Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2018

Dystans całkowity:1317.36 km (w terenie 181.00 km; 13.74%)
Czas w ruchu:67:03
Średnia prędkość:19.65 km/h
Maksymalna prędkość:62.51 km/h
Suma podjazdów:7949 m
Maks. tętno maksymalne:170 (92 %)
Maks. tętno średnie:152 (82 %)
Suma kalorii:46271 kcal
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:47.05 km i 2h 23m
Więcej statystyk

Powrót lasami

Poniedziałek, 18 czerwca 2018 · Komentarze(0)
Ruszam kilka minut po 17, coś strasznie mi się nie chce. Wiatr w twarz, przynajmniej takie mam wrażenie. Jako, że jadę góralem to szybko odbijam w las, a raczej na hałdy. Tak więc wycieczka zrobiła się terenowa. Zdaję sobie sprawę z tego, że będzie dłużej trwała, ale... chyba tego potrzebuję, Początkowo myślałem o najkrótszym wariancie, jednak im dłużej jadę, tym po głowie chodzi mi więcej opcji ;)


Przejście nie ma ;)
Przejście nie ma ;) © amiga
Na hałdzie w Makoszowach
Na hałdzie w Makoszowach © amiga
Niektóre ścieżki zaskakują, pozarastały, zrobione jakieś zasieli, w jednym z takich miejsc mało nie zaliczam gleby...Na dokładkę coś mi zaczyna szumieć w tylnym hamulcu. W efekcie staję na kilka minut i poprawiam mocowanie, zaczął mi lekko trzeć. 
Wieki mnie tutaj nie było, drogi pozarastane.
Wieki mnie tutaj nie było, drogi pozarastane. © amiga
Ładne kwiatki
Ładne kwiatki © amiga
Coś mało wody w Kłodnicy
Coś mało wody w Kłodnicy © amiga
Podziwiam widoki, stare znajome miejsca, w niektórych nie było mnie ponad rok. A w końcu to tak blisko domu, w drodze do i z pracy, wybór górala to był strzał w 10. Opony szerokie, ale na to z czym muszę walczyć na ścieżkach są idealne. 
Staw kiszka na Halembie
Staw kiszka na Halembie © amiga
Jeszcze kilka lat temu wyglądało tutaj zupełnie inaczej
Jeszcze kilka lat temu wyglądało tutaj zupełnie inaczej © amiga
Trochę piasków
Trochę piasków © amiga
Z lasu wyjeżdżam dopiero w Starych Panewnikach, ostatni fragment szosami. W domu strasznie chce mi się pić... masakra jakaś... czy to jeszcze efekt ostatniego rajdu czy może dzisiejszego powrotu? 
Punkt widokowy w dolinie Jamny
Punkt widokowy w dolinie Jamny © amiga
Wyjeżdżam do cywilizacji
Wyjeżdżam do cywilizacji © amiga

Do pracy o poranku

Poniedziałek, 18 czerwca 2018 · Komentarze(0)
Wstałem nieco wcześniej, ale zanim wszystko ogarnąłem to zrobiła się 7:15... cóż... 
Gdy ruszam to mam wrażenie, że wieje od zachodu... może nie jakoś znacząco ale jednak. Jadę na góralu, nie chciało mi się przezbrajać rowerów, ale chciałbym wieczorem pojechać lasem, a tam ten rower sprawdza się lepiej. 
Tylko co z tego gdy już w Panewnikach odbijam do lasu, tak więc i rano i wieczorem jest szansa na teren :), Teraz raczej łagodnie, bez hałdy na Sośnicy. Trasa nieco dłuższa, ale mniej hardcorowa. 
Denerwują kamienie wysypane na ścieżkach przez Makoszowami. strasznie źle się po tym jedzie. Jakby nie dało się tego w jakiś sposób ubić. No nic...
W firmie jestem w przyzwoitym czasie jak na górala :), jednak ten krótki przejazd spowodował, że wszystko co mam na sobie jest pokryte czarnym pyłem z lasu. Wyglądam podobnie jak po wczorajszym maratonie ;)
lasy Halembskie - solidna wycinka
lasy Halembskie - solidna wycinka © amiga
Na starej hałdzie jeszcze są kałuże ;)
Na starej hałdzie jeszcze są kałuże ;) © amiga
Lasek Makoszowski
Lasek Makoszowski © amiga

"Poszukiwanie Drogi do Wolności" - RnO z Karoliną

Niedziela, 17 czerwca 2018 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Niedziela,16 czerwca... ugadujemy się z Karoliną na wyjazd na rajd... Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłem na rajdzie na orientację. W zeszłym roku sezon przepadł, złamanie ręki i tyle. Wydaje mi się, że był to Tropiciel w 2016.... ale mogę się mylić. 

Wyjeżdżam z domu trochę przed 6... powinienem zdążyć. 

Na miejscu jestem około 8:30... Mamy sporo czasu na przygotowanie siebie, rowerów, na zarejestrowanie się w biurze rajdu. 

Coś po 9 ruszamy na krótką przejażdżkę po okolicy... mała rozgrzewka na szosach. Rowery same śmigają. W sumie przed rozpoczęciem maratonu mamy około 10 km w nogach. Może ciut więcej. 

