Spotkanie Integracyjne Zakopane 2017 dzień 4
Niedziela, 4 czerwca 2017
· Komentarze(2)
Kategoria do 136km, Firmowo, W jedną stronę, W towarzystwie
Kończy się spotkanie integracyjne, 10 rowerzystów szykuje się do powrotu na Śląsk, prognozy trochę straszą, jest coś o opadach, burzach gdzieś po 14 może 15...
Plan A to jak się uda to dojechać do Gliwic, plan B do Żywca i wpakować się do pociągu....
O 9:00 z Darkiem, Marcinem, już czekamy na resztę rowerzystów... czas ucieka. Dopiero 40 minut później jesteśmy w komplecie... Możemy ruszyć... Początek to przebijanie się przez Zakopane... miasto totalnie niedrożne... to jeden z tych powodów dla których nie wracam tutaj z przyjemnością... W Katowicach mamy chyba mniejsze problemy z samochodami... ale cóż... może ktoś kiedyś się obudzi... i wywali samochody z miasta, zastępując je komunikacją miejską, z autobusami, tramwajami, czymkolwiek co 10 minut... A samochody niech stoją na obrzeżach miasta.
Zakopane trochę zakorkowane © amiga
Wracamy mniej więcej tym samym szlakiem którym przyjechaliśmy, przez Kościelisko, droga tam jest zdecydowanie bardziej przyjazna rowerzystom, za to ten wiatr w twarz...
Po wczorajszej wycieczce górskiej czuję solidne zakwasy, przez jakiś czas odmawiam zdrowaśki by jakoś dać radę, by przestało boleć... chodzić nie potrafię, za to jazda jakoś idzie...
Na szczęście kierunek Kościelisko to dobra opcja © amiga
Kilkoro nas jest © amiga
Co jakiś czas spoglądam na licznik, miejscami pędzimy po 40 km/h, tylko pierwsza górka była naprawdę Ciężka... dalej jest lepiej, prawie cały czas z górki, aż do Namestova...
Na rowerówce tej prowadzącej do Trestiny mało nie urywa nam głów... nie da się "normalnie" jechać, niby z górki, ale bez pedałowania rowery nie chcą jechać... robimy kilka krótkich przerw.
To chyba będzie moja ulubiona DDRka © amiga
Ciekawe ile czasu zajęło przygotowanie tej rowerówki © amiga
Przerwa w wiacie © amiga
Gdzieś nam zniknęło kilka osób © amiga
Ach te widoczki © amiga
Będziemy mieli fotę ;) © amiga
Dopiero minąwszy tamę na Oravicy gdy obracamy się nieco na północ, wiatr jakby nas zaczął wspomagać, a przynajmniej nie przeszkadza. kilka górek... i kolejna przerwa, tym razem w Namestovie... Pozostało tylko 20 km podjazdu... tyle, że i on zaskakuje, o ile od Żywca na przełęcz Glinne to walka ze sobą, cały czas podjazd bez chwili oddechu, z potworem na końcu, tak od strony Słowackiej, nachylenie jest zmienne, sporo łagodniejsze niż po polskiej stronie, mało tego, po 500m podjazdu pojawia się zawsze krótki zjazd, jest chwila na odpoczynek przed kolejnym podjazdem..
Szybki przejazd przez tamę © amiga
Trochę cienia © amiga
Znowu w Namestovie © amiga
A niby miało być cały czas pod górkę © amiga
W połowie górki ;) © amiga
Wracamy do Polski © amiga
Gdy docieramy do granicy, decydujemy się na krótki postój i zakup serków ;)... Teraz trzeba zjechać, 20 km w dół... tyle, że w Korbielowie odłącza się od nas kilka osób, wsiadają do samochodów i kończą wycieczkę. Reszta jedzie dalej do Żywca...
