Dzisiaj z rana tak sobie mi się jechało… pogoda mocno
nijaka… Nie wiem co z powrotem… chyba pojadę w wariancie skróconym… Na dokładkę
są zapowiedziane jakieś burze na wieczór… przy czym wyglądają na punktowe… więc różnie to może być.. Ostatnie kilka dni dość dziwne jeżeli chodzi o aurę, jeden dzień taki, drugi owaki. Jakby nie mogło być przez cały czas ciepło i pięknie, ale chyba musiałbym się przeprowadzić na południe europy :)
Poranek raczej standardowy, tyle, że pogoda znowu lekko się załamała, pada, chociaż dzisiaj to jeszcze pół biedy, nie ma tragedii, tyle, że rower wygląda paskudnie, muszę w końcu podjechać na myjnię, gdy tylko się wypogodzi. Za to na drogach masakra, ale to pewnie jest związane z późnym wyjazdem. Paskudny fragment na Wirku..., chyba mam uraz do tego miejsca. Na dokładkę w Bielszowicach zaczęli mi rozkopywać kolejną drogę..., ech... jeszcze chwila i będę mógł wpisać 100% terenu jadąc po szosach... ;P
Drugi raz wyjazd z Maćkiem, tyle, że on dzisiaj wsiadła na rower szosowy, na crossie mam średnie szanse na dotrzymanie tempa... Różnica w przyspieszeniu jest ogromna, jednak jakoś udaje mi się dotrzymać mu kroku. W dość szaleńczym tempie dojeżdżamy do Chudowa, tam chwila przerwy, i ja jadę dalej przez Bujaków i Mikołów do domu,a Maciek zawraca przez Ornontowice do Gliwic.. W Mikołowie robię sobie małą przerwę przy jednym ze sklepów, zaczyna się ścieniać, coś w strasznym tempie skraca się dzień...
Z rana plan nieco inny, po pierwsze wizyta u lekarza, w końcu muszę dojść do tego co jest grane, że wszystko pieprzy się od początku roku, zmiany w pogodzie nie są mi zupełnie obojętne, już czuję osłabienie. Jednak wizyta jest o 8:30. Wychodzę sporo wcześniej i zahaczam o Lidla, dzisiaj w końcu są dostępne graty rowerowe. Interesuje mnie kask, liczę na to, że będzie model sprzed roku. Niestety to jakieś resztki magazynowe, nie to czego oczekiwałem, ale nie ma źle, i tak kupuję bieliznę termoaktywną, w końcu już niedługo czeka nas jesień i później zima, przyda się... Wizyta u lekarza, też owocna, kolejne skierowania, na badania, ale to za jakiś czas, zdążyłem się jeszcze zarejestrować u specjalisty... :)
Wyjazd do pracy więc sporo późniejszy niż zwykle, ale za to było bardzo ciepło... i przyjemnie się jechało po dnach gdy musiałem się ubrać w coś grubszego... Dojazd w takim sobie czasie, ale w tej chwili wyniki nie są moim głównym celem, bark dalej się odzywa :(
Do domu poleciałem po szosach, jakoś tyle, że dłuższą drogą,
pierwsze 20km podobne do wyjazdu piątkowego do Pszczyny, ale zależało mi na tym
by sprawdzić coś co miałem wrażenie, że endomondo mi namieszało i podało jakieś
pierdoły, bo wg niego gdy jechaliśmy z Maćkiem do Pszczyny to pobiłem rekord prędkości na
16km – zrobiłem je w 26 minut… Tyle, że po pierwsze tam jest masa długich
podjazdów to raz, a po drugie jechałem z kumplem i nie ścigaliśmy się… po
prostu mieliśmy dotrzeć do Pszczyny. Więc przejechałem pierwsze 20km dokładnie tak samo…
tyle, że mocno naciskając na pedały…
Zrobiłem ten odcinek w 33 minuty… jadąc w
solidnym tempie…. Zastanawiam się skąd wzięło się te piątkowe przekłamanie,
muszę chyba przeanalizować ślad z gps-a… coś tam musi być… Być może autopauza
źle działa… ???