Wyjazd o podobnej porze jak wczoraj, gnam do pracy, chociaż czuję już zmęczenie dojazdami. Temperatura również podobna jak wczorajsza, znów ubieram się ciut cieplej... gnam szosami... na Makoszowskiej remont i łatanie drug trwa w najlepsze, ale to chyba najbezpieczniejsza opcja z tych które mam, tym bardziej, że w Zabrzu jestem w okolicy 8:00, czyli w czasie gdy trwa największe szaleństwo... W firmie szybka kąpiel... gorąca kąpiel... i do pracy...
Wyjeżdżam kilkanaście minut przed 17, wydaje mi się, że mam wiatr w plecy... prawie na 100%... jedzie się dziwnie szybko.... jadę dodatkowo tylko drogami, nie pakuję się w las, dzisiaj szybsze dotarcie do domu zdecydowanie jest mi na rękę ;), przyjemna temperatura, chociaż 19 stopni to nie upał... niemniej można jechać na krótko... :) Za parkiem na Zadolu pakuję się w ul Asnyka, niby dalsza droga, ale... przynajmniej nie stoję na skrzyżowaniu, a Armii Krajowej ... W domu można odpocząć i rozpocząć weekend :), Dziwnie się dzisiaj ułożyło, ale powrót miałem szybszy niż dojazd do pracy, a wszystko przez dość silny wiatr z zachodu :)
Znów późny wyjazd 7:20, czemu nie umiem się pozbierać o jakimś normalnym czasie, dopadło mnie zmęczenie? O poranku temperatura taka sobie, muszę dzisiaj nieco więcej ubrać, na starcie jedynie 14 stopni, już odzwyczaiłem się od tak "niskich temperatur", chociaż coś czuję, że za miesiąc może 2 będę tęsknił do takich wartości... Cała droga po szosach, w Zabrzu na ul Makoszowskiej drogowcy zaskoczyli, wymienili krawężnik, tym samym uniemożliwiając mi skrócenie sobie trasy bez zatrzymywania się, wybieram ciut dłuższą drogę, przez Jesionową, chyba będę musiał się do tego przyzwyczaić... a wszystko przez to, że nikt nie wpadł by w tym miejscu zrobić choćby przejście dla pieszych gdzie można by spokojnie wjechać na niedaleką ul Sportową....
Wyjeżdżam kilka minut przed 17... 21 stopni... przyjemnie, można jechać na krótko, widać jednak już nadchodzącą jesień, w wielu miejscach widać żółte liście, spadają kasztany..., uczniowie wrócili do szkół..., wszystko wraca do normy, jeszcze studenci są na wakacjach... jeszcze jest nieco luźniej, dopiero w październiku będzie tłok na drogach. Do domu jadę sobie na luzie przez hałdę na Sośnicy, przez leśne ścieżki... jest spokojniej... nie muszę walczyć z ruchem, z korkami... pewnie za kilka dni nieco się to unormuje, gdy rodzice przyzwyczają się, że ich pociechy dają sobie same świetnie radę :)
Wyjazd dopiero 20 minut po siódmej, masakra, na dokładkę uświadamiam sobie, że zaczął się rok szkolny, ruch na drogach to jedna wielka masakra, już w Piotrowicach odbijam lekko w bok, na ul, Asnyka... tam jest spokojniej, gdyby nie późna pora to pewnie zdecydowałbym się na pełny przejazd lasem, wyjazd z Katowic przez Panewnicka to masakra, jeszcze gorzej jest koło szkoły w Kochłowicach, nawet gdy mija ósma, niewiele to pomaga... Zastanawiam się, czemu wczoraj tego nie zauważyłem, ale po chwili już wiem, wczoraj wyjechałem godzinę wcześniej, szkoły nie pracują o tej godzinie, a przynajmniej uczniowie jeszcze nie gonią o świcie, więc było zdecydowanie lepiej... W Gliwicach zjazd na Zabską to obłęd, po kilku minutach czekania, schodzę z roweru i idę na pobliskie przejście dla pieszych, to jedyna możliwość dzisiaj... a było tak pięknie przez ponad 2 miesiące...
Wyjazd z firmy jeszcze przed 17... gnam dzisiaj po szosach, trochę mi się spieszy, muszę dotrzeć do domu, najlepiej przed 18... o terenie nie ma mowy, jedynie czego się boję to strasznego ruchu na drogach, bo to w końcu drugi dzień roku szkolnego, pora jeszcze wczesna, więc jeszcze niektórzy szczytują na drogach... Nie mylę się, cała trasa w zasadzie pomiędzy samochodami, na Halembie decyduję się na małą jazdę bocznymi drogami, już nie miałem ochoty na ściganie się z samochodami... a tak jest bezpieczniej, jeszcze tylko Panewnicka w Katowicach i będę w domu. Mam trochę dość na dzisiaj, teraz d roboty, mam góra godzinę czasu...
Wczoraj późny wyjazd, dzisiaj za to muszę być w firmie koło 8:00, jak najwcześniej, najlepiej jeszcze przed ósmą... więc wcześniejsza pobudka, szybsze zbieranie i już o 6:19 jestem w drodze... Gnam szosami, wspomaga mnie wiatr w plecy... dzisiaj aura jest łaskawa :), na drogach pusto, już nie raz wspominałem o tym, że powinienem wyjeżdżać zawsze o tej porze... ale... szybko wracam do standardowych wyjazdów koło 7:00, - najczęściej jeszcze nieco później...
Z firmy wychodzę kilkanaście minut po 16... wcześnie :), mam sporo czasu, jest ciepło, 26 stopni, idealnie na małe szaleństwo w terenie... Jadę wiec przez hałdę na Sośnicy, dalej wzdłuż Kłodnicy, by wpakować się do Borowej Wsi, przez lasy wyjeżdżam na chwilę na Halembie, Skracam jednak nieco wycieczkę, po szosach przez Starą Kuźnię, gdzie znów wjeżdżam do lasu, ale to krótki odcinek, po którym szybko ląduję w Panewnikach... Wiatr nie przeszkadzał bo i jak :) las dość dobrze chroni przed wiatrem... Było przyjemnie...
Rano przyjechałem wyjątkowo późno, ze względu na wizytę u lekarza, a później dzień się pokręcił... Do domu gnam szosami, nie mam czasu na jazdę terenem, a może po prostu nie chce mi się jechać lasami.... chcę jak najszybciej znaleźć się w domu... Naciskam mocniej na pedały, skąd u mnie tyle siły po prawie 2 tygodniach pedałowania dzień w dzień? Widocznie gdzieś tam jeszcze zostały jakieś resztki mocy :) A może wspomaga mnie wiatr? W chwili wyjazdu było wyjątkowo upalnie 34 stopnie, ale temperatura szybko leci w dół, gdy dojeżdżam do Katowic są już jedynie 24 stopnie, spora różnica...
Poranek lekko pokręcony, z rana tuż po ósmej wypad do lekarza, oczywiście rowerowy, daleko nie ma :), po wizycie dopiero gnam do pracy, w przychodni już się przyzwyczaili, że przyjeżdża taki w gaciach rowerowych :). Z rana temperatura na poziomie 25 stopni... ciepło, przyjemnie... ale późny wyjazd to konieczność gnania drogami, szosami, nie zastanawiania się nad drogą. Za to na drogach jest luźniej, kto musiał ten już siedzi w pracy... do firmy dojeżdżam dopiero po 10:00 i to grubo... szybka kąpiel, ciekawe o której wyjdę?