Wpisy archiwalne w kategorii

tam i z powrotem

Dystans całkowity:23118.73 km (w terenie 6486.68 km; 28.06%)
Czas w ruchu:1325:59
Średnia prędkość:17.44 km/h
Maksymalna prędkość:67.50 km/h
Suma podjazdów:128130 m
Maks. tętno maksymalne:240 (130 %)
Maks. tętno średnie:147 (79 %)
Suma kalorii:971214 kcal
Liczba aktywności:427
Średnio na aktywność:54.14 km i 3h 06m
Więcej statystyk

Bieg Dziewięciu Górników

Sobota, 15 grudnia 2018 · Komentarze(2)
Uczestnicy

Bardzo, bardzo długa przerwa, pogoda nie rozpieszczała, do kompletu trochę lenia i... okazało się, że zamknąłem sezon wcześniej niż myślałem, co prawda do nowego roku jest jeszcze chwila, jednak jakoś nie do końca jestem pewien czy uda się wyjechać. Dzisiaj jednak mam plan. Jestem umówiony z Darkiem, Anią i Anetą na biegu 9 górników. W sumie niedaleko, ale jest dość chłodno, na dokładkę wieje paskudny zimny wiatr... Kombinuję jak się ubrać, jednak coś mi się wydaje, że każda opcja będzie zła. Jeżeli się spocę i będę czekał to zimno mnie zabije... 

Rowerówka zimową porą
Rowerówka zimową porą © amiga
W parku Kościuszki
W parku Kościuszki © amiga

Ruszam trochę przed 11. Mam niby sporo czasu, jednak nie wiem na co trafię. Drogi wyglądają nieźle, nawet DDRka jakaś normalna :) I wszystko jest piękne do granic parku Kościuszki, gdzie na ścieżkach zalega śnieg, lód. Mocno zwalniam, wiem, że jadę częściowo po trasie biegu, nie zazdroszczę zawodnikom, choć trochę piasku jednak wypadałoby tutaj wysypać. 

Pod kopalnią Wujek
Pod kopalnią Wujek © amiga

Docieram w pobliże kopalni Wujek. W okolicy sporo policji, cześć dróg już jest zamknięta. Staję i zdzwaniam się z Darkiem. chwila czekania i możemy się przywitać, na szybko zdaję relację z tego co widziałem w parku... 

Darek i Ania już gotowi
Darek i Ania już gotowi © amiga

Pod dobrych kilkudziesięciu minutach następuje uroczyste przywitanie się z zawodnikami, organizatorzy nawiązują do historii. Mimo tego, że byłem młodym chłopcem to jednak przez mgłę przypominam sobie stojące tutaj czołgi, stojące wojsko... 

Rozpoczyna się część oficjalna
Rozpoczyna się część oficjalna © amiga

Zanim zawodnicy ruszą na trasę ja już jadę, chcę dotrzeć przed nimi do parku Kościuszki, ustawić się tak by dało się zrobić kilka zdjęć. Wiar zabija. To czego obawiałem się spełniło się. Lekko się spociłem, a stanie w miejscu wychładza. W ciągu kilku minut jest mi zimno... 

W końcu pojawiają się zawodnicy. Ustawiam parametry aparatu... kilka strzałów i wydaje się, że mam z grubsza wszystko dobrze ustawione. Czekam... i są... biegną, jeszcze zadowoleni... ;)

Truchtając po parku Kościuszki
Truchtając po parku Kościuszki © amiga

Przemieszczam się pomiędzy miejscami gdzie mogę spodziewać się kolejnych spotkań z Darkiem i Anią, udaje mi się ich kilka razu sfotografować :)

Na ścieżkach
Na ścieżkach © amiga
W drodze do celu
W drodze do celu © amiga


Po kilkudziesięciu minutach następuje koniec... Wszyscy zawodnicy dostają koce termiczne, coś ciepłego do picia, coś do zjedzenia. Organizacja jest niezła, co zresztą potwierdza Darek.

Na mecie
Na mecie © amiga
Zimowe ubranko ;)
Zimowe ubranko ;) © amiga
Darek na mecie :)
Darek na mecie :) © amiga
Pogoda, a raczej wiatr nie rozpieszcza, wkrótce wszyscy marzniemy, po biegu ubrania są wilgotne, pora jak najszybciej się rozejść i pojechać do domu... 

Wracając do domu
Wracając do domu © amiga

Rozstajemy się i jadę podobnie jak tutaj dojechałem, najkrótszą drogą do domu... 

Przemarznięty, ale jednak zadowolony z tego wyjazdu. Ciekawe kiedy kolejny raz wsiądę na rower... 




Tropiciel 26

Niedziela, 21 października 2018 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Jak to zwykle bywa, przed większym wyjazdem zawsze panuje chaos. Wyjazd na Tropciela był planowany od miesiąca, może nawet ciut dłużej, w ostatniej chwili pokrzyżowały mi się plany. W efekcie na spotkanie z Darkiem i Darkiem ;) docieram z godzinną obsuwą. 
Na szczęście do Wołowa prowadzi Darek ;) 

Jakoś dziwnie mi się pisze gdy 3 osoby w jednym aucie mają na imię Darek ;) Może więc przyjmę, że Darek to Djk71, a drugi Darek to Darek, siebie będę określał poprzez Ja i może jakoś to pójdzie ;)

Droga do Wołowa na szczęście przebiegła bez większych problemów, zresztą tych mniejszych też nie było. Na miejscu spotykamy resztę ekipy - Anię, Dorotę, Krzyśka i Tomka. W sumie 7 osób. Jako, że regulamin Tropiciela dopuszcza drużyny 2-4 osób to podzieliliśmy się na 2 grupy. Większa połowa to Etisoft Bike Team 1 (djk71, Krzysiek, Ania, Tomek) i mniejsza połowa to Etisoft Bike Team 2 (Dorota, Darek i ja ). 

Do startu mamy ponad 2 godziny, jednak przygotowania zajmują trochę czasu, gdy już wszystko ogarnęliśmy okazuje się, że mamy całe 30 minut. Pora coś zjeść, napić się... 

O 0:10 udajemy się na górkę przy OSiR Wołów na której znajduje się START. Dostajemy mapy, krótką historyjkę i trzeba rozrysować plan jazdy. Sama trasa nie wygląda na skomplikowaną, jednak nie raz zaliczyliśmy wtopy na prostych rzeczach. Trzeba więc mieć oczy dookoła głowy. 

Pora spiłować pazurki ;)
Pora spiłować pazurki ;) © amiga
W oczekiwaniu na start
W oczekiwaniu na start © amiga
Na szczycie górki startowej w Wołowie
Na szczycie górki startowej w Wołowie © amiga

Wstępny plan to punkty w kolejności: A, C, E, K, L, I, F, G, D, H, B

Tak więc zaczynamy od A, niby nic specjalnego, ale przy wyjeździe z miasta błąd, prowadzą nas Krzysiek i Tomek. Nie mam ani czasu, ani sposobności spojrzeć na mapę, przyjrzeć się planowi wycieczki, w zasadzie nie kontroluję toru jazdy. Mam tylko cichą nadzieję, że Krzysiek i Tomek mają pojęcie co robią, liczę też trochę na Darka(djk71). Wkrótce po korekcie trasy docieramy do PK, w zamian dostajemy Snikersa :). 

Kierujemy się na punkt C, osobiście pewnie wybrałbym trasę od północy, wydaje się bezpieczniejsza, ale grupa zadecydowała inaczej, dwóch ścigaczy prowadzących ponownie przestrzeliwuje właściwy wjazd, nie podoba mi się to, jeżeli każdy punkt będziemy tak zaliczać, to nie wróży to dobrze reszcie trasy, teraz jesteśmy wypoczęci, a co będzie dalej? 
Sam punkt jest niespodzianką, jest to solidnie zamaskowane nielegalne kasyno, trzeba odpowiedzieć na kilka dziwnych pytań. Jakimś cudem naszej grupie wychodzi to lepiej, EBT1 ma dodatkową pulę pytań. W między czasie zaczyna kropić. 

Gdy jechaliśmy do Wołowa sprawdzałem radary i prognozy pogody, wszystko wskazywało na to, że dorwie nas jakaś ulewa na trasie, czyżby miało to być już na początku jazdy? Ech, nie taki był plan. 

Mafia czeka
Mafia czeka © amiga

Powrót do szosy i jedziemy na północ odnaleźć punkt E, tym razem trafiamy bezbłędnie, na dzień dobry gra w Cymbergaja pomiędzy mną a Krzyśkiem z EBT1. Zasady proste, szanse 50% na wygraną i... ponownie moja drużyna prowadzi. Mamy chwilę by odetchnąć, a EBT1 ma dodatkowe zadanie przy ognisku słuchają historii... 

