Wpisy archiwalne w kategorii

do 136km

Dystans całkowity:17562.19 km (w terenie 3900.00 km; 22.21%)
Czas w ruchu:1001:47
Średnia prędkość:17.53 km/h
Maksymalna prędkość:63.92 km/h
Suma podjazdów:99129 m
Maks. tętno maksymalne:236 (128 %)
Maks. tętno średnie:152 (82 %)
Suma kalorii:716912 kcal
Liczba aktywności:181
Średnio na aktywność:97.03 km i 5h 32m
Więcej statystyk

Testując trasę z Goczałkowic do Żywca

Niedziela, 28 maja 2017 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Niedziela to ostatni dzwon by sprawdzić trasę do Zakopanego, w zasadzie ostatni odcinek, nieprzetestowany wcześniej. Kilka lat temu gdy z Darkiem jechaliśmy do Żywca trasę układaliśmy w trakcie, teraz, jest inaczej, za kilka dni będziemy prowadzić kilkadziesiąt osób.

Około 9:05 ruszamy w trójkę, Darek, Waldek i ja. Tama w Goczałkowicach zaliczona, zjazd z jej połowy także ;), droga przyzwoitej jakości, masa asfaltu, niewielki ruch, jednak na niektórych fragmentach mamy obiekcje, co co ruchu. Dzisiaj jest niedziela, a co będzie w dzień powszedni? W czwartek?

O poranku na Tamie w Goczałkowicach
O poranku na Tamie w Goczałkowicach © amiga
Pięknie jest :)
Pięknie jest :) © amiga
No to teraz w dół
No to teraz w dół © amiga
Na zjeździe
Na zjeździe © amiga
Od jakiegoś czasu mamy naszkicowany jeden wariant, na szczęście Darek zdążył przygotować inny na powrót, jadąc tam i z powrotem będzie okazja sprawdzić inną możliwość. Najbardziej obawiamy się przejazdy przez Bielsko, niełatwo jest przejechać bezpiecznie przez miasto gdy dookoła są góry, niewiele alternatyw... i oczywiście nie znamy za dobrze miasta ;), bo najczęściej się przez nie przejeżdża, bądź trafia w określoną lokalizację i tyle...  Przez jakiś czas ślad prowadzi nas po trasie 52.... dzisiaj jest jeszcze jako tako, ale w tygodniu nie chcę myśleć co tutaj będzie, jesteśmy zgodni, ten fragment musi być zmieniony... 
Góry coraz bliżej
Góry coraz bliżej © amiga
Docieramy do Karczmy Stara Szmergielnia, jest jeszcze zamknięta, zaskakuje nas informacja, że w tygodniu otwierają o 15... to niedobrze, jeżeli planujemy dotrzeć na obiad około 14... W niedzielę otwierają o 12... nie będziemy czekać... trudno, wracając zahaczymy o to miejsce jeszcze raz. 
Stara Szmergielnia
Stara Szmergielnia © amiga
Hotel Stara Szmergielnia
Hotel Stara Szmergielnia © amiga
Pora zabrać się za długi podjazd na Wilkowice, w mojej pamięci został zapamiętany jako wyjątkowo długi, ale okazuje się, że nie jest to prawdą, kończy się dość szybko... to dobrze... za to później.... do Łodygowic po prostu się frunie na rowerze... warto było pojechać te kilak metrów :)
Na małym podjeździe
Na małym podjeździe © amiga
Jeszcze pod górkę
Jeszcze pod górkę © amiga
Trochę po 12 docieramy do Żywca, trwa triatlon, rynek zawalony rowerami, sporo turystów, mieszkańców, kręcimy się po okolicy, podjeżdżamy pod zamek, trochę zdjęć i postanawiamy stanąć w jakiejś restauracji, zresztą przetestowanej. Mija coś koło godziny...
Najedzeni, wypoczęci nie mamy ochoty na kręcenie, początkowo idzie nam to nędznie, ale z każdym km się rozkręcamy. Korzystamy z innego wariantu... który okazuje się niesamowicie przyjemny. Przez Bielsko przejeżdżamy zupełnie bocznymi drogami, szokujące jest to jak można uciec od ruchu samochodowego. 
Miejskie Centrum Kultury w Żywcu
Miejskie Centrum Kultury w Żywcu © amiga
Trwa triatlon
Trwa triatlon © amiga
Rynek Żywiecki
Rynek Żywiecki © amiga
Góral żywiecki z zamkiem
Góral żywiecki z zamkiem © amiga
Mieszczanin żywiecki z Dworem starostów upnickich
Mieszczanin żywiecki z Dworem starostów upnickich © amiga
Ławeczka Alicji Habsburg
Ławeczka Alicji Habsburg © amiga
Domek chiński
Domek chiński © amiga
Nad rzeczką opodal krzaczka
Nad rzeczką opodal krzaczka © amiga
Instrukcja obłsługi ;)
Instrukcja obłsługi ;) © amiga
Przed restauracją
Przed restauracją © amiga
Kościół św. Barbary w Bielsku-Białej
Kościół św. Barbary w Bielsku-Białej © amiga
Trwa nabożeństwo
Trwa nabożeństwo © amiga
Kapliczka tuż obok kościoła
Kapliczka tuż obok kościoła © amiga
Parafia katedralna Pw. Św. Mikołaja w Bielsku-Białej
Parafia katedralna Pw. Św. Mikołaja w Bielsku-Białej © amiga
Rowerki miejskie
Rowerki miejskie © amiga
Punkt chłodzenia ;)
Punkt chłodzenia ;) © amiga
Wyjeżdżając z Bielska jesteśmy pewni, że pomimo tego, że to ciut trudniejszy wariant - więcej podjazdów to jest to trasa niesamowicie widokowa, spokojna... Tutaj można prowadzić nawet sporą grupę bikerów... 
Ani jednej chmurki
Ani jednej chmurki © amiga
Znowu pod górkę
Znowu pod górkę © amiga
Piękna okolica
Piękna okolica © amiga
Dzień okazał się niesamowicie gorący, chwilami powyżej 30 stopni, gdy docieramy do Goczałkowic...  chce nam się pić, ale jest sklep.... mają chłodne napoje... 
Ponownie na tamie
Ponownie na tamie © amiga
A może lepiej popływać?
A może lepiej popływać? © amiga
Muszę przyznać, że powrotny wariant miło mnie zaskoczył... warto było pojechać i sprawdzić ten fragment.
Dzięki Darek i Waldek za miło spędzony dzień... prawie setka za nami :)

Z Námestova do Zakopanego

Piątek, 19 maja 2017 · Komentarze(5)
Piątkowy poranek, pierwszy dzień po powrocie ze szkolenia w Warszawie, 5 dni bez roweru... 
Wieczorem szybki telefon, i z Tomkiem jedziemy przejechać końcowy fragment planowanej wycieczki firmowej. W drodze jeszcze ustalany skąd, bo miejsce docelowe jest pewne ;) 
Początkowo myślimy o Korbielowie, ale gdy dojeżdżamy na miejsce jest już dość późno. Za godzinę południe, nie zdążymy przez zmrokiem. Tyle, że od Korbielowa droga nie stanowi wielkiego problemu, po prostu nie ma innej alternatywy ;) Więc tak naprawdę możemy go sobie odpuścić. Staje na tym, że zaczniemy od Námestova. Stajemy tam na parkingu, składamy rowery i w drogę, początkowo zatrzymujemy się kilka razy, bo tu koło obciera, tam coś jeszcze jest nie tak, ale po kilku drobnych regulacjach wszystko jest ok, poza moim suportem który rzęzi niemiłosiernie. Zapomniałem o nim, zastanawiam się tylko co... łożyska są w nim nowe... jakieś niemieckie uszczelnione... ale teraz nie ma czasu by się tym zajmować. Początkowo poruszamy się wzdłuż zalewu Oravskiego, spory fragment jest mocno nieciekawy, jadące dość szybko samochody nie umilają nam jazdy. Kilka dość wrednych kilometrów i odbijamy na nieco spokojniejszą trasę, kierunek Tresna. Pojawia się kilka krótkich,
ale dość stromych podjazdów. 

W Námestovie na parkingu
W Námestovie na parkingu © amiga
Jeszcze zadowoleni ;)
Jeszcze zadowoleni ;) © amiga
Nad zalewem Oravskim
Nad zalewem Oravskim © amiga
Jeden z niewielu bardziej stromych podjazdów już za nami
Jeden z niewielu bardziej stromych podjazdów już za nami © amiga
W Tresnej ślad wchodzi gdzieś między budynki... dziwnie to wygląda, jak droga  prowadząca do domu... ale... trzeba to sprawdzić, stromy zjazd i... to dobra opcja... tak ma być. Ta ścieżka to skrót prowadzący do rowerówki, do nowej rowerówki prowadzącej w kierunku Nowego Targu. DDRka mocno zaskakuje, jest idealna jak stół, bez żadnych dziur, wybrzuszeń, dość szeroka. Wg śladu prawie cała to podjazd, ale nie jest tak źle, okazuje się, że nachylenie jest znikome, bez większego problemu da się ciągnąć po 20 km/h. 
Tomek szaleje, jedzie zrywami, gdy widzi Słowaków, naciska na pedały dogania ich, przegania, po czym staje i robi zdjęcia ;), takich miejsc obfotografowanych zaliczamy kilka  średnio co około 2-3 km... Miejsca postojowe to nowiutkie wiaty, w jednym z takich miejsc jest dostępna woda źródlana. Tuż za polską granicą odbijamy na Chochołów. Do samej miejscowości szlak wygląda tak samo. Jedyne czego mi na nim brakowało to jakiś miejsc gdzie można by kupić cokolwiek do picia czy jedzenia. Być może powstaną z... czasem.. 
Mostek nad Oravicą
Mostek nad Oravicą © amiga
Po mostku da się jechać
Po mostku da się jechać © amiga
Szczęka mi opadła gdy zobaczyłem tą DDRkę... coś pięknego
Szczęka mi opadła gdy zobaczyłem tą DDRkę... coś pięknego © amiga
Kilkanaście km idealnego asfaltu, przyroda i góry
Kilkanaście km idealnego asfaltu, przyroda i góry © amiga
Na jednym z miejsc postojowych w drodze do Chochołowa
Na jednym z miejsc postojowych w drodze do Chochołowa © amiga
Woda wprost ze źródła
Woda wprost ze źródła © amiga
W oddali widać już Tatry
W oddali widać już Tatry © amiga
Na trasie jest wiele takich wiat
Na trasie jest wiele takich wiat © amiga
Góry coraz bliżej
Góry coraz bliżej © amiga
Im dalej tym piękniej
Im dalej tym piękniej © amiga
Dosłownie chwilę wcześniej z krowami pasł się bocian... - niestety zwiał gdy nas zobaczył, więc zostały tylko krowy ;)
Dosłownie chwilę wcześniej z krowami pasł się bocian... - niestety zwiał gdy nas zobaczył, więc zostały tylko krowy ;) © amiga

W Chochołowie krótki postój w restauracji u Śliwy, do mety w Zakopanem zostało około 25 km. niby niedaleko, ale jednak troszkę podjechać trzeba. Część drogi prowadzi przez Kościelisko, początek to dość ostry podjazd po zniszczonym asfalcie, tyle, że krótki, za to dalej.... coś niesamowitego... 5 km zjazd... aż do Krupówek :), po drodze krótki postój przy bacówce, maślanka niesamowita... serki już się wędzą... a my jedziemy dalej, pod hotel. pozostały tylko 3 km podjazdu z niewielkim nachyleniem... 

Piękne te nasze góry
Piękne te nasze góry © amiga
Fragment pod górkę
Fragment pod górkę © amiga
Śpiący rycerz na nas już czeka
Śpiący rycerz na nas już czeka © amiga
Na miejscu 30 minut przerwy, na piwo, na oscypka grilowanego... i Tomek proponuje by wjechać z rowerami kolejką na Gubałówkę, szkoda, że nie wziąłem map... lepiej by się to oglądało, ale... jeżeli ta jest droga to może warto skorzystać. Wjazd dość szybki, na górze kilka zdjęć i pora zjechać, Mamy przed sobą około 50 km... do samochodu po Słowackiej stronie. 
Nachylenie po 10 i więcej stopni, rowery rozpędzają się, miejscami licznik pokazuje mi ponad 60 km/h.... nie znam tej drogi, nie wiem czy nie ma dziur, niespodzianek... przy  tej prędkości niewiele byłoby do zbierania gdybyśmy gdzieś uderzyli... więc chwilami lekko zwalniam. Psychika nie pozwala mi zupełnie puścić klamek... Za stary jestem na takie numery ;)
Czekając na wagonik
Czekając na wagonik © amiga
Pora powiedzieć papa Zakopanemu
Pora powiedzieć papa Zakopanemu © amiga
Patrząc z góry wokoło Świat wydaje się lepszy
Patrząc z góry wokoło Świat wydaje się lepszy © amiga
Kościół pw. Matki Boskiej Częstochowskiej w Dzianiszu
Kościół pw. Matki Boskiej Częstochowskiej w Dzianiszu © amiga
Do samej granicy gnamy jak wariaci, zresztą większość jest z górki, dopiero po jej przekroczeniu za Chochołowem, pojawiają się krótkie ale intensywne podjazdy, tym razem wybieramy drogi, to miała być w razie czego alternatywa, gdyby rowerówka się nie sprawdziła. Raczej nie wybierzemy tego wariantu, jest co prawda krótszy, ale nie tak malowniczy, mało tego trasa jest wyraźnie trudniejsza, oczywiście w drodze do Zakopanego, nam... akurat to nie przeszkadza. W niecałe 2 godziny docieramy do samochodu... Zmęczeni ale jednak zadowoleni. udało się. Tym oto sposobem mamy już przejechane około 60% całej trasy... a ta za 2 tygodnie... 
Pora wrócić na Słowacką stronę
Pora wrócić na Słowacką stronę © amiga
Mocno nieszczególna DDRka
Mocno nieszczególna DDRka © amiga
W oddali widać jeszcze Tatry
W oddali widać jeszcze Tatry © amiga
Kolejny krótki podjazd
Kolejny krótki podjazd © amiga
Myjnia rowerów ;)
Myjnia rowerów ;) © amiga

W deszczu, we mgle i w słońcu - czyli majówka z Karoliną

Sobota, 6 maja 2017 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Poranek dnia szóstego.
Jest 5 rano gdy wstaję, mam trochę czasu, spoglądam za okno, pada, sprawdzam prognozy, radary, chyba nie będzie tak źle... 
Z domu wyjeżdżam z nadzieję, że jednak wszystko będzie dobrze, cieszę się też na spotkanie z Karoliną, długi weekend miał być inny, miało być ciepło, miała być wyprawa, a zima coś nie chce odpuścić, dzisiaj próbujemy ratować te resztki majówki... 