Zgodnie z planem zabawa zaczyna się o 10:00, odprawa, rozdanie map, start o 10:20. Rysujemy wstępny plan trasy, starając się unikać terenu, a już na 100% unikać szlaków końskich, których w okolicy jest dość trochę. Zresztą baza jest w stajni :) a jadąc drogami mijamy kolejne kilka... 

Wczoraj pakując się wypadło na to, że jadę góralem na szerszych oponach, spodziewałem się, że będą piaski.... 

W tej chwili żałuję, że nie zrobiłem zdjęcia karcie z punktami... to 2 strony A4 ;) 21 PK do zaliczenia. Kilka punktów zupełnie poza główną pętlą... szykują się długie puste przeloty, za którymi nie przepadam, a są miejsca jak okolice Gałkówka gdzie 5 PK jest w odległości może 2 km... Te zostawiamy na koniec, mam tylko nadzieję, że to się na nas nie zemści... bo jak braknie czasu to możemy stracić wiele punktów. 

Lampiony jak na RnO są trochę nietypowe, to butelki oklejone taśmą. Pomysł jest niezły... chyba lepszy niż klejenie kartek A4, tanie widoczne i działające :)

Na punktach nie będzie perforatorów, za to trzeba coś zrobić, a to policzyć okna, gwiazdki, sprawdzić datę, autora. 

Zaczynamy od długiego przelotu do kościoła w Kurowicach, to nasz pierwszy PK, na miejscu do przeliczenia liczba wmurowanych łusek. Trochę mnie to zaskoczyło, bo przy tym kościele byłem już kilka raz, jednak nie wpadłem na to, że mogą być tutaj łuski w murze. Szukam czegoś małego przy wejściu, może jakiejś tablicy, obchodzimy kościół dookoła i nic. Karolina zadaje pytanie księdzu, ten pokazuje nam jedną łuskę, to... łuska działa... jest wielka wielka. Próbujemy policzyć, są wszędzie, to bez sensu... pytamy księdza - 32 wmurowane. Uff... Jedziemy dalej, 

Trochę ludzi się zjechało
Trochę ludzi się zjechało © amiga
Krótka odprawa przed startem, prezentacja lampionów ;)
Krótka odprawa przed startem, prezentacja lampionów ;) © amiga

Gaj Benedykta, miejsce gdzieś w lesie, oddalone od głównej drogi, pierwsze spotkanie z piaskami, trochę kluczymy szukając tablicy której się podziewaliśmy, ale w zamian jest kamień z odpowiednią inskrypcją. nas interesuje rok. 
Kolejne PK położone są na szlaku końskim w kierunku Gałkówka, chodzi o kamień w miejsc okopów z 1914 roku, liczbę schodów przy cmentarzu z I wojny i tak powoli jedziemy dalej.
W Gałkówku zmieniamy nieco naszą trasę, odbijamy w kierunku najbardziej skrajnych PK na północnym-zachodzie. Liczymy kondygnacje budynku na terenie bazy wojskowej. Nieco dalej mimo tego, że z mapy wynika, iż czerwony szlak jest przeprowadzony pod czy nad torami to okazje się na miejscu, że kolej nie przewidziała normalnego przejścia. Cóż... pomykamy przez szerokie torowisko z rowerami w rękach... Jeszcze tylko rów i jesteśmy po drogiej stronie.

Gaj Benedykta
Gaj Benedykta © amiga
Miejsce krwawej bitwy
Miejsce krwawej bitwy © amiga

W pobliżu pałac, trzeba przeliczyć okna z tyłu pałacu, tylko jak tam wjechać? Odnajdujemy ścieżkę i jest, 12 sztuk, organizatorzy czatują tan na nas, robią nam kilka zdjęć, a my po chwili ruszam dalej, do może 1/3 trasy. Słońce zaczyna piec. Niby pijemy, ale mam wrażenie, że trochę za mało, cały czas umyka nam jedzenie, wieziemy je co prawda w plecakach ale kto by o tym pamiętał. 

Gdy tak krążymy od PK do PK, zdajemy sobie sprawę z tego, że sporo tych miejsc znamy z naszych wycieczek po okolicy. Cmentarze z I wojny odwiedziliśmy w ramach zapoznania się z mapą gry terenowej ;), tyle, że pytania są szczegółowe i trzeba tam podjechać, bo nie zauważyliśmy napisy, kto by pamiętał jakąś datę, nazwę oddziału, czy autora projektu ;) Na wycieczkach patrzy się na coś innego. 


Policz okna ;)
Policz okna ;) © amiga
Kolejny PK przy cmentarzu
Kolejny PK przy cmentarzu © amiga

Docieramy do bunkra w okolicach Natolina, czy raczej trzeba by to nazwać ziemianką piwnicą, jest lampion, zadanie brzmi, podaj liczbę gwiazdek na pomniku ;). Tyle, że tutaj pomnika nie ma. Zaglądamy na mapę, pomnik jest jakieś 150m dalej, być może o niego chodzi. Ale lampion wisi na bunkrze. To błąd w oznaczeniu i to dość spory. Pamiętam pewną Odyseję Miechowską... gdzie PK jak trafił w kółko to było nieźle, organizatorom oberwało się wtedy solidnie. Pamiętam grupki przeczesujące pole o powierzchni 500x500m. Działo się... 
Tym razem robimy zdjęcie lampionu i ruszamy dalej, cóż... to błąd. Jak się okaże przy kolejnym PK nie jedyny. Kolejny punkt miał być przy kapliczce, z mapy wynikało, że znajduje się za kapliczką jakieś 100m, jadąc jednak widzimy sporą grypę rowerzystów kłębiącą się przy kapliczce... w Małczewie, są też organizatorzy, pokazujemy im mapy... odpowiedź mnie zaskoczyła, to zabawa, w Małczewie nie ma drugiej kapliczki, szkoda tylko, że nikt nie wspomniał, że punkty są poza właściwym miejscem, zaczynam trochę się obawiać co będzie dalej.... Oby to był ostatni błąd... 