Pieczenie rowerzystów
Pieczenie rowerzystów © amiga
Może zagramy?
Może zagramy? © amiga

Punkt K nie wydaje się specjalnie daleko, wg mapy powinna do niego prowadzić na wprost ścieżka przez las, jednak, przy wyjeździe zamiast na południe, pojechaliśmy na północ, ponownie dały znać o sobie chęci szybkiej jazdy bez zastanowienia. Dopiero na skrzyżowaniu leśnych ścieżek udaje się zatrzymać "ucieczkę" i skierować wszystkich we właściwą stronę. Przecinki w lesie jednak nie do końca opowiadają temu co jest w rzeczywistości,  powinny być przejezdne, a okazuję się zbyt krótkie, urywają się po kilkuset metrach. Przy powrocie z jednej z nich koło wpada mi w dziurę, zaliczam glebę. Na szczęście prędkość zerowa, podłoże "miękkie".  
Za to rower nie do końca wychodzi bez szwanku, wypadło tylne koło z zacisku, poluzowała się prawa klamka hamulca i obróciło się siodełko. O ile 2 pierwsze problemy to pierdoły, to coś stało się z zaciskiem sztycy, siodełko ma tendencję do opadania. Masakra... 

Cóż... ruszamy dalej, tym razem mocno dookoła lasu, przestrzeliwujemy jedną z przecinek, tym razem to moja wina, choć w tempie jakim jedziemy nie do końca jestem pewien odległości na mapie, zamiast 2 wydaje mi się, że do przejechania są 4 cm... 
W zamian za nadłożenie drogi możemy podziwiać niesamowitą pełnię księżyca wyłaniającego się spomiędzy chmur
Tak więc mocno dookoła ale trafiamy w końcu do K... 

Zadania nie ma, jest tylko perforator... zresztą to chyba reguła na tropicielu, że najdalej wysunięte punkty od bazy nie mają obsady. 
Chwila na dziurkowanie i jedziemy na L, by nie kombinować wracamy do wsi Dębno, stamtąd droga powinna nas wyprowadzić do PK. Oczywiście  lekko nie ma, pojawiają się bruki których osobiście nie lubię, chyba nikt normalni ich nie lubi ;) 
Tym razem z odnalezieniem perforatora nie ma problemu. Punkt bez obsady. 

Nieobsadzony punkt
Nieobsadzony punkt © amiga

Kierunek punkt I, powrót do Dębna, dalej Rudna, bruki zabijają, cały peleton nieco zwalnia, jedynie djk71 na bujanym rowerze nie ma problemów, choć i tak widzę, że stara się jechać brzegami ulic. Punkt odnajdujemy bez najmniejszych problemów. Do wykonania jest zadanie, przeniesienie wiaderka z jednej pozycji do sędziego, który wyjmuje z niego złotą monetę i odstawienie wiaderka drugiej pozycji. Nie mamy z tym większego problemu. Na jakiś wcześniejszych edycjach Tropiciela już się z tym spotkaliśmy :) więc w jakiś sposób jest łatwiej. 

Punkt F jest kolejnym na naszej trasie, odległość nie jest specjalnie daleka, za to pojawia się górka, na którą podprowadzamy rowery, wjazd jest z drugiej strony ;). Tym razem musimy uwolnić zakładnika. Mamy 10 sekund by przyjrzeć się temu co ma na sobie i na podstawie tego co zauważymy rozbroić bombę. Darek (ten trzeci jest najbardziej spostrzegawczy), bomba nie wybucha :) Ufff

Pora na punkt G, na poprzednich tropicielach trzeba było szukać tego punktu na podstawie wskazówek, tutaj po prostu jest, z jego odszukaniem lekko nie jest jednak dziesiątki lampek piechurów czy rowerzystów wskazują nam odpowiednie miejsce. Na miejscu EBT2 ma proste zadanie, zaśpiewać piosenkę ;) 100 lat wystarcza ;) Musimy jednak poczekać na EBT1 które ma rozkuć 2 swoich członków. Mija dobra chwila nim zostają uwolnieni. 

Próba uwolnienia zawodników
Próba uwolnienia zawodników © amiga

Do mety zostały już tylko 3 punkty, pierwszy do D, w drodze do niego odzywa się mój zacisk na sztycy, puszcza i... siedzę dobre 20 cm niżej... czuję jak kolana dostają popalić, częściowo jadę na stojąco, częściowo siedząc bardzo, bardzo nisko.... w Krzydlinie Małej krótki postój, Krzysiek ma ze sobą kombinerki, dokręcamy resztki uszkodzonego zacisku, jest lepiej, może nie idealnie, ale przynajmniej siedzę wyżej. Siodełko lekko buja się na boki. Trudno... Da się jednak tak jechać. W perspektywie jeszcze jakieś 15 km. Wkrótce docieramy do PK... To coś w rodzaju baru z czasów prohibicji w stanach. Karty zostają od razy przedziurkowane. Możemy jechać dalej, jednak to dobra chwila by coś zjeść, napić się itd... Czasu mamy sporo w zapasie, jeżeli wiec nie nastąpi jakiś Armageddon to dotrzemy do mety. Zresztą formuła Tropiciela jest tak zorganizowana, iż nie ma zwycięzców. Oczywiście są informacje o zajętym miejscu, jednak nie wiąże się to z nagrodami czy gratyfikacjami. Te losowane są wśród wszystkich uczestników.

Melina w lesie ;)
Melina w lesie ;) © amiga

Przed wyjazdem ponownie poprawiam lekko siodełko, mimo wszystko leciusieńko opadło, to może 2 cm jednak robią różnicę w komforcie jazdy. Po w sumie kilkuminutowej przerwie ruszamy. 
Punkt H, bo do niego zmierzamy nie nastręcza specjalnych problemów, trafiamy bezbłędnie, jednak na miejscu zadanie dopasowanie łusek do broni nie jest dla naszej drużyny łatwe, zdecydowanie lepiej poszło EBT1. Osobiście brzydzę się wojskiem, myśliwymi, bronią i wszystkim co ma z tym coś wspólnego, po prostu nie moja bajka. W efekcie dopasowanie łusek zajmuje nam trochę czasu. Cóż nie można wiedzieć i umieć zrobić wszystkiego.

Do odnalezienia został ostatni już punkt B, wydaje się, że nie powinno z nim być większych problemów, choć plan jest taki by dojechać do drogi w okolicach Łososiowic i stamtąd odmierzyć odpowiednią odległość. Jednak gdy kluczmy po leśnych ścieżkach ni stąd ni zowąd trafiamy na miejsce gdzie masa rowerzystów i piechurów pakuje się w ścieżkę, z oddali widać, że tam dookoła ogniska kręci się masa lampek. To musi być punkt. Dojście, czy dojazd do niego nie jest łatwy, trzeba pokonać dość paskudny rów. Na miejscu kolejna zagadka, tym razem z tekstów trzeba wyłuskać pojedyncze litery i złożyć z nich hasło. Minuta, czy może 2 i mamy rozwiązanie. Pora wrócić do bazy, na metę... 

Do mety mamy same asfalty, żarty, a może by terenem okazują się nie trafiać na podatny grunt ;) Chyba wszyscy czujemy zmęczenie. Piachu było więcej niż można by się spodziewać. Na spokojnie docieramy do Osiru, odnosimy karty i kończy się nasza przygoda. 

Jeszcze tylko posiłek i 6 osób z drużyny udaje się na spoczynek. Ogłoszenie wyników będzie za kilka godzin. 

Zadanie do rozwiązania
Zadanie do rozwiązania © amiga

Jako, że dla mnie świt to nie pora na spanie, wolę się przemęczyć i pozwiedzać Wołów. Aparat został w domu, wariactwo przy przepakowywaniu się spowodowało to, że o kilku drobiazgach zapomniałem. Zakreślacz został w Gliwicach, aparat w domu, narzędzia i nowy zacisk do sztycy też jest w Gliwicach... cóż. Nie można mieć wszystkiego. 

Zastanawiam się co może być otwarte o 7:00 w takiej miejscowości w niedzielę. Mam wielką ochotę na dobrą Kawę. Może na stację? Postanawiam jednak pokrążyć po starym mieście. Stacja jest poza nim i średnio mam ochotę wyjść z miasta. Liczę jednak na to, że jakaś żabka, czy inny sklep, punkt będzie otwarty. 