Na zjeździe do Żywca - szok że to podjechaliśmy © amiga
Gdy docieramy do centru, sprawdzamy radary, rozkład PKP i zapada decyzja... kończymy trasę w Żywcu... po pierwsze zmęczenie po 3 intensywnych dniach, po drugie idzie na nas ulewa... zresztą znajomi już informują, że w Czechowicach-Dziedzicach leje...
Postanawiamy kupić bilety i coś zjeść...
Lubię takie mosty © amiga
Chyba pora coś zjeść © amiga
W między czasie Witek i Sławek jednak postanawiają dojechać do Gliwic, chcą powalczyć z żywiołami... około 16 żegnamy się... wsiadamy do pociągu i... jadąc przez Łodygowice widzimy, że za oknem leje... oj...
Dworzec PKP w Żywcu © amiga
Wsiąść do pociągu © amiga
Rowery na wieszaki? © amiga
Trasa mija dość szybko, wysiadam najwcześniej bo w Katowicach-Piotrowicach, do domu mam 1,5 km. reszta ekipy jedzie do centrum Katowic by tam się przesiąść na pociąg do Gliwic.. Krótkie pożegnanie i jadę do domu...
Nieco później dostaję informację, że wszyscy w domach, wszyscy poza Sławkiem i Witkiem... Ten pierwszy dotarł do Żor, stwierdził, że nie ma sensu dalej walczyć z wiatrem, z ulewą... wezwał samochód... Witek jednak jedzie dalej... informacja, że jest bezpieczny dociera dopiero około 23:30... zaliczył całe 200 km...
To było 4 bardzo intensywne dni... spotkanie integracyjne rewelacyjne, tyle, że standardowo najbardziej zadowoleni byli rowerzyści... :)
Z każdym rokiem trasa się wydłuża, 3 lata temu był Siewierz, 70 km na rowerze i około 30 osób wydawało się wyzwaniem nie do ogarnięcia, 2 lata temu, Wisła... około 90 km... 45 osób..., rok temu ponownie Wisła ale trasa dłuższa ponad 100km... 57 osób, w tym roku Zakopane 200km w 2 dni ponad 60 rowerzystów, strach pomyśleć co będzie za rok... 300km i 100 osób? ;)
Plan A to jak się uda to dojechać do Gliwic, plan B do Żywca i wpakować się do pociągu....
O 9:00 z Darkiem, Marcinem, już czekamy na resztę rowerzystów... czas ucieka. Dopiero 40 minut później jesteśmy w komplecie... Możemy ruszyć... Początek to przebijanie się przez Zakopane... miasto totalnie niedrożne... to jeden z tych powodów dla których nie wracam tutaj z przyjemnością... W Katowicach mamy chyba mniejsze problemy z samochodami... ale cóż... może ktoś kiedyś się obudzi... i wywali samochody z miasta, zastępując je komunikacją miejską, z autobusami, tramwajami, czymkolwiek co 10 minut... A samochody niech stoją na obrzeżach miasta.
Zakopane trochę zakorkowane © amiga
Wracamy mniej więcej tym samym szlakiem którym przyjechaliśmy, przez Kościelisko, droga tam jest zdecydowanie bardziej przyjazna rowerzystom, za to ten wiatr w twarz...
Po wczorajszej wycieczce górskiej czuję solidne zakwasy, przez jakiś czas odmawiam zdrowaśki by jakoś dać radę, by przestało boleć... chodzić nie potrafię, za to jazda jakoś idzie...
Na szczęście kierunek Kościelisko to dobra opcja © amiga
Kilkoro nas jest © amiga
Co jakiś czas spoglądam na licznik, miejscami pędzimy po 40 km/h, tylko pierwsza górka była naprawdę Ciężka... dalej jest lepiej, prawie cały czas z górki, aż do Namestova...
Na rowerówce tej prowadzącej do Trestiny mało nie urywa nam głów... nie da się "normalnie" jechać, niby z górki, ale bez pedałowania rowery nie chcą jechać... robimy kilka krótkich przerw.
