Wpisy archiwalne w kategorii

do 136km

Dystans całkowity:17562.19 km (w terenie 3900.00 km; 22.21%)
Czas w ruchu:1001:47
Średnia prędkość:17.53 km/h
Maksymalna prędkość:63.92 km/h
Suma podjazdów:99129 m
Maks. tętno maksymalne:236 (128 %)
Maks. tętno średnie:152 (82 %)
Suma kalorii:716912 kcal
Liczba aktywności:181
Średnio na aktywność:97.03 km i 5h 32m
Więcej statystyk

Trzeci dzień wyprawy - Północna część Jury

Poniedziałek, 15 sierpnia 2016 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Dzisiaj możemy nieco pospać, odespać poprzednie 2 wczesne pobudki, Zbieramy się około 7:00, o ósmej jesteśmy gotowi do wyjazdu z Truskolasów, jeszcze tylko krótki postój przy kościele, bo okazuje się, że nie mamy jego zdjęcia z zewnątrz :)

Porankowy plan banalny dotrzeć na 9:00 do Częstochowy, powinniśmy zdążyć, wstępne analizy map wskazały około 15 km. Trasa góra dół w zasadzie cały czas, ale mamy niezłą średnią, wiatr wyjątkowo nas wspomaga, wieje od zachodu. Gdy  grubsza jesteśmy w połowie trasy zauważamy, ze chyba źle oceniliśmy odległość, a wszystko przez to, że wczoraj jeździliśmy na mapach 1:50000, a dzisiaj posługujemy się 1:100000. 
Ostatnie zdjęcie kościoła w Truskolasach
Ostatnie zdjęcie kościoła w Truskolasach © amiga
2 różne miejscowości po 2 stronach drogi
2 różne miejscowości po 2 stronach drogi © amiga

Dajemy znać Iwonie, że nieco się spóźnimy, pewnie ze 20 minut. i gnamy dalej na złamanie karku. Krótka przerwa przy znaku Częstochowa, i lecimy dalej do centrum. Ruch na drogach dojazdowych niewielki, za to w centrum dzieje się. Powoli zbierają się pielgrzymi, jakoś ich wymijamy i docieramy na miejsce spotkania... ufff


Już w Częstochowie :)
Już w Częstochowie :) © amiga
Widok na Jasną Górę
Widok na Jasną Górę © amiga
Po krótkim powitaniu uciekamy z centrum, nieco na peryferia, trochę zdajemy się na Iwonę, w końcu to jej miasto ;), pierwszy krótki postój pod Pomnikiem Częstochowskich Żydów . Kilka fot i ruszamy dalej, na Częstochowski kirkut. Byłem na nim kilka lat temu, był w dość fatalnym stanie. 

Pomnik Częstochowskich Żydów przy ul Strażackiej

Pomnik Częstochowskich Żydów przy ul Strażackiej © amiga
Anwi i Posterunkowa :)
Anwi i Posterunkowa :) © amiga

Dzisiaj jest nieco inaczej, brama robi wrażenie odnowionej, alejki są utrzymane, chociaż roślinność robi swoje, wprowadza niesamowity klimat, być może właśnie dlatego lubię takie stare cmentarze. Zwiedzamy go pieszo, jest wielki, natykamy się na ochronę, co szokuje mnie jeszcze bardziej. Chyba po raz pierwszy widzę coś takiego. 

Pod Częstochowskim kirkutem
Pod Częstochowskim kirkutem © amiga
Inny świat
Inny świat © amiga
Porośnięty bluszczem
Porośnięty bluszczem © amiga
Macewy na kirkucie Częstochowskim
Macewy na kirkucie Częstochowskim © amiga
Rośliny władają tym miejscem
Rośliny władają tym miejscem © amiga
Zaplątany
Zaplątany © amiga
Wśród zieleni
Wśród zieleni © amiga
Omszałe
Omszałe © amiga
Pora opuścić kirkut
Pora opuścić kirkut © amiga
Oplecione drzewa
Oplecione drzewa © amiga
Mija dobre kilkadziesiąt minut, w końcu pochylamy się nad mapami, chcielibyśmy dotrzeć do Mstowa, znaleźć kwaterę, zostawić tam sakwy i dopiero ruszyć na podbój jury... w zasadzie jego niewielkiego fragmentu. Dzisiaj plany to nie przesadzać, jutro czeka nas długa trasa w całości z sakwami. Może być ciężko. 
Omawianie dzisiejszego planu :)
Omawianie dzisiejszego planu :) © amiga

Po małym zamieszaniu przy wyjeździe z Częstochowy i okrążeniu honorowym w okolicy koloni Mirów jedziemy najkrótszą drogą do Mstowa, sakwy na bagażniku ciągną nas do tyły, podjazdy robią swoje, ale... zjazdy... rowery pędzą same, musimy je od czasu do czasu powstrzymywać ;)

W Mstowie sprawdzamy 2 miejsca gdzie wg danych z netu powinny być kwatery. Niestety nikt nie odpowiada, w końcu dodzwaniamy się gdzieś, dowiadujemy się, że i owszem będzie kwatera, ale po 14 jak właściciel wróci z wyjazdu. Rozglądamy się jeszcze po kilku okolicznych domach, rozpytujemy. I w końcu mamy informację - jedźcie na Wancerzów tam jest agroturystyka Amonit, dojeżdżamy ma miejsce, trafiamy na właścicieli. Chwila rozmowy i.... zostawiamy sakwy. Pokój czysty, łazienka w stanie prawie idealnym, właściciel proponuje nam miejsce na rowery. Zresztą gry później z nim ucinamy sobie rozmowę, okazuje się że mile widziani są rowerzyści wpadający na 1 dzień... Mało tego to chyba najtańsza kwatera z jaką się spotkałem... 25 zł. Czego chcieć więcej? Może obiadu...


Długi zjazd do Mstowa
Długi zjazd do Mstowa © amiga
Panorama z okolic stodół w Mstowie
Panorama z okolic stodół w Mstowie © amiga
Mała planetka Mstowska :)
Mała planetka Mstowska :) © amiga
A może pójdziemy tam... ?
A może pójdziemy tam... ? © amiga

Dochodzi 13. wracamy do miasteczka, zaliczając jeszcze pobliski klasztor, właśnie skończyła się msza, mamy okazję wejść do środka, poszukać czaszek :)

Chorągiewki powiewające na wietrze
Chorągiewki powiewające na wietrze © amiga
Parafia Rzymskokatolicka Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Mstowie
Parafia Rzymskokatolicka Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Mstowie © amiga
Wewnątrz kościoła w Mstowie
Wewnątrz kościoła w Mstowie © amiga
Wiejskie klimaty
Wiejskie klimaty © amiga
Sklepienie
Sklepienie © amiga
Znajdź czaszkę ;)
Znajdź czaszkę ;) © amiga
Piękne wnętrze
Piękne wnętrze © amiga
Po żniwach?
Po żniwach? © amiga
Kolejna czaszka?
Kolejna czaszka? © amiga

W pobliżu jest restauracja a raczej smażalnia ryb i pizzeria, tam zatrzymujemy się, zamawiamy pizzę i coś do popicia, w miłym towarzystwie czas szybko mija, jeszcze tylko udało się spojrzeć na mapy. z grubsza określić to co możemy jeszcze zobaczyć, dzień niestety nie jest rozciągliwy jak guma. Chociaż bez sakw będzie prościej :)

Anwi prowadzi nas na Przeprośną Górę gdzie trochę zaskakuje mnie sanktuarium ojca Pio. okolica dość ciekawie zagospodarowane, sporo rzeźb, nie czuć przepychu, jest jakoś inaczej. Chwilę tra zanim objeżdżamy górkę. Oczywiście do sanktuarium i kaplicy też zajrzeliśmy. 

Sanktuarium Św.Ojca PIO na Przeprośnej Górze
Sanktuarium Św.Ojca PIO na Przeprośnej Górze © amiga
Rzeźby na Przeprośnej Górze
Rzeźby na Przeprośnej Górze © amiga
Stacja drogi krzyżowej
Stacja drogi krzyżowej © amiga
Wewnątrz sanktuarium
Wewnątrz sanktuarium © amiga
Dzwon w sanktuarium
Dzwon w sanktuarium © amiga
Widok na Jasną Górę
Widok na Jasną Górę © amiga
Kaplica z relikwiami w podziemiach sanktuarium
Kaplica z relikwiami w podziemiach sanktuarium © amiga

W pobliży jest Rezerwat Zielona Góra i jaskinie które zachwala nam Iwona, nie można było odmówić, tym bardziej, że w okolicach w których mieszkamy raczej się ich nie spotyka. Jaskinia w Zielonej Górze okazuje się że jest dość niewielka, a raczej wejście do niej jest niewielkie, coś koło metra wysokości mam problem by się tam zmieścić, częściowo na kolanach docieram do środka, Komora jest nie za wielka, ale robi wrażenie, jak się okazuje są jeszcze dwie, ale o tym dowiaduję się już w domu.

Uciekaj Myszko do dziury... ;)
Uciekaj Myszko do dziury... ;) © amiga
Wyłaniająca się z otchłani Iwona
Wyłaniająca się z otchłani Iwona © amiga
Jaskinia w Zielonej Górze
Jaskinia w Zielonej Górze © amiga
Jaskinia w Zielonej Górze
Jaskinia w Zielonej Górze © amiga
Jaskinia w Zielonej Górze
Jaskinia w Zielonej Górze © amiga
Jaskinia w Zielonej Górze
Jaskinia w Zielonej Górze © amiga
Jaskinia w Zielonej Górze
Jaskinia w Zielonej Górze © amiga
Ktoś tutaj jest
Ktoś tutaj jest © amiga

Tuż obok znajduje się skałka Diabelskie Kowadło, co prawda ta ochrzczona w ten sposób raczej przypomina mi młot, ale nie ja ją nazywałem. Miejsce ciekawe na spacery, na wojaże, warte odwiedzenia. 
Przy Diabelskim Kowadle
Przy Diabelskim Kowadle © amiga
To chyba musi być młot ;)
To chyba musi być młot ;) © amiga
Jaskinia zwiedzona, od jakiegoś czasu brakuje mi czegoś do picia, spoglądając na mapę mamy w pobliży Kusięta, miejscowość z tego co pamiętam z wcześniejszych wyjazdów zupełnie nijaką, tyle, że są tam sklepy, Iwona prowadzi mas w pobliżu zabudowań, jest otwarty sklep, wchodzimy do środka, kupujemy wodę, jakiś napój gruszkowy, kolę, część wypijam od razu, do Olsztyna dzisiaj nie jedziemy, zaczyna się robić późno, ale, zahaczamy o pobliskie Góry Towarne, gdzie wschodzimy na te wyżej położone, roztacza się niesamowity widok, z jednej strony widać Częstochowę, z drugiej Olsztyn z Zamkiem... :) Mija dłuższa chwila zanim schodzimy. 

Kierunek Częstochowa
Kierunek Częstochowa © amiga

Góry Towarne
Góry Towarne © amiga
Kierunek Olsztyn
Kierunek Olsztyn © amiga
Widać zamek w Olsztynie
Widać zamek w Olsztynie © amiga
Na szczycie Gór Towarnych
Na szczycie Gór Towarnych © amiga
Rozbraja uśmiechem
Rozbraja uśmiechem © amiga
Kierujemy się na Srocko, droga dość prosta tyle, że góra-dół... na skrzyżowaniu żegnamy się z Iwoną, do Częstochowy już niedaleko, do Mstowa też nie ma wielu kilometrów, nie zgubimy się, tym bardziej, że kilka godzin temu Anwi prowadziła nas tym szlakiem. 
W Mstowie postanawiamy poszukać czaszki, odwiedzić pozostałości kirkutu i podjechać pod skałkę Miłości, wcześniej wysłuchaliśmy w legend o tym miejscu. 
Pozostałości kirkutu w Mstowie
Pozostałości kirkutu w Mstowie © amiga
Jedyna stojąca Macewa
Jedyna stojąca Macewa © amiga
Nieco zarośnięta
Nieco zarośnięta © amiga
Zabudowania w Mstowie
Zabudowania w Mstowie © amiga
Most na Warcie
Most na Warcie © amiga
Skała Miłości

Pozostałości Amonitów

Pozostałości Amonitów © amiga

Panorama Mstowa ze skały Miłości
Panorama Mstowa ze skały Miłości © amiga
Źródełko u ponóża skały
Źródełko u podnóża skały © amiga
Skała Miłości w Mstowie
Skała Miłości w Mstowie © amiga
Gdy mija 18 uświadamiamy sobie, że pora na kwaterę, coś jeszcze zjeść.... o nie... na jedzenie nie mamy ochoty, Pizza była tak wielka, że trzyma nas do tej pory, mało tego, część jej mam w plecaku :) Więc gdyby nas naszło...
Gdy zachodzi słońce postanawiam zrobić zdjęcia słoneczka i... naszej kwatery. 
Już zachodzi czerwone słoneczko
Już zachodzi czerwone słoneczko © amiga

Kwatera to ten "domek" po lewej na poniższym zdjęciu, jak udało mi się ustalić w rozmowie z właścicielem, kilka lat temu była do budka z lodami, teraz jest wyremontowana i przystosowana do potrzeb podróżnych. Rowery zostają wprowadzone do właściwego pomieszczenia, zamknięte na klucz, są bezpieczne. 

Nasza kwatera na dzisiaj
Nasza kwatera na dzisiaj © amiga

Pokoik dość spory, czyściutki z pachnącą pościelą, do dyspozycji mamy kawę, kilka gatunków herbaty, talerze, szklanki, sztućce, po raz pierwszy mamy ręczniki na stanie :), nawet pierdoły jak mydło są na miejscu. To spora odmiana po kwaterze w Truskolasach... Jedynie brakuje małej kuchenki gdzie można by przygotować posiłek. Co prawda jest takie pomieszczenie, ale dzisiaj tego nie potrzebujemy, wystarczy czajnik z gorącą herbatą, na którą mamy dziką ochotę. 

Trzeba jeszcze chwilę siąść nad mapami, nad planem na jutro, sprawdzić prognozy, zobaczyć co w RIO i spać, jutro wczesny wyjazd i przynajmniej 130 km drogi

height="405" width="590" frameborder="0" allowtransparency="true" scrolling="no" src="https://www.strava.com/activities/677128879/embed/619da0695399ba33befa260cf0bf025f1fb103ef">

Drugi dzień wyprawy - Zielone śląskie

Niedziela, 14 sierpnia 2016 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Po wczorajszych 140 km pod wiatr w nocy budziłem się co chwilę, boli mnie dolna część kręgosłupa... 
Pobudka po 4:00, szybka toaleta, jakieś bardzo lekkie śniadanie, coś gorącego do popicia... Zbieramy się, wszyscy jeszcze śpią. Profilaktycznie zabieramy lampki, jest jeszcze ciemnawo gdy ruszamy, a nie wiadomo o której ściągniemy z powrotem. 
Za to dzisiejszy dzień bez sakw... 

Jest 5:23 gdy ruszamy, świta, lampki sygnałówki włączone, na wszelki wypadek, pierwsza część dzisiejszej wycieczki to Herby, mamy kilkanaście km do przejechania, tam będziemy czekać bądź na nas będą czekać uczestnicy wycieczki do Gliwic z KKTA z Częstochowy. Część naszych planów pokrywa się, ze śladem wycieczki, postanawiamy się dołączyć do Koszęcina tym bardziej, że bardzo namawiała nas na to Anwi. Od Koszęcina pokombinujemy co dalej... plany mamy tylko z grubsza nakreślone.

Początkowo gnamy na złamanie karku, średnia i czas niezły, nawet początkowe 13-14 stopni nam nie przeszkadza, jest nam gorąco. 

Na chwilę stajemy przy drewnianym kościółku w Borze Zapilskim, kilka ujęć i jedziemy dalej na Herby.

Kościół św. Jacka - Bór Zapilski
Kościół św. Jacka - Bór Zapilski © amiga

W Herbach
W Herbach © amiga

Na miejscu spotkania jesteśmy przed czasem, oceniamy, że wycieczka powinna dotrzeć za około 10 minut, tuż obok jest plac zabaw z ławeczkami, ale wejście jest ustawione bardzo nieszczęśliwie. Więc rowery czekają pod drzewami, a my na poboczu raczymy się bułkami. Popijamy i wkrótce podjeżdżają pierwsi uczestnicy. W sumie nie ma ich zbyt wielu 7 może 8 osób. Po krótkim powitaniu jedziemy dalej. Pierwsze co rzuca mi się w oczy to sposób prowadzenia wycieczki. Rozumiem, że  plan jest napięty, ale to nie powód by gnać po 30 km/h zostawiając gdzieś daleko w tyle część osób. 

Gdybyśmy podobnie postępowali na wycieczce firmowej do Wisły to pewnie część z osób zostałaby gdzieś po rowach... Przyznam się, że to chyba najsłabszy element tej wycieczki. Jak wspomniała Anwi, to wycieczka powinna dopasować się do najsłabszego ogniwa. A dwa to jest wycieczka a nie maraton. 

Po drodze odbijamy na Diabelski Kamień w Olszynie tutaj chwila przerwy, opowiadanie przewodnika, swoją drogą świetnego bajarza :) z tym dobrym sensie. Po prostu chce się go słuchać... bo opowiada bardzo ciekawie. 

Diabelski Kamień
Diabelski Kamień © amiga
Tabliczka przy kamieniu
Tabliczka przy kamieniu © amiga

By specjalnie nie przedłużać kierujemy się na Cieszową, nieco na skróty, po leśnych duktach, początkowo trochę się ich obawiałem bo jestem na dość wąskich oponach, prawie bez bieżnika, jednak rower bez dodatkowego obciążenia w postaci sakw całkiem nieźle sobie z tym radzi, tym bardziej, że piasku i błota w zasadzie nie ma :)

W Cieszowej przerwa, znów udaje się zebrać całą grupę przy kościele, jednak ostatnia osoba dociera po dobrych 5-6 minutach, to chyba trochę za dużo... 