Na dworcu PKP melduję się około 6:20, pociąg już czeka, trasa niezbyt długa, do Oświęcimia, deszcz jakby odpuścił, jest wilgotno, czuć mgłę ale to wszystko. 

W Oświęcimiu melduję się trochę po 7, mam jeszcze czas, zaczyna jednak padać, podjeżdżam do Maka, tam jesteśmy umówieni... 
Wchodzę do środka, zamawiam kawę i coś na ząb... Zaczyna solidnie lać, sprawdzam radary, opady wyglądają na góra 15-20 minut... 

W między czasie dociera Karolina, namawiam ją na herbatę i przeczekanie opadów, mamy też okazję by pochylić się nad mapami... 

Gdy deszcz ustaje wychodzimy na zewnątrz, wsiadamy na rumaki i w drogę, wpierw zwiedzamy stare miasto w Oświęcimiu, już kiedyś zwróciłem uwagę na to, że miasto jest piękne, ale mało kto o tym wie, wszyscy turyści jadą do obozów Auschwitz-Birkenau, mało kto zatrzymuje się w centrum... 
Może to też brak pomysłu włodarzy... ? Krążąc po mieście kilka razy łapiemy się za głowy widząc co projektanci zrobili z ruchem w mieście, masa jednokierunkowych, niewiele ścieżek rowerowych, brak kontrapasów..., czasami jedyną możliwą opcją jest jazda por prąd, po chodniku... Są też problemy z odnalezieniem "atrakcji" o ile zamek jest łatwy do zlokalizowania, podobnie jak kościoły, to... polecam poszukania synagogi bez korzystania z mapy czy nawigacji... nam pomogła dopiero ta druga opcja... ;)


Rynek w Oświęcimiu

Rynek w Oświęcimiu © amiga
Mała panoramka centrum Oświęcimia
Mała panoramka centrum Oświęcimia © amiga
Mokre kwiatki
Mokre kwiatki © amiga

Zamek książąt Oświęcimskich
Zamek książąt Oświęcimskich © amiga
Może pojedziemy tamtędy?
Może pojedziemy tamtędy? © amiga
Synagoga w Oświęcimiu
Synagoga w Oświęcimiu © amiga
Krople wody
Krople wody © amiga

Gdy już udało zwiedzić się miasto pora z niego wyjechać, brak słońca nie sprzyja nam w określeniu kierunków, trochę przekombinowaliśmy, ale udało się wyjechać z Oświęcimia w kierunku Poręby Wielkiej, chcemy zaliczyć jak najwięcej budowli na szlaku architektury drewnianej, zresztą gdy Karolina planuje trasę to można być pewnym takich miejsc. Zresztą uwielbiam ja, uwielbiam stare kościółki, a im mniejszy tym lepszy, zapach starego drewna potęguje doznania :)
Niedaleko jest jeszcze pałac, obecnie funkcjonujący jako szkoła, może nie jest jakiś bardzo wystawny, ale jest w przyzwoitym stanie. 

Kościół pw. św. Bartłomieja w Porębie Wielkiej
Kościół pw. św. Bartłomieja w Porębie Wielkiej © amiga
Poręba Wielka Grottgerówka
Poręba Wielka Grottgerówka © amiga

Kierunek Grojec, tam wg mapy znajduje się kolejny drewniany kościół, kolejny pałac ;), ten pierwszy okazuje się otwarty, co mocno zaskakuje, mało tego, można podejść pod sam ołtarz, można poszukać czaszki, tą znajduje oczywiście Karola, ma oko... :)
Kościół Św. Wawrzyńca w Grojcu
Kościół Św. Wawrzyńca w Grojcu © amiga
Wewnątrz drewnianego kościółka
Wewnątrz drewnianego kościółka © amiga
Znalazła się i czaszka ;)
Znalazła się i czaszka ;) © amiga
Sufit w kościółku
Sufit w kościółku © amiga
Pobliski pałac z informacji jakie znalazłem później na necie, przeszedł w ręce prywatne, widać, że coś zostało zrobione, ale całość jest średnio dostępna, cóż, szybki zdjęcie i jedziemy dalej, jakiś kilometr może 2 dalej jest muzeum pszczelarstwa, jest co prawda zamknięte, ale fotografujemy pasieki zgromadzone na terenie "muzeum". 
Pałac Radziwiłłów w Grojcu
Pałac Radziwiłłów w Grojcu © amiga
Przy muzeum pszczelarstwa w Grojcu
Przy muzeum pszczelarstwa w Grojcu © amiga
Miś miał kiedyś w środku masę pszczółek ;)
Miś miał kiedyś w środku masę pszczółek ;) © amiga
Nieco dalej jedziemy lekko na czuja i jak to bywa źle skręcamy, błąd jest łatwy do naprawienia, ale za karę mamy solidny stromy podjazd ;), w ciągu chwili robi się nam ciepło :), tyle, że po podjeździe zawsze jest zjazd, dla odmiany nieco nas wychładza, ale wiemy, że będą kolejne górki, pagórki, podjazdy, przynajmniej tak mówi nam mapa. 

Jesteśmy w Osieku, zaczynamy zwiedzanie od kolejnego pałacu, teren zamknięty, ogrodzony, trwa remont... zawracamy i jedziemy szukać drewnianego kościółka nieco dalej, mapa 1:100000 nie upraszcza tematu, w jednym miejscy są czy kościoły, jak się okazuje jest to nowy kościół, za nim kaplica, a ten drewniany jest z boku nieco ukryty, chwilę zajmuje nam jego znalezienie, ale mamy go... tuż obok znajdują się dość intrygujące domki drewniane... Mamy kolejne zdjęcia... 
Pałac w Osieku
Pałac w Osieku © amiga
Drewniany kościółek św. Andrzeja w Osieku
Drewniany kościółek św. Andrzeja w Osieku © amiga
Drewniana chata w pobliżu kościoła
Drewniana chata w pobliżu kościoła © amiga
Kolejna piękna chatynka
Kolejna piękna chatynka © amiga
Do Andrychowa coraz bliżej, pogoda też się poprawia, może nie ma słońca, ale patrząc na drogi to tutaj nie padało... wiatr chyba zmienia kierunek, wieje od zachodu... i mam wrażenie, że jest silniejszy... W Głębowicach odwiedzamy drewniany kościółek, który... nie do końca jest drewniany... może inaczej... jest drewniany ale tylko częściowo. Ta część znajduje się z tyłu... Jako że dookoła rosną stare drzewa to mamy problem by go uwiecznić na zdjęciach... 
Matki Bożej Szkaplerznej w Głębowicach
Matki Bożej Szkaplerznej w Głębowicach © amiga
Głębowice Kościół Matki Bożej Szkaplerznej - od przodu
Głębowice Kościół Matki Bożej Szkaplerznej - od przodu © amiga
Pozostała długa prosta do Andrychowa, oczywiście nieco ją sobie komplikujemy jadąc piękną trasą widokową, gdyby tak jeszcze ta mgła nieco zelżała... ;) W Wieprzu zaliczamy kolejny kościół, niestety nie jest drewniany... chociaż nie należy do brzydkich ;)
Pagóry robią wrażenie, na mapie było bardziej płasko ;)
Pagóry robią wrażenie, na mapie było bardziej płasko ;) © amiga
Piękne widoki
Piękne widoki © amiga
Wieprz w dolinie - taka miejscowość koło Andrychowa ;)
Wieprz w dolinie - taka miejscowość koło Andrychowa ;) © amiga
Okolica niesamowita
Okolica niesamowita © amiga
Teraz z górki
Teraz z górki © amiga
Kościół Wszystkich Świętych w Wieprzu
Kościół Wszystkich Świętych w Wieprzu © amiga
Jesteśmy w Andrychowie, zaliczamy kilka miejsc w centrum, odwiedzamy punkt widokowy na Wieprzówce... i ponownie wracamy do centrum. Mija trochę czasu. Muszę wrócić do domu, Karolina zostaje na zawodach siatkarskich... wraz z wieloma kibicami Lechii Tomaszów. Chwila pożegnania i jadę do Czechowic-Dziedzic... 
Wieprzówka w okolicach Andrychowa
Wieprzówka w okolicach Andrychowa © amiga
Nad Wieprzówką
Nad Wieprzówką © amiga
Ktoś na mnie zerka zza Krzaczka
Ktoś na mnie zerka zza Krzaczka © amiga
A kuku ;)
A kuku ;) © amiga
Dworzec PKP w Andrychowie
Dworzec PKP w Andrychowie © amiga
Pałac Bobrowskich w Andrychowie
Pałac Bobrowskich w Andrychowie © amiga
Jedna z fontann w Andrychowie
Jedna z fontann w Andrychowie © amiga
Staw w centrum miasta
Staw w centrum miasta © amiga
Zielony szlak na Pańską górę
Zielony szlak na Pańską górę © amiga
Szkoda, że tak zamglone
Szkoda, że tak zamglone © amiga
Pięknie jest
Pięknie jest © amiga
Kolejna fontanna w centrum Andrychowa
Kolejna fontanna w centrum Andrychowa © amiga
Już nie mam specjalnie czasu na zwiedzanie, plan jest dość prosty, dojechać tam do dworca PKP, a później się zobaczy... Ostatni kilka km sprawia mi problem, uświadamiam sobie, że dzisiaj zjadłem 2 banany, kilka rzodkiewek, 2 kawy i kremówkę Wadowicką ;)... to nie za dużo... W Czechowicach dopadam żabkę, kupuję picie, jedzenie i idę na dworzec... mam trochę czasu. Pakuję się do pociągu i wracam do Katowic... 
Przydrożna czaszka ;)
Przydrożna czaszka ;) © amiga
Jest coraz cieplej, a pagórki takie same
Jest coraz cieplej, a pagórki takie same © amiga

Koniec dnia też zaskakuje..... pod domem czeka na mnie Grzesiek, namawia ka kilka km rowerem, cóż. jedziemy na rybaczówkę przy Giszowcu... tam godzina przerwy  i wracamy do domu. Słońce zachodzi, to był długi dzień... 
Zachód słońca
Zachód słońca © amiga


Ps. Dzięki za ten czas spędzony razem Karolino ma :)

Dymanie z wiatrem i pod wiatr z okazji 1 maja

Poniedziałek, 1 maja 2017 · Komentarze(2)
Kolejny dzień który miał wyglądać nieco inaczej, w innej części kraju, cóż, plany czasami trzeba zmienić skorygować. Problemem głównie jest pogoda. Dzisiaj to ostatni dzień gdy będzie słonecznie. Jutro znowu zaczyna padać, mam dość tej pluchy... 

Wychodzę około 11, strasznie wieje, kierunek chyba z południowego-wschodu z naciskiem na ten drugi kierunek. Przed wyjściem ubrałem wiatrówkę, zdejmuję ją, ugotuję się w środku, jest za ciepło, licznik pokazuje coś około 17 stopni, tyle, że ten wiatr... zobaczymy, w razie czego mogę sięgnąć do plecaka. 
Plan na początek niebyt ambitny, Paprocany, może Pszczyna... Cóż jadę.... a co wyjdzie to się zobaczy. 

Trochę obawiam się leśnych ścieżek, lało ostatnio okrutnie, może być trochę rozlewisk, trochę błota... staram się objeżdżać ile się da asfaltem, ale oczywiście i tak nie uniknę ścieżek leśnych... Pierwsza już za Wilkowyjami, to ta prowadząca do Żwakowa, Stan niezły, niewiele błota, rower sam jedzie, a drzewa chronią mnie przed podmuchami wiatru :)
Leśna ścieżka na Paprocany
Leśna ścieżka na Paprocany © amiga
Kolejny leśny odcinek w kierunku Paprocan, masa ludzi, pieszo, konno, na kijach, biegaczy, rowerzystów... zajeżdżam nad jezioro Paprocańskie, ludzi tyle, że ciężko się przebić, wyminąć wszystkich, kieruję się pod zameczek w Promnicach, tyle, że dzisiaj jest niedostępny, został wynajęty na święto, może dłużej, nie ma opcji na wjechanie na jego teren, muszę się zadowolić fotą zabudowań przypałacowych. 
Jezioro Paprocańskie
Jezioro Paprocańskie © amiga
Panorama Paprocan
Panorama Paprocan © amiga
Nad jeziorem Paprocańskim
Nad jeziorem Paprocańskim © amiga
Drewniane zabudowania przy zameczku myśliwskim w Promicach
Drewniane zabudowania przy zameczku myśliwskim w Promicach © amiga
Droga do zameczku - niestety dzisiaj nie ma możliwości wjechać do środka
Droga do zameczku - niestety dzisiaj nie ma możliwości wjechać do środka © amiga
Starczy tego zwiedzania, odbijam na czerwony szlak prowadzący na Kobiór i dalej Pszczynę, po głowie chodzi mi zalew w Goczałkowicach. W Pszczynie zaczyna się zabawa w wymijanie spacerowiczów, okolice zagrody Żubrów prawie nieprzejezdne, kolejna składa się z kilkuset osób. Mnie to już by odrzuciło, zresztą zatrzymuję się tylko po to by sfotografować kolejkę ;)

Kobiór, zastanawiałem się czy kładka nie będzie zalana
Kobiór, zastanawiałem się czy kładka nie będzie zalana © amiga
Przy pałacu w Pszczynie
Przy pałacu w Pszczynie © amiga
To chyba lekka przesada, kolejka na kilkaset osób do zagrody żubrów
To chyba lekka przesada, kolejka na kilkaset osób do zagrody żubrów © amiga
Od Pszczyny do Goczałkowic droga jest prosta, ale nie dzisiaj, ktoś zajumał asfalt na prawie całej długości, głębokie doły średnio pomagają w jeździe, część udaje się przejechać chodnikiem, inne fragmenty po trawie... reszta po błocie, piasku... Wjeżdżam na tamę, w głowie kołacze się myśl, jedź do Bielska... ale... z drugiej strony wiem, że czeka mnie przeprawa z wiatrem, odwracam się, przejadę przez Goczałkowice-Zdrój, trochę bokiem, ale jednak i pociągnę na Bojszowy, byłem tam... z 7 lat temu, może dawniej... 

