... w końcu jestem w cieniu... jestem w lesie... Wiem jedno, jutro raczej nigdzie nie pojeżdżę... więc może dzisiaj coś więcej... chociaż trochę? Jadę więc czerwonym szlakiem, odbijam jednak z niego gdzieś w okolicach Wirka... pojadę koło kopalni, i może... znajdę jakiś bunkier?
Na mapie Openstreetowej widziałem, że jest więcej bunkrów w tej okolicy niż przypuszczałem... W ciągu kilku minut trafiam na 2... Patrzę jednak na zegarek, czas lesie trzeba jechać do domu...
Może nie jadę zupełnie po linii prostej, ale zbliżam się do Ochojca... coraz więcej bikerów na drogach... zbliżam się do cywilizacji...
Tuż przed domem.... może 1.5km... rozpadł mi się pedał :)... już od jakiegoś czasu odzywał się, to byłą tylko kwestia czasu... dzisiaj wyzionął ducha... po 18000 km... przeżył 2 korby... Uszkodzenie oczywiście nie przerwało jazdy, da się jechać nawet z wpiętym butem :)... specjalnie się tym nie przejmuję... w domu czekają następny tych pedałów :).... Jutro będę miał zajęcie... Odkręcenie starych.... i założenie nowych...
Wyjeżdżam koło 7:00 jest obrzydliwie ciepło... termometr za oknem pokazuje 28 stopni... tylko co ona pokazuje? Chyba temperaturę nagrzanego budynku. Na zewnątrz zdecydowanie przyjemniej... może to przez silny wiatr od zachodu... będę miał z tej okazji 30 km pod górkę... cóż... raz pod górkę raz z górki... Na ulicach spokój... mniej samochodów niż wczoraj, czy przedwczoraj...
Ale czuję jakieś takie wewnętrzne zmęczenie... chyba przy dam i się chwila odpoczynku od roweru, ale to pewnie nie prędko... weekend szykuje się bezrowerowy.... znowu...
Na chwilę przystaję w parku w Zabrzu, szybka fota i jadę dalej... tuż przy wylocie z parku jeszcze raz się zatrzymuję by zrobić zdjęcie... widzę, niedawno postawili w tym miejscu wysepki... przy przejściu dla pieszych... i już ktoś się w nie władował... Jakiś "miszcz" kierownicy... ;P
Gdy jadę już w Gliwicach na ul Sikorskiego z.. ul Młodego Górnika wyjeżdża mi koparka i spychacz... wleką się niemiłosiernie... na liczniku mam jedynie 20km/h. ani ich wyprzedzić w tym miejscu ani objechać... tłukę się za nimi... w końcu odbijam na Reymonta i dalej na poznańska i Wawelską by wjechać na Korczoka. Gdy dojeżdżam do Wielickiej widzę, że z lewej strony nadciąga znajoma mi koparka z wlokącym się za nią spychaczem... nie ma mowy bym ich przepuścił... nie będę się wlókł za nimi... więc ile siły w nogach naciskam mocniej na pedały... i teram to ja jestem "Sprinte" ;P pojechałem dookoła ale warto było choćby po to by znaleźć się przed nimi... ;)
Jadą tak na oko na budowę DTŚki więc musiałbym jechać za nimi jeszcze dobre 1.5km... a tak... jadę w swoim tempie... :)
16:16 i już jadę... już pędzę, muszę dzisiaj jeszcze zahaczyć o lekarza, ale wpierw muszę się odmeldować w domu... Dzięki wcześniejszemu wyjściu z firmy mam zapas czasu... więc... pakuję się w las...
Jest duszno, jest gorąco... w lesie nieco chłodniej... Mała przerwa na granicy Zabrza i Rudy na miejscu postojowy, gdy wymalowano ten szlak na początku i końcu postawiono dość gustowne miejsca postojowe z stołem i ławami wykonanymi z wielkich kawałów drzewa... W Zabrzu komuś to się spodobało... i zarówno stół jak i ława zniknęły... pewnie ktoś z okolicznych mieszkańców ma to w przydomowym ogródku albo na działce... W tej chwili stoi zwykła ławka... Dobre i to... za to dookoła walają się setki śmieci... począwszy od papierków a na prezerwatywach skończywszy... Masakra...
