17:10 - wychodzę z firmy mam dość na dzisiaj... dzień lekko mi się przeciągnął... wiatr zmienił kierunek, teraz dmucha od południa, jest silny porywisty, na dokładkę są zapowiedziane/wywróżone przelotne opady... Kombinuję i początkowo jadę szosami, jednak w Makoszowach coś mnie ciągnie do lasu, jednak sroga przez wiadukt nad A4-ką nie dzisiaj... odbiję nieco inaczej w nowo odkrytą ul.Łączną... podoba mi się ten wariant dojazdu do lasu... A w lesie... spokój cisza, zero ludzi... jedynie jakiś samochód, być może pracownicy leśni przejeżdżali... na Halembie krótki postój pod sklepem... muszę się napić... i dalej w drogę... do domu niedaleko... :) a jeszcze 2 km lasu zostało...
Poranek wita mnie chłodem i silnym wschodnim wiatrem, gdy wsiadam na rower mam wrażenie, że jednak jest ciut cieplej, niż pokazywały prognozy, całe 13 stopni, jest cieplej niż wczoraj... :),niż przepowiadali wróżbici... Jadę szosami, znów wyszedłem kilkanaście minut po 7... niedobrze, ale coś się nie mogę wyzbierać do wcześniejszego wyjazdu... Na szosach względnie luz..., jedzie się przyjemnie, nie ma większych korków, problemów, nawet w Gliwicach wyjazd z bł. Czesława zaskakuje, po prostu przelatuję to skrzyżowanie :)... W firmie szybka kąpiel i do pracy...
Wyjeżdżam z pracy, siedemnasta wybija po kilku minutach jazdy, dzisiaj pomimo dość wysokiej temperatury, chcę jak najszybciej dojechać do domu, muszę przygotować rower na jutro, spakować kilka drobiazgów... Zresztą wypadałoby się też wyspać... tym bardziej, że wraz z Darkiem prowadzimy wycieczkę firmową po okolicznych pałacach , chociaż nie tylko po pałacach. Tym razem zdałem się na doświadczenie i wiedzę Darka... to jego teren, jego okolica, zna ją jak własną kieszeń, ja tylko fragmenty. Ale to dopiero juro...
Gnam szosami.... zależy mi nieco na czasie, ale też czuję już zmęczenie po tygodniu dojazdów.... Na wieczór zapowiedzianie są opady i to solidne. Nie mam ochoty na darmową kąpiel... Wiatr dalej wieje od wschodu, więc dochodzi walka z nim...W domu muszę chwilkę odpocząć... i dopiero zabieram się za metamorfozę rowera, założyć bagażnik, najmniejsze sakwy jakie posiadam, spakować kilak drobiazgów które mogą się jutro przydać... (oby jednak nie)
Wyjeżdżam z domu jest 7:15... klasyk późno, na dokładkę coś gdzieś tam kropi z nieba... W zamian za szarobury poranek mam wiatr w plecy, wieje dokładnie od wschodu... Gnam szosami, w sumie chyba miałbym większą ochotę na leśny wariant, ale coś jednak mnie przekonuje, że powinienem dotrzeć szybciej do firmy... czemu? Chyba lubię tą pracę... Gdyby tak jeszcze było ciutkę cieplej... takie 20 stopni z rana... i 20 z wieczora... Cóż... Jesień coraz bliżej... będzie coraz chłodniej
Na rowerze jestem kilka minut przed 17, dzień się nieco przeciągnął, ten w pracy, gdy wsiadam na rower mam ochotę na teren, na las, więc cóż mogę zrobić? Wpakować się na hałdę na Sośnicy, przekonuje mnie do tego również silny wiatr od wschodu, rano pomagał, ale w tej chwili... to już niekoniecznie... Dobrze, że chociaż temperatura jest wyższa :) 20 stopni... coś co lubię... Prognozy na popołudnie mocno się zmieniły, gdzieś tam widać, że krążą jakieś deszczowe chmury, ale omijają nas... Pomimo tego, że jadę lasami, to czuję dalej te wiatrzysko, cały czas mam go w twarz... myślałem, że drzewa go nieco wytłumią, a jednak nie... oby pogoda na weekend się poprawiła... Na tą chwilę wszystko jest możliwe...