Korona tamy w Goczałkowicach
Korona tamy w Goczałkowicach © amiga
Zalew Goczałkowicki
Zalew Goczałkowicki © amiga
Sporo wody w Wiśle
Sporo wody w Wiśle © amiga
Stacja meteo przy tamie
Stacja meteo przy tamie © amiga
Kościół pw św Jerzego w Goczałkowicach
Kościół pw św Jerzego w Goczałkowicach © amiga
Dzwon przy kościele św Jerzego w Goczałkowicach
Dzwon przy kościele św Jerzego w Goczałkowicach © amiga
Co jakiś czas przypominają mi się fragmenty tamtej wyprawy, to była moja pierwsza setka, wtedy do domu wróciłem o północy, wykończony jak diabli, przejazd przez Murcki to był horror, każda górka wiązała się ze spacerem... 
Dzisiaj jest zdecydowanie prościej, wtedy trochę się zgubiliśmy (jechałem z kumplem) po zapadnięciu zmroku w okolicach Bierunia, dzisiaj mam nawigację, włączam ją, będę korygował to co mi zaproponuje. Jadę w kierunku Jankowic, zastanawiam się czy nie zahaczyć o Żubrowisko, a dokładniej o ośrodek edukacji ekologicznej, tylko... po co? Mijam go, teren potężny ogrodzony, a ja walczę z wiatrem.... masakra... 
Który szlak wybrać
Który szlak wybrać © amiga
Ten wygląda nieźle ;)
Ten wygląda nieźle ;) © amiga
Kościół św. Izydora w Jankowicach
Kościół św. Izydora w Jankowicach © amiga
Rezerwat przyrody Żubrowisko w Jankowicach
Rezerwat przyrody Żubrowisko w Jankowicach © amiga
No pokaż się Żubrze
No pokaż się Żubrze © amiga
W Bojszowach krótka przerwa przy kościele, czuję, że coś bym zjadł, ze sobą nie brałem niczego poza piciem, bo w końcu miała być krótka wycieczka. W Bojszowach szanse na sklep i to jeszcze otwarty w takie święto są zerowe. mam nadzieję, na coś w pobliskim Bieruniu,m ale i tam wszystko co mam okazję minąć jest zamknięte. 
Kościół pw. Narodzenia św. Jana Chrzciciela w Bojszowach
Kościół pw. Narodzenia św. Jana Chrzciciela w Bojszowach © amiga
Przeprawa nad Gostynką
Przeprawa nad Gostynką © amiga
Sanktuarium pw. św. Walentego w Bieruniu
Sanktuarium pw. św. Walentego w Bieruniu © amiga
Za to zaskakują pozytywnie rowerówki, jeżeli są to w większości asfaltowe, czasami może nie idealne, ale trafił się odcinek gdzie musiałem się zatrzymać i zrobić mu zdjęcie, z chęcią wysłałbym kilku naszych prezydentów miast, Katowic, Rudy Śląskie, Zabrza, Gliwic by zobaczyli jak powinna wyglądać DDRka. 
Otwarty sklep znajduję dopiero w Imielinie, są nawet 2, mało tego da się płacić kartą, robię szybkie zakupy, sok pomarańczowy, jakieś batony, ciastka. Mam około 80km na liczniku, czuję, że to kres jazdy na jednym bidonie gorzkiej herbaty, pora uzupełnić cukier ;) i zapas wody. Przy sklepie tylko trochę picia i baton, w planie mam wyjechać z miasteczka i stanąć gdzieś w lesie, wybór pada na Hamerlę, ma staw w lesie, dopiero tam uzupełniam zapasy energii... Mija dobre 10 minut, do domu w linii prostej około 8-9 km... 
Niektóre DDRki takie, że szczęka opada, szkoda, że nie wszędzie są takie piękne
Niektóre DDRki takie, że szczęka opada, szkoda, że nie wszędzie są takie piękne © amiga
Staw - Hamerla - Katowice
Staw - Hamerla - Katowice © amiga
Jeden z ostatnich fragmentów pod górkę
Jeden z ostatnich fragmentów pod górkę © amiga
Tyle, że na liczniku nie ma setki ;), odbijam więc na centrum Murcek, i dalej Giszowiec, krótki objazd lasem załatwia sprawę, gdy jestem w Ochojcu podjeżdżam na szybko na myjnię, rower jest usyfiony... ja zresztą też trochę... 
Umierające centrum Murcek
Umierające centrum Murcek © amiga
Pora umyć czaplę ;)
Pora umyć czaplę ;) © amiga
Bez błota wygląda zdecydowanie lepiej ;)
Bez błota wygląda zdecydowanie lepiej ;) © amiga

W domu po krótkim odpoczynku czuję zmęczenie, bolą łydki, kolana. Wiatr mnie wykończył, w sumie około 30 km miałem pod wiatr...Ale dzień wykorzystany, kierunek, sam wyszedł... rano nie myślałem, że zrobię tyle km... 


Z wiatrem i pod wiatr.... z Karoliną i Mariuszem :)

Niedziela, 2 kwietnia 2017 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Niedziela od kilku dni zapowiadała się nieźle pojechana... :)

Dzień zaczął mi się jeszcze grubo przed świtem, ale Kto rano wstaje ten do Żakowic się pociągiem dostaje ;)
W domu szybkie pakowanie, wczoraj z powodu urodzin w rodzinie, zabrakło czasu na pakowanie, więc zamieszanie solidne, gdy przed wyjściem robię rachunek sumienia, jestem pewien, że mam wszystko. 

Na stacji w Katowicach
Na stacji w Katowicach © amiga

Włączam lampki na na dworzec PKP, noc jeszcze ciepła jest całe 11 stopni, rower sam pędzi, mam wiatr w plecy :) 
Na dworcu mam dobre kilkanaście minut... tarabanię się do środka... 4:45 pociąg rusza... tylko coś spać nie mogę... , tylko po co... zaglądam do map, próbuję na szybko odrobić zadanie domowe.... przyglądam się miejscowością za Koluszkami a przed Skierniewicami... i w tym momencie przypominam sobie gdzie leży Kompas ;)... Mogę mieć tylko nadzieję, że dzisiaj nie będzie niezbędny ;)...Mija czas... w Częstochowie szybka przesiadka, mam całe 60 sekund by przelecieć z rowerem z Ii peronu na III. Niby niedaleko, ale takich osób jest więcej... Prosiłem konduktora by zadzwonił... ale wyszedł z założenia, że 4 minutowe opóźnienie się nie liczy, a to, że przed rozpoczęciem podróży było 5 minut na przesiadkę to szczegół. Może im potrącają kasę za opóźnienia?  Nie wnikam...

Udało się zapakować do właściwego pociągu... Jadę dalej, słońce się budzi, wschód jest niesamowity, lekkie mgiełki nad łąkami, aż prosi się o zdjęcie... sięgam doi plecaka... i już wiem gdzie on leży, obok drukarki w domu... to kolejna rzecz o której zapomniałem. Zostaję więc telefon... aż wstyd... 

Docieram do Żakowic.... mam jeszcze kilka minut, podjeżdżam do pobliskiej stacji LPG, mają m.in. Grześki i Fantę, kupuję, przyda się na później. 
Pora odszukać Żakowice Południowe, to tam jestem umówiony z Karoliną. Z mapą jest coś nie tak... okazuje się, że został wybudowany nowy peron w nieco innym miejscu, a 2 stare zostały zamknięte. 

Na peronie w Żakowicach Południowych
Na peronie w Żakowicach Południowych © amiga

Kilka minut później mogę powitać Tomaszowiankę z krwi i kości :) Dostaję dwóję za nieodrobienie zadania domowego... Ech... Moja wina... 

Do Skierniewic raczej dzisiaj nie dojedziemy, trochę za mało czasu na takie szaleństwo, Wybieramy coś nieco bliżej... Lipce Reymontowskie, ale oczywiście nie będzie na wprost, najkrótszą drogą... 

Karolina zagaduje coś co źródłach Rawki i Popieniu-Parceli, spróbujemy tam podjechać. Tyle, że wpierw trzeba przejechać przez Koszulki ( Koluszki ;), nie przepadam za tym miastem, kojarzy mi się z Kebabami... i stacją Orlenu... Moja głowa jeszcze nie pracuje o tej porze... nie kontroluję mapy... na szczęście jest Karolina, bez niej bym zaginął w akcji ;)

Pod źródła Rawki prowadzi szuter, w miedzy czasie jakiś bobik próbuje nas obszczekać, nieco dalej 2 inne biegną przed nami, jeden mały nieco szczekliwy, drugi młodziutki :)... taki potulaśny :). Do samych źródłem nie udaje nam się podjechać, podejść, nie ma ścieżki, a przynajmniej jej nie znajdujemy. Cóż... zrobimy inaczej nie co dalej jest mostek przez Rawkę, to niedaleko od źródeł, stajemy więc na nim, szybkie foty i ruszamy dalej... 

Gdzieś tam za tą wodą, są źródła Rawki
Gdzieś tam za tą wodą, są źródła Rawki © amiga
Karolina Tomaszowianka
Karolina Tomaszowianka © amiga
W Popieniu zza płotu robimy fotką zespołowi dworsko-folwarcznemu. Szkoda, że nie ma możliwości podjechać bliżej, ale to własność prywatna. 
Zespół Dworsko-Folwarczny w Popieniu
Zespół Dworsko-Folwarczny w Popieniu © amiga

Z Popienia kierunek na Rogów, tam jest więcej atrakcji, coś co lubię: Kolejka wąskotorowa... 

Pałac w Dąbrowie
Pałac w Dąbrowie © amiga
Kiedy się zazieleni?
Kiedy się zazieleni? © amiga

Tyle, że jeszcze trzeba tam dojechać, , wiatr chyba lekko zmienił kierunek, bo chwilami czuć, że coś jest nie tak, niby koła się kręcą, ale kilometrów na liczniku nie przybywa, przynajmniej nie tak szybko. Na stacji ciut dłuższa przerwa. nieco więcej focenia...tak naprawdę spokojnie można tutaj spędzić połowę dnia... a gdy dołączy się do tego przejażdżkę kolejką :) Brakuje takich miejsc i czynnych kolejek. Widać to z czym wszystkie takie miejsca się borykają.... z brakiem funduszy... coś drgnęło... ale do ideału daleko...

Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej
Rogów - stacja kolejki wąskotorowej © amiga

Nieco dalej jest Arboretum, w którym tez nie byłem, o zwiedzaniu oczywiście nie ma mowy, bo za około godzinę jesteśmy umówieni z Mariuszem, ale możemy do środka wjechać. Mniej więcej w tej chwili ktoś do mnie dzwoni... gadu, gadu i... gdy już wyjechaliśmy uświadomiłem dobie, że nie mam żadnego zdjęcia ;)... 

A może to i dobrze, może będzie powód by Rogów był głównym celem, może gdy wszystko się zazieleni, zakwitnie ponownie uda się odwiedzić to miejsce i wtedy już ze zwiedzaniem... 

Kwiatki tworzące leśny dywan
Kwiatki tworzące leśny dywan © amiga

Wyjeżdżając nieco źle skręciliśmy, zmylił nas chyba czerwony szlak rowerowy, pojechaliśmy nieco inaczej niż pierwotnie planowaliśmy, ale warto jest... jedziemy lasem, tuż przy ziemi,pełno białych kwiatków... wygląda to jak jeden wielki dywan... Stajemy na chwilę... 

Udajemy się na Kołacinek, po drodze przejeżdżamy przez Przyłęk-Duży, na skrzyżowaniu stajemy, próbujemy określić którędy najlepiej jechać dalej.... w tym momencie zagaduje nas mieszkanka... tutaj jest Lipa Reymontowska... o tam ją widać, cóż było robić, to ledwie 50m :), jest wielka, umieszczono na nim odpowiedni napis... ale... pod lipą trafiamy na kolejnego tubylca, który tłumaczy nam, że z tą Lipą to lipa... i Reymont nigdy pod nią ni siedział. Owszem mieszkał, ale nie nie siadywał w tym miejscu, bo tak mówił dziadek tubylca... 

Lipa reymontowska
Lipa reymontowska © amiga
... ale podobno to lipa  ;)
... ale podobno to lipa ;) © amiga
Drewniany domek
Drewniany domek © amiga
Zdjęcie nie jest w stanie oddać piękna tych górek
Zdjęcie nie jest w stanie oddać piękna tych górek © amiga

Jedziemy dalej... tyle, że na Kołacin, kusi nas tamtejszy młyn... na miejscu szybkie zdjęcia i tel do Mariusza by gdzieś się umówić w Kołacinku. Mariusz już czeka. Jedziemy więc czym prędzej... podjazd i Mariusz wita nas... 

W Kołacinie
W Kołacinie © amiga
Stary młyn
Stary młyn © amiga

Najbliższa atrakcja to drewniany kościółek, właśnie zaczęła się msza... cóż... do środka nie wejdziemy, ale z zewnątrz... kilka zdjęć jest :)... Może dziwnie się na nas patrzeli... ale co tam... 

Kościoł Wszystkich Świętych w Kołacinku
Kościoł Wszystkich Świętych w Kołacinku © amiga

Z Mariuszem ustalamy, że pojedziemy na Lipce Reymontowskie.... kluczmy gdzieś po leśnych ścieżkach  i w efekcie wracamy do  Przyłęku-Dużego... ubawiliśmy się trochę, po raz kolejny podziwiamy lipną lipę i tym razem już obieramy właściwy kierunek. 