Bunkier, czy może piwnica
Bunkier, czy może piwnica © amiga
Wewnątrz piwnicy
Wewnątrz piwnicy © amiga
W pobliżu jest stary cmentarz w Małczewie, wiem, że tam byliśmy chyba rok temu, pora podjechać w to miejsce jeszcze raz, mamy sprawdzić w jakim języku jest inskrypcja na jednym z kamieni. dobrze, że jest tablica, jeden z bikerów mówi że w grece, wierzę i sprawdzam... dla mnie to łacina ;), tym bardziej, że są liczby rzymskie ;) Uzupełniamy kartę i w drogę... 

PK przy cmentarzy z I wojny św.
PK przy cmentarzy z I wojny św. © amiga
Tablica przy cmentarzu w Małczewie
Tablica przy cmentarzu w Małczewie © amiga
Okolice Gałkowa to wysyp punktów, a to do policzenia okna w budynku plebanii, tylko jak je liczyć? Są 4 duże, 10 małych na strychu, dodatkowe 1 w krużganku i 2 piwniczne ;) Już wolę spisywanie dat, czy autora pomnika. 

Kto jest autorem....
Kto jest autorem.... © amiga
Pomnik w Gałkowie, czy może Gałkówku
Pomnik w Gałkowie, czy może Gałkówku © amiga
Zostały nam do zaliczenia 3 ostatnie punkty, wysunięte mocno na wschód, 2 z nich w pobliżu stacji kolejowych w Żakowicach, oczywiście i jeden w Słotwinach... przejazd przez Koluszki... co by nie mówić to nie przepadam za tym miastem, kojarzy mi się z kebabami... choć pewnie jest to krzywdzące dla mieszkańców. Skrzyżowanie drug wojewódzkich niestety nie pomaga temu miejscu. 
Nie oznacza to oczywiście, że nie bywam tutaj przynajmniej kilka razy do roku. W końcu krzyżują się tutaj szlaki kolejowe. Wiele razy wysiadałem na stacji czy to w Koluszkach czy Żakowicach. Na stacji w Słotwinach również bywałem... ;)

Gdzieś po 14 meldujemy się z kompletem punktów w bazie. Temperatura pod koniec trochę dobijała. Picie powoli ale jednak się kończyło. Na mecie musimy chwilę odsapnąć. 
Żurek... pierwsza klasa, to jeden z tych które uwielbiam, przypomina śląski :), czeka też na nas kiełbasa z ogniska, jednak ani ja ani Karolina jakoś nie mamy na nią ochoty, za to herbata, woda, znika litrami.... 

Coś co mnie zaskoczyło to fantom i miejsce gdzie można sprawdzić się w roli ratownika, pomysł niezły... przydatny, i chyba niespotykany na maratonach... wydaje mi się, że chyba tylko na którymś tropicielu było to jako zadanie na którymś z punktów.

Odpoczywamy, powoli pakujemy rowery, rzeczy, korzystamy z łazienki... Witamy się z konikami z kózkami ;), wypełniamy ankiety. Czas ucieka... 
Mizianie konika :)
Mizianie konika :) © amiga
Jest i kózka
Jest i kózka © amiga
Podczas wypełniania ankiety
Podczas wypełniania ankiety © amiga
Pora na odpoczynek
Pora na odpoczynek © amiga

Po 17, pora na ogłoszenie wyników, Przed nami z kompletem przyjechała ekipa z Koluszek, 4 mężczyzn. Tak więc jestem piąty, a Karolina pierwszą kobietą na pełnej trasie. Jest nieźle... 
Organizatorzy jeszcze bardziej zaskakują, gdy okazuje się, że wszyscy uczestnicy otrzymują nagrody.... Dawno tak nie było na rajdzie. Miłe zaskoczenie... 

Co mi się podobało? Organizacja ;),pomysł z lampionami prosty i działający... fajne miejsce.... choć kurzu było co niemiara. 
Ilość nagród, upominków, gadżetów... wow... 
Pomysł na wykorzystanie miejsc związanych z I wojną światową, poprowadzenie takim szlakiem... genialny... 

Uwagi... to 2 błędnie oznaczone punkty, rozwlekłe opisy punktów i zadań do zrobienia. Format A4 opisu PK sporo za duży. Myślę, że kompresja do czegoś pokroju A6, A7 byłaby mile widziana. Brak jednoznaczności szczególnie tam gdzie coś trzeba było przeliczyć... liczba łusek.. nawet księża nie wiedzieli ile ich jest. jeden twierdził, że 32 inny że 37... Przyjmowane były odpowiedzi od kilkudziesięciu w górę ;), liczba okien na plebanii .... podobnie... 
To drobne potknięcia, ale jednak... 