Opróżniam bidon... i gnam przez Halembę do Starej Kuźni, kolejny krótki postój na dolinie Jamny... do picia już nic nie mam ;P ale do domu niedaleko... około 30 minut jazdy...
Wyjeżdżam kilka minut po siódmej, jest ciepło, nawet ciut za bardzo... słońce już grzeje czuję to wyraźnie..... Gdy jadę powietrze nieco chłodzi...
Na drogach o dziwo spory ruch... czemu dzisiaj? czemu w środę z rana? Na Panewnickiej natykam się na autobus 48... po 2 przystankach prowadzę... i aż do Kochłowic nie oddaję prowadzenia... tam trafiam na busa 7-kę :) wszystko zaczyna się od początku... po 2 przystankach doganiam go.. a później już nie ma szans ;P
Wiatr chyba mam w plecy, może lekko z boku... jest wyraźnie silniejszy niż to co było wczoraj... niemniej w kilku miejscach czuję jak pomaga :)
W Zabrzu i Gliwicach mam pecha na skrzyżowaniach, z reguły pokonuję je bez zatrzymania, dzisiaj prawie na każdym czekam... trudno...
Kilkaset metrów przed firmą podziwiam nowo powstające rondo... jeszcze chwila i będzie otwarte...
16:46... startuję spod firmy... jest obłędnie gorąco... termometr szaleje... Jadąc asfaltami widzę, że pokazuje coś koło 34 stopni.... Jedyna możliwość by nie spłynąć to szukać cienia, najlepiej w lesie... więc na granicy Gliwic i Zabrza pakuję się do parku... a dalej na Makoszowach odbijam w Beskidzką by po nasypie kolejowym przejechać na Wiosenną... i znowu kawałek na otwartej przestrzeni...
Ale później już las, las, las, zaskakują kałuże... muszą być od weekendu... czemu nie odparowały? czemu nie wyschły? Dziwne to trochę... ale może to i dobrze...
Pomiędzy Starą Kuźnią a Panewnikami jadę nowym wariantem niebieskiego szlaku... i szok... masa wiatrołomów... dziesiątki powalonych drzew, część na ścieżce.. muszę zejść i przenieść rower... inaczej się nie da... Liście jeszcze zielone więc to musiało być w sobotę lub niedzielę w trakcie 15 minutówek...
W domu... obowiązkowa kąpiel... w zimnej wodzie :)
Jest 7:00 gdy jestem już na rowerze.. jest ciepło, jest przyjemnie... na początku tuż po ruszeniu jakoś średnio mi idzie kręcenie... mija dobre 15 minut zanim wpadam we właściwy rytm zanim nie rozkręcam się na dobre... Na drogach trochę samochodów... widać to w zasadzie na całej drodze przejazdu... tak jak wczoraj było prawie pusto, tak dzisiaj już tak różowo nie ma... Zastanawiałem się czy nie wjechać w las... meteo twierdziło, że z rana mogą się pojawić mgiełki... pewnie musiałbym pojechać gdzieś w okolice stawów, jezior... ale... odpuszczam... gnam na Gliwice, do firmy... może jak aura pozwoli to wieczorem znowu gdzieś odbiję lekko w bok... może czegoś poszukam. Może coś znajdę... pytanie tylko czy nie będzie padało bo wtedy średnio mam ochotę na zwiedzanie... ale czas pokaże...
Jadąc mam wrażenie, że dziwnie łatwo mi się kręci, nie jestem w stanie do końca określić kierunku wiatru i jego mocy... jednak patrząc na cyferki na liczniku jestem prawie pewien, że mam go w plecy :)... prawie na 100% wieje z południowego wschodu.... w firmie musiałem to oczywiście zweryfikować, faktycznie miałem bardzo lekki wiatr w plecy... po prostu idealnie :)
W Gliwicach mała zmiana w organizacji ruchy w pobliżu budowanego zjazdu z DTŚki... wymusza to na mnie krótki postój... ale... to jedynie 2 minuty... chyba nie więcej (chodnika nie ma... w jego miejscu stoi koparka i jest dól)... do firmy zostało już niewiele... może 900m...