Etisoftowy wyjazd do Wisły...
Piątek, 13 maja 2016
· Komentarze(2)
Kategoria do 136km, Firmowo, W jedną stronę, W towarzystwie
jest piątek 13go :) wyjeżdżam prawie jak zwykle... jest 7:12 gdy ruszam... w firmie muszę być przed 9:00... o ósmej jestem umówiony z Marcinek w Kochłowicach... mam go zgarnąć... Mam wrażenie, że wyjeżdżam za wcześnie, tyle, że założone mam sakwy... jeszcze trochę gratów do wzięcia... więc chyba lepiej, że mam większy zapas czasu...
Prognozy na dzisiaj zmieniały się bardzo mocno od ponad tygodnia... począwszy od kataklizmu... a skończywszy na ciepłym dniu...
Z rana meteo.pl twierdziło, że nie bezie źle, do około 14 nie powinno padać, powinno być stosunkowo ciepło, a co będzie później...? To dopiero zobaczymy....
Pomimo tego, że jadę z sakwami, mam wrażenie, że jedzie mi się niesamowicie lekko, przyjemnie... chyba wieje ze wschodu... NA długich trasach średnia na poziomie 20km/h z sakwami to dobry wynik... a gdy jestem na miejscu w Kochłowicach widzę na liczniku ponad 24... na 100% wieje ze wschodu...
Mam chwilę czasu, nawet dłuższą, więc na spokojnie podjeżdżam do pobliskiego bankomatu, i wracam na miejsce spotkania.... mija dobre 10 min... mam czas by zadzwonić kontrolnie do Darka.
Przyjeżdża Marcin... nogi na pedały i jedziemy dalej... odbijam na Wirecką... a tam niespodzianka, remont torowisk, droga częściowo zakorkowana przez ciężki sprzęt, pomimo że tego nie planowałem odbijamy na drogę wzdłuż potoku Bielszowickiego... trochę terenu z rana... z sakwami ;)
Gnamy ile sił w nogach, zależy mi byt być przed 9:00...
W sumie to nie wyjaśniłem czemu tak późno...
Dzisiaj zaczyna się wypad na spotkanie integracyjne w Wiśle... rowerzyści podobnie jak rok temu wyjeżdżają dzień wcześniej, wszystko dzięki przychylności zarządu, kadr, kilku dobrych duchów...
Czasu na przygotowanie mieliśmy bardzo mało, wyjazd jest miesiąc wcześniej niż zwykle... pomimo tego udało się ustalić inną trasę niż w zeszłym roku z jednym wspólnym punktem... tym obiadowym, bo knajpka sprawdzona... itd...
Dojeżdżamy do firmy, rowerzyści już powoli się zbierają, krótkie spotkanie z Darkiem, lecę się przepakować, bo nie wszystko co mam w małych sakwach będzie mi potrzebne na trasie, ale też część rzeczy już wcześniej znalazła się w firmie :)
Zebrało się tutaj wielu © amiga
Około 9:30 zaplanowaliśmy krótką odprawę...
W skrócie na starcie stawiło się 57 rowerzystów, podzieliliśmy ich na 4 grupy by wszystko było zgodnie z prawem, ruszamy w odstępach 2-3 minut... do pokonania trochę ponad 100 km....
Ostatnie przygotowania nawigacji, parę informacji o możliwych niebezpiecznych miejscach... i trochę po 10 ruszamy... Grupa A prowadzona przez Darek, grupa B prowadzona przez Dawida, grupa C prowadzona przez Mariusza i jako ostatnia stratuje grupa D prowadzona przeze mnie :) Mam najmniejszą grupę... 13 osób... wiązało się to z małymi przetasowaniami jeszcze przed startem :)
Pierwsze zadanie to wydostać się z Gliwic... ten wariant musieliśmy jeszcze wczoraj zmienić, bo zaczynają się Igry w Gliwicach, kilka dróg na pierwotnej trasie przejazdu jest zamknięte... Udało się jednak na szybko sklecić nieco inny wariant, może ścieżki nie są idealne, ale przejezdne... a najważniejsze, że z dala od głównego ruchu...
Mostek na Kłodnicy © amiga
W końcu wjeżdżamy na Bojkowską a nieco dalej odbijamy w lekki teren niedaleko lotniska...
Tutaj po raz pierwszy zauważamy, że grupa C nieco źle pojechała, wołamy, gwiżdżemy, w końcu dzwonimy... zawracając...
To nic dziwnego, bo Mariusz po raz pierwszy dzisiaj używa nawigacji... na szczęście nie ujechali daleko... tylko 50m do zawrócenia... chwilę odczekujemy, przepuszczamy ich i... sami ruszamy... z definicji mamy zamykać cały przejazd... i w razie czego zbierać zbłąkane owieczki :)
Na Bojkowskiej © amiga
Doganiamy grupę C © amiga
Troszkę terenu © amiga
Pierwsza okazja jeszcze przed Knurowem, gdzie jakiś uczestnik czeka na swoją grupę świecie przekonany, że dopiero przyjadą... chwila rozmowy i zabieramy go ze sobą... za nami już nikogo nie ma...
Cóż zdarzyło się...
Ruszamy dalej... to chyba najbardziej niewdzięczny fragment wycieczki - Kurów, tutaj rower to samobójstwo, a my musimy przeprowadzić tamtędy kilkadziesiąt osób... udało się wyznaczyć szlak zakosami, przez jakieś piesze tunele pod A1 i został jedynie fragment drogi 921... Chwilę odczekujemy na możliwość przejazdu... wbicie się na tą drogę to horror... ale gdy już po niej jedziemy jest nieźle..... 400m dalej zjeżdżamy na boczną drogę...
Tunel do innego świata? © amiga
gdzie gdy dojeżdżamy, opuszczane są szlabany... przymusowy postój wykorzystujemy na degustację czekoladek :) wypicie kilku łyków... Mijają się 2 towarowe... chwila się przeciąga...
Jedzie pociąg © amiga
Teraz dłuższy odcinek wzdłuż A1-ki po serwisówce... tyle, że odbijamy na Czerwionkę-Leszczyny byt w końcu wyjechać na trasę którą mieliśmy pierwotnie... w wariancie 90% asfaltu... i taką informację posłaliśmy kilka tygodni temu... ech....
Wzdłuż autostrady © amiga
Przejazd nad A1 © amiga
W lasach przed Czerwionką spotykamy grupę C... mają przerwę na panę... oddajemy przy okazji zgubionego uczestnika i ruszamy dalej... nie czujemy specjalnego parcia... by się ścigać, wolę by nas wyprzedzili... to w końcu my mamy zbierać zagubione owieczki, a poza tym, nieco lepiej znam trasę ;) chociaż bez nawigacji też miałbym trudno... Nie da się zapamiętać 100km i 100 zakrętów... przynajmniej nie po jednym przejeździe :)
Pierwsza awaria? © amiga
Mamy coś szczęście do pociągów.... i opuszczonych szlabanów... natykamy się jeszcze na 2 takie miejsca, w jednym są chyba zamknięte na stałe, w drugim... jedzie pociąg... na szczęście nie czekamy zbyt długo...
Kolejny pociąg? © amiga
Osiągamy okolice pojezierza Palowickiego... gdy z Darkiem jechaliśmy tutaj jakiś miesiąc temu... zrobiło na nas wrażenie... chociaż wtedy jechaliśmy nieco inną trasą, dzisiaj nieco więcej wzdłuż stawów... piękne miejsce... i kilka osób wspomniało nam, że teżzwrócili na nie uwagę...
Leciutki teren © amiga
Okolice pojezierza Palowickiego © amiga
Przed nami kolejne wyzwanie - przejazd przez Żory... i konieczność przejechania 81... która stanowi spore wyzwania dla rowerzystów próbujących ją przekroczyć, tyle że w czasach gdy powstawała natężenie ruchu samochodowego było sporo mniejsze... teraz w niektórych miejscach próbują to rozwiązać... ale do ideału daleko...