Nie zmienia to faktu, że zabawa była przednia, a jak na pierwszą edycję to nie za bardzo  jest się do czego przyczepić. 

Muszę podziękować Karolinie za tak spędzony dzień, za namówienie mnie (choć długi się nie opierałem) na ten raj. Niesamowicie miło spędzony dzień :) Wielkie dzięki..... brakowało mi trochę tego, a to że nie w Pucharze Polski to co z tego. Tam mam wrażenie, że od jakiegoś czasu trwa wyścig szczurów, gdzieś zostało utracone to coś, zabawa... Spędy po kilkaset osób chyba nie są dla mnie. Nie przepadam za nimi. Wolę kameralne małe imprezy... A to należało do nich. Zresztą Łódzkie ma szczęście to niezłych rajdów, maratonów, ludzi którzy je tworzą, - BikeOrient, OrientAkcja, Krowa...  

Powrót z pracy

Piątek, 15 czerwca 2018 · Komentarze(0)
Ruszam kilka minut po 17, jest ciepło, wiatr w twarz, pora wrócić do domu, jeszcze dzisiaj mam w planie kilka rzeczy do ogarnięcia, zdaje się, że w niedzielę uda się gdzieś wyjechać :)

W tej chwili marzę o jak najszybszym powrocie do domu, tak więc jadę szosami, ale nie do końca, po drodze odbijam lekko w bok, już dawno miałem sprawdzić pewną drogę, ale jakoś zawsze odkładałem to na później. Dzisiaj pora to objechać... droga... nijaka, w zasadzie nic ciekawego, na dokładkę nie prowadzi tak jakbym chciał, nadkładam nieco drogi i wyjeżdżam w pobliżu węzła z A1... nie o to mi chodziło... Cóż...

Wracam na szosy, na Wirku widzę, że szlabany zamknięte, tak więc wbijam się na szlak wzdłuż potoku Bielszowckiego. Trochę terenu nie zaszkodzi.
Od kilku dni chodzi mi po głowie by znowu założyć sztywny widelec w szaraku, ręka jest już raczej sprawna, a amor... przydaje się, jednak i tak mam go najczęściej zablokowany. Pokombinuję może w weekend. 

Do domu docieram w przyzwoitym odpoczynkowym czasie, trochę terenu zaliczone. :) Wieczorem pora trochę odpocząć. Sobota to raczej przygotowania .... 

Nowa trasa?
Nowa trasa? © amiga
Śliwki jeszcze zielone
Śliwki jeszcze zielone © amiga

Piątek 15....

Piątek, 15 czerwca 2018 · Komentarze(0)
Wczoraj dzień minął bez roweru, szkoda dnia, ale urzędy nie czekają, czasami trzeba tam się udać, załatwić co się da i zapomnieć....
Poranek raczej standardowy, samochodów niewiele, jak na porę wyjazdu. Jest 7:15, Lekkie zaciski w Piotrowicach, ale budowa ma swoje prawa, wiem, że będzie jeszcze gorzej, bo dopiero trwają przygotowania... jeszcze żaden z pasów nie został wyłączony z ruchu. Przypuszczam, że nastąpi to w ciągu 2 tygodni... 

Wiatr mam lekko wspomagający, nie jest więc źle, pogoda też jakby lepsza niż przedwczoraj. Zastanawiam się jak będzie wieczorem gdy będę wracał, znowu wiatr w twarz? Pewnie tak, ale może do lasu? Zobaczymy. 

Do firmy docieram w takim sobie czasie, zmęczenie jeszcze daje o sobie znać... pewnie za kilka dni będzie już dobrze. A teraz do pracy :)
Na placu budowy
Na placu budowy © amiga

Powrót z pracy

Środa, 13 czerwca 2018 · Komentarze(0)
Powrót około 16:30, czuję, że mi się nie chce, czuję zmęczenie i jeszcze ten wiatr w twarz, z rana to pomagało, teraz.... cóż... dobrze, że to wieczór. Nie spieszy mi się, aż tak bardzo. Pogoda zdecydowanie lepsza, jest cieplej, choć widać, że jeszcze niedawno coś popadywało. 

Na drogach dość pusto, jednak gdzieniegdzie pojawiają się lekkie zaciski, po głowice chodzi mi by podjechać na myjnię, to niestety się nie dzieje, może pojutrze? Marzę o tym by wskoczyć pod prysznic i odpocząć... 

W końcu docieram do domu... udało się, kolejny dobrze wykorzystany dzień, szkoda, że jutro znowu przerwa, a może i dobrze? Organizm się zregeneruje ;)

Polne kwiaty
Polne kwiaty © amiga

szara rzeczywistość

Środa, 13 czerwca 2018 · Komentarze(0)
Wyjazd integracyjny przeszedł do historii, dziś powrót do szarej rzeczywistości, dojazdy do pracy...
Dzień, trochę dziwny, coś straszą opadami, wiatr mam w plecy, ubrałem wiatrówkę, jest chłodno. Na drogach sporo samochodów, co nie zmienia faktu, że jadę drogami.
Ten tydzień i tak będzie mało rowerowy, jutro mam kilka spraw w urzędzie, poniedziałek i wtorek wypadły... Tak więc zostaje się cieszyć rowerem dzisiaj i w piątek, może jeszcze coś wyjdzie w weekend... 