Kościół św. Marcina w Cieszowej
Kościół św. Marcina w Cieszowej © amiga
Spichlerz w Cieszowej
Spichlerz w Cieszowej © amiga

Ruszając spod kościoła znowu widzę, że szykują się wyścigi... po prostu masakra. gnamy na wariackich papierach do Koszęcina, odległość pomiędzy pierwszym, a ostatnim wynosi ponad kilometr... 

W Koszęcinie lądujemy przy pałacu, zresztą na naszą prośbę, Karolina jest tutaj pierwszy raz, nie możemy ot tak przelecieć przez miasteczko, tym bardziej że pałac jak i okalający go park są godne obejrzenia. W pałacu swoją siedzibę ma zespół pieśni i tańca "Śląsk". Mija dobre 10-15 minut. Jedziemy jeszcze kawałek pod drewniany kościół, tutaj rozstajemy się z przewodnikiem, Anwi i pozostałymi uczestnikami. Miło było poznać i szkoda, że tak krótko. Może kiedyś... 

Na ławeczce w Koszęcinie
Na ławeczce w Koszęcinie © amiga
Koszęcińska siedziba zespołu
Koszęcińska siedziba zespołu "Śląsk" © amiga
W przypałacowym parku
W przypałacowym parku © amiga
Wśród zieleni
Wśród zieleni © amiga

W kościele trwa msza, o wejściu nawet nie myślę, za to udaje się to Karolinie :). Zawracamy, nasza droga wiedzie do Boronowic, jednak wcześniej na placu przy ul Kościuszki robimy krótką przerwę by spojrzeć na mapy, coś zjeść, napić się, zadzwonić... 

Parafia Rzymskokatolicka Świętej Trójcy w Koszęcinie
Parafia Rzymskokatolicka Świętej Trójcy w Koszęcinie © amiga

Kierunek Boronowice, na drogach niewielki ruch, szosa wiedzie przez lasy, słońce prześwituje spomiędzy koron drzew, króciutka przerwa przy pomniku leśniczego. 

Pomnik przy szosie Koszęcin-Boronów upamiętniający miejsce śmierci leśniczego Friedricha Wilhelma Prieur po upadku z konia
Pomnik przy szosie Koszęcin-Boronów upamiętniający miejsce śmierci leśniczego Friedricha Wilhelma Prieur po upadku z konia © amiga
Przy szosie na Boronów
Przy szosie na Boronów © amiga

Gdy dojeżdżamy do Boronowic bardzo pozytywne wrażenie robi odnowiony czy może wyremontowany mały park przy Listwarcie, droga rowerowa z daleka widoczny drewniany kościółek i... masa ludzi podążających na poranną mszę. Cóż... kolejny raz nie uda nam się wejść do środka... 

Park w Boronowie
Park w Boronowie © amiga
Kapliczka przy kościele w Boronowie
Kapliczka przy kościele w Boronowie © amiga
Kościół NNMP Królowej Różańca św. w Boronowie
Kościół NMP Królowej Różańca św. w Boronowie © amiga
Kościół NNMP Królowej Różańca św. w Boronowie
Kościół NMP Królowej Różańca św. w Boronowie © amiga
Takie wehikuły tylko w Boronowie
Takie wehikuły tylko w Boronowie © amiga
Zaglądamy na mapy, miejscowość specjalnie nie obfituje w atrakcje, jeszcze powinien być jakiś folwark, ale nie udaje nam się go znaleźć, w zamian trafiany na rozsypujące się budynki szkoły. W chwili obecnej znajdują się na prywatnej posesji. Jeden jest przy ulicy, drugi w głębi, ale cała działka jest mocno zarośnięta, niewiele widać, a szkoda. 

Zabudowania szkolne w Boronowie
Zabudowania szkolne w Boronowie © amiga
Na szlaku
Na szlaku © amiga

Z Boronowa kierujemy się niebieskim szlakiem na Hadry, już raz dzisiaj przejeżdżaliśmy przez tą miejscowość, a raczej gnaliśmy za przewodnikiem, nie zwracając na nic uwagi. Tym razem możemy się zatrzymać przy obiektach które nas interesują, na szlaku natrafiamy na kilka starych drzew. 

Wielkie drzewa przy szlaku
Wielkie drzewa przy szlaku © amiga
Może fotkę?
Może fotkę? © amiga

W Hadrach stajemy na fotę przy starym folwarku i jedziemy dalej do Kochanowic, przyglądając się mapie zastanawiamy się czy nie byłoby dobrym pomysłem byłoby zahaczyć o jakąś knajpkę zjeść coś ciepłego, bo przez kolejne kilkadziesiąt km na bank nie na restauracji czy nawet baru, co najwyżej możemy liczyć na sklepy.

Pozostałości folwarku - Hadra
Pozostałości folwarku - Hadra © amiga
Parafia rzymskokatolicka św. Wawrzyńca w Kochanowicach
Parafia rzymskokatolicka św. Wawrzyńca w Kochanowicach © amiga
Pałac w Kochanowicach
Pałac w Kochanowicach © amiga
W Kochanowicach zaliczamy market... szokuje mnie gość który o tak wczesnej porze kupuje pół litra i specjalnie jej nie chowając wychodzi na zewnątrz. Po szybkich zakupach ruszam dalej, ujeżdżamy może 300m gdy trafiamy na otwarty zajazd. Jest pora śniadaniowa :), zamawiamy jajecznicę na kiełbasie, gorącą kawę. Mija dobre 30-40 minut.

Najedzeni ruszamy dalej na Kochcice, byłem tam kilka lat temu z Darkiem, już wtedy pałac zrobił na mnie takie sobie wrażenie, jest użytkowany, ale stan... do remontu. Park też pozostawia wiele do życzenia, a gdy objeżdżamy okolice zauważamy jeszcze kilka niesamowitych budynków które również naruszył ząb czasu. 

Kapliczka przy pałacu w Kochcicach
Kapliczka przy pałacu w Kochcicach © amiga
Wewnątrz kapliczki św. Huberta
Wewnątrz kapliczki św. Huberta © amiga
Pałac von Ballesrema - obecnie Wojewódzki Ośrodek Rehabilitacyjnyw Kochcicach
Pałac von Ballesrema - obecnie Wojewódzki Ośrodek Rehabilitacyjny w Kochcicach © amiga
Zabudowania przypałacowe
Zabudowania przypałacowe © amiga
Jakieś pozostałości zakładu/fabryki w Kochcicach
Jakieś pozostałości zakładu/fabryki w Kochcicach © amiga

Kierunek Pawełki, tam tak naprawdę poza drewnianym kościołem nie ma nic. Ale pamiętam jakie na mnie wywarł wrażenie, taki.... mikro kościółek, wewnątrz miejsca na może 20 osób. Całość odnowiona, zadbana. Gdy docieramy na miejsce trwa msza... na szczęście Karolina zauważa, że nie powinno to potrwać dłużej niż 10 minut. Stajemy w pobliskim sklepie, jest zamknięty, wisi kartka - Jestem w Kościele :). Damy sobie radę. 

Pora na Pawełka, tyle, że nie mamy takowego... Jakoś sobie radzimy, pijemy co nieco. 

Msza dobiegła końca, pierwsza przychodzi właścicielka, wchodzę za nią do środka, uzupełniam zapasy napojów, kilka sekund później wpada grupa spragnionych wiernych już od progu wołają 2 Żubry proszę... 

Wychodzimy, i podchodzimy do kościółka, jest już prawie pusty, wewnątrz trwa liczenie ofiary, mamy chwilę na focenie, Karolina wchodzi na... mikro-chór, ledwie widać jej głowę ;)


Kościół Matki Boskiej Fatimskiej w Pawełkach
Kościół Matki Boskiej Fatimskiej w Pawełkach © amiga
Kościół Matki Boskiej Fatimskiej w Pawełkach
Kościół Matki Boskiej Fatimskiej w Pawełkach © amiga
Wewnątrz mikro kościółka w Pawełkach
Wewnątrz mikro kościółka w Pawełkach © amiga

Kościółek odwiedzony, ale myślę, że jak będzie okazja to jeszcze go nawiedzę, jego skala mnie powala :)

Kierunek Zborowskie, trochę po terenie, co prawda mieszkańcy nas przestrzegają bo samochody mają tam ciężko, ale przecież jesteśmy na rowerach... Okazuje się, że droga jest prawie idealna, utwardzony tere, może kilka niewielkich kałuż. W Zborowskich kilka sekund przerwy przy kościele i nieco dalej przy fajczatni. Gdy byłem tutaj kilka lat temu fajczarnia wyglądała inaczej.

Parafia Rzymskokatolicka Podwyższenia Krzyża Świętego w Zborowskich
Parafia Rzymskokatolicka Podwyższenia Krzyża Świętego w Zborowskich © amiga
Stara fajczarnia w Zborowskich, jej stan cię=ciężko określić
Stara fajczarnia w Zborowskich, jej stan cię=ciężko określić © amiga
Przy fajczarni
Przy fajczarni © amiga

Coś zaczęto robić, jednak daleko do ideału. Poniżej zdjęcie fajczarni z 2014 roku
Fajczarnia
Fajczarnia © amiga

No... ok jest lepiej, jednak pamiętam, że została przyznana kasa na remont tego budynku, co dla mnie oznacza pełną odbudowę, renowację, w tej chwili jest jedynie zabezpieczona przed dalszym niszczeniem. Ale aż prosiło by się o możliwość wejścia do środka, zwiedzenia, w końcu jest to unikat. 

Lekko zawiedzeni ruszamy dalej na Kamińsko szlakiem przez park krajobrazowy... oczywiście trafiamy na piasek, na szczęście nie jest zbyt sypki, rowery co prawda tańczą, jednak cały szlak jest przejezdny. 

A piasku miało nie być
A piasku miało nie być © amiga

W Klucznie odbijamy na chwilę w kierunku czynnego drewnianego młyna wodnego. Szkoda tylko, że nikt nie napisał, że jest na prywatnej posesji, zdjęcia robimy więc ukradkiem zza bramy. 

Stary młyn - niestety na prywatnej posesji, a może i dobrze... przynajmniej ktoś się nim  opiekuje
Stary młyn - niestety na prywatnej posesji, a może i dobrze... przynajmniej ktoś się nim opiekuje © amiga

Spoglądając na mapę postanawiamy pojechać na Krzepice, w zasadzie to namawiam na to Karolinę. Krzepice mieliśmy w planach na jutro jednak, zupełnie nie są po drodze, tym bardziej, że jesteśmy wstępnie umówieni z Iwoną w Częstochowie. Kirkut jest warty odwiedzenie. Tyle, że jest jeszcze coś, zaczynamy być głodni, to już pora obiadowa. Nadzieje na restaurację wiążemy z Przystajnią, tym bardziej, że w centrum są Sukiennice, a one jakoś na myśl przywodzą mi Kraków. 

Jadąc dalej naszą uwagę zwraca kamienny kościół w Ługach-Radłach. Szkoda tylko, że dobrze prezentuje się jedynie z zewnątrz. Za to Kościelny zapraszał nas za godzinę na mszę... Za godzinę będziemy być może już w Krzepicach ;)

Ługi Radły – kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa
Ługi Radły – kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa © amiga
Wewnątrz - tak sobie
Wewnątrz - tak sobie © amiga
Podział płci istnieje i w kościele
Podział płci istnieje i w kościele © amiga
Mężczyźni z prawej a kobiety z lewej
Mężczyźni z prawej a kobiety z lewej © amiga

Droga do Przystajni nieco się dłuży, mało tego Karolina słowem nie wspomniała, że ma problem z kolanem... o tym dowiaduję się dopiero w Krzepicach... Wiatr nieco się odwraca, mamy go z północnego-zachodu więc trochę średnio pomaga. a rzekłbym, że nawet przeszkadza. 

Przystajń niestety zawiodła nasze oczekiwania, miejscowość wymarła, brudna, z walającymi się śmieciami. sukiennice odrapane, chociaż sama ich bryła jest przyjemna dla oka. 

Rozkładamy mapy, do Krzepic 30 minut jazdy, tyle, że bez żadnych atrakcji, jedynie na mojej mapie widzę zaznaczony skup złomu ;)
Korzystamy z przerwy i jemy zakupione jeszcze w Kochanowicach kabanosy i bułkę. Jest jakby lepiej, chociaż przydałoby się coś ciepłego... Z mapy wynika, że w Krzepicach są 2 restauracje :) wiec tam zjemy... 

Sukiennice w Przystajni
Sukiennice w Przystajni © amiga
Kościół Przenajświętszej Trójcy w Przystajni
Kościół Przenajświętszej Trójcy w Przystajni © amiga

Pora ruszyć dalej, na niebie pojawiają się nieprzyjemne chmury, ale radary twierdzą, że z nich nie pada.. i nie powinno padać, to dobrze.  W Krzepicach podjeżdżamy pod pierwszą restaurację, zamknięta impreza - poprawiny. 300m dalej jest druga - zamknięta na głucho. To nie jest normalne. 
W Pacanowie... tylko gdzie te kozy?
W Pacanowie... tylko gdzie te kozy? © amiga

Mamy za to blisko do kirkutu, podjeżdżamy na miejsce, dowiaduję się o bolącym kolanie Karoliny, chwila zastanowienia i Karolina podejrzewa to, że siodełko zostało podniesione, mam klucze, więc minutę później siodełko jest ciut niżej... czy pomoże? Dopiero się dowiemy. 

A teraz hyc na teren cmentarza, od mojej ostatniej wizyty wiele się nie zmieniło, może więcej powalonych drzew. Rano przewodnik coś wspominał by nie pytać tubylców o kirkut bo jest jakaś zmowa milczenia... nie wiem czemu ale ma myśl przychodzi mi film Pokłosie. Obym się mylił... i to nie o to chodzi... 

Kirkut w Krzepicach
Kirkut w Krzepicach © amiga
Jedyny taki kirkut w Europie
Jedyny taki kirkut w Europie © amiga
Krzepicki kirkut
Krzepicki kirkut © amiga
Macewy na cmentarzu
Macewy na cmentarzu © amiga
Pomniki podtrzymują drzewa
Pomniki podtrzymują drzewa © amiga
Sporo macew i wszystkie ponumerowane
Sporo macew i wszystkie ponumerowane © amiga
Omszałe
Omszałe © amiga
...zarośnięte
...zarośnięte © amiga
...zapomniane
...zapomniane © amiga
...połamane
...połamane © amiga

Wyjeżdżając z kirkutu jeszcze kilka minut spędzamy przy ruinach synagogi i kierujemy się na rynek. 
Pozostałości Synagogi w Krzepicach
Pozostałości Synagogi w Krzepicach © amiga
Przez kraty zaglądamy do środka
Przez kraty zaglądamy do środka © amiga
Kapliczka przy kościele w Krzepicach
Kapliczka przy kościele w Krzepicach © amiga
Kościół pw. Św. Jakuba w Krzepicach
Kościół pw. Św. Jakuba w Krzepicach © amiga
Wrota kościoła z historią miejscowości
Wrota kościoła z historią miejscowości © amiga

Gdy wjeżdżamy do centrum naszą uwagę zwracają obiady domowe pizzeria , jednak gdy zbliżamy się widać, że wszystko pozamykane, działa jedynie lodziarnia i 2 sklepu z alkoholem... 

2 Karmi musi wystarczyć, zjadamy czekoladę i ruszamy na Truskolasy. Cóż, dzisiaj obiadu w drodze nie będzie, może coś uda się upichcić na kwaterze. 

Droga za Kochlami
Droga za Kochlami © amiga
Długa prosta
Długa prosta © amiga
Dojeżdżamy do Truskolasów, zamiast na kwaterę jedziemy do pobliskiego sklepu zrobić jakieś zakupy, wpadamy na szatański pomysł a może by tak makaron z czymś? Kupujemy potrzebne składniki, a że cmentarz niedaleko to podjeżdżamy poszukać czaszki ;)  Jest jedna, na starym pomniku. 

Czaszka na cmentarzu w Truskolasach
Czaszka na cmentarzu w Truskolasach © amiga

Jedziemy na kwaterę, Karolina odpala piec... nie wszystkie grzałki działają, na niektórych coś jest wysypane, przypalone, korzystamy więc z jednej. Wszystkie naczynia myjemy dokładnie przed ich użyciem. Piec jest oblepiony czymś tłustym... widać, że wieki nie był myty. Ale udaje się coś ugotować i nie otruć... jest ciepłe i nawet smaczne. Karolina jest świetną kucharką :)

Po kolacji mamy jeszcze czas by zajrzeć na mapy, ocenić odległości do Częstochowy, umówić się z Iwoną, zajrzeć na to co dzieje się w Rio i pora uciekać spać. Jutro kolejna wczesna pobudka, tym bardziej, że chcemy dotrzeć do Częstochowy przed pielgrzymami. 



Odkrywanie Tomaszowa Mazowieckiego

Niedziela, 24 lipca 2016 · Komentarze(5)
Uczestnicy

Dzień jak co dzień, no nie do końca, jest weekend, jest niedziela a ja wstaję o 3:00... na zewnątrz ciemno... zbieram się... 3:40 jestem gotowy do wyjścia, dalej jest ciemno.... czekam jeszcze 20 minut, inaczej kwitłbym na dworcu w Katowicach. 

Ruszam około 4:00 - zaczyna świtać, droga nieskomplikowana, około 6.5 km. Docieram do dworca PKP, sadowię się z tyłu pociągu. Ten w chwili gdy miał ruszyć robi się ciemny, odcięło mu zasilania, chwila gonitwy maszynisty, konduktora i kilak minut później maszyna wraca do życia. Ruszamy.... 

W Zawierciu dosiada się  Tomek, jedziemy na tą samą wycieczkę do Tomaszowa Mazowieckiego, z przerwą w Częstochowie, gdzie opuszczamy przytulny pociąg i docieramy na umówione miejsce gdzie witamy się ze Skowronkami, pakujemy rowery na samochód i już o 6:45 ruszamy pod Skansen Rzeki Pilicy. 