To chyba będzie moja ulubiona DDRka © amiga
Ciekawe ile czasu zajęło przygotowanie tej rowerówki © amiga
Przerwa w wiacie © amiga
Gdzieś nam zniknęło kilka osób © amiga
Ach te widoczki © amiga
Będziemy mieli fotę ;) © amiga
Dopiero minąwszy tamę na Oravicy gdy obracamy się nieco na północ, wiatr jakby nas zaczął wspomagać, a przynajmniej nie przeszkadza. kilka górek... i kolejna przerwa, tym razem w Namestovie... Pozostało tylko 20 km podjazdu... tyle, że i on zaskakuje, o ile od Żywca na przełęcz Glinne to walka ze sobą, cały czas podjazd bez chwili oddechu, z potworem na końcu, tak od strony Słowackiej, nachylenie jest zmienne, sporo łagodniejsze niż po polskiej stronie, mało tego, po 500m podjazdu pojawia się zawsze krótki zjazd, jest chwila na odpoczynek przed kolejnym podjazdem..
Szybki przejazd przez tamę © amiga
Trochę cienia © amiga
Znowu w Namestovie © amiga
A niby miało być cały czas pod górkę © amiga
W połowie górki ;) © amiga
Wracamy do Polski © amiga
Gdy docieramy do granicy, decydujemy się na krótki postój i zakup serków ;)... Teraz trzeba zjechać, 20 km w dół... tyle, że w Korbielowie odłącza się od nas kilka osób, wsiadają do samochodów i kończą wycieczkę. Reszta jedzie dalej do Żywca...
Na zjeździe do Żywca - szok że to podjechaliśmy © amiga
Gdy docieramy do centru, sprawdzamy radary, rozkład PKP i zapada decyzja... kończymy trasę w Żywcu... po pierwsze zmęczenie po 3 intensywnych dniach, po drugie idzie na nas ulewa... zresztą znajomi już informują, że w Czechowicach-Dziedzicach leje...
Postanawiamy kupić bilety i coś zjeść...
Lubię takie mosty © amiga
Chyba pora coś zjeść © amiga
W między czasie Witek i Sławek jednak postanawiają dojechać do Gliwic, chcą powalczyć z żywiołami... około 16 żegnamy się... wsiadamy do pociągu i... jadąc przez Łodygowice widzimy, że za oknem leje... oj...
Dworzec PKP w Żywcu © amiga
Wsiąść do pociągu © amiga
Rowery na wieszaki? © amiga
Trasa mija dość szybko, wysiadam najwcześniej bo w Katowicach-Piotrowicach, do domu mam 1,5 km. reszta ekipy jedzie do centrum Katowic by tam się przesiąść na pociąg do Gliwic.. Krótkie pożegnanie i jadę do domu...
Nieco później dostaję informację, że wszyscy w domach, wszyscy poza Sławkiem i Witkiem... Ten pierwszy dotarł do Żor, stwierdził, że nie ma sensu dalej walczyć z wiatrem, z ulewą... wezwał samochód... Witek jednak jedzie dalej... informacja, że jest bezpieczny dociera dopiero około 23:30... zaliczył całe 200 km...
To było 4 bardzo intensywne dni... spotkanie integracyjne rewelacyjne, tyle, że standardowo najbardziej zadowoleni byli rowerzyści... :)
Z każdym rokiem trasa się wydłuża, 3 lata temu był Siewierz, 70 km na rowerze i około 30 osób wydawało się wyzwaniem nie do ogarnięcia, 2 lata temu, Wisła... około 90 km... 45 osób..., rok temu ponownie Wisła ale trasa dłuższa ponad 100km... 57 osób, w tym roku Zakopane 200km w 2 dni ponad 60 rowerzystów, strach pomyśleć co będzie za rok... 300km i 100 osób? ;)