Do końca jeszcze daleko
Do końca jeszcze daleko © amiga

Powrót z Zakopanego

Niedziela, 10 czerwca 2018 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Sobota minęła dość spokojnie, bez wycieczek rowerowych. Za to na spokojnym spacerze po Zakopanem i okolicy, po kilku tygodniach spiny, kulminacji w czwartek i piątek, wczoraj odpoczywaliśmy z Darkiem. 20 km spacer :), niby nic wielkiego, ale jednak czujemy zmęczenie. 

Zespół Szkół Budowlanych im. dr Władysława Matlakowskiego w Zakopanem Technikum Nr. 1
Zespół Szkół Budowlanych im. dr Władysława Matlakowskiego w Zakopanem Technikum Nr. 1 © amiga
Oby nie padało z tych chmur
Oby nie padało z tych chmur © amiga

Giewont, rok temu tam byłem
Giewont, rok temu tam byłem © amiga
Krajobrazy jak z bajki
Krajobrazy jak z bajki © amiga
Kościół na Pęksowym Brzyzku pw. Matki Boskiej Częstochowskiej
Kościół na Pęksowym Brzyzku pw. Matki Boskiej Częstochowskiej © amiga
wewnątrz kościoła na Pęksowym Brzyzku pw. Matki Boskiej Częstochowskiej
wewnątrz kościoła na Pęksowym Brzyzku pw. Matki Boskiej Częstochowskiej © amiga
Pomniki zaskakują
Pomniki zaskakują © amiga
Czaszka na jednym z grobów na cmentarzu na Pęksowym Brzyzku
Czaszka na jednym z grobów na cmentarzu na Pęksowym Brzyzku © amiga
Kolejna czaszka na grobie na cmentarzu na Pęksowym Brzyzku
Kolejna czaszka na grobie na cmentarzu na Pęksowym Brzyzku © amiga
Pomniki zaskakują
Pomniki zaskakują © amiga
Grób Kornela Makuszyńskiego na cmentarzu Zasłużonych na Pęksowym Brzyzku
Grób Kornela Makuszyńskiego na cmentarzu Zasłużonych na Pęksowym Brzyzku © amiga

Zbieramy ekipę około 8:00, oczywiście są opóźnienia, ruszamy trochę przed 9. Tym razem pozostali najwytrwalsi. Trasa powrotna planowana jest na 100 km do Żywca, a dalej jeżeli ktoś chce też może jechać. W sumie rusza na 9 osób, 2 kolejne mają wyjechać nieco później i podążać inną trasą. Peleton szybko się rozbija, z przodu jadą wycinaki, a ja z Witkiem i Tomkiem spokojnie jedziemy z tyłu. Wiatr nas wspomaga. Jeszcze w Zakopanem krótki postój przy sklepie, szybkie uzupełnienie zapasów. Podjazd na Kościelisko daje się lekko we znaki. Za to dalej... przez kolejne kilkadziesiąt km głównie z górki.

Od Chochołowa po szlaku kolejki.. Pogoda dopisuje... Gdy wracamy na szosy ruch jest sporo mniejszy niż w tygodniu, nie widać Tirów, osobówek też mniej. Kierujemy się na Korbielów, krótszy wariant, znamy go, podjazd nie jest specjalnie wymagający. Na szczycie Złoty Bażant bezalkoholowy, zakup serków i można jechać dalej. Zjazd do Żywca zajmuje nam około godziny :) Tam rozstajemy się z kilkoma osobami, jadą do samochodu w Łodygowicach. 

14% podjazd po bruku ;) za nami
14% podjazd po bruku ;) za nami © amiga
Uwielbiam takie drogi
Uwielbiam takie drogi © amiga

Jest pora obiadowa, tak więc zatrzymujemy się w centrum w restauracji, zamawiamy obiad i czekamy... czasu jest trochę, bo samochody które mają nad odebrać są jeszcze daleko :)... Tak więc najedzeni i napici dzielimy się na 3 grupy, pierwsza jedzie ze mną, druga zapakuje się za chwilę do innego samochodu i trzecia Witek i Sławek którzy postanowili pojechać rowerami do Gliwic. 
W domu jestem około 17... tego wieczora mam jeszcze 2 rzeczy do ogarnięcia. Gdzieś po 21 dostaję informację, wszyscy bezpiecznie dojechali.... 
Ten przedłużony weekend to kulminacja półrocznych przygotowań. Wszystko się udało, nie było większych problemów na trasie, emocje opadły. 
Podziękowania należą się wszystkim którzy podjęli wyzwanie, Za rok obiecujemy, że trasa będzie łatwiejsza... choć niekoniecznie krótsza ;)

Wyjazd integracyjny Zakopane 2018 - dzień drugi

Piątek, 8 czerwca 2018 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Dzień drugi firmowego wyjazdu rowerowego do Zakopanego. Wczesny poranek, pora przyjrzeć się rowerom, sprawdzić czy wszystko działa, czasami wymienić opony ;), podpompować koła. Zbliża się 9, na miejscu jest już kolejne kilkadziesiąt osób mających nam towarzyszyć, w sumie jedzie nas dzisiaj 88. Kilka osób dopiero dzisiaj wyjechało z Gliwic w wariancie 226 km w jeden dzień.