Na miejsce docieramy około 8:15, mija dobra chwila gdy się witamy z resztą uczestników -  Mariuszem, Andrzejem i oczywiście z Karoliną która jest autorką i pomysłodawczynią dzisiejszej wycieczki po Tomaszowie :) Dziękujemy !!!

Po wydaniu pakietów startowych i krótkim omówieniu trasy, jako, że skansen otwierają o 10:00 to zaczynamy wycieczkę od innych atrakcji - Bunkrów. Na pierwszy ogień idzie ten w mieście w pobliżu przebudowywanego toru łyżwiarskiego przy ul. Strzeleckiej - Regelbau 621.

Bunkier - Regelbau 621 w Tomaszowie Mazowieckim
Bunkier - Regelbau 621 w Tomaszowie Mazowieckim © amiga
Pora wrócić do rowerów
Pora wrócić do rowerów © amiga

Chwila dla fotografów i jedziemy do kolejnego bunkra tym razem w Jeleniu, to wielki bunkier kolejowy, miał służyć jako ochrona dla specjalnych pociągów, które pełniły ruchome ośrodki dowodzenia. Schrony miały zostać wykorzystane podczas ataku na ZSRR.

Bunkier w Jeleniu
Bunkier w Jeleniu © amiga

Mocno omszały
Mocno omszały © amiga
Wielkie bunkrzysko kolejowe
Wielkie bunkrzysko kolejowe © amiga

Gdy dojechaliśmy na miejsce zaczęli powoli się zjeżdżać paintbolowcy, więc trzeba było się ewakuować by nie dostać kulką ;). To dopiero początek wycieczki, więc szkoda ginąć... 

Kierunek Twarda, a dokładnie drewniany kościółek w tej miejscowości, korzystamy z niezłego szutru do Unewela, dalej trochę asfaltu i jesteśmy na miejscu.

Szutrem do Unewela
Szutrem do Unewela © amiga
Kościół parafialny pw. św. Wacława w Twardej
Kościół parafialny pw. św. Wacława w Twardej © amiga

Trwa msza, jakoś tak głupio się wbijać z aparatami w gaciach rowerowych... zresztą wierni będący na zewnątrz jakoś dziwnie na nas zerkają... korzystamy z okazji posilamy się, robimy kilka łyków, powolutku kierujemy się na Groty Niegórzyckie, jeszcze chwila i zostaną otwarte, ale zanim tam dotrzemy 2 postoje, pierwszy przy Sanktuarium w Smardzewicach, gdzie udaje się zlokalizować czaszkę ;), drugi postój na tamie niewiele dalej... 

Chwila na uzupełnienie płynów
Chwila na uzupełnienie płynów © amiga
Przed Sanktuarium
Przed Sanktuarium © amiga
Wewnątrz kościoła św. Anny w Smardzewicach
Wewnątrz kościoła św. Anny w Smardzewicach © amiga
Cisza spokój
Cisza spokój © amiga
Znajdź czaszkę ;)
Znajdź czaszkę ;) © amiga
Zabytkowe organy
Zabytkowe organy © amiga
Widok na Pilicę
Widok na Pilicę © amiga
Kompania prawie w komplecie
Kompania prawie w komplecie © amiga
Panorama jeziora Sulejowskiego
Panorama jeziora Sulejowskiego © amiga

Minęła 10:00 pora na groty, droga banalna asfaltowa, spory odcinek z górki, docieramy dość szybko, mamy jedynie 5 minut by kupić bilety, przewodnik już gotowy do oprowadzenia. Ja wyjątkowo zostaję przypilnować rowerów, zresztą mam niecny plan... ;)

Pod grotami
Pod grotami © amiga
Groty Niegórzyckie
Groty Niegórzyckie © amiga
Przed wejściem
Przed wejściem © amiga

Gdy kompanija zwiedza wnętrza i marznie przy +12 stopniach, ja instaluję lusterko... to przydatny gadżet, szczególnie gdy jeździ się po drogach ;)

Nowy budynek
Nowy budynek © amiga

Widzę zmarzluchów trzęsących się z zimna, wychodzących z trasy podziemnej..., powoli pakujemy się na rowery i wracamy do Tomaszowa odwiedzić Niebieskie Źródła, małe Groty Niegórzyckie oraz Skansen Rzeki Pilicy. 

Niebieskie Źródła
Niebieskie Źródła © amiga
Na ścieżce do małych grot
Na ścieżce do małych grot © amiga
Paparazzi ;)
Paparazzi ;) © amiga
Może się schować?
Może się schować? © amiga
Mariusz mnie nie znajdzie ;)
Mariusz mnie nie znajdzie ;) © amiga
Uśmiechnięta Karolina :)
Uśmiechnięta Karolina :) © amiga
Pod skansenem
Pod skansenem © amiga
Przy Skansenie zostajemy na dobre 30 może 40 minut, ekspozycja jest spora, ekipa spragniona historii ;), dochodzi 13, czy może jest nawet kilka minut po, najwyższa pora na obiad. Instalujemy się w pobliskim "Kwadransie",  posiłek szybko podany, smaczny... 
Pora na kolejny PK, tym razem drewniany kościół w pobliskich Białobrzegach. Szkoda tylko, że na teren nie można się legalnie dostać, wszystko zamknięte na 4 spusty.

Stary kościół pw. Św. Marcina w Białobrzegach
Stary kościół pw. Św. Marcina w Białobrzegach © amiga

Patrząc na moc zaplanowanych atrakcji wydaje nam się, że wszystkiego nie odwiedzimy, te dalsze punkty chyba zostaną odłożone na kiedyś, w tej chwili jedziemy na Spałę drogą, której nie znam...
Gdy docieramy do Spały podjeżdżamy pod sklep ;), żubra, wieżę wodną, nieopodal stoi też obelisk św. Huberta oraz "Sosna na szczudłach". 

Piasku nie ma
Piasku nie ma © amiga
Jazda na rowerze jest przereklamowana ;)
Jazda na rowerze jest przereklamowana ;) © amiga
Przy Spalskim żubrze
Przy Spalskim żubrze © amiga
Chwila na zakupach
Chwila na zakupach © amiga
Wieża wodna w Spale
Wieża wodna w Spale © amiga
Obelisk św. Huberta
Obelisk św. Huberta © amiga
Sosna na szczudłach
Sosna na szczudłach © amiga
Krótka leśna przerwa
Krótka leśna przerwa © amiga

Gdy wszystko zaliczone obieramy kierunek Inowłódz,  tam czekają na nas kolejne zabytki, atrakcje, po pierwsze Zamek :), a w zasadzie jest odnowione ruiny, trafiamy na chwilę gdy na ceremonię zaślubin czeka młoda para... myślałem, że nie dostaniemy się do środka, ale jednak jest to możliwe... 

Czerwony szlak
Czerwony szlak © amiga
Ślub na zamku
Ślub na zamku © amiga
Zamek w Inowłodzu
Zamek w Inowłodzu © amiga
Ruiny zamku
Ruiny zamku © amiga
Czy mi się widzi, czy to św. Idzi?
Czy mi się widzi, czy to św. Idzi? © amiga
Ekspozycja w zamku
Ekspozycja w zamku © amiga
Za murami
Za murami © amiga
Plac zamkowy
Plac zamkowy © amiga
A kto tu tak się uśmiecha :)
A kto tu tak się uśmiecha :) © amiga

Pora do sklepu, takiego specyficznego i chyba jedynego w swoim rodzaju... Niby sklep spożywczy, ale pomiędzy kiełbasą, kolą i podpaskami można zauważyć stare Polichromie, ciekawe ile osób zdaje sobie sprawę z tego, że znajduje się w Synagodze... trochę boli, że zostało to zamienione na sklep, z drugiej strony chyba lepiej jak jest niż gdyby budynek miał być niszczony przez lokalnych meneli... 

Interes się kręci w Synagodze
Interes się kręci w Synagodze © amiga
Wewnątrz sklepu
Wewnątrz sklepu © amiga
Polichromie zostały
Polichromie zostały © amiga
Tylko czemu jest tutaj sklep?
Tylko czemu jest tutaj sklep? © amiga
Ciekawie tutaj
Ciekawie tutaj © amiga

Nad Inowłodziem góruje jeszcze coś, to kościółek św. Idziego z paskudnym kamiennym podjazdem, czuję się jak na podjeździe na Śnieżkę, tyle że podjazd jest krótszy ;) 
Dzięki Karolinie kościół jest otwarty, po raz pierwszy możemy do niego wejść, zwiedzić, zobaczyć jak w środku wygląda, czuć ciężar wieków które przetrwał. 

Dwanaście groszy
Dwanaście groszy © amiga
Na podjeździe do Idziego
Na podjeździe do Idziego © amiga
Kościół św Idziego
Kościół św Idziego © amiga
Organy w Idzim
Organy w Idzim © amiga
Wnętrze kościoła
Wnętrze kościoła © amiga
Jest klimacik
Jest klimacik © amiga
Przez okienko
Przez okienko © amiga
Czas ją zapalić?
Czas ją zapalić? © amiga
Pora wyjść
Pora wyjść © amiga
Najlepsze kasztany
Najlepsze kasztany © amiga
Widok na Pilicę
Widok na Pilicę © amiga
Pięknie tutaj
Pięknie tutaj © amiga
Mariusz - chyba zmęczony
Mariusz - chyba zmęczony © amiga

Wyjeżdżamy nieco inną trasą niż pierwotnie planowaliśmy, bo przez cmentarz celem odszukania pobliskiego bunkra, niestety wszystko jest solidnie zarośnięte i nie ma szans na jego zlokalizowanie... odpuszczamy, powolutku dzień chyli się ku zachodowi, plany zostają skorygowane, wylatują bunkry w Skrzynkach i pobliskie zakłady amunicji oraz wizyta w Ujeździe. Za to podjeżdżamy pod kolejny bunkier w Konewce, jest bardzo podobny do tego w Jeleniu, jednak w przeciwieństwie do tego drugiego, o tego dba "prywaciarz", wewnątrz spora ekspozycja, okolica zadbana, jest co zwiedzać :)
Bunkrów nie ma
Bunkrów nie ma © amiga
Przy bunkrze w Konewce
Przy bunkrze w Konewce © amiga

Pora kończyć wycieczkę, czas leci nieubłaganie, powoli kierujemy się pod skansen gdzie rozstajemy się.  Rafał, DariaTomek jadą do Częstochowy, Andrzej do Niepokalanowa, a Mariusz do Głowna. Na placu boju zostaje Karolina i ja. Wracamy do centrum. 

Wracamy do Tomaszowa
Wracamy do Tomaszowa © amiga
Po raz kolejny pod Skansenem
Po raz kolejny pod Skansenem © amiga

Dziękuję całej ekipie i organizatorce za moc atrakcji i świetne towarzystwo :)

Wycieczka po Tomaszowie wg Polara :)

Fabryka Paradyż nocą w Tomaszowie Mazowieckim
Fabryka Paradyż nocą w Tomaszowie Mazowieckim © amiga

Tropiciel - 20 Jubiletusz

Niedziela, 10 lipca 2016 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Tropiciel... dawno nas na nim nie było, zresztą nawet nie planowałem by pojawić się na tej edycji... ale plany planami, a życie sobie. 
Tym razem z zaskoczenia, zapisujemy się jako 4 osobowa drużyna nieco ponad tydzień przed imprezom ;)

Drużynę EBT zbieramy około 20:00 w sobotę, 4 osoby... Dorota, Olga, Darek i oczywiście ja. Na miejscu jesteśmy około 22:00. Nie możemy się zarejestrować, pobrać pakietów startowych. Organizatorzy każą nam czekać do 23... trochę bez sensu... ale ok. za to jest czas by podejść do pobliskiej żabki, nawodnić się, przygotować rowery. 

Czas mija nieubłaganie.

23:00 - odbieramy pakiety startowe, Pytamy się Czy wydawane są też czarne worki... Chwila konsternacji, pytanie przekazywane jest dalej... "Czy my wydajemy czarne worki?" Odpowiedź niestety nas nie zadowala. Nie wydajemy czarnych worków... 
Szkoda, poległych będziemy zakopywać bezpośrednio w ziemi, może jedynie zakopiemy do pasa, będzie pomnik... 

Koszulki Tropiciela robią wrażenie, są nieźle  wykonane. Zostają jednak w samochodzie poczekają na powrót
Niby mamy sporo czasu, pochylamy się nad rowerami, mocujemy lampki, witamy się ze znajomymi którzy pojawiają się w okolicach bazy... 

Jeszcze uśmiechnięci
Jeszcze uśmiechnięci © djk71

0:00 - Pierwsi rowerzyści ruszają na trasę, my mamy jeszcze godzinę... Można coś jeszcze zjeść, napić się, napełnić bidony... pakujemy plecaki... 

0:45 - idziemy w kierunku startu, za 5 minut szybka odprawa... 

Na starcie Tropiciela

Na starcie Tropiciela © amiga
Pas startowy
Pas startowy © amiga
Czekamy na swoją kolej
Czekamy na swoją kolej © amiga

0:50
- odprawa, zaczyna się.. i tutaj małe zaskoczenie. Dzisiejszy Tropiciel ma scenariusz :), oparty jest na prawdziwych wydarzeniach z 1917 roku gdy to 17 czerwca zdarzyła się katastrofa w pobliskiej kopalni rudy cynku, ołowiu i żelaza. Historia do poczytania m.in. tu: 
ZATOPIONA KOPALNIA BIBIELA - PASIEKI

Dowiadujemy się, że naszym celem jest sprawdzenie czy jest bezpiecznie, a jedyny który przeżył siedzi tuż obok, tyle, że jest mało rozmowny... być może się zatruł. 

Dostajemy mapy... możemy zacząć kreślić trasę... 

1:00 - start

siedzimy dalej ;) i ustalamy trasę..., średnio znam ten teren, za to Darek często tutaj jeździ... więc zakładam, że to co ustaliliśmy jest w porządku...


Łatwo nie będzie
Łatwo nie będzie © djk71

1:05 -  ruszamy

PK A - skrzyżowanie dróg leśnych

dojazd do punktu jest dość banalny, umiejscowiony jest tuż przy jeziorze Nakło-Chechło, nie można się zgubić, 90% dojazdu to asfalt. W niezłych humorach dojeżdżamy an PK, a tam zadanie specjalnie rozpoznaj 2 sygnały alarmowe. Poszło dość sprawnie. 

Ciężko nie trafić na PK
Ciężko nie trafić na PK © amiga
To gdzie teraz?
To gdzie teraz? © amiga

PK H - piaskownica

1:28 - tym razem nieco więcej terenu, leśnych ścieżek, w ich plątaninie, źle skręcamy wyjeżdżając nieco za bardzo na południe na drogę 78 zamiast 912... błąd nie jest zbyt duży, szybko można go naprawić, asfalt jednie pomaga nadrobić nam czas. Odbijamy na leśny dukt, później w wąską ścieżynkę wzdłuż nasypu kolejowego. Musimy zsiąść z rowerów... o jeździe nie ma mowy... 

Trochę chaszczy jest
Trochę chaszczy jest © amiga
2:10  - po około 200m odbijamy w lewo, jest PK, są strażacy... jest zdanie do wykonania, zgadnij kotku co strażak ma w walizce ;) 
Kilkadziesiąt sekund później  ruszam dalej na
Będzie zadanie specjalne?
Będzie zadanie specjalne? © amiga

PK L - sztuka współczesna

2:15 - Wykreślona przez nas trasa wiedzie na Ożarowice, Zendek, cały czas asfaltem, prędkość nie schodzi poniżej 25 km/h, mamy dobre humory... do czasu....

Jak do tej pory droga przyjemna ;)
Jak do tej pory droga przyjemna ;) © amiga
Pierwsze zamglenia
Pierwsze zamglenia © amiga

2:49 - przekraczamy Brynicę, do punktu w linii prostej jest wg mapy góra kilometr, szybko się uwiniemy, wystarczy pojechać wzdłuż granicy lasu, odbić na ścieżkę która doprowadzi nas jak po sznurku na PK...

...tyle, że za Brynicą ścieżka jakaś taka zarośnięta, ginie w chaszczach... 
zawracamy,  szukamy innej ścieżki, jako że zamykam kolumnę, to ścieżka dla mnie istnieje, widzę, że ktoś przede mną tędy jechał, tyle, że po chwili uświadamiam sobie, że wcześniej jechały tutaj tylko 3 rowery - Darka, Olgi i Doroty...

Jesteśmy w czarnym lesie
Jesteśmy w czarnym lesie © amiga

Roślinność jakby nieco wyższa
Roślinność jakby nieco wyższa © amiga
To tylko trawy
To tylko trawy © amiga

Pojawiają się mgły, jest ciemno,,, niewiele widać... co dalej? 

3:26 - chyba pora na przebijanie się na azymut, na północ, tam musi być "cywilizacja" czyli droga... jakoś tak się składa, że mam przyjemność prowadzić wycieczkę ;) o jeździe nie ma mowy, doły, drzewa, i wysokie trawy utrudniają nam przejście...
Gehenna trwa ... przeszliśmy może 200m. 

3:46 - wychodzimy na budowę autostrady A1, pora napić się, coś zjeść... tylko co dalej i gdzie jesteśmy? 

Szlak imienia Etisoftu
Szlak imienia Etisoftu © amiga

3:47 - nieco nieco się rozjaśnia, jesteśmy na drodze technicznej wzdłuż budowanej autostrady, jedziemy ostrożnie obserwując lewą stronę, musimy trafić na naszą ścieżkę.... 


Tylko gdzie jesteśmy?
Tylko gdzie jesteśmy? © amiga
Przedświt dobry
Przedświt dobry © amiga

4:14 - jest droga, być tyle, że przejechaliśmy ponad 2 km... czy to aby ta nasza? cóż, próbujemy podjechać na PK w efekcie lądujemy po raz kolejny na autostradzie ;)

Ćwiczenia z rowerem
Ćwiczenia z rowerem © amiga

Decyzja może być tylko jedna, odpuszczamy ten punkt, musimy znaleźć jakiś punkt odniesienia, mapy są stare... mają się średnio do rzeczywistości... nie ma autostrady. Zresztą innych elementów też brakuje. To po czym się poruszamy ma kilka metrów szerokości i jest mocno utwardzone... 