W Wołowie o poranku
W Wołowie o poranku © amiga
Ciekawa zabudowa
Ciekawa zabudowa © amiga
Ratusz w Wołowie
Ratusz w Wołowie © amiga
Może zagramy?
Może zagramy? © amiga
Kościół św. Karola Boromeusza w Wołowie
Kościół św. Karola Boromeusza w Wołowie © amiga
Budzi się dzień
Budzi się dzień © amiga
Poranne mgiełki
Poranne mgiełki © amiga
Mógłbym na to patrzeć
Mógłbym na to patrzeć © amiga
Zabudowania przy Garwolskiej
Zabudowania przy Garwolskiej © amiga
Wołów o poranku
Wołów o poranku © amiga
Nad rowem Wołowskim
Nad rowem Wołowskim © amiga

"Stare miasto" w Wołowie © amiga
Zamek w Wołowie
Zamek w Wołowie © amiga
Stacja PKP w Wołowie
Stacja PKP w Wołowie © amiga

Mija prawie 90 minut zanim decyduję się wrócić do bazy. O kawie nie było mowy, jedynie 2 sklepu z alkoholem były otwarte. Chodziło o kawę może coś ciepłego do zjedzenia.., a nie o upodlenie się o świcie. 

Po powrocie do bazy widzę, że już ekipa się wybudziła. Idę więc do nich, Jakieś 30 minut później pada informacja o tym, że do godziny nastąpi zakończenie Tropciela. 

Losowanie nagród chwilę trwa, wśród nas jedynie Tomek będzie miał pamiątkę :) 

Pora wracać, pakujemy więc manatki i wracamy na Górny Śląsk :)

Na przyszłość mamy jednak nauczkę, by częściej spoglądać jednak na mapę, używać kompasu. Nie pędzić na złamanie karku, bo to nie zawody MTB czy szosowe. Niemniej Ekipa firmowa stanęła na wysokości zadania. w sumie okazało się, że zajęliśmy 7 i 8 miejsce wśród ponad 20 zespołów. Nieźle. 
Organizacja Tropiciela ja zawsze zasługuje na uznanie, na wielkie brawa, choć brakowało mi poszukiwania punktu G ;), może więc następnym razem... 

Łódzki szlak jurajski

Niedziela, 14 października 2018 · Komentarze(3)
Uczestnicy

Niedziela jak to niedziela, rządzi się swoimi prawami. W Tomaszowie jestem kilkanaście minut po 7. Jest jeszcze trochę czasu więc możemy się przygotować, wypić kawę... ;) W końcu ruszamy z Karoliną do Sulejowa gdzie jesteśmy umówieni z ekipą na małą wyprawę rowerową. Wszystko wskazuje na to, że trasa powinna być spokojna bez większych przygód. Na miejscu jest już Goździk. chwilę później dociera Domino83Skowronki, Marcin... W sumie ekipa wyjazdowa składa się z 9 osób, choć doliczyć się nie mogę... ;)

Jeszcze przed wyjazdem podjeżdżamy z Karoliną do kościoła, mimo tego, że już tutaj byliśmy postanawiamy odwiedzić przykościelną latrynę ;) Muszę przyznać, że dawno czegoś takiego nie widziałem... Na wsi 40 lat temu to był normalny widok, jednak w 2018 roku w środku 6 tysięcznego miasteczka przy okazałym kościele i podobnej plebanii. W jakiś sposób obrazuje to podejście kleru do wiernych... ale w końcu nie o tym ma być ten wpis ;)

Chwila rozmowy z Mariuszem i... dowiadujemy się, że trasa w większości prowadzi asfaltami, spoglądam na Pomarańczkę, chyba nie ten rower wziąłem jeżeli mają być asfalty. Jednak coś mi nie pasuje gdy spoglądam na rowery pozostałych uczestników ;). Poza jednym przypadkiem są to tylko górale. Na dokładkę z oponami terenowymi. Coś mi tutaj nie pasuje w zeznaniach ;)

Droga do kościoła w Sulejowie
Droga do kościoła w Sulejowie © amiga
Widok na Sulejów
Widok na Sulejów © amiga

Plan zakłada dojazd do Bąkowej Góry i powrót. Wydaje się, że w obie strony zamkniemy się w 60 km. Coś.. jednak mi mówi, że to tak się nie skończy. Ruszamy, początkowo droga mi znana z kilku poprzednich wyjazdów z Karoliną w te strony. Przy drodze sporo zaparkowanych samochodów, jakieś ostrzeżenie o trwającym polowaniu. Nie wygląda to dobrze, co roku słychać, że jakiś myśliwy pomylił rowerzystę z dzikiem, a nas jest całe stado... Dziki średnio przypominamy, jednak chyba trzeba uważać. Co do samego polowania to uważam, że myśliwi powinni wpierw wystrzelać siebie, zupełnie nie trafia do mnie argument walki z ASF, czy próba regulowania zwierzyny łownej. Dla mnie jest to mordowanie, równie dobrze mogliby pracować w rzeźni. Choć nie jestem weganinem, wegetarianinem, to jednak zwierzęta nie powinny ginąć na wojnie, zresztą podobnie jak i ludzie. 

Odwiedzamy wapienniki w Kurnędzu, kilka zdjęć, słońce zaczyna grzać, zdejmujemy z siebie ciepłe ubrania. Kilka zdjęć i pora ruszyć dalej. Tempo całkiem przyzwoite, ale mam czas by rozglądać się za grzybami. W sumie nie wiem po co to robię, bo w tej chwili i tak ich nie będę zbierał. W 2 miejscach widzę kanie, jednak nie zatrzymuję się. Może gdy będziemy wracali, pytanie tylko czy tą samą drogą? 

Wapienniki w Kurnędzu
Wapienniki w Kurnędzu © amiga
Fotografa cień
Fotografa cień © amiga
Na skale w Kurnędzu
Na skale w Kurnędzu © amiga
Widok na wapieenniki
Widok na wapienniki © amiga
W końcu pora wjechać w teren, w pobliże Pilicy, mamy poruszać się po czerwonym szlaku pieszym. Z poprzednich wycieczek pamiętam, że miejscami jest mało przejezdny. Piasek do pasa ;) O ile szerokie szutry, czy leśne dukty sprawiają mi przyjemność to zabawy w piaskownicy już średnio mi się podobają. Piach ma to do siebie, że mocno spowalnia, a czasami uniemożliwia jazdę. Jednak warto się pomęczyć, warto zejść z roweru, dla tych widoków. 
Nad Pilicą
Nad Pilicą © amiga
Kultowy mostek nad Pilicą
Kultowy mostek nad Pilicą © amiga
Po moście na drugą stronę
Po moście na drugą stronę © amiga
Jesienne drogi
Jesienne drogi © amiga
Ruiny zamku w Majkowicach
Ruiny zamku w Majkowicach © amiga
Co jakiś czas na chwilę przystajemy, a to zdjęcia, a to jakaś ciekawostka, czy inna atrakcja. Chwilami peleton rozciąga się trochę za bardzo. Warto poczekać na wszystkich, szczególnie zdradliwe są nieoczywiste skrzyżowania leśne. Tym bardziej, że ślad zaproponowany przez Mariusza został mocno zmodernizowany ;) 
Uśmiechnięta Karolina ;)
Uśmiechnięta Karolina ;) © amiga
Pod pomnikiem na czerwonym szlaku.
Pod pomnikiem na czerwonym szlaku. © amiga
Po 30 km pada pytanie gdzie obiad? W Przedborzu? Wybór pada na restaurację z którą mamy przykre doświadczenia z Karoliną, przyjmujemy jednak opcję, że była to pojedyncza wpadka. Wtedy na obsłudze była tylko jedna osoba. Choć nie do wytłumaczenia dla mnie jest jak można spieprzyć wątróbkę. Coś co przygotowuje się dosłownie kilka minut. 
Dzisiaj... w restauracji jest kilka osób, nasza 9-ka zamawia kilka różnych dań. Największe wzięcie ma placek po węgiersku. Zresztą też takie zamawiamy. Wydaje się, że jest to bezpieczne danie. Trudno go zepsuć (z wątróbką jest podobnie ;) Dobre kilkanaście minut oczekiwania, dania są wydawane w różnym czasie, co może trochę dyskredytować restaurację. Nas to jedna specjalnie nie rusza. Kibicujemy tym co się doczekali... ;) Sam posiłek tym razem jest przyzwoity, świeży, choć do ideału jeszcze daleko. Myślę, że wizyta Gesslerowej mogłaby kilka spraw poprawić. By jednak nie narzekać trzeba powiedzieć, że było smacznie...  