Samochód wiozący rowerzystów lekko się spóźnił, w efekcie wyjeżdżamy z półgodzinnym poślizgiem. Nie ma to jednak większego znaczenia tą trasę planujemy na 10 godzin z postojami... 

Ostatnie przygotowania
Ostatnie przygotowania © amiga
Początek jest wyjątkowo trudny, pojawiają się pierwsze podjazdy, nie są specjalnie długie, ale za to strome, ten "najgorszy" ma około 14%, ale za to widoki.... 
Pomimo wczesnej pory słońce grzeje niemiłosiernie, to jedna z tych rzeczy której się obawiam, odwodnić się w takich warunkach jest się łatwo, a część osób nie ma wyrobionych nawyków picia. 
Prognozy pogoda na dokładkę nas straszą burzami po południu, zastanawiamy się wszyscy gdzie to nas dopadnie i czy w ogóle dopadnie, a może meteo się myli? 
Zwarty szyk
Zwarty szyk © amiga
a teraz w dół
a teraz w dół © amiga
Chwila odpoczynku po ostrym podjeździe
Chwila odpoczynku po ostrym podjeździe © amiga
Jest gdzie się zmęczyć
Jest gdzie się zmęczyć © amiga
Pod sklepem
Pod sklepem © amiga
Początek trasy wygląda tak, że co 2-3 km jest krótki postój, by pozbierać grupy, by zrobić zdjęcia, nie wróży to dobrze czasowi przejazdu. O 12 powinniśmy być na przełęczy Glinka, a mamy za sobą dopiero 12 km i już minęła godzina. W Węgierskiej Górce wjeżdżamy na trakt cesarski, piękna droga bez samochodów, piękne widoki. W Milówce wjeżdżamy na czerwony szlak i jego z grubsza musimy się trzymać. Tyle, że przy projektowaniu trasy w ślad wkradł się błąd i o ile ja czy Darek wiemy jak jechać, to obawiamy się jak poradzą sobie z tym pozostałe grupy. Już na mecie dowiadujemy się, że faktycznie wprowadziło ich to w błąd i wchodzili pod jakieś dziwne mostki, ale bez większych problemów przejechali ten odcinek. Tym bardziej, że za przejazdem kolejowym w Milówce i tak musimy się poruszać główną drogą. 
Piękne widoki
Piękne widoki © amiga
Na mostku
Na mostku © amiga
Kładka w Węgierskiej Górce
Kładka w Węgierskiej Górce © amiga
Sporo chmur na niebie
Sporo chmur na niebie © amiga
Góry coraz bliżej
Góry coraz bliżej © amiga
Okolice Rajczy
Okolice Rajczy © amiga
Droga coraz bardziej stroma
Droga coraz bardziej stroma © amiga
Ostatnia stacja...
Ostatnia stacja... © amiga

Na podjeździe robimy jeszcze 2 krótkie postoje, jeden w Rajczy i drugi w Ujsołach, tam ostatnie uzupełnienie płynów. Zaczyna się bardziej stromy odcinek. To około 8 km, jednak może nam zająć i godzinę. Mimo tego, że im bliżej d granicy tym nachylenie większe, to wszyscy dają sobie z tym świetnie radę. Ewe podwożą na przełęcz drogowcy ;) Łukasz odkrywa, że od dłuższego czasu ma zaciśnięty przedni hamulec... ;) To jest wyczyn... jechać 30 km pod górkę na zaciśniętym hamulcu :) Na szczycie już czekają na nas wozy wsparcia. Są banany, batony, woda, kola itp. Przerwa około 30 minut. Trochę straszą mnie te ciemne chmury na horyzoncie. Może jednak uda się przejechać bez deszczu... 
Wycinanki na drodze
Wycinanki na drodze © amiga
Na szczycie przełęczy
Na szczycie przełęczy © amiga
Teraz długi zjazd
Teraz długi zjazd © amiga
Chmury nie wróżą nic dobrego
Chmury nie wróżą nic dobrego © amiga
Długi zjazd po Słowackiej stronie, ale... wjeżdżamy w ulewę, w ciągu kilku chwil jesteśmy mokrzy, zatrzymujemy się tylko na chwilę, pochować telefony. Ulewa połączona z gradem na dość ruchliwym odcinku drogi nie jest przyjemna. Gnamy jak szaleni, Zatrzymujemy się po około 30km za tamą. Deszcz ustaje. 
Solidnie leje
Solidnie leje © amiga
Ten deszcz nie umila jazdy
Ten deszcz nie umila jazdy © amiga
Chwila odpoczynku
Chwila odpoczynku © amiga
W końcu przestało padać
W końcu przestało padać © amiga
Chyba się wypogadza
Chyba się wypogadza © amiga
Oravská priehrada
Oravská priehrada © amiga
Od grupy jadącej za nami jakieś 30 minut później dowiadujemy się, że oni jechali tylko po mokrych drogach, nie skropiło ich nic z nieba. Cóż trzeba mieć szczęście. ;) Uśmiechnięci zadowoleni jedziemy dalej. Temperatura znowu rośnie, coś czuję, że wyschniemy zanim dojedziemy do hotelu w Zakopanem, a do tego jest coraz bliżej. Zostało około 50 km. 
Ostatni postój w Słowacji
Ostatni postój w Słowacji © amiga
Kawałek z górki
Kawałek z górki © amiga
Od Trsteny zaczyna się 15 km najfajniejszego odcinka na trasie poprowadzonego po starym nasypie kolejowym w kierunku Nowego Targu. Tutaj słychać zachwyty Ochy i Achy, tyle, że patrząc a kierunku Tatr Wysokich widać szalejące tam burze. Oby nas znowu coś nie dorwało. Jedna z rzecz których nie lubię, są burze w lesie i w górach, szczególnie gdy jestem na szczycie. ;)
Most kolejowy przerobiony na rowerowy
Most kolejowy przerobiony na rowerowy © amiga
Krótka przerwa
Krótka przerwa © amiga
Te mostki są niesamowicie klimatyczne
Te mostki są niesamowicie klimatyczne © amiga
Genialna rowerówka
Genialna rowerówka © amiga
Miejsce postojowe przy drodze rowerowej w kierunku granicy z Polską
Miejsce postojowe przy drodze rowerowej w kierunku granicy z Polską © amiga
Tatry coraz bliżej
Tatry coraz bliżej © amiga
Przed Chochołowem
Przed Chochołowem © amiga
Po przekroczeniu granicy jesteśmy w Chochołowie, ostatnia przerwa na trasie, tym razem dość krótka, kilka osób jedzie już siłą woli, ale nie poddają się, do mety około 20km, to jakaś godzina z lekkim okładem. Leciusieńko kropi, na szczęście nie jest to nic wielkiego. ruszamy. Ostatni podjazd na Kościelisko, i dłuuuugi zjazd do Zakopanego. 
Przerwa w Chochołowie
Przerwa w Chochołowie © amiga
Kawałek pod górkę
Kawałek pod górkę © amiga
Kościół pw. św. Kazimierza w Kościelisku
Kościół pw. św. Kazimierza w Kościelisku © amiga
Giewont na wyciągnięcie ręki
Giewont na wyciągnięcie ręki © amiga
Te 3 km od centrum miasta do hotelu są nieprzyjemnie, ruch jak diabli, cały czas lekki podjazd, zajęło nam to dobre 20 minut, ale jesteśmy na miejscu, dotarliśmy, zwyciężyliśmy. Dla wielu osób były to życiówki, rekordy odległości, rekordy prędkości.... 
Dalej nie jadę ;)
Dalej nie jadę ;) © amiga
Już w hotelu
Już w hotelu © amiga