4:40 - natykamy się na żywe dusze... też lekko zagubione, ale nie aż tak bardzo jak my :) Chwilę później natykamy się na Szermierzy... w końcu wiemy gdzie jesteśmy. 

PK P - ruiny

Zmieniamy plan, punkt L odpuszczony, jedziemy na P jest w pobliżu.
4:49 - Darek uświadamia sobie gdzie był punkt i jaką niepotrzebną pętlę zrobiliśmy, patrząc na mapę, to sam się dziwię, że wybraliśmy taki wariant, który z góry był skazany na porażkę... 

Jacyś ludzie
Jacyś ludzie © amiga
Jakie miłe spotkanie :)
Jakie miłe spotkanie :) © amiga
Jest nasz 3 PK
Jest nasz 3 PK © amiga

na punkcie oczywiście zadanie specjalne, tym razem wojskowe, rozpoznawanie stopni wojskowych, wozów bojowych itp. plus informacja, że jest do wykonania zadanie sprawnościowe, przy jednym z pobliskich stawików, trzeba pobrać próbkę wody do próbówki która jest do odnalezienia po drodze... 

Kolejna zgadywanka
Kolejna zgadywanka © amiga
Żołnierze na PK
Żołnierze na PK © amiga

Tym razem prowadzi Olga, rozgląda się po po bokach... próbówek nie ma, nie ma, nie ma.... 

5:02 - jesteśmy na miejscu, dostajemy probówkę i montujemy Olgę na uprzęży i opuszczamy nad staw. Próbka wody zdobyta, mamy ją dostarczyć na punkt G, tyle, że nikt nie wie gdzie on jest. 

Pobieranie skażonej wody
Pobieranie skażonej wody © amiga
Napełnianie pojemnika skażoną wodą
Napełnianie pojemnika skażoną wodą © amiga
Mamy wodę to teraz trzeba ją dowieźć do Punktu G
Mamy wodę to teraz trzeba ją dowieźć do Punktu G © amiga

Przyglądamy się mapą, może jednak wrócimy na tą nieszczęsną Elkę?  

L - sztuka współczesna 

Odczuwamy zmęczenie, po 3 godzinach mamy 3 punkty... chyba nie ma szans na zdobycie kompletu. Tyle, że PK L jest niedaleko... aż szkoda go nie zaliczyć. 

Mamy dość
Mamy dość © amiga

Nie było już czasu na podziwianie jeziorek
Nie było już czasu na podziwianie jeziorek © amiga

5:22 - przejeżdżamy obok budynku byłej szkoły powszechnej w Bibieli, jest już jasno, kawałek asfaltu cieszy... Nawigacja na punkt banalna... 

Szkoła Powszechna w Bibieli
Szkoła Powszechna w Bibieli © amiga
Folia NRC się przydaje
Folia NRC się przydaje © amiga

5:32 - jesteśmy na punkcie :) zadanie specjalne - puzzle, układamy je w niezłym czasie, dostajemy po mufinie, było nam to potrzebne, od razu wstępuje w nas duch walki... 

Puzzle
Puzzle © amiga

rzut oka na mapę, teraz punkt X, nie powinno być problemów, wystarczy skręcić w dowolną przecinkę na północ... 

PK X - strumień

...tyle, że przecinki na północ kończą się na pobliskiej kopalni Ostra Góra, pozostało jednak pojechać lekko dookoła, ale za to "pewną drogą" Miejsce o w rzeczywistości Garbaty mostek, z prostym dojazdem, pod koniec nieco piasku, jednak jak wspomina Darek było tutaj gorzej, znacznie gorzej...  Pod drodze spotykamy Wojtka, zamieniamy kilka zdań, i ruszamy dalej, do "Garbatego" już niedaleko.

Pięknie oznaczone leśne ścieżki
Pięknie oznaczone leśne ścieżki © amiga
Znajomi na trasie
Znajomi na trasie © amiga

6:21 - meldujemy się na PK, oczywiście nie mogło być inaczej, zadanie specjalne, tym razem dla grzybiarzy, po drugiej stronie rzeczki jest tablica z grzybami, zapamiętaj 3 grzyby jadalne, i trzy niejadalne.... Proste :)

Punkt z pytaniami o grzyby
Punkt z pytaniami o grzyby © amiga

Jak tak dalej pójdzie to kto wie... oczywiście jest jeszcze problem w zlokalizowaniu punktu G...

ale tym jeszcze nie zaprzątamy sobie głowy... z podpowiedzi na punktach wynika, że jest on gdzieś w pobliżu działki 104, to przy samym Miasteczku Śląskim... a my jesteśmy daleko na północy... 

PK F - wiata Leśnictwa

Długa łatwa prosta bez żadnych zakrętów, nie można nie trafić, tym bardziej, że na punkcie rozbili się strażacy... 

6:41 - czekamy na zadanie, okazuje się że jesteśmy setną ekipą :) i z tej okazji nie mamy zadania do wykonania, niemniej uzupełniamy płyny... czujemy już zmęczenie... do mety niby blisko a jednak daleko, gdzieś w głowach tli się nadzieje, może jednak uda się zdobyć wszystkie punkty? 

Kolejny postój strażaków
Kolejny postój strażaków © amiga

PK C - góra

Spory kawał po asfalcie, gdzie dogania nas Wojtek, ponownie zamieniamy kilak zdań, an więcej nie ma czasu, odbijamy w kierunku Jurnej Góry gdzie znajduje się kolejny PK. pod koniec pojawiają się piaski, to raczej podejście niż podjazd... Wpychamy rowery na szczyt... 

7:08 - kolejne zadanie specjalne, tym razem do odgadnięcia symbole niebezpieczeństw... przyglądamy się mapie... hmmm... chyba już pora odszukać nieoznaczony punkt G

Jest trochę piasku
Jest trochę piasku © amiga
Maski już niepotrzebne?
Maski już niepotrzebne? © amiga

PK G 

długa prosta, odbijamy w kierunku kwatery 104 z daleka widać jakiś samochód, podejrzane jest to miejsce, okazuje się, że jest tam ścieżka prowadząca  na właściwe miejsce. Co prawda na początku lekko przestrzeliliśmy jednak szybko naprawiamy błąd. 

7:34 - wygrzebuję z plecaka próbkę wody okazuje się, że jest radioaktywna, na szczęście nie napromieniowałem się ;).... Ruszam dalej, Niby tylko 2 punkty do zaliczenia i meta jednak czekają nas długie przeloty... 

W drodze na punkt G
W drodze na punkt G © amiga

PK K - skrzyżowanie dróg leśnych

bardzo długa prosta, co prawda jakość dróg nie zgadza się z tym co mamy na mapie, ale odległości wskazują, że wszystko jest w porządku. To pierwszy z 2 punktów gdzie nie ma obsady, jest tylko lampion, perforator. Knoppers wspomaga Dorotę, gna po 30km/h po lesie, ciężko dotrzymać jej kroku.

8:10 - Punkt odnaleziony, czasu mało, jedziemy dalej... na oko do mety mamy 10 km... 

PK U - wiata na terenie leśniczówki

nie ma żadnych kombinacji z dojazdem, wpadamy na leśniczówkę na wiatę, chociaż nikt z nas nie nazwałby tego wiatą, 

8:26
- Olga dopija energetyka... coś przekąsza... i jedziemy dalej... 

Meta

8:39
- Początkowo leśne dukty, szutry, ale na mapie nic nie było o bruku... masakra, przecież po tym nie da się jechać, Darek pociesza, że to tylko 2 km. 

8:48 - Wpadamy na metę... przed czasem, jak udało nam się zrobić wszystkie PK, 2 godziny spędzić w lesie, poza światem, poza cywilizacją, poza drogami? 

Cóż... Rozsiadamy się na łące, boisku czy czymś takim, słońce niemiłosiernie pali... pora zjeść kiełbasę z grilla, nie wegetariańską ;), popijamy tym co jeszcze mamy, szybkie zakupy, dostajemy dyplomy Tropicieli... 

Nowa przyjaciółka ;)
Nowa przyjaciółka ;) © amiga
Oczekiwanie na losowanie
Oczekiwanie na losowanie © amiga

Czekamy na 11:00 - ogłoszenie wyników i losowanie nagród... W okolicach południa opuszczamy bazę... zaczynam odpadać, chce mi się spać... 

A tak naprawdę to zapomniałem, jak świetną imprezą jest Tropiciel, jak pomimo nocy, można się nieźle bawić... dodatkowo zadania na punktach nieco ożywiają całą zabawę, a połączenie to z wątkiem historycznym, dopisania scenariusza... jest strzałem w dziesiątkę. 
Zarówno my - Darek i ja jak i Olga z Dorotą świetnie się bawiliśmy... tyle, że chyba warto poświęcić te dodatkowe kilak minut na analizę map...  Na trasie 60km zrobiliśmy 87... chyba rekord, ale przynajmniej wiemy jak będzie przebiegać autostrada A1 w okolicy... 

A jeszcze czemu  Jubiletusz :) - kto był ten wie... jak można sprzedać błąd na koszulce - Mistrzostwo świata :)

i na koniec krótki filmik z Tropiciela


BikeOrient - Sulejowski Park Krajobrazowy

Sobota, 25 czerwca 2016 · Komentarze(9)
Uczestnicy
Dzionek zaczyna się bardzo wcześnie... Gdy ruszamy z Darkiem jest coś koło 5:45... Nawigacja podaje, że nam, że będziemy przed 9:00 ... mamy sporo czasu. Gdy docieramy na miejsce sporo rowerzystów już się przygotowuje do wyjazdu na trasę, z każdą chwilę pojawiają się kolejni zawodnicy... 

Na miejscu jest już Karolina chwila przywitania, na szybko składam rower... idziemy do rejestracji... i mamy kilka minut dla siebie :)
 
W bazie na starcie
W bazie na starcie © amiga
Około 9:30... rozpoczyna się odprawa, a w zasadzie przedodprawa... bo ta dopiero za 15 minut... Szybka kawa... 
Jest obłędnie gorąco... dzień dobrze się nie zaczął a na termometrze już ponad 30 stopni... Dość dobrze z reguły znoszę upały ale w tej chwili woda leje się ze mnie, boję się co będzie na trasie... 

Jadę z Karolą, być może na długiej trasie..., dostajemy mapy... trochę instrukcji od Piotrka... i zaczynamy kombinować..., aż korci by rozrysować całą trasę, kombinujemy który punkt pierwszy...  6, 5 może 2... Wariant nie jest oczywisty... punkty rozsypane jak bakalie w lodach ;) Powtykane tu i tam... po obu stronach Pilicy, na dokładkę na tym odcinku jest tylko jeden most w Sulejowie, drugi jest 30km dalej, ale poza mapą... do dyspozycji mamy tzw przeprawę rolniczą i 3 brody...  

Bądź tu mądry człowieku i narysuj optymalny wariat... najlepiej tak by w razie czego dało się zmienić trasę z krótkiej na długą i odwrotnie, w zależności od tego co będzie się działo... 

Darek w stroju firmowym
Darek w stroju firmowym © amiga
Mapy już czekają
Mapy już czekają © amiga

Rozrysowujemy tylko trasę do siedmiu punktów, tam już musimy zdecydować czy próbujemy zmierzyć się z dystansem Giga, czy jednak Mega.  W końcu ruszamy.... 

PK2 - Skarpa nad rzeką

Dzisiaj skarpy, brzegi, podnóża będą nas chyba prześladować... 
Wyjeżdżamy z Taraski, jest asfalt, nie jest źle... moja przewodniczka :) prowadzi, ja czuję się zmęczony po średnio przespanej nocy...  i przy takich temperaturach, liczę na to, że się rozkręcę. liczniki chwilami pokazują 30 km/h... do czasu... gdy wjeżdżamy na leśne dukty...
Coś mi spadło na wargę... wycieram to rękawiczką... spoglądam na nią... to kleszcz... oj... niedobrze... to źle wróży dzisiejszemu wyzwaniu... zabijam zwierzaka... 

Na trasie
Na trasie © Tymoteuszka - zdjęcie dzięki uprzejmości Xzibi Aries
PK nad brzegiem Czarnej
PK nad brzegiem Czarnej © Tymoteuszka - zdjęcie dzięki uprzejmości Xzibi Aries

Sam dojazd do PK dość prosty, tym bardziej, że to jeden z pierwszych punktów, więc ludzi kierujących się na niego jest całkiem sporo... docieramy do lampionu, podbijamy karty i w drogę... zawracamy na 

PK4 - Brzeg rzeki

Wracamy na asfalt... długa prosta przez Dąbrowę nad Czarną, dalej na Stanisławów, Co ciekawe pomimo, że rysowaliśmy wspólnie trasę, to wykreśliliśmy nieco inne dojazdy do punktu, po drodze dogania nas Grzesiek, pyta o imbus 5 :) Zostawiam mu scyzoryk z kluczami... dogoni nas pewnie później, a jak nie to na mecie się zobaczymy, raczej nie będę potrzebował kluczy na trasie... 
Przed punktem zaczynamy kombinować z dojazdem, ścieżek jest jakby nieco więcej... do PK wg mapy nie ma ścieżki... trzeba się kierować nieco na azymut... oczywiście pierwszy wjazd w pole okazuje się nietrafiony, drugi jakby lepiej, ale coś jest nie tak, przy trzecim spotykamy Grześka, oddaje scyzoryk, a my znajdujemy PK... jest niedaleko, tyle, że trzeba przecisnąć się pomiędzy krzaczorami... ścieżka jest na szczęście już wydeptana, co ciekawe gdy docieramy na miejsce widzimy, że chyba lepszy wariant to podjazd z drugiej strony rzeki i przejście do lampionu w bród..... z drugiego brzegu lampion jest widoczny z daleka, jedyne co zyskaliśmy to brak konieczności moczenia się w wodzie ;) za to czas nam nieco uciekł... mamy dwa PK a minęła już godzina...


Gdzieś tu musi być punkt :)
Gdzieś tu musi być punkt :) © amiga
Wisi lampion
Wisi lampion © amiga

PK5 - opuszczone gospodarstwo

Wracamy na asfalt, leśne dukty są średnio przyjazne dzisiaj, pocimy się niesamowicie, liczniki pokazują jakieś wariackie temperatury, na szosach na otwartym terenie jest jeszcze gorzej, kierujemy się na Włodzimierzów, punkt banalny patrząc na to co było na poprzednim. Gospodarstwo trochę zaskakuje, raczej wygląda na domek letniskowy i coś w rodzaju stodoły, czy raczej drewnianego zadaszenia na coś... nie zmienia to faktu, że jest opuszczone... Podbijamy karty... czas na ostatni punkt na tą chwilę po tej stronie Pilicy. 
Lampion PK5
Lampion PK5 © amiga
Opuszczone gospodarstwo
Opuszczone gospodarstwo © amiga
Karolina wraca z podbitymi kartami :)
Karolina wraca z podbitymi kartami :) © amiga

PK6 - młodnik

Uwielbiam takie nazwy punktów, jest prawie tak samo genialny jak granica kultur... ale cóż... jedziemy, ilość ścieżek trochę przeraża, na dokładkę to punkt posiadający swoje rozświetlenie w postaci fragmentu zdjęcia satelitarnego... na którym niewiele szczegółów można dostrzec, jakieś 3 polany, kilka ścieżek... będzie ciężko... 

Ścieżki które miały nas prowadzić na punkt są mocno zarośnięte, kilka razy zmieniamy kierunek jazdy... i próbujemy zgadnąć gdzie jesteśmy... trochę pomagają nam znaki... rezerwat Jaksonek... Strasznym zygzakiem docieramy w miejsce gdzie spodziewamy się PK, roświetlenie niewiele pomaga, za to napotkani bikerzy i owszem... wydeptane ścieżki wskazują gdzie należy szukać lampionu :) Podjazd od strony rezerwatu był fatalny...  pod kątem nawigowania, przejezdności ścieżek...  
Cóż, pozostaje odszukać kolejny punkt... nie powinno z tym być większego problemy, bo wapiennik w Kurnędzu już kiedyś odwiedziłem :)

PK7 - brzeg półwyspu

Żar leje się z nieba... bidony coraz bardziej puste, ale w planie "wycieczki" mamy wizytę w Sulejowie, to dołoży nam kilometrów, jednak tam na 100% będzie jakiś sklep... będą napoje, może coś jeszcze... droga do Sulejowa jest banalna... i coraz lepszej jakości, ech gdyby tak było wszędzie... 
W Sulejowie przeprawiamy się po moście... zjeżdżamy do sklepu przy remizie, 5 minut przerwy, mamy wodę mineralną, jakiś napój jałowcowy, spoglądam na skład... nic niezwykłego, a napis, że to samo zdrowie  jest chyba nadużyciem... podstawowe składniki podobne do tych z koli... woda i cukier... jakieś pomijalne ilości czegoś z jałowca...  wypijam część reszta ląduje w śmietniku, nie zachwyciło... 
Nieco napojeni ruszamy dalej... droga do Kurnędza usiana jest trelinkami, których nie lubię, na szczęście obok wydeptana jest wąska ścieżka gruntowa, po tym można jechać całkiem przyjemnie... i stosunkowo szybko... Przy wapienniki natykamy się na sporą grupę rowerzystów, nie dało się nie trafić... miejsce charakterystyczne, a dostęp do półwyspu dość stromy... 
lampion odnaleziony, karty podziurawione więc... 

Wapiennik w Kurnędzu
Wapiennik w Kurnędzu © amiga
Kolejny lampion
Kolejny lampion © amiga

...zastanawiamy się co dalej... Temperatura zabija... trasa giga raczej nie wchodzi w rachubę...  już czujemy skutki odwodnienia... co z tego, ze pijemy skoro woda jeszcze szybciej z nas wyparowuje... W planie mieliśmy teraz podjazd na PK8 i odbicie na PK9 który otwiera drogę na pozostałe PK po tej stronie Pilicy... 

Nanosimy korekty... 