Rondo w Przedborzu
Rondo w Przedborzu © amiga
Po sytym obiedzie
Po sytym obiedzie © amiga
Po obiedzie ciężko się rozruszać, a na dzień dobry mamy podjazd do Kamieniołomu, ostro pod górkę, po wąskiej ścieżce. Ta atrakcja zupełnie mi nie leży. Bardzo nie lubię 20 cm ścieżek z przepaścią po którejkolwiek stronie. Niestety psychika po kilku glebach ze złamaniami, zwichnięciami, stłuczeniami już mi nie pozwala na takie numery. Choć pewnie całość jest jak najbardziej do przejechania na maratonie XC ;)
Trochę spaceru i jest nieco bardziej cywilizowane miejsce, krótki zjazd przez krzami i docieramy do asfaltu, nie cieszy się nim długo szutry i polne ścieżki czekają na nas ;)
Przedborskie krajobrazy - w tle
Przedborskie krajobrazy - w tle "Fajna Ryba" © amiga
Jesień w pełni :)
Jesień w pełni :) © amiga
Tak docieramy na Bąkową górę chwila przerwy przy zamku i dworku. Pora jednak ruszyć dalej, do zachodu słońca niby jest jeszcze trochę czasu jednak, już zaczyna się chwilami robić chłodniej. Odbijamy w las, na szlaki, trzeba jednak w końcu podjąć jakaś decyzję. Do bazy w Sulejowie mamy jakieś 20 km. Jak będziemy się błąkać po terenie to dotrzemy tam po zmroku. Chyba jednak czas wrócić na drogi. 
Zamek na Bąkowej Górze.
Zamek na Bąkowej Górze. © amiga
W sumie nie nie wiem jak opisać to zdjęcie... ;)
W sumie nie nie wiem jak opisać to zdjęcie... ;) © amiga
Zamek w Bąkowej Górze
Zamek w Bąkowej Górze © amiga
Dwór Małachowskich w Bąkowej Górze
Dwór Małachowskich w Bąkowej Górze © amiga
Wierzbowa aleja
Wierzbowa aleja © amiga
I... po może 2 km jazdy asfaltem pierwsza niespodzianka, nasz przewodnik łapie gumę. 10-15 minut wymuszonej przerwy. Można odpocząć i wygrzać się w słońcu  :)
Pora relaksu
Pora relaksu © amiga
Loża szyderców
Loża szyderców "pomaga" przy wymianie dętki ;) © amiga

Ostatnie 15 km z jednym postojem przy stacji benzynowej. Gnamy na złamanie karku w większości drogami, ale pojawiają się i szutry i leśne ścieżki i piasek ;) Nie zapomniałem oczywiście o Kaniach, tym razem mogę je zebrać. W końcu przy samochodzie będziemy za max godzinę ;) Trafiają się 2 ;). Musze się zatrzymać, zerwać grzyba i dogonić resztę. Na szczęście nie gnają zbyt szybko wiec jest to do zrobienia. 
Około 17 jesteśmy w bazie. Dawno tak mnie nie zmęczyła trasa, dawno nie jeździłem tyle po piachach. Dało to w kość, pewnie kilka dni będę potrzebował na regenerację.
Ponarzekałem sporo, w tym wpisie, na jedzenie, na piaski,  itd... ale gdyby ktoś zapytał się mnie czy pojechałbym jeszcze raz taką trasą, to odpowiedział bym tak... oczywiście, że TAK. W końcu o to chodzi by się zmęczyć, by coś zwiedzić, zobaczyć, porozmawiać. Było rewelacyjnie. Tak więc dziękuję organizatorom :), za tyle przygód :), za trasę, za wyciśnięcie ostatnich potów. Szkoda tylko, że dzień tak szybko się kończy. Cóż. prawo jesieni... Było za to kolorowo :)

Niedziela z Karoliną w Spale

Niedziela, 30 września 2018 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Dzień trzeba było mocno przeplanować, w efekcie ruszamy dopiero przed 16, późno. Wiemy, że nie pojeździmy za dużo, max 3 godziny... 

Map nie bierzemy, co będzie to będzie... Zobaczymy gdzie trafimy. Może nad Niebieskie Źródła? W tym roku jeszcze tam nie byłem, zresztą podobnie jak i przy hali lodowej. Po drodze jeszcze odwiedzamy kozy ;)... Może by kupić mleko? 
Z wizytą nad źródłami
Z wizytą nad źródłami © amiga
Na Niebieskich Źródłach
Na Niebieskich Źródłach © amiga
Przez okno hali lodowej
Przez okno hali lodowej © amiga
Hala lodowa w Tomaszowie Mazowieckim
Hala lodowa w Tomaszowie Mazowieckim © amiga
Minęło kilka miesięcy od czasu gdy jeździłem po Tomaszowie, zaskakują nowe drogi, rodna, wszędobylskie remonty wszystkiego. Rok wyborów do czegoś zobowiązuje, za to później będzie kilka lat ciszy. Cóż dobre i to. 

Gdzie te 7 procent?
Gdzie te 7 procent? © amiga
Dopiero wyjechaliśmy, a słońce już nisko, gdy tylko wjeżdżamy do cienia jest chłodno, bardzo chłodno, czuć wilgoć unoszącą się w powietrzu. Jesień ma jednak swoje prawa. Drzewa jeszcze w większości zielone, jednak ta zieleń już jest zmęczona, to nie ta wiosenna radosna... Kierujemy się w kierunku Spały, dzisiaj raczej nic więcej nie zwiedzimy. 
Słońce coraz niżej
Słońce coraz niżej © amiga
Powoli zmieniają kolory
Powoli zmieniają kolory © amiga
Aleja drzew
Aleja drzew © amiga
Zaskoczona Karolina :)
Zaskoczona Karolina :) © amiga
Po drodze rozglądamy się za grzybami, choć na rowerze to raczej ciężko, szybka jazda i rozmowa nie służą poszukiwaniom, a jadąc sporo rozmawiamy... układamy plany. Kombinujemy ile wlezie... ;)
Jesień już w pełni
Jesień już w pełni © amiga
Nad stawem w Spale
Nad stawem w Spale © amiga
Pora wracać do Tomaszowa, słońce powoli się chowa, może gdzieś dorwiemy je z wiaduktu, ale... jeszcze spory kawałek lasu przed nami. Jadąc zauważamy pojedynczą kanię, hamowanie i... mamy to :) Jest grzyb... może niezbyt wielki, ale nasz :). Zabieramy go ze sobą. 
Barierki na DDRce Tomaszów Mazowiecki-Spała
Barierki na DDRce Tomaszów Mazowiecki-Spała © amiga
Z fotografowania zachodu słońca nic nie wychodzi, słońce zdążyło skryć się za horyzontem zanim wyjechaliśmy z lasu... cóż... 
Za to przy wjeździe do Tomaszowa widzę, śląski akcent... tylko co tutaj robi logo Ruchu Chorzów... ? Jakaś sztama klubów?  Być może.
Ruch Chorzów w Tomaszowie Mazowieckim?
Ruch Chorzów w Tomaszowie Mazowieckim? © amiga

Na miejsce docieramy gdy zaczyna się ściemniać... Dzień był bardzo przyjemny, choć zaskakujący... 
Dzięki Karolina za czas spędzony wspólnie... za te 2 dni w Tomaszowie... 

Z Karoliną - "Na krętych drogach do Niepodległej"

Niedziela, 23 września 2018 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Sobota zresztą podobnie jak i piątek zapowiadały się bez roweru. Sprawy do załatwienia, trochę gonitwy i... wyszło nieco inaczej :)
W niedzielę za to jestem w Tomaszowie Mazowieckim, dzień zapowiada się średnio, dżdży lekki deszcz, wieje od zachodu, radary pokazują deszczowe chmurzyska. O 11 jesteśmy z Karoliną umówieni na rajdzie w Brzezinach, pędzimy samochodem, w międzyczasie  pogoda coraz bardziej straszy... Na szczęście gdy docieramy na miejsce coś się poprawia, jeszcze tylko kawa na stacji, drobne zakupy na drogę i... jesteśmy na starcie i tak z lekkim zapasem czasu.  Witamy się i czekamy na spóźnialskich... Te 25 minut ciągnie się niemiłosiernie, to wina wiatru... pogody, lekkich opadów... 

Powoli zbiera się ekipa
Powoli zbiera się ekipa © amiga

Gdy w końcu ruszamy jest coś około 11:15, z informacji które mamy wiemy, że całość ma zamknąć się w 70 km, kilka postoi w miejscach gdzie coś się wydarzyło. Z wstępnej obserwacji mapy, i prób połączenia miejsc które mamy odwiedzić nie pasuje mi ta odległość. Wydaje mi się, że nie wyjdzie z tego 70... ale zawsze można poprowadzić trasę tak by zakręcała co chwilę, by była maksymalnie kręta... 
Od początku lekkie zaskoczenie, bo o ole sam raczej wybrałbym asfalty, to tutaj organizatorzy postanowili poprowadzić nas szlakami, pieszymi, rowerowymi i końskimi.... Już na wstępie trafiamy na piaski ;)... Nie przepadamy za nimi, ale jakoś się jedzie... Szersze opony lepiej by się na czymś takim spisały, choć nie mogę narzekać i tak mam 2" :)