Na miejscu podczas kolacji dziękujemy wszystkim uczestnikom za podjęcie wyzwania, za miesiące przygotowań. To był 5 wyjazd rowerowy w dużym gronie, co roku zapisuje się na nieco coraz więcej osób. Strach pomyśleć co będzie jeżeli przedłużymy dystans do 300km. Podziękowania należą się szefostwu Etisoftu za udzielone wsparcie, działowi HR,osobą które jechały samochodami i w razie czego wspomagały nas, czy to bananami, czy narzędziami. Niespodzianek na całym 220 km odcinku prawie nie było.



Wyjazd integracyjny Zakopane 2018 - dzień pierwszy

Czwartek, 7 czerwca 2018 · Komentarze(0)
Uczestnicy
W końcu nadszedł ten długo wyczekiwany dzień, to zwieńczenie półrocznych przygotowań. Dziś ruszamy jako Etisoft Bike Team do Łodygowic. Zebrało się około 60 osób, jutro w drugi dzień dołączy do nas kolejne kilkadziesiąt. Z roku na rok trasa jest coraz dłuższa, coraz bardziej wymagająca, a i tak zapisuje się coraz więcej osób. Gdy rok temu pisaliśmy o 200km ludzie pukali się w głowę, nie dacie rady... Oczywiście daliśmy radę, tym razem jest jeszcze trudniej.
Trasa nieco dłuższa, 2 dni, pierwszy bardziej spokojny, krótszy z mniejszymi przewyższeniami, drugi dłuższy i do pokonania przełęcz. 

Po 13:00 w końcu ruszamy, podzieleni na 4 grupy po około 15 osób. Mam zaszczyt prowadzić grupę S2, mocno mieszaną, zachowane są parytety :). Wszyscy z którymi jadę przygotowywali się kilka miesięcy do tego wyczynu :)

Jeszcze tylko kilka zdjęć przed wyjazdem i... 
Ostatnie przygotowania
Ostatnie przygotowania © amiga
Ekipa na pierwszy dzień firmowego wyjazdu integracyjnego 2018 - Etisoft
Ekipa na pierwszy dzień firmowego wyjazdu integracyjnego 2018 - Etisoft © amiga

.... i w końcu jedziemy, początki trudne, słońce wysoko, grzeje, pojawiają się pierwsze odcinki z podjazdami, trasę nieco wydłużyliśmy, tak by poprowadzić wycieczkę bocznymi drogami, dzięki temu przejeżdżamy przez Przyszowice i Chudów, gdzie na 2-3 minuty się zatrzymujemy. 
Długi dość łagodny podjazd do Bujakowa, weryfikuje naszą kondycję, nie jest źle :), na miejscu trafiamy na grupę Darka, korzystamy z okazji i uzupełniamy płyny w pobliskim sklepie. Wiem, że za chwilę będzie kolejny podjazd na górę św. Wawrzyńca w Orzeszu.
Już w drodze
Już w drodze © amiga
Okolice zamku w Chudowie
Okolice zamku w Chudowie © amiga
Krótki postój w Bujakowie
Krótki postój w Bujakowie © amiga