PK9 - ogrodzenie

Przejeżdżamy przez cały Kurnędz, Krzewiny, wbijamy się na ścieżkę szutrową, docieramy do rozwidlenia  gdzie musimy już odmierzać, sprawdzać kierunki. jest ogrodzenie, ale dojazd nie jest zbyt oczywisty, dookoła ogrodzenia ganiają zawodnicy... odnajdujemy dość szybko PK... podbijamy karty i mamy problem z określeniem którędy tutaj dojechaliśmy... chwilę błądzimy, ale kompas uświadamia nas, że to nie ten kierunek, obieramy azymut na zachód, wychodzimy na drogę... ufff

PK15 - stodoła

Długi przelot 42, odbijamy w las na wysokości Salkowszczyzny, w miarę szybko docieramy do stodoły na prywatnym terenie, witamy się z gospodarzem, jest uprzejmy, po podbiciu kart przysiadamy się na chwilę w cieniu drzewa... zamieniamy kilka zdań posilając się bananami, sącząc zawartość bidonów... okazuje się, że Pan... mieszka tutaj sam... z daleka od cywilizacji... ale jest zadowolony :) Po kilku minutach żegnamy się, i ruszamy na 

PK1 - skarpa nad Pilicą - BUFET

Bidony znowu wysychają w zastraszającym tempie... wyjeżdżamy na asfalt w okolicy Stobnicy... w pobliżu jest sklep, ale następny PK to bufet... przecież to niedaleko... Przejeżdżamy przez 3 morgi... docieramy do kładki i brodu...  wybieramy kładkę... i chyba nie był to najlepszy wybór... nie zamoczyliśmy nóg, ale kładka jest rozpięta na 3 stalowych linach... 2 z nich służą za podpory desek... dość fantazyjnie zbitych... trzecia lina służy jako "poręcz" cała konstrukcja buja się i robi wrażenie jakby za chwilę miała runąć, chociaż ktoś mówił, że jest po "remoncie"... 

Na kładce w Trzech Morgach
Na kładce w Trzech Morgach © Tymoteuszka - zdjęcie dzięki uprzejmości Xzibi Aries

Tuż za bujanym mostem jest jeszcze jeden, już nie tak hardcorowy
Rowerzyści na kładce
Rowerzyści na kładce © amiga
Drewniana kładka
Drewniana kładka © amiga

Do bufetu są może 3 km... ale tego się nie spodziewaliśmy... cały czas piach, kopny piach... rowery co chwilę utykają... jadę na oponach 700x42C... rowerem rzuca na wszystkie strony ale co ciekawe są fragmenty gdy jednak wydaje się, że po czymś takim nie da się przejechać, a jednak... koła się kręcą, nie zapadają się, ale reguły nie ma... Co jakiś czas natykamy się na rowerzystów na poboczu, widać, że mają dość, pytamy się, czy wszystko w porządku... jest ok, po prostu chcą chwilę odpocząć, wychłodzić się... tylko jak to zrobić przy +40... w cieniu... w słońcu jest 10 stopni więcej... 

To najdłuższe 3km dzisiaj i w całej mojej karierze bikera, życie z nas uchodzi... przestrzeliwujemy wjazd na bufet...  przez głowę przemknęła mi myśl... odpuśćmy, jedźmy już do mety... to tylko jeden PK odpuszczony, spoglądam na zegarek, na mapę... na Karolę... jest wykończona... jak ja... 

Jadąc na jedynkę myślę, by zanurzyć się na chwilę w rzecze... plan jednak zmieniam gdy widzę, że do rzeki to trzeba zejść, a później się wdrapać. 

Podbijamy karty, chwilę rozmawiamy z zawodnikami, wszyscy wyglądają jakby ktoś ich przeżuł i wypluł... my wyglądamy pewnie podobnie... pijemy ile się da, uzupełniamy bidony... arbuz nieco nawadnia... Po dobrych 10 minutach mogę spróbować ciasta... żołądek jest je w stanie przyjąć... polewam głowę i koszulkę wodą, na chwilę to pomaga, odzyskuję nieco wigoru... 

Punkt żywieniowy
Punkt żywieniowy © amiga
Meandrująca Pilica
Meandrująca Pilica © amiga

Spoglądamy na siebie... do zaliczenia tylko 2 PK... góra 10 km drogi... modlę się, by więcej piachów już dzisiaj nie było... mam dość...

Ruszamy...

PK3 - Podnóże skarpy

Kierujemy się na Szarbsko, przestajemy myśleć, mózg nie kontaktuje za dobrze, nie wjeżdżamy na nasz szlak... jedziemy na Dąbrówkę, tylko po co? 
Zawracamy, wjeżdżamy na szuter, tyle, że chwilę później robi się dziwnie piaszczysty, jakieś 2 km walki z wydmami, trochę polem, trochę po szlaku... Słońce nie odpuszcza... 
W końcu docieramy do Władysławowa... na przedłużeniu drogi powinna być ścieżka leśna, z mapy wynika, że  gdy dojedziemy do skrzyżowania mamy odbić w prawo i pierwsza w lewo.. i powinniśmy być na wysokości PK... Tak łatwo oczywiście nie jest... pierwszy zjazd, to nie to miejsce... jakaś łąka przy Pilicy... zawracamy, kolejny zjazd... też coś nie tak...  ale widać skarpę, a raczej drzewa na niej rosnące, więc lampion musi być w okolicy, porzucamy rowery, idziemy trochę dokoła, odnajdujemy skarpę i poruszamy się wzdłuż niej... gdzieś w oddali majaczy nam biało-pomarańczowy materiał... to lampion... w linii prostej mamy góra 50 metrów... idziemy na azymut... jest.... 

Lampion... dzisiaj to chyba przedostatni
Lampion... dzisiaj to chyba przedostatni © amiga
Skarpa
Skarpa © amiga

tylko... teraz trzeba odszukać rowery... wychodzimy na drogę, odszukujemy miejsce gdzie zjechaliśmy i po góra 100m odnajdujemy rowery... 
Zawracamy... pora na...

PK8 - Brzeg rzeki

Droga leśna na szczęście nie jest zbyt piaszczysta... docieramy do asfaltu w okolicy Starego Niewierszyna...  szosa... mam ochotę ją ucałować... W Niewierszynie odbijamy na Ostrów, jedziemy szutrówką, ale jest dobrze utwardzona, nie ma niespodzianek... 
docieramy do brodu. Punkt jest po drugiej stronie o czym wiedzieliśmy, jednak zaburzyłoby to nam wariant... poza tym obiecałem, że przejdę przez rzekę... na dzień dobry wpadam w muł... moczę się do pasa... wyciągam komórki i zostawiam Karolinie... a sam idę na drugą stronę... podbijam karty... wracam... cieszę się, że to już koniec... tylko dotrzeć do mety.. .

Meta

Wpierw szuter, później asfalt i po kilku minutach jesteśmy w bazie... Mija dłuższa chwila zanim dochodzimy do siebie... idziemy coś zjeść... Centrum Taraska to ośrodek wegański z jakiś meczetem czy czymś podobnym na terenie, już w komunikacie startowym była informacja o zakazie spożywania mięsa, jajek, alkoholu... itd... boję się co będzie na obiad... 

Na mecie BikeOrient
Na mecie BikeOrient © Tymoteuszka - zdjęcie dzięki uprzejmości Xzibi Aries

Jest kompot... jest dobry, ale nie wiem z czego... i jest mi wszystko jedno...  jest zupa... taka grochowa, ziemniaczana ... coś koło tego, tyle, że bez mięsa...  w skali od 1-5 ma jakieś 3.5... jadalna... Drugie danie... to surówka polana nie wiadomo czym, jakimś sosem...  i ryż z warzywami, surówka nie zachwyca jest byle jaka... ryż suchy i niejadalny... oddaję do kuchni... Coś mi się zdaje, że właśnie skończyłem moją przygodę z kuchnią wegańską...
Brakuje tradycyjnego ogniska, grilla BikeOrientowego.... ale cóż... ośrodek ma takie, a nie inne zasady...  chociaż liczyłem, że może się trafi chociaż jakiś robak... a tu nic... 

Sama impreza zorganizowana perfekcyjnie... zresztą jak zawsze... pogoda dopisała, aż za... co widać było po kolejnych osobach wpadających czy raczej padających na mecie...  Nie wiem ile wody wypito... pewnie poszło to w hektolitry... 
W okolicy 18:30 rozpoczęła się dekoracja zwycięzców, losowanie nagród... i zaczęliśmy powoli się zbierać... przed nami długa droga... 

Dzięki Karola za kolejny dzień ze mną spędzony... podtrzymywałaś mnie na duchu... gdy miałem już dość.. Dzięki :) za wszystko... 

Wyjeżdżamy z Taraski grubo po 19... a raczej przed 20... w Sulejowie stajemy przy jakimś sklepie.. .cokolwiek do picia, zimnego i nie woda...  
To był długi i gorący dzień... na dokładkę w miedzy czasie polska dostałą się do 1/4 finału Euro... wygrywając ze Szwajcarią , a myślałem, że takie rzeczy to między bajki należy włożyć...

Testowanie rowera po przeglądzie...

Niedziela, 19 czerwca 2016 · Komentarze(6)
Wczorajszy wieczór poświęciłem na to by zrobić przegląda amorowi... coś w nim dzwoniło... najprawdopodobniej to coś z tłumikiem, co zupełnie mi nie leży... Koszt wymiany to prawie 500zł... Nieco wcześniej kupiłem klucz nasadowy 27.. do tej pory taki wielki nie był mi potrzebny... 

Małe studiowanie dokumentacji, film instruktażowy producenta... i rozebrałem dziada... okazało się, że tłumik też jest rozbieralny... więc zajrzałem do środka... wszystko wyczyściłem, wymieniłem olej :) podkładałem... i w chwili gdy chciałem zamontować w rowerze, zauważyłem, że została plastikowa tuleja...  cóż... przekląłem siarczyście i poszedłem spać... 

Rano z nowymi siłami na spokojnie rozebrałem częściowo amortyzator... zamontowałem tuleję... poskładałem go ponownie...  zamontowałem w rowerze i... chyba działa... 

Jak już tak dobrze idzie to wymieniłem przerzutkę przednią, stara już nie domaga... w końcu ma ponad 2 lata... przejechała ponad 30kkm. dodatkowo sprawdzam łańcuchy, bo wydaje mi się, że już pora na ich wymianę... wydłużenie o około 0,7mm na 10 ogniwach... Można by było jeszcze chwilę na nich pojeździć... ale po co przeginać, potem łańcuch będzie skakał... 

Gdy wszystko jest już poskładane... gotowe... jest godzina 10:00... potrzebuję około godzinę by się przygotować do wyjazdu, raczej nie planuję nic wielkiego... może 40 km... jak wszystko będzie dobrze... 

Jeszcze szybka wizyta w Żabce... po Oshee... do jedzenia nic nie biorę w końcu jadę na góra 2 godziny... 

Minęła 11... ruszam, sprawdzam amora... chyba jest ok... hamulce działają, przerzutka też... łańcuch kilka razy mi przeskoczył na najczęściej używanej zębatce... jednak po kilku km wszystko się uspokaja... 
Pogoda zapowiada się nieźle :)
Pogoda zapowiada się nieźle :) © amiga
W Tunelu na Tunelowej :)
W Tunelu na Tunelowej :) © amiga

Jadę na Paprocany... do dobry kierunek...  i w zakresie kilometrowym który mnie interesuje :)... Jadę na pamięć... przez Piotrowice, Kąty, Podlesie... staram się używać raczej szos... Słońce niemiłosiernie pali... zastanawiam się czy te 2l picia starczą... chyba tak... a jakby co to mogę stanąć przy jakimś sklepie... 

Droga na Wilkowyje
Droga na Wilkowyje © amiga
Rodzinne wycieczki :)
Rodzinne wycieczki :) © amiga

Na drogach wszędzie sporo rowerzystów, głównie wycieczki rodzinne... po kilka a nawet kilkanaście osób... w końcu lasy Żwakowskie są idealne na takie eskapady, można w nich odbić na Gostyń, Wyry, Kobiór, Paprocany... 

Przy przejeździe w Żwakowie zwalniam, trwa remont... chyba w końcu stacja będzie wyglądała jak stacja... a raczej peron... może w końcu pociągi będą się na nim mieściły... bo parę razy musiałem skakać do rowu za peronem ;)

Nieco dalej w kilku miejscach widzę powyrywane drzewa, to efekt piątkowych wichur które nawiedziły okolice... i tak nie ma tych drzew zbyt wiele... naliczyłem może 4 może 5 najczęściej to były samotnie rosnące pojedyncze sztuki, jednak w drodze przez las na Paprocany leżały powalone wielkie brzozy... 
Przejazd kolejowy w Tychach Żwakowie - jakiś remont?
Przejazd kolejowy w Tychach Żwakowie - jakiś remont? © amiga
Złamane drzewo po ostatnich wichurach
Złamane drzewo po ostatnich wichurach © amiga
Kolejne powalone drzewo
Kolejne powalone drzewo © amiga
Droga przed Paprocanami
Droga przed Paprocanami © amiga
Jestem już w Paprocanach... jadę ścieżką przy jeziorze... na liczniku około 25 km... hmmm... dobrze się jedzie, mam jeszcze trochę czasu... może nieco przedłużyć wycieczkę... kombinuję... jestem w pobliżu wodociągu... i drogi serwisowej do Goczałkowic... to około 15 km... odszukuję właściwy szlak i jadę wzdłuż wodociągu...
W kierunku jeziora Paprocańskiego
W kierunku jeziora Paprocańskiego © amiga
Piękny dzień na odpoczynek :)
Piękny dzień na odpoczynek :) © amiga
Pomimo, że to kostka, do jest przyjemna pod kołem
Pomimo, że to kostka, do jest przyjemna pod kołem © amiga
Kolejny mostek przy Paprocanach
Kolejny mostek przy Paprocanach © amiga

Wada tej drogi polega na tym, że jest nudna... omija wszystkie atrakcje... w zamian jest najkrótszym wariantem dojazdowym, coś w rodzaju autostrady dla rowerów, szkoda tylko, że asfalt jest tak zniszczony... miejscami wyrwy w asfalcie mają 10 cm głębokości i obejmują 90% szerokości drogi...  trzeba bardzo uważać... 
To raczej nie efekt piątkowych wichur
To raczej nie efekt piątkowych wichur © amiga
Droga w Kobiórze
Droga w Kobiórze © amiga
Gdy mijam Kobiór pozostaje przekroczenie E75... lub jedynki jak kto woli... miejsce paskudne, w zasadzie jedyna opcja to łamanie przepisów... zsiadam z rowera, wpierw do połowy drogi... później drugie pół,. gdy jest pusto... uff
I co teraz? Muszę się dostać na drugą stronę
I co teraz? Muszę się dostać na drugą stronę © amiga
Jest przejście... ale te rozwiązanie nie jest najlepsze
Jest przejście... ale te rozwiązanie nie jest najlepsze © amiga
Dalej już nie ma niespodzianek... szlak jest prosty... poza oczywiście dziurami w nawierzchni, w zasadzie im jestem bliżej Pszczyny tym jest gorzej... Są jednak miejsca gdzie widoki gór na horyzoncie.. rekompensują wysiłek włożony w trasę...
Wzdłuż wodociągu
Wzdłuż wodociągu © amiga
Zarośnięta serwisówka
Zarośnięta serwisówka © amiga
Już widać góry
Już widać góry © amiga
Załatane dziury ;)
Załatane dziury ;) © amiga
Sporo rowerzystów dzisiaj :)
Sporo rowerzystów dzisiaj :) © amiga
Jakaś lokalna impreza
Jakaś lokalna impreza © amiga
Lubię te mostki :)
Lubię te mostki :) © amiga
Stan nawierzchni pozostawia wiele do życzenia
Stan nawierzchni pozostawia wiele do życzenia © amiga
Im bliżej Pszczyny tym gorzej
Im bliżej Pszczyny tym gorzej © amiga
Gdy jestem w okolicy Pszczyny odbijam po drodze wzdłuż jedynki... jest na szczęście alternatywa... wkrótce jestem w Goczałkowicach-Zdroju... Widać, że i tutaj coś zaczyna się zmieniać, jeszcze kilak lat temu wyglądało to jak za najlepszych czasów za komuny... teraz widać, że w końcu przyszły nowe czasy, może jeszcze tylko ten bazarek wzdłuż głównego deptaka jest do zagospodarowania, ucywilizowania, a może po prostu jestem uprzedzony do takich miejsc... mam alergię na deptaki w Wiśle, na Krupówki... i inne tego rodzaju wynalazki... nie lubię atmosfery odpustów... ale może też dlatego jeżdżę rowerem unikając takich miejsc... a nie samochodem od bazarku do bazarku... 
Chociaż teraz jest nowa moda... od galerii do galerii tyle, że handlowej... w zasadzie to to samo... tyle, że ładniej opakowane... a teraz to można nawet pociągiem jeździć po galeriach... ;)

Wieje od wschodu
Wieje od wschodu © amiga
Trochę wąsko
Trochę wąsko © amiga
Tych ekranów tutaj nie było gdy jechałem ostatni raz... tylko kiedy to było?
Tych ekranów tutaj nie było gdy jechałem ostatni raz... tylko kiedy to było? © amiga
Główny deptak w Goczałkowicach-Zdroju
Główny deptak w Goczałkowicach-Zdroju © amiga
Ta knajpa to też coś nowego
Ta knajpa to też coś nowego © amiga
Stawy w Goczałkowicach
Stawy w Goczałkowicach © amiga
Bocznymi ścieżkami jadę w kierunku tamy tam zastanowię się co dalej, zależeć to będzie głównie od czasu jaki mogę poświęcić na jazdę... korci by objechać jezioro, ale coś mi się wydaje, że nie wyrobię się... w domu chciałbym być max o 16...