Pierwszy postój po około 10 km w Woli Cyrusowej pod pomnikiem, a raczej tym co zostało po oryginale. Dowiadujemy się o historii, znaczeniu tego miejsca, czemu pomnik wygląda tak, a nie inaczej. Pewnie na necie trudno szukać takich informacji, ale tutaj wciąż pamięć o tamtych wydarzeniach żyje.  Po kilkunastu minutach ruszamy dalej. 
Pod pomnikiem w Woli Cyrusowej
Pod pomnikiem w Woli Cyrusowej © amiga
Uśmiechnięta jak zwykle :)
Uśmiechnięta jak zwykle :) © amiga
Do Dmosina droga to ledwie 5 km, ale nie jedziemy jeszcze tam, w niedalekim Niesułkowie jest stary cmentarz z okresu I wojny światowej, nazwiska wskazują na niemców, kolejna opowieść i wiemy skąd się tutaj wzięli, czemu jest tego tyle... czemu sam cmentarz wygląda teraz tak a nie inaczej...  Niektóre informacje zaskakują. 
Niesułków-Kolonia - Na cmentarzu z I wojny światowej
Niesułków-Kolonia - Na cmentarzu z I wojny światowej © amiga
Zasłuchani uczestnicy rajdu
Zasłuchani uczestnicy rajdu © amiga
Droga do Dmosina prowadzi przez pola, a raczej należałoby powiedzieć, że przewodnik prowadzi nas polami ;), Miejscami lekko nie ma kopny piach daje popalić ;) Wkrótce docieramy do Dmosina w którym czeka na nas ekipa odtworzeniowa 37 pułku z mini muzeum. Można się przyjrzeć eksponatom, porozmawiać, zapytać się o coś... jest ciekawie. Udajemy się jeszcze pod pobliski obelisk i na kwaterę wojskowa na cmentarzu. Gdy wracamy pod tymczasowe muzeum rozmowy jeszcze trwają. Spędzamy tutaj dobre 45 minut... Z jednej strony fajnie, z drugiej... przy tej temperaturze i wietrze szybko stygniemy. Przy okazji organizatorka rajdu zagaduje Karolinę o to by poprowadziła jeden z wykładów dotyczących podróży :) Zapowiada się ciekawie, jednak piątek wieczór... cóż... to nie jest dobra pora... coś kto wie. 
Krótka przerwa przy tymczasowym muzeum w Dmosinie
Krótka przerwa przy tymczasowym muzeum w Dmosinie © amiga
Przywiezione Eksponaty
Przywiezione Eksponaty © amiga
Nie zazdroszczę ludziom, którzy musieli tego używać
Nie zazdroszczę ludziom, którzy musieli tego używać © amiga
Pod obeliskiem w Dmosinie
Pod obeliskiem w Dmosinie © amiga
Kościół pw. św. Andrzeja Apostoła i św. Małgorzaty w Dmosinie
Kościół pw. św. Andrzeja Apostoła i św. Małgorzaty w Dmosinie © amiga
Na cmentarzu w Dmosinie przy kwaterze z II wojny światowej
Na cmentarzu w Dmosinie przy kwaterze z II wojny światowej © amiga
Żołnierskie krzyże
Żołnierskie krzyże © amiga
Na cmentarzu w Dmosinie
Na cmentarzu w Dmosinie © amiga
Zaczynamy wracać do punku startu, jeszcze tylko ognisko przy leśniczówce w Niesułkowie, na którym pieczemy kiełbaski, pijemy herbatę i oczywiście grzejemy się. Jest przyjemnie, smacznie. A przy okazji dostajemy gadżety :) związane z tematyką rajdu. Jest tego tak dużo, że na czytanie trzeba będzie przeznaczyć kilka zimowych wieczorów :)
Płonie ognisko...
Płonie ognisko... © amiga
Z partyzanckim widelcem ;)
Z partyzanckim widelcem ;) © amiga
Gdy wybija 16 pora się zbierać i wracać do Brzezin, do punktu z którego wystartowaliśmy. Droga zaskakuje, bo osobiście z Karoliną pojechalibyśmy najkrótszą trasą z najmniejszą ilością zakrętów unikając na koniec piachów. Jednak organizatorzy i tym razem zaskoczyli, droga jest mega kręta. Nie oznacza to oczywiście, że jest zła... Po prostu jest inna od tego czego się spodziewaliśmy :)
Kilka minut przed 17 jesteśmy w miejscu gdzie rozpoczęliśmy rajd. Pora na krótkie podsumowanie, podziękowania... 

Mimo lekkiego niedosytu trzeba przyznać, że i frekwencja dopisała i pomysł na rajd też mi się podobał. Skróciłbym jedynie czas na postojach i pewnie wydłużył dystans, tym bardziej że rejon łódzkiego usiany jest pamiątkami z okresy I wojny światowej.

W sumie dzień bardzo dobrze wykorzystany. 
Gdy wracamy po 17 znowu zaczyna padać... Chyba Karolina ma jakieś znajomości gdzieś wyżej...  :) Dzięki :)

Do źródeł Królewskich z Karoliną

Niedziela, 16 września 2018 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Z rana trochę zajęć, kilka spraw do ogarnięcia, w efekcie ruszamy około 11:50, późno, tak więc plan musiał zostać już na wstępnie lekko skorygowany? A gdzie? Cóż... Karolina zaproponowała Królewskie Źródła. Czemu nie? Choć z wiemy, że 90% trasy która nas czeka już znamy, mamy ją objechaną, to jednak nigdy nie trafiliśmy do źródeł. Po prostu o nich nie wiedzieliśmy. 
Prawdę mówiąc to jeszcze wczoraj nie wiedzieliśmy gdzie pojedziemy, cy może zobaczyć wyimaginowanego prezydenta w Spale? Czy może gdzieś na jurę, a może w Świętokrzyskie? Wszystkie opcje było możliwe. 
Mimo tego, iż jest prawie południe, i słońce jest wysoko, termometr twierdzi że jest ciepło, to wiatr robi jednak swoje. Czuć chłód, czuć, że to już bardziej jesień niż lato.

Przez pierwsze kilkadziesiąt km czeka nas jada pod wiatr, nie jest za dobrze, lecz oznacza to, że gdy będziemy wracać, to wiatr będzie naszym sprzymierzeńcem. 

Miejscami zachwyca nas aleja drzew, mieniąca się niesamowitymi barwami, a to trafiamy na coś co obydwoje podsumowujemy "pole golfowe", choć w rzeczywistości ty nie jest. Niemniej równa, przystrzyżona trawa nasuwa nam taką samą myśl...  Musimy się zatrzymać, musimy zrobić zdjęcie. 
Kolorowa aleja drzew
Kolorowa aleja drzew © amiga
Dworek w Rudniku koło Ujazdu
Dworek w Rudniku koło Ujazdu © amiga
Zielone pola
Zielone pola © amiga
A może to pole golfowe?
A może to pole golfowe? © amiga
Dużo rozmawiamy podczas wycieczki, jest o czym, zresztą długo się nie widzieliśmy, prawie miesiąc, czy raczej "aż prawie miesiąc".  Na wysokości miejscowości Rzepki skręcamy, jest wielki znak informujący o źródłach, choć gdyby nie Karolina, to pewnie potraktowałbym go jako reklamę ;). Pisze coś o 3 km, ciekawe jak oznaczenia będą wyglądały dalej. 
Na jednym z zakrętów jest dla odmiany strzałka z napisem Grota :), wskazuje polną drogę. Pora porzucić równe asfalty i wjechać w teren. Wydaje się, że nie powinno być źle, gdy jednak już kawałek ujechaliśmy pojawiają się kałuże i błoto. Na szczęście w większości da się to objechać, ominąć. Po kilkunastu minutach bujania pomiędzy polami coś zaczyna być widać, z daleka majaczy  ogrodzenie drewniane. Podjeżdżając bliżej okazje się, że to taras na szczycie groty.
Ambona w pobliżu źródeł Królewskich
Ambona w pobliżu źródeł Królewskich © amiga
Grota przy źródłach Królewskich
Grota przy źródłach Królewskich © amiga
Oj tam, oj tam...
Oj tam, oj tam... © amiga
Rowerki odpoczywają
Rowerki odpoczywają © amiga
Grota z bliska
Grota z bliska © amiga
Źródła Królewskie
Źródła Królewskie © amiga
Woda o smaku żelaza ;)
Woda o smaku żelaza ;) © amiga
Czysta woda
Czysta woda © amiga
Ciekawe miejsce
Ciekawe miejsce © amiga
Przejrzystość wody zaskakuje
Przejrzystość wody zaskakuje © amiga
Całość to nowa konstrukcja, podejrzewam, że szkielet żelbetonowy pokryty kamieniami polnymi,głównie chyba piaskowce. Niemniej samo miejsce robi wrażenie, jest pośrodku niczego. Myślę, że same źródła mimo że też piękne, to nie wzbudziłyby takiego zachwytu. Spacerujemy pomiędzy kolejnymi źródłami, czytamy umieszczone przy nich tabliczki, postanawiam spróbować wody ze źródła Jana Chrzciciela. Woda... ma nieprzyjemny metaliczny smak, podejrzewam, że gdy ten teren był porządkowany,, gdy grota była budowana, w miejsca gdzie wybijała woda zostały wbite stalowe rurki. Te niestety mają tendencję do korozji i myślę, że stąd smak. Gdy podchodzimy do innych źródełek widzimy rury, rudy nalot obok nich tłumaczy smak. Tak więc chyb wlałbym, by same źródła zostały w formie bardziej naturalnej. Co nie zmienia faktu, że warto tutaj przyjechać, warto odwiedzić grotę. 
Tylko po co ta rura....
Tylko po co ta rura.... © amiga
Widok z tarasu
Widok z tarasu © amiga
Rowery jeszcze stoją
Rowery jeszcze stoją © amiga
Chyba tam pojedziemy?
Chyba tam pojedziemy? © amiga
Nad strumieniem
Nad strumieniem © amiga
Nad strumieniem
Nad strumieniem © amiga
Mija dobre kilkadziesiąt minut gdy wsiadamy na rowery i ruszamy w drogę powrotną.  Oczywiście jak przystało na rasowych bikerów nie chcemy jechać 2 razy tą samą drogą. Wiem, że to czasami się mści, ale na szczęście nie tym razem :) Drogę udaje nam się szybko odnaleźć, mimo, że wyjechaliśmy delikatnie poza mapę. Karolina zna Łódzkie jak własną kieszeń, więc nie obawiam się zabłądzenia. Zachodni wiatr wspomaga nas, mimo, że czujemy lekkie zmęczenie, to nie musimy walczyć ze słabościami, po prostu jedziemy :) Średnia nawet nam rośnie ;) Przy jednym z otwartych sklepów krótka przerwa. Od wyjazdu nic nie piliśmy i nic nie jedliśmy. Pora na krótką przerwę. Pora na odpoczynek. zaskakuje mnie napój jałowcowy z kawą. Muszę go spróbować i mimo, że jest mocno dosładzany to smakuje mi :). W komplecie Grzesiek znika w naszych brzuchach. Niby niewiele, ale wystarczająco by odbudować siły i morale ;)
Coraz bardziej kolorowo
Coraz bardziej kolorowo © amiga
Przerwa w polu
Przerwa w polu © amiga
Rozwinęli nowy dywan :)
Rozwinęli nowy dywan :) © amiga
Łódzkie krajobrazy
Łódzkie krajobrazy © amiga
Mimo, że sama trasa nie była jakoś bardzo wymagająca, czy strasznie długa, to do Tomaszowa wracamy  około 17. Dzień rowerowo może nie był specjalnie długi, ale i tak dobrze wykorzystany. Zresztą jak każda wycieczka z Posterunkową tak i ta był Udana :) 
Dzięki Karolina :)
Słonecznikowe pole
Słonecznikowe pole © amiga