W Lipcach Reymontowskich Mariusz zatrzymuje nas przy Muzeum Czyny Zbrojnego, nieco dalej przy domu w którym mieszkał Raymont, a w końcu podjeżdżamy na grób Boryny.... 

Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej © amiga
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej © amiga
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej © amiga
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej © amiga
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej
Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipce Reymontowskiej © amiga
Dom w którym mieszkał Reymont
Dom w którym mieszkał Reymont © amiga
Kaplica cmentarna w Lipce Reymontowskiej
Kaplica cmentarna w Lipce Reymontowskiej © amiga
Kaplica cmentarna w Lipce Reymontowskiej
Kaplica cmentarna w Lipce Reymontowskiej © amiga
Grób Boryny
Grób Boryny © amiga

Jest 13:00... właśnie skończyła się msza... w miejscowości jest Karczma u Boryny... zastanawiamy się czy czegoś nie zjeść, czy zaryzykować... trochę się obawiam takich knajpek, bo różnie tam bywa, z zewnątrz prezentuje się to jak bar piwny... wewnątrz na szczęście panuje ład i porządek. kibelek czysty więc można zjeść ;) nie że w kibelku... ale to miejsce świadczy zawsze o knajpie... jak tam jest syf, to nie na nawet co zaczynać z zamówieniem, lepiej wyjść... poszukać innego lokalu...

Tutaj jak wspomniałem jest nieźle, zamawiamy coś na szybko... są świeże dzisiejsze flaczki :), do popicia kompot... i starczy, jest jeszcze chwila by porozmawiać z Mariuszem, który musi nas wkrótce opuścić i wrócić do domu... 

Miejsce odpoczynku podróżnych :)
Miejsce odpoczynku podróżnych :) © amiga

Po obiedzie i pożegnaniu z naszym przewodnikiem ruszamy na Słupie... to pierwszy odcinek gdzie na całej długości mamy pod wiatr, no prawie, bo wydaje się, że dmie nieco z prawego boku. Jeszcze gorszy jest odcinek do Jeżowa... gdzie jedzie się, jedzie... a raczej walczy z wiatrem... 

Centrum Jeżowa
Centrum Jeżowa © amiga

Na rynku w Jeżowie krótka przerwa, jest otwarta ciastkarnia, zakup ciastek francuskich jest dobrym pomysłem, napoje tez nam się skończyły... więc pora uzupełnić zapasy. Stajemy na wewnętrznym skwerze przy jednej z ławeczek.. i dziwnych mamy sąsiadów... Twarze napuchnięte, patrząc po butelkach to najpopularniejszym napojem w miejscowości jest żołądkowa gorzka, w plastikowych butelkach półlitrowych o mocy 9%.... nawet nie wiedziałem, że coś takiego jest... Już sama butelka by mnie odrzuciła... jak jak widzimy nikomu to nie przeszkadza... 

Zjadamy to co mamy, uzupełniamy bidony - ten kto ma :), pakujemy plecaki i dalej w drogę... Naszą uwagę zwraca spora ilość cmentarzy... są 3... jeden to cmentarz wojenny... drugi to zwykły cmentarz... a trzeciego nie znajdujemy... ;)
Kaplica cmentarna w Jeżowie na cmentarzu wojennym
Kaplica cmentarna w Jeżowie na cmentarzu wojennym © amiga
Wnętrze kaplicy
Wnętrze kaplicy © amiga
Na cmentarzu wojennym
Na cmentarzu wojennym © amiga
...Armata... o jaka wielka
...Armata... o jaka wielka © amiga
Jeżów - Kościół cmentarny pw. św. Leonarda
Jeżów - Kościół cmentarny pw. św. Leonarda © amiga
Kościół św Leonarda
Kościół św Leonarda © amiga

Pozostała część drogi jest głównie na południe... masakra... nie dość, że są górki to okrutnie wieje... zaczynam czuć 4 litery... nie mogę znaleźć miejsca na siodełku. By nieco zmienić trasę, postanawiamy odbić na drugie źródła Rawki przez Rewicę.. to dopiero jest obłęd... wiatr wieje nieco bardziej z zachodu... jest gorzej niż było :)... marzy się nam las który by chociaż trochę ochronił nas od wiatru... 
W końcu jest... drzewa skutecznie nas chronią... odnajdujemy źródła Rawki... tyle, że są wyschnięte... lekkie bagno i tyle. 

Gdzieś w okolicy będzie baza OrientAkcji
Gdzieś w okolicy będzie baza OrientAkcji © amiga
Tutaj podobno jest jedno ze źródeł Rawki
Tutaj podobno jest jedno ze źródeł Rawki © amiga

Musimy zdecydować co dalej, szybkie rozeznanie w rozkładzie pociągów, w ustaleniu trasy i już wiemy, że pojedziemy na Budziszewice... Ostatni tak odsłonięty fragment pod wiatr..., przynajmniej wspólny... 

Docieramy w okolice ul Kolejowej... Pora się pożegnać... dzień powoli się kończy, mam pociąg za około godzinę, i 13 km przed sobą, a Karolina do Tomaszowa też musi dojechać, jeszcze przez zmrokiem, pozostało jej około 18 km... 

Żegnamy się, mam nadzieję, że nie na długo :)

Jadę na Rokiciny, przez las... przynajmniej pierwsze 4 km mam leśne, droga cały czas na zachód... z drobnymi epizodami na południe i północ. Wiem, że gdzieś koło 18:20 pociąg rusza z Koluszek, w Rokicinach będzie 5-10 minut później. Niby mam trochę czasu, ale wolę być wcześniej... bez opóźnienia. 


Ostatni leśny fragment
Ostatni leśny fragment © amiga

Gdy wyjeżdżam na otwarty teren znowu wiar daje się we znaki, odliczam kilometry do końca.....

W Rokicinach pierwsze co sprawdzam to rozkład jazdy... mam jeszcze 25 minut, zajeżdżam więc pod sklep, kupuję cokolwiek do picia, najlepiej kwaśnego... ;) 

Wracam na stację, przyjeżdża pociąg i.... mogę się rozsiąść... 

Wiercę się i jakoś nie mogę znaleźć dobrej pozycji... nie udaje mi się wyciągnąć nóg... ;)
Słońce zachodzi tuż po tym dojeżdżam do Częstochowy, marzy mi się kawa... idę na dworzec (mam jeszcze chwilę czasu)... wszystko zamknięte...  chyba pozostały mi głupie przyzwyczajenia z Katowic, gdzie prawie zawsze jest coś otwarte na dworcu PKP... Zostają automaty... Kupuję kawę... bez cukru z mlekiem 300ml... 

Dostaję jakiś kawopodobny napój, słodki jak diabli... to nie ma smaku kawy... czuję się jakbym pił czysty syrop glukozowo-fruktozowy... 
Chociaż chyba kofeina była..., bo zmęczenie nieco ustępuje. 

Wracam na peron, pociąg już jest, pakuję się do środka... 
Ruszamy o czasie... 

Docieram do Katowic, pozostała ostatnie droga do domu, ostatnie 6 km. Miasto puste, może nawet lekko wymarłe. 
W domu... jestem przed 23... potrzebuję kąpieli ;)



Dzień był dość intensywny, wiatr dał się we znaki... ale minął bardzo przyjemnie w towarzystwie Karoliny i Mariusza :)

Dziękuję :)







Nie jest panu zimno?

Niedziela, 5 marca 2017 · Komentarze(5)
Ruszam z lekkim poślizgiem, miałem wyjechać około 9, jest kilka minut po 10, plan na dzisiaj to kierunek Pszczyna, ale gdyby coś się działo, to zawsze mogę skończyć na Paprocanach, ew... mam na całej długości blisko do kolei :) Pociągi na trasie do Katowic są przynajmniej raz na godzinę. Prognozy są... niejednoznaczne, coś jest o możliwych opadach, o silnym wietrze z południowego-zachodu. 
Ruszam, nie biorę mapy, lampki i kamerkę zostawiam w domu... Wiatr daje do wiwatu, jadę z grubsza cały czas pod wiatr, czasami się odwracam w innych kierunkach... Marzę o lesie... to marzenie szybko się spełnia już za Podlesiem pakuję się pomiędzy drzewa, pomimo tego, że są łyse to jednak chronią przed wiatrem. Niestety jest ich mniej. Wycinka trwa w najlepsze na każdym odcinku widać ścięte drzewa. W Okolicach Tychów najwięcej ściętych jest brzóz... to zemsta Nadszyszkownika? Tylko że on twierdzi, że to nie był wypadek, to nie była brzoza, więc za jakie grzechy... 
I co im zrobiły te brzozy....? Przecież to był podobno zamach
I co im zrobiły te brzozy....? Przecież to był podobno zamach © amiga
Na Żwakowie zaskauje mnie wybudowane nowe osiedle, jest w nim jeszcze coś... te budynki są przyjemne dla oka... to nie baraki, szeregowce dość popularne ostatnimi czasy. Jedyne o czym zapomnieli to jak zawsze miejsca parkingowe. A może się mylę? W końcu osiedle dopiero powstaje, tylko część budynków jest zaludniona... 
Wybudowali osiedle
Wybudowali osiedle © amiga
Kieruję się na Paprocany, ale jezioro sobie odpuszczam, trwa jakiś maraton biegowy.., jadę pod prąd... moze 6 km/h. więcej się nie da, na szczęście mam tylko kilometr takich przygód.
W Kobiórze  jadę nieco inaczej niż zwykle, trochę objeżdżam miasteczko... kończy się msza, ludzie wychodzą z kościoła, nie będę się zatrzymywał... jedynie szybka fota dość ładnego budynku nieco przed kościołem. Może jak będę wracał jeszcze się w okolicy zatrzymam?
Budynek w Kobiórze
Budynek w Kobiórze © amiga
Poruszam się z grubsza wzdłuż drogi serwisowej, wzdłuż wodociągu. Od jakiegoś czasu mogę podziwiać góry na horyzoncie, coś mam wrażenie, że w tym roku będę tam częstym gościem... pytanie tylko czy w wariancie terenowym czy raczej szosowym, w sumie oba warianty mają swoje uroki :)
Już widać góry
Już widać góry © amiga
Pogoda dopisuje :)
Pogoda dopisuje :) © amiga
Jadąc koło nowego kościoła p.w. Miłosierdzia Bożego zatrzymuję się, pamiętam jak go nie tak dawno budowali, jego bryła, sposób wykonania to mistrzostwo świata :) Przykuwa oko... Z chęcią zajrzałbym do środka... ale to innym razem... 
Podoba mi się bryła tego kościoła :)
Podoba mi się bryła tego kościoła :) © amiga
Wkrótce melduję się w Goczałkowicach, odbijam na czuja w kierunku tamy, tyle, że inną drogą, a raczej szlakiem pieszym, poznaję kilka elementów, wiem, że tędy jechałem kilka lat temu... dzisiaj to drugi raz... :) Tyle, że jest chłodniej... chociaż nie ma źle, w powietrzu jest wilgoć, ale termometr pokazuje 18 stopni :) Zresztą pojechałem w krótkich gaciach. Na tamie zatrzymuje mnie jakiś starszy biker... zadaje pytanie "Nie jest panu zimno?" Oczywiście, że nie, przy takich temperaturach aż prosi się o jazdę w krótkich gaciach, gdyby było jeszcze kilka stopni więcej... ale do tego przynajmniej jeszcze kilka tygodni... 
Nie pamiętam kiedy jechałem pod tym wiaduktem kolejowym
Nie pamiętam kiedy jechałem pod tym wiaduktem kolejowym © amiga
A może trochę się ochłodzić?
A może trochę się ochłodzić? © amiga
Uwielbiam takie stawy :)
Uwielbiam takie stawy :) © amiga
Łabędzie się pojawiły
Łabędzie się pojawiły © amiga
Zdaje się, że sezon pylenia jest otwarty
Zdaje się, że sezon pylenia jest otwarty © amiga
Lody puszczają na zalewie w Goczałkowicach
Lody puszczają na zalewie w Goczałkowicach © amiga
Spora część zalewu już w stanie płynnym :)
Spora część zalewu już w stanie płynnym :) © amiga
Wyjeżdżając z Goczałkowic zaczynam rozglądać się za sklepem, chcę jednak minąć Pszczynę, szczególnie park przypałacowy, ludzi tyle co zwykle, źle się tędy jedzie, uciekam dalej kierunek Kobiór. jeszcze zatrzymuję się przy nowo budowanym kościele św. Jana Pawła II... Biedy pewnie przewraca się w grobie patrząc na zamczysko które tutaj stawiają... Kto miał taki chory pomysł... a można było wybudować coś ładnego... coś nowoczesnego. To aż prosi się o rozbiórkę... Właśnie z takich powodów nie lubię czarnej mafii... 
Zagroda Żubrów tyle, że żubry są chyba gdzie indziej
Zagroda Żubrów tyle, że żubry są chyba gdzie indziej © amiga
Po...ało kogoś, po co było budować zamek
Po...ało kogoś, po co było budować zamek © amiga
Spokojna droga z wyznaczonym szlakiem na Kobiór
Spokojna droga z wyznaczonym szlakiem na Kobiór © amiga
Sklep odnajduję w Piasku, cieszy mnie on, mam tylko nadzieję, że aktualnie nam panujący PZPR nie zamknie sklepów w niedzielę... Ciężko będzie wozić wyżywienie na dłuższe trasy... O ile markety mam gdzieś, to takie małe rodzinne sklepiki powinny same o sobie decydować. 
Ech a miało nie być o polityce... Cóż niestety to ona pakuje się z butami w moje życie... 