jakimś cudem udaje się dzisiaj wyjechać nieco wcześniej, jest 7:10... Dzień zapowiada się również paskudny, wróżone są opady przelotne, jakieś burze nawet, oby nie... mam nadzieję, że mnie nie zleje po drodze, ale profilaktycznie mam ubraną przeciwdeszczówkę. Gnam po szosach by jak najszybciej znaleźć się w Gliwicach... Okazuje się, że kurtka przeciwdeszczowa nie przydała się, deszcz nie padał...W firmie szybka kąpiel... i do pracy
17:00... dopiero na rowerze... kombinuję co dzisiaj, którędy do domu... chyba lasem, ale nie chcę hałdy, chyba też średni mam ochotę na przejazd przez Makoszowy, ale za to mogę pokombinować inaczej :) Wjadę do lasu za Kończycami. Temperatura taka sobie... 15 stopni, też nie jest specjalnie gorąco... ech... gdzie te dni gdy rano było 25... i narzekałem, że jest upał, że są 32 stopni... Powoli zbliża się jesień, jeszcze 2 tygodnie... Niemniej już widać zmiany w przyrodzie, w ciągu dnia coś tam kropiło, może nawet padało, ale w lesie jest sucho, nie widać śladów po opadach, było tego za mało, wszystko gdzieś zniknęło... W lesie cisza i spokój, nie słychać ptaków, nie widać ludzi, może gdy pogoda się nieco poprawi znów będzie tutaj gwar... Zobaczymy... Dojeżdżam na spokojnie do domu... spocony jakby jednak były te 32 stopnie... ;P Ale zdążyłem przed 19 :00
7:16... wychodzę z domu... jest zimno... wieje silny wiatr od zachodu... masakra... termometr pokazuje całe 7 stopni... ubrałem się w strój lidlowski.... mam coś cieplejszego na sobie... chyba bym zamarzł.... Zaskakuje mnie jednak coś jeszcze , niby wieje od zachodu, jednak rower zdecydowanie lepiej się toczy niż wczoraj, dziwne wrażenie, ale średnia na liczniku potwierdza moje obserwacje... wiatr chyba jest jednak słabszy, chociaż kierunek utrzymany.
Wyjeżdżam późno jest 7:22 gdy ruszam... na dokładkę tuż po wyjściu czuję że nie będzie lekko, wieje bardzo silny wiatr z zachodu, mam wrażenie, że chce mi urwać głowę... masakra... Nawet przez chwilę przez głowę przemknęło mi by jechać lasem... ale chyba jechałbym jeszcze dłużej niż szosami, a mimo wszystko chciałbym w miarę normalnie dotrzeć do bram firmy. Na zjeździe z górki pomiędzy Kochłowicami a Wirkiem, miałem wrażenie, że dalej pcham pod górę, rower za diabła nie chciał się toczyć, tutaj często prędkość zbliża się do 50 km/h dzisiaj mocno naciskając na pedały wykręciłem jedynie 41...
Powrót do domu w nieco lepszych warunkach, ale późno, temperatura też średnia, jedynie 16 stopni, za to gratis wiatr w plecy, utrzymał się taki sam jak rano, wiele się nie zmieniło, dzień średni... ale nie padało, chociaż prognozy od kilku dni straszą, że może coś być. A może padało? tyle, że siedziałem w firmie... może po prostu nie widziałem? Wracam, szosami... chyba najszybciej :), gdy spoglądam na licznik w okolicy domu... szok... jechałem szybciej niż rano do Gliwic... wiatr jednak pomagał :)