Od Pienin po Pogórze Szydłowskie z Karoliną dzień ósmy

Niedziela, 19 sierpnia 2018 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Dziś niedziela, pobudka bardzo wcześnie, zmieniamy miejsce pobytu, w zasadzie to ostatni dzień naszej wyprawy, przemieszczamy się do Morawicy. To będzie nasza dzisiejsza baza. Na miejscu jesteśmy po około 30 minutach. Miejsca przy Biedronce sporo, dzień niby wolny od handlu ;)

Rozpakowujemy rowery i ruszamy. Jest jeszcze chłodno, choć prognozy pokazywały, że może być i 35 stopni, bezchmurne niebo to potwierdza. Przez pierwsze kilka km ciężko się rozgrzać, ale pojawiające się pagórki dbają o temperaturę naszych ciał ;)
Młyn nad Czarną Nidą w Morawicy
Młyn nad Czarną Nidą w Morawicy © amiga
Kapliczka w Brudzowie
Kapliczka w Brudzowie © amiga
Okolice Brudzowa
Okolice Brudzowa © amiga
Górki w Górkach ;)
Górki w Górkach ;) © amiga
Pierwszą większą atrakcją na naszej drodze jest kościół w Lisowie, co prawda nie jest drewniany, jednak jest zabytkowy, a jego wnętrze pięknie zdobione. W środku trwają przygotowania do mszy. Nie chcemy specjalnie przeszkadzać, choć udaje się obejść go dookoła ;) Tuż obok jest coś na kształt dworu, nie wiem do końca jak to sklasyfikować, czy jest to zabytek, czy jednak jakiś szalony pomysł jakiegoś właściciela terenu. Dach kryty eternitem nie przypadł mi do gustu, może to próba jakiegoś nieudanego remontu?
Wnętrze kościoła św. Mikołaja Biskupa w Lisowie
Wnętrze kościoła św. Mikołaja Biskupa w Lisowie © amiga
Ołtarz w kościele w Lisowie
Ołtarz w kościele w Lisowie © amiga
Czaszka nr jeden w kościele w Lisowie
Czaszka nr jeden w kościele w Lisowie © amiga
Czaszka nr dwa w kościele w Lisowie
Czaszka nr dwa w kościele w Lisowie © amiga
Malowany sufit w Kościele św. Mikołaja Biskupa w Lisowie
Malowany sufit w Kościele św. Mikołaja Biskupa w Lisowie © amiga
Kościół św. Mikołaja Biskupa w Lisowie
Kościół św. Mikołaja Biskupa w Lisowie © amiga
Jakiś dworek przy kościele w Lisowie?
Jakiś dworek przy kościele w Lisowie? © amiga
Sanktuarium Matki Bożej Loretańskiej i Parafia Zwiastowania Pańskiego w Piotrkowicach
Sanktuarium Matki Bożej Loretańskiej i Parafia Zwiastowania Pańskiego w Piotrkowicach © amiga
Krzyż przy kościele w Piotrkowicach
Krzyż przy kościele w Piotrkowicach © amiga

Gdy jedziemy dalej mamy na mapie zaznaczony przejazd kilkoma szutrami, w okolicach Buska często okazywały się wyasfaltowanymi odcinkami, tutaj niestety tak dobrze nie ma. Mało tego często na mapie zaznaczony jest asfalt a trafiamy na kamienie, na piasek, jeżeli już jest szuter to cieszy nas to niezmiernie, bo po tym da się jechać. Kika razy przez złe oznaczenia nie tak wjeżdżamy, dopiero kierunek z którego świeci słońce mówi nam, że coś jest nie tak.

Asfalt czasami zaskakuje ;)
Asfalt czasami zaskakuje ;) © amiga
Ruiny dworku w Drochowie Dolnym
Ruiny dworku w Drochowie Dolnym © amiga
I gdzie te asfaltowe drogi ;)
I gdzie te asfaltowe drogi ;) © amiga
Kierunek Łukowa
Kierunek Łukowa © amiga

Za to w końcu trafiamy na drewniane kościółki, tych ma być dzisiaj kilka, Jeden już w Chomentowie, gdzie tuż obok jest nowy kościół, murowany, ale jest coś co mnie zaskakuje. Nowe kościoły obok starych buduje się najczęściej gdy liczba wiernych rośnie i nie mieszczą się wewnątrz. Więc nowy kościół jest budowany najczęściej na wyrost. Tutaj jest inaczej... nowy kościół ma te same wymiary, przynajmniej optycznie. Więc po co było go budować?  Nie lepiej byłoby wyremontować ten stary? Tym bardziej, że trwa remont dzwonnicy przy nim. Ale może chodzi o prestiż... my też mamy murowany kościół, a we wsi są 2 kościoły ;) I takie podejście dopuszczam. 

Chomentów kościół św. Marii Magdaleny
Chomentów kościół św. Marii Magdaleny © amiga
Kościół w Chomentowie z drugiej strony
Kościół w Chomentowie z drugiej strony © amiga
I mamy kolejną czaszkę
I mamy kolejną czaszkę © amiga

Powoli toczymy się do Morska, wiemy, że kilka razy tędy przejedziemy, zbliża się też południe, może to dobra pora by rozejrzeć się za jakimś barem czy restauracją. W Morsku dolnym jest jakaś Pizzeria, ale zamknięte, jest też otwarty sklep, ale to ostateczność. Robimy kilka zdjęć i wracamy do Morska Górnego, a raczej do Sobkowa ;) gdzie odwiedzamy tamtejszy zamek. Kilka zdjęć z zewnątrz i  wracamy na rynek gdzie powinna być jakaś knajpka. Jest ale zamknięta, chwilę rozmawiamy i wracamy do zamku, tam była informacja o restauracji. Zajeżdżamy więc pod bramę, wjeżdżamy do środka i.... płacimy po 8 zł za możliwość dojazdu do restauracji ;) Tak nie jeszcze nie miałem. Niby to opcja ze zwiedzaniem zamku. 
Ruiny wieży w Mokrsku Górnym
Ruiny wieży w Mokrsku Górnym © amiga
Kościół p.w. Wniebowzięcia NMP w Morsku Dolnym
Kościół p.w. Wniebowzięcia NMP w Morsku Dolnym © amiga
Sad przy kościele w Morsku Dolnym
Sad przy kościele w Morsku Dolnym © amiga
Nad Nidą w okolicach Morska Dolnego
Nad Nidą w okolicach Morska Dolnego © amiga
Przy zamku Sobków
Przy zamku Sobków © amiga

Cóż, zatrzymujemy się w restauracji, zamawiamy dania i idziemy zwiedzać, tyle, że tego nie ma zbyt wiele, wnętrza są zagospodarowane, a to na salę balową, a to na kuchnię, stajnię. DO samego zwiedzania niewiele jest udostępnione, choć kawałek dookoła dziedzińca przeszliśmy. Całość jest przyzwoicie utrzymana. Gdy wracamy jedzenie jest właśnie podawane :) Chwila na posiłek :) i wsiadamy na rowery. W tym momencie zaczyna padać deszcz. Jest zupełnie niezapowiedziany, chmura jednak nie wygląda na dużą, oceniam że za 5-10 minut będzie po wszystkim. Tak też się dzieje... 