Krótka przerwa na stacji w Piasku... wypijam zakupiony sok pomarańczowy i pałaszuję Snikersa. Powinno starczyć, mam jeszcze jakieś 30 km do domu, z tego część po lesie. Do Kobióra już niedaleko, odbijam w kierunku drogi serwisowej wzdłuż wodociągu. Po raz drugi jadę obok kościoła w Kobiórze, ale już nie mam ani czasu ani ochoty na wejście do środka, jadę dalej na Paprocany drogą którą kilka godzin temu pokonałem w przeciwnym kierunku. 
Jedzie pociąg przez Piasek ;)
Jedzie pociąg przez Piasek ;) © amiga
Przejazd rowerowy w Kobiórze
Przejazd rowerowy w Kobiórze © amiga
... za każdym razem jestem nim zachwycony :)
... za każdym razem jestem nim zachwycony :) © amiga
Kościół pw. Wniebowzięcia Matki Boskiej w Kobiórze
Kościół pw. Wniebowzięcia Matki Boskiej w Kobiórze © amiga
Tychy... przelatuję po rowerówkach na przestrzał, myślałem by pojechać przez Żwaków, przez las... ale... jest już późno, temperatura powoli leci w dół, jest tylko.... 16 stopni ;), wbijam się jednak na leśny odcinek prowadzący na Podlesie :) jeszcze trochę i będę w Katowicach. 
Pod browarem w Tychach
Pod browarem w Tychach © amiga
Kolejne drzewa poległy
Kolejne drzewa poległy © amiga
Jeszcze po głowie chodzi mi myjnia, na w Piotrowicach w okolicy centrum niestety przepełniona pomimo 6 stanowisk, jest kolejka odpuszczam, jednak jest jeszcze jedna na ul Północnej... odbijam w tamtym kierunku, nadłożę może 500m. Tam okazuje się że z 2 stanowisk jedno jest wolne, rower będzie więc czyściutki :). Mam jeszcze w planie rozebranie suportu, strasznie trzeszczy... Zastanawiam się czy łożyska się rozsypały już, ale luzu za bardzo nie czuję, albo... tylko syf dostał się do środka... 
W domu melduję się o 15... To był przyjemny dzień.... 

Bal na stacji w Koluszkach...

Niedziela, 20 listopada 2016 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Wyspany wypoczęty, wstaję o 5:00, mam sporo czasu, gdy ruszam jest koło 6:00, jadę na dworzec PKP w Katowicach. Gdy jestem na miejscu zahaczam o maka, potrzebuję kawy a tą mogę kupić właśnie w maku, reszta sklepów albo jest jeszcze zamknięta, albo dopiero się otwiera.  Z zainstalowanym kubkiem udaję się na peron. Mija kilka minut i przyjeżdża pociąg. Mam trochę czasu by odpocząć... 

Zestaw startowy
Zestaw startowy © amiga

Dojeżdżam na czas do Piotrkowa Trybunalskiego, witam się z Karoliną, omawiamy wstępny plan, a ten jest dość prosty jedziemy do Koluszek, po drodze co nieco zwiedzając, jako, że w nocy lało, postanawiamy dzisiaj nie pakować się w teren, tam pewnie będzie błoto. 
Ruszamy... 
Ujeżdżamy może kilka km, gdy postanawiamy podjechać pod pomnik ofiar katastrofy kolejowej z 1960 roku, oczywiście dojazd wg mapy szutrowy. Szuter szybko okazuje się dość błotnistym szlakiem, ale co tam damy radę... rozgrzewamy się... wystarczyło 200 m spaceru. Coś nam nie wyszło unikanie terenu ;)
A miało nie być terenu ;)
A miało nie być terenu ;) © amiga
Szutry trochę zaskakują
Szutry trochę zaskakują © amiga
Tablica upamiętniająca katastrofę kolejową z 1960 roku
Tablica upamiętniająca katastrofę kolejową z 1960 roku © amiga
Kilka zdjęć pod pomnikiem i możemy ruszyć dalej, kierunek Moszczenica, gdzie mają być ruiny pałacu. Daleko nie ma, tyle, że jeszcze trzeba jakoś wyjechać z lasu, przed nami jeszcze dobre kilkaset metrów lekko błotnistego szlaku ;) 
Uwielbiam Ją :)
Uwielbiam Ją :) © amiga
Gdy wyjeżdżamy na asfalt, cieszymy się jak dzieci :), obiecujemy sobie, że to ostatni teren dzisiaj, zero wjazdu do lasu...  Wkrótce docieramy do Moszczenicy, oczywiście pakujemy się na skróty przez park... tyle, że znowu mamy okazję jechać po błocie, po kałużach... coś nam nie wychodzi unikanie terenu ;) Stan pałacu zaskakuje mnie, w kilku miejscach informacje o zakazie wstępu, o tym, że grozi zawaleniem i... widzę, że mieszkańcy raczej ignorują zakazy... mają gdzieś bezpieczeństwo a w pałacu niejedna impreza się odbyła, przynajmniej tak wynika z ilości śmieci wewnątrz... Kilka fot i pora ruszyć dalej, dzisiaj nie mamy zbyt wiele czasu, zresztą dzień jest bardzo krótki.. 
Ruiny pałacu w Moszczenicy
Ruiny pałacu w Moszczenicy © amiga
Podobno grozi zawaleniem, tyle, że ślady świadczą o tym iż mało kto się tym przejmuje
Podobno grozi zawaleniem, tyle, że ślady świadczą o tym iż mało kto się tym przejmuje © amiga
Wyjeżdżając z Moszczenicy podjeżdżamy w okolice młyna, zdjęcie z daleka i ruszamy na Kiełczówkę gdzie odnajdujemy cmentarz z I wojny światowej. Jest wygląd i stan trochę zaskakuje... 
Mućka coś mi się przygląda
Mućka coś mi się przygląda © amiga
W tle młyn w okolicy Moszczenicy
W tle młyn w okolicy Moszczenicy © amiga
Trochę zaskakujący cmentarz z okresu I Wojny Światowej w Kleczówce
Trochę zaskakujący cmentarz z okresu I Wojny Światowej w Kleczówce © amiga

Nieopodal w Czarnocinie też powinna być kwatera z I wojny światowej, na miejscu chwilę krążymy po cmentarzu, ale szukanie tego nie ma większego sensu... sprawdzamy kilka prawdopodobnych miejsc... i odpuszczamy. Sprawdzanie wszystkich grobów nie ma sensu. Szkoda, że nie ma jakiejś informacji... 
Ten uśmiech mnie rozbraja
Ten uśmiech mnie rozbraja © amiga
Kierujemy się do Zamościa ;), zaliczając po drodze zbiornik Czarnocin, szybkie zdjęcia i pora uderzyć na Zamoście, kilka miesięcy temu odpuściliśmy to miejsce, bo trochę by nam zaburzyło szlak, teraz mamy chwilę by tam podjechać, pod dom rodzinny Władysława Reymonta... Zanim jednak tam podjedziemy stajemy na chwilę przy starym młynie. Dom Reymonta jest może 100 m dalej, a tuż obok jest pomnik przyrody - Lipa Reymonta
Trochę się zagalopowaliśmy
Trochę się zagalopowaliśmy © amiga
Wolbórka  w okolicy Zamościa
Wolbórka w okolicy Zamościa © amiga
Karolina jak zawsze uśmiechnięta o ucha do ucha :)
Karolina jak zawsze uśmiechnięta o ucha do ucha :) © amiga
Na rogatkach Zamościa ;)
Na rogatkach Zamościa ;) © amiga
Drewniany mostek - ślisko jak diabli
Drewniany mostek - ślisko jak diabli © amiga
Młyn w Zamościu
Młyn w Zamościu © amiga

Dom rodzinny Reymonta
Dom rodzinny Reymonta © amiga

W Rokicinach-Kolonii stajemy na stacji Orlenu, już pora by się lekko rozgrzać, zaopatrujemy się w hot-dogi i gorącą kawę... 
Szczególnie to ostatnie okazuje się pomocne, z nowymi siłami możemy jechać dalej, czas niestety ucieka, zaliczany po drodze jeszcze jeden cmentarz z I wojny światowej, przydatna okazała się mapa z mogiłami z Compassu :). Trafiamy bezbłędnie. 
Kwatera z pierwszej wojny światowej w Borowej
Kwatera z pierwszej wojny światowej w Borowej © amiga
Napisy na kamieniu nagrobnym
Napisy na kamieniu nagrobnym © amiga
Spoglądamy na zegarki, pora ruszyć na Koluszki, niby daleko nie ma, ale czasu też specjalnie nie ma wiele... Dobrze, że wiatr lekko wspomaga. Wpadamy na stację Koluszki 7 minut przed odjazdem pociągu, nie mamy wiele czasu na pożegnanie.
W końcu wsiadam i jadę do domu, Karolina dość szybko daje mi znać, że jest już bezpieczna w domu... 
Słońce już zaszło
Słońce już zaszło © amiga

Docieram do Katowic około 19...  jakieś 30 minut później jestem w domu....To był piękny dzień spędzony z moją Karoliną :) Brakowało mi tego... Dziękuję :)

Krowa rajdowa

Niedziela, 25 września 2016 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Wyjeżdżam sporo przed świtem, pociąg prawie pusty, wewnątrz wracają imprezowicze, samą atmosferą można się upić, próbuję się zdrzemnąć, ale jak to zwykle ze mną w pociągach bywa szanse na to niewielkie, upajam się za to bogatym bukietem zapachów win, piwi  innych trunków... ;)
W Kolejach Śląskich
W Kolejach Śląskich © amiga
W Częstochowie przesiadka... na siłę muszę lecieć do kasy, bo w Katowicach za diabła w kasie nie dało się kupić biletu na całą podróż, Koleje Śląskie coś wspominały że zmienił się regulamin w Kolejach Regionalnych... podobno wprowadzono w osobówkach rezerwację na rowery... jakieś jaja... Pytam się o to konduktorki.... i zrobiła zdziwioną minę... Pierwsze Słyszy...ale przez tą akcję za rower płaciłem 2 razy... Szkoda gadać...
Koleje Łódzkie
Koleje Łódzkie © amiga
Zaczyna budzić się dzień, wstaje słońce, za oknem mgła... trzeba użyć telefonu... :)
Wschód słońca
Wschód słońca © amiga
Krajobraz we mgle
Krajobraz we mgle © amiga
Poranne klimaty
Poranne klimaty © amiga
Uroki wczesnego wyjazdu
Uroki wczesnego wyjazdu © amiga
Ciekawe kiedy mgły znikną
Ciekawe kiedy mgły znikną © amiga
Nikogo nie ma
Nikogo nie ma © amiga
W Łodzi Kaliskiej spotykam się z Karoliną i jedziemy samochodem za Aleksandrów Łódzki, na start KROWY Rajdowej, Impreza poza pucharem, ale w ciekawej okolicy, organizowana jest po raz trzeci, ja jestem tutaj pierwszy raz. Karolina pozwala sobie towarzyszyć... więc chyba się nie zgubię...  Może być ciężko, około 60km, wszyscy którzy znają tą okolicę mówią coś o piaskach... a ja na stosunkowo wąskich oponach...  42x700c. Wcześniej nie jeździłem nimi po piachu.... jak będzie... nie wiem, mam nadzieję, że nie utknę. 

Nieco przed 10:40 dostajemy mapy... terem może nie jest jakiś strasznie rozległy ale to co się rzuca w oczy stosunkowo niewielka ilość asfaltów...  Wyjeżdżamy z bazy jako jedni z ostatnich , mamy zaznaczone tylko kilka punktów, z wstępnej szybkiej analizy wynika, że czasu jest na styk.... 14 PK, 60 km... w czasie 4:15. uwzględniając brak asfaltów... wystarczy jeden, może 2 błędy i będzie po ptokach.... 

Na starcie
Na starcie © amiga
Ten krzyż to jakiś znak? Będzie aż tak ciężko?
Ten krzyż to jakiś znak? Będzie aż tak ciężko? © amiga
Chwila przed odprawą
Chwila przed odprawą © amiga
Mapy przed nami
Mapy przed nami © amiga

Widząc Wikiego na starcie, raczej nie mam złudzeń kto wygra... ;), cóż... ruszamy, najpierw powoli... zaliczamy punkty w kolejności ich numeracji... przynajmniej na początku. 

Niestety nie mam opisu punktów, a były dość charakterystyczne, lekko wierszowane ;), niestety zostały oddane na mecie. Jeszcze jeden szczegół który wyróżniał te zawody - nie ma perforatorów, trzeba coś spisać, policzyć sprawdzić i wpisać na kartę, przyznam się, że to najsłabszy punkt zawodów, tutaj premiowani są okoliczni mieszkańcy którzy dobrze ją znają, tam gdzie trzeba coś policzyć jest jeszcze ok, ale miejsca z których np liczy się kolor... już niekoniecznie.... 

PK 1 
Najbliżej położony punkt, dojazd wg mapy szutrami i pod koniec tylko trzeba wjechać we właściwą przecinkę, lekko przestrzeliwujemy, ale szybko zawracamy, te przestrzelenie to może 50 m, jakoś mam problem by przyzwyczaić się do tej skali mapy, ostatnio jeździłem głównie an mapach 1:75000 i 1:100000, mostek zaliczony, trzeba spisać gatunek powalonego drzewa w pobliżu... Brzoza - to nie mogło być nic innego, bo pewnie 90% ludzi nie było by w stanie zidentyfikować gatunku, zresztą sam pewnie byłbym w stanie określić może 4-5 gatunków poza brzozą.

PK 2 
Punkt znajduje się jakieś 2.5 może 3 km dalej w pobliżu leśniczówki, kilku bikerów mamy koło siebie, niby wybraliśmy wersję szutrową, niby ma być prościej, ale po raz pierwszy trafiamy na dość paskudne piachy, rower w kilku miejscach się zapada.... do Ambony trafiamy bezbłędnie, szczeble policzone - jest ich 10.

Ambona z 10 ma szczeblami... o ile dobrze pamiętam ;)
Ambona z 10 ma szczeblami... o ile dobrze pamiętam ;) © amiga

PK 3

Lustrzanka została w samochodzie, dzisiaj raczej nastawiłem się na zdjęcia telefonem, miejscami jednak żałuję.... okolica jest malownicza, Droga za to przynajmniej jej pierwsza część daje się we znaki, trochę piachów, trochę szutrów, kamieni... tarka... gdy docieramy do asfaltu czujemy ulgę, dojazd do przecinki gdzie ma być grób psa jest bezproblemowy, wjeżdżamy w tą właściwą i... widzimy ekipę poszukiwawczą, to nie wygląda dobrze, grobu nie ma... teren jest czesany w odległości około 100m od miejsca gdzie jesteśmy, w końcu ktoś krzyczy jest... i jest... jakieś 100 metrów na wschód... na mapie jest więc błąd... co organizatorzy potwierdzają już na mecie. Imię psa spisane, jedziemy dalej.