Na ścieżce przy jednym z jeziorek  jedzie tatuś z dzieckiem na bagażniku, jedzie i narzeka... na wszystko, że droga nierówna, że drzewa rosną, że jest trawa... modły na szczęście nie zostaną w najbliższym czasie wysłuchane, przynajmniej taką mam nadzieję, jak chce asfalt, to jest jakieś 100m z prawej strony... i z drugiej za jeziorem... gdyby był deptak to przejazd nie byłby taki przyjemny, pewnie wyglądało by tak jak w centrum Goczałkowic.  Mi taka trasa odpowiada :) mało tego lubię to miejsce...  w przeciwieństwie do tamy, która przejezdna jest wtedy gdy pogoda się załamuje.... dzisiaj spodziewam się tam tłumów, a mimo wszystko chcę tamtędy przejechać.
Chłop narzekał na tą drogę..  masakra
Chłop narzekał na tą drogę.. masakra © amiga
Znowu wąska ścieżka, gorzej, że w wielu miejscach są rozpadliny
Znowu wąska ścieżka, gorzej, że w wielu miejscach są rozpadliny © amiga
Na tamie w Goczałkowicach
Na tamie w Goczałkowicach © amiga
Ludzi tutaj... :)
Ludzi tutaj... :) © amiga
Nie pomyliłem się,  na tamie setki ludzi... na rowerach, kijach, rolkach, hulajnogach, biegaczy... itd... trzeba bardzo uważać... na końcu staję przy nowych tabliczkach... chwilę patrzę na oznakowanie... droga na Wiedeń :) może... nie jednak nie dzisiaj ;) nie mam tyle czasu ;) Chyba zawrócę, przynajmniej tak mi podpowiada zegarek...  spoglądam na podane kilometry na znaku... hmmm... do Pszczyny 29 km?  Może chodzi o jakąś inną Pszczynę? Ta którą znam i przez którą będę jechał jest może 3-4 km dalej... to tuż obok... ;) spoglądam jeszcze raz... może jest tam przecinek... może miało być 2,9 km... ale nie ma nic...  jak byk pisze 29... 

Wracam Tamą, ale jadę na Pszczynę, tą położoną nieco bliżej Goczałkowic ;) 

Po drugiej stronie tamy
Po drugiej stronie tamy © amiga
Chyba te znaki zawierają błędy... Do Pszczyny jest góra 3 może 4 km
Chyba te znaki zawierają błędy... Do Pszczyny jest góra 3 może 4 km © amiga
Powrót po tamie
Powrót po tamie © amiga
Tam obowiązkowy przejazd przez park przypałacowy, chociaż dzisiaj to też nie jest dobry pomysł... tłumy ludzi są wszędzie... znalezienie przejazdu stanowi wyzwanie... jak najszybciej chcę stąd uciec... w planie czerwony szlak rowerowy na Kobiór, prowadzi przez lasy... bocznymi drogami... więc to dobry wybór... 
Zaczynam też odczuwać zmęczenie... głód, w końcu nic nie wziąłem ze sobą... nie planowałem wycieczki do Pszczyny i Goczałkowic, a to około 60km... już pora... po drodze rozglądam się za sklepami... nie ma nic... za to kilka kościołów... kapliczek, przy jednej z nich... łapię panę... 
Tego mi trzeba było, sprawdzam oponę... jest ok... wymieniam dętkę, w między czasie podjeżdża jakiś biker z pytaniem czy mam imbusa 5, jego lepszej połowie odkręcił się koszyk na bidon... Oczywiście, że mam ;) w scyzoryku... 

Po około 10 minutach ruszam dalej... 
Przy polu golfowym w Pszczynie
Przy polu golfowym w Pszczynie © amiga
Przy zagrodzie Żubrów
Przy zagrodzie Żubrów © amiga
Pałac w Pszczynie
Pałac w Pszczynie © amiga
To teraz kierunek Kobiór ;)
To teraz kierunek Kobiór ;) © amiga
Ekologiczna kapliczka
Ekologiczna kapliczka © amiga
Pora pochylić się nad dziurą w dętce
Pora pochylić się nad dziurą w dętce © amiga
Żegnam kapliczkę i ruszam dalej
Żegnam kapliczkę i ruszam dalej © amiga

Docieram w okolice Piasku i dalej Kobióra, jestem z drugiej strony... jadę po mostku pod torami, to jedyne takie miejsce w okolicy, i jedyne które znam z takim rozwiązaniem, a aż się prosi by je przenieść w kilka innych miejsc np na Ślepiotkę w Ochojcu i na Zadolu... uprościło by to wiele wycieczek ;)

Rodzinna wycieczka
Rodzinna wycieczka © amiga
Przy dworcu w Piasku
Przy dworcu w Piasku © amiga
Jeden ze szlabanów działających na przycisk ;)
Jeden ze szlabanów działających na przycisk ;) © amiga
Znienawidzone płyty betonowe
Znienawidzone płyty betonowe © amiga
Pogoda nadal dopisuje
Pogoda nadal dopisuje © amiga
W drodze do Kobióra
W drodze do Kobióra © amiga
Przejazd pod torowiskiem i nad rzeką :)
Przejazd pod torowiskiem i nad rzeką :) © amiga
Nie ma zbyt wielu takich rozwiązań w Polsce
Nie ma zbyt wielu takich rozwiązań w Polsce © amiga
Coś się dzieje na niebie... pojawia się jakby więcej chmur
Coś się dzieje na niebie... pojawia się jakby więcej chmur © amiga
Przy dworcu w Kobiórze
Przy dworcu w Kobiórze © amiga
Przez lasy Kobiórskie
Przez lasy Kobiórskie © amiga

Wkrótce jestem w okolicach Paprocan, postanawiam odwiedzić zameczek myśliwski w Promnicach... wiec jadę w jego kierunku, na miejscu niestety niemiła niespodzianka.... zamknięte z powodu zamkniętej imprezy ;)
Cóż... wracam na szlak dookoła jeziora Paprocańskiego, być może przy jakiejś knajpce zatrzymam się by coś zjeść... 
Jednak ilość ludzi kłębiących się przy każdym takim punkcie skutecznie mnie odstrasza od postoju... jedyna budka przy której jest pusto okazuje się kasą do małpiego gaju... ;) Trudno nie zjem, tyle, że bidony też są już prawie puste... hmmm... kombinuję, najbliższy sklep mam w Tychach... kilka km od miejsca gdzie jestem... jadę... stanie i kombinowanie do niczego nie prowadzi... a do domu mam góra 15 km w najkrótszym wariancie... którym i tak nie pojadę ;) Spoglądam na licznik... jest szansa na nieplanowaną setkę ... ;)
chyba, że umrę po drodze...  ;)
Rodak :) z Nikisza
Rodak :) z Nikisza © amiga
Kierunek Promnice
Kierunek Promnice © amiga
Nad jeziorem Paprocańskiem
Nad jeziorem Paprocańskiem © amiga
Piękne miejsca na rodzinne wycieczki
Piękne miejsca na rodzinne wycieczki © amiga
DDRka przy jeziorze
DDRka przy jeziorze © amiga
Tłumy Paprocańskie ;)
Tłumy Paprocańskie ;) © amiga
Plaża przy jeziorze
Plaża przy jeziorze © amiga
Przez mostek
Przez mostek © amiga
Nie podobają mi się te chmury
Nie podobają mi się te chmury © amiga
Noe oznakowania zwracają uwagę
Noe oznakowania zwracają uwagę © amiga
Wzdłuż alei Bielskiej w Tychach
Wzdłuż alei Bielskiej w Tychach © amiga
W Tychach Żwakowie, tylko Biedronka otwarta, ale nie mam ochoty ganiać po markecie, tym bardziej, że zanim rozkulbaczyłbym rower minęło by dobre kilka minut, a po drogie i tak nie mam zapięcia ze sobą. wiem jednak, że w pobliżu jest kilka małych sklepików...
tylko czemu dzisiaj wszystkie zamknięte? Czyżby to efekt "Dobrej Zmiany" ;)
Zastanawiam się czy nie wejść do knajpki przy stacji w Żwakowie, to byłby mój debiut w tym miejscu... gdy jestem obok, widzę tłumy przy niej... nie mam tyle czasu... nie chce mi się czekać... jakoś dojadę, ale mięśnie powoli odmawiają współpracy... na liczniku 18 km/h i nie chce być więcej... :(

Ale rozkopane
Ale rozkopane © amiga
Postój w Żwakowie
Postój w Żwakowie © amiga
Leśne ścieżki
Leśne ścieżki © amiga
Czyżby jednak jakieś burze miały się pojawić?
Czyżby jednak jakieś burze miały się pojawić? © amiga
Pojedyncza chmura...  ale coś mi się nie podoba
Pojedyncza chmura... ale coś mi się nie podoba © amiga
Na Mąkołowcu też nie kojarzę niczego przy czym można by stanąć i uzupełnić zapasy... masakra... jadę przez las na Podlesie... tam... wiem, że jestem niedaleko do domu, odbijam jeszcze na Kostuchnę i niespodzianka... jest otwarty sklep... 
Na szlaku do Katowic
Na szlaku do Katowic © amiga
Chyba wolę ten wariant... niż oryginalny szlak rowerowy
Chyba wolę ten wariant... niż oryginalny szlak rowerowy © amiga
Wiadukt w okolicach Podlesia
Wiadukt w okolicach Podlesia © amiga
Kierunek Kostuchna
Kierunek Kostuchna © amiga
Przy wyciągu narciarskim Sopelek ;)
Przy wyciągu narciarskim Sopelek ;) © amiga

Wewnątrz niewiele... Piwo, Wódka, Piwo, ale jest kola i jakiś zabłąkany Snikers, ciekawe ile leżał...  ;) ale jest mi wszystko jedno... 
Litr koli znika w kilkanaście sekund, Snikers chwilę później dotrzymuje towarzystwa koli, teraz musi minąć jeszcze kilka minut zanim zacznie to działać... jadę spokojnie czerwonym szlakiem z którego i tak zbaczam by zaliczyć jeszcze staw w lesie przy którym nie byłem od wieków... krótka wizyta przy szpitalu w Ochojcu i pora wracać do domu, na Polarze dochodzi 100km na podstawie sygnału GPS...  do domu niedaleko... Starczy na dzisiaj... 
W końcu jakiś otwarty sklep
W końcu jakiś otwarty sklep © amiga
Czerwony szlak rowerowy, tylko po cholerę aż takie zasieki
Czerwony szlak rowerowy, tylko po cholerę aż takie zasieki © amiga
Druga zapora na krótkim odcinku
Druga zapora na krótkim odcinku © amiga
Miejsce postojowe na Kostuchnie
Miejsce postojowe na Kostuchnie © amiga
Staw w Ochojeckim lesie
Staw w Ochojeckim lesie © amiga
Szpital w Ochojcu
Szpital w Ochojcu © amiga

Tuż przed samym domem, jakaś wariatka wymusza na mnie pierwszeństwo, gdy dojeżdżam do skrzyżowania nagle dodaje gazu... muszę hamować, by w nią nie przywalić, minutę później jestem w domu... Ufff... rower działa, dobrze go poskładałem... 
Chwilę wcześniej wymusiła pierwszeństwo... było gorąco
Chwilę wcześniej wymusiła pierwszeństwo... było gorąco © amiga

Pojawiła się nowa rowerowa opalenizna ;), a pić się chce niesamowicie...  

Niedzielny gorący dzień Opoczno - Tomaszów Mazowiecki z Karoliną :)

Niedziela, 29 maja 2016 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Z rana mała niespodzianka, wczoraj złapałem kleszcza, z rana więc "operacja" wyciągania go... dajemy radę... chociaż zostaje ranka, odkażona, mogę mieć tylko nadzieję, że to dziadostwo nic mi nie sprzedało... ale to będzie widać dopiero za 2-3 dni... 

Ruszamy z Karoliną około 8:30... plan na dzisiaj do Opoczno, ale jedziemy tam pociągiem, ten ma się stawić na stacji PKP za około 30 minut. Po drodze jeszcze szybka wizyta w markecie.

Pakujemy się do pociągu... 25 minut później wysiadamy... spoglądamy na mapy... i jedziemy do centrum... Siatka ulic miasta nie jest specjalnie pokręcona, w centrum zatrzymujemy się przy "zamku", kościele, na czymś w rodzaju rynku... O wejściu do kościoła możemy zapomnieć, ludzie stojący dookoła coś dziwnie na nas zerkają... 

Muzeum Regionalne w Opocznie
Muzeum Regionalne w Opocznie © amiga
Zmiana Klimatu :)
Zmiana Klimatu :) © amiga
Kościół pw. Św. Bartłomieja Apostoła w Opocznie
Kościół pw. Św. Bartłomieja Apostoła w Opocznie © amiga
Kościół od tyłu :)
Kościół od tyłu :) © amiga

Wyjeżdżamy z miasta.. kierunek Białaczów - to na dzisiaj najdalej wysunięty punkt wycieczki... po drodze nie ma wiele do zwiedzania, jedynie w Wąglanach stajemy przy starym młynie... na jego teren nie wejdziemy, jest na terenie prywatnym, wygląda na niszczejący... szkoda go... 
Wąglany - Pozostałości starego młyna
Wąglany - Pozostałości starego młyna © amiga
Nad Wąglanką
Nad Wąglanką © amiga

Cóż jedziemy na Białaczew... zaczyna się robić gorąco, przed miejscowością znajduje się mały rezerwat, jadąc przez las temperatura przyjemnie spada, wjeżdżając pierwsze co zauważamy to nowe boisko... a po drugiej stronie niszczejący niesamowity pałac... jest wielki... szkoda, że zaniedbany...  jeszcze jest jednak czas na uratowanie go... 
Pałac Małachowskich w Białaczowie z końca XVIIIw
Pałac Małachowskich w Białaczowie z końca XVIIIw © amiga

W centrum niewiele dalej znajduje się budynek ratusza tam stajemy... pora zadzwonić... sprawdzić co się dzieje, napić się... 
Białaczów - klasycystyczny, murowany ratusz z 1797 roku
Białaczów - klasycystyczny, murowany ratusz z 1797 roku © amiga

Kolejny punkt Wycieczki to Paradyż... jedziemy przez Radwan i Daleszewice chyba lepsza trasa niż pakowanie się krajówką... 
Droga prowadzi wśród pól... w większości po asfalcie, ale zdarzają się odcinki szutrowe :)... 
Chabry na polu
Chabry na polu © amiga
Kierunek Paradyż
Kierunek Paradyż © amiga

W Paradyżu naszą uwagę przykuwają rzeźby na bramie cmentarnej... i 2 wielkie czaszki... :), w samej wsi... jest jeszcze kościół, stacja benzynowa i kilak sklepów... 
Piraci tu byli?
Piraci tu byli? © amiga
Posąg na bramie cmentarza w Paradyżu
Posąg na bramie cmentarza w Paradyżu © amiga
Kolejny posąg na bramie cmentarza w Paradyżu
Kolejny posąg na bramie cmentarza w Paradyżu © amiga

Odwiedzamy kościół, udaje się nawet wejść do kościoła, mszy co prawda nie ma, jednak starsze mieszkanki przygotowują się śpiewając więc o zwiedzaniu wnętrza nie ma mowy... 
Kościół pw. Przemienienia Pańskiego w Paradyżu
Kościół pw. Przemienienia Pańskiego w Paradyżu © amiga
Jest i czaszka
Jest i czaszka © amiga
Wewnątrz kościoła
Wewnątrz kościoła © amiga

Na chwilę stajemy przy stacji benzynowej, obowiązkowa kawa, mufina... i dopiero ruszamy... kierujemy się przez Sławno licząc na to, że gdzieś po drodze będzie otwarta jakaś restauracja... najbardziej obiecujący jest Kozenin, gdzie wg mapy coś powinno być... i jest... tyle, że trwają poprawiny i nie ma opcji by cokolwiek zjeść... liczymy jeszcze, że może coś będzie w Sławnie, jakiś bar... niestety nic z tego, jest kościół, 2 sklepy z piwem, lody... i tyle...  wydaje się, że zjemy dopiero w Tomaszowie... 

Głodni gnamy ile sił w nogach przez Unewel, Wąwał, Niebieskie Źródła...

Zawsze uśmiechnięta Karolina
Zawsze uśmiechnięta Karolina © amiga
Do Tomaszowa już niedaleko
Do Tomaszowa już niedaleko © amiga
Leśnie ścieżki
Leśnie ścieżki © amiga

Jesteśmy w Tomaszowie, wpadamy do Kwadransu... bierzemy zestaw dnia :) jak zawsze jest wielki... 
Opchani do granic możliwości ruszamy dalej, jedziemy do granicy z Tomaszowa, gdzie... się żegnamy, dzisiaj muszę wrócić do Katowic, o siódmej rano mam być w szpitalu u chirurga i później neurologa... więc niechętnie, ale opuszczam tą piękną krainę, mam nadzieję, że wkrótce tutaj wrócę... 

Mam 2.5 godziny czasu do pociągu do przejechania około 30 km... wiatr mam w plecy :)... więc nie powinno być problemów, jadę dość szybko, słońce piecze, 2 razy staję przy sklepach, uzupełniam płyny... 
Dojeżdżam do Piotrkowa do stacji PKP, mam prawie godzinę, wiec mam czas by kupić bilety, zjeść banany, Grześka... i kupić herbatę... Gdy nadjeżdża pociąg, pakuję się do środka... 

Pomimo tego, że to stary skład, to pociąg do Częstochowy dojeżdża w 50 minut... :) tam przesiadka na Koleje Śląskie i prawie 2 godziny z głowy... 
Wysiadam w Katowicach, widać, że lało, temperatura sporo niższa niż w Tomaszowie... tam chwilami było po 33 stopnie, tutaj mam "ledwie" 20... 

Jadę do domu, zahaczając jeszcze o paczkomat... a kilka minut później jestem w domu

I na koniec trochę prywaty:
Dzięki Karola za poświęcenie mi tylu dni... gdy ja miałem wolne, Ty musiałaś pracować... ale będę ten wyjazd długo wspominał... Dziękuję... Dziękuję..., Dziękuję...

Boże Ciało w okolicach Tomaszowa Mazowieckiego z Karoliną :)

Czwartek, 26 maja 2016 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Dzisiaj wielkie święto, Boże Ciało... wiec trzeba było to wykorzystać, tym bardziej, że jest to okazja na długi weekend... Oczywiście nie wszyscy tak mają. 
Umówiłem się z nią na 9:00... ale trzeba jeszcze dojechać na miejsce... do Tomaszowa Mazowieckiego... Plan na poranek to wpakować się do Pociągu IC i dotrzeć do Piotrkowa Trybunalskiego... 
Wszystko już mam spakowane wcześniej, więc z rana tylko coś zjeść, ubrać się w rowerowe i w drogę.

Jest 6:25 gdy melduję się w pociągu...  mam jeszcze trochę czasu... do odjazdu, ale rower musi zostać zainstalowany na haku, sakwy lądują na półce, a ja wygodnie rozsiadam się w pociągu... W końcu IC się zlitowało i przestało puszczać starych rozpadających się wagonów TLK... w końcu rower ma dla siebie miejsce wśród jemu podobnych, a nie koło "śmierdzącego kibla" na korytarzu... 

Doborowy skład ;)
Doborowy skład ;) © amiga

Mam 2 godziny czasu... o spaniu raczej nie ma mowy... jest już jasno, a dzień zaczął się o prawie normalnej godzinie... 

Około 8:40 jestem w Piotrkowie, krótki kontrolny sms, chwila na pozakładanie gratów na rower i ruszam na Koło...  droga nie jest jakoś skomplikowana, nawet wyjazd z Piotrkowa już opanowałem :), już nie błądzę... nie kombinuję z wyjazdem...  większość drogi jest przez las... 
Pogoda taka sobie... z rana chyba lekko pokrapywało, niebo zaciągnięte jest chmurami, lekkie mgiełki pojawiają się tu i ówdzie, a ja jadę, jakoś dziwnie dobrze mi się jedzie, coś mnie  pcha... jak się później okaże, to wiatr z północnego-zachodu... wspomaga mnie na trasie.
W drodze do koła mija mnie może kilka samochodów, 4 może 5 rowerzystów... nie ma dzików, saren, jeleni...

Gdy docieram do umówionego miejsca w Kole - przy nieczynnym sklepie... nadjeżdża Karolina, jakaś idealna synchronizacja... czas idealny :) przy sklepie witamy się... zaglądamy na mapy... bo gdzieś by można było jeszcze pojechać... tzn... docelowo do Tomaszowa, ale niekoniecznie najkrótszą drogą, trzeba wykorzystać wolny dzień... oby tylko nie padało, nie grzmiało... bo prognozy są... niepokojące... 


Cóż plan ustalony, a w razie czego będziemy gdzieś w pobliżu tak by w razie czego dotrzeć w bezpieczne miejsce i schronić się przed ewentualną burzą... 

W pobliżu Koła wg mapy znajduje się jakiś bunkier... wiec nie namyślając się wiele tam też kręcimy... na drogach zaczynają pojawiać się komuniści... tzn dzieciaki ubrane w stroje komunijne... bo to maj, to czas komunii, białych tygodni, a dodatkowo to Boże Ciało... więc o wejściu do kościołów raczej możemy zapomnieć, mało tego, zmiana "turnusów" w kościołach może stwarzać problemy na drogach, to czas gdy pojawiają się niedzielni kierowcy... jeżdżący w tygodniu około  1km ... tzn 0,5 do kościoła i później z powrotem... 

ale to inna bajka :)

Docieramy w pobliże bunkra, a w zasadzie miejsca gdzie powinien być i mamy coś... czego  ani ja ani Karolina się nie spodziewaliśmy... - kawałek betonowej konstrukcji wystającej spod ziemi... ale to on, to nasz bunkier... wieżyczka prawie na 100% była stalowa i podejrzewam, że już chwilę po wojnie zaopiekowali się nią ekolodzy.... beton został, wejście pewnie jest zasypane... 


Spodziewaliśmy się jednak czegoś bardziej okazałego po wizycie w Skrzynkach, Jeleniu, czy Konewce... 
Bunkier... niewiele wystaje
Bunkier... niewiele wystaje © amiga

Przynajmniej punkt zaliczony :) jedziemy nieco dalej, na mapie zaznaczone jest jako miejsce widokowe...., szkoda tylko, że pogoda nie jest ładniejsza, ale i tak widok na zalew Sulejowski jest niesamowity... 

Panorama na zalew Sulejowski
Panorama na zalew Sulejowski © amiga
Czas na zdjęcia
Czas na zdjęcia © amiga

Spoglądamy na mapy, przez Włodzimierzów i Sulejów jedziemy na Taraskę, to tam najprawdopodobniej będzie baza kolejnej edycji BikeOrientu,  bez błądzenia docieramy do Centrum Promocji Zdrowia - jest... specyficzne, raczej podejrzewałbym to miejsce o konszachty z Al Kaidą niż bazą BO :)... osobiście nie lubię śmietnika kulturowego... a tak to miejsce wygląda... jakby to co się nie udało np w Turcji zostało przeniesione w to miejsce... prawie meczet, jakieś wzory... mające nawiązywać do bliskiego wschodu... ogólnie bez smaku i sensu... ale jest i chyba ktoś z tego korzysta... a jako baza... cóż... może być cokolwiek byle kibelki były :)

Taraska - czyżby baza kolejnego BikeOrientu?
Taraska - czyżby baza kolejnego BikeOrientu? © amiga

Za to tuż obok znajduje się "Zagroda Wyobraźni" - aż szkoda, że była zamknięta, piękny drewniany budynek z rzeźbionymi kolumnami, na placu sporo zebranych rzeźb, wewnątrz trochę zabytków... może kiedyś będzie okazja by odwiedzić to miejsce, chwilę tam pobyć...
Zagroda Wyobraźni w Tarasce-Górach
Zagroda Wyobraźni w Tarasce-Górach © amiga
Ciekawe miejsce
Ciekawe miejsce © amiga
Biegnie jakiś Brutus - tyle, że głównie go było słychać
Biegnie jakiś Brutus - tyle, że głównie go było słychać © amiga

Taraska zaskakuje jeszcze kilkoma wielkimi dębami, same zabytki przyrody, są wielkie i każdy jest zaopatrzony w stosowną tabliczkę. Przy czym jedno drzewo wyzionęło ducha - uschło... szkoda... na szczęście pozostałe trzymają się dzielnie... 

Pomniki przyrody w tarasce
Pomniki przyrody w tarasce © amiga
Wielki dąb
Wielki dąb © amiga

Spoglądamy na zegar... chyba powoli pora odbijać na Tomaszów... wg meteo, za jakieś 2 godziny po okolicy będą krążyć burze... tyle, że w pobliżu jest jeszcze dworek... w Dębowej Górze. jesteśmy na tyle blisko, że podjeżdżamy, teren jest niestety prywatny, wiec nie pchamy się do środka... szyba fota z daleka i kierujemy się na Tomaszów...

Dębowa Góra - zabytkowy dworek z poł. XVIII wieku
Dębowa Góra - zabytkowy dworek z poł. XVIII wieku © amiga

Zahaczamy jeszcze o Mniszków, tam znajduje się kolejny dworek... jest nieco bardziej zniszczony, ale też dalej jest używany... i samo to chyba ratuje go przed ruiną... Stan nie jest oszałamiający, ale jest :)

Chwila rozmowy z tubylcem i podjeżdżam jeszcze pod pobliski bankomat, miałem to załatwić jeszcze w Katowicach, ale czasu brakło... 
Dworek w Mniszkowie
Dworek w Mniszkowie © amiga

Czasu do możliwych burz niewiele, gnamy jak najszybciej do bezpiecznego miejsca... do miejsca gdzie będzie można popełnić grilla :) jedziemy cały czas szosami, przez m. in. Zajączków, Karolinów, Smardzowice. w tej pierwszej miejscowości mamy pecha, w chwili gdy dojeżdżamy kończą się uroczystości związane z Bożym Ciałem... ruch... nie wiem jak go nazwać... nawet w godzinach szczytu czegoś takiego nie widuję w Katowicach... samochody nagle ruszają w tym samym czasie, we wszystkich możliwych kierunkach... oczy trzeba mieć dookoła głowy... 

Docieramy na miejsce grillowania, teraz trzeba przygotować stosowny sprzęt i szaszłyki :)... wieczór miną w przyjemnej atmosferze... 

Dzięki Karolina za ten dzień :)

Powrót z Wisły po spotkaniu integracyjnym Etisoftu

Niedziela, 15 maja 2016 · Komentarze(4)
Uczestnicy
W piątek jechaliśmy do Wisły, a dzisiaj pora wrócić...  zbieramy się od 10:00, o 10:30 planujemy ruszyć. Poranek chłodny... ale wychodzi słońce, zaczyna grzać, niektórzy pozbywają się cieplejszych ubrań, zostaję jednak w wiatrówce profilaktyczne mam softshella w sakwie..  prognozy są dziwne na dzisiaj, może coś pokropić, ale pomimo tego, że na niebie będzie sporo błękitu, to jednak temperatura tylko nieco powyżej 10 stopni... to chyba wina zimnego wiatru od północy... 


Wzdłuż Wisły
Wzdłuż Wisły © amiga
Znajomy mostek
Znajomy mostek © amiga

Ruszamy prawie planowo z kilku minutową obsuwą... w sumie rusza nas w drogę powrotną 18 osób... pierwsze 30 km jest dość proste... bo wzdłuż Wisły.. cały czas z lekkim 1-2% spadkiem...


Wydawało by się, że będzie szybko, tak jak w poprzednim roku, ale... po kilku km Marcin łapie panę... przerwa... szybka wymiana dętki, pompowanie i ruszamy dalej... w Skoczowie, a raczej tuż przed nim... kolejna przerwa, druga pana, również Marcina, przeglądamy oponę, masakra, wbity papiak... dobre 10mm sterczące z opony... ciekawe czy zostało to po poprzedniej panie, czy po prostu miał pecha. Tym razem postój nieco dłuższy, łatanie dętek... ale dzięki temu przepuszczamy deszczową chmurę która nam towarzyszyła od kilku dobrych chwil... poruszała się razem z nami... co trochę zaskakuje, bo wyraźnie wieje od północy... 

Przerwa na reperację koła
Przerwa na reperację koła © amiga
Znowu w drodze
Znowu w drodze © amiga
Kolejna przymusowa przerwa
Kolejna przymusowa przerwa © amiga

W końcu ruszamy dalej... był czas by coś przegryźć, coś wypić... więc z nową energią jedziemy dalej...  tym razem nie ma już przymusowych postoi...  czasami na niebie pojawia się ciemniejsza chmura... ale jakoś nas omija, to raczej dobrze :)
Piękna kładka, wyremontowana w zeszłym roku :)
Piękna kładka, wyremontowana w zeszłym roku :) © amiga
I pod most
I pod most © amiga
Pusto na drogach
Pusto na drogach © amiga
Troszkę terenu
Troszkę terenu © amiga
Pogoda się poprawia
Pogoda się poprawia © amiga

Przed Strumieniem, dokładnie to nieco przed mostem w Strumieniu jakiś wariat wyprzedza nas pomimo podwójnej ciągłej, chwilę później ostro hamuje odbijając na nas... masakra... takich idiotów powinno się karać, w zasadzie to mam to nagrane... może wysłać to na policję?  Wrzucić na YT... ? A co mi tam... wrzucę to na YT... ku przestrodze... tym bardziej że nie był jedynym który nas wyprzedzał w tym miejscu, ale jako jedyny odbił na nas... by uciec przed samochodami... 
Po lewej debil w samochodzie, wyprzedzał kolumnę rowerzystów na podwójnej ciągłej, na lekkim łuku, bez widoczności, kilka sekund później odbijał w prawo na naszych rowerzystów, bo coś jechało z przeciwka
Po lewej debil w samochodzie, wyprzedzał kolumnę rowerzystów na podwójnej ciągłej, na lekkim łuku, bez widoczności, kilka sekund później odbijał w prawo na naszych rowerzystów, bo coś jechało z przeciwka © amiga
Mamy zielone światło
Mamy zielone światło © amiga

W strumieniu robimy pierwszą przerwę przy sklepie... mają świetne ciastka :) 


Postój przy sklepie
Postój przy sklepie © amiga

Po chwili ruszamy dalej, przed nami dobre 60km... do firmy, chociaż pewnie rozjedziemy się wcześniej...  chyba tylko 2-3 osoby będą jechały do firmy... 
Pogoda jest coraz lepsza... tyle, że temperatura cały czas niska, przed strumieniem liczniki pokazywały nawet 9 stopni, teraz jest około 13, tyle, że świeci słońce, ale ten wiatr... 
Boczne ścieżki
Boczne ścieżki © amiga
I pięknie jest
I pięknie jest © amiga
Chmurki coraz ładniejsze
Chmurki coraz ładniejsze © amiga
Rok temu w tym miejscu wyjechał na nas ciągnik
Rok temu w tym miejscu wyjechał na nas ciągnik © amiga
W prawo też można
W prawo też można © amiga
Na zakręcie
Na zakręcie © amiga
Długa prosta
Długa prosta © amiga
Trochę lasu
Trochę lasu © amiga

Podobnie jak rok temu robimy przerwę na na coś cieplejszego w Rudziczce na ul Pszczyńskiej... w Classic Pubie... liczymy na to, że będzie dużo zamian... ale... nie tym razem jest inny problem, to czas komunii.. jedyne na co możemy liczyć to Pizza... Szybkie liczenie... jest nas 18... każdy po pół... wychodzi 9 pizz... :) Zamawiamy... pierwsze pojawiają się po około 40 minutach... i muszę przyznać, że są dobre... chyba wszyscy tak uważali... kolejne dochodzą w odstępach kilku, kilkunastu minut... w sumie było tego nawet za dużo... 

Jeszcze tylko szybka kawa... i ruszamy dalej... teraz zostało te trudniejsze 40 km :)


Przerwa w znajomej knajpce
Przerwa w znajomej knajpce © amiga
Ciekawe kto miał takie ego, by postawić sobie pałac... ;)
Ciekawe kto miał takie ego, by postawić sobie pałac... ;) © amiga

Droga niby płaska, ale wbrew wszystkiemu to na tym odcinku jest więcej "gór", terenu... pojawia się nawet odcinek piaszczysty...  nie jest długi, ale rowery potrafią się zakopać, zmuszając do przeniesienia go na trawę... to jedyna opcja przejazdu w tym miejscu....
Robi się przyjemnie
Robi się przyjemnie © amiga
Trochę piasku też się zdarzyło
Trochę piasku też się zdarzyło © amiga

Od Woszczyc droga jest dość łatwa po asfalcie, tam też przekraczamy 81...   kierunek Orzesze, i tylko co jakiś czas padają pytania kiedy góra Ramża... 
I ponownie asfalt :)
I ponownie asfalt :) © amiga
W Woszczycach
W Woszczycach © amiga
Już w Orzeszu
Już w Orzeszu © amiga
Pogoda prawie idealna na rower
Pogoda prawie idealna na rower © amiga
Na kogo czekamy?
Na kogo czekamy? © amiga
Znowu do lasu?
Znowu do lasu? © amiga

Nie jest wysoka, ale podjazd daje popalić... na dokładkę jest po płytach betonowych, z drugiej strony... chyba nie robi to różnicy przy 10 km/h :) 
Krótki podjazd po płytach
Krótki podjazd po płytach © amiga

Na szczycie kilkanaście minut przerwy przy radarze meteo... była już na to pora, do firmy mamy około 20 km... pytamy się czy nie ma potrzeby zjechania do sklepu, ale nikt nie zgłasza takiego wniosku... cóż... przejeżdżamy przez Dębińsko... 
Na szczycie już czekają
Na szczycie już czekają © amiga
Przy radarze meteo na górze Ramża
Przy radarze meteo na górze Ramża © amiga
Jeszcze chwila
Jeszcze chwila © amiga
... i jedziemy z górki
... i jedziemy z górki © amiga
Niebo piękne, ale temperatura cały czas niska
Niebo piękne, ale temperatura cały czas niska © amiga
Chyba za dużo asfaltu... ;)
Chyba za dużo asfaltu... ;) © amiga

I niech ktoś powie, że Śląsku nie ma gdzie jeździć
I niech ktoś powie, że Śląsku nie ma gdzie jeździć © amiga
Okolice Bełku
Okolice Bełku © amiga
Ostatnie proste
Ostatnie proste © amiga

W Gierałtowicach część osób odbija, w tym ja wraz z Marcinem odbijamy na Chudów i dalej na Katowice, to dla nas najlepszy wariant... 
Chwila pożegnania i ruszamy... Darek prowadzi drużynę w kierunku Gliwic... 

Pora się pożegnać
Pora się pożegnać © amiga

a my w dwójkę kierujemy się pod zamek w Chudowie... jakoś nie mam melodii do jazdy głównymi drogami... nie dzisiaj... zresztą czuję lekkie zmęczenie... za to pod zamkiem niespodzianka - zlot motocyklistów.... zaskakuje to, bo z reguły zjeżdżają się co czwartek, a nei w niedzielę...  ciężko się przebić.... 
W drodze na Chudów
W drodze na Chudów © amiga
Jakiś zlot motocyklistów?
Jakiś zlot motocyklistów? © amiga
Za to dalej już jest spokojnie, prowadzę nas nieco opłotkami, nawet w Halembie jedziemy z tyłu terenu gdzie jeszcze rok temu stała elektrownia, nieco dalej na Starej Kuźni pada pytanie... To może piwo?  
Rowerzystów też sporo
Rowerzystów też sporo © amiga
Knajpka przy DK44
Knajpka przy DK44 © amiga
Trochę terenu
Trochę terenu © amiga

Stajemy na kilka minut... i tak teraz pojedziemy trochę terenem, lasami... więc wyparuje... Knajpka... jest, klimat rodem z PRL-u... no może z początku lat 90-tych...  ale ważne, że piwo jest zimne :)
To może piwo?
To może piwo? © amiga

20 minut później jedziemy dalej.... lasy Panewnickie, dalej odbijamy na stawy Księżycowe, i Kokociniec, dopiero tam się rozstajemy, każdy ma do domu około 4km... 
Na ul Księżycowej
Na ul Księżycowej © amiga
Fajne miejsce na wycieczki rodzinne
Fajne miejsce na wycieczki rodzinne © amiga
Pora się pożegnać
Pora się pożegnać © amiga

Dojeżdżam do domu, jest koło 19... późno, ale  też przerwa obiadowa zrobiła swoje, w domu sprawdzam ile nam to czasu zajęło... - 1:40... + przerwa na piwo... i 2 godziny poleciały... za rok musimy to jakoś inaczej ugryźć... ale nie wiadomo gdzie pojedziemy, czy do Wisły czy w inne miejsce :)
W Piotrowicach na boisku Kolejarza
W Piotrowicach na boisku Kolejarza © amiga

W sumie weekend rowerowy wypadł ciekawie, a widać, że kolejne osoby przekonują się do wycieczek rowerowych... i to takich dłuższych, niektórzy zaliczyli swój najdłuższy wypad w życiu :)... 

W sumie brawa należą się wszystkim którzy podjęli wyzwanie... 100km w jedną stronę i prawie drugie tyle z powrotem :)

Dziękujemy :)

Etisoftowy wyjazd do Wisły...

Piątek, 13 maja 2016 · Komentarze(2)
Uczestnicy
jest piątek 13go :) wyjeżdżam prawie jak zwykle... jest 7:12 gdy ruszam... w firmie muszę być przed 9:00... o ósmej jestem umówiony z Marcinek w Kochłowicach... mam go zgarnąć... Mam wrażenie, że wyjeżdżam za wcześnie, tyle, że założone mam sakwy... jeszcze trochę gratów do wzięcia... więc chyba lepiej, że mam większy zapas czasu... 

Prognozy na dzisiaj zmieniały się bardzo mocno od ponad tygodnia... począwszy od kataklizmu... a skończywszy na ciepłym dniu... 
Z rana meteo.pl twierdziło, że nie bezie źle, do około 14 nie powinno padać, powinno być stosunkowo ciepło, a co będzie później...? To dopiero zobaczymy.... 

Pomimo tego, że jadę z sakwami, mam wrażenie, że jedzie mi się niesamowicie lekko, przyjemnie... chyba wieje ze wschodu...  NA długich trasach średnia na poziomie 20km/h z sakwami to dobry wynik... a gdy jestem na miejscu w Kochłowicach widzę na liczniku ponad 24... na 100% wieje ze wschodu... 

Mam chwilę czasu, nawet dłuższą, więc na spokojnie podjeżdżam do pobliskiego bankomatu, i wracam na miejsce spotkania.... mija dobre 10 min... mam czas by zadzwonić kontrolnie do Darka

Przyjeżdża Marcin... nogi na pedały i jedziemy dalej... odbijam na Wirecką... a tam niespodzianka, remont torowisk, droga częściowo zakorkowana przez ciężki sprzęt, pomimo że tego nie planowałem odbijamy na drogę wzdłuż potoku Bielszowickiego... trochę terenu z rana... z sakwami ;)

Gnamy ile sił w nogach, zależy mi byt być przed 9:00... 

W sumie to nie wyjaśniłem czemu tak późno... 

Dzisiaj zaczyna się wypad na spotkanie integracyjne w Wiśle... rowerzyści podobnie jak rok temu wyjeżdżają dzień wcześniej, wszystko dzięki przychylności zarządu, kadr, kilku dobrych duchów... 

Czasu na przygotowanie mieliśmy bardzo mało, wyjazd jest miesiąc wcześniej niż zwykle... pomimo tego udało się ustalić inną trasę niż w zeszłym roku z jednym wspólnym punktem... tym obiadowym, bo knajpka sprawdzona... itd... 

Dojeżdżamy do firmy, rowerzyści już powoli się zbierają, krótkie spotkanie z Darkiem, lecę się przepakować, bo nie wszystko co mam w małych sakwach będzie mi potrzebne na trasie, ale też część rzeczy już wcześniej znalazła się w firmie :)

Zebrało się tutaj wielu
Zebrało się tutaj wielu © amiga

Około 9:30 zaplanowaliśmy krótką odprawę...

W skrócie na starcie stawiło się 57 rowerzystów, podzieliliśmy ich na 4 grupy by wszystko było zgodnie z prawem, ruszamy w odstępach 2-3 minut... do pokonania trochę ponad 100 km....  

Ostatnie przygotowania nawigacji, parę informacji o możliwych niebezpiecznych miejscach... i trochę po 10 ruszamy... Grupa A prowadzona przez Darek, grupa B prowadzona przez Dawida, grupa C prowadzona przez Mariusza i jako ostatnia stratuje grupa D prowadzona przeze mnie :) Mam najmniejszą grupę... 13 osób...  wiązało się to z małymi przetasowaniami jeszcze przed startem :)

Pierwsze zadanie to wydostać się z Gliwic... ten wariant musieliśmy jeszcze wczoraj zmienić, bo zaczynają się Igry w Gliwicach, kilka dróg na pierwotnej trasie przejazdu jest zamknięte... Udało się jednak na szybko sklecić nieco inny wariant, może ścieżki nie są idealne, ale przejezdne... a najważniejsze, że z dala od głównego ruchu... 

Mostek na Kłodnicy
Mostek na Kłodnicy © amiga

W końcu wjeżdżamy na Bojkowską a nieco dalej odbijamy w lekki teren niedaleko lotniska... 
Tutaj po raz pierwszy zauważamy, że grupa C nieco źle pojechała, wołamy, gwiżdżemy, w końcu dzwonimy...  zawracając... 
To nic dziwnego, bo Mariusz po raz pierwszy dzisiaj używa nawigacji...  na szczęście nie ujechali daleko... tylko 50m do zawrócenia... chwilę odczekujemy, przepuszczamy ich i... sami ruszamy... z definicji mamy zamykać cały przejazd... i w razie czego zbierać zbłąkane owieczki :)

Na Bojkowskiej
Na Bojkowskiej © amiga
Doganiamy grupę C
Doganiamy grupę C © amiga
Troszkę terenu
Troszkę terenu © amiga

Pierwsza okazja jeszcze przed Knurowem, gdzie jakiś uczestnik czeka na swoją grupę świecie przekonany, że dopiero przyjadą... chwila rozmowy i zabieramy go ze sobą... za nami już nikogo nie ma... 

Cóż zdarzyło się...

Ruszamy dalej... to chyba najbardziej niewdzięczny fragment wycieczki - Kurów, tutaj rower to samobójstwo, a my musimy przeprowadzić tamtędy kilkadziesiąt osób... udało się wyznaczyć szlak zakosami, przez jakieś piesze tunele pod A1 i został jedynie fragment drogi 921... Chwilę odczekujemy na możliwość przejazdu... wbicie się na tą drogę to horror... ale gdy już po niej jedziemy jest nieźle..... 400m dalej zjeżdżamy na boczną drogę... 

Tunel do innego świata?
Tunel do innego świata? © amiga

gdzie gdy dojeżdżamy, opuszczane są szlabany...  przymusowy postój wykorzystujemy na degustację czekoladek :) wypicie kilku łyków... Mijają się 2 towarowe... chwila się przeciąga...

Jedzie pociąg
Jedzie pociąg © amiga

Teraz dłuższy odcinek wzdłuż A1-ki po serwisówce... tyle, że odbijamy na Czerwionkę-Leszczyny byt w końcu wyjechać na trasę którą mieliśmy pierwotnie... w wariancie 90% asfaltu... i taką informację posłaliśmy kilka tygodni temu...  ech....


Wzdłuż autostrady
Wzdłuż autostrady © amiga
Przejazd nad A1
Przejazd nad A1 © amiga

W lasach przed Czerwionką spotykamy grupę C... mają przerwę na panę... oddajemy przy okazji zgubionego uczestnika i ruszamy dalej... nie czujemy specjalnego parcia... by się ścigać, wolę by nas wyprzedzili... to w końcu my mamy zbierać zagubione owieczki, a poza tym, nieco lepiej znam trasę ;) chociaż bez nawigacji też miałbym trudno... Nie da się zapamiętać 100km i 100 zakrętów... przynajmniej nie po jednym przejeździe :)

Pierwsza awaria?
Pierwsza awaria? © amiga

Mamy coś szczęście do pociągów.... i opuszczonych szlabanów... natykamy się jeszcze na 2 takie miejsca, w jednym są chyba zamknięte na stałe, w drugim... jedzie pociąg... na szczęście nie czekamy zbyt długo... 

Kolejny pociąg?
Kolejny pociąg? © amiga

Osiągamy okolice pojezierza Palowickiego... gdy z Darkiem jechaliśmy tutaj jakiś miesiąc temu... zrobiło na nas wrażenie... chociaż wtedy jechaliśmy nieco inną trasą, dzisiaj nieco więcej wzdłuż stawów... piękne miejsce... i kilka osób wspomniało nam, że teżzwrócili na nie uwagę... 

Leciutki teren
Leciutki teren © amiga
Okolice pojezierza Palowickiego
Okolice pojezierza Palowickiego © amiga

Przed nami kolejne wyzwanie - przejazd przez Żory... i konieczność przejechania 81... która stanowi spore wyzwania dla rowerzystów próbujących ją przekroczyć, tyle że w czasach gdy powstawała natężenie ruchu samochodowego było sporo mniejsze... teraz w niektórych miejscach próbują to rozwiązać... ale do ideału daleko... 

Przekraczamy 81 w okolicach leśnej... Uff to chyba najgorszy dzisiaj fragment, pomimo tego, że tak krótki... 

Pora na sklep :)
Pora na sklep :) © amiga

W okolicach Warszowic wjeżdżamy na trasę zeszłorocznego wariantu... prowadzącego aż do Strumienia... więcej nie namieszaliśmy, bo i po co tym bardziej, że się sprawdził... 
Znajomy mostek :)
Znajomy mostek :) © amiga
Przez pola rzepaku
Przez pola rzepaku © amiga

Na niebie pojawia się coraz więcej ciemnych chmur zwiastujących zmianę pogody, jak do tej pory było nieźle... temperatura około 23 stopni...  lekki wiatr...  teraz zaczyna pokrapywać od czasy do czasu, do miejsca planowanego obiadu  mamy może 6 km... częściowo po terenie, częściowo asfaltami... Co prawda spodziewałem się, że już niektórzy będą zmęczeni, ale chyba wizja ciepłej strawy dodaje im skrzydeł, a raczej siły w nogach.... naciskamy mocniej... :)
Nie podobają mi się chmury z lewej
Nie podobają mi się chmury z lewej © amiga
Na szlaku
Na szlaku © amiga

Docieramy do strumienia, grupy A,B,C już są... jest czas by porozmawiać, dowiedzieć się jak minęła trasa... w tym czasie zaczyna mocniej padać, ale jesteśmy pod parasolami...  gorąca kawa, żurek, pierogi pomagają, chociaż wiem, że pierwsze kilka km będzie ciężkie... 
Punkt zborny
Punkt zborny © amiga

Mija dobre pół godziny zanim ruszamy, a może nawet więcej... 
Przed nami około 40 km w większości asfaltami, poza kilkoma odcinakami wzdłuż Wisły... gdzie pojawi się inna nawierzchnia... ale... teraz do przejechania most w strumieniu, rok temu był remontowany, co miało 2 konsekwencje, pierwsza, to musieliśmy skorzystać z części dla pieszych, a druga to ruch na dalszym odcinku za mostem w zasadzie nie istniał, tym razem jest nieco inaczej...  pojawia się kilka pędzących samochodów... 

Most w Strumieniu
Most w Strumieniu © amiga

Na szczęście znów odbijamy w bok :) i kierujemy się w okolice torowiska gdzie rok temu utknęliśmy na około 40 minut na przejeździe, tym razem nie popełnimy tego błędu, wiemy gdzie jest tunel... i skrzętnie z niego korzystamy, nie tracimy czasu.... za to znów zaczyna padać.... 
W tunelu
W tunelu © amiga

Trafiamy na dziwnie ustrojoną wioskę? Tylko co to za okazja? Nie pamiętam takiej tradycji... może chodzi o niedzielne święto, a może to coś innego... wzdłuż drogi palą się  znicze, w wielu miejscach szarfy, chorągiewki... to coś kościelnego, tylko co? Może ktoś wie? Ta miejscowość to Zaborze za Strumieniem...


Ustrojona wioska
Ustrojona wioska © amiga

rozpadało się na dobre... spoglądam na termometr w liczniku... masakra... temperatura spadła do 13 stopni... różnica o 10 w ciągu może godziny...

Pada coraz bardziej
Pada coraz bardziej © amiga
Betonowe płyty
Betonowe płyty © amiga
Widać ślady naszych
Widać ślady naszych © amiga

Zbliżamy się do Skoczowa, liczę na to, że tym razem nie będzie niespodzianek na rowerówce jak rok temu, gdy zamknęli nam kilka przepraw i dość długi odcinek DDRki... jest nieźle.. :) wszystko na swoim miejscu, my jednak nie jedziemy wzdłuż Wisły, tylko planowo nieco odbijamy na Brenną.... droga jest ciekawsza i nie ma przypadku gdy trzeba przenosić po schodach rower... 

to chyba największa porażka oryginalnej rowerówki do Wisły, ale od czego są mamy, google i inne serwisy... zawsze jest alternatywa :)


Rok temu remontowali ten wiadukt
Rok temu remontowali ten wiadukt © amiga
Ta kładka też była zamknięta
Ta kładka też była zamknięta © amiga
Most kolejowy
Most kolejowy © amiga

Już widać pierwsze objawy zmęczenia, co kilka km zatrzymujemy się by zebrać peleton... coś zjeść, napić się... skorzystać z toalety :)
Krótka przerwa
Krótka przerwa © amiga

ale góry coraz bliżej, na pierwszym moście przed Brenną odbijamy na Górki małe i Ustroń... boję się, że mnie zabiją na górki na 70 kilometrze... tego nie ma dużo... ale jednak trzeba zmierzyć się z długim kilku procentowym podjazdem... tym bardziej, że kilka osób siedzi pierwszy raz w tym roku na rowerze... 

Okazuje się, że nie jest tak źle... mało tego, gdy później już przy stołach rozmawiamy okazuje się, że wszystkim bardziej podobał się ten wariant, a nie nudna jazda wzdłuż Wisły, gdzie po jednej stronie są krzaki, a po drugiej rzekę widać i tak tylko od czasu do czasu, za to od Skoczowa cały czas jest pod górkę - niewielki nachylenie 1-2%

Tutaj było 3-4% ale później dość długi odcinek po "równym" i zjazd, dzięki któremu był czas na odpoczynek... 

Widać góry
Widać góry © amiga
A teraz to którędy ?
A teraz to którędy ? © amiga
Widać znajomych :)
Widać znajomych :) © amiga

Za zjazdem pozostało około 12km do Hotelu, wydawało mi się, że będzie ciężko, że każdy już będzie odliczał kilometry... spoglądał na zegarek, że coraz więcej osób będą opuszczać siły... a  tutaj niespodzianka, im bliżej hotelu, tym jedziemy szybciej... ponad 23 km/h... chyba przeginamy... 
Wzdłuż Wisły
Wzdłuż Wisły © amiga

Pod koniec zaplanowaliśmy przejazd przez mostek wiszący, ale wiąże się to  z przejazdem przez ścieżkę przy łące, niestety po deszczu jest mocno rozmoknięta, ciężko się jedzie... ale mostek i tak cieszy... może też dlatego, że finał już blisko... :)
Trawiasta niespodzianka
Trawiasta niespodzianka © amiga
Wiszący mostek
Wiszący mostek © amiga
Chyba wszyscy już są
Chyba wszyscy już są © amiga

Końcówka do podjazd trochę ponad kilometr... każdy jedzie w swoim tempie... ale dojeżdżają wszyscy, mało tego, wszyscy są uśmiechnięci, zmęczeni i uśmiechnięci.... 
Znowu mocniej pada
Znowu mocniej pada © amiga
Jeszcze 200m :)
Jeszcze 200m :) © amiga
Myjnia rowerowa
Myjnia rowerowa © amiga

Nie wiem jaka jest regóła, im dłuższa trasa, tym więcej osób uczestniczy w takich wyprawach... co rok przybywa około 40% osób więcej... jeszcze kilka lat i będziemy musieli zgłaszać przejazd Etisoftu jako imprezę masową z obstawą policji, będą zamknięte drogi na całej długości... :) No dobra rozmarzyłem się... 

Po 19 wszyscy spotykamy się na kolacji... nie spotykamy osób które narzekają na trudności, na podjazdy, na asfalt, którego było mniej niż deklarowaliśmy, a na koniec dostaliśmy wierszyk od naszych fanek.... :) który tutaj przytoczę.

Dwóch radosnych, łysych gości, nie boi się trudności.
Podjęli się trudnego zadania, zaczęli zatem od ściemniania…
I że asfalt i bez górek, wywróżyli sobie z chmurek…
Grupa zacna się zebrała ... i do Wisły pojechała
Drogą banalną i prostą, tam gdzie szparagi rosną:)
i asfalt się rozpościera.... choć gdzież on jest .. jasna cholera !!
asfalt leśny, asfalt polny chyba nawet jakiś rolny ..
wszystkie gatunki były na trasie..
tylko nie ten po którym jechać da się
Trasa bez górek, po drodze żurek
w grupie sami specjaliści , wysokiej klasy cykiliści ,
co gumę złapią zaraz łatają .. tempa w formule lepszego nie mają
Darki o wystrój drużyny zadbały .. każdy cyklista niebiesko-biały
na klacie dumnie imię widnieje , to etiBIKE team więc każdy szaleje
damskie i męskie imiona w grupie ...
a gdzież jej zajebistość... acha .. miała być n "du..ie"
Wszyscy do Wisły dotarli przed zimą, nikt nie zostanie dziś Cocolino
choć tyłki obite, błoto na ciele, Darki to nadal nasi przyjaciele.. :)


W zasadzie to bez WAS nie było by tego wyjazdu... nie było by tej trasy, wycieczki... nie było by tak wspaniałej atmosfery :) Dziękujemy :)