Sobków - przy restauracji zamkowej
Sobków - przy restauracji zamkowej © amiga
Sobków - ptaszarnia zamkowa
Sobków - ptaszarnia zamkowa © amiga
Zabudowania zamku Sobków
Zabudowania zamku Sobków © amiga
Na dziedzińcu zamku Sobków
Na dziedzińcu zamku Sobków © amiga
Ruiny zamku Sobków
Ruiny zamku Sobków © amiga
Wozownia zamkowa
Wozownia zamkowa © amiga
Zamek Sobków - ruiny(1)
Zamek Sobków - ruiny(1) © amiga
Zamek Sobków - ruiny(2)
Zamek Sobków - ruiny(2) © amiga
Zamek Sobków - ruiny(3)
Zamek Sobków - ruiny(3) © amiga
Zamek Sobków - ogród
Zamek Sobków - ogród © amiga
Zamek Sobków - widać, że ktoś o to dba
Zamek Sobków - widać, że ktoś o to dba © amiga
Zamek Sobków - może kiedyś odbudują?
Zamek Sobków - może kiedyś odbudują? © amiga
Okolica usiana jest krzyżami z czaszkami
Okolica usiana jest krzyżami z czaszkami © amiga

Jadąc dalej kluczymy kilkukrotnie przecinając DW 766 i linię kolejową. W Chałupkach robimy kolejną przerwę przy sklepie, strasznie chce nam się pić, oranżada pomaga :), kupujemy też zapasy na drogę. Odwiedzamy ośrodek garncarstwa, ale jest zamknięty. Z jednej strony szkoda, z drugiej pewnie byśmy tutaj utknęli na długie dziesiątki minut ;) Kierujemy się na Łukową. Miejscowość wita nam przystrojonymi drogami, dziesiątkami ludzi pędzących do kościoła i do pobliskiego parku. Wygląda do bardzo ciekawie, po chwili wiemy, że chodzi o dożynki. Pod kilkoma budynkami wystrój jest w klimatach mocno rowerowych :)

Budynek dworca w Chałupkach
Budynek dworca w Chałupkach © amiga
Ośrodek tradycji garncarstwa w Chałupkach
Ośrodek tradycji garncarstwa w Chałupkach © amiga
Kościół Matki Boskiej Częstochowskiej w Dębskiej Woli
Kościół Matki Boskiej Częstochowskiej w Dębskiej Woli © amiga
Okolice Zbrza
Okolice Zbrza © amiga
Stamtąd przyjechaliśmy
Stamtąd przyjechaliśmy © amiga
Rowerzyści w Łukowej
Rowerzyści w Łukowej © amiga
Łukowa wystrojona na dożynki
Łukowa wystrojona na dożynki © amiga
Ten uśmiech :)
Ten uśmiech :) © amiga
Opatrzyłem krówki, świnki teraz jadę na dożynki ;)
Opatrzyłem krówki, świnki teraz jadę na dożynki ;) © amiga

Powolutku zaczynamy się w kierunku Morawicy, niby niedaleko, ale mylimy drogę, zmylił nas jeden z mostów, w efekcie po raz kolejny jechaliśmy, czy raczej podjeżdżaliśmy Łukową ;) Gratis kilka km :) W Morawicy już na miejscu chwila odpoczynku, pora na herbatę, na odpoczynek w cieniu. Pakujemy się do samochodów i jedziemy do Tomaszowa :)
Stary młyn w Wolnicy
Stary młyn w Wolnicy © amiga
Młyn nad Czarną Nidą
Młyn nad Czarną Nidą © amiga
Długa droga za nami
Długa droga za nami © amiga
Wielki dzięki Karolina za kolejną wyprawę znienacka, zupełnie bez planu i jak zawsze udaną, świetnie się bawiliśmy mimo tego, że od początku dopadały nas drobne awarie i przygody, ale dzięki temu będziemy to długo pamiętać :)

Od Pienin po Pogórze Szydłowskie z Karoliną dzień siódmy

Sobota, 18 sierpnia 2018 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Poranek zaczyna się wcześnie, zresztą jak zwykle n naszych wyjazdach, szybkie śniadanie, rowerki gotowe i ruszamy. Opracowany wczoraj plan kieruje nas do Pińczowa, ale oczywiście nie najprostszą drogą. Będziemy jechali nieco dłuższym wariantem, ale myślę, że bardziej malowniczym :)

Wschodzące słońce nad kempingiem Gacki
Wschodzące słońce nad kempingiem Gacki © amiga
Spotkanie na wysokości
Spotkanie na wysokości © amiga

Odwiedzamy Krzyżanowice, drewniana dzwonnica przy kościele przykuwa naszą uwagę, choć na mapie nie jest zaznaczona, za to obok jest spory park wydaje się, że to miejsce po dworku, pałacu. Wewnątrz jest jakiś ośrodek z hotelem. Troszkę tam krążymy, ale nie ma specjalnie nic ciekawego. 

Drewniana dzwonnica przy kościele św. Tekli w Krzyżanowicach Średnich
Drewniana dzwonnica przy kościele św. Tekli w Krzyżanowicach Średnich © amiga
Pierwsza znaleziona dzisiaj czaszka
Pierwsza znaleziona dzisiaj czaszka © amiga
Pomiędzy drutami
Pomiędzy drutami © amiga

W drodze do Pińczowa trafiamy na 2 krzyże z czaszkami :), dobrze się zapowiada. Końcówkę pokonujemy drogą wojewódzką. Na szczęście to wczesna pora samochodów prawie nie ma. Dość szybko za to docieramy do Pińczowa, od razu zauważamy Sanktuarium, wjeżdżamy do środka i... 2 kolejne czaszki znalezione. Na dziedzińcu spędzamy dobrą chwilę, wchodzimy też do kościoła, kończy się nabożeństwo więc jest szansa na zwiedzenie wnętrza. Tyle, że ksiądz skończył, a ludzie coś się nie kwapią do wyjścia...  Mija kilka minut więc odpuszczamy, wsiadamy an rowery.... 

Jakiś urodzaj krzyży z Czaszkami
Jakiś urodzaj krzyży z Czaszkami © amiga
Z drugiej strony też jest :)
Z drugiej strony też jest :) © amiga
Kościół p.w. Nawiedzenia NMP w Pińczowie
Kościół p.w. Nawiedzenia NMP w Pińczowie © amiga
Wnętrze kościoła w Pińczowie
Wnętrze kościoła w Pińczowie © amiga

.. i pojawia się problem, przytarłem kierownicą jakąś beemkę, kierowca jakiś krzykacz, raptus, wzywa policję, cóż.. średnio mnie to rusza. Za to tracimy trochę czasu. Przy policji nieco się uspokaja, nie ma papierów, nie zna numeru rejestracji swojego samochodu... coś dziwnego. Dzwoni po rodzinę by przywieźli mu dokumenty... Kończy się tym, że podaję mu mój numer polisy OC (w życiu prywatnym, w końcu po dobrych 10 latach się przydała ;). Samo uszkodzenie niewielkie, ale pewnie warsztat wyliczy to na kilka stów... Pod dobrych 40 minutach i spisaniu oświadczenia ruszamy dalej. Niemiła przygoda na początek dnia, ale zdarzyła się i zostanie w pamięci. 

Po Pińczowie krążymy dobre 20 minut odwiedzając kolejne miejsca, w sumie ciekawe  miasteczko. Jednak pora ruszyć dalej. Jest jeszcze tyle do zwiedzenia... 