No i jesteśmy w polu
No i jesteśmy w polu © amiga
Gdzie ten pomnik?
Gdzie ten pomnik? © amiga
Grób psa
Grób psa © amiga
Piko - był kochany
Piko - był kochany © amiga

PK 4 

Początkowo planowaliśmy podjazd na PK od północy jednak Karolina zwróciła uwagę, że chyba jest przecinka, tyle że kółko zasłania ją...  trochę więc na czuja wjeżdżamy w miejscu gdzie ma być... i jest... punkt odnaleziony, zresztą kilka osób też tam się kręci... 
Tyle, że zastanawiam się co to było, chyba paśnik... (brakuje opisu punktów) i trzeba przeliczyć szczeble w dnie paśnika. Jest ich 5 - tego też w tej chwili pewny nie jestem ;). Cóż... 

Punkt znaleziony jedziemy na 

PK 5

Droga dość prosta, jedziemy z grupą bikerów i oczywiście przestrzeliwujemy, tak to jest jak włącza się instynkt stadny... nie przepadam za takimi sytuacjami, jednak Karolina ma głowę na karku... Pytanie dotyczy pięter lasu ile ich jest i co to za piętra... z pamięci... 
 Ściółka, Runo,  Podszycie, Drzewa - oczywiście to w tej chwili z pamięci, ale mogłem się machnąć, Google w tej chwili podpowiada mi że Podszycie to Podszyt, ale niby to samo , w każdym bądź razie były 4 warstwy ;)

PK 6

Tym razem do odszukania jest słupek określający granice oddziałów, ich jest od groma w lesie liczymy przecinki, na dokładkę spory fragment jest po lesie i po piasku... odbijamy w przecinkę która wydaje nam się tą właściwą, słupek znaleziony i chyba ten właściwy, numery oczywiście z pamięci... więc może być z tym różnie.... 131, 130, 118 przy drodze było jeszcze kilka słupków... wiem że odczytywałem ich numery, więc być może teraz coś pokręciłem, ech szkoda, że nie zrobiłem zdjęcia karcie startowej.... Swoją drogą czemu nie robiłem zdjęć? Telefon miałem pod ręką...  

PK 7

Jedziemy z grubsza na północ by dotrzeć do szutru wzdłuż autostrady tam naszą uwagę zwraca przepust pod drogą... to skróci nam drogę :) więc tam też podążamy... Za stawem ma być miały domek i zadanie - policz żabki... jakie żabki... 
Dojeżdżamy na miejsce...  wchodzimy do środka i są... jest ich 17 to te od firan... 

PK 8

Dość długi przelot, decydujemy się na wariant przez Wiktorów i Orlą, tutaj zadanie to policz okna w garaży przy opuszczonym domu...masakra.. przestrzeliwujemy o jakieś 200 m... zawracamy... okazuje się, że to nie opuszczony dom tylko dom w budowie za siatką ogrodzeniową, liczymy zza płotu okna... jest ich 3

PK 11 

Zmiana kolejności... z tej strony jazda wg numeracji nie ma większego sensu, ww zasadzie chyba bardziej naturalnym byłby PK 14, ale zaczyna nam brakować wody a to punkt gdzie ma być coś do picia...  czytaj woda Na miejscu jesteśmy dość szybko, tym razem do spisania jest informacja w którym kręgu znajdują się Skrzaty, opis znaleziony, woda uzupełniona, banan zjedzony, jedziemy dalej, tuż obok jest
Co to jest Skrzat.... ;)
Co to jest Skrzat.... ;) © amiga

PK 10

Na około 500 odcinku ma być dom, gdzie właściciel powiesił na słupkach ogrodzeniowych puszki po piwie, mamy spisać nazwę tego najbardziej ulubionego, czas nas goni, nie zatrzymujemy się, dopiszemy to dalej, ale działka znaleziona bezbłędnie, puszki są po Tyskim Harnasiu i jedna po Okocimiu...

PK 14

Musimy nieco zawrócić na PK, na północ...w większości szutrami, gnamy jak wariaci... czasu coraz mniej ,punktów do zaliczenia również... mamy zobaczyć i spisać to to za zwierze siedzi na drzewie... na miejscu okazuje się, że to małpa :) 

PK 13
w końcu sam asfalt, może 3 km d przejechania, szybko docieramy pod kościół, spisz kolory okien... i teraz znowu będzie z pamięci.. 
czerwony, niebieski, zielony i żółty - tego ostatniego nie jesteśmy pewni... wnętrze jest ciemne, kościół zamknięty a kolor prawie nierozpoznawalny... ech... właśnie z takich powodów wolałbym perforatory, nie było by takich problemów... 

PK 12

W większości szuter i trochę po lesie, ale odcinek krótki... brzony odnalezione i tutaj również problem, brzozy są 2 ale jedna z odnogą może na wysokości 20 cm z 10 m wygląda jakby były 3, wpisujemy 2 z adnotacją o innej możliwości... brrrr te perforatory.... 

PK 9

Ostatni nasz punkt, dość długi przelot, czasu za to bardzo mało.... gnamy na wariata... wpadamy na miejsce, punt zaznaczony przy stawie... coś o bramce.... brami nie ma... z daleka przez drzewa za bagnem Karolina zauważa jakieś 2 bramki... wyjeżdżamy i podjeżdżamy ciut dalej liczmy haczyki na górnej belce... jest ich 13...mam delikatne obiekcie do szczegółowości mapy i zaznaczenia tego PK. Punkt nie jest przy stawie, jest jakieś 50 metrów od niego. Oznaczenie na szarym polu...  

Nie zastanawiamy się nad tym, mamy góra 30 minut czasu... masakra jakaś...

Meta

Ja na wąskich oponach, Karolina także, ale dzielnie walczymy z szutrami, z piaskami, wpadamy na metę, zziajani, zmęczeni... ledwo żywi. wg mojego zegarka jest 14:59... wg organizatorów 15:01...  tak też wpisują nam na karty, nie kłócę się bo i po co jak chwilę później okazuje się, że przedłużyli czas o 5 minut... a może i więcej. Tyle, że ja swojego czasu jestem pewien... w końcu synchronizowałem go z netem kilka godzin wcześniej... 

Jest chwila by pogadać, okazuje się, że Wiki wpadł na metę jaki pierwszy (tak też obstawiałem na początku) z kompletem, jechało z nim jeszcze 2 gości... nie wiem na którym jestem miejscu, ma być to ogłoszone na facebooku... cóż poczekam... 

Za to Karolina ląduje na pudle na 2-gim miejscu, różnica pomiędzy pierwszym to jedynie kilka sekund... na ostatnim odcinku zostaliśmy wyprzedzeni... Ale i tak było nieźle, tym bardziej, że teren nie był lekki a asfaltu było niewiele... 

A jeszcze jeden szczegół... zamiast perforatorów sportowych można użyć zabawkowych, ozdobnych z wzorami, kosztują grosze i można je kupić w wielu sklepach z art biurowymi... Na jakiś zawodach były wykorzystywane i spisały się nieźle... 


No i mamy pudło
No i mamy pudło © amiga
Karolina na podium :)
Karolina na podium :) © amiga

Zawody skończone, słońce coraz niżej, pakujemy rowery i Karolina podrzuca mnie na stację PKP, chwila pożegnania i lecę, mam kilka minut do odjazdu, ostatnie zdjęcia Łodzi z peronu, trwa mecz na pobliskim stadionie, chyba nic wielkiego, bo ludzi mało... ale przynajmniej są głośni ;)

Podjeżdża pociąg, o czasie, pakuję się do środka, i.... chwilę później kołchoźnik ogłasza, że wyjedziemy z około 30 minutowym opóźnieniem, jedna z pasażerek zasłabła i czekamy na pogotowie... Te przyjeżdża bardzo nieśpiesznie... faktyczni od chwili ogłoszenia do przyjazdu minęło dobre 20 minut :(
Na stacji Łódź Kaliska
Na stacji Łódź Kaliska © amiga
Przyśpiewki wskazują, że trwa mecz
Przyśpiewki wskazują, że trwa mecz © amiga

W końcu jednak ruszamy, mam 3 godziny, próbuję się zdrzemnąć... nie ma szans... 
W pociągu InterCity
W pociągu InterCity © amiga
Dojeżdżam do Katowic... został tylko dojazd do domu, jest chłodno, ciemno.. jadę najkrótszą drogą... W domu ciuchy lądują w praniu a ja w wannie, dawno a sobie nie miałem tyle piachu i pyłu... 

Dzień był dość intensywny, sama KROWA bardzo wymagająca, większość szlaków piaskowa, szutrowa, niewiele asfaltu... prawdę powiedziawszy nie spodziewałem się aż takiego hardcoru na amatorskiej imprezie...  Zresztą gdy jechaliśmy było widać, że niektórzy uczestnicy mają serdecznie dość. Brakowało też jakiegoś bufetu, była tylko woda na 11 PK...  z drugiej strony to jedynie 4 godziny z hakiem. Inna sprawa, że po drodze kojarzę tylko jeden sklep i to właśnie w okolicy 11-ki;)

Dzień w sumie był miło spędzony razem z Karoliną... Dziękuję Ci za kolejny wspólny maraton :)

W kilometrażu doliczony jest jeszcze mój dojazd do dworca PKP... w sumie niewiele, ale jednak...

Góry Mazowieckie z Karoliną

Niedziela, 4 września 2016 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Z Karoliną umawiamy się około ósmej... więc z rana wstaję dość wcześnie, pędzę ile sił... Na miejscu chwila rozmowy, ustalamy plan... bo w ciągu tygodnia nie było jak... pomysłów było kilka, ale życie i tak je zweryfikowało, Wycieczka będzie podzielona na 2 części, pierwsza to pomysł Karoliny by zahaczyć o góry Mazowieckie w okolicach Żelechlinka, tyle, że o 13 musimy być w Tomaszowie na obiedzie :)

Prognozy mówią o możliwych deszczach tyle, że po 20... z rana temperatura w okolicach 15 stopni... względnie ciepło, później ma być gorąco, w planie nawet +30... wiatr z południowego-zachodu... Wstępna ocena odległości to około 30km do Żelechlinka, niby mamy czas, ale jednak planujemy coś zwiedzić, odwiedzić, a to przecież też zabiera czas.

Ruszamy, pierwszy krótki postój przy kościele w Lubochni, po raz pierwszy trafiam w czasie gdy nie trwa msza, gdy nie ma wiernych, kościół otwarty... Jedynie pani lodziarka jak zawsze ta sama przed bramą wejściową. 

Wewnątrz rozglądamy się za ukrytymi czaszkami :) I jest... niedaleko ołtarza na niewielkim krzyżu. 
W kościele Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Lubochni

W kościele Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Lubochni © amiga
Kolejna czaszka odnaleziona
Kolejna czaszka odnaleziona © amiga
Boczny ołtarz
Boczny ołtarz © amiga
Z Jasienia na ołtarz
Z Jasienia na ołtarz © amiga
Na spokojnie możemy zwiedzić wnętrza, chwilę odsapnąć, w końcu jednak pora ruszyć dalej, czeka nas długi przelot to Żelechlinka... po drodze, nie ma nic specjalnie ciekawego, pola, troszkę lasu, ale im bliżej celu tym coraz więcej podjazdów, z horyzoncie pojawiają się wzniesienia, trochę to przypomina jurę tą z okolic Krakowa... Z daleka ciężko ocenić wysokość. 

Docieramy do centrum Żelechlinka, prawdopodobnie za chwilę zacznie się msza, ludzie ciągną z każdej strony, o wejściu do środka nie ma mowy, rozglądam się czy nie ma jakiegoś sklepu otwartego, przydały by się jakieś banany, czy batony... mamy ze sobą tylko wodę w bidonach... trochę mało jak na planowane 70-80km
Kościół p.w. św. Bartłomieja Apostoła w Żelechlinku
Kościół p.w. św. Bartłomieja Apostoła w Żelechlinku © amiga
Nie ma nic piękniejszego niż uśmiech na jej twarzy :)
Nie ma nic piękniejszego niż uśmiech na jej twarzy :) © amiga

Po krótkim postoju ruszamy dalej kierunek Karolinów... gdzie mamy pojechać na Ignatów, Dzielnicę, w lesie coś nam się nie zgadza z mapami... w końcu odpalam nawigację... na mapie nie ma jednej z dróg... na mapach openstreet jest udaje się ustalić pozycję i kierunek...ruszamy we właściwą stronę.. .
Chyba tam pojedziemy?
Chyba tam pojedziemy? © amiga
Pod kapliczką
Pod kapliczką © amiga
Jednak w kilku miejscach mamy wątpliwości co to zawartości mapy, są chwile zwątpienia... zastanawiamy się gdzie jesteśmy... coś się nie zgadza, Karolina wspomina że w okolicach Dzielnicy powinna być kamienista droga... nie ma jej jednak..a może i jest tyle, że przysypana... 
Łódzkie góry
Łódzkie góry © amiga
Na szczycie podjazdu
Na szczycie podjazdu © amiga
Niby nie na Śląsku a Brynica jest
Niby nie na Śląsku a Brynica jest © amiga

W końcu odnajdujemy się w terenie, na mapie faktycznie są błędy, Stajemy przy pierwszym dzisiaj młynie w Jankowicach-Kolonii kilka zdjęć i przypętał się jakiś tubylec, coś do nas mówi, pyta się skąd jedziemy... aż korci mnie by powiedzieć, ze z Katowic... Ciężko mi powiedzieć, czy chciał pomóc, czy nie, ale na bank jego obecność i próba nawiązania kontaktu była paskudna... 3 szybkie fory i jedziemy dalej, takie towarzystwo nam nie jest do niczego potrzebne.