Na szczycie rozstajemy się z Maćkiem, jedzie wariantem bardziej szosowym do Goczałkowic, gdzie ma na nas poczekać, my wolimy lasy i szutry. Pojawia się jednak problem, ktoś się za nim puszcza, udaje mi się go powstrzymać, ale mylę drogę... i skręcamy za wcześnie z tego powodu robimy lekki objazd po szczycie górki... nachylenie jest solidne, mój błąd... po kilkuset metrach wracamy na właściwą drogę. Pora na lasy, wpierw Zgoń i dalej już ścieżkami... w kilku miejscach trafiamy na wysypane kamienie. Nie jest to przyjemne. Dobre kilkanaście km dalej wracamy na szosy i lądujemy w Pszczynie pod pałacem gdzie raczymy się lodami :), a niektórzy nawet kawą.
Zbliżamy się do lasu
Zbliżamy się do lasu © amiga
Sklep z Zgoniu
Sklep z Zgoniu © amiga
Szutry nam niestraszne
Szutry nam niestraszne © amiga
Po płytach przed Piaskiem
Po płytach przed Piaskiem © amiga
Grupa S1 właśnie nas mija ;)
Grupa S1 właśnie nas mija ;) © amiga
Podczas przerwy w Pszczynie
Podczas przerwy w Pszczynie © amiga
Jedziemy dalej
Jedziemy dalej © amiga
Spoglądam na zegarek, powinniśmy się zbierać jeżeli chcemy dojechać na miejsce przed zmrokiem, do Goczałkowic nie ma na szczęście daleko, a nowa rowerówka uprzyjemnia nam drogę :). Piękny asfalcik odsunięty nieco od szosy :) W połowie tamu zjeżdżamy, a nawet znosimy rowery, czasami tak trzeba by ominąć jakiś paskudny odcinek. Dalej już tylko szosy. 
Na tamie w Goczałkowicach
Na tamie w Goczałkowicach © amiga
Ścieżka w dół ;)
Ścieżka w dół ;) © amiga
Droga z tamy w Goczałowicach
Droga z tamy w Goczałowicach © amiga
Spacer z rowerami
Spacer z rowerami © amiga
Pozostaje Bielsko-Biała, zdaję sobie sprawę z tego, że to najtrudniejszy i najbardziej wymagający fragment drogi, to jedno z tych miast przez które nie lubię jeździć rowerem, niby są DDRki jednak nie wszędzie i nie zawsze takie jakie bym sobie życzył.  Podjazdy też dodają uroku, stromy podjazd na wiadukt i kolejny chwilę później na ul Zuchów wyciska ostatnie krople potu. Przejazd przez miasto zajął nam sporo czasu, na dokładkę sklepy w większości są już zamknięte, a przydałoby się coś do Picia. Z daleka widzimy Żabkę, podjeżdżamy i... jest zamknięta... masakra. Zdaję sobie sprawę z tego, że przez kolejne kilka km nie ma nic.
Ciekawie to wygląda :)
Ciekawie to wygląda :) © amiga
Wiadukt przy wjeździe do Bielska-Białej
Wiadukt przy wjeździe do Bielska-Białej © amiga
na ul. Zuchów w Bielsku-Białej
na ul. Zuchów w Bielsku-Białej © amiga
Bielskie rowerówki
Bielskie rowerówki © amiga
Zamknięta Żabka
Zamknięta Żabka © amiga
Kółko mi się nie kręci
Kółko mi się nie kręci © amiga
Dopiero na wysokości Wilkowic trafiamy na otwarty sklep, nieco wcześniej Dorota dysząc jak lokomotywa mówi, że chyba coś jest nie tak z rowerem, bo koło nie chce się obracać. Sprawdzam, zerwana szprycha, bicie koła na centymetr, na połowie obwodu koło trze o hamulec, w tej chwili średnio jest czas na naprawę, rozpinam więc hamulec, do hotelu w Łodygowicach niedaleko, dojedziemy. 

Już na miejscu sprawdzamy z Tomkiem koło, o ile udaje się nie nieco wyprostować, to okazuje się, że hamulec też jest uszkodzony. Ktoś za mocno dokręcił jedną ze śrub regulacyjnych i uszkodził go. Próby naprawy pękniętej obejmy do niczego nie prowadzą. Za ten cyrk odpowiedzialny jest jakiś serwis z Knurowa, podejrzewam, że na siłę centrowali koło, przeciągnęli szprychy i uszkodzili hamulec przy regulacji. Masakra. Rower w zasadzie nie nadaje się do dalszej jazdy. Dorota decyduje się kontynuować podróż jako suport.. 

Grupa S2 po dotarciu do Łodygowic
Grupa S2 po dotarciu do Łodygowic © amiga

Pod hotelem
Pod hotelem © amiga
Jest trochę rowerów
Jest trochę rowerów © amiga

Wieczorem przy kolacji rozmawiamy z kilkunastoma osobami, wszyscy zachwyceni, zadowoleni. Dość szybko udajemy się na spoczynek, jutro dłuższa i bardziej wymagająca trasa, sporo długich podjazdów i większa epika :)