Kościół pw. św. Jana Ewangelisty w Pińczowie
Kościół pw. św. Jana Ewangelisty w Pińczowie © amiga
Wnętrze kościoła Jana Ewangelisty
Wnętrze kościoła Jana Ewangelisty © amiga
Która to czaszka dzisiaj?
Która to czaszka dzisiaj? © amiga
Zabytkowa kapliczka w Skowronnie Dolnym
Zabytkowa kapliczka w Skowronnie Dolnym © amiga
Kolejna zabytkowa kapliczka w Skowronnie Dolnym
Kolejna zabytkowa kapliczka w Skowronnie Dolnym © amiga
Tutaj nie zatankujemy ;)
Tutaj nie zatankujemy ;) © amiga

Co jakiś czas zatrzymujemy się i fotografujemy, okolica usiana jest kapliczkami, krzyżami, pojawiają się dworki, kościoły, szkoda, że tych drewnianych nie ma. Ale wschód, zachód i południe Gacków mamy objechane, została nam północ. W planie mamy jeszcze zajechanie do Buska-Zdroju a raczej do Choteliku pod Buskiem. Gdzie jest kościółek który ostatnie pominęliśmy, nasz błąd zauważyliśmy gdy odjechaliśmy już dość daleko, a że dzisiaj będziemy wracać od strony Buska, to można to naprawić ;)

Kościół św. Mikołaja w Imielnie
Kościół św. Mikołaja w Imielnie © amiga
Zrekonstruowany dworek w Stawach
Zrekonstruowany dworek w Stawach © amiga
Motkowice - ruiny gospodarstwa
Motkowice - ruiny gospodarstwa © amiga
Kawałek drogi wzdłuż Nidy jest wysypany drobnymi kamykami, są mocno ubite, jednak co jakiś czas pojawiają się kałuże, zagłębienia i błoto, opony w rowerach wyglądają paskudnie, oblepiły się tym czymś. Na dokładkę wjeżdżam w jakąś kałużę, tak więc trochę błota ląduje na mnie ;) Kombinujemy gdzie umyć rowery? Może znowu w bazie? Ale przypominamy sobie, że przy wjeździe do Buska-Zdroju była chyba myjnia. I tak tam będziemy to poszukamy ;)

Droga wzdłuż Nidy
Droga wzdłuż Nidy © amiga
Uśmiechnięta Karolina
Uśmiechnięta Karolina © amiga
Nad Nidą
Nad Nidą © amiga
Okolice Rębowa
Okolice Rębowa © amiga
Czaszki w Zakościelu
Czaszki w Zakościelu © amiga
Krzyż z drugiej strony
Krzyż z drugiej strony © amiga

Docieramy bocznymi drogami do Kijów, sama miejscowość zupełnie nie zachwyca, za to kościół i owszem, widać, że zostało wpompowane tutaj sporo pieniędzy. W zasadzie to chyba jedyna atrakcja. Coś na kształt rynku tuż obok jest zupełnie nijakie. Tak więc za długo tutaj nie zostajemy, szybko wyjeżdżamy dalej. Po drodze na mapie mamy zaznaczone zielone słoneczka. Okazuje się, że to jakieś zjawisko przyrodnicze. W sumie opis nic nam nie mówi, ale okazuje się, że to skałki. W tym miejscu faktycznie są zjawiskiem ;) Wszędzie dookoła płasko, bez skał. Królują pola, a tutaj niespodzianka. 
Brama Kościelna w Kijach
Brama Kościelna w Kijach © amiga
Kościół p.w. św. Piotra i Pawła Apostołów w Kijach
Kościół p.w. św. Piotra i Pawła Apostołów w Kijach © amiga
Wnętrze kościoła w Kijach
Wnętrze kościoła w Kijach © amiga
Gdzieś pomiędzy Lipnikiem a Kątami
Gdzieś pomiędzy Lipnikiem a Kątami © amiga
Ciekawie się jedzie po tym mostku
Ciekawie się jedzie po tym mostku © amiga
Skałki w okolicach Gartatowic
Skałki w okolicach Gartatowic © amiga
Skałki jeszcze raz
Skałki jeszcze raz © amiga
Kolejne skałki
Kolejne skałki © amiga
Okolica znowu się fałduje, to już nie jest jazda po płaskim, ale pojawiają się krótkie i dłuższe podjazdy. Może nie po kilkanaście procent, ale jednak są odczuwalne. Do niektórych kościołów nie ma szans wejść, trwają nabożeństwa. Nie będziemy się tam pchać, p[o prostu szybka fota i ruszamy dalej.
Kościół p.w. św. Jakuba Apostoła w Sedziejowicach koło Buska Zdroju
Kościół p.w. św. Jakuba Apostoła w Sedziejowicach koło Buska Zdroju © amiga
Tego na mapie nie mamy :)
Tego na mapie nie mamy :) © amiga
Kolejne skałki
Kolejne skałki © amiga
Zabytkowa kapliczka w okolicach Chomentówka
Zabytkowa kapliczka w okolicach Chomentówka © amiga

W Szańcu wjeżdżamy an teren kolejnego kościoła, ustawiamy rowery w cieniu, chwila odpoczynku, kończy nam się też woda. Udaje się wejść do środka, mamy kolejne czaszki ;), a tuż przy kościele jest jakiś drewniany niewielki budynek, okazuje się, że to pozostałość po klasztorze Kamedułów. Szkoda, że informacja jest tak skąpa. Historia tego miejsca może być ciekawa. 
Szaniec - kościół Wniebowzięcia NMP
Szaniec - kościół Wniebowzięcia NMP © amiga
Dzwonnica przy kościele w Szańcu
Dzwonnica przy kościele w Szańcu © amiga
Pozostałości z klasztoru Kamedułów w Szańcu
Pozostałości z klasztoru Kamedułów w Szańcu © amiga
Czaszka na krzyżu w kościele w Szańcu
Czaszka na krzyżu w kościele w Szańcu © amiga
Druga czaszka na krzyżu w kościele w Szańcu
Druga czaszka na krzyżu w kościele w Szańcu © amiga
Trzecia czaszka na krzyżu w kościele w Szańcu
Trzecia czaszka na krzyżu w kościele w Szańcu © amiga
Wnętrze kościoła w Szańcu
Wnętrze kościoła w Szańcu © amiga
Jakoś nie do końca pasują mi filary w środku kościoła
Jakoś nie do końca pasują mi filary w środku kościoła © amiga
Boczna nawa
Boczna nawa © amiga
Chyba nieźle poimprezowali ;)
Chyba nieźle poimprezowali ;) © amiga

Kierujemy się do Buska-Zdroju, w kilku miejscach rowerówki zaskakują, wylane są na połowie starej drogi asfatowej. DDRka jest idealna, a droga obok usiana dziurami. Chyba jest zakaz jazdy samochodów, pewni też z wykluczeniem mieszkańców, dojazdów na pola itd. Niemniej pierwszy raz widzę takie rozwiązanie. 

Okolice Nowego Folawarku
Okolice Nowego Folawarku © amiga
Nowiutki asfalt, ale tylko dla rowerzystów :)
Nowiutki asfalt, ale tylko dla rowerzystów :) © amiga

W Busku-Zdroju udaje odnaleźć się myjnię, przy stacji benzynowej. Kilka minut i rowery lśnią, choć białe błoto ciężko było zmyć. Przy okazji zjadamy kanapki, popijamy kawą :) i dopiero wtedy ruszamy do Chotelku, gdzie czeka na nas kościółek drewniany. Na miejscu widzimy, że trwa jego remont, dookoła kręcą się koty. Ktoś je dokarmia. O wejściu do środka nie ma mowy, a szkoda. Może kiedyś... za kilka lat... kto wie. 
Droga do Chotelku
Droga do Chotelku © amiga
Drewniany kościół w Chotelku
Drewniany kościół w Chotelku © amiga
Kościół św. Stanislawa Biskupa w Chotelku
Kościół św. Stanislawa Biskupa w Chotelku © amiga
Jeszcze trwa remont
Jeszcze trwa remont © amiga
Widziane przez dziurę w desce
Widziane przez dziurę w desce © amiga
Nietypowe malowanie krzyża w tej okolicy :)
Nietypowe malowanie krzyża w tej okolicy :) © amiga
Zawracamy i kierujemy się do Gacków, zostało jakieś 10 km, tyle, że w skwarze średnio się jedzie. Droga nieco się dłuży, tym bardziej, że tutaj mamy już wszystko odwiedzone. Po kilkunastu minutach osiągamy Gacki, o gorącej wodzie pod prysznicem nie ma mowy. To chyba największa wada tego miejsca i chyba jedyna. 
Widok na Gacki
Widok na Gacki © amiga
Jezioro w Gackach
Jezioro w Gackach © amiga
Widać kemping Gacki
Widać kemping Gacki © amiga
Ja cię chyba uduszę ;)
Ja cię chyba uduszę ;) © amiga
Wieczorem siadamy przy mapach. Trzeba coś ustalić na jutro. Okolicę Buska mamy odwiedzoną. Chyba ruszymy dalej..