Starty młyn wodny w Dzielnicy
Starty młyn wodny w Dzielnicy © amiga
Pędzi, pędzi
Pędzi, pędzi © amiga
Staw przy młynie
Staw przy młynie © amiga
Nieco dalej znajduje się dworek, po raz kolejny jego umiejscowienie nie zgadza się z tym co jest na mapie... we właściwym miejscu zatrzymujemy się tylko dzięki Karolinie :) Dziękuję... pewnie minąłbym to miejsce... zakładając, że mapa wie lepiej... a w miejscu gdzie pokazywała, nic nie było... jakieś zwykłe zabudowania wiejskie. Swoją drogą tego drzewa - pomnika przyrody też nie był ona swoim miejscu... 
Zapuszczony dworek w Jankowicach
Zapuszczony dworek w Jankowicach © amiga

Przejeżdżając przez Rawkę ukazuje nam się młyn w Górze. Jest wielki i w całkiem niezłym stanie, mam jednak wątpliwości czy jest jeszcze używany... 
Młyn w Górze
Młyn w Górze © amiga
Już dojrzały czarny bez
Już dojrzały czarny bez © amiga

W planie mieliśmy jeszcze pobliski Jeżów, ale... mamy 2 godziny czasu by wrócić na grilla, Niby to jedynie 40km... powinniśmy zdążyć jednak gdy odwracamy się na południe, czujemy silne podmuchy wiatru... rowery odmawiają współpracy, musimy mocno naciskać na pedały by utrzymać 20 km/h. W Węgrzynowicach trafiamy na otwarty sklep. kupujemy Grześki, coś trzeba zjeść... inaczej padniemy..

Na miejsce docieramy 6 minut przed czasem. Ufffff....

Po pysznym obiedzie, chwili odpoczynku ruszamy dalej, tym razem do Wolborza. stamtąd muszę dotrzeć do Piotrkowa Trybunalskiego. 
Początkowo wyznaczamy sobie kilka miejsc które chcemy odwiedzić, jakieś  młyny, jednak na niebie zaczyna się pojawiać coś czego nie miało być... to ciemne deszczowe chmury, pogoda zmienia się, wiatr coraz silniejszy, gdzieś po naszej prawej stronie widzimy, że leje, czy uda nam się to ominąć, ustalamy, że gdyby była jakaś wiata i bezie padać to stajemy by przeczekać. Kilak razy kropi deszcz, tyle, że to nic wielkiego...
Dwa krzyże
Dwa krzyże © amiga
W sumie zmieniamy plany - głównie przeze mnie, szybciej i bez zwiedzania osiągamy Wolbórz, na chwilę wchodzimy na teren cmentarza. na którym znajduje się zabytkowa kaplica.
Kaplica cmentarna w Wolborzu
Kaplica cmentarna w Wolborzu © amiga
Tuż obok jest wielka stadnina, wjeżdżamy na jej teren...krążymy po okolicy, podziwiamy zabudowania, roślinność, widzimy konie większe, mniejsze... 
Zabudowania na terenie stadniny ogierów w Bogusławicach
Zabudowania na terenie stadniny ogierów w Bogusławicach © amiga
Spichlerz na terenie stadniny?
Spichlerz na terenie stadniny? © amiga
Karolina wśród zieleni
Karolina wśród zieleni © amiga
Mija dobre kilkanaście minut, kierunek centrum Wolborza, na niebie coś się kotłuje, słuchać od czasu do czasu grzmoty.... jeszcze tego było nam potrzeba. Pakujemy się do Pizzerii na kawę. Zaglądamy na radary... burza przechodzi właśnie nad Piotrkowem i idzie na nas... Kropi deszcz, wstępnie po głowie chodzi mi by przeczekać... jednak Karolina naciska by jeszcze podjechać pod młyn który odpuściliśmy ostatnio... Wsiadamy na rowery i jedziemy... to niedaleko... krótki postój, kilak zdjęć... niebo się rozpogadza... burza przeszła nie stwarzając problemów. 
Młyn w Wolborzu
Młyn w Wolborzu © amiga
Okienko wśród zarośli
Okienko wśród zarośli © amiga
Wracamy do Wolborza, tam rozstajemy się, Karolina z Wiatrem jedzie na Tomaszów a ja pod wiatr na Piotrków... Droga jest mi coraz lepiej znana ;)  gnam wzdłuż S8. Kilkanaście km bez zatrzymania, po wiatr... maksymalna prędkość nie przekracza 25 km/h. Docieram na dworzec w Piotrkowie, zaglądam na rozkład jazdy. hm... jest w czym wybierać... za około 30-40 minut są 2 pociągi, pierwszy osobowy, drugi IC. Z lekką niechęcią i po konsultacjach z panią w kasie udaje się ustalić, że to nowy skład, żadne TLK czy inne dziadostwo. Cóż... kupuję, a dworcowym sklepie coś do picia na drogę i idę na peron. Po kilkunastu minutach okazuje się, że osobowy ma 25 minut opóźnienia..., dobrze, że nim nie pojechałem... przyjeżdża Dart IC... w środku pełno, pełniście, przez chwilę chodzi mi po głowie by jednak poczekać na osobówkę, tam będzie luz... będzie miejsce na rower, po pytaniu czy jest miejsce na rower w 6 tym wagonie okazuje się że jest. Wsiadam... Dartem jadę drugi raz, miejsce na rowery takie sobie, zastanawiam się jak bardzo musi być niepełnosprawna ta osoba która projektuje miejsca na rowery... Prawie na 100% nie jeździ rowerem... nie wieszał rowera na hakach. Cokolwiek by nie mówić to w "kiblach" rower jeździł tak jak powinien... było miejsce nawet na kilkadziesiąt rowerów... Szkoda gadać... 

Do Katowic docieram po 20... leje... dotarły burzowe chmury... wsiadam na rower i jadę do domu, na szczęście nie mam daleko... 


To był długi dzień, ale piękny, a wszystko dzięki Karolinie :) Dziękuję...

Wycieczka po Łodzi i okolicach z Karoliną

Niedziela, 28 sierpnia 2016 · Komentarze(2)
Uczestnicy

Dzień zaczyna mi się bardzo wcześnie, budzę, się około 5:00, parę spraw do ogarnięcia, jakieś lekkie śniadanie, ostatnie rzeczy lądują w plecaku i w drogę, ruszam na dworzec PKP w Katowicach, drogi puste, nie ma żywego ducha. W końcu to Niedziela. Docieram na dworzec. Pociąg już stoi, pakuję się do środka, rower zawieszam na haku... i... może usnę, ale wiem, że w pociągu średnio mi się to udaje... 

Jedziemy na wycieczkę
Jedziemy na wycieczkę © amiga

Na którejś z kolejnych stacji wsiada pani z rowerem... a w Myszkowie ktoś jeszcze... nie wiedzę, dopiero po jakimś czasie okazuje się że to Jacek wraca z Korno. Jest o czym pogadać, przy okazji podziwiam mapy :)... Punktów jak ziaren maku... o zaprojektowaniu pętli nie ma mowy, tutaj trzeba było jechać na żywioł... 
Czas leci. Wysiadam wcześniej w Łodzi Widzew.

Mam chwilę czasu sprawdzam jak wyglądają przyjazdy pociągów, na którym peronie się ustawić... i czekam kilka minut...

Bocianki pociąg wjeżdża na stację Łódź Widzew
Bocianki pociąg wjeżdża na stację Łódź Widzew © amiga

Przyjeżdża pociąg. Ze środka wyskakuje z Bocianem u boku moja Karolina Po krótkim powitaniu, na szybko ustalamy wstępny plan... pierwszym punktem ma być Kirkut... dojazd dość prosty, w Łodzi  jest sporo rowerówek, a przynajmniej coś co ma je udawać. Na niektórych fragmentach jest ok, na innych... masakra. Stare przed kilkudziesięciu lat płyty powyginane we wszystkie strony, niespodzianki w postaci ginących rowerówek, brak oznaczeń i schody... Jeszcze niedawno narzekałem na paskudne rowerówki na śląsku... Patrząc na te Łódzkie... już mi chyba ni będzie przeszkadzać te kilka kałuż i gałęzi na DDRce w Kochłowicach, czy lampy centralnie na środku drogi... 

Kraj niby się rozwija, ale bubel goni bubel, projektanci rowerówek nie wiedzą co czynią, aż ktoś ich nie zaskarży za narażenie życia, bądź jego utratę... No dobra pojechałem ten temat w końcu nie jest naszym celem. Nie przyjechaliśmy tutaj by narzekać na stan infrastruktury. 

Dojeżdżamy na Kirkut, jest ukryty wśród drzew z nie do końca oczywistym wjazdem. Nie wchodząc do środka w oczy rzuca się jego wielkość, jest... przeogromny... 

Wejście główne Łódzkiego Kirkutu
Wejście główne Łódzkiego Kirkutu © amiga
Dom pogrzebowy
Dom pogrzebowy © amiga

W pierwszej kolejności zahaczamy o punkt wydawania/sprzedaży biletów...  jak się później okazuje znajduje się z boku domu pogrzebowego. Pomieszczenie zionie stęchliznom, grzybem, jest odrapane... ale jest monitoring ;)


Rowery zostawiamy przypięte do ogrodzenia, a sami udajemy się w czeluście nekropolii. Już na wstępie zauważamy sporą ilość wycieczek młodzieży z Izrael. Każda ma przewodnika, każda ma obstawę z Mosadu. Ta ostatnia nie rzuca się w oczy za bardzo. W Oświęcimiu kilka lat temu wyglądało to tak, że kręciło się wokół wycieczki 2 smutnych panów z bronią. Tym razem jest jeden gość, ubrany po cywilu, obserwujący okolicę i ludzi odwiedzających cmentarz. Wypchane okolice pach wskazują, że nie jest zupełnie bezbronny. Zastanawiam się po diabła im taka obstawa... chociaż... w tym kraju już jest wszystko możliwe... zaczynamy czcić żołnierzy wyklętych którzy byli mordercami. Zabijali cywili innej wiary, innego pochodzenia... 

Ale nie o tym miało być

Przechadzamy się alejkami, cykając fotki, to tu to tam... Kikrut jest jednym z tych bardziej zadbanych, opłata biletowa idzie na oczyszczanie, restaurację macew. usuwanie roślinności, prace porządkowe. Z jednej strony dobrze, że ktoś o to dba, z drugiej... klimat zarośniętych cmentarzy żydowskich gdzieś znikł... Udaje się jednak odnaleźć kilka ciekawych miejsc. 

Setki macew
Setki macew © amiga
Przy niektórych macewach powiewają flagi
Przy niektórych macewach powiewają flagi © amiga
Potężna kwatera
Potężna kwatera © amiga

Podoba mi się to, że jednak historia, czy raczej pamięć o tym miejscu trwa. 

Mauzoleum Izraela Poznańskiego
Mauzoleum Izraela Poznańskiego © amiga
Grobowiec rodzinny
Grobowiec rodzinny © amiga
Drogiemu wychowawcy byłe uczennice
Drogiemu wychowawcy byłe uczennice © amiga
Lubię gdy stare nagrobki oplecione są zielonym bluszczem
Lubię gdy stare nagrobki oplecione są zielonym bluszczem © amiga
Omszałe płyty
Omszałe płyty © amiga
Klimat jedyny w swoim rodzaju
Klimat jedyny w swoim rodzaju © amiga
Ilość macew, nagrobków, wielkość kirkutu zaskakuje
Ilość macew, nagrobków, wielkość kirkutu zaskakuje © amiga
Na polu Gettowym, by pozostał ślad po ludziach
Na polu Gettowym, by pozostał ślad po ludziach © amiga
Jedna z wycieczek młodych Izraelczyków
Jedna z wycieczek młodych Izraelczyków © amiga
Chorągiewki powiewają smutno
Chorągiewki powiewają smutno © amiga
Niewiele takich zakątków znajduje się na łódzkim kirkucie
Niewiele takich zakątków znajduje się na łódzkim kirkucie © amiga
Zastanawiają mnie te doły przed tablicami
Zastanawiają mnie te doły przed tablicami © amiga
Kolejna wycieczka, śladami ojców
Kolejna wycieczka, śladami ojców © amiga

Po dłuższym pobycie na kirkucie zahaczamy jeszcze o pomnik i dom pogrzebowy. Przyznam się że po raz pierwszy jestem w takim miejscu, niektóre akcesoria przywodzą na myśl szpitale psychiatryczne rodem z horrorów... 

Wewnątrz domu pogrzebowego
Wewnątrz domu pogrzebowego © amiga
W domu pogrzebowym
W domu pogrzebowym © amiga
Karawan
Karawan © amiga
Dziwne myśli chodzą po głowie patrząc na eksponaty
Dziwne myśli chodzą po głowie patrząc na eksponaty © amiga
Instalacja Dzieci Getta
Instalacja Dzieci Getta © amiga
Jedna z dziesiątek tablic na murze nekropolii
Jedna z dziesiątek tablic na murze nekropolii © amiga
Pomnik przed wejściem do kirkutu
Pomnik przed wejściem do kirkutu © amiga
Jeden z grobów poza murami cmentarza
Jeden z grobów poza murami cmentarza © amiga
Dom pogrzebowy
Dom pogrzebowy © amiga

Po dobrych kilkudziesięciu minutach udajemy się nieco dalej na stację Radegast, miejsce to zostawia jakiś ślad na psychice, zresztą podobnie jak wizyta w obozach zagłady z którymi jest związana... To tutaj odchodziły ładunki z ludźmi do takich obozów... 

Sam dworzec z dobudowanym muzeum... nie do końca wiem jak to nazwać, bo to długi tunel z listami, rzeczami które zostały po ludziach. na końcu znajduje się pomieszczenie z miejscem na ogień... wychodząc zauważam, że przypomina to piec krematoryjny... skojarzenie miałem tylko jedno...