Przekraczamy 81 w okolicach leśnej... Uff to chyba najgorszy dzisiaj fragment, pomimo tego, że tak krótki...
Pora na sklep :) © amiga
W okolicach Warszowic wjeżdżamy na trasę zeszłorocznego wariantu... prowadzącego aż do Strumienia... więcej nie namieszaliśmy, bo i po co tym bardziej, że się sprawdził...
Znajomy mostek :) © amiga
Przez pola rzepaku © amiga
Na niebie pojawia się coraz więcej ciemnych chmur zwiastujących zmianę pogody, jak do tej pory było nieźle... temperatura około 23 stopni... lekki wiatr... teraz zaczyna pokrapywać od czasy do czasu, do miejsca planowanego obiadu mamy może 6 km... częściowo po terenie, częściowo asfaltami... Co prawda spodziewałem się, że już niektórzy będą zmęczeni, ale chyba wizja ciepłej strawy dodaje im skrzydeł, a raczej siły w nogach.... naciskamy mocniej... :)
Nie podobają mi się chmury z lewej © amiga
Na szlaku © amiga
Docieramy do strumienia, grupy A,B,C już są... jest czas by porozmawiać, dowiedzieć się jak minęła trasa... w tym czasie zaczyna mocniej padać, ale jesteśmy pod parasolami... gorąca kawa, żurek, pierogi pomagają, chociaż wiem, że pierwsze kilka km będzie ciężkie...
Punkt zborny © amiga
Mija dobre pół godziny zanim ruszamy, a może nawet więcej...
Przed nami około 40 km w większości asfaltami, poza kilkoma odcinakami wzdłuż Wisły... gdzie pojawi się inna nawierzchnia... ale... teraz do przejechania most w strumieniu, rok temu był remontowany, co miało 2 konsekwencje, pierwsza, to musieliśmy skorzystać z części dla pieszych, a druga to ruch na dalszym odcinku za mostem w zasadzie nie istniał, tym razem jest nieco inaczej... pojawia się kilka pędzących samochodów...
Most w Strumieniu © amiga
Na szczęście znów odbijamy w bok :) i kierujemy się w okolice torowiska gdzie rok temu utknęliśmy na około 40 minut na przejeździe, tym razem nie popełnimy tego błędu, wiemy gdzie jest tunel... i skrzętnie z niego korzystamy, nie tracimy czasu.... za to znów zaczyna padać....
W tunelu © amiga
Trafiamy na dziwnie ustrojoną wioskę? Tylko co to za okazja? Nie pamiętam takiej tradycji... może chodzi o niedzielne święto, a może to coś innego... wzdłuż drogi palą się znicze, w wielu miejscach szarfy, chorągiewki... to coś kościelnego, tylko co? Może ktoś wie? Ta miejscowość to Zaborze za Strumieniem...
Ustrojona wioska © amiga
rozpadało się na dobre... spoglądam na termometr w liczniku... masakra... temperatura spadła do 13 stopni... różnica o 10 w ciągu może godziny...
Pada coraz bardziej © amiga
Betonowe płyty © amiga
Widać ślady naszych © amiga
Zbliżamy się do Skoczowa, liczę na to, że tym razem nie będzie niespodzianek na rowerówce jak rok temu, gdy zamknęli nam kilka przepraw i dość długi odcinek DDRki... jest nieźle.. :) wszystko na swoim miejscu, my jednak nie jedziemy wzdłuż Wisły, tylko planowo nieco odbijamy na Brenną.... droga jest ciekawsza i nie ma przypadku gdy trzeba przenosić po schodach rower...
to chyba największa porażka oryginalnej rowerówki do Wisły, ale od czego są mamy, google i inne serwisy... zawsze jest alternatywa :)
Rok temu remontowali ten wiadukt © amiga
Ta kładka też była zamknięta © amiga
Most kolejowy © amiga
Już widać pierwsze objawy zmęczenia, co kilka km zatrzymujemy się by zebrać peleton... coś zjeść, napić się... skorzystać z toalety :)
Krótka przerwa © amiga
ale góry coraz bliżej, na pierwszym moście przed Brenną odbijamy na Górki małe i Ustroń... boję się, że mnie zabiją na górki na 70 kilometrze... tego nie ma dużo... ale jednak trzeba zmierzyć się z długim kilku procentowym podjazdem... tym bardziej, że kilka osób siedzi pierwszy raz w tym roku na rowerze...
Okazuje się, że nie jest tak źle... mało tego, gdy później już przy stołach rozmawiamy okazuje się, że wszystkim bardziej podobał się ten wariant, a nie nudna jazda wzdłuż Wisły, gdzie po jednej stronie są krzaki, a po drugiej rzekę widać i tak tylko od czasu do czasu, za to od Skoczowa cały czas jest pod górkę - niewielki nachylenie 1-2%
Tutaj było 3-4% ale później dość długi odcinek po "równym" i zjazd, dzięki któremu był czas na odpoczynek...
Widać góry © amiga
A teraz to którędy ? © amiga
Widać znajomych :) © amiga
Za zjazdem pozostało około 12km do Hotelu, wydawało mi się, że będzie ciężko, że każdy już będzie odliczał kilometry... spoglądał na zegarek, że coraz więcej osób będą opuszczać siły... a tutaj niespodzianka, im bliżej hotelu, tym jedziemy szybciej... ponad 23 km/h... chyba przeginamy...
Wzdłuż Wisły © amiga
Pod koniec zaplanowaliśmy przejazd przez mostek wiszący, ale wiąże się to z przejazdem przez ścieżkę przy łące, niestety po deszczu jest mocno rozmoknięta, ciężko się jedzie... ale mostek i tak cieszy... może też dlatego, że finał już blisko... :)
Trawiasta niespodzianka © amiga
Wiszący mostek © amiga
Chyba wszyscy już są © amiga
Końcówka do podjazd trochę ponad kilometr... każdy jedzie w swoim tempie... ale dojeżdżają wszyscy, mało tego, wszyscy są uśmiechnięci, zmęczeni i uśmiechnięci....
Znowu mocniej pada © amiga
Jeszcze 200m :) © amiga
Myjnia rowerowa © amiga
Nie wiem jaka jest regóła, im dłuższa trasa, tym więcej osób uczestniczy w takich wyprawach... co rok przybywa około 40% osób więcej... jeszcze kilka lat i będziemy musieli zgłaszać przejazd Etisoftu jako imprezę masową z obstawą policji, będą zamknięte drogi na całej długości... :) No dobra rozmarzyłem się...
Po 19 wszyscy spotykamy się na kolacji... nie spotykamy osób które narzekają na trudności, na podjazdy, na asfalt, którego było mniej niż deklarowaliśmy, a na koniec dostaliśmy wierszyk od naszych fanek.... :) który tutaj przytoczę.
Dwóch radosnych, łysych gości, nie boi się trudności.
Podjęli się trudnego zadania, zaczęli zatem od ściemniania…
I że asfalt i bez górek, wywróżyli sobie z chmurek…
Grupa zacna się zebrała ... i do Wisły pojechała
Drogą banalną i prostą, tam gdzie szparagi rosną:)
i asfalt się rozpościera.... choć gdzież on jest .. jasna cholera !!
asfalt leśny, asfalt polny chyba nawet jakiś rolny ..
wszystkie gatunki były na trasie..
tylko nie ten po którym jechać da się
Trasa bez górek, po drodze żurek
w grupie sami specjaliści , wysokiej klasy cykiliści ,
co gumę złapią zaraz łatają .. tempa w formule lepszego nie mają
Darki o wystrój drużyny zadbały .. każdy cyklista niebiesko-biały
na klacie dumnie imię widnieje , to etiBIKE team więc każdy szaleje
damskie i męskie imiona w grupie ...
a gdzież jej zajebistość... acha .. miała być n "du..ie"
Wszyscy do Wisły dotarli przed zimą, nikt nie zostanie dziś Cocolino
choć tyłki obite, błoto na ciele, Darki to nadal nasi przyjaciele.. :)
W zasadzie to bez WAS nie było by tego wyjazdu... nie było by tej trasy, wycieczki... nie było by tak wspaniałej atmosfery :) Dziękujemy :)
Prognozy na dzisiaj zmieniały się bardzo mocno od ponad tygodnia... począwszy od kataklizmu... a skończywszy na ciepłym dniu...
Z rana meteo.pl twierdziło, że nie bezie źle, do około 14 nie powinno padać, powinno być stosunkowo ciepło, a co będzie później...? To dopiero zobaczymy....
Pomimo tego, że jadę z sakwami, mam wrażenie, że jedzie mi się niesamowicie lekko, przyjemnie... chyba wieje ze wschodu... NA długich trasach średnia na poziomie 20km/h z sakwami to dobry wynik... a gdy jestem na miejscu w Kochłowicach widzę na liczniku ponad 24... na 100% wieje ze wschodu...
Mam chwilę czasu, nawet dłuższą, więc na spokojnie podjeżdżam do pobliskiego bankomatu, i wracam na miejsce spotkania.... mija dobre 10 min... mam czas by zadzwonić kontrolnie do Darka.
Przyjeżdża Marcin... nogi na pedały i jedziemy dalej... odbijam na Wirecką... a tam niespodzianka, remont torowisk, droga częściowo zakorkowana przez ciężki sprzęt, pomimo że tego nie planowałem odbijamy na drogę wzdłuż potoku Bielszowickiego... trochę terenu z rana... z sakwami ;)
Gnamy ile sił w nogach, zależy mi byt być przed 9:00...
W sumie to nie wyjaśniłem czemu tak późno...
Dzisiaj zaczyna się wypad na spotkanie integracyjne w Wiśle... rowerzyści podobnie jak rok temu wyjeżdżają dzień wcześniej, wszystko dzięki przychylności zarządu, kadr, kilku dobrych duchów...
Czasu na przygotowanie mieliśmy bardzo mało, wyjazd jest miesiąc wcześniej niż zwykle... pomimo tego udało się ustalić inną trasę niż w zeszłym roku z jednym wspólnym punktem... tym obiadowym, bo knajpka sprawdzona... itd...
Dojeżdżamy do firmy, rowerzyści już powoli się zbierają, krótkie spotkanie z Darkiem, lecę się przepakować, bo nie wszystko co mam w małych sakwach będzie mi potrzebne na trasie, ale też część rzeczy już wcześniej znalazła się w firmie :)
Zebrało się tutaj wielu © amiga
Około 9:30 zaplanowaliśmy krótką odprawę...
W skrócie na starcie stawiło się 57 rowerzystów, podzieliliśmy ich na 4 grupy by wszystko było zgodnie z prawem, ruszamy w odstępach 2-3 minut... do pokonania trochę ponad 100 km....
Ostatnie przygotowania nawigacji, parę informacji o możliwych niebezpiecznych miejscach... i trochę po 10 ruszamy... Grupa A prowadzona przez Darek, grupa B prowadzona przez Dawida, grupa C prowadzona przez Mariusza i jako ostatnia stratuje grupa D prowadzona przeze mnie :) Mam najmniejszą grupę... 13 osób... wiązało się to z małymi przetasowaniami jeszcze przed startem :)
Pierwsze zadanie to wydostać się z Gliwic... ten wariant musieliśmy jeszcze wczoraj zmienić, bo zaczynają się Igry w Gliwicach, kilka dróg na pierwotnej trasie przejazdu jest zamknięte... Udało się jednak na szybko sklecić nieco inny wariant, może ścieżki nie są idealne, ale przejezdne... a najważniejsze, że z dala od głównego ruchu...
Mostek na Kłodnicy © amiga
W końcu wjeżdżamy na Bojkowską a nieco dalej odbijamy w lekki teren niedaleko lotniska...
Tutaj po raz pierwszy zauważamy, że grupa C nieco źle pojechała, wołamy, gwiżdżemy, w końcu dzwonimy... zawracając...
To nic dziwnego, bo Mariusz po raz pierwszy dzisiaj używa nawigacji... na szczęście nie ujechali daleko... tylko 50m do zawrócenia... chwilę odczekujemy, przepuszczamy ich i... sami ruszamy... z definicji mamy zamykać cały przejazd... i w razie czego zbierać zbłąkane owieczki :)
Na Bojkowskiej © amiga
Doganiamy grupę C © amiga
Troszkę terenu © amiga
Pierwsza okazja jeszcze przed Knurowem, gdzie jakiś uczestnik czeka na swoją grupę świecie przekonany, że dopiero przyjadą... chwila rozmowy i zabieramy go ze sobą... za nami już nikogo nie ma...
Cóż zdarzyło się...
Ruszamy dalej... to chyba najbardziej niewdzięczny fragment wycieczki - Kurów, tutaj rower to samobójstwo, a my musimy przeprowadzić tamtędy kilkadziesiąt osób... udało się wyznaczyć szlak zakosami, przez jakieś piesze tunele pod A1 i został jedynie fragment drogi 921... Chwilę odczekujemy na możliwość przejazdu... wbicie się na tą drogę to horror... ale gdy już po niej jedziemy jest nieźle..... 400m dalej zjeżdżamy na boczną drogę...
Tunel do innego świata? © amiga
gdzie gdy dojeżdżamy, opuszczane są szlabany... przymusowy postój wykorzystujemy na degustację czekoladek :) wypicie kilku łyków... Mijają się 2 towarowe... chwila się przeciąga...
Jedzie pociąg © amiga
Teraz dłuższy odcinek wzdłuż A1-ki po serwisówce... tyle, że odbijamy na Czerwionkę-Leszczyny byt w końcu wyjechać na trasę którą mieliśmy pierwotnie... w wariancie 90% asfaltu... i taką informację posłaliśmy kilka tygodni temu... ech....
Wzdłuż autostrady © amiga
Przejazd nad A1 © amiga
W lasach przed Czerwionką spotykamy grupę C... mają przerwę na panę... oddajemy przy okazji zgubionego uczestnika i ruszamy dalej... nie czujemy specjalnego parcia... by się ścigać, wolę by nas wyprzedzili... to w końcu my mamy zbierać zagubione owieczki, a poza tym, nieco lepiej znam trasę ;) chociaż bez nawigacji też miałbym trudno... Nie da się zapamiętać 100km i 100 zakrętów... przynajmniej nie po jednym przejeździe :)
Pierwsza awaria? © amiga
Mamy coś szczęście do pociągów.... i opuszczonych szlabanów... natykamy się jeszcze na 2 takie miejsca, w jednym są chyba zamknięte na stałe, w drugim... jedzie pociąg... na szczęście nie czekamy zbyt długo...
Kolejny pociąg? © amiga
Osiągamy okolice pojezierza Palowickiego... gdy z Darkiem jechaliśmy tutaj jakiś miesiąc temu... zrobiło na nas wrażenie... chociaż wtedy jechaliśmy nieco inną trasą, dzisiaj nieco więcej wzdłuż stawów... piękne miejsce... i kilka osób wspomniało nam, że teżzwrócili na nie uwagę...
Leciutki teren © amiga
Okolice pojezierza Palowickiego © amiga
Przed nami kolejne wyzwanie - przejazd przez Żory... i konieczność przejechania 81... która stanowi spore wyzwania dla rowerzystów próbujących ją przekroczyć, tyle że w czasach gdy powstawała natężenie ruchu samochodowego było sporo mniejsze... teraz w niektórych miejscach próbują to rozwiązać... ale do ideału daleko...
Przekraczamy 81 w okolicach leśnej... Uff to chyba najgorszy dzisiaj fragment, pomimo tego, że tak krótki...
Pora na sklep :) © amiga
W okolicach Warszowic wjeżdżamy na trasę zeszłorocznego wariantu... prowadzącego aż do Strumienia... więcej nie namieszaliśmy, bo i po co tym bardziej, że się sprawdził...
Znajomy mostek :) © amiga
Przez pola rzepaku © amiga
Na niebie pojawia się coraz więcej ciemnych chmur zwiastujących zmianę pogody, jak do tej pory było nieźle... temperatura około 23 stopni... lekki wiatr... teraz zaczyna pokrapywać od czasy do czasu, do miejsca planowanego obiadu mamy może 6 km... częściowo po terenie, częściowo asfaltami... Co prawda spodziewałem się, że już niektórzy będą zmęczeni, ale chyba wizja ciepłej strawy dodaje im skrzydeł, a raczej siły w nogach.... naciskamy mocniej... :)
Nie podobają mi się chmury z lewej © amiga
Na szlaku © amiga
Docieramy do strumienia, grupy A,B,C już są... jest czas by porozmawiać, dowiedzieć się jak minęła trasa... w tym czasie zaczyna mocniej padać, ale jesteśmy pod parasolami... gorąca kawa, żurek, pierogi pomagają, chociaż wiem, że pierwsze kilka km będzie ciężkie...
Punkt zborny © amiga
Mija dobre pół godziny zanim ruszamy, a może nawet więcej...
Przed nami około 40 km w większości asfaltami, poza kilkoma odcinakami wzdłuż Wisły... gdzie pojawi się inna nawierzchnia... ale... teraz do przejechania most w strumieniu, rok temu był remontowany, co miało 2 konsekwencje, pierwsza, to musieliśmy skorzystać z części dla pieszych, a druga to ruch na dalszym odcinku za mostem w zasadzie nie istniał, tym razem jest nieco inaczej... pojawia się kilka pędzących samochodów...
Most w Strumieniu © amiga
Na szczęście znów odbijamy w bok :) i kierujemy się w okolice torowiska gdzie rok temu utknęliśmy na około 40 minut na przejeździe, tym razem nie popełnimy tego błędu, wiemy gdzie jest tunel... i skrzętnie z niego korzystamy, nie tracimy czasu.... za to znów zaczyna padać....
W tunelu © amiga
Trafiamy na dziwnie ustrojoną wioskę? Tylko co to za okazja? Nie pamiętam takiej tradycji... może chodzi o niedzielne święto, a może to coś innego... wzdłuż drogi palą się znicze, w wielu miejscach szarfy, chorągiewki... to coś kościelnego, tylko co? Może ktoś wie? Ta miejscowość to Zaborze za Strumieniem...
Ustrojona wioska © amiga
rozpadało się na dobre... spoglądam na termometr w liczniku... masakra... temperatura spadła do 13 stopni... różnica o 10 w ciągu może godziny...
Pada coraz bardziej © amiga
Betonowe płyty © amiga
Widać ślady naszych © amiga
Zbliżamy się do Skoczowa, liczę na to, że tym razem nie będzie niespodzianek na rowerówce jak rok temu, gdy zamknęli nam kilka przepraw i dość długi odcinek DDRki... jest nieźle.. :) wszystko na swoim miejscu, my jednak nie jedziemy wzdłuż Wisły, tylko planowo nieco odbijamy na Brenną.... droga jest ciekawsza i nie ma przypadku gdy trzeba przenosić po schodach rower...
to chyba największa porażka oryginalnej rowerówki do Wisły, ale od czego są mamy, google i inne serwisy... zawsze jest alternatywa :)
Rok temu remontowali ten wiadukt © amiga
Ta kładka też była zamknięta © amiga
Most kolejowy © amiga
Już widać pierwsze objawy zmęczenia, co kilka km zatrzymujemy się by zebrać peleton... coś zjeść, napić się... skorzystać z toalety :)
Krótka przerwa © amiga
ale góry coraz bliżej, na pierwszym moście przed Brenną odbijamy na Górki małe i Ustroń... boję się, że mnie zabiją na górki na 70 kilometrze... tego nie ma dużo... ale jednak trzeba zmierzyć się z długim kilku procentowym podjazdem... tym bardziej, że kilka osób siedzi pierwszy raz w tym roku na rowerze...
Okazuje się, że nie jest tak źle... mało tego, gdy później już przy stołach rozmawiamy okazuje się, że wszystkim bardziej podobał się ten wariant, a nie nudna jazda wzdłuż Wisły, gdzie po jednej stronie są krzaki, a po drugiej rzekę widać i tak tylko od czasu do czasu, za to od Skoczowa cały czas jest pod górkę - niewielki nachylenie 1-2%
Tutaj było 3-4% ale później dość długi odcinek po "równym" i zjazd, dzięki któremu był czas na odpoczynek...
Widać góry © amiga
A teraz to którędy ? © amiga
Widać znajomych :) © amiga
Za zjazdem pozostało około 12km do Hotelu, wydawało mi się, że będzie ciężko, że każdy już będzie odliczał kilometry... spoglądał na zegarek, że coraz więcej osób będą opuszczać siły... a tutaj niespodzianka, im bliżej hotelu, tym jedziemy szybciej... ponad 23 km/h... chyba przeginamy...
Wzdłuż Wisły © amiga
Pod koniec zaplanowaliśmy przejazd przez mostek wiszący, ale wiąże się to z przejazdem przez ścieżkę przy łące, niestety po deszczu jest mocno rozmoknięta, ciężko się jedzie... ale mostek i tak cieszy... może też dlatego, że finał już blisko... :)
Trawiasta niespodzianka © amiga
Wiszący mostek © amiga
Chyba wszyscy już są © amiga
Końcówka do podjazd trochę ponad kilometr... każdy jedzie w swoim tempie... ale dojeżdżają wszyscy, mało tego, wszyscy są uśmiechnięci, zmęczeni i uśmiechnięci....
Znowu mocniej pada © amiga
Jeszcze 200m :) © amiga
Myjnia rowerowa © amiga
Nie wiem jaka jest regóła, im dłuższa trasa, tym więcej osób uczestniczy w takich wyprawach... co rok przybywa około 40% osób więcej... jeszcze kilka lat i będziemy musieli zgłaszać przejazd Etisoftu jako imprezę masową z obstawą policji, będą zamknięte drogi na całej długości... :) No dobra rozmarzyłem się...
Po 19 wszyscy spotykamy się na kolacji... nie spotykamy osób które narzekają na trudności, na podjazdy, na asfalt, którego było mniej niż deklarowaliśmy, a na koniec dostaliśmy wierszyk od naszych fanek.... :) który tutaj przytoczę.
Dwóch radosnych, łysych gości, nie boi się trudności.
Podjęli się trudnego zadania, zaczęli zatem od ściemniania…
I że asfalt i bez górek, wywróżyli sobie z chmurek…
Grupa zacna się zebrała ... i do Wisły pojechała
Drogą banalną i prostą, tam gdzie szparagi rosną:)
i asfalt się rozpościera.... choć gdzież on jest .. jasna cholera !!
asfalt leśny, asfalt polny chyba nawet jakiś rolny ..
wszystkie gatunki były na trasie..
tylko nie ten po którym jechać da się
Trasa bez górek, po drodze żurek
w grupie sami specjaliści , wysokiej klasy cykiliści ,
co gumę złapią zaraz łatają .. tempa w formule lepszego nie mają
Darki o wystrój drużyny zadbały .. każdy cyklista niebiesko-biały
na klacie dumnie imię widnieje , to etiBIKE team więc każdy szaleje
damskie i męskie imiona w grupie ...
a gdzież jej zajebistość... acha .. miała być n "du..ie"
Wszyscy do Wisły dotarli przed zimą, nikt nie zostanie dziś Cocolino
choć tyłki obite, błoto na ciele, Darki to nadal nasi przyjaciele.. :)
W zasadzie to bez WAS nie było by tego wyjazdu... nie było by tej trasy, wycieczki... nie było by tak wspaniałej atmosfery :) Dziękujemy :)