Stacja Radegast
Stacja Radegast © amiga
Jedna strona z wielu ksiąg na stacji
Jedna strona z wielu ksiąg na stacji © amiga
Przygnębiające widoki
Przygnębiające widoki © amiga
Niby to tylko kilka liter i cyfr a jednak za każdą kryje się jakiś dramat
Niby to tylko kilka liter i cyfr a jednak za każdą kryje się jakiś dramat © amiga
Fragment makiety Łódzkiego Getta
Fragment makiety Łódzkiego Getta © amiga
Wieże kościelne na makiecie
Wieże kościelne na makiecie © amiga
Długie ciągi ulic
Długie ciągi ulic © amiga
Kolejny kościół z makiety
Kolejny kościół z makiety © amiga
Droga wyłączona z getta
Droga wyłączona z getta © amiga
Pora wyjść ze stacji
Pora wyjść ze stacji © amiga
Gotowy do odjazdu
Gotowy do odjazdu © amiga
Wystawa w dobudowanym budynku
Wystawa w dobudowanym budynku © amiga
Historia w kamieniu zapisana
Historia w kamieniu zapisana © amiga
Długie ciągi kart, śladów po ludziach
Długie ciągi kart, śladów po ludziach © amiga
Nawet dzisiaj ten widok nie zostawia chyba nikogo obojętnym
Nawet dzisiaj ten widok nie zostawia chyba nikogo obojętnym © amiga
Lista miast z których sprowadzano do getta ludzi
Lista miast z których sprowadzano do getta ludzi © amiga
Mam nadzieję, że to światełko do nieba
Mam nadzieję, że to światełko do nieba © amiga
Paskudne skojarzenia
Paskudne skojarzenia © amiga

Przechadzając się wzdłuż zabudowań natykamy się na tą samą wycieczkę z Izraela którą widzieliśmy kilkanaście minut temu na kirkucie... 

Wyjeżdżając spod stacji mamy problem by ustalić jeden wariant dalszej wycieczki, trochę mieszamy, trochę kombinujemy, ale wyjeżdżamy na czarny szlak rowerowy prowadzący po wzgórzach łódzkich. Jak się okazuje po chwili plan musimy skorygować bo... ta tym fragmencie niewiele będzie do zobaczenia. 

Punkt widokowy gdzieś po drodze
Punkt widokowy gdzieś po drodze © amiga
Droga przed nami
Droga przed nami © amiga


Kierujemy się na Dobrą, tam z daleka widać kościół Starokatolicki Mariawitów, trwa msza, więc nie poszalejemy z aparatami, zaskakuje za to niewielka ilość wiernych. Ale jak mi tłumaczy Karolina to Starokatolicy, jest ich niewielu w okolicy... 

Kościół starokatolicki mariawitów w Dobrej
Kościół starokatolicki mariawitów w Dobrej © amiga
Trwa nabożeństwo
Trwa nabożeństwo © amiga

Nieco dalej znajduje się kościół katolicki, również trwa msza, ludzi sporo, wręcz wylewają się z kościoła, patrzą na nas spod byka, więc tylko szybka fota i ruszamy dalej.

Kościół pw. Jana Chrzciciela i św. Doroty w Dobrej - trwa msza nie ma szans na wejście do środka
Kościół pw. Jana Chrzciciela i św. Doroty w Dobrej - trwa msza nie ma szans na wejście do środka © amiga


Jest coś koło 13, chyba pora by coś zjeść. W Dobrej był bar, nawet zaznaczony ma mapie, z zewnątrz wyglądał raczej na coś sklepo-barowego rodem z PRLu, obsługa pewnie czekała na koniec mszy, gdy chłopi przyjdą na niedzielne piwko, albo dwa. Odpuszczamy to miejsce  Za to wg mapy nieco dalej również coś się znajduje, jakiś hotel, restauracja, może bezie to coś sensownego? 

Staw Dobieszkowie - miał być przy nim młyn ale został rozebrany
Staw Dobieszkowie - miał być przy nim młyn ale został rozebrany © amiga
Uśmiechnij się ;)
Uśmiechnij się ;) © amiga

Po drodze miał być młyn, ale krążymy przy skrzyżowaniu gdzie wg mapy powinien stać, nie ma... pytamy się mieszkańców, i dowiadujemy się, że "już nie ma". Cóż... nieco dalej jest nasz hotel... tzn ten z mapy, stajemy, sporo ludzi, jakieś poprawiny... ale wewnątrz można coś zjeść. Ludu tyle, że po chwili za radą Karoliny odpuszczamy, po drodze na odcinku około 10 km są jeszcze 2 interesujące nas oznaczenia - nóż i widelec. 

Droga którą jedziemy
Droga którą jedziemy © amiga
Skąd Ona ma tyle sił, ja ledwo żyję
Skąd Ona ma tyle sił, ja ledwo żyję © amiga

Dojazd jednak pod górkę, po szutrach, na szczęście są też asfalty, czasem lekko sfatygowane, ale są ;) Docieramy do kolejnego Hotelu, ludzi niewiele... - to Ośrodek Campoverde. 
Po pierwsze coś do picia, bidony wysychają, i oczywiście coś do zjedzenia... Możemy podelektować się cisza, spokojem. Po 10 minutach docierają napoje, uff... jakie to dobre... kolejne kilka minut i dostajemy danie główne... Objętościowo nie zachwyca, ale jest zjadliwe i świeże... Miła obsługa... Jednak to nie to co Tomaszowski Kwadrans... ;)

Po posiłku ruszamy na Nowosolną, skrzyżowanie było już kilka razy w TV m.in. w absurdach drogowych, to jakaś porażka... 8 schodzących się w jednym miejscu dróg... jakim cudem przejechaliśmy...? nie mam pojęcia... aż prosi się w tym miejscu o rondo, załatwiło by wszystkie problemy. Tuż za skrzyżowaniem spotykamy znajomych z różnego rodzaju rajdów... zamieniamy kilka zdań i lecimy dalej na Wiączyń, gdzie zahaczamy o stary cmentarz z okresu I wojny światowej. Kilak zdjęć i ruszamy dalej,. może 100 m od cmentarza natykamy się na tych samych znajomych... ale już się nie zatrzymujemy... 

Cmentarz z pierwszej wojny światowej w Wiączyniu
Cmentarz z pierwszej wojny światowej w Wiączyniu © amiga
Krzyż prawosławny na cmantarzu
Krzyż prawosławny na cmantarzu © amiga

Kolejna krótka przerwa w Andrespolu, tym razem kawa z żabki... tzn kawa z ziaren kawy, z mlekiem ale ze sklepu z logiem płaza... ;) i ruszamy dalej 
Stary cmentarz ewangelicki w Bukowcu Górnym
Stary cmentarz ewangelicki w Bukowcu Górnym © amiga

Kierunek Kurowice, tam zatrzymujemy się przy kościele, jest otwarty więc wchodzimy do środka, kilka zdjęć.

Wewnątrz kościół pw. Najświętszego Serca Jezusowego w Kurowicach
Wewnątrz kościół pw. Najświętszego Serca Jezusowego w Kurowicach © amiga

A poniższe pożyczyłem sobie od Karoliny, bez jej zgody... przepraszam :)
Ktoś napisał :)
Ktoś napisał :) © Tymoteuszka

Przyglądamy się mapie, zamiast na Zamość postanawiamy pojechać na Michałów zaliczając po drodze stary młyn, jego stan jednak pozostawia wiele do życzenia, myślę, że za kilka lat zostanie rozebrany, stan fatalny...  
Spoglądamy na zegarki ile mamy jeszcze czasu, muszę dotrzeć max około 19:40 na stację w Piotrkowie Trybunalskim, chwila zastanowienia i... pojedziemy w kierunku Wolborza. 

Stary zniszczony młyn
Stary zniszczony młyn © amiga
Jeszcze kilka lat i nic z tego nie zostanie
Jeszcze kilka lat i nic z tego nie zostanie © amiga
Uwielbiam jej uśmiech
Uwielbiam jej uśmiech © amiga

Zahaczamy jeszcze o Łaznów dokładnie o o drewniany kościół, trwa jeszcze msza, kończy się, Karolina wchodzi do środka, chce po cichutki cyknąć zdjęcie, ale... ksiądz prosi parafian o uśmiechnięcie się... więc stała się częścią kazania które w tej chwili trwało... 
Kościół Matki Boskiej Różańcowej w Łaznowie
Kościół Matki Boskiej Różańcowej w Łaznowie © amiga
Kapliczka przy kościele
Kapliczka przy kościele © amiga

Może 5 minut później msza się kończy, już na spokojnie wchodzimy do środka, możemy przyjrzeć się ornamentom, poszukać czaszki... Tą znajduje Karolina, nie mam pojęcia jak ją wypatrzyła... 
Msza skończona, można zajrzeć do środka
Msza skończona, można zajrzeć do środka © amiga
Znaleziona przez Karolinę czaszka :)
Znaleziona przez Karolinę czaszka :) © amiga

Po wyjściu z kościoła jedziemy przez Będków gdzie krótki postój poniku ofiar oraz kościele z którym Karolina ma sporo wspomnień, opowiada mi o nich :) Dziękuję... 

Pomnik w Będkowie w hołdzie pomordowanym przez Hitlerowskiego okupanta w latach 1939-45
Pomnik w Będkowie w hołdzie pomordowanym przez Hitlerowskiego okupanta w latach 1939-45 © amiga
Kościół Najświętszej Maryi Panny w Będkowie
Kościół Najświętszej Maryi Panny w Będkowie © amiga
Wewnątrz kościoła
Wewnątrz kościoła © amiga

Do Wolborza jeszcze kawałek, patrząc na mapę zauważamy jakiś dworek w Drzazgowej Woli, niestety gdy docieramy an miejsce niewiele widać, teren jest ogrodzony, z daleka widać chyba tylko stodołę... nic... nieco dalej w Lubiatowie  też jest dworek do kompletu z folwarkiem. Tego pierwszego nie udaje nam się zobaczyć, znajduje się na mocno zarośniętej kwaterze. Ten drugi możemy podziwiać tylko z daleka, gdyż dostępu chroni gruby łańcuch i informacja o ochronie. Z jednej strony szkoda, że nie można podjechać bliżej, z drugiej nie każdy chce być atrakcją turystyczną. 

Nie można było podjechać bliżej, ale z tej perspektywy też piękny - Folwark w Lubiatowie
Nie można było podjechać bliżej, ale z tej perspektywy też piękny - Folwark w Lubiatowie © amiga

Pozostało udać się do Wolborza, w planie mieliśmy jeszcze jeden młyn... jednak zegarek uświadamia nas, że nie mamy już na ten punkt czasu. Stajemy w centrum Wolborza, ostatnie kilka zdjęć. Dostaję od Karoliny pączka na drogę... 

Stary herb Wolborza na jednym z budynków
Stary herb Wolborza na jednym z budynków © amiga
Parafia Św. Mikołaja w Wolborzu
Parafia Św. Mikołaja w Wolborzu © amiga

Bryczka w Wolborzu
Bryczka w Wolborzu © amiga

Kilka minut pożegnania i ruszam mam do przejechania około 17km i góra godzinę czasu. Niby powinno wystarczyć, jedna wolę mieć te kilka minut w zapasie, może się w końcu zdarzyć wszystko włącznie z paną... 

Od Wolborza gnam na złamanie karku, ale pozwalam podpowiadać sobie nawigacji kontrolując na mapie trasę wycieczki, pierwotnie już w Wolborzu miałem wbić się na serwisówkę wzdłuż autostrady S8, jednak nawigacja uparcie kieruje mnie inaczej, spoglądam na mapę, faktycznie jest inny wariant... cóż pomimo braku czasu spróbuję. 
Odbijam nieco później niż zaplanowała nawigacja, skręcam w ul Polną, nazwa oddaje to co napotkałem... na szczęście ten odcinek nei jest zbyt długi to około 1,5 km, najważniejsze, że nie ma piasku i błota.

Wyjeżdżam w Proszeniu, tam przekraczam autostradę i już dalej serwisówką gnam do Piotrkowa, po drodze podziwiam zachodzące słoneczko, jednak, nie zatrzymuję się, czasu strasznie mało... a jeszcze sporo kilometrów do celu, tym bardziej, że przejazd przez miasto nigdy nie jest szybki, zawsze są jakieś światła, skrzyżowania, czy remonty. Nie inaczej jest tym razem. Wpadam an dworzec mam 10 minut ;) albo 40... to zależy czym chcę jechać, wybieram wcześniejszy pociąg pomimo tego, że będę później... na dokładkę czeka mnie przesiadka, jednak z InterCity nigdy nie ma pewności, czy wejdę z rowerem, czy będą miejsca... nie ryzykuję, wolę wolniej, ale pewniej. tym bardziej, że o dobiciu się do kasy nie ma mowy. Bilet kupuję u konduktora. 

Rozsiadam się wygodnie i wysyłam Karolinie informację, że dotarłem, że siedzę w pociągu... że jadę... 
Skład to stary EN-57, ale przynajmniej rower jedzie pozycji poziomej... 

W pociągu kolei Regionalnych - tutaj czas się zatrzymał w latach 60-tych
W pociągu kolei Regionalnych - tutaj czas się zatrzymał w latach 60-tych © amiga

W Częstochowie przesiadka, mam kilka minut by kupić coś do picia. Wsiadam do nowego składu Kolei Śląskich. Jest zimno, może fajnie, że jest klima, ale coś mocno ją skręcili, robi mi się zimno... 

Czekając na pociąg w Częstochowie
Czekając na pociąg w Częstochowie © amiga

Gdy wysiadam w Katowicach jestem skostniały... przegięli... na peronie, czy dworcu, czy nawet na zewnątrz jest ciepło, marzę jednak o gorącej herbacie, może nawet jakimś hamburgerze, ale Mak... pełny, nie mam ochoty tracić czasu w kolejkach. 

Wracam do domu, jest już ciemno, włączam lampki migające, 6 km... do pokonania, ostatnie sześć dzisiaj. W domu jestem kilka minut przed północą...  Szybka kąpiel, coś do picia... i... spać... noc i tak będzie krótka. 

Wieża Spadochronowa w Katowicach tuż przed północą
Wieża Spadochronowa w Katowicach tuż przed północą © amiga



Dzięki Karolino na kolejną wspaniałą wycieczkę, chyba najbardziej w pamięci utkwiła mi Łódź, a dokładniej tamtejszy kirkut i stacja Radegast... Smutne to miejsca. Później za to mieliśmy kilka ciekawych pozycji w parku Wzniesień Łódzkich :) ale nie tylko... Dzień by upalny. Dziękuję Ci